Skocz do zawartości
Nerwica.com

acherontia styx

Użytkownik
  • Postów

    12 603
  • Dołączył

Treść opublikowana przez acherontia styx

  1. Zgadzam się z @Wrwsw, te opisy już bardziej wchodzą w krąg zaburzeń, a nie pojęcia intra-/ekstrawertyzmu. Introwertyzm to nie lęk przed kontaktami/sytuacjami społecznymi, co preferencje do potrzebnej ilości kontaktów z innymi ludźmi. Z tym, że to nadal nie jest unikanie, bo introwertycy jak każdy potrzebują kontaktów z innymi, ale potrzebują też czasu w swoim własnym towarzystwie, żeby się zregenerować. Introwertyk jak najbardziej może lubić spotkania towarzyskie, po prostu zbyt długie i wśród zbyt dużej ilości osób stają się dla niego męczące. Zdarza się też, że introwertycy to osoby nieśmiałe, ale nie stawiałabym tego na równi z unikaniem sytuacji społecznych. Ja za to jestem typowym ambiwertykiem, czyli połączeniem introwertyka i ekstrawertyka. Najbardziej uniwersalnym, że tak powiem, bo w każdej sytuacji się odnajdę.
  2. Nie pamiętam aż tak dokładnie, ale ja raczej szybko reaguje na leki i u mnie szybko wiadomo czy dany lek jest dla mnie czy nie.
  3. @mio85 możesz mieć nockę z głowy. U mnie ten lek brany nawet o 5 rano powodował bezsenność.
  4. @one-half nie zmienia to faktu, że escitalopram nie jest lekiem dla mnie, bez względu na to jaką kto ma opinie o tym leku. W czasie gdy został on włączony depresja została zdecydowanie wykluczona przez lekarzy i przeze mnie samą. Typowych lęków też w tamtym okresie nie miałam także tym bardziej nieistotne było czy ten lek działa na lęki czy nie. Ja zostałam tam przyjęta stricte na ustawienie leków i swoją rolę Klinika spełniła w tamtym czasie, chociaż pewnie wiele osób chwyciło by się za głowę widząc benzodiazepiny wpisane do brania na stałe (nie, nie uzależnili mnie, odstawiłam z dnia na dzień po pół roku bez problemu).
  5. @one-half polecam zajebistą opcję "ignoruj" i nadal czytaj ze zrozumieniem, prof. R. jak go nazywasz (chociaż nie wiem którego masz na myśli bo jest dwóch) nie powiedział, że jest za słaby, moja lekarka uznała, że on nie był fanem bawienia się w słabe leki Ja do sertraliny wracałam chyba z 3x co najmniej. Działała za każdym razem. Przy pierwszym podejściu w ogóle przez rok ponad byłam na dawce 25 mg i to w zupełności wystarczało. Później już przekrój dawek był do maksymalnych. Ostatni raz wracałam do niej niecałe 3 lata temu i biorę ją do dzisiaj, obecnie 100mg. A łącznie to pewnie z 7 lat już ją biorę. A działała zawsze na mnie dość szybko. Po 2-3 tygodniach już odczuwałam pierwsze efekty.
  6. Nie stwierdził, że słaby tylko że nie dopasowany do problemu. Ja nie miałam i nie mam depresji. Nawet typowych lęków nie miałam. I tak, dla mnie sertralina do dzisiaj jest najlepszym lekiem, a od tego momentu minęło ponad 8 lat a przerobiłam wiele innych, także mam porównanie. Czytaj ze zrozumieniem.
  7. @fixumdyrdum to po co do nich chodzisz? Pytam teraz serio. Skoro uważasz 99% lekarzy za beznadziejnych. Sama pracuje od kilkunastu lat w tym środowisku i poznałam setki lekarzy różnych specjalności. Jedni nie dość, że byli zajebiaszczy w swoim fachu, to mieli przy tym świetny kontakt z pacjentami, inni też byli dobrzy, ale byli np. gburowaci i ogólnie średnio mili, do niemiłych w kontaktach, a jeszcze inni szału nie robili ani trochę, a mimo to nie postrzegam wszystkich lekarzy przez pryzmat garstki wypalonych zawodowo i znudzonych pracą. Widzę, że coraz częściej chyba jako pacjenci ludzie zapominają, że lekarz nie jest od spełniania ich oczekiwań. Lekarz jest od leczenia i cytując dr House'a z serialu pacjenci najczęściej w tym przeszkadzają. I mogę Ci podać idealny przykład z mojej pracy nawet z tego tygodnia, gdzie sama pacjentka plus jej najbliższa rodzina jej przewlekłą chorobę, która niewątpliwie wpływa na codzienne funkcjonowanie, wykorzystywała w nieuzasadniony sposób i ich postępowanie było źródłem nadużyć w celu osiągnięcia jakichś tam korzyści. I tego postępowania wcale nie nazwał nadużyciem jej obecny lekarz, tylko kierownik referencyjnego ośrodka zajmującego się takimi pacjentami, nie znając nawet jej, mając tylko opis sytuacji ode mnie i nawet dał mi to na piśmie. A ja od początku w tym "konflikcie" stałam z boku nie angażując się w coś co mnie w żaden sposób nie dotyczyło, tylko w końcu jedna ze stron poprosiła mnie o pomoc w wyjaśnieniu sprawy. Także błagam, skończ z siebie robić świętego, biednego i uciskanego przez złych medyków pacjenta, bo tacy nie istnieją. Ale kolega pisał, że schodził diazepamem
  8. Buspiron nie jest lekiem do stosowania doraźnego. Jest do leczenia krótkotrwałego ale dawkowanie jest minimum 2 a często 3 razy dziennie ze względu na dość krótki okres półtrwania.
  9. @fixumdyrdum jesteś dopiero 19 dni bez benzo. Nie ma się co czarować, to jest krótki okres czasu i jak najbardziej takie samopoczucie ma prawo jeszcze występować. Co do psychicznego uzależnienia - sam piszesz, że nasiliły się leki, także jednak organizm upomina się nadal o benzo. Przepraszam, ale jeśli to jest Twój 3 psychoterapeuta w ciągu 1,5 roku, to możemy śmiało uznać, że żadnej terapii nie przeszedłeś. To nie jest terapia, tylko skakanie z kwiatka na kwiatek.
  10. Widocznie jesteś w puli osób podatnych na uzależnienia. U mnie też lekarz stosował swego czasu benzo jak była potrzeba, nawet miałam zlecone na stałe do brania codziennie przez pół roku, ale u mnie to była dawka minimalna. Odstawiłam z dnia na dzień bez problemu, z tym, że no właśnie - u mnie benzo nigdy nie pełniło roli doraźnego radzenia sobie z lękami/atakami paniki. W tej kwestii lekarze od początku wymagali ode mnie radzenia sobie samej, bo w takich kwestiach, benzo stanowi szybkie i wygodne rozwiązanie, ale wcale nie rozwiązuje problemu na dłuższą metę, wręcz go pogłębia. Inna sprawa, że półroczne stosowanie ciągiem i brak problemów z odstawieniem, pokazało też lekarzom, że takie leki można stosować u mnie w miarę bezpiecznie, oczywiście w granicach rozsądku, ale nadal nie przy atakach paniki (których notabene nie mam już od dawna), z lękami też radzę sobie bez jakichkolwiek leków, ale no u mojego lekarza nie ma leczenia tylko lekami, podstawą u niego jest uczęszczanie pacjenta na psychoterapię.
  11. acherontia styx

    Spamowa wyspa

    @Jurecki to możesz zrobić tylko Ty sam, ewentualnie przy pomocy terapeuty.
  12. Łykanie benzo i dobre funkcjonowanie to oksymoron. Te leki wpływają na spraność psychofizyczną i ich ciągłe stosowanie nigdy nie kończy się dobrze.
  13. Nie, bo ja nigdy nie dopuściłam do sytuacji, w której miałaby podstawy podejrzewać, że poszło to w tą stronę. Były pojedyncze sytuacje gdzie rzeczywiście nadużywałam benzo, ale sama widziałam, że zaczyna to iść w złą stronę i przyznawałam się lekarzowi do tego sama, w konsekwencji czego automatycznie recepty na wszelkie benzodiazepiny były bezdyskusyjnie ucinane. I zanim w ogóle się do tego przyznawałam lekarzowi, sama je odstawiałam. Ja mam za dużo do stracenia, żeby pakować się w uzależnienie od jakichkolwiek leków o czym moja lekarka też doskonale wie i u niej poza farmakoterapią, podstawą leczenia jest psychoterapia i tak, ma kontakt do mojej terapeutki mimo, że się nie znają, rozmawiały kilka razy przez telefon jeśli pojawiał się jakiś większy problem i chciały ustalić wspólny front i tak, mają go do siebie w sumie z mojej inicjatywy. Inna sprawa, że ten sam lekarz włączył mi kiedyś benzodiazepiny na pół roku na stałe - miałam brać codziennie określoną dawkę. Po pół roku zostało to ucięte z dnia na dzień - odstawiamy i tyle. Z dnia na dzień. Nie odczułam absolutnie odstawienia po takim czasie stosowania i to też dało mojej lekarce dowód, że można je stosować u mnie w miarę bezpiecznie, jeśli trzymam się zaleconej dawki i jej nie przekraczam, nie zwiększam samowolnie etc. i chociażby częstotliwość proszenia o receptę na takie leki nie staje się podpadająca. Dzisiaj tego typu leki przepisuje mi średnio raz na 2 lata, 1 opakowanie alprazolamu 0,5mg. I nawet go nie zużywam, tylko oddaje do utylizacji bo zdąży się przeterminować, a ja z 30 tabletek zjem przez ten czas max 2. No sorry, ale nie ma podstaw do wysłania mnie na terapię uzależnień.
  14. No ale czy lekarz skłamał? U mnie lekarka powiedziała wprost, bo ja mam rzeczywiście nieograniczony dostęp do leków przeróżnych, nawet stosowanych tylko w lecznictwie zamkniętym - zacznę przeginać z lekami uzależniającymi to załatwi mi tymczasowe zawieszenie prawa wykonywania zawodu, do czasu aż się nie wyleczę. Czyli pozbawi mnie pracy. Mam się obrazić za powiedzenie prawdy? Moje uzależnienie mogłoby narazić innych ludzi. Także no chcąc nie chcąc ma rację czy mi się to podoba czy nie.
  15. Żaden, wszystkie mają działanie p/lękowe mniejsze lub większe.
  16. No tak.... standard, zalecenia lekarza się nie spodobały to już lekarz jest bee. Przypominam tylko, że zadaniem lekarza nie jest spełnianie oczekiwań pacjenta.
  17. acherontia styx

    Objawy somatyczne

    No u mnie zalecenia były dostosowane do przyczyny. U mnie stwierdzono genetycznie uwarunkowaną zmniejszoną potrzebę snu, dlatego leki odpadały, bo jak to powiedział prof. Wichniak, który mnie konsultował "z genetyką się nie dyskutuje'. Oczywiście tym stwierdzeniem nie sugerował, że nic się nie da zrobić, tylko, że leki tu nie są i nigdy nie będą rozwiązaniem i trzeba organizm nauczyć na nowo spać po 2 latach (a ja potrafiłam nie spać ani minuty przez 3 doby z rzędu i nie czuć się specjalnie zmęczona, a czwartej nocy spać np. tylko 3h). U mnie było zalecenie, że nie ważne czy mam wolne w danym dniu czy nie - mam spać nie więcej niż 6,5h wliczając w to okres zasypiania i przebudzenia (nie ważne że od 3 nocy nie spałam w ogóle, 6,5h było absolutnym maksimum!) i ścisłe trzymanie się pór snu. Na początku bywało tak, że w ogóle nie spałam, a jak nie możesz zasnąć to wstajesz i coś robisz, bez leżenia bezczynnego. Przez pozostałe 17-18h doby, łóżko nie istniało, chociażbym padała na twarz - zakaz leżenia/spania, czytania książki leżąc na łóżku etc. Oczywiście tych zaleceń było dużo więcej i wszystkie odnośnie sposoby postępowania, czy to w ciągu dnia, czy w nocy i od razu mi zapowiedział, że tak, na początku prawdopodobnie będę więcej nie-spała niż spała i może to potrwać do pół roku. Jeśli po pół roku nie będzie absolutnie żadnej poprawy to dopiero mam się zgłosić ponownie. A nawet jak poprawa będzie to nadal jeszcze przez +/- rok po ustąpieniu problemów miałam się trzymać nadal zaleceń. Dzisiaj już tak restrykcyjnie do nich nie podchodzę, a większości w ogóle już nie stosuję i śpię. Czy zdarzają się gorsze noce? Owszem, ale one zdarzają się każdemu, nawet ludziom nie mającym problemów ze snem. I uprzedzam ogólnodostępne informacje, że powinniśmy spać +/- 8h i traktowanie zaleceń jak barbarzyństwo - 5,5h snu jest już ilością wystarczającą, która nie niesie negatywnych konsekwencji dla mózgu, dłuższy sen dla mózgu już nic nie zmienia. Inna sprawa to fizycznie odczuwane zmęczenie, bo takie może być odczuwalne, ale staje się niegroźne dla funkcji poznawczych etc.
  18. acherontia styx

    Objawy somatyczne

    Ale tak, lekarze z takich poradni mają swoje wymagania i zasady, których musisz przestrzegać chcąc sobie pomóc. Po Twojej wypowiedzi wnioskuję, że uznasz je za absurdalne bo będąc pod opieką poradni często na początku leczenia nie śpisz wcale a jest absolutny zakaz położenia się chociażby na 5 minut w ciągu dnia. Łóżko w ciągu dnia dla pacjenta nie istnieje, nie ważne czy spał w nocy 3h, 1h czy ani minuty. Barbarzyństwo? Nie, regulowanie często rozwalonego totalnie rytmu dobowego drzemkami w ciągu dnia, leżeniem i oglądaniem telewizji. A niestety jak się nie zwracało przez X lat uwagi na higienę snu to tego się nie odwróci w tydzień czy nawet w miesiąc. Jak uznają że pacjent totalnie nie zna i nie przestrzegał wcześniej higieny snu to pierwszym skierowaniem jakie pacjent dostanie jest skierowanie na grupową terapię poznawczo-behawioralną w celu nauki prawidłowych nawyków, a nie leki. I tak, jest to najlepszy ośrodek w Polsce jeśli chodzi o leczenie bezsenności.
  19. acherontia styx

    Objawy somatyczne

    W Warszawie na NFZ jest Poradnia Leczenia Zaburzeń Snu (skierowanie niepotrzebne). Mi pomogli bardzo a duże problemy ze snem miałam przez ponad 2 lata. Tylko na mnie żadne leki nie działały i psychiatra skapitulował stwierdzając że odsyła mnie do kogoś mądrzejszego. Z tym, że tam leki owszem, ale pierwsze czego wymagają bezdyskusyjnie to przestrzegania higieny snu. I z góry uprzedzają, że leczenie bezsenności może trwać nawet pół roku. No i jeśli młody ma stwierdzoną depresję to mogą odesłać do psychiatry "w rejonie" uznając że bezsenność wynika z depresji, a oni takim typem bezsenności się nie zajmują, bo wtedy trzeba leczyć depresję a nie bezsenność, bo ona jest tylko objawem. Jesteś lekarzem, że zalecasz leki osobie której w dodatku nigdy nie widziałaś na oczy? Twoja wypowiedź pokazuje, że nie masz bladego pojęcia o leczeniu bezsenności. Miałam stwierdzoną ciężką bezsenność, którą wyleczyli w poradni leczenia zaburzeń snu. W moim przypadku nawet o lekach za bardzo nie było mowy, bo one nie działały i lekarz po samym wywiadzie stwierdził, że mogę to wszystko wyrzucić do kosza bo u mnie nie będą działać Ile czasu spędziłam w szpitalu w związku z leczeniem bezsenności? Ani minuty.
  20. @Grouchy Smurf, nie chodzi nawet o samą pracę, tylko w ogóle o jakieś zajęcie. Ja np. wiem, że teraz zbliża się okres w którym za dużo wolnego spowodowałoby pewnie duży zjazd, to grudzień mam tak zaplanowany, że poza pracą etatową, mam jeszcze jedną dodatkową, plus 2 kursy owszem, 3 tygodnie pozapierdzielam jak dziki osioł, ale później dla równowagi będę miała 2 tygodnie bardzo luźne.
  21. Dlatego właśnie mój lekarz uważa, że ja nie mogę mieć za dużo wolnego. U mnie bezczynność dłuższa = równia pochyła. Oczywiście, że odpocząć też trzeba, ale no moje standardowe zwolnienie lekarskie od psychiatry przy pogorszeniu samopoczucia już od 2-3 lat obejmuje mniej więcej 2-3 dni, nie dłużej i mam zapierdzielać z powrotem do roboty. Czuję się słabo? Zapraszamy, wypierdzielać do roboty, zdychaj sobie tam, bo chociaż odwrócisz uwagę od głupich myśli.
  22. Mam podobnie, dlatego u mnie zawsze jesień zima na maksa zajęte czasowo, żebym nie miała za dużo czasu na myślenie.
  23. Ludzie, skończcie przekonywać, nie ma sensu. Tutaj nic nie dotrze. Ścianę łatwiej przekonać. Chce z siebie robić biednego "uszkodzonego" żuczka, niech robi, bo to mu wychodzi świetnie. Może kiedyś dojrzeje do terapii i zrozumie, że 2 cm tu nie są żadnym problemem, a jak nie, to cóż.... cytując moją terapeutkę "nie każdemu da się pomóc". Kolega wybiera robienie z siebie ofiary, to niech sobie będzie. Widocznie tak mu pasuje.
  24. Ogólnie w swoim pytaniu sama sobie odpowiedziałaś.... Czy Ty uważasz, że każdemu za każdym razem chce się wszystko robić, nigdy nie czuje się zmęczony, nie ma gorszego dnia? No nie. Ja praktycznie codziennie mogłabym znaleźć jakąś wymówkę na robienie różnych rzeczy i fakt, zdarza się, że odpuszczam czasami coś, ale ze świadomością, że kolejnego dnia argument "jestem zmęczona" nie będzie miał prawa bytu i chociażbym zdychała będę musiała przynajmniej część rzeczy zrobić. Nie ma w przyrodzie osoby, której zawsze wszystko się chce i jest za każdym razem zmotywowana, super wypoczęta etc.
  25. Bierze ktoś ten wynalazek aktualnie? Lekarka mnie uraczyła owym specyfikiem, biorę od 2 tygodni i z jednym nie kuamio - uboków nie daje absolutnie żadnych. Ale do jakiegokolwiek działania też mu daleko jak na razie
×