-
Postów
8 084 -
Dołączył
Treść opublikowana przez Purpurowy
-
Wkurza mnie moja chwiejność. Wczoraj byłem gotowy skończyć to wszystko. Żadne leczenie i tak nic nie daje, więc po co dalej to ciągnąć? A dzisiaj znowu zapisałem się do psychiatry...
-
Można robić ciekawe rzeczy, dostać ciekawą i dobrze płatną pracę, mieć kochającą rodzinę, osiągać sukcesy, znaleźć miłość i przyjaciół. Przynajmniej tak słyszałem, ale nie dam sobie głowy uciąć że to prawda. Nic mi się z tych rzeczy nie przydarzyło.
-
Standardowo. Wczoraj przy wyjeździe (nigdy nie mówię nikomu gdzie wyjeżdżam, żeby mieć spokój) brat zapytał "gdzie szukać twojego powieszonego ciała?" Aż tak to widać?
-
W zasadzie każdy kto ma mój numer. Co prawda nie mam żadnych przyjaciół, ani nawet znajomych, ale za to mam licznych wrogów. I to wiernych.
-
Z moim wyglądem to wystarczy po bułki do sklepu wyjść, żeby słyszeć takie rzeczy. Chociaż ostatnio już nigdzie nie wychodzę i wraz tylko czytam wyzwiska. I nie, nie chodzi o kolczyki i tatuaże. Bez nich było to samo. Ta
-
Myślę. O tym, czy każdy codziennie dostaje takie wiadomości, czy to ja szczególnie przeszkadzam społeczeństwu?
-
Standardowo, do kitu. Aczkolwiek na samą noc kolejny lamus mnie rozbawił, grożąc pobiciem. Tylu ich już obiecywało i albo nic z tego nie było, albo sami obskakiwali wpierdziel. Jeszcze jeden za dnia mi groził podpaleniem. Se podpali gunwo w dupie.
-
Dalej siedzę w przyczepie i nie zamierzam wychodzić
-
Ożeniłem się i teraz rozwód. Kobieta dostała ultimatum, że dostanie od rodziny to i owo jak w końcu wyjdzie za mąż. Poprosiła mnie i obiecała że też dostanę trochę. Każdy dostał co miał obiecane i czas zakończyć ten cyrk. Generalnie kobieta miała straszny problem znaleźć chętnego. No bo facet się zgodzi, później znajdzie sobie kobietę i będą niewygodne pytania, co to za ślub i zaraz rozwód itp. Już rysa na życiorysie zostanie. A mi to nie grozi.
-
Ogarniam rozwód.
-
Mi to już obojętne, co gdzie i z kim będę robił.
-
Piecykiem gazowym. Takim specjalnym do przyczep kempingowych. Tlen do spalania bierze spod przyczepy, a spaliny kominem na zewnątrz. Chociaż w sumie mógłby i do środka. Zagazowałbym się w pizdu i by w końcu był spokój.
-
Ze 130km. I naprawdę nie wiem po co tu przyjechałem. Tak samo jak nie wiem po co żyję.
-
Próbuję zagłuszyć myśli samobójcze.
-
Wiesz co? Jedyne co mi dało to leczenie, to coraz gorsze zjazdy i wątrobę rozpieprzoną bardziej niż przez kilka lat chlania. Nie wiem po co to dalej ciągnąć.
-
W tamtym momencie o tym nie myślałem, bo byłem wkurzony całą sytuacją. A w tym po prostu mi na tym nie zależy.
-
Byłem zapisany, ale samochód się spierdzielił dzień przed wizytą. Mam 80km do lekarza, a komunikacja zbiorowa u mnie nie istnieje. Z resztą i tak te leki dają, już dwie dekady testowania ciul wie czego i bez żadnego skutku.
-
Siedzę w Warszawie. Nie wiem po co tu przyjechałem.
-
Zjazd fizyczny. Pewnie przez nagłe odstawienie leków, bo się skończyły kilka dni temu. Nic to, minie.
-
Nie wiem co i nie wiem po co
-
No pewnie. Żałuję tylko że nie udało mi się ich przekręcić na większą kwotę. Taką żeby się zesrali.
-
Orżnąłem oszustów na kasę. Co prawda na ułamek kwoty, na jaką chcieli mnie wydymać, ale jednak.
-
Standardowo. Wywaliłem z domu. Widać matula przez te 30 lat kiedy mnie nie widziała, nie dorosła do bycia rodzicem. Dziwiłem się, czemu czwórka dzieci którą miała ze swoim drugim facetem, nie utrzymuje z nią kontaktu. To już wiem. Niepotrzebnie się ujawniałem. Szkoda tylko najmłodszej trójki. Ja mogę wyjechać i zerwać kontakt. Oni jeszcze nie. Porażka. Jebana /cenzura/ porażka.
-
No moja wegetacja w żadnym momencie nie zaczęła przypominać życia. W żadnej sferze i nigdy. Mam po prostu dość tej bezsensownej walki o nic.