-
Postów
4 087 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Od około 12 lat mam zdiagnozowane zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Mam 29 lat. Typowej nerwicy lękowej nie miałem raczej, tylko OCD (pierwsze objawy jeszcze przed liceum, wręcz w wieku kilku lat). Zwierząt w domu nie mam, chociaż chyba chętnie bym pohodował jakieś futrzaki "Lęk" przed zakażeniem może być tu decydującym kryterium. Po dotknięciu zwierzaczka myję ręce. W moim domu nie ma zwierzątek domowych, takich jak kotki czy pieski. Od kilku lat często myję ręce, "boję się" dotknąć butów, skarpet... Wielu rzeczy nie chce mi się robić przez to chyba.
-
bez języka zatrucie arsenem czy muchomorem sromotnikowym?
-
Dla takich osób też powinny być świadczenia, takie osoby są po prostu całkowicie niezdolne do pracy w normalnych warunkach, rynkowych warunkach - teoretycznie mogłyby wykonywać jakieś proste czynności, ale to jawi się często jako nieekonomiczne. Co ciekawe, dofinansowanie dla pracodawcy za umiarkowany stopień niepełnosprawności 02-P, 12-C czy 01-U to chyba 1650 zł miesięcznie przy spełnieniu odpowiednich warunków, renta socjalna brutto to 1200 zł obecnie, zasiłek pielęgnacyjny to ok. 215 zł - razem wychodzi ok. 1415 zł, o ponad 200 zł na miesiąc mniej niż w przypadku dofinansowania w pracy na umowę o pracę dla osoby z tymi orzeczeniami. Jakoś z prostymi czynnościami życiowymi (jeżdżenie do lekarza, apteki, mycie się, robienie prostego jedzenia) sobie radzę i nie mam znacznego stopnia niepełnosprawności, ale mogę się nie nadawać do portierni czy sprzątania, a nawet do ochrony. W tych trzech nigdy nie pracowałem. Moja psychika uważa, że bezwarunkowy dochód podstawowy to dobry pomysł.
-
Chyba nie wiem, co odpisać... Cytat z Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Katolicka_etyka_seksualna) : Według katolickiej etyki seksualnej każdy stosunek ma być zjednoczeniem małżonków w miłości, ukierunkowanym ku zrodzeniu potomstwa. Zgodnie z Humanae vitae (n.11-12) są to dwa nierozdzielne wymiary każdego seksualnego zjednoczenia małżeńskiego. Inny fragment: Ze względu na wagę zagadnienia papież Pius XII w swoim przemówieniu do Trybunału św. Roty w październiku 1941 przypomniał tradycyjną naukę Kościoła, że wszystkie cele małżeństwa są podporządkowane celowi prokreacji. Moja upadła natura chce zaspokajania swojej nienormalnej seksualności bez prokreacji... Takie coś jest (wręcz) potępiane przez katolicyzm.
-
To miłe. Moja psychika myśli, że długi rachunek sumienia powinien być zbędny czy wręcz zabroniony w moim przypadku. 10 największych grzechów i rozgrzeszenie ze wszystkich, też tych, które się nie zmieściły w tej dziesiątce - takie rozwiązanie może widzieć moja psychika dla osób upośledzonych religijnie, duchowo, psychicznie, takich jak ja. Myśli, że powinna być z góry ograniczona liczba grzechów podczas rachunku sumienia czy spowiedzi w takich przypadkach. Od około pięciu miesięcy nie byłem u spowiedzi i komunii (korzystanie z sakramentów może być teraz dodatkowo utrudnione przez pandemię koronawirusa). Ostatnio dużo się modlę, zwłaszcza na stojąco czy chodząco. Niemal codziennie odmawiam Psalm 91, zwykle co najmniej kilka razy.
-
Bardzo ciekawy temat. W katolicyzmie głównym celem małżeństwa nie jest "zaspokojenie" pociągu płciowego, a spłodzenie i wychowanie potomstwa. Przez tradycyjny katolicyzm "zaspokajanie" pragnień seksualnych jest bardzo często (jeśli nie zawsze) uważane za grzech, coś zasługującego na karę boską bądź przynajmniej coś nieświętego, co jest w sprzeczności ze świętością. Antykoncepcja jest surowo zakazana, pod groźbą grzechu śmiertelnego, który skazuje na wieczną mękę, jeżeli nie jest odpuszczony. Nie chciałbym płodzić dzieci z powodu chęci zaznania przyjemności zmysłowej lub nawet budowania więzi z żoną. Chciałbym, aby wszystkie dzieci poczynały się po to, aby w nieskończoność być szczęśliwe bez bólu na chwałę bożą. Bardzo idealistycznie to brzmi... Moja psychika uważa, że islam przesadza w jedną stronę, a ateizm w inną. Czasami "gniecie" mnie pociąg seksualny, od dzieciństwa mam "potrzebę" posiadania partnerki i satysfakcji seksualnej. Dla osób religijnych te "potrzeby" mogą być prawdziwym utrapieniem! Nie mam żony, nigdy nie miałem dziewczyny. Mam jakby "deprechę", "nic mi się nie chce" jakby.
-
Teraz nie czuję "wkurzenia". Może go nie czuję zbyt często... Czasami "wkurzy" mnie siostra, która mnie nieładnie nazwie, i to nawet bez większego powodu. Nazwała mnie "zj****", gdy po prostu byłem w kuchni dziś w nocy (chyba napój przygotowywałem sobie, oczywiście on był bezalkoholowy), o ile dobrze pamiętam (gdzieś nad ranem może, jeszcze było ciemno). Nie wiem, jak sobie poradzić z tym, że tak mnie traktuje. "Po dobroci zdaje się nie rozumieć". Ale źle zachowywać nie musi się zawsze. Może być normalnie czasami, myślę. Ma ponad 19 lat.
-
wiosna (zwłaszcza wcześniejsza, bo trzeba nosić więcej ubrań i krótsze dni) ananas czy grejpfrut?
-
skok ze spadochronem biegunka czy wymiotowanie?
-
Też mam parafilie, od kilku lat mam też diagnozę zaburzeń schizotypowych. Zaburzenia preferencji seksualnych trwają u mnie od dzieciństwa, były dziwaczne i obrzydliwe dla większości ludzi. Nie było to coś takiego jak pedofilia, nekrofilia, zoofilia - coś bardziej "osobliwego", (jakby) fetyszyzm. Jako nieletni nie byłem zainteresowany penetracją i typową masturbacją. Często wyobrażałem sobie chyba, że jestem osobą płci żeńskiej (może regularnie, zwłaszcza w gimnazjum?). Odrzuciłem "seksualność" po bierzmowaniu, zacząłem bać się piekła. Od ponad 13 lat nie masturbowałem się w nietypowy sposób, niegenitalny ("zwykła" masturbacja mnie nie pociągała) - chodzi o czynności doprowadzające do orgazmu, ewidentnie seksualnej przyjemności. Z powodu parafilii byłem kilka razy u seksuologa. Na ostatniej wizycie (27.11.2019) zaproponowali mi zastrzyki, nawet nie tabletki, w związku z moim zaburzonym pociągiem płciowym. Penetracja wciąż raczej mnie nie pociąga, chociaż pociąga ona moją naturę teraz raczej bardziej niż w dzieciństwie. Psychika jakoś nie widzi czegoś szczególnego w penetrowaniu czy byciu penetrowanym, inne formy aktywności seksualnej wyglądają jej na atrakcyjniejsze(?). Do ok. 13 r. ż. myślałem, że dzieci rodzą się w wyniku współżycia analnego, o pochwie mogłem wtedy nie wiedzieć, uświadomił mnie o tym, że dziecko wychodzi przez pochwę czy że poczyna się w wyniku stosunku waginalnego kolega, który chyba nie ukończył zwykłego gimnazjum. Chciałbym być całkowicie aseksualny, bo przez pociąg seksualny łatwo popełnić grzech śmiertelny.
-
Moja psychika pod koniec lipca 2020 "wymyśliła" teorię, że świat, w którym żyję, jest "wirtualny". I że ja jestem jedyną prawdziwą osobą w tym wszechświecie, wszyscy inni to "wyniki niezwykle złożonej symulacji", którzy tak naprawdę nic nie odczuwają, są jak postacie w grze komputerowej. Derealizacja? "Wirtualizm". Tak nazwałem ten "pogląd". Przypomina nieco solipsyzm. Jako argumenty za "wirtualizmem" psychika może uznawać "koincydencje" (w moim życiu, w Koranie, w Biblii), fakt, że jest wiele sprzecznych religii monoteistycznych oraz przede wszystkim?) istnienie mnóstwa zła w tym świecie (cierpienie, brzydota, nieczystość i nieład prokreacyjno-seksualny...). Niestety, mój poziom funkcjonowania obecnie jest jeszcze bardziej "arsenowy", niż był parę lat temu. Przez koronawirusa boję się jeździć komunikacją zbiorową (ograniczam to). Nie szukam pracy i nie robię prawa jazdy. Dużo śpię, rano jestem senny, trudno się wstaję. Mogę czuć się "jak pijany", gdy chcę się podnieść z łóżka we wczesnych godzinach. Może to przez kwetiapinę? Biorę tylko 100 mg na dobę, w tym 50 mg o przedłużonym uwalnianiu. Jeden z użytkowników forum aspi.net.pl twierdzi, że nie mam zespołu Aspergera, zaburzeń ze spektrum autyzmu (autism spectrum disorder - ASD). Raczej skłoniłby się ku temu, że w dzieciństwie miałem schizoidalne zaburzenie osobowości. Teraz mam schizofrenię według niego (pewnie przez "koincydencje"). Od ponad czterech lat nie mam diagnozy F20, tylko F21+F84.5. Zwykle do tego było jeszcze OCD, raz umiarkowany epizod depresyjny.
-
to drugie brak matki czy brak ojca?
-
Nie w pojedynczej intencji. Na przykład za konających, grzeszników, dusze w czyśćcu, uniknięcie zakażenia koronawirusem, dobrą spowiedź (odpowiednie przyjęcie sakramentu pokuty). Teraz raczej nie mam tak, że jak się nie pomodlę, to stanie się coś złego. Do kościoła (a właściwie to na mszę przed kościół) chodzę, ale ostatnio tylko w dni nakazane (zwłaszcza są to niedziele). Czy modlitwy mi pomagają? Chyba tak, ostatnio mam mniej kompulsywnych przysiąg (zwłaszcza składanych Allahowi), nie oglądam pornografii (nawet w celu przyzwyczajenia się do istnienia pewnych części ciała i czynności (i nie chodzi tu o współżycie połciowe)). Moje modlitwy nie są z nerwicy obecnie (zwykle chyba). Przypowieści o mężczyźnie na morzu w ogóle nie słyszałem, z tego, co pamiętam.
-
Pojechać po leki. Już nie mam kwetiapiny 25 mg. Podróż będzie do miasta wojewódzkiego, kilkadziesiąt kilometrów, z przesiadką w powiatowym. Oby nie było gorąco. Ani nawet za ciepło.
-
chyba w ciemności gorsze celibat do końca życia czy dzieciństwo bez biologicznych rodziców?