Skocz do zawartości
Nerwica.com

Korat

Użytkownik
  • Postów

    986
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Korat

  1. Korat

    Fizyka

    Weźmy sobie dwa elektrony. Wartość siły między nimi gdy są odległe od siebie o odległość r , to: Fc=ke^2/r^2 Praca potrzebna na to żeby jeden z tych elektronów oddalić do nieskończoności i zarazem energia potencjalna układu, to: Wc= całka(od r do inf)[Fc*dr]=Fc*r Weźmy teraz dowolny foton o energii Eph. Znając energię znamy równocześnie jego długość fali Lph, za sprawą wzoru: Eph=hc/Lph Iloczyn energii i długości fali dowolnego fotonu jest więc stały i wynosi : Eph*Lph=hc Wymiar tej wielkości to J*m. Skonstruujmy wielkość o tym samym wymiarze dla rozważanych na początku dwóch elektronów. Wc=[J], r=[m] Wc*r= Fc*r*r=Fc*r^2=ke^2 Jest to zatem również wielkość stała o tych samych jednostkach co iloczyn energii fotonu z jego długością fali. Pdzielmy te dwie wielkości przez siebie, pamiętając że wynik jest bezwymiarowy a^(-1)=(Eph/Wc)*(Lph/r)=hc/ke^2=~ 137 Powyższy wynik jest taki sam bez względu na jednostki w jakich dokonujemy działania. Stosunek energii dowolnego fotonu do pracy potrzebnej na rozdzielenie dwóch elektronów z odległości r do nieskończoności, pomnożony przez stosunek długości fali tego fotonu do początkowej odległości między dowolnymi elektronami zawsze w przybliżeniu daje bezwymiarową liczbę całkowitą wynoszącą 137 !!. Jest to odwrotność tak zwanej stałej struktury subtelnej, odpowiadającej za siłę oddziaływania elektromagnetycznego. Do tej pory nie wiadomo dlaczego ta wartość jest tak niesamowicie bliska liczbie całkowitej. Wiadomo też, że z uwagi na zasady eletkrodynamiki kwantowej dla bardzo małych odległości stała struktury subtelnej zmienia swoją wartość, docelowo dla odległości bliskich zeru stała ta rośnie do nieskończoności, oczywiście tylko w świetle obecnie znanych teorii.
  2. Sarkazm, ironia, świetne metody żeby czuć się fajnie, ale widać nie pomaga czytać ze zrozumieniem. Jaki cel ma wyjeżdżanie z jakimiś "ludźmi sukcesu" z linkedin, tak jakby zwolennicy oddzielnego mieszkania po trzydziestce to byli jacyś korpoludzie biznesu oderwani od rzeczywistości. No niby można tak obśmiać kogoś tylko, że to zazwyczaj więcej mówi o tym co takie teksty pisze niż o stanie faktycznym. Może to nawet dobry temat na psychoterapię. A prawda jest taka, że za każdym wpisem optującym za wyprowadzką stoi jakaś racja, której może warto jest posłuchać...
  3. Nie wierzę czytając niektóre posty, po prostu nie wierzę. Ale może to i dobrze, bo widać słowa trafiły, coś w ludziach żyje. Mieszkanie z rodzicami po 30stce jest po prostu smutne. Czynników na to się nakładających może być multum i spójrzmy prawdzie w oczy, są one zarówno w nas samych jak i na zewnątrz i niestety żadne z nich nie są pozytywne. Co niektórych to boli, wolą sobie racjonalizować żeby czuć się fajnie, mogę tylko współczuć. Nie ważne dlaczego, ale nieosiągnięcie samodzielności i niezależności w tym wieku świadczy o przykrych opóźnieniach. Niestety nasza cywilizacja, kultura, ekonomia itd. przyczyniają się że nie jest tak jak powinno i dorosły samiec(samica) nie oddzielają się od rodziców. To, że coś jest powszechne nie znaczy, że jest normalne... Nie mówię że ktoś ma się z tego powodu źle czuć i pokutować, nie chodzi o to żeby brać to do siebie, chodzi o nastawienie na stanie się niezależnym, wtedy zamieszkanie osobno przyjdzie kiedy okoliczności na to pozwolą.
  4. Kiedyś średnia długość życia człowieka wynosiła 34 lata. 30 lat to naprawdę odpowiedni wiek by być już samodzielnym. Nawet jeśli mieszka się pod jednym dachem z mamą i tatą, to ważne żeby mieć niezależność. Wydaje mi się, że w większości przypadków to bardzo trudne i w naszej kulturze długotrwałe przebywanie z rodzicami najczęściej prowadzi do problemów z dojrzałością. Wyprowadzka, to przede wszystkim kwestia priorytetów, bo już za najniższą krajową da się utrzymać najmując tani pokój. Dla mnie to była dobra decyzja, bo chociaż to niewiele, to dzięki niej bardzo przyspieszył się mój rozwój i przede wszystkim polepszyła forma psychiczna.
  5. Korat

    Nie wiem co mam robić.

    najla, po twoim poście czuję, że mam do czynienia z fajną inteligentną dziewczyną. Nie daj nigdy nikomu umniejszyć twojej wartości. Na świecie jest pełno ludzi, którzy lubią mieszać innych z kupą, najdotkliwsze staje się to wtedy gdy robią to najbliżsi. Myślę, że widzisz rzeczy głębiej niż to potrafi przeciętny człowiek, to także przez to w zetknięciu ze złym traktowaniem porobiły ci się w życiu takie trudności. Ale to jest do odkręcenia, choć z pewnością zajmie trochę czasu i będzie kosztować wiele wysiłku. Oceny innych nawet matki mogą być absurdalne i często mamy mały wpływ na to by je zmienić, możemy za to budować siłę w sobie dzięki której próby sprowadzenia nas do parteru będą jak rzucanie grochem o ścianę. Najważniejsze żebyś skupiła się na tym co możesz, a możesz wiele zdziałać w sobie, to twoje życie i ty będziesz do końca życia ze sobą, więc je układaj po swojemu. Masz prawo mieć poczucie niesprawiedliwości i krzywdy, czuć złość na tych którzy cię nie doceniają, ale warto spojrzeć na nich jako na malutkich sfrustrowanych człowieczków z wieloma problemami. Ci co krzywdzą przypominają rozhisteryzowane dzieci, bo gdyby mieli ogarnięte w głowach, to nigdy nie ważyliby się unieszczęśliwiać innych. Może taki dystans, spojrzenie na to z boku, a nawet z góry, pomoże ci nabrać przekonania że wartości twojej osoby nawet najgorsze słowa i gesty nie dorastają do pięt. Kiedyś się usamodzielnisz i znajdziesz spokój w życiu, a wtedy sobie wspomnisz kim jesteś teraz i jak ważna jest twoja własna miłość do samej siebie. Nie zniechęcaj się niepowodzeniami, większość z nas tutaj przeszła nie jedno piekiełko, ale zdecydowana większość dzięki temu, że się nie poddała osiągnęła takie samopoczucie i spokój o którym kiedyś mogli tylko marzyć.
  6. Korat

    Marihuana

    Zawsze bierze mnie niesmak gdy ktoś pisze o jaraniu dla relaksu. Jaki kuźwa relaks?! Dla mnie to zawsze było nieco mistyczne doświadczenie, czegoś mnie uczyło i obchodziłem się z tym z szacunkiem. Było dla mnie jasne, że należy po to sięgać tylko w wyjątkowych okolicznościach, bo to ma służyć temu żeby umieć lepiej żyć w realu na trzeźwo. Rozsądek, umiar i dojrzałe intencje to klucz żeby odnosić korzyści z kanabisów, ale gdy do głosu dochodzą gimbusy paląc dla fanu, to rzeczywiście nic tylko zdelegalizować zioło.
  7. Z perspektywy czasu żałuję, że jak najszybciej nie uwolniłem się z domu rodzinnego, choćby mieszkając po liceum w akademcu. Życie z rodzicami po dwudziestce jest nierozwojowe. Żadne zwierzę nie trzyma swoich młodych w gnieździe na tym etapie dojrzałości, to jest po prostu spaczenie za które winę nieco ponosi nasza cywilizacja, kwestie ekonomiczne itp. Już abstrahując od tego jak na to patrzą kobiety, wyrwanie się z domu jest dla naszego dobra. Wzięcie odpowiedzialności za swoje życie świadczy o dobrych cechach charakteru. To czasem wymaga poświęceń, bo nie zawsze jest idealnie, że ma się dobre zarobki na fajne lokum. Przy odrobinie wysiłku można śmiało robiąc za najniższą krajową opłacić tani pokój i się skromnie wyżywić. Wiadomo, może się zdarzyć tak że ma się z jakiegoś powodu przerąbane w życiu i trudno o podejmowanie jakichkolwiek wyzwań, ale jeśli się ma w sobie trochę siły, to można przy tak ciężkiej sytuacji można postarać się o orzeczenie o niepełnosprawności i pójść pracować w warunkach chronionych za najniższą krajową, a to już wystarczy żeby dać radę mieszkać poza domem. Jeśli człowiek nie jest w stanie do trzydziestki osiągnąć nawet levelu pracy w zakładzie chronionym, to jest to dramat. A jeśli jest w stanie to osiągnąć albo i więcej, a i tak mieszka z rodzicami, to w moim mniemaniu świadczy to o pewnych negatywnych cechach, które na pewno da się zmienić. Kwestia tylko czy się chce. Dla mnie wyprowadzka od rodziców, to była oprócz walki o siebie także kwestia honoru, ale rozumiem że inni mogą na to patrzeć inaczej, albo ich sytuacja może być jeszcze bardziej pokręcona. Tak czy siak pozytywnie patrzę na ludzi, którzy potrafią odciąć pępowinę mając choćby niewiele.
  8. magic mail mógł nie dotrzeć , miałem podobnie z doktorami ode mnie z uczelni i mi powiedzieli, że adresy inne niż gmail mogą zostać odrzucone. Może mają podobnie.
  9. Ja z kolei uważam, że główna wina leży w napuszonym ego. Nawet taki ja, nie będący specjalistą w żadnej dziedzinie mam pokorę i ogólne pojęcie, że organizm jest światem naczyń połączonych, ale w gabinecie ciężko o poświęcenie czasu na analizę, zazwyczaj wymiana paru zdań i już lekarz "wie" co zalecić, wręcz wzbrania się albo obśmiewa prośby o diagnostykę. Rozumiem ograniczenia czasu i częstotliwości wizyt, ale gdy już jestem czyimś stałym pacjentem od lat, a on dalej kurczowo trzyma się swojego pierwszego wrażenia, to czuję że wada lekarza jest psychologiczna. Nie zawsze, ale pomimo swojego krótkiego życia i bardzo oszczędnego korzystania ze specjalistów stosunkowo za często się z tym spotkałem.
  10. Korat

    Depresja bez depresji

    magicu, po tych wszystkich latach nabyłem takie podejście do życia jakie mógłby mieć człowiek, który był świadkiem okrucieństw wojennych. Gdzieś z jednej strony jestem pokiereszowany, zaorany bliznami i przytłoczony przeszłością, ale z drugiej nauczyłem się życia na tyle, że wiem skąd czerpać siłę i co jest tak naprawdę ważne. Radzę sobie, mam wsparcie kochanej kobiety i konsekwentnie się rozwijam. Myślę, że nie mogę narzekać, w porównaniu z tym co było kiedyś. A jak ty sobie radzisz ziomuś? Kiedyś wątek nic nie czuje był nasz
  11. Korat

    Depresja bez depresji

    Interesuje mnie, czy są tu osoby, które doświadczają przewlekłych bądź nawracających objawów depresyjnych, a nie doczekali się diagnozy depresja. Przez cały czas jak się leczę zawsze uskarżałem się na objawy depresyjne, ale przez blisko 8 lat miałem diagnozę os. schizoidalna. Dopiero w zeszłym roku "dorobiłem" się dodatkowo depresji umiarkowanej. W dodatku przypuszczam, że lekarz zaczął mi to pisać tylko dlatego, że był to kilku miesięczny pogłębiony epizod na który ewidentnie zadziałały leki. Wcześniej nawet usłyszałem od prowadzącej mnie lekarki na oddziale zamkniętym, że cytuję "nie mogę mieć depresji skoro leki nie działają". No dobra, skoro nie mam depresji o etiologii kwalifikującej się pod otrzymanie takiej diagnozy, a jednak w jakimś sensie depresję mam, bo nawet w kwestionariuszach Becka i innych wychodziło jak byk, że doświadczam głębokiej depresji, to jak mam pokonać te objawy depresyjne? Słyszałem już absurdalne stwierdzenia (oczywiście od lekarzy), że widocznie taka moja uroda (dziękuję za urodę popychającą do prób samobójczych). Jak leczy się objawy depresyjne nie reagujące na leki? I jakie macie diagnozy nie mając zdiagnozowanej depresji, doświadczając depresji?
  12. Zakwalikowałem się na co najmniej roczną psychodynamiczną terapię grupową. Miałem w pamięci jak dobrze mi szło na ostatnim oddziale dziennym kiedy to brałem akineton i bardzo aktywnie uczestniczyłem w sesjach. Od co najmniej roku nie biorę akinetonu i nie jestem już tak pozytywnie nakręcony, i to odbiło się bardzo na tej nowej terapii, która trwa już pół roku. W skrócie mój proces terapeutyczny można opisać w kilku etapach: 1. Nadzieja na aktywne zajmowanie się problemami. 2. Walka o czas dla siebie. 3. Frustracja brakiem miejsca w grupie. 4. Rozczarowanie pełnieniem roli widza. 5. Myśli rezygnacyjne. 6. Zaklinanie rzeczywistości, próba wmawiania sobie, że będąc w cieniu też coś z tej terapii mam. 7. Zobojętnienie i bierność. Pogodzenie się z rolą w grupie. .... Zobaczymy jak to się dalej potoczy. Po pół roku skuteczność terapii szacuję na blisko 0%, chyba że postęp odbywa się w tempie niedostępnym dla mojej percepcji. Tęsknię za terapią indywidualną. Powiedziałem o swoich problemach na grupie mojemu lekarzowi i on też stwierdził, że dla mnie powinna być indywidualna. Czekam póki co 2 miesiące na telefon czy dostałem się na indywidualną poznawczo-behawioralną. Jestem rozczarowany, bo gdy byłem na akinetonie, bardzo fajnie pracowało mi się w grupie 12 osób, a teraz jestem wycofany i zdominowany przez nich. Ale to nie tylko dotyczy mnie. Naliczyłem, że spośród 12 osób , 4 osoby zabierają około 90% czasu dwugodzinnej sesji. 8 osób praktycznie jest wyłączonych z udziału i tak od pół roku. Postawa terapeutek jest bardzo bierna, aktywność ograniczona do minimum, a problem dominacji 4 osób nad resztą grupy potraktowany pobieżnie i szybko zapomniany. Myślę, że trzeba głośno powiedzieć o tym powiedzieć i nie robić z tego tematu tabu, że najzwyczajniej w świecie żeby odnosić korzyści z pewnych rodzajów psychoterapii trzeba mieć odpowiedni profil problemów i odpowiedni profil psychologiczny. Nie wstydźmy się o tym mówić, i nie dajmy sobie wmawiać że to my mamy problem że terapia na nas nie działa. Z całym szacunkiem, ale forma terapii również może mieć wady, które przeszkadzają jej być skuteczną. Zresztą po głębszym zastanowieniu, jak ma mi pomóc taka terapia w której terapeutki praktycznie nie uczestniczą, a wymiana opinii toczy się pomiędzy grupą losowych zaburzonych osób bez wiedzy psychologicznej i zainteresowanych uzyskaniem prywatnych korzyści?
  13. Od zawsze intuicja mi mówiła, że nie dam rady, jeśli nie nauczę się żyć z tym że żyjemy umoczeni po uszy w kupie. beznadziejne, żałosne, patologiczne sytuacje zdarzają się co krok i nigdy nie byłbym w stanie zamieść je pod dywan żeby optymistycznie patrzeć na świat. Mój mózg wymaga realizmu i kiedy uzmysłowiłem sobie, że to brązowe co spływa do klozetu jest jakby uosobieniem całego tego shitu oplatającego rzeczywistość. A przecież jakoś potrafię przejść beznamiętnie obok faktu, że w ciągu życia chodzi się tysiące razy do kibla. Czemu by tak samo nie odnieść się do innego rodzaju odchodów. Do tych wszystkich nieszczęść jakie spotykają nas i innych. Teraz jestem pogodzony z tym, że cierpienie i zło zawsze będzie nam towarzyszyć, a my po prostu musimy nabrać do niego dystansu jak do tej kupy w klozecie i konsekwentnie sprzątać ten bałagan jaki po niej pozostaje. Nauczyło mnie to skupiać się na szansach, tym co rozwija i jest dla mnie dobre, ale jednocześnie pamiętać o odpadach, że ich się nie da uniknąć i że życie wymaga ciągłej troski i porządków żeby nie utonąć w g...
  14. wielbłądzica, rozumiem twoje wątpliwości co do diagnozy. Zależy jakie źródło wybierzesz taka koncepcja SPD. Patrząc po ICD to z taką diagnozą powinno się być beznamiętnym wrakiem, niczym zombie. Gdzie niegdzie natrafić można na dyskusje o podobieństwach do autyzmu, czy schizofrenii. Ale też są źródła, które zwracają uwagę na szerokie spektrum tego zaburzenia od przypadków "zombie" do bardzo wrażliwych jednostek, które bardziej przypominają os. unikającą. Bardzo ludzką stronę osób schizoidalnych opisała Nancy McWilliams w książce Diagnoza psychoanalityczna. Dopiero tam się dowiedziałem, że wbrew temu co jest w ICD, możemy być wrażliwi i przeżywać lęk, a sprawianie wrażenia zdystansowanych to mechanizm obronny przed ewentualnym zranieniem. Wątpię czy przy obecnej definicji geneza schizoidii jest jedna i związana ze schizofrenią czy autyzmem, myślę, że podobny skutek można uzyskać na skutek niskiej samooceny, lęków, niepokoju i doświadczania objawów depresyjnych, ale nie jestem też pewien czy to dobrze, że lekarze wrzucają to do jednego worka.
  15. Korat

    ...

    Całkiem możliwe, że ona masturbuje się do naszych postów.
  16. Korat

    ...

    Co myślicie o tym, że pewna tu osoba może nas wykorzystywać żeby realizować swoje masochistyczne tendencje? Co jeśli scenariusz jej fantazji polega na sprowokowaniu hejtu swoim niby byciu tylko sobą, niby byciu genetycznie nieodwracalnie skażonym głupotą, nie mającym na to żadnego wpływu itd.?
  17. Korat

    Problemy z nauką.

    Droga Niemampomyslu, pisanie językiem gimbusa podającego się za koleżankę z klasy próbującego ją obśmiać, niestety nie sprzyja uzyskaniu zrozumienia... Żegnam
  18. Korat

    Problemy z nauką.

    Niemampomysłu, nie wiem co dokładnie stoi ci na przeszkodzie, może to jest też coś oprócz depresji, ale jeśli twój sukces miałby zależeć od systematyczności i ilości czasu poświęconego na naukę, to pomysły bedzielepiej są bardzo dobre. Zrobienie takich forumowych korepetycji, wątku z dzienniczkiem postępów i uzyskanie motywacji oraz wsparcia od użytkowników w nauce, to świetne rozwiązania. Szkoda, że masz opinie na swój temat, które cie hamują. Gdybyś miała więcej dobroci dla siebie, spokojniej i z dystansu podchodziła do swoich efektów pracy, nie oceniała się na każdym kroku, to oczyściłabyś drogę z niepotrzebnych przeszkód. W maturze liczy się cel, ocenianie schowaj do kieszeni i skorzystaj z wsparcia forumowiczów i pomysłów bedzielepiej, na spokojnie rób swoje, a efekt może samą ciebie zaskoczyć.
  19. Wreszcie wątek dla mnie . Od niedawna jestem natchniony odcinkiem south part pt. Ass burgers, w którym jednemu z bohaterów zmieniła się percepcja rzeczywistości i od pewnego momentu wszystko jest dla niego kupowate. To skłoniło mnie do wielu filozoficznych przemyśleń na temat metafizycznego znaczenia kupy w życiu. Kupę traktujemy jako coś czego chcielibyśmy uniknąć, zapomnieć o niej , nie myśleć, bo przysparza nieprzyjemnych chwil i dyskomfortu ,ale ona jest i leży w naszej naturze. Jest symbolem wszystkiego tego co nas uwiera, a jej ilość jaka jest produkowana na świecie odzwierciedla skalę cierpień i ułomności naszego świata. Kupa wydaje się być zbędna i gdy jesteśmy nią przytłoczeni ogarnia nas frustracja, niezgoda i smutek. Jednakże ona jest nieodłącznym skutkiem koniecznym dla zajścia wielu przyjaznych procesów. Zawsze przy dążeniu do osiągnięcia jakiegoś celu pojawią się odpady. takie jest już życie, nie jesteśmy doskonali, nie funkcjonujemy bezbłędnie niczym perpetuum mobile nie produkując żadnych strat, zawsze pojawią się błędy, mutacje, patologiczne skrzywienia. To od nas zależy czy damy się przygnieść wszechobecności kupy, czy nabierzemy do niej dystansu i pomimo perspektywy wiecznego obowiązku obcowania z nią choćby poprzez chodzenie do wc, będziemy potrafili sumiennie stawiać czoła wyzwaniom jakie stawia przed nami życie. Ta wizja świata akceptująca istnienie kupy bardzo pomogła mi w walce z depresją. Od ilości zła jakie nas spotyka można zwariować, ale teraz każdy pobyt w toalecie przypomina mi, że są rzeczy na które nie mamy wpływu i trzeba patrzeć na to co dobre, tego się trzymać i nie poddawać się w walce o szczęście.
  20. Miałem szczescie poznać parę lekarskich osobliwosci, które poszerzyły moje granice poznania możliwych procesów myslowych psychiatrów. Może kiedys opiszę te wizyty, bo jest i nad czym płakać i z czego się posmiac, no i do zastanowienia też cos by się znalazło. Mam wrażenie, że wielu polskich lekarzy mogłoby w niedalekiej przyszłosci zostać zastąpione robotami. Oczywiscie byłby to smutny scenariusz przypieczętowujący rolę psychiatry jako spersonalizowany automat do recept. Nawet jesli głównym orężem psychiatry są lekarstwa, to i tak bardzo ważną częscią pozostaje relacja pacjent-lekarz. Przy głębokiej chęci wsparcia i zrozumienia człowieka, który przychodzi po pomoc mozna stworzyc atmosfere sprawiajaca ze pacjent pokaze takiego siebie ktory bedze sie kwalifikowac pod inny zestaw pomocowy niz by to wynikalo ze standardowego wywiadu. tak samo pacjent uswiadomiony o strategii i mozliwosciach leczenia moze sam na przyklad dojsc do wniosku ze lekarswa w jego przypadku to nie wszystko i trzeba oprocz tego pracowac nad soba z psychologiem , odpowiednio sie odzywiac czy starac o korzystniejszy tryb zycia. odpowiednio poinformowani i otoczeni troska bylibysmy bardziej cierpliwi i sklonni do szczerej dyskusji nad tym co dla nas najkorzystniejsze. ile razy tak bylo, ze bylem tak dramatycznie zalamany, ze prawie nic nie mowilem i mi wszystko bylo obojetne, a lekarz o nic nie pytal, od lekow bylo jeszcze gorzej i zamiast go zmienic byla wrecz zwiekszana dawka albo bezsensowne trwanie przy nim do czasu gdy zebralem sie na silach zainicjowac propozycje jakiejs zmiany. lekarze powinni bardzo duzo uczyc sie rozmawiac z pacjentami, bo od dobrze przeprowadzonego wywiadu wiele zalezy. brakuje im umiejetnosci komunikacji i humanizmu w postawie. w gorszych przypadkach to brakuje nawet checi rozwoju i otwartosci umyslu ,a wtedy braki wiedzy w polaczeniu z rutyna i wlasnymi przekonaniami tworza mieszanke wybuchowa.
  21. Fajnie, że są tu osoby które też czują pozytywny efekt papryczek na umysł. Mój lekarz gdyby nie relacja lekarz pacjent, z pewnoscią wysmiałby mnie za to, a tak to tylko kazał przepracować to na terapii i chciał dać cos na objawy kompulsywno-obsesyjne:)
  22. Próbuję często jeść powoli, ale jest mi wtedy smutno, mam wrażenie że robię to wbrew sobie, ograniczam się i coś tracę. Na mnie lepiej działa zero jedynkowe podejście. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nic na mnie nie działało dopóki nie wprowadziłem reżimu zero słodyczy i małe posiłki. Wytrwałem w tym 3,5 roku i schudłem 55kg. Niestety poluzowałem i znowu przytyłem 20kg. Znowu walczę od wielu miesięcy żeby wejść we właściwy rytm. Przez ostatni miesiąc było dobrze, ale cisnęło mnie żeby zjeść coś nie zdrowo. Zjadłem pizze i od 3 dni nie potrafię przestać jeść nie zdrowo. Cholernie ciężko o umiar.
  23. bedzielepiej, w najgorszym momencie życia gdy wszystko zmierzało do grobu, byłem opuszczony i ignorowany wszędzie, zwłaszcza przez służbę zdrowia. Byłem już poza nawiasem społeczeństwa gdzie nikt nie podaje ręki. Wiedziałem, że jeśli nie wezmę życia w swoje ręce, to mnie już nie będzie. To rozczarowanie, że ot tak po prostu są zdolni pozwolić mi umrzeć będzie towarzyszyć mi już zawsze. Gdy dobiłem już do miejsca gdzie nie istnienie jest milimetr od ciebie , przeniknęło mnie jak ogrom spraw które się dzieją, są malutkie wobec tego jak ważne jest dbać o samego siebie. Nie warto było wierzyć, że lekarze pomogą, bo to dzięki temu że już nic od nikogo nie oczekuję istnieję na tym świecie. Dystans do wszystkiego i wszystkich to jedyna broń, która pozwala chodzić w tej kupie jaka nas otacza
×