
Korat
Użytkownik-
Postów
986 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korat
-
Jestem na 99% przekonany, że Stonka to Brak uczuc . Chyba, że istnieje jakaś prawidłowość i jest więcej takich osób, które pragną być męczennikami, i dlatego strasznie hipochondryzują mieszając w to wątki religijne.
-
Już zbliża się dwunasty, ostatni tydzień mojej terapii na oddziale dziennym, gdzie na maxa po kilka godzin dziennie robi się psychoanalizę. To nie moja pierwsza terapia tego rodzaju, w przeszłosci wiele miesięcy miałem terapie indywidualne psychodynamiczne, poznawczo behawioralne, nawet o gestalt się otarłem. Myslę, że mam prawo odnosnie mojej osoby wypowiedzieć się na temat psychoterapii i jej skutecznosci wobec mojej osoby. Zauważyłem, że u mnie wygląda to tak, że miesiącami najpierw mobilizuję siły by terapię podjąć. Potem zmotywowany wchodzę w taką terapię, angażuję się i ciężko pracuję. Po pewnym czasie jednak widzę, że te terapie to jak walenie głową w mur, tracę przez to motywację. Szarpię się i walczę z sobą by jednak czerpać z terapii, pracuję na rezerwie energii i motywacji, terapia w dalszym ciągu jest waleniem głową w mur. Aktualnie już drugi czy trzeci tydzień praktycznie milczę na terapii, nie mam kompletnie woli się odzywać. Widzę, że nie załatwiłem nic, już po raz którys z kolei zaszedł ten sam proces i ostatnie sesje są już dla mnie mordęgą bezsensownej paplaniny. Nic do mnie nie trafiało i nie trafia na tych terapiach. Może jeszcze terapia poznawczo behawioralna może mieć sens, jako trening i stymulacja do aktywnosci, inne formy terapii prędzej czy później się wypalają i okazuje się, że ani ja ani terapeuta nie mamy sobie nic do powiedzenia. Za to muszę dobre słowa powiedzieć o ketrelu, bo "quasi-pozytywne" objawy wyrugował prawie do zera, nawet depresyjny stałem się mniej. Jedynie te zasrane objawy negatywne trzymają się w najlepsze, a przy oddziałowym lekarzu nie ma szans na dodanie mi solianu. Muszę czekać do połowy maja na wizytę u mojej stałej lekarki.
-
logik, nie uznaję autorytetów, także wybacz że nie przeczytałem twojego długiego posta .
-
Stonka, dokładnie tak. Nie cierpię i powiem szczerze mam mniej motywacji przez to by cokolwiek zmieniać, ale nie jest mi z tym źle. Myślę, że po wyrugowaniu objawów depresyjnych jest duża szansa by solian zadziałał u mnie na aktywizację. Oczyszczony z depresji i paranoicznych lęków mogę pod wpływem tego leku stać się mniej autystyczny. Ale to zależy od lekarza. Mnie by taka kuracja za to kosztowała ponad 60zł miesięcznie. W sumie przy moich schorzeniach na leki musiałbym wtedy wydawać miesięcznie ponad 200zł. Także nawet zasiłek pielęgnacyjny mi tego nie pokryje. Ale byłaby szansa, że dałbym radę isć do pracy, więc jest o co grać.
-
logik, owszem kwetiapina zmula, ale jest mi przyjemnie w tym zmuleniu i mam wyjebane, że mogę stać się bezdomnym. Miło jest mieć wyjebane Zresztą nigdzie nie powiedziałem, że kwetiapina zadziałała na objawy negatywne. Zadziałała na depresję i objawy pozytywne. Na negatywne i to zmulenie będę musiał wziąć cos jeszcze. Mam koncepcję by dorzucić małą dawkę solianu, ale to w porozumieniu z lekarzem sie zrobi. W ogóle to nie wiem po co napisałem tego posta, bo w poprzednim zawarte jest niemalże to samo. Po prostu to, że jest zmulenie nie znaczy, że nie można czuć się lepiej na duchu, a tak w istocie się u mnie zadziało. Mam mniej objawów depresyjnych na kwetiapinie, nie mylić z objawami negatywnymi one są cały czas.
-
Mam pozytywne wiesci. Biorę teraz 100mg kwetiapiny i muszę obiektywnie przyznać, że daje dobre efekty. O około 2/3 zredukowane mam dzięki niej objawy "quasi-pozytywne" i sporo też te depresyjne. Nie udało się kwetiapinie zwalczyć u mnie apatii, w srodku czuję się lekko i pozytywnie, ale nie mam motywacji by uzewnętrznić moje dobre wewnętrzne samopoczucie poprzez konstruktywne działanie. Im lepiej się w srodku czuję, tym mniej mi się chce działać i czuję na sobie o wiele mniej presji by angażować się w życie społeczne. To by wskazywało na to, że dobrze by było dać mi do tego jakis lek antyautystyczny i aktywizujący, na przyklad amisulpryd w jakiejs niewielkiej dawce. Być może przy tej kombinacji uzyskam dobry stan i w samopoczuciu i w działaniu. Na pewno częsć cech u mnie jest trwale skrzywiona, ale widzę dużą szansę w tym by zrealizować swoje marzenie o odczuwaniu satysfakcji z życia.
-
Podsumowanie 2 tygodni brania abilify: - srednia czasu spania na dobę = 3h . - Poziom energii i motywacji wzrósł tylko na pierwsze dwa dni, potem wrócił do starego poziomu. - W początkowym okresie brania, w nocy występowały omamy. Podejrzewałem, że to była interakcja z hydroksyzyną ale lekarz twierdzi, że to choroba. - Objawy "pozytywne" mocno nasilone. - Objawy negatywne zmniejszyły się tylko na początku. Prawdopodobnie był to efekt placebo. Lekarz zmienia mi abilify na kwetiapinę. Będę brać 100mg. Nie wiem, jak lekarz to chce załatwić, ale takie leczenie wynosiłoby około 70zł miesięcznie. Przy moich dolegliwosciach współistniejących nie mogę sobie na to pozwolić, bo w sumie musiałbym bulić ze 200zł na leki, więc chyba mi będzie musiał dać F20.
-
Mad_Scientist, Ja już tylko patrzę na ceny leków pełnopłatnych, nie interesują mnie ceny na "P", bo nie mam do nich uprawnień. Oszukiwać nie zamierzam, nie będę kłamać że słyszę jakies pier.dolone głosy, nie wiem z czego wynika to podniecenie tymi objawami wsród lekarzy. Nie wiem w czym jałowosć dowiadczania rzeczywistosci jest mniej dotkliwa. To byłby jakis absurd gdybym szedł do lekarza i kłamał, mając na celu wyleczenie się z czegos innego, To byłby już totalny odpał. W każdym bądź razie, jestesmy dyskryminowani a jakos w realiach tego swiata odnaleźć się trzeba. -- 18 mar 2012, 15:06 -- Poniżej preparat, który wydaje się być dobrym uzupełnieniem leczenia solianami itp. lekami: http://www.bestbody.com.pl/scitec-mental-focus-p-41.html Ma w składzie: Ilość w porcji (3 kap.) Acetyl L-karnityna 1125 mg Tyrozyna 1125 mg Kofeina 150 mg Niestety cena spora. Miesięczna kuracja to z 60zł. Ale to i tak niewielka różnica w stosunku do takiego solianu, który dla nie mających F20 kosztuje miesięcznie 40zł.
-
Jestem na abilify. Zrobiłem się nieco aktywniejszy, podejmuję więcej konstruktywnych działań i wzrosła mi lekko satysfakcja z istnienia. Niestety ta kuracja za 1,5 miecha sie skończy, bo póki co mam darmową kurację, a nie będzie mnie stać łożyć potem 400zł miesięcznie. Za to pozytywne jest to, że solian w dawce 100mg, czyli takiej która powinna pomagać jest w cenie do 40zł za miesiąc. Najtańszy jest zamiennik Candela z tego co się orientuję, około 37-38zł kosztuje, na to na pewno mam kasę. Połowa pobytu na oddziale dobija i myslę już powoli co dalej. Na sto procent będę na maxa cisnąć by mieć pracę. Niestety, ale moje zdrowie wymaga stosowania szeregu farmaceutyków i obliczyłem, że na miesiąc minimum 150zł potrzebuję wydawać. Nie chcę być zależny finansowo od rodziców choćby w kwestii wykupu leków, chcę własnymi rękoma zarobić na leczenie. Mam umiarkowany stopień niepełnosprawnosci, także powinna się dla mnie gdzies spokojna robota znaleźć, gdzies gdzie wytrzymam w miarę bezbolesnie, nie ważne za jaką kasę, moze być nawet najniższa krajowa, albo nawet mniej gdybym na pół etatu robił.
-
Też intelektualizuje i to w mega wyrafinowany sposób. Nawet na terapii, moje intensywne analizy na temat mnie, to tylko sposób ucieczki od rozwiązania problemów i zderzenia się z intensywnymi emocjami. Jakoś tak mam, że gdy mówię, to jest to jakby oddzielone od jakiejś części mnie. Psycholodzy myślą, że ja sie bardzo staram i angażuję, że dostarczam im cennych informacji i że przyjmuję komunikaty zwrotne, a jest tylko tak, że daję im informacje od których sam jestem odcięty i nie przyjmuję żadnych komunikatów zwrotnych, nie pamiętam ani jednej sesji na której byłem, a było ich już setki. Na obecnej terapii przyjąłem strategię, że się z tym obnażę, powiedziałem że tak mam, może to coś pomoże, choć chyba dalej jestem odcięty nawet od tego, masakra.
-
Minęła 1/3 oddziału kolejnego oddziału dziennego, ale tym razem mającego zupełnie inną formułę. Tutaj prowadzą intensywną psychoanalizę i trzeba się konfrontować z całą grupą. Znacznie uszło ze mnie powietrze i potrzebuję jakiejś świeżej energii na dalsze 2/3 zajęć, bo jest ryzyko, że mi ta terapia bezsensownie przemknie bez żadnych efektów. Duży problem tej terapii polega na tym, że uzyskuje się dużą wiedzę o sobie, mówiąc po mojemu odkrywa się równanie, którego rozwiązaniami są funkcje życiowe mnie samego. Funkcja taka pokazuje jak przebiegało moje życie i jak będzie wyglądać ewolucja mnie w przyszłości, a równianie wskazuje na przyczyny. Super, ale to jest tylko wiedza, wiem że równanie jest takie a takie, wiem że daje takie a takie rozwiązania, wiem że te rozwiązania pokazują, że jak coś się nie zmieni to pójdę do grobu. Mam takie informacje o sobie dzięki tej psychoanalizie i to wszystko. Zadaję sobie pytanie: czy i jak mogę zmodyfikować równanie siebie samego aby dało ono poprawne rozwiązanie na przyszłość? Jakie są dopuszczalne możliwości modyfikacji takiego równania? Innymi słowy, jak mogę oddziaływać na siebie aby mój stan zaczął się poprawiać? Psychoanaliza dała postać równania i pozwoliła określić przebieg ewolucji w czasie mojego stanu, ale to wszystko. Ja potrzebuję odpowiednich oddziaływań na siebie samego aby móc zmienić trend którym podążam. Tych oddziaływań brakuje na tej terapii. Jest ich bardzo niewielka ilość pod postacią konfrontacji z ludźmi, oswajania się z nimi, ale to o dużo za mało. Jest niezwykle prawdopodobne, że po zakończeniu takiego oddziału powrócę na stare tory i będę wiódł samotniczy tryb życia będąc oddzielonym od zewnętrznego świata i przeżywając psychiczne katusze. Bardziej od tej wiedzy potrzeba mi coś poczuć, poczuć jakąś więź z realnym światem zewnętrznym, nawiązać jakąś emocjonalną relację z rzeczywistością i ludźmi. Nie mam za grosz pojęcia jak wzbudzić w sobie to poczucie więzi, jak zarzucić kotwicę by nie dryfować w próżni niebytu. Rozumowe analizy od lat łamią sobie kark w tej kwestii, tu potrzeba czegoś co ominie rozum. Czy to znaczy, że jestem zdany na leki? Dziesiątki preparatów się skompromitowały. Jedyne co mi do głowy przychodzi, to starać się resztkami woli wrzucać w świat interakcji, zwłaszcza z ludźmi. W miarę sił i możliwości podejmować wyzwania i konfrontować się, a nuż kiedyś coś się obudzi we mnie i będę mieć jakiś punkt wyjścia nad czym mógłbym pracować. Bo tak to kompletnie brak mi pomysłów.
-
Neurotyzm na spoko poziomie, bliżej ci do ekstrawersji, psychotycyzm żaden, a skala kłamstwa to nic nie wnosi praktycznie. Jeden uzyska w skali kłamstwa wysoki wynik, bo autentycznie chce zachachmęcić, inny bo czuje wewnętrzne ciśnienie i lęk by nie pokazać, że ma wady, jeszcze inny ma zaburzone mniemanie o sobie i idealizuje swój obraz nieświadomie itp. Jak to jest u ciebie, to tylko po szczerej rozmowie ze specjalistą sie dowiesz.
-
Rety, o co tu jakieś napięcie się zrobiło. Jak mnie załamują czyjeś wypowiedzi, denerwują, doprowadzają do szału itp. to korzystam z cudownej funkcji ignorowania danego użytkownika. Nie zabieram mu tym samym żadnej wolności słowa, a ja sam mam spokój. W ogóle nie widzę powodu wdawać się w dyskusje z osobami, które w jakiś sposób irytują nas swoimi postami. Widocznie tacy użytkownicy nie mają nam nic do zaoferowania i wystarczy dać im "prywatnego" ignora. Straszne jest, że w tak błahej sprawie zleciało się tu aż dwóch moderatorów i admin. Nie róbmy z tego wątku forum policyjnego. To jest specyficzny wątek gdzie znajdują się osoby, które emocjonalnie działają nieco inaczej i też nasze wypowiedzi będą w innym tonie. Jak ktoś nie czuje tego klimatu i sie czuje urażony formą niektórych tutejszych postów, to widocznie to nie jest miejsce dla niego.
-
ladywind, nie zrozumiałem, kto wrócił do zdrowia? Topielica czy brak uczuć? I w ogóle nie kojarzę ciebie, skąd je znasz ?
-
To prawda, związkami chemicznymi już sobie życia nie poprawię. Chodzę dlatego na terapię na oddział dzienny. Są duże przesłanki ku temu, że życie mnie takim zrobiło przy pomocy moich predyspozycji, zatem trzeba mi będzie latami trenować zdrowe reakcje przy pomocy terapeuty.
-
Ja będę pod pomnikiem przy szpitalu. Guzik, ja za to od dawna wiedziałem, że ty jesteś z trójmiasta, ale jakoś tak wyszło, że nie dałem ci znaku że ja też
-
Dobra, To zdecydowałem. Jadę lubie_jesc, chcesz spod estakady zabrać się ze mną?
-
lubie_jesc, od estakady moglibyśmy razem jechać, to by jakoś raźniej było dołączyć do grupy, mniejszy stres. Ale sam już nie wiem, mózg mnie bije i mówi, że mam sie nigdzie nie ruszać
-
Vilgefortz, dzięki xD
-
Ja nawet nie wiem jak się zachowywać w kawiarniach itp. Wiodę samotniczy tryb życia i wychodzenie w takie miejsca to dla mnie kosmos.
-
Kurcze, od godziny się miotam czy się zdecydować na spotkanie z wami. Nie wiem jak moja psychika by to zniosła. Raz już spękałem. lubie_jesc, gdyby mi się udało samego siebie przekonać by jechać, to z estakady moglibyśmy ruszyć razem.
-
uff, po tym gdy zobaczyłem kim są ludzie w których rękach spoczywa często ludzkie życie udałem się na długi spacer. Ochłonąłem trochę i doszedłem do wniosku, że muszę pogodzić się z miernotą tego świata i marnością życia. Jestem zbyt świadomy wielu żalów i żeby móc w miarę konstruktywnie działać będę musiał pracować nad tym żeby założyć sobie klapki na oczy i starać się nie dostrzegać wszechobecnego żalu. Muszę pogodzić się z tym, że nie mam szans w zderzeniu z tak potężnym lobby debilizmu i mogę jedynie swoją postawą malutki wycinek rzeczywistości ogarnąć. Mogę jedynie dołożyć małą cegiełkę do budowania lepszego świata i i tak nigdy nie będę mieć pewności, że ktoś tego nie zburzy. Pozostało być fair wobec swoich zasad, ale nie wolno oczekiwać niczego w zamian. Czas wyleczyć się z boleści wywołanych żalem, stanąć choćby na cztery nogi i pełzać naprzód, spełniać systematycznie minimalne warunki konieczne do podtrzymywania funkcji życiowych, czyli praca, i to co zostanie z wolnego czasu poświęcić skromnemu poznawaniu rzeczywistości w której dane jest nam istnieć. To wszystko co można zrobić
-
Powiem wam, że na ogół jestem twardym człowiekiem. Nie jest dla mnie problemem towarzyszenie ludziom w hospicjum, nie łamię się gdy czytam o holocauście bądź widzę zdjęcia z nim związane, nie ruszają mnie historie i metody działania psychopatów. Ale znalazłem coś co mnie jednak złamało. Znalazłem zdjęcia z imprez studenckich studentów Akademii medycznej, zdjęcia z imprez przyszłych lekarzy, naukowców i pielęgniarek. Jak to zobaczyłem, to coś we mnie pękło. Zresztą sami zobaczcie: https://picasaweb.google.com/102639108618485126716/Otrzesiny2010ByMarcinMOdzianowski Wiem, że dla większości to normalka i widzą tam świetną zabawę, ja widzę jednak coś innego, coś co mnie dobiło sto razy bardziej niż największe zbrodnie ludzkości. Jak sobie pomyślę, że takim ludziom powierzam zdrowie i życie, nie ogarniam i jestem załamany.
-
Jesteście tak zwaną patologią, zdarza się. Fajnie, że chociaż widzisz problem. Skorzystaj z tego i idź sie lecz do psychologa, najlepiej zróbcie sobie terapię par jak wam na sobie zależy. Dajcie sobie jakiś tam czas, a jak to nie pomoże to najlepiej byście się rozstali, bo każdy patologiczny związek to tragedia.
-
z gwałtu przez PTSD kończąc na psychiatrze i zabawach w BDSM
Korat odpowiedział(a) na fiumaaan temat w PTSD - Zespół Stresu Pourazowego
Przypuszczam, że nadejdzie taki czas, gdy intensywne uświadamianie się połączone z krytycyzmem stanie się dla wielu problemem w funkcjonowaniu, ale ja bym tego nie nazwał zaburzeniem a jedynie przykrą konsekwencją istnienia mnóstwa ciężkich zdarzeń. Pewien stopień nieświadomości jest błogosławieństwem. Mam też takie wrażenie, że proces powstawania preferencji do pewnych zachowań jest ślepy na konsekwencje jakie dana preferencja może przynosić. Chodzi mi o to, że intuicja mi w pewnym sensie mówi, że tak samo łatwo zostać pedofilem jak i zwolennikiem chłosty, krępowania i poniżania w trakcie współżycia. Wydaje mi się, że nikt kto nabywa takie a takie preferencje, nie jest świadomy do jakich przykrych konsekwencji może doprowadzić to do czego zmierza w swoich praktykach. Jak się u kogoś szczęśliwie ukrystalizują takie preferencje, które względnie jakoś zbytnio nikomu nie szkodzą, to fajnie, ale mogą się też ukrystalizować u kogoś takie preferencje, których praktyka może przynosić jakieś szkody dopiero po przewlekłym stosowaniu, a niektóre mogą natychmiastowo być niebywałym zagrożeniem dla innych. Wygląda mi na to, że to czego nie uznaje się za normę jest jedynie konsekwencją braku akceptacji konsekwencji jakie niosą skutki danych praktyk, ale nie sądzę by w umysłach osób które stosują szkodliwe praktyki zachodziły jakieś ilościowe i jakościowe zmiany względem tych, którzy stosują praktyki nie przynoszące szkód. Wobec tego aby być konsekwentnym chyba wypada mi uznać, że większość obecnych zaburzeń preferencji seksualnych nie jest zaburzeniami psychicznymi, ale tylko i wyłącznie utrwalonym przejawem zachowań i myśli, które są nieakceptowane ze względu na konsekwencje ich stosowania. Bo osoby z zaburzeniami preferencji potrafią uzyskiwać satysfakcję tylko że w sposób nieakceptowany. Ich cierpienie może wynikać z niedopasowania ich praktyk do głównego nurtu akceptowalnych zachowań społecznych. Wtedy ich zachowania nie są uznawane za normę tylko dlatego, że powstaje konflikt między jednostką a ogółem społeczeństwa i żeby nie być kontrowersyjnym trzyma się stronę społeczeństwa i wydaje dezaprobatę wobec pewnych praktyk. Można sobie wyobrazić teoretycznie pewną kulturę, w której wiele zaburzeń preferencji seksualnych byłoby uznane za normę. Te normy są poniekąd podyktowane trochę kulturowo moim zdaniem. W konsekwencji dochodzę do przekonania, że nawet pedofile mają normalne mózgi mimo, że chciałoby się ich nazywać potworami, wyrzec się ich człowieczeństwa. To chyba nie takie proste. Jak pisałem tego posta, to co kawałek przychodziły mi dylematy nie tylko dotyczące metod klasyfikacji zachowań ale też mnóstwo dylematów filozoficznych. Nasze społeczeństwo ma pewne powszechnie akceptowane spojrzenie na prawa człowieka i konsekwencją tych praw, które w dużej mierze też są konsekwencją filozoficznych przemyśleń, są takie a nie inne kryteria uznawania za normy takich a takich zachowań. Zresztą chyba naukowcy o tym wszystkim wiedzą i nie potrzebnie to analizuję, bo nie bez powodu pedofilii nie nazywa się chorobą psychiczną a jedynie parafilią, zaburzeniem preferencji, czyli tym o czym tutaj rozmyślałem. Potrzebne mi jednak było dokonanie rytuału takiej analizy żeby do mnie to dotarło i żebym otworzył oczy na kolejne odcienie barw rzeczywistości. Pewnie namieszałem i nawet nie wiadomo o co mi chodziło, ale nie ważne : P A tak poza tym, to jest jeszcze ciekawa kwestia konsekwencji społecznych różnych praktyk. Na początku pisałem o cierpieniu w wyniku świadomości różnych rzeczy. I tak o to można sobie wyobrazić, że duża część osób odczuwa cierpienie związane z zażenowaniem jakie dostarcza im świadomość popularności takich praktyk jak na przykład seks analny czy popularne ssanie pały. Można sobie wyobrazić, że mnóstwo ludzi odczuwa bezradność i wstyd z powodu, że są częścią gatunku, który ich zdaniem robi takie żałosne i niskie rzeczy. Tracą oni przez to wszelką nadzieję, że ludzkość może kiedykolwiek zmierzać w dobrym kierunku i że dlatego nie warto żyć. Łatwo to sobie wyobrazić. Zatem czyim problemem jest seks analny? Tych, którzy go stosują czy tych którzy świadomi jego stosowania cierpią z zażenowania? Czy tego rodzaju kryterium, może być wiążące dla uznania czegoś za normę lub nie? Przecież te zażenowane osoby są niejako zniewoleni przez wszechobecność tych rzeczy, które zabijają poczucie wspaniałości, wyjątkowości i szlachetności naszego gatunku.