Skocz do zawartości
Nerwica.com

Korat

Użytkownik
  • Postów

    986
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Korat

  1. Mad_Scientist, za każdym razem gdy środowiska seksuologiczne uznają za "normę" coraz to wymyślniejsze rodzaje współżycia, zaczynam się zastanawiać czy wobec tego nie powinienem sobie przypadkiem robić wyrzutów, że ja za cholerę nie widzę w tym nic normalnego? Czy to ja mam problem, czy to jest bardziej skomplikowane, że intuicja mi mówi że to nie jest tak do końca normalne?
  2. Gorące współczucia dla niej i dla ciebie, bo musisz być gotów na to, że jej to szybko nie przejdzie i sporo cierpienia udzieli sie też tobie. Psycholog i psychiatra to podstawa, i motywuj ją by z tego nie rezygnowała. Epatuj spokojem, bądź ostoją i wsparciem dla niej. Nie baw się w to co ona, nie daj się w to wciągnąć, bądź jej przykładem prawidłowych wzorców zachowania. Życzę dużo cierpliwości i wytrwałości w waszych relacjach.
  3. magic, ta wzwyżka, to pewnie po tym że coś się zadziało i wyrwałeś się ze stagnacji, to zawsze pomaga. Trzeba tylko pilnować żeby nie wejść w rutynę, a przy braku ciągot do zapewniania sobie nowych bodźców to bardzo łatwe. Wtedy po niedługim czasie ten niestabilny stan lepszej formy może ulec kolapsowi i ponownie jest sie w d.upie. i potrzebna jest znowu interwencja z zewnątrz żeby sie zaktywizować i wyjść ze stagnacji.
  4. uht, ja byłem trzy razy i za każdym razem miałem inne cele, to znaczy obniżałem wymagania odnośnie tego co chciałem osiągnąć. Za pierwszym razem chciałem tam wyzdrowieć, skończyło sie to żenadą i nic mi oddział nie pomógł. Drugi raz podobnie, mimo że mówiłem że chcę sie zaktywizować, w głębi jednak chciałem coś więcej, i też się zawiodłem. Za trzecim razem już wiedziałem, że chodzi mi tylko o zaktywizowanie i zdobycie obycia w kontaktach z ludźmi i tu był duży sukces. Chodzisz, robisz co ci każą i sie niczym nie frustrujesz. Skupiasz sie na tym by fajnie spędzić czas i zrelaksować sie. Co za problem raz na jakiś czas zrobić jakikolwiek rysunek a potem jednym zdaniem a nawet jednym słowem go skomentować? Wszystko rób w takim stopniu na jaki masz ochotę, no może w krytycznych sytuacjach staraj sie do czegoś zmobilizować, ale bez szaleństw, wystarczy minimum aktywności. Wiem z doświadczenia, że czlowiek sie powoli rozpędza a potem uzyskuje sporą bezwładność i spontanicznie posiada lepszą aktywizację niż miał przed przyjściem na oddział. Ja do tego trenowałem kontakty z ludźmi, byłem stymulowany do tego by nawiązywać kontakty z nimi. Nie ma co tam na pewno szarżować i wspinać sie na wyżyny swoich możliwości, bo wtedy oddział minie jak zawody, człowiek pod koniec będzie wykończony, odetchnie jak go skończy a potem znowu tkwi w swej beznadziejności. Trzeba działać tak by oddział cie napędził i jeśli pod koniec oddziału pojawiać ci się będą plany, że już chcesz skończyć oddział bo chcesz załatwić to i tamto, to będzie to dobry znak i sukces. W lutym idę czwarty raz na oddział i dokładnie w tym samym celu, żeby sie zaktywizować i obyć z ludźmi. Bo niestety mimo, że po ostatnim oddziale szedłem w dobrym kierunku to przez parę nieprzewidzianych zdarzeń ten niestabilny poprawny stan funkcjonowania uległ kolapsowi i znowu ogarnęła mnie apatia i cierpienie. Chcę znowu stanąć na nogi dzięki oddziałowi ,a potem iść do przodu z wsparciem psychologa i ustatkować się wreszcie, znaleźć pracę i ustabilizować poprawny poziom funkcjonowania. Oddział przy dobrym rozegraniu może być jak trampolina, ale to cie wyniesie stosunkowo nisko i na krótki czas, ważne żeby po oddziale iść za ciosem i chwytać się zajęć, które człowieka wyniosą jeszcze wyżej.
  5. Niema Syrena, nikt nie mógł się spodziewać, że tamten post nie jest twój, a z niego jawnie wynikało zło opisanego tam postępowania. Nie dziw się też nam, że łatwo nam przyszła krytyka ciebie, bo tutaj nikt nie czuje się z nikim emocjonalnie związany i nie ma znaczenia ile sie z kimś pisze, patrzy się na konkretne zachowania nie bacząc na osobiste sympatie. Nie wnikam w wewnętrzne konflikty twoich relacji z byłym, powiedz tylko czy w takim razie to prawda że wyzdrowiałaś i jeśli tak, to co w takim razie naprawdę się do tego przyczyniło?
  6. Całkowicie się z tym zgadzam. Ja osobiście nie żałuję ani sekundy spędzonej na studiach. Chciałem być naukowcem i robiłem wszystko by to osiągnąć. Podjąłem ryzyko. Nie udało się, nie podołałem, ale przynajmniej wiem że dałem z siebie wszystko. Teraz niestety muszę przebudować swoje cele, wiem już na co mnie stać i muszę podjąć się działalności, która mnie nie przerośnie tak jak przerosło poświęcenie nauce. Żal tylko, że formuła studiów jest tępa i w dużej mierze ogranicza człowieka zasypując go podobnie jak szkoły średnie, multumem zbędnych faktów i przedmiotów. Człowiek musi być niebywale silny i inteligentny żeby nie ugrzęznąć w tej przeciętności jaką preferują obecne uczelnie. Mi się niestety nie udało, zbyt dużo problemów poza studiami było i nie było sensu szarpać się dalej.
  7. Do 90% zawodów studia w ogóle nie są potrzebne. Potrzebne za to są dobre kursy przygotowawcze pod konkretny zawód. Studia uczą rzeczy sprzed kilkudziesięciu a nawet kilkuset lat, prawie w ogóle nie dotykają tego co się aktualnie dzieje na rynku. Studia są głównie sposobem na fikcyjne obniżanie stopy bezrobocia, bo większość osób gdyby miała możliwość dostania dobrej pracy bez tej farsy ze studiami, to by uczelniom pokazała fakolca. Papierek ukończenia studiów daje jedynie informację pracodawcy, że ten oto człowiek ma potencjał i potrafi opanować dosyć złożone problemy, bo tak naprawdę po studiach człowiek nie jest przygotowany do żadnej pracy. Studia powinny być dla pasjonatów, którzy na maxa mają ambicje rozwijać się w dziedzinach które studiują, w większości przypadków powinny być wstępem do studiów doktoranckich. Dla tych co nie chcieliby robić karier naukowych, to powinny powstawać kierunki mocno specjalistyczne dające wiedzę z konkretnych zawodów. Byłyby to szkoły o długości trwania kursu odpowiedniego do poziomu złożoności zawodu jaki miałoby się wykonywać. Jestem zwolennikiem elastycznego i inteligentnego systemu szkolnictwa, a nie sztywnego jaki mamy obecnie.
  8. Topie-lica, skoro to miałoby mi dać wyjście z choroby, to sory ale mam zasady i jeśli miałbym wybierać, to wolę być im wierny niż kiedykolwiek poczuć się zdrowo. Poza tym nie wyobrażam sobie w jaki niby sposób miałbym być zdrowy, żyjąc ze świadomością że dla własnych egoistycznych celów zniszczyłem komuś życie.
  9. Sorrow, szybko ci odpowiem żeby ubiec "ekspertów", którzy zaraz się przyczepią do tego co napisałeś. Masz rację w tym co napisałeś, ale zauważyłem że dziwnym sposobem ludzie nie rozumieją nieścisłości, które zawsze ma się na myśli pisząc w ten sposób. Bo wiadomo i ty na pewno też to miałeś na uwadze, że nie chodzi o to by całkowicie nie było na przykład lęków, tylko żeby ten lęk nie przekraczał pewnej intensywności, przewlekłości i by nie pojawiał się w absurdalnych sytuacjach. Tak żeby osiągał w codziennych nie ekstremalnych sytuacjach taki poziom, który nie paraliżuje naszego działania. I tak samo rzecz się ma z każdą cechą, każda z nich ma prawo istnienia, tylko żeby nie przekraczała pewnego poziomu absurdu, który niszczy człowiekowi życie. Wszyscy o tym wiemy, ale zawsze gdy się tego nie uściśli z niezrozumiałych względów ktoś się do tego przyczepia. -- 11 sty 2012, 22:47 -- nextMatii, widzisz z tą samorealizacją to też jest problem. Osobowość prawidłowa musi znieść zderzenie z multumem różnych zależności mających wpływ na stabilność istnienia gatunku. Także jak ktoś ma zbyt wybujałe fantazje i chce osiągnąć samorealizację przez na przykład zostanie seryjnym mordercą to tu już coś nie gra. Tak samo jak ktoś nie widzi niczego co by było mu potrzebne do samorealizacji i miesiącami przez to nie wychodzi z łóżka to też jest tu coś nie tak. Samorealizacja ma sens tylko w kontekście dopuszczalnych norm i wpływu jaki by ona wywarła na jakość istnienia innych istot oraz w ogóle naszej planety.
  10. Zawsze jakoś ciężej mi mówić o prawidłowych stronach psychiki, bo ogólnie uważam że psychika przeciętnego człowieka też jest zryta. Tylko, że oni nie mają tego świadomości, jarają się w ogólności swoim życiem i bardzo rzadko szkodzą innym. W sumie to chyba jest kluczowe, że prawidłowo jest wtedy gdy sie człowiek jara tym, że żyje i w miarę mało szkodzi innym i sobie. Tak, że w przy długotrwałej obserwacji (w warunkach naturalnych, nie na oddziale zamkniętym) takiej osoby, zauważa się w efektach jej działań krótkotrwałych i długotrwałych, działania destruktywne na rzecz istot żywych i wszelkiego istnienia mieszczące się w granicach norm uwarunkowanych kulturowo oraz biologią, z co najwyżej nieznacznymi odchyleniami od tych norm. Do tego osoba taka może przejawiać co najwyżej okresowe niedługie braki satysfakcji z tego, że żyje. Ogólnie powinna działać na rzecz jak najefektywniejszego przetrwania siebie, własnych genów oraz całego swojego gatunku zachowując przy tym satysfakcję z realizacji tych działań. A właściwie, to czy ktoś tak naprawdę miał prawidłową osobowość to oceniałbym dopiero gdy ktoś taki przeżył już szmat czasu. Wtedy można by było ocenić po jego owocach i jego własnych odczuciach czy faktycznie był w porządku człowiekiem ze spoko osobowością. Pewnie można się w moim opisie osobowości prawidłowej wielu rzeczy przyczepić, ja jednak tak orientacyjnie bym na takie cechy zwracał uwagę. Myślę, że osobowości prawidłowych jest olbrzymie spektrum, dlatego opis takiej osobowości powinien być jak najogólniejszy.
  11. uht, gdy myślę o tak wielkim wyzwaniu jakim jest całkowity powrót do zdrowia, to wpadam w panikę i od razu mam zamiary samobójcze, bo niestety ale póki co finału tej walki nie widać nawet na horyzoncie. To zbyt wielkie wyzwanie by o nim myśleć na tym etapie na którym jestem. Liczę, że gdy uda mi się ustabilizować formę na poziomie na którym będę zdolny do pracy, to potem od tego może uda mi się wskoczyć na kolejny etap, ale to dalekie plany, najpierw muszę zrealizować podstawy.
  12. magic, gdzieś tam wcześniej opisałem też swoją strategię pooddziałową. Zamierzam na oddziale obyć się w kontaktach z ludźmi, powoli się zaktywizować i poprawić nastrój oraz podnieść mobilizację do konstruktywnego działania. Następnie po uzyskaniu tego porządnego stanu, który zapewne będzie niestabilny, zamierzam wystawić się na kolejne kontrolowane sytuacje, mianowicie trafię do sanatorium szpitalnego czy jakoś tak, żeby podleczyć ból pleców i stawów. Potem o ile utrzymam swój stan, to ostro zacznę szukać pracy nie patrząc na nic. Chyba, że stan psychiczny mi sie schrzani, to posłużę się mocniejszą bronią przeciw takim objawom psychicznym i uderzę w oddział 7f w Krakowie. Tam zamknę się w izolacji od świata zewnętrznego na 6 miesięcy i w kontrolowanych warunkach z pełnią zaangażowania spróbuję rozbroić tą bombę zaburzeń psychicznych. Na końcu zawsze jest ten cel w postaci uzyskania w miarę porządnego i stabilnego stanu i szukanie pracy.
  13. Mad_Scientist, super kompilacja informacji, wszystko wyjaśnia. Szczerze mówiąc, to i mnie lekarze mogliby by od ręki zdiagnozować dystymię, wieloletnie zaburzenia nastroju itp. to u mnie chleb powszedni. Tylko tak jak mówisz, to nic nie daje. W ogóle zobacz jakie to popie.przone, że ja tu mówię o diagnozach w kryteriach, że mają coś dawać. Chory kraj i tyle. Topie-lica, wydaje mi się, że twój przypadek obnażył pewną prawdę o leczeniu tak wygaszonych emocjonalnie osób jak wiele z nas. Być może trauma może być lepszym lekarstwem niż związki chemiczne czy słowa. uht, za niedługo najprawdopodobniej zakwalifikuję się na oddział dzienny z zupełnie innej przychodni niż ta, w której dotychczas się leczyłem i brałem udział. Tam oprócz oddziału dziennego, jest też poradnia z lekarzem i psychoterapeutą i to na NFZ. Strategia jest taka, by po oddziale dziennym kontynuować leczenie w tej poradni albo jeśli coś tam pójdzie nie tak, to mam plan wrócić do swojego poprzedniego lekarza, który prowadził mnie w latach 2007-2008, lub jeszcze inna opcja pójść za radą znajomego i wybrać jednego dobrego sprawdzonego lekarza z polecenia. Pozostanie przy aktualnej lekarce na 99% nie wchodzi w grę.
  14. Mad_Scientist, jakoś nie zauważyłem by uznali że jakiekolwiek leki się "należą" osobom ze spektrum schizofrenii. Na liście leków zawsze widnieje zapis że refundacja dla schizofrenii, nigdzie nie napisano "spektrum schizofrenii". W zasadzie to nie powinienem według państwa brać żadnych leków i to tylko dlatego, że nigdy nie miałem głosów i urojeń. Chyba, że lekarze dadzą mi schizofrenię prostą, to wtedy będę mógł się leczyć. A fluanxol, to po prostu jest tani nawet bez refundacji, jedyny który może mi pomóc w przystępnej cenie. W ogóle to planuję zmienić lekarza, bo ta aktualna chyba mnie traktuje niezbyt poważnie.
  15. Mad_Scientist, zaburzenia schizotypowe, czyli F21. Nie jest jednak moim zdaniem pewne, że to naprawdę mi dolega. Mój profil jest bliski objawom negatywnym, schizoidalnym i depresyjnym. Coś co można by uznać za objawy pozytywne, to jest u mnie co najwyżej szczątkowe. Są momenty gdy naprawdę pojawia się potężne cierpienie i depresja z przygniatającymi myślami samobójczymi. Gdy to jednak udaje się okiełznać, to wpadam w obojętność, apatię i anhedonię. Poza tym, mam poczucie nierealności świata, jakbym nie było materii, nie wiem jak to nazwać, nie czuję się częścią tej rzeczywistości a jedynie obserwatorem. Może powinienem to nazwać derealizacją, to chyba najlepiej pasuje. Gdy narastają sytuacje stresowe, to zamykam się w sobie i żyję we własnym umyśle. Udaje się czasem uzyskać u mnie porządny stan, w którym potrafię podejmować i realizować konstruktywne cele, jednak stan ten jest bardzo niestabilny. Może to właśnie jest F21, tylko nie rozumiem dlaczego nie ma dla mnie refundacji leków. Że niby to co mam nie jest przewlekłe? Czy nie ma na to po prostu leków?
  16. Jak pójdę na oddział dzienny, to chyba zasugeruję żeby mi dali Fluanxol. Obawiam się tego leku, bo miałem po nim liczne skutki uboczne, takie jak akatyzja, suchość w ustach, zawroty głowy i skręt szyi, ale to niestety jedyny lek na jaki mnie stać i który odpowiada po części mojemu profilowi objawów. Nie pamiętam w jakiej dawce go kiedyś brałem, to mogło być 3mg, wtedy by wystarczyło bym delikatnie zaczął od 0,5 i skończył na max 2mg, bo to też dawka terapeutyczna. Stać mnie też na sulpiryd, ale czytałem publikacje gdzie mówiono, że jeśli ma on jakikolwiek wpływ na poprawę objawów negatywnych, to jest to ciężkie do udowodnienia i co najmniej kontrowersyjne. Działanie fluanxolu zostało za to naukowo potwierdzone w kwestii leczenia objawów negatywnych.
  17. Mad_Scientist, chciałbym mieć broń, żeby w odpowiednim momencie go użyć. Głównie czas spędzam zamknięty w domu i nie kontaktuje się za często z innymi ludźmi, więc nie znam rzeczywistości od tej strony, że można sobie pójść i kupić broń, bardzo bym tego chciał, ale kompletnie się nie znam do kogo się udać i jak zagadać. Obawiam się, że mógłbym przez swoją nieprofesjonalność zostać odkryty i wsadzili by mnie do więzienia. I zamiast przerwać swoje męki, to miałbym jeszcze bardziej spartolony życiorys. Gdyby nie ta duża podejrzliwość do innych ludzi, to pewnie podjąłbym jakieś działania by zdobyć broń, a tak to każdy jest dla mnie potencjalnym sprzedajczykiem i mam zbyt wielkie przeświadczenie że skończyłbym w więzieniu zanim zrealizowałbym swój cel. Także, żeby było jasne i policja mnie za ten post nie zwinęła, nie podejmuję żadnych kroków w celu uzyskania broni.
  18. Aoi, no to też masz niestety niepewną sytuację, ale skoro lekarz wyciąga trudne przypadki to szacun dla niego.
  19. Aoi, może jestem zbyt podejrzliwy, ale jak na mój gust ten twój lekarz za bardzo ci słodzi. Miałbym na niego oko. Poza tym z tego co mówisz, to raczej to nie był epizod psychotyczny pełną parą. To raczej bardziej takie quasi-psychotyczne objawy były, charakterystyczne dla zaburzeń schizotypowych. Nie diagnozowałbym u ciebie schizofrenii gdybym miał być fair wobec NFZ, ale jeśli lekarze przyczepią ci etykietkę F20 to ciesz się stary, bo będziesz mieć prawie darmowe leki i wyjdziesz z tego. Ja mając F21 jestem przekreślony przez państwo i traktowany nie poważnie. Pewnie będę musiał się męczyć z moimi objawami do końca życia.
  20. zawilinski, widzisz, ty masz wpisaną schizofrenię prostą i masz leki refundowane. Reszta co nie ma diagnozy F20 tylko na przykład F21 jak ja, to powinienem płacić 500zł miesięcznie za leki, bo statystycznie z publikacji naukowych wynika, że ludzie z F21 nie potrzebują przewlekle leków, więc nie mogą mieć refundacji. Tylko wiadomo, statystycznie, jak masz pecha i jesteś w grupie mniejszościowej, która przewlekle od wielu lat musi być na lekach to po tobie. Od tego roku większość czasu moich wizyt wygląda tak, że lekarka oferuje mi jakiś lek, a ja się targuje żeby dała mi coś co udźwignie moja kieszeń. Normalnie jak na targu kur.wa, a nie u lekarza. Zresztą ja z tego wielkiej sprawy nie robię, bo mi leki nic nie pomagają, widać mam jakiś utrwalony profil psychologiczny i tępe faszerowanie mnie chemią nie zmieni mnie tak łatwo. Ja to bym najlepiej w ogóle leków nie brał, zawiodłem się na nich i tyle.
  21. Mam wypisane zaświadczenia od psychiatry i neurologa by wystąpić o stopień niepełnosprawności z MOPSu i ZUSu. Ponoć z MOPSu dają każdemu znaczny stopień niepełnosprawności i wtedy miałbym darmowe przejazdy komunikacją miejską i z racji bezrobotnych rodziców na których jestem utrzymaniu, dostawałbym 150zł zasiłku pielęgnacyjnego. Co do Zusu to żeby mieć jakikolwiek profit, to trzeba mieć co najmniej umiarkowany stopień niepełnosprawności i całkowitą niezdolność do pracy. Dopiero wtedy przysługuje renta socjalna. Szkopuł tkwi właśnie w pojęciu całkowitej niezdolności do pracy, ZUS zazwyczaj daje częściową jeśli ma się poważne problemy. Jednak wszędzie mi mówią, że im więcej odwołań, tym większa szansa na dostanie renty, także trzeba walczyć. Co do rezonansu, to neurolog powiedział że mi na bank da skierowanie przy następnej wizycie. Tak się umówiliśmy. Nie zdziwiłbym się jakbym miał coś z mózgiem, ale też wielce prawdopodobne że nic nie wykryją.
  22. zawilinski, doskonale nakreśliłeś plan zdobywania stopnia niepełnosprawności. Przyjąłem bardzo podobną strategię do tej o której napisałeś. Myślę, że nie będę mieć problemu z umiarkowanym stopniem, zwłaszcza że mi się on naprawdę należy. Raz byłem na oddziale zamkniętym, 3 razy na oddziałach dziennych i od lutego idę na czwarty. Leczę się u neurologa i reumatologa, bo mam zwyrodnienia w kręgosłupie i uszkodzony rdzeń kręgowy, do tego dyskopatię w odcinku lędźwiowym. A dziś jeszcze zbadałem przewodnictwo nerwowe i wyszło, że mam jakąś neuropatię aksonalną nerwu nadłopatkowego, skórno mięśniowego i pachowego z którymi współistnieją cechy neuropatii nerwu łokciowego. Reumatolog powiedział, że potrzebna mi mega intensywna rehabilitacja, że mnie wyśle do sanatorium itd., więc bezpodstawnie o stopień niepełnosprawności nie występuję, skoro mam następne 3 miesiące spędzić na oddziale dziennym, a potem mieć jedną rehabilitację za drugą.
  23. zawilinski, przez takie objawy pojawiające się w obecności ludzi już czwarty raz postanowiłem iść na oddział dzienny. Przez moje jazdy z izolowaniem się i totalną apatią, potem jak trzeba wyjść z domu i poruszać się wśród ludzi na mieście to dostaję takich objawów jakie ty masz i nie tylko. Największy koszmar przeżyłem w okresie świątecznym gdy z rodzicami poszedłem na zakupy. W empiku znalazłem książkę w której było dużo o osobowości schizoidalnej, zrobiłem zdjęcia tym stronom i wtedy się zaczęło. Miałem jazdy, że wszyscy to widzieli i ochrona mi wpier.doli przy wszystkich. Udało mi się wyjść ze sklepu i potem poszedłem gdzieś przeczytać to co sfotografowałem. Odciąłem się totalnie od świata zewnętrznego i istniałem tylko w tym co czytałem. Jedynie od czasu do czasu miałem wrażenie, że słyszę jakieś komentarze na mój temat i że ludzie na mnie patrzą jak na jakiegoś śmierdzącego żula. Gdy skończyłem czytać i ruszyłem w stronę samochodu, to myślałem że nie wyrobię. Słyszałem jakby ciągłe komentarze na mój temat, a jak omyłkowo spojrzałem komuś w twarz, to widziałem jakby ta osoba była przerażona na mnie patrząc i odsuwała się ode mnie. Byłem pewien, że ci ludzie znają moje najczarniejsze tajemnice i zaraz mnie zgarnie policja. To był najcięższy epizod zetknięcia z ludźmi jaki miałem od wielu miesięcy. Ostatnio jest lepiej, ale postanowiłem, że muszę iść na oddział dzienny by w kontrolowanych warunkach postarać się zaktywizować i obyć się z ludźmi. Z doświadczenia wiem, że mi to pomaga, tylko że po dłuższym czasie po zakończeniu oddziału jeśli coś mi przeszkodzi i znowu pogarsza mi się stan psychiczny, to w wyniku następującej po tym izolacji i apatii potwornie ciężko jest mi się samemu z tego wyrwać. Po moim ostatnim pobycie na oddziale dziennym było już prawie dobrze. Szukałem pracy i zadawałem się z ludźmi, ale parę rzeczy mi stanęło na drodze i ten niestabilny porządny stan umysłu został totalnie zaburzony. Jedyna szansa w tym, że wyjdę do ludzi w tych kontrolowanych warunkach jakim jest oddział dzienny. Trochę tam naprostuję myślenie i odzyskam chęci do działania, po czym siłą bezwładności szybko po zakończeniu terapii spróbuję złapać jakąś pracę i może tam będę w stanie utrzymać w miarę przyzwoity stan umysłu, który pozwoli mi systematycznie zarabiać kasę. Taki mam plan na te pierwsze pół roku.
  24. Korat

    moje życie

    Ze wszystkich sadyzmów jakie miały miejsce w dziejach ludzkości, nie jestem w stanie przełknąć kilku. Mianowicie, znęcanie się nad zwierzętami, przemoc seksualna zwłaszcza w stosunku do dzieci, a już totalnie ryją mi banię historie podobne do historii jaką przeszła Karolina. Przeczytałem tylko początek tej historii, bo po większej ilości mógłbym dostać pomieszania zmysłów, ale to wystarczyło bym się domyślił z jakim typem życiorysu mamy tu do czynienia. Straszne, i nie będę używać słów współczucia, bo słowa są śmieszne wobec ogromu okrucieństwa tych zdarzeń z życia Karoliny.
  25. Nie powiem, bo ty i tak zapewne wiesz o tym lepiej niż ja sam.
×