
frytka
Użytkownik-
Postów
936 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez frytka
-
kupiłam buty - musiałam iść po nie do galerii bo najbliżej... praktycznie wbiegłam na drugie piętro i już miałam umierać z przerażenia i byłam pewna, że nic z tego, gdy zobaczyłam w witrynie - wymarzone butki, sklep pusty, 5 min i już mnie nie ma:) przeżyłam:)
-
pół dnia na rolkach, ból nóg i to, że moje Kochanie nosi mnie z tego powodu na rekach:)
-
Nie potrafię zaufać. Nie wiem, czy to obsesja wywołana uprzedzeniami (lub maniakalna podejrzliwość - zwał jak zwał), czy nie ufam sobie, czy słuszny sygnał podświadomości, że słusznie nie powinnam ufać. NIE WIEM NIE POTRAFIĘ i rozwala mnie (i innych) to - katastrofa
-
Zrobiłam se Pita za ubiegły rok - czy dobrze się okaże
-
byłoby miło:) mam ostatni wolny week - nie wiadomo jak co potem (nowa praca...)
-
nie koncentruj się na tym co masz - lepiej na tym, jak się z tym uporać. Zaburzenia odżywiania sprawiają, że ma się huśtawkę nastroju. W ciągu jednego dnia można popadać w różne skrajności. W okresie zaburzeń odżywiania są lepsze i gorsze momenty - czasem udaje się przez dłuższy czas nie jeść, coś się schudnie czy się nie objada - wtedy samopoczucie jest lepsze a potem bum.... Aczkolwiek takie huśtawki mogą z czasem spowodować Chad, zaburzenia osobowości itp... Im dłużej trwa taka huśtawka tym większe prawdopodobieństwo przyplątania się innych zaburzeń.
-
Wiesz, podleczona daje żyć. To dość płytkie mówić, że ktoś wygląda super sugerując się fotką... jeśli rozumiesz o co chodzi...
-
ech, rozumie problemy 'finansowo-dojazdowe'. Rodzice problemu nie widzieli - a nawet nie chciałam żeby widzieli. Do najbliższego miasta miałam 15 km. Teraz mieszkam w wielkim mieście ale wcześniej, gdyby nie dobrzy ludzie, którzy mnie wówczas otaczali - jestem pewna, że już mnie by nie było. Obecnie staram się nastawić pozytywnie do terapii. Przeszłam ich sporo łącznie z pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Uporałam się z wieloma zaburzeniami i pozostaje mi najtrudniejsze - zaburzenia osobowości... Obecnie trochę opadłam z sił. Wiesz, sporo czasu mi zajęła walka o to, jak jest teraz. Czuję się odrobinę zmęczona:) gdybym wcześniej zaczęła, gdybym nie czekała aż się 'samo ułoży', 'samo przejdzie'... Nie poddawaj się Eve i nie obawiaj się prosić znajomych czy rodziny o pomoc. No wiadomo - oprócz tych, którzy poniekąd są sprawcami lub już zawiedli.
-
Zamglone widzenie jak najbardziej, chociaż ja bym to nazwała złudnym widzeniem bo nigdy nie jestem pewna czy na pewno coś widzę czy się mi tylko wydaje... bóle głowy i zawroty - od dłuższego czasu owszem towarzysza nie proszone... zawroty to raczej jakby mój duch upadał, ale ciało stoi - choć czasem i kolana nie wytrzymują tego kulululu i żołądek też.... a z nowości - czuję się wielka, ogromna w małych pomieszczeniach, jakbym ledwo się tam mieściła... ale to może mieć powiązanie z innym zaburzeniem
-
hm, możesz wezwać pogotowie ale to się wiąże z pobytem w szpitalu - skoro jednak jest aż tak hardkorowo - to na pewno lepsze wyjście - tyle, że oznacza, że trzeba się w końcu konkretnie zabrać za siebie i problem... Od paru miesięcy obserwuje dziwne symptomy u siebie. Coraz bardziej krytycznie oceniam swoją osobę pod względem wyglądu oczywiście... A ostatnio ciągle mam wrażenie, ba - czuje się - strasznie wielka, ociężała, niezdarna. Najgorzej jest w małych pomieszczeniach lub wśród niskich znajomych (trochę za bardzo urosłam...). Pojawiają się ciąguty do odchudzania się, parę razy już wymiotowałam po jedzeniu i poszło parę paczek tabletek przeczyszczających. Nie mam pewności, czy to jakaś reemisja zaburzeń odżywiania ( już 5 lat spokoju) czy może fobia społeczna się pogłębia (była umiarkowana, nie przeszkadzała mi szczególnie w życiu). Ciągle te niewinne myśli, że wypadałoby schudnąć co nie co po zimie itp... Coraz ich więcej.
-
Eve, jakbym czytała o sobie parę lat temu - nie zwlekaj z podjęciem terapii, z szukaniem pomocy dla siebie. Nie przejmuj się blokadami - od tego są terapeuci aby pomóc je zlikwidować. Wiem, że odkładanie sprawy z dnia na dzień spowodował, że mój stan się pogarszał, problemy się zbierały, wszystko się coraz bardziej gmatwało, zaczęłam obwiniać siebie i koniec był smutny... tyle, że miałam jeszcze trochę szczęścia i udało mi się wyjść z wszystkiego, a sporo się zaburzeń po drodze nazbierało. Do dziś prostuję swoją drogę...A to już 6 lat mija!
-
wybaczyć nie znaczy zapomnieć
-
Eve, nie próbuj zmieniać innych - nie jest to warte wysiłku, nawet jeśli byś w takich okolicznościach usłyszała co chcesz - nie będzie to szczere i prawdziwe. Lepiej skoncentrować się na swoim życiu. Wyjdzie przynajmniej Tobie na lepsze:)
-
kasiątko, przede wszystkim - jestem w stanie zrozumieć to, co się z Tobą dzieje obecnie, ponieważ przechodziłam przez podobne etapy po podobnych przeżyciach. Mam to już daleko za sobą, ale będzie też to ze mną do końca moich dni. Jedna rada - nie bądź bierna tak jak Ci, od których oczekujesz pomocy. Sama walcz o siebie. Nie słuchaj tych szantaży emocjonalnych - słuchaj tylko siebie. Wszystkie osoby, które Cię otaczają w rzeczywistości - bynajmniej nie są Tobie życzliwe i nie dbają o Twoje dobro. Wybacz ale powiem to wprost - nie licz, że sprawcy się nad Tobą ulitują. Zlituj się natomiast Ty sama nad sobą - niczym nie zasłużyłaś na taki los. Nie piszę tego bez przyczyny - jeśli teraz zawalczysz o siebie w przyszłości będzie Ci łatwiej walczyć o siebie w sytuacjach, które Cię dotkną - a one są nie do uniknięcia. Więc konkretnie - wyprowadź się, zerwij kontakty, rozpocznij nowe życie - własne. Nie bój się, nie obawiaj - dasz sobie radę. Skoro przetrwałaś taki koszmar - przetrwasz i rozpoczęcie nowego życia. I nie obawiaj się szukania pomocy specjalistów - bez tego też się nie obejdzie.
-
Wydarzenia związane z dzieciństwem. Długo by pisać. Było dość - nieszablonowe... Do stresu pourazowego lubią się nawinąć inne problemy, np. zaburzenia odżywiania, uzależnienia, zaburzenia afektu, osobowości... długo by wymieniać. Moje leczenie rozpoczęło się i zakończyło w szpitalu psychiatrycznym. Hospitalizacja była długotrwała ale odniosła niezwykle pozytywny efekt. To już 6 rok odkąd wyszłam z psychiatryka. Radze sobie różnie, bo pomimo iż wyleczyłam się z anoreksji, uzależnień i paru chorób natury psychicznej - pozostały trudności z adaptacją w społeczeństwie, trudności w relacjach, w tworzeniu związków. To, że wychowałam się w specyficznej 'atmosferze' będzie chyba już do końca życia moim 'minusem' w oczach innych. Są owszem ludzie, którzy patrzą na moją 'inność' z pobłażaniem a nawet zrozumieniem, którzy akceptują moje inne podejście do życia, z którymi się dogaduję lepiej lub gorzej, ale zawsze będę czuła się inna.
-
A tak - kocurki też mnie cieszą i piękna pogoda owszem... nawet nie szczególnie mnie smuci fakt, że jestem przeziębiona i nie mam siły ani rozdzielać koty w walce między sobą, ani wyjść na spacer hm, nie brałam żadnych leków, nie piłam - po prostu - jakaś taka szczęśliwa się czuję. Aż strach się bać
-
BUPROPION/AMFEBUTAMON (Bupropion Neuraxpharm, Oribion, Welbox, Wellbutrin, Zyban)
frytka odpowiedział(a) na nella31 temat w Leki przeciwdepresyjne
Heh, no to bosko:) spróbuję - a co mi szkodzi. Podobno działa też pobudzająco a to mi się przyda... Jeden lek w tą jeden w tamtą... -
A ja też mam ochotę się spotkać:) To co? Organizujemy cuś?
-
BUPROPION/AMFEBUTAMON (Bupropion Neuraxpharm, Oribion, Welbox, Wellbutrin, Zyban)
frytka odpowiedział(a) na nella31 temat w Leki przeciwdepresyjne
Em, a jak ten lek wpływa na rzucanie palenia? Z uwagi na historię chorobową - zalecano mi ten lek - chcę rzucić palenie. Ktoś ma jakieś doświadczenie w tej dziedzinie działania tego leku? -
aaa mnie martwi to, że ciągle kogoś przy sobie mam, życzliwego, kochającego, dobrego - nie mam na co narzekać - ale i tak momentami czuję się samotna... a wtedy narasta we mnie niesympatię do siebie samej... ciągle mi źle, ciągle narzekam, ciągle coś nie tak... nigdy nie dogodzi...
-
Phi, ja cały dzień Już nawet nie wstaje - tak bez sensu - w końcu noc
-
Od dłuższego czasu tego nie robię. A nie robię, bo strasznie boję się, że znowu ktoś podłapie ode mnie... Znalazłam sposób na sznyta? A bomba w środku tyka.
-
Tak patrząc na swoją przeszłość - nie leczone PTSD doprowadziło mnie na margines społecznej egzystencji.
-
Nie usłyszałam dosłownie, ale każdego dnia mam wrażenie, że mama chce mi wynagrodzić te lata, gdy ignorowała problem. Widziała co się dzieje, mogła mnie obronić - nie zrobiła tego. Nigdy nie rozmawiam z nią n/t tego, co zaszło w mim dzieciństwie z udziałem taty. Niby nie mam takiej potrzeby ale czy naprawdę o to chodzi, być może nigdy nie będę miała takiej odwagi... Wystarcza mi to, że mama jest moją prawdziwą podporą. Świadomość, że ktoś taki istnieje na świecie, gdy ja sama pakuję się w coraz to większe problemy - to jest chyba to, co nadal trzyma mnie przy życiu. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić życia bez tej świadomości. Jak mogłabym jeszcze rozdrapywać tamte wydarzenia. Zdecydowanie bardziej boli mnie fakt braku tego słowa, tak samo jak ot choćby głupiego 'dziękuję' od osób, z którymi przyszło mi się zetknąć w życiu, którym pomogłam, a które po tym gdy wzięły co chciały lub co się dało - po prostu zniknęły, często jeszcze z pretensjami, że tak mało dałam... To nieustannie powielany schemat mojego postępowania. Uwolniłam się z koszmaru dzieciństwa - nie mogę uwolnić się od tego, co mnie tak naprawdę niszczy - schematów myślowych. Mam świadomość własnych ułomności i popełnianych błędów i nie mogę sobie samej przebaczyć, a wybaczyłam nawet tacie...
-
Helviś, jesteś najprawdopodobniej w ciężkim stanie i rozumie, dlaczego takową wiedzę chciałabyś posiąść. Ale wyobraź sobie, że zrobiłaś sobie coś, następnie Cię odratowana, następnie dowiadujesz się, że ktoś robi to co Ty i nie miał tyle szczęścia w nieszczęściu co Ty. Ja bym nie potrafiła dopiero z czymś takim żyć:/