Skocz do zawartości
Nerwica.com

frytka

Użytkownik
  • Postów

    936
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez frytka

  1. kupiłam buty - musiałam iść po nie do galerii bo najbliżej... praktycznie wbiegłam na drugie piętro i już miałam umierać z przerażenia i byłam pewna, że nic z tego, gdy zobaczyłam w witrynie - wymarzone butki, sklep pusty, 5 min i już mnie nie ma:) przeżyłam:)
  2. pół dnia na rolkach, ból nóg i to, że moje Kochanie nosi mnie z tego powodu na rekach:)
  3. Nie potrafię zaufać. Nie wiem, czy to obsesja wywołana uprzedzeniami (lub maniakalna podejrzliwość - zwał jak zwał), czy nie ufam sobie, czy słuszny sygnał podświadomości, że słusznie nie powinnam ufać. NIE WIEM NIE POTRAFIĘ i rozwala mnie (i innych) to - katastrofa
  4. Zrobiłam se Pita za ubiegły rok - czy dobrze się okaże
  5. byłoby miło:) mam ostatni wolny week - nie wiadomo jak co potem (nowa praca...)
  6. nie koncentruj się na tym co masz - lepiej na tym, jak się z tym uporać. Zaburzenia odżywiania sprawiają, że ma się huśtawkę nastroju. W ciągu jednego dnia można popadać w różne skrajności. W okresie zaburzeń odżywiania są lepsze i gorsze momenty - czasem udaje się przez dłuższy czas nie jeść, coś się schudnie czy się nie objada - wtedy samopoczucie jest lepsze a potem bum.... Aczkolwiek takie huśtawki mogą z czasem spowodować Chad, zaburzenia osobowości itp... Im dłużej trwa taka huśtawka tym większe prawdopodobieństwo przyplątania się innych zaburzeń.
  7. Wiesz, podleczona daje żyć. To dość płytkie mówić, że ktoś wygląda super sugerując się fotką... jeśli rozumiesz o co chodzi...
  8. ech, rozumie problemy 'finansowo-dojazdowe'. Rodzice problemu nie widzieli - a nawet nie chciałam żeby widzieli. Do najbliższego miasta miałam 15 km. Teraz mieszkam w wielkim mieście ale wcześniej, gdyby nie dobrzy ludzie, którzy mnie wówczas otaczali - jestem pewna, że już mnie by nie było. Obecnie staram się nastawić pozytywnie do terapii. Przeszłam ich sporo łącznie z pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Uporałam się z wieloma zaburzeniami i pozostaje mi najtrudniejsze - zaburzenia osobowości... Obecnie trochę opadłam z sił. Wiesz, sporo czasu mi zajęła walka o to, jak jest teraz. Czuję się odrobinę zmęczona:) gdybym wcześniej zaczęła, gdybym nie czekała aż się 'samo ułoży', 'samo przejdzie'... Nie poddawaj się Eve i nie obawiaj się prosić znajomych czy rodziny o pomoc. No wiadomo - oprócz tych, którzy poniekąd są sprawcami lub już zawiedli.
  9. Zamglone widzenie jak najbardziej, chociaż ja bym to nazwała złudnym widzeniem bo nigdy nie jestem pewna czy na pewno coś widzę czy się mi tylko wydaje... bóle głowy i zawroty - od dłuższego czasu owszem towarzysza nie proszone... zawroty to raczej jakby mój duch upadał, ale ciało stoi - choć czasem i kolana nie wytrzymują tego kulululu i żołądek też.... a z nowości - czuję się wielka, ogromna w małych pomieszczeniach, jakbym ledwo się tam mieściła... ale to może mieć powiązanie z innym zaburzeniem
  10. hm, możesz wezwać pogotowie ale to się wiąże z pobytem w szpitalu - skoro jednak jest aż tak hardkorowo - to na pewno lepsze wyjście - tyle, że oznacza, że trzeba się w końcu konkretnie zabrać za siebie i problem... Od paru miesięcy obserwuje dziwne symptomy u siebie. Coraz bardziej krytycznie oceniam swoją osobę pod względem wyglądu oczywiście... A ostatnio ciągle mam wrażenie, ba - czuje się - strasznie wielka, ociężała, niezdarna. Najgorzej jest w małych pomieszczeniach lub wśród niskich znajomych (trochę za bardzo urosłam...). Pojawiają się ciąguty do odchudzania się, parę razy już wymiotowałam po jedzeniu i poszło parę paczek tabletek przeczyszczających. Nie mam pewności, czy to jakaś reemisja zaburzeń odżywiania ( już 5 lat spokoju) czy może fobia społeczna się pogłębia (była umiarkowana, nie przeszkadzała mi szczególnie w życiu). Ciągle te niewinne myśli, że wypadałoby schudnąć co nie co po zimie itp... Coraz ich więcej.
  11. Eve, jakbym czytała o sobie parę lat temu - nie zwlekaj z podjęciem terapii, z szukaniem pomocy dla siebie. Nie przejmuj się blokadami - od tego są terapeuci aby pomóc je zlikwidować. Wiem, że odkładanie sprawy z dnia na dzień spowodował, że mój stan się pogarszał, problemy się zbierały, wszystko się coraz bardziej gmatwało, zaczęłam obwiniać siebie i koniec był smutny... tyle, że miałam jeszcze trochę szczęścia i udało mi się wyjść z wszystkiego, a sporo się zaburzeń po drodze nazbierało. Do dziś prostuję swoją drogę...A to już 6 lat mija!
  12. wybaczyć nie znaczy zapomnieć
  13. Eve, nie próbuj zmieniać innych - nie jest to warte wysiłku, nawet jeśli byś w takich okolicznościach usłyszała co chcesz - nie będzie to szczere i prawdziwe. Lepiej skoncentrować się na swoim życiu. Wyjdzie przynajmniej Tobie na lepsze:)
  14. kasiątko, przede wszystkim - jestem w stanie zrozumieć to, co się z Tobą dzieje obecnie, ponieważ przechodziłam przez podobne etapy po podobnych przeżyciach. Mam to już daleko za sobą, ale będzie też to ze mną do końca moich dni. Jedna rada - nie bądź bierna tak jak Ci, od których oczekujesz pomocy. Sama walcz o siebie. Nie słuchaj tych szantaży emocjonalnych - słuchaj tylko siebie. Wszystkie osoby, które Cię otaczają w rzeczywistości - bynajmniej nie są Tobie życzliwe i nie dbają o Twoje dobro. Wybacz ale powiem to wprost - nie licz, że sprawcy się nad Tobą ulitują. Zlituj się natomiast Ty sama nad sobą - niczym nie zasłużyłaś na taki los. Nie piszę tego bez przyczyny - jeśli teraz zawalczysz o siebie w przyszłości będzie Ci łatwiej walczyć o siebie w sytuacjach, które Cię dotkną - a one są nie do uniknięcia. Więc konkretnie - wyprowadź się, zerwij kontakty, rozpocznij nowe życie - własne. Nie bój się, nie obawiaj - dasz sobie radę. Skoro przetrwałaś taki koszmar - przetrwasz i rozpoczęcie nowego życia. I nie obawiaj się szukania pomocy specjalistów - bez tego też się nie obejdzie.
  15. Wydarzenia związane z dzieciństwem. Długo by pisać. Było dość - nieszablonowe... Do stresu pourazowego lubią się nawinąć inne problemy, np. zaburzenia odżywiania, uzależnienia, zaburzenia afektu, osobowości... długo by wymieniać. Moje leczenie rozpoczęło się i zakończyło w szpitalu psychiatrycznym. Hospitalizacja była długotrwała ale odniosła niezwykle pozytywny efekt. To już 6 rok odkąd wyszłam z psychiatryka. Radze sobie różnie, bo pomimo iż wyleczyłam się z anoreksji, uzależnień i paru chorób natury psychicznej - pozostały trudności z adaptacją w społeczeństwie, trudności w relacjach, w tworzeniu związków. To, że wychowałam się w specyficznej 'atmosferze' będzie chyba już do końca życia moim 'minusem' w oczach innych. Są owszem ludzie, którzy patrzą na moją 'inność' z pobłażaniem a nawet zrozumieniem, którzy akceptują moje inne podejście do życia, z którymi się dogaduję lepiej lub gorzej, ale zawsze będę czuła się inna.
  16. A tak - kocurki też mnie cieszą i piękna pogoda owszem... nawet nie szczególnie mnie smuci fakt, że jestem przeziębiona i nie mam siły ani rozdzielać koty w walce między sobą, ani wyjść na spacer hm, nie brałam żadnych leków, nie piłam - po prostu - jakaś taka szczęśliwa się czuję. Aż strach się bać
  17. Heh, no to bosko:) spróbuję - a co mi szkodzi. Podobno działa też pobudzająco a to mi się przyda... Jeden lek w tą jeden w tamtą...
  18. A ja też mam ochotę się spotkać:) To co? Organizujemy cuś?
  19. Em, a jak ten lek wpływa na rzucanie palenia? Z uwagi na historię chorobową - zalecano mi ten lek - chcę rzucić palenie. Ktoś ma jakieś doświadczenie w tej dziedzinie działania tego leku?
  20. aaa mnie martwi to, że ciągle kogoś przy sobie mam, życzliwego, kochającego, dobrego - nie mam na co narzekać - ale i tak momentami czuję się samotna... a wtedy narasta we mnie niesympatię do siebie samej... ciągle mi źle, ciągle narzekam, ciągle coś nie tak... nigdy nie dogodzi...
  21. Phi, ja cały dzień Już nawet nie wstaje - tak bez sensu - w końcu noc
  22. Od dłuższego czasu tego nie robię. A nie robię, bo strasznie boję się, że znowu ktoś podłapie ode mnie... Znalazłam sposób na sznyta? A bomba w środku tyka.
  23. Tak patrząc na swoją przeszłość - nie leczone PTSD doprowadziło mnie na margines społecznej egzystencji.
  24. Nie usłyszałam dosłownie, ale każdego dnia mam wrażenie, że mama chce mi wynagrodzić te lata, gdy ignorowała problem. Widziała co się dzieje, mogła mnie obronić - nie zrobiła tego. Nigdy nie rozmawiam z nią n/t tego, co zaszło w mim dzieciństwie z udziałem taty. Niby nie mam takiej potrzeby ale czy naprawdę o to chodzi, być może nigdy nie będę miała takiej odwagi... Wystarcza mi to, że mama jest moją prawdziwą podporą. Świadomość, że ktoś taki istnieje na świecie, gdy ja sama pakuję się w coraz to większe problemy - to jest chyba to, co nadal trzyma mnie przy życiu. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić życia bez tej świadomości. Jak mogłabym jeszcze rozdrapywać tamte wydarzenia. Zdecydowanie bardziej boli mnie fakt braku tego słowa, tak samo jak ot choćby głupiego 'dziękuję' od osób, z którymi przyszło mi się zetknąć w życiu, którym pomogłam, a które po tym gdy wzięły co chciały lub co się dało - po prostu zniknęły, często jeszcze z pretensjami, że tak mało dałam... To nieustannie powielany schemat mojego postępowania. Uwolniłam się z koszmaru dzieciństwa - nie mogę uwolnić się od tego, co mnie tak naprawdę niszczy - schematów myślowych. Mam świadomość własnych ułomności i popełnianych błędów i nie mogę sobie samej przebaczyć, a wybaczyłam nawet tacie...
  25. Helviś, jesteś najprawdopodobniej w ciężkim stanie i rozumie, dlaczego takową wiedzę chciałabyś posiąść. Ale wyobraź sobie, że zrobiłaś sobie coś, następnie Cię odratowana, następnie dowiadujesz się, że ktoś robi to co Ty i nie miał tyle szczęścia w nieszczęściu co Ty. Ja bym nie potrafiła dopiero z czymś takim żyć:/
×