Skocz do zawartości
Nerwica.com

LucidMan

Użytkownik
  • Postów

    785
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez LucidMan

  1. Tak dokładnie, to są natrętne myśli. Nasza nowa moderatorka działa szybko i sprawnie Gocha123, tak na prawdę to Ty boisz się zranienia, więc stąd takie myśli. Jest to temat na terapię. Pozdrawiam
  2. Czyżby? Pomijając fakt trafienia do totalnego nieudacznika, cały sukces opiera się tylko i wyłącznie na naszym podejściu Oj to nic nie zmienia Tak samo można paść "ofiarą" nerwicy. Co jest ulubionym "daniem" nerwicy? Opór. Pozdrawiam
  3. poranna_mgla, raczej nie za wiele możesz mu pomóc. On potrzebuje sobie sam pomóc. Powinien wrócić na terapię!! Cała w siniakach i pogryziona?? Bije Cię?? Mówi, ze jak Ci się nie podoba, to możesz sobie zmienić.. Jako, że nerwicowcy mają większą zdolność do empatii, wyczuł Twoje przywiązanie (może nawet uzależnienie!) i doskonale wie, że tego nie zrobisz i wykorzystuje to jaką swoją obronę. Nie jest to właściwa reakcja.... Pozdrawiam
  4. Madzialenka, kręcenie w głowie i otępienie to typowe objawy nerwicy lękowej. Na pewno z tego nie umrzesz. Widocznie coś w Twoim życiu nakazuje Ci spowolnić, zatrzymać się i przemyśleć o aktualnych sprawach. Zawirował Ci świat, czas poukładać pewne sprawy Pozdrawiam
  5. Z tego postu wnioskuję, że istnieją dwa światy. Jeden z nich to taki, w którym żyjemy przed chorobą, drugi (w przypadku wyleczonych) po niej. Sama choroba (okres trwania) jest jakby palcem wskazującym na ten drugi, nowy i lepszy świat, coś jak duży wielki znak drogowy, który jednocześnie wlecze się za nami gdziekolwiek pójdziemy, a z drugiej strony usilnie nas gnębi, gdy go nie rozumiemy. Stary świat został określony w ten sposób: "wymiaru,czasu,rzeczywistosci tej pierwotnej,stereotypowej,monotonnej nafaszerowanej duza iloscia bezpodstawnych miejscami iloscia slow,dzialan i konsumpcji." Dla jednych jest to świat, w którym czują się dobrze, bezpieczny i stabilny. Dla innych z kolei ten świat im nie odpowiada, ale nie są tego świadomi. Otrzymują oni wskazówki jak z niego wyjść (choroba). Tacy ludzie na siłę uważają bronią się przed życiem. Jak opisać ten drugi świat, którego mogą doświadczyć głównie ludzie przebudzeni, oświeceni, ludzie którzy zrozumieli jakie przesłanie niesie im własna choroba, na co im wskazuje, ludzie po prostu zdrowi !? Ludzie tacy stają się inni, to my, ze starego lądu za takich ich uważamy. Czy jednak ich świat jest lepszy od naszego? Czy w takim wypadku w ogóle można mówić o "lepszy" czy "gorszy"? Ich rzeczywistość jest taka sama jak nasza. To ich sposób reagowania na nią jest udoskonalony! Np. nie narzekają na złą pogodę, a cieszą się z dobrej. Biorą życie takie jakie jest, wszystko dla nich jest szczęściem, harmonią i radością. Żadnych warunków!! Żadnych oczekiwań, chorych przywiązań, irracjonalnego lęku, osądów, porównań, oporów, utożsamiania, analiz. Wszystko co ich spotyka jest zawsze tak samo właściwe (ani dobre, ani złe - ani to ani to). Czy to nie wspaniałe !? Można by rzec, że oba światy łączy most. Pierwsze co spotykamy na drodze życia to znak wskazujący na ten most. Nazywamy go różnie: nerwica, depresja, choroba, nieszczęście. Niestety mało kto zauważa, że to jest tylko znak. Jest takie przysłowie: "Gdy mędrzec wskazuje na księżyc, tylko głupiec patrzy na palec!". Dlaczego tak bardzo staramy się skupiać na tym palcu, na znaku, zamiast zrozumieć jego przesłanie, zamiast popatrzeć na co wskazuje!? Może powinniśmy całkowicie zmienić punkt widzenia i nie tylko popatrzeć w inną stronę (tam gdzie pokazuje znak), lecz podążyć tą drogą, przejść przez ten most. To nie jest proste, ale jednocześnie nie jest też trudne. Potrzebne są takie narzędzia jak: akceptacja, poddanie, wiara, samoobserwacja, świadomość. Ja już dawno przestałem zajmować się znakiem, usilnie próbować go się pozbyć, wykorzenić, zapomnieć czy stłumić. Jestem gdzieś na tym moście, czasami się ze strachu cofam do początku, czasami jest mi dane ujrzeć skrawek tego nowego świata. Droga jest trudna, przesycona lękiem. Nie lękiem przed nieznanym, lecz lękiem przed stratą, stratą siebie (!). Jestem jak wy wszyscy, chcę być zdrowy, ale jednocześnie pozostać taki, jaki jestem. Ten lęk jest jak gumowa lina, która przywiązana jest do znaku. Im dalej się zapuszczam w nieznane, tym silniej mnie ściąga z powrotem. To lęk. Iluzja, on nie istnieje. Nie chcę przecinać liny, ani jej odrzucać, bo im bardziej się staram, tym staje się silniejsza. Potrzebna jest akceptacja. Potrzebuje więcej czasu.. Pozdrawiam
  6. Ważne jest także, aby pamiętać co głosił Jezus. Boskość jest wszędzie dookoła w każdym człowieku i w każdej materii. Wiele osób szuka Boga czy Jezusa tak, jakby to były oddzielne byty, żyjące niezależnie od nas. Nie powinniśmy się zwracać do Boga jako zewnętrznego Pana i Stwórcy, lecz w głąb siebie. Jeśli zgłębimy siebie, odnajdziemy Boga. O wiele ważniejsze jest polegać na sobie, rozumieć siebie i być świadomym niż namiętnie wołać: Panie, Panie! Każdy z nas ma w sobie niesamowitą moc uzdrawiającą. Nie wierzmy, że lekarze nas wyleczą, nie wierzmy, że Jezus na wyleczy, nie wierzmy, że terapeuta nas wyleczy.. Możemy to zrobić tylko my sami. Uwierzmy w siebie. Pozdrawiam
  7. Odczytaj prywatną wiadomość. Pozdrawiam
  8. Ridllic, widzę, że słowo depresja kojarzy Ci się z jednym, a mianowicie ze słabością. To jest teraźniejszy punkt widzenia. Jeśli kiedyś było coś takiego jak depresja, na pewno się tak nie nazywało Po prostu była to metoda, podobna do hibernacji, aby przeżyć ciężki okres (zima, brak żywności). Do tej pory wiele gatunków zwierząt hibernuje. To co zacytowałem w pierwszym poście, oznacza, że aktualnie dalej korzystamy z tego niepotrzebnego mechanizmu, uciekając od życia i nazywamy to "depresją". Oczywiście to tylko teoria. Teorie nie mają znaczenia, liczy się rzeczywistość !! Pozdrawiam
  9. zniszczony, no cóż .. Reagujesz prawidłowo, strata jest bolesna, wzbudza wiele uczuć i emocji. Czas Ci na pewno pomoże. Dostajesz teraz lekcję od życia pt. wszystko jest zmienne, nie ma nic stałego. Z czasem, powinieneś sobie zdać sprawę, że to Twoje przywiązanie powoduje takie cierpienie. W jakiś sposób, uzależniłeś się od tego pieska, dzięki temu miałeś poczucie szczęścia, radości. Teraz tego nie ma, powstała luka, którą wypełniasz łzami i bólem. Twoje zachowanie jest całkowicie normalne, z czasem przebolejesz stratę. Takie doświadczenie jest wyzwaniem dla Ciebie. Nie możesz się pogrążać na długo w rozpaczy. Popatrz na pozytywne strony tej sytuacji (wszystko ma swoje za i przeciw). Pewnie myślisz, że nie ma nic pozytywnego w tym co się stało, ale popatrz na to z innej strony. Twoja psychika jest właśnie wzmacniania. Jeśli dobrze to zrozumiesz, każde następne doświadczenie straty już nie będzie bolesne, bo zrozumiesz naturę zmienności rzeczy. Niezależnie jak się będziesz zachowywał, nic nie zwróci życia temu pieskowi. Więc może nie ma sensu się zamartwiać i rozpaczać? Naucz się lekcji jaką daje Ci życie i żyj dalej, zostawiając przeszłość za sobą Pozdrawiam
  10. asiulek107, wydaje mi się, że sen mówi Ci wprost o lęku przed odpowiedzialnością w realnym życiu. Jednocześnie pokazuje Ci, że takie dziecko było by dla Ciebie niesamowitą lekcją odpowiedzialności, poświęcenia i miłości. Zadaj sobie pytanie z czym kojarzy Ci się ciąża i dziecko. Z jakimi myślami i emocjami? Dlaczego ostatnią rzeczą, jaką teraz byś chciała jest dziecko ?? Co Cię tak ogranicza i blokuje (poza nerwicą!) ?? Pozdrawiam
  11. Witam Wielu zadaje pytanie, czy są ludzie, którzy wyleczyli się z nerwicy lub depresji. Zadałem sobie trud znalezienia takich ludzi, tu na tym forum. Zdaje sobie sprawę, z takich pojęć jak remisja, nawroty czy iluzja wyleczenia. Dlatego też, przeanalizowałem posty niżej wymienionych użytkowników i pogrupowałem je według prawdopodobieństwa wyzdrowienia. Dwie pierwsze osoby na liście uważam za zdrowe, dalsze nie mam żadnych pewności. Im niżej na liście, tym mniejsza wiarygodność. Potwierdzenie o całkowitym wyzdrowieniu wiązało by się z kontaktem z tymi osobami, co jest niemożliwe. Chyba, że sami tu zaglądną i potwierdzą swoje wyleczenie. Pewnie jest więcej osób wyleczonych, którzy na tym forum w jakiś sposób się zaznaczyli. Nie wszystkich da się odnaleźć. Poniższe osoby, odszukałem w dziale: kroki do wolności. Wnioski: Im większą zmianę przeszła osoba, im bardziej stała się "inna", niezrozumiała i "dziwna" tym bardziej uważam ją za osobę zdrową, za osobę, która jest sobą. Każda z poniższych osób znalazła swoją drogę. Nie powinniśmy kopiować ich zachowań, lecz znaleźć naszą własną drogę, która poprowadzi nas do uzdrowienia, która jest równoznaczna z całkowitą zmianą siebie, swoich poglądów, przekonań, wzorców czy nawet cech charakteru i osobowości. Niech niżej wymienione osoby będą przykładem! Oto lista: Coletta apel (ostre!!) jej historia życie po chorobie akceptacja jako sposób na nerwicę czym jest nerwica DEPRES depresja a rozwój o użalaniu się nad sobą Remigiusz Terapia Jesteśmy tchórzami koniusz Wstęp Róża historia Agarfieldka psychoterapia czarnykot leki + magnez Victta akceptacja Ksenia medytacja + joga Twilight Eastenders leki + terapia pablo_aimar religia doprzodu1 psychoterapia walking_on_a_rainbow psychoterapia VaBoom psychoterapia elficzka21 post pożegnalny Ataami rozwój duchowy anonimus akceptacja historia osia nie dam sie pokonac! leki Aga1 leki Pozdrawiam
  12. LucidMan

    moja terapia

    fiki1, a ile trwała najdłuższa u jednego terapeuty? Nie nieuleczalny, tylko może wymagający więcej czasu. Jeśli Twoja choroba utrzymywała się dość długo, tak samo długo może trwać jej leczenie. Polecam przeczytać książkę dotyczącą psychoterapii - Marie Cardinal - "To trzeba wyrazić..". Podnosi na duchu. BTW jak długo chorujesz? Po jakim czasie rozpoczęłaś pierwszą terapię? Napisz coś więcej o sobie Pozdrawiam
  13. Ciekawe.. http://www.nieobslugujemy.com/ Pozdrawiam
  14. nieśfiadomy23, i nerwica lękowa i natręctw, ma wspólne źródło, którym jest lęk. Leczyć można na 2 sposoby: farmakoterapia lub psychoterapia lub jedno i drugie. Polecam psychoterapię. Pozdrawiam
  15. schiva123, no to dobrze, że idziesz do psychologa. Potrzeba Ci porządnej terapii. Psychiatrę odradzam, skoro już idziesz do psychologa. Psychiatra przepisałby Ci leki. Pozdrawiam
  16. kati91, bojąc się samotności, skazujesz się na nią ... Wiem, że to brzmi jak paradoks. Im bardziej coś odrzucasz, tym bardziej się do tego przywiązujesz. Akceptacja jest kluczem, ale zdaje sobie sprawę, że łatwiej mówić niż zrobić. Problemem nie jest samotność, ani też jego przeciwieństwo: towarzystwo. Problem stwarzasz Ty, przywiązując się do któregoś z nich. Zapewniam Cię, że nawet w towarzystwie można czuć się samotnym (i na odwrót). Anegdotka: Facet zapytany na jednym z przyjęć, czy towarzystwo go bawi, odpowiedział: tak, ale własne. Pozdrawiam
  17. Tak, dokładnie o to chodzi! Gratulacje! Nie jest jeszcze do końca to, ponieważ Twój utarty wzorzec ma jeszcze energię. To tak jak kołowrotek, który napędzasz siłą mięśni, obraca się jeszcze jakiś czas zanim całkiem przestanie!Jeszcze trochę czasu musi minąć i jeśli trafiłaś w sedno problemu, możesz się pożegnać z samookaleczaniem Pozdrawiam
  18. To nie wiesz. Albo wydaje Ci się, że wiesz. Albo ani to, ani to.Musisz jeszcze głębiej wniknąć w siebie. Wiele razy już przejechałem się na tym, że myślałem, że wiem, a okazywało się zupełnie co innego. Nie ma takiej sytuacji, z którą ktoś by sobie nie radził rozumiejąc w pełni siebie. Rozumienie siebie jest równoznaczne z radzeniem sobie. Nieradzenie sobie z czymś nie jest problemem, tylko to, że to TY stwarzasz problem z powodu nieradzenia sobie! Zauważ, że większość ludzi nie tworzy sobie problemów z dobrą pogodą, wręcz przeciwnie, cieszą się. Ty nie radząc sobie, stwarzasz problem, bo się boisz. Źródła lęku musisz się doszukać w sobie. Dopiero dokładne zrozumienie i uświadomienie sobie czego ten lęk na prawdę dotyczy (bo na pewno nie pogody) oraz jego akceptacja uwolni Cię od problemu z pogodą. Pozdrawiam
  19. Hehe , nie do końca mnie zrozumieliście "Kobiecość" oczywiście istnieje, ale jako pojęcie w naszych głowach.. i TYLKO w naszych głowach Natomiast nie istnieje w rzeczywistości Nie tyle zależało mi na głoszeniu, że "kobiecość" nie istnieje, co na problemach, jakie z niej mogą wyniknąć. A dokładniej na przywiązaniu do pojęcia !! Posługiwanie się takim pojęciem może być dobre i złe, bo nasza główka zawsze rodzi dualność. Czy ja głoszę fenomenalizm? Jeśli tak, nawet o tym nie wiem Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Od filozofii to jest isj Ja jestem informatykiem bez tytułu, czyli w sumie nikim nie jestem Widzę kobietę, to nie pakuję jej do szufladki: "kobieca"/"nie kobieca", "materiał na dziewczynę"/"materiał na koleżankę", "lubi mecze"/"nie lubi meczy". Albo akceptujesz co przynosi rzeczywistość, albo masz problem. Ale to Twój problem nie mój Jeszcze 2 lata temu jakby ktoś mi napisał jak ja teraz, to bym mu wzór na "kobiecość" podał nawet. Powiem więcej, starałbym się napisać program, który na podstawie pytań skierowanych do kobiet, stwierdza stopień "kobiecości" Cóż.. mój 4-letni związek, uważany z zewnątrz za wręcz idealny, posypał się jak domek z kart, oczywiście przeze mnie. Brnąłem w ocenach, sądach, porównaniach aż do końca .... Nie mówiąc już o nasilonej nerwicy... Dobra strona końca związku, to początek psychoterapii. Nie przesadzę, jeśli powiem, że to był moment przełomowy w moim życiu. To o czym piszę to moja filozofia życia, która się znacząco zmieniła ostatnimi czasy (2 lata). Jak widać nie biorę jej ni z dupy ni z kapy. Z życia biorę, nie Platona, nie Stalina czy innego guru, lecz ze swojego (poparte nieco teorią książkową ). Nie polecam jej nikomu.. Nie dlatego, że jest zła czy dobra, tylko każdy musi odnaleźć swoją drogę. Rodzi się pytanie, poco to wszystko piszę? Żeby zachęcić do patrzenia na rzeczy trochę z innej strony niż nauczyło nas tego społeczeństwo, religia czy nawet rodzina Reasumując: Nie patrz na "kobiecość", patrz na kobietę! Znowu się rozpisałem, a miałem spać !! Pozdrawiam
  20. Może warto się zastanowić, dlaczego masz "nie zdrową" samoocenę? Może warto skonfrontować się z prawdziwym problemem, który rodzi wszystkie inne !? Wiesz, ludzi z dobrą samooceną, nigdy o takiej nie mówią. Powiem więcej! Założę się, że oni nawet nie znają takiego pojęcia.. Mniej pojęć, mniej problemów. Mniej przywiązań do pojęć, jeszcze mniej problemów Cóż, doradzam terapię (jeśli takowej nie masz), albo każdy inny sposób na samopoznanie. Pozdrawiam
  21. LucidMan

    X Wita :)

    Witaj na forum Nie taka krótka Pozdrawiam
  22. Heh zdążyłem się opalić dzisiejszym słońcem A że mnie szybko łapie, to nie trzeba mi dużo Ok, zdezintegrowałem dzisiaj takie pojęcia jak kobiecość, męskość i nadzieja, więc czas na zasłużony odpoczynek.. Trzeba w końcu odespać ten wczorajszo-dzisiejszy wypad A propo klubów.. Wentylacja to konieczność !!! Z dymu papierosowego łeb mnie tak nap*** w nocy, że myślałem że nie zasnę do rana (dużo się nie pomyliłem). Do Venus: zdarza się. Do Gosiulka: czas nie leczy ran, tylko je goi. Żeby rana się dobrze goiła, trzeba ją porządnie oczyścić !! Pozdrawiam
  23. Odpowiadając na pytanie, schodzę na ziemię i zajmuje się życiem. Co do tego... hmmmm.. Na jakiej podstawie sądzisz, że zdrowym, pewnym siebie i zadowolonym z życia marzenia się spełniają? Czy tylko takim ludziom spełniają się marzenia? Wątpię .. Podobne do kogo/czego? Nie wolisz, że Twoje życie było wyjątkowe, unikalne, niepodobne do żadnego innego? Żebyś była po prostu tym kim jesteś, czyli sobą !? Porównując, zawsze masz trzy możliwości: On ma lepiej niż ja, on ma tak samo, on ma gorzej. Nawet po tym poście, wnioskuję, że porównujesz się z "lepszymi" od Ciebie, czyniąc z siebie ofiarę. Ja się pytam po co? Po co porównywać się do innych? Żeby stwarzać sobie problemy, dołować się? Poza tym, skąd wiesz, czy ta osoba którą oceniasz, jest rzeczywiście taka, jak ją oceniasz !? Na koniec kwestia rozczarowania i nadziei. Jedno i drugie to mit. Nadzieja? Ktokolwiek kto czyta tego posta, niech powie sobie, jaką nadzieję żywi. Może to będzie wyleczenie się z nerwicy, więcej pieniędzy, że znajdzie partnera, będzie szczęśliwszy. Masz nadzieję, czyli liczysz na to, że to wszystko się stanie kiedy? JUTRO. W przyszłości! Dziwne, że zawsze żyjemy tą nadzieją i żyjemy, a gówno się zmienia. Ojjjj, w przyszłości nie odnajdziesz tego co szukasz. Żyjesz z nadzieją, tak samo umrzesz z nadzieją. Można by rzec: mam nadzieję, że wyleczę się z nerwicy. Tym samym dokonujesz sądu ostatecznego. Jestem chory TERAZ na nerwicę. Mając nadzieję, nie chcesz być chory TERAZ na nerwicę. Powstaje OPÓR. Opierasz się temu, na co chorujesz, dodając temu tylko siły. Nie akceptujesz swojej choroby TERAZ, a chcesz być zdrowy w przyszłości. Nawet nie próbując zrozumieć skąd ta choroba, po co, na co, dlaczego, jakie są jej przyczyny ! Wiem o czym mówię. Jak długo wypierałem się swojej choroby, nie rozumiałem jej, nie rozumiałem SIEBIE (!) - tak długo męczyłem się z atakami. Rozczarowanie? Nigdy się nie rozczarujesz nie mając nadziei Dla co po niektórych ten post będzie odebraniem nadziei na "lepsze jutro". To będą Ci, którzy tego posta nie zrozumieli. Nie odbieram nadziei, tylko ściągam na ziemię, żeby działać (!), a nie marzyć o działaniu! Bezpośrednio do Salix: Zejdź na ziemię, doceń siebie, swoją wartość, z tego zdjęcia co widziałem nic Ci nie brakuje (oczy, nos i usta na miejscu), zaakceptuj siebie ze wszystkimi wadami i zaletami jakie masz, zaakceptuj swoją dolegliwość i jazda przez życie !! Zrozum siebie, a marzenia będą spełniać się codziennie Pozdrawiam
  24. Hmmm http://www.forum.nerwica.com/post214431.html#p214431 Wystarczy zamienić słowa kobieta na mężczyzna, kobiecość na męskość, pani na pan, żona na mąż Pozdrawiam
×