-
Postów
298 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez miL;)
-
czas docenić i polubić siebie
-
ale jest coś jeszcze..., ja w (po najsilniejszej fazie) depresji się zmieniłem. Gdy znowu zobaczyłem świat (a chodziłem w najczarniejszej nocy), to zobaczyłem go inaczej. Trochę tak jak dziecko, dla którego wszystko jest nowe, fascynujące i piękne. Zawsze lubiłem zwierzęta ale teraz one lgną do mnie, ostatnio siadła mi na ręce ważka (ładna czarna w zielone paski) i tak sobie razem chodziliśmy ponad godzinę Widzę też inaczej ludzi, widzę (nie oceniam) człowieka. Ktoś tu napisał, że inni mają więcej, więcej osiągnęli... a skąd wiecie, że więcej? Bo rodzina, dom, pieniądze, zajbi..a praca? Ale jakim kosztem? czasem w tych wielkich domach dzieją się tragedie, pieniądze spływają cierpieniem innych lub straconym życiem w pogoni za pieniądzem. Ja w chorobie odkryłem, że chodzi o mnie, o tym kim jestem (odkryłem jakim bylem łajdakiem ale też odgrzebałem fajnego gościa jakim kiedyś byłem) i konieczność odpowiedzi na pytanie: kim chcesz być. Teraz gdy rozmawiam z ludźmi jestem autentyczny, szczery i zawsze pytam czy druga osoba zdjęła maskę bo chcę poznać prawdziwe JA tego człowieka... i (to zaskakujące) ale ludzie zdejmują maski i zaczynają rozmawiać, o sobie, o tym co ich gryzie niszczy. Już dwie dziewczyny tak mi się wyryczały w rękaw, że miałem mokrą koszulę:-) Czas się obudzić i zacząć naprawdę żyć
-
Cześć, nie bój się! Jesteś ważna, wszystko przed tobą. Obudź się i porzuć przeszłość, zacznij walczyć o teraźniejszość, a wygrasz przyszłość
-
nad własnym życiem..
-
czas popracować...
-
dlaczego uważasz, że od innych? kto może Ci cos narzucić?
-
choroba jest faktem, jest/była strasznym doświadczeniem. Nie wiem czy ro dysocjacja... wiem, że przeniosłem sie w czasie (20cia kilka lat w stercz, raz jeszcze przeżywałem (dzień w dzień) straszne chwile z przeszłości.. ale najdziwniejsze jest to, że dziwne obrazy (z życia mojego i mojej żony) dzień po dniu dokładały kolejne puzzle i odkryłem coś czego wcześniej nie wiedziałem, i to okazało się (w konfrontacji) prawdą.. strasznie bolało.., strasznie.. zrozumiałem słowa, których nie potrafiłem zrozumieć "musimy ponownie się narodzić aby żyć w prawdzie". wydaje mi się, że ja w tej chorobie i w tym co odkryłem w pewnym sensie umarłem, myślałem, że umarła we mnie miłość.. A tak naprawdę chyba się narodziłem jako JA ponownie i jestem z tą Osobą... bo przekonałem się, że na tym polega miłość aby kochać "pomimo"
-
ja nie pamiętam jak to się rozkręcało.. pamiętam tylko, że budziłem się i słyszałem w głowie głos "jest już za późno", "przegrałeś" to było straszne, co kilka sekund lub ciągle te myśli lęk, strach, taki ból jak przy zdradzie... Potem przestałem panować nad swoim życiem, pytania które mnie zabijały, pytania bez odpowiedzi, sceny z mojego życia i sceny bliskich mi osób których nigdy nie byłem świadkiem. Jak już złamała ,mnie depresja to byłem jak warzywo.. warzywo, które jednak znalazło siłę aby się powiesić.. na szczęście w ostatniej chwili się odratowałem sporo o mnie jest w moich komentarzach w innych wątkach to chole.nie trudna historia , historia która jest moim życiem
-
od Ciebie tylko zależy czy będziesz miał spokój
-
cześć, Setralina mnie wykończyła, potem były inne zestawy i też żadnych zmian na lepsze. Paroksetyna 60 mg i stabilizator wiele zmieniły(na lepsze) ale początek był straszny. Leki działają a ja wiem, że do końca życia będę żył z depresją nad którą panuję na 90%.. bo jak przychodzi strzał to spadam na samo dno ale potrafię się podnieść i stanąć na nogach. Mi pomaga coś innego.. coś większego od nas.. musiałem spaść na dno, zostać startym i wypalonym aby zrozumieć, że człowiek sam sobie nie jest w stanie pomóc, ale jest Ktoś kto chce pomóc.. Trzymaj się:-)
-
Cześć, jak depresja i natrętne myśli trochę się wyciszyły to też wróciłem do ogrodu, znowu widzę słońce, zieleń zwierzęta. Lubię wieczorem chodzić za jeżem, który buszuje w ogrodzie. w tym roku zrobiłem więcej w ogrodzie niz przez ostatnie trzy lata: sam buduje 50m ogrodzenia, zbudowałem domek narzędziowy, ul dla dzikich pszczół, zasadziłem poziomki dla córeczki, ponad 300 cebul kwiatów (już kwitną), kabaczki, pomidory, papryki, założyłem dziką łąkę na części ogrodu i codziennie obserwuje jak życie tam kwitnie (owady, zioła, polne kwiaty. lubię się zmęczyć, mam niesamowitą satysfakcję z tego co sam zrobię, zbuduję. Zresztą cały ogród zaprojektowałem i wykonałem sam: setki nasadzeń, 7 lat pracy.. ale jak teraz ktoś mnie odwiedzi to mówi, że jak w botanicznym Trzeba szukać tego co daje namiastkę lub pełne szczęście:-) Trzymaj się:-)
-
Tak, jestem i kocham.. cały czas się zastanawiam, dlaczego przyszła ta choroba i odkryła coś co wyparłem? Fakt, że w chorobie obdarłem z siebie wiele syfu, który latami się do mnie przyklejał, zmieniłem się na lepsze, ale przychodzą TE myśli i jakbym przekraczał granicę do innego świata, świata w przeszłości: jestem tam, czuję, widzę, słyszę i to cholernie boli.. Ponawiam pytanie: dlaczego byłeś w kościele?
-
To, samo niestety nie minie. Rozumiem Ciebie bardzo dobrze, we mnie uderzyło po 20tu latach ale siedziało zawsze (tyle, że u mnie to o tyle skomplikowane, że ja żyję z kimś kto mnie odrzucił, ja to potem wyparłem z pamięci). Wróciło w chorobie, w chorobie puzzle w głowie (natrętne myśli) wyłaniały się jak demony i w końcu zobaczyłem to. Jakbym przeniósł się w czasie i dostał ponownie ten strzał między oczy. I tak codziennie, w każdej godzinie, każdej chwili... Po co byłeś w kościele?
-
dobre pytanie.. w moim nic by się nie zmieniło bo to tylko informacja. Na pewno taka informacja byłaby ważna dla mojej żony (w kontekście rodziny, dzieci), bałaby się rozwoju choroby. Mi czasem zdążają się dziwne rzeczy... przychodzą słowa (słyszę je w sobie), ciche, subtelne dotyczące mojego życia, tego co robię, co mam zrobić. Widzę (w myślach) twarz konkretnej osoby i wiem, że muszę się z Nią skontaktować (za każdy razem okazuje się, że ta osoba potrzebuje pomocy - a może każdy w mniejszym lub większym stopniu oczekuje pomocy, zauważenia..?). Gdybym dowiedział się, że to choroba to zastanawiam się czy podejmowałbym próbę kontaktu (jak chory może pomóc zdrowemu/choremu?).
-
fajny pomysł z tą psychologią, tylko uważaj z diagnozowaniem siebie, bo człowiek w chorobie zaczyna sobie przypinać wszystkie schorzenia:-) Ja się bałem, że mam schizofrenię ale lekarka wykluczyła (ufff) została tylko skrajnie ciężka depresja i natrętne myśli. Ja teraz jade na paroksetynie i chyba dopiero ten lek trochę ze mną zaklikał. Też uważam, że trzeba patrzeć w siebie. Może jesteś typem, który lubi przebywać ze sobą:-) Ja nigdy niemiałem problemu z nawiązywaniem kontaktów (byłem lubiany w grupie) ale po latach stwierdzam, że najlepiej czuję się w towarzystwie samego siebie, no i lubię rozmawiać z dziećmi.
-
Każdy z nas jest inny (wyjątkowy:-)), więc każdego ten syf atakuje i wyniszcza wyjątkowo (dedykowanie).. Trzymaj się !!!
-
alko to bagno, wiem co mówię:-(, wieczorami nawet na prochach piłem piwo bo na chwilę było lepiej ale potem wszystkie bariery puszczały, stawałem sie bezbronny, jakbym się otwierał na te myśli, jakbym chciał tego cierpienia.. Napisałem szczerze o Sobie, bo wyczytałem w twoich postach słowo "śmierć"... Natrętne myśli a czasem depresja, która rośnie na nich, owija nas wokół palca. Ja nawet nie zauważyłem momentu, kiedy straciłem kontrolę nad sobą, swoim życiem. Wierzę, że u Ciebie jest inaczej, ze dasz rade z tego wyjść bez wew. rewolucji. Natomiast, gdybyś zaczął spadać.. to pamiętaj, że (nawet jak Ty w Niego nie wierzysz) to On zawsze w Ciebie wierzy i będzie wierzył, zawsze!
-
Cześć "joker", rozumiem co przeżywasz. Leczę się ponad 2 lata ale z natrętnymi myślami żyję trochę dłużej.. Zawsze mi towarzyszyły, walczyłem w głowie z tymi, którzy mnie skrzywdzili, itp. Ale to co przyszłe 3 lata temu to był dramat. Nie mogłem zasnąć, a gdy się udało to wybudzały mnie myśli "jest już za późno", "przegrałeś", "zjeb.łeś całe życie" "Ona Cię zawsze oszukiwała", "jesteś frajerem, jesteś zerem" nie wiedziałem o co chodzi... A potem zaczęły przychodzić obrazy: twarze, sceny (których nie pamiętałem lub których ja nie przeżyłem ale dotyczyły mnie - sceny z przeszłości.. ). Bywały takie okresy, że w środku miasta, na trzypasmowej trasie chciałem uciekać z samochodu, który prowadziłem. Strasznie się bałem, czułem ogromny ból, psychiczny ból. Na SSri chciałem się powiesić (setralina 150). Potem inne (nie działały). Teraz Paroxetyna 60 (podobno max), stabilizator 100 dziennie i Ketrel na spanie (On akurat działa dobrze w minimalnej dawce). Ja w tej chorobie byłem w piekle..., jak chodziłem nocami po ulicach/ogrodzie to czułem niemal demony.. (dziwne bo w tamtym czasie moje ukochane psy wyraźnie się mnie bały..). Choroba jest chorobą i trzeba ją leczyć... ale ja jestem przekonany, że w tej chorobie zadziało/dzieje się coś jeszcze, zmieliło mnie, wypaliło i starło na proch... ale ja się jednak nie poddałem. Choroba odsłoniła tajemnicę mojego związku, tajemnice z przed ponad 20tu lat.. Powinienem wpaść we wściekłość, mścić się i początkowo w tej chorobie towarzyszyły mi złość i gniew. Wiedziałem, że leki mnie nie wyleczą, bo pamięci nie wytnę (pamięci, którą widzę codziennie w domu..), że albo skończę z sobą, albo zniknę gdzieś... O coś zaczęło we mnie pękać, coś kazało mi odrywać syf życia jaki mnie oblepił przez dotychczasowe lata, zapragnąłem też spotkać Boga (wygarnąć i pogadać po męsku). I chyba zaczynam coś rozumieć, czuć coś więcej, coś co daje nadzieję. Tak sobie myślę, że niektórzy z nas musza zostać przemieleni i starci (w pewnym sensie śmierć dotychczasowego życia) aby zmartwychwstać w sobie (obudzić się). Tak lęki wracają ale ja już wiem, gdzie wtedy kierować myśli i to mnie ochrania. Czy się zmieniłem, TAK" jestem szczery do bólu, pomagam ludziom, nienawidzę zła (bo zło karmi się złem i rośnie), widzę moje dzieci, tak naprawdę "widzę" - czyli chce być dla nich i z nimi. Moja córeczka ma 7 lat i powiedziałem sobie, że musi mnie zapamiętać jako pierwszego prawdziwego faceta w jej życiu: opiekuńczego, kochającego, twardo stąpającego po ziemi, takiego faceta z którym można pogadać, wariować ale również wesprzeć się na nim. A dlaczego? aby wiedziała, że tacy istnieją i w dalszym życiu (jak wpadnie w jakiś syf w relacjach) to warto jednak takiego poszukać . No i przede wszystkim nadal żyję Poszukaj sensu w swoim życiu. Gwarantuję Tobie, że masz swój cel i sens Trzymaj się, można z tego powoli wychodzić!
-
Cześć Mateusz. Czy to na 100% depresja? Jakie leki przyjmujesz (jak nie chcesz o tym pisać to ok) Masz jakąś pasję/hobby/zainteresowania?
-
Bzy mam w ogrodzie, biały, fioletowy i dwukolorowy pachną obłędnie. Chodzę z córką i zachęcam ją żeby wąchała kwiaty, zioła, byliny - to zapachy ziemi:-) Przez ostatnie 2-3 lata ogród dla mnie nie istniał, ale w tym roku jest inaczej, lepiej, jakbym przekroczył magiczną, niewidzialną granice i ponownie znalazł sie w blasku słońca. Kocham chodzić po ogrodzie na bosaka - -czują ziemie, trawę, czuję że żyje:-)
-
czym jest świat? świat, który nas pochłania, wciąga, dyktuje, poniża, czasem daje wszystko? świat jest trupem... bo to My jesteśmy sensem Poznaj siebie a znajdziesz sens! to chol.rnie trudne..
-
jeden z moich ulubionych: „Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, tego świat nie jest godzien”.
-
Cześć, opisałem w skrócie (może dlatego wyszło tajemniczo), sprawa dotyczy również moich najbliższych relacji i wystarczy, że ja w chorobie musiałem/muszę się w tym grzebać. Natomiast warto dodać, że po kilku miesiącach choroby zaczęła przychodzić (bardzo często) myśl "W Życiu nie ma przypadków" ? I jak się zastanawiałem nad swoim życiem, wyborami, osobami, itp to stwierdziłem że coś w tym jest. A skoro tak (może) być to, to wszystko co się w życiu dzieje (dobro i zło) gdzieś nas prowadzi. Powiedziałem o tym lekarce i Ona również powiedziała, że uważa, że "nie ma przypadków", może powiedziała to tylko po to, aby mnie wzmocnić? no ale powiedziała. I teraz o tych przypadkach: zadawałem sobie wiele pytań na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. A że "uwierzyłem" to prosiłem o odpowiedź, tak się złożyło, że wyjechałem z rodziną na wakacje (bałem się tej podróży i faktycznie początkowo masakra), wieczorami nie mogłem sobie znaleźć miejsca i poszedłem leśną dróżką. Doszedłem do drewnianej (starej) kaplicy, w środku zapach starego drewna i czegoś jeszcze, ale przed kapliczką spotkałem siwiejącego faceta i zaczęliśmy rozmawiać. Nie powiedziałem nic o sobie, nie zadawałem pytań a On zaczął mówić, tłumaczyć moje pytania (te pytania). chodziłem w to miejsce codziennie o 21wszej ale okazji do rozmowy już niebyło... ale dobrze mi się tam siedziało/myślało.. Taki przypadek. A tych przypadków w ostatnich 2 latach było więcej, o niektórych powiedziałem tylko bratu (jest osobą do której mogę zadzwonić gdy przyjdą najgorsze myśli - takie "koło ratunkowe"), On znał całą moją historię choroby i wiedziałem że mnie nie wyśmieje, bo to były bardzo dziwne zdążenia. Zazwyczaj milczał i nie wiedział co ma mi powiedzieć. Zapytałem więc lekarkę czy ja przypadkiem nie mam schizofrenii (podałem przykłady tego co mnie spotyka) kategorycznie zaprzeczyła abym miał schi..(z jednej strony się ucieszyłem ale z drugiej wcale mnie to nie uspokoiło, bo dalej tego nie rozumiałem i chyba trochę się tego bałem). I tak sobie żyje.. każda chwila/dzień to wybór. Ważny wybór bo decyduje o teraźniejszości i pozwala walczyć o przyszłość Dla zaintrygowanych fizyką kwantową, polecam wykład na YouTube: Fizyka a wiara. Wykład prof. Krzysztofa Meissnera Bardzo przystępny wykład, warto wysłuchać do końca część panelową pytań i odpowiedzi Jest takie zdanie w apokryfach: „Kto szuka, niech nie ustaje w poszukiwaniu, aż znajdzie. A jeśli znajdzie, zadrży. Jeśli zadrży, będzie zdumiony i będzie panował nad Pełnią” Trzymajcie się:-)
-
Cześć, czytam Wasze historie i czuje się jakbym czytał o sobie.. Jestem trochę starszy od Was ale wszystko zaczęło się w dzieciństwie, potem szkoła, nieukończone studia, związki... (dopiero teraz mam tego świadomość).Zawsze odczuwałem, że jestem inny, bardziej przeżywam, dziwne pytania w mojej głowie, zamiast gadać o pierdołach to ja szukałem "sensu". W wieku 25lat wszystko zaczęło się układać, spotkałem miłość mojego życia, praca, awanse, to był cudowny rok a potem jedna informacja która mnie załamała, prysły marzenia... Ale postanowiłem, że dam radę, że udźwignę. I zasuwałem, stres, skończyłem studia, duża kariera, dzieci, wybudowałem dom.. byłem spełniony ale nie zauważyłem, że relacje się rozmyły. I 2 lata temu spadła na mnie depresja z milionem natrętnych okropnych myśli. Sporo leków ale nie działały lub przestawały działać. Przez te 2 lata, budziła mnie myśl "jest już za późno", "jesteś nikim", zaczęły przychodzić sceny z mojego życia. Straszny lęk, ból psychiczny, czułem się jakbym był sam na świecie i podszepty w głowie "skończ to", "zab...j się". Łaziłem nocami po 2-3 godziny bez świadomości czasu, że idę, gdzie bylem. Widziałem twarze tych, którzy mnie skrzywdzili (i ten strach i ból z przeszłości) i twarze Tych, których ja skrzywdziłem (wcześniej niemiałem świadomości, że to co zrobiłem/powiedziałem lub czego nie zrobiłem, mogło te osoby skrzywdzić). W końcu chciałem to zrobić, noc, drzewo w moim ogrodzie i lina. Już stałem, z pętlą, moje dwa psy szalały, szarpały mnie za spodnie i ten glos w głowie "skończ to. Naprawdę chciałem to zrobić ale przyszedł taki obraz "rano moje dzieci wychodzą przed dom i w głębi ogrodu widzą wiszącą postać.." tylko dlatego tego nie zrobiłem. W tej chorobie poprzez przychodzące natręctwa (myśli i obrazy) odkryłem prawdę z przed lat (puzzle zdarzeń miesiąc po miesiącu się układały i w końcu się ułożyły). Masakra, trauma, depresja i obok osoba która ma z tym związek. Lekarce (świetna kobieta) powiedziałem, że ja z tego nigdy nie wyjdę, a Ona "życie Panie M..". Tylko pespektywa takiego życia mnie przerażała. W chorobie odrzuciło mnie od TV, netu, radia, wszelkich zainteresowań... więc miałem kilka kolejnych beznadziejnych godzin dziennie tylko dla siebie i choroby. I tak przesiadywałem wieczorami i w week w moim drewnianym domku narzędziowym i myślałem.. i zaczęły przychodzić (też) inne myśli "to wszystko ma sens", "w życiu nie ma przypadków", poszukaj sensu". to były jedyne chwile, w których czułem namiastkę czegoś co jest "dobre". potem przychodziły w myślach słowa, zwroty "fizyka kwantowa", "wszechświat", "przebaczenie" i inne (wiem - bez sensu). Nie rozumiałem tego ale zacząłem za nimi podążać, pogodziłem się z netem i zacząłem wyszukiwać w przeglądarce tych słów. Fizyka kwantowa (jestem humanistą..) zafascynowała mnie (niemiałem świadomości, że ta dziedzina zmienia dotychczasowe postrzeganie tego co nas otacza i czasu, że stawia fundamentalne pytania i sens czegokolwiek) z pozostałych haseł wyłonił się Bóg.. (nie chcę nikogo nawracać, opisuję tylko to co przeżyłem i przeżywam) i te dwa światy nauki i Boga zaczęły się łączyć a im bardziej w to wchodziłem, tym bardziej czułem "ciepło" w duszy/głowie? No i uczę się budować relację z Bogiem (taka zwyczajna rozmowa w głębi siebie) i próba zrozumienia po co to wszystko (życie, cierpienie, nasza gonitwa..). Od kilku tygodni jest u mnie lepiej a im bliższa relacja tym jest lepiej. Zauważyłem też, że cały bród życia, który nas rok po roku oblepia coraz grubiej, stopniowo zaczął się odlepiać (zrezygnowałem z wielu "przyzwyczajeń" i zrozumiałem że mnie niszczyły. Opisałem w skrócie moja historię tylko po to aby powiedzieć, że zawsze jest nadzieja, że naszym celem jest walka o siebie i o sens. Nauczyłem się też przebaczać (to chyba najtrudniejsze. Jestem też obecnie) szczery do bólu, zrzuciłem wszystkie maski. To czasem utrudnia życie, ale ja czuję się z tym znacznie lepiej. Trzymajcie się!:-)