-
Postów
3 324 -
Dołączył
Treść opublikowana przez Dryagan
-
-
@Mic43 to było dawno, ponad 10 lat temu. Od tego czasu już nie wsiadłem nigdy - trauma została. Nie chcę o tym mówić
-
Ja celowo piszę, że praca nocna jest nie dla mnie. Rozregulowanie snu w ChAD do droga do psychozy. U mnie pilnowanie snu = zdrowie. Dzięki temu mogę kontrolować chorobę bez leków, a skrócenie snu jest dla mnie znakiem, żeby się spacyfikować zanim się rozkręci coś złego. Ale żeby to dobrze działało, muszę kłaść się spać o tej samej porze najlepiej
-
Ja tam wolę rano - budzik nastawiam tylko w razie czego, bo zwykle i tak się budzę wcześniej niż zadzwoni. Kiedyś pracowałem na dwie zmiany, ale nie lubię tej drugiej. W nocy nie pracowałem nigdy - nie zdecydowałbym się na taką pracę, która zaburzałaby mój rytm snu.
-
@Lilith Witaj ponownie, cieszę się, że znów jesteś z nami – naprawdę. Choć szkoda, że wracasz w trudnym momencie, to mam nadzieję, że Forum znów okaże się dla Ciebie miejscem wsparcia i zrozumienia. Życzę Ci siły i spokoju, i z całego serca trzymam kciuki, żebyś wyszła z tej walki zwycięsko. Dużo dobrych myśli dla Ciebie.
-
@Prince of darkness piszesz o bólu, napięciu, samotności i poczuciu utknięcia – to wszystko brzmi dla mnie bardzo znajomo. Sam mam za sobą trudne dzieciństwo, urazy, które siedzą głęboko, fobię społeczną i duże problemy z relacjami. Przez lata czułem, że jestem z boku – że coś we mnie nie działa tak jak powinno i że nigdy nie znajdę swojego miejsca. A jednak z czasem – choć długo na to czekałem – coś się zmieniło. Założyłem rodzinę późno, bo dopiero w wieku 35 lat. Nie wszystko od razu stało się łatwiejsze, ale obecność drugiego człowieka i dziecka w moim życiu pozwoliła mi inaczej spojrzeć na samego siebie. Przesunęły się priorytety, coś się we mnie rozluźniło. Wciąż mam w sobie różne lęki i trudności, ale już nie definiują całego mojego świata. Przez to i w pracy się zmieniło, zostałem doceniony jako specjalista, chociaż dalej jestem outsiderem. Nie piszę tego, żeby dawać proste rady ani nikogo przekonywać, że "wszystko będzie dobrze". Ale wiem jedno: nawet bardzo głębokie warstwy, o których wspomniałeś, mogą się z czasem uchylić – może nie wszystkie naraz, może nie tak, jakbyśmy chcieli, ale wystarczająco, żeby zacząć oddychać trochę lżej. Z wiekiem człowiek przestaje się tak szarpać jak ćma w kloszu. Nadal czasem uderza w szkło, ale coraz częściej siada na chwilę, patrzy inaczej, oddycha spokojniej. I to już robi różnicę. Czasem pomaga też spojrzeć na siebie z boku, nie ze środka – jak na kogoś, komu po prostu warto współczuć, dać trochę luzu i nie oceniać zbyt surowo.
-
@Purpurowy nawet jeśli teraz wydaje Ci się, że nie ma już o co walczyć – nie wiesz, co czeka Cię za zakrętem. I nie mówię tego jako ktoś z zewnątrz, tylko jako ktoś, kto tam był – w tym piekle. Kiedy tu przychodziłem w 2014 r. na Forum byłem osobą bardzo samotną, z diagnozą ChAD, po przejściach psychotycznych, po śmierci brata w wypadku samochodowym, potem jeszcze zdarzyły się różne niefajne historie: miałem wypadek na motorze – połamany, nie wiedziałem, czy nie zostanę kaleką. Straciłem pracę. Miałem odjebki na zmianę ze stanami depresyjnymi, pobyty w szpitalu psychiatrycznym. Potem zmarła moja mama. Myśli samobójcze były codziennością. Nieraz czułem się skończony. A potem, powoli, coś zaczęło się zmieniać. Bez wielkich rewolucji. Po prostu krok po kroku. Teraz mam szczęśliwe życie i rodzinę. I wiem jedno – z dna można się odbić. Nawet jeśli teraz tego nie widzisz.
-
@Prince of darkness Wiesz… czytając Twój wpis, nie mogłem przestać myśleć o jednej rzeczy: to nie Twoje życie jest przegrane, tylko sposób, w jaki o nim myślisz. Napisałeś, że masz pracę, mieszkanie, znajomych, wykształcenie plus młodość – to nie są rzeczy bez znaczenia. To fundamenty, których wiele osób nie ma i za którymi tęskni. Ale jeśli sam siebie nazwiesz przegrywem, to nikt Cię z tego nie wyciągnie – bo to Ty codziennie powtarzasz sobie w głowie, że nie masz szans. A jak długo będziesz tak myślał, tak długo właśnie tak będzie. To nie znaczy, że Twoje uczucia są nieprawdziwe. One są bardzo prawdziwe i ważne. Ale one wynikają z wewnętrznej narracji, którą sam sobie codziennie powtarzasz. Nikt z zewnątrz Ci tego nie narzuca. Ty sam to sobie robisz – i tylko Ty możesz to zatrzymać. Możesz wybrać, żeby zobaczyć siebie inaczej. Nie pozwól, żeby to kiepskie uczucie zdefiniowało całe Twoje życie. Każdy z nas miał momenty, kiedy czuł się nikim – nie jesteś tu wyjątkiem. Różnica polega na tym, że niektórzy w tym zostają, a inni zaczynają się z tego powoli wygrzebywać – i to nie dlatego, że ich życie nagle się zmienia, ale dlatego, że zaczynają inaczej o sobie myśleć. A to ma potem swój ciąg dalszy: zaczynasz inaczej myśleć o sobie – i nagle Twoje życie się zmienia. Tak to działa. Nie jesteś przegrywem - jesteś człowiekiem, który utknął w swoim błędnym myśleniu. I z tego da się wyjść – ale pierwszym krokiem jest to, żeby przestać siebie stygmatyzować tym określeniem. Bo ono nie jest prawdą. To tylko etykieta, którą sam sobie przykleiłeś. Możesz ją też sam odkleić. Tak po prostu.
-
Jeśli chodzi o Tosię, to chyba bez większych zmian u niej. Postaram się ją namówić, żeby się tutaj odezwała
-
Tu niestety nie mogę się zgodzić. Owszem – wiele osób traktuje tarot jako formę autorefleksji czy nawet zabawy, ale warto pamiętać, że może on też bardzo szkodzić – zwłaszcza gdy ktoś podchodzi do niego zbyt serio albo znajduje się w trudnym stanie psychicznym. Przykład: osoba zmagająca się z lękiem lub depresją zaczyna często korzystać z tarota, szukając w kartach odpowiedzi albo potwierdzenia swoich obaw. Zamiast sięgnąć po realne wsparcie – jak terapia czy rozmowa z kimś bliskim – coraz bardziej uzależnia się od rytuału rozkładania kart. Jeśli trafi na niepokojącą interpretację, np. kartę Wieży czy Dziesiątki Mieczy, może to tylko pogłębić jej lęki. W skrajnych przypadkach może prowadzić to do nieprzemyślanych decyzji – zerwania relacji, rezygnacji z pracy czy unikania leczenia (znam przynajmniej jeden taki przykład z życia - osoba o każdą życiowa decyzję pytała "wróżki", nie skończyło się dobrze). Poza tym nie brakuje osób, które żerują na cudzym zagubieniu i uzależniają klientów od kolejnych sesji. Bywa też, że tarot staje się dla kogoś namiastką psychoterapii, ale przecież nie daje realnych narzędzi do pracy nad sobą. Tarot sam w sobie nie musi być zły, ale jak każde narzędzie – może zaszkodzić, jeśli trafia na podatny grunt albo jest używany niewłaściwie.
-
Zawsze jest o co walczyć, młody jeszcze jesteś. Czasem nagle coś się może zmienić o 180 stopni.
-
@Śmiercionauta No i co my tu mamy… legenda Forum wraca na stare śmieci! Aż się człowiekowi przypomina, jak to kiedyś bywało – nocne rozmowy, kilometrowe wątki, forumowe dramy i wsparcie, którego nigdzie indziej nie było. Klimat był nie do podrobienia – i choć czasy się zmieniły, to miło widzieć znajomego nicka po latach. Fakt, forum to już nie to samo, co 10–13 lat temu, ale wiesz co? Nadal żyje. Nadal ktoś tu zagląda, pisze, słucha. Trochę jak stary dom – skrzypi, ale stoi. Zrobiliśmy co mogliśmy, aby tak było. Miło Cię widzieć – serio. Mógłbyś częściej tu zaglądać, bo jak stare duchy się pojawiają, to miejsce znowu ożywa.
-
@Mic43 rozumiem Twój punkt widzenia. Jasne, że cierpienie jest częścią życia i nikt z nas nie ma nad nim pełnej kontroli. Nie chodzi mi jednak o cierpienie wynikające z wojen, chorób terminalnych czy innych dramatycznych okoliczności – mam na myśli przede wszystkim cierpienie psychiczne, z którym wiele osób z Forum się zmaga .I właśnie w tym kontekście uważam, że nie jesteśmy skazani – bo mamy wpływ na to, jak się do tego cierpienia odnosimy. Czy pozwalamy mu całkowicie przejąć nad nami kontrolę, czy próbujemy – mimo bólu, lęku czy rozpaczy – choć odrobinę się od tego oderwać. Nie chodzi o to, że cierpienie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale o to, że możemy próbować budować wobec niego inną postawę. Znam osoby z widoczną niepełnosprawnością, które każdego dnia mierzą się z ogromnymi ograniczeniami – a mimo to potrafią się uśmiechać, tworzyć relacje, mieć pasje, cieszyć się z małych rzeczy. Ich życie nie jest pozbawione cierpienia, ale nie jest też zbudowane wyłącznie na cierpieniu. Nie chcę przez to powiedzieć: „uśmiechnij się, wszystko będzie dobrze”. To byłoby naiwne i krzywdzące. Ale chcę powiedzieć: warto próbować spojrzeć na siebie inaczej, spojrzeć na swój problem inaczej, spojrzeć na swoją chorobę i swoje ograniczenia – inaczej. Bo jeśli sami wchodzimy w narrację, że jesteśmy przegrani i nasze życie nie ma sensu, to tylko utwardzamy to cierpienie w sobie. Czasem pierwszy krok to nie cudowna zmiana, tylko decyzja: „nie chcę siebie już więcej krzywdzić takim myśleniem”.
-
Z własnego doświadczenia wiem, jak łatwo wpaść w myślenie: „jestem beznadziejny, nikt mnie nie rozumie, nic się nie zmieni”. Te myśli przychodzą same, szczególnie gdy choroba ścina z nóg. Ale jeśli je w sobie pielęgnujemy – robimy z siebie cierpiętnika – to tylko pogłębiamy dołek. Nie chcę nikogo urazić, bo wiem, jak to boli. Ale prawda jest taka, że w pewnym momencie trzeba się zatrzymać i powiedzieć sobie: dość. Trzeba się zacząć programować na inne myślenie – nie na hurraoptymizm, ale na coś prostego: „mam wpływ na to, co będzie dalej, choćby mały”. U mnie zmiana zaczęła się właśnie wtedy, gdy przestałem oczekiwać współczucia, a zacząłem szukać sposobów. To było trudne, wymagało wysiłku, czasem wbrew wszystkiemu. Ale z czasem przyniosło efekty – większą kontrolę nad chorobą, więcej spokoju, lepsze relacje. Nikt nie jest skazany na cierpienie. Ale trzeba przestać samego siebie przekonywać, że nic się nie da zrobić. To od tego trzeba zacząć.
-
Przegrywy? Nie idźcie tą drogą… Pamiętam, jak 10 lat temu sam myślałem o sobie w ten sposób. Czułem się nikim, porównywałem się do innych i wychodziło mi, że nie mam szans. Używałem wobec siebie słów, których nigdy nie powiedziałbym do drugiego człowieka. To tylko pogarszało mój stan – nasilało lęki, poczucie winy i beznadziei. Z perspektywy czasu widzę, że największym przełomem było to, że przestałem siebie stygmatyzować. Zrozumiałem, że to nie ja jestem „przegrywem”, tylko że zmagam się z chorobą, która zniekształca sposób myślenia o sobie. Dziś mam rodzinę, stabilną pracę i – choć nadal bywa trudno – potrafię lepiej panować nad swoją chorobą. W dużej mierze pomogło mi to, że ktoś we mnie uwierzył, co doprowadziło do zmiany podejścia do siebie. Nie jesteście gorsi. Nie jesteście „przegrywami”. To tylko głos choroby próbuje was do tego przekonać. I da się z tym wygrać – krok po kroku. Trzymajcie się.
-
@You know nothing, Jon Snow Hej, chciałbym Cię prosić, żebyś nie odwoływała się w swoich postach do sytuacji czy osób z innych forów – tutaj nikt nie zna tamtego kontekstu, nie kojarzy tamtych nicków i naprawdę trudno zrozumieć, o co chodzi. Bez takiego tła wypowiedź robi się chaotyczna i mało czytelna, wygląda trochę jak niespójny bełkot, mimo że być może miałaś coś ważnego do przekazania. Jeśli chcesz podzielić się jakimś doświadczeniem – spróbuj opisać to bardziej uniwersalnie, zrozumiale dla tych, którzy nie znają wcześniejszych historii. Dzięki!
-
Nerwica lękowa, nerwica natręctw, wszelkie zaburzenia - chętnie pomogę ile będę dał radę!
Dryagan odpowiedział(a) na tepex temat w Nerwica lękowa
@tepex Rozumiem dobre intencje, ale bardzo proszę, żebyśmy pamiętali, że Forum to nie miejsce na pełnienie roli samozwańczych terapeutów. Wspierajmy się nawzajem – dzielmy się własnym doświadczeniem, piszmy, co nam pomogło, ale z dużą ostrożnością podchodźmy do dawania „rozwiązań” innym. To, co pomogło jednej osobie, niekoniecznie sprawdzi się u drugiej, a nieprofesjonalna „pomoc” może niestety więcej zaszkodzić niż pomóc – zwłaszcza, gdy ktoś jest w trudnym stanie. Twoje zaangażowanie i chęć wsparcia są cenne, ale warto pamiętać, że tylko lekarze i certyfikowani terapeuci są przygotowani do prowadzenia kogoś przez proces leczenia. Forum to przestrzeń do rozmowy, wymiany i zrozumienia – a nie zastępowania psychoterapii. Dbajmy o siebie i o siebie nawzajem – również przez odpowiedzialność za słowa!- 2 odpowiedzi
-
- nerwica
- (i 14 więcej)
-
DIAZEPAM (Neorelium, Relanium, Relsed)
Dryagan odpowiedział(a) na marioagas temat w Leki przeciwlękowe
@Małgorzata999997 Relanium (diazepam) nie jest lekiem na nadciśnienie i nie powinno być w ten sposób traktowane. To lek uspokajający z grupy benzodiazepin, który może pośrednio obniżyć ciśnienie krwi, ale tylko w sytuacjach, gdy wzrost ciśnienia wynika ze stresu, silnego lęku czy pobudzenia. Nie stosuje się go w leczeniu nadciśnienia tętniczego jako takim. Tego typu użycie może mieć miejsce w warunkach szpitalnych, ale jest to decyzja lekarza, dostosowana do konkretnego stanu pacjenta – i nie oznacza, że Relanium jest zamiennikiem leków przeciwnadciśnieniowych. Proszę, nie rozpowszechniajmy szkodliwych uproszczeń – to może wprowadzać innych użytkowników w błąd. -
Moi Drodzy, Wątek dotyczy polityki, a więc tematów z natury budzących silne emocje. Tym bardziej proszę o zachowanie podstawowych zasad dyskusji – bez obrażania innych użytkowników, bez wycieczek osobistych i wulgaryzmów. @Depresjoodejdz sformułowania w rodzaju „Ty jesteś skrajnie głupia czy co?” są absolutnie niedopuszczalne na naszym Forum – niezależnie od tego, jak bardzo ktoś nie zgadza się z czyimś poglądem. Przypominam, że atakowanie ad personam nie jest argumentem, a łamanie zasad kultury wypowiedzi może skutkować interwencją administracyjną. Możemy i powinniśmy się różnić – ale nie możemy się wzajemnie obrażać. Od siebie dodam tylko: przepraszam, że w ostatnich dniach rzadziej się udzielam – jestem obecnie mocno zapracowany i muszę dokończyć kilka zaległych spraw zawodowych przed planowanym urlopem. Będę się zatem pojawiać na Forum trochę rzadziej, ale zaglądam i czytam na bieżąco. Dziękuję pilnowanie kultury wypowiedzi i za zrozumienie!
-
Przypominam wszystkim użytkownikom Forum, że nie tworzymy nowych wątków o konkretnych lekach, jeśli taki wątek już istnieje. W dziale Indeks leków → Leki alfabetycznie (2023) można znaleźć poszczególne preparaty – zarówno pod nazwą główną, jak i nazwami odpowiedników. Dodatkowo warto skorzystać z wyszukiwarki (lupka), by sprawdzić, czy temat już był poruszany. Dzięki temu nie zaśmiecamy działu, który jest naprawdę ważnym i pomocnym zasobem dla całego Forum. Dbajmy o jego przejrzystość i funkcjonalność.
-
@zew Nie jestem adwokatem pana K. Nawrockiego, bo nie o to mi chodziło – zresztą to też nie był kandydat moich marzeń. Ale druga strona jeszcze bardziej nim nie była. Nie jestem też zwolennikiem PIS - wiele rzeczy w czasie ich rządów też mi się nie podobało. Ale owszem, jest mi bliżej na prawo. (W poście który wspomniałeś, odniosłem się do słów gdzie prezydenta elekta nazwano "prymitywnym kibolem, przemocowcem i alfonsem", co mi się nie spodobało). Nie zamierzam nikogo przekonywać ani moralizować – naprawdę. Wiem, że każdy ma swoje poglądy, doświadczenia i prawo do oceny. Szanuję to. Z mojej strony to wszystko – nie wchodzę dalej w dyskusję, bo chyba nikomu z nas nie jest teraz potrzebne dalsze zaognianie nastrojów. Jest to mój ostatni post w tym temacie.
-
Moi drodzy - kampania naprawdę już się skończyła! Warto byłoby to zauważyć także tutaj, na Forum. Zwyciężył kandydat, którego poparło ponad 10 milionów 600 tysięcy obywateli. To nie jest błąd systemu, to nie jest przypadek. To wybór ludzi – może nie Wasz, ale też nie mniej ważny. I może zamiast wciąż walczyć z tym werbalnie, warto się z tą decyzją pogodzić. Nie twierdzę, że nie można krytykować. Ale jest różnica między merytoryczną krytyką a powielaniem insynuacji, półprawd i obrażaniem nie tylko samego prezydenta elekta, ale też jego wyborców. I to mnie boli najbardziej. To poczucie, że wszyscy wciąż siedzimy okopani, z gotowymi hasłami, że "moja strona ma rację, a druga to ciemnogród". Że trzeba przekrzyczeć, a nie usłyszeć. Że zamiast szukać punktów wspólnych, forsuje się swoje przekonania jakby były jedyną słuszną wersją rzeczywistości. Zastanówcie się przez chwilę, czy naprawdę wszystko, co słyszeliście w "swoich" mediach, okazywało się potem prawdą. Czy każda z tych głośnych narracji i autorytarnych opinii przetrwała próbę czasu. Czy nie było tak, że niektóre emocje, którymi Was karmiono, były po prostu wygodną reakcją. Nie piszę tego, żeby kogokolwiek przekonywać. Piszę, bo wierzę, że jest jeszcze miejsce na wspólną rozmowę bez pogardy. Że możemy różnić się poglądami i jednocześnie nie kwestionować wzajemnych intencji. Bo to, że ktoś głosuje inaczej, nie oznacza, że chce źle dla Polski. Może po prostu widzi to dobro inaczej. Polska to nie jest projekt do zburzenia ani tylko przestrzeń do zarządzania. To dom – nieidealny, ale nasz. I warto go chronić. Także przed językiem, który dzieli, zamiast łączyć.
-
Wybory się zakończyły, ale emocje – jak widać – nie opadły. I choć to naturalne, warto na chwilę się zatrzymać i spojrzeć szerzej. Jesteśmy różni: mamy inne poglądy, inne priorytety, inaczej rozumiemy patriotyzm czy odpowiedzialność za kraj. Ale mimo tych różnic – nadal jesteśmy obywatelami jednej Ojczyzny. Dlatego apeluję: szukajmy raczej tego, co nas łączy, zamiast podkreślać to, co dzieli. Obrażanie wyborców „drugiej strony” czy ich kandydata naprawdę niczemu nie służy – tak samo jak forsowanie swoich poglądów „na siłę”, na zasadzie „moja racja jest mojsza”. To nie przekona nikogo – a już na pewno nie zbuduje wzajemnego szacunku. Każdy z nas ma swój światopogląd i swoje racje. Ale zakładanie z góry, że ktoś, kto głosował inaczej, „chce źle dla Polski”, to droga donikąd. Może po prostu widzi to dobro inaczej. Warto o tym pamiętać – tu, na Forum, ale też szerzej – bo tylko jako wspólnota jesteśmy w stanie budować coś trwałego.
-
@zew Rozumiem, że możemy mieć różne doświadczenia i różnie oceniać polityków – to naturalne. Nie miałem zamiaru nikogo moralizować, po prostu chciałem wyrazić inny punkt widzenia i zwrócić uwagę na sposób, w jaki rozmawiamy o osobach publicznych. Każdy ma prawo do własnej oceny, również tej krytycznej – byle była oparta na faktach i nie zniżała się do osobistych inwektyw. Tyle z mojej strony, nie chcę ciągnąć tej wymiany – szanuję, że mamy różne perspektywy.
-
To ciekawe, że ktoś mówi o "prymitywizmie", a jednocześnie sam używa tak obraźliwych i niepopartych faktami określeń. Przypomnę tylko, że prymitywna to była niestety kampania kontrkandydata – pełna personalnych ataków, medialnych insynuacji i tanich chwytów w stylu „ziemniaki dla hospicjum”. Zamiast konkretów – mieliśmy wywiad z Tuskiem (pełen emocji, powoływanie się na Murańskiego), wywiad z Komorowskim (gdzie mówił o dublecie do kaczorów – serio? To jest poziom byłego prezydenta?) i festiwal narracji medialnych w Onecie, który szkalował Nawrockiego na podstawie informacji od jakichś bliżej nieokreślonych informatorów (pamiętajcie zawsze sprawdzajcie źródło - to nie może być no name). Dodam jeszcze jedno: zanim ktoś zacznie rzucać w przestrzeń publiczną oskarżenia typu „kibol”, „prymityw” czy „człowiek bez skrupułów”, warto przypomnieć, że kandydat, o którym mowa, przez lata pracował w Instytucie Pamięci Narodowej – instytucji, która nie zatrudnia przypadkowych ludzi. Był wielokrotnie weryfikowany, również za czasów rządów Donalda Tuska, i nie budził wówczas zastrzeżeń. Gdyby rzeczywiście był osobą niegodną zaufania, nie przeszedłby procedur weryfikacyjnych, które w IPN są bardzo rygorystyczne. Sugerowano nawet, że to „kandydat Putina”. Tymczasem w rosyjskich mediach grzmią, że to człowiek, za którym wydano list gończy. I tu warto się zatrzymać: czy Putin wydaje listy gończe za „swoimi ludźmi”? Nawrocki to człowiek, który doszedł do wszystkiego ciężką pracą – nie jest dzieckiem prominentnych rodziców, którym wszystko podano na tacy. Ceni normalność, szanuje ludzi, nie traktuje ich z wyższością – w przeciwieństwie do wielu polityków starego układu. To nie jest człowiek znikąd, tylko ktoś, kto latami budował swój dorobek – nie medialnymi show ani układami, ale pracą i konsekwencją. I jeszcze raz: można mieć różne poglądy, można nie zgadzać się politycznie – ale nie mieszajmy w to wyzwisk i insynuacji. Krytykujmy na poziomie, a nie na poziomie brukowca. Jeśli ktoś chce rozmawiać o programach, wizji państwa czy wartościach – zapraszam. Ale jeśli sprowadza się to tylko do wyzwisk, to cóż… może właśnie w tym odbija się lęk przed zmianą?