Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dryagan

Administrator
  • Postów

    3 096
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Dryagan

  1. @Ola_00 Olu, naprawdę nikt nie ma do Ciebie pretensji o to, że masz swoje oczekiwania. To naturalne. Tylko zauważ, że większość Twoich odpowiedzi nie jest reakcją na to, co ktoś napisał, tylko powtarzaniem w kółko tego samego pytania. I stąd to nasze poczucie kręcenia się w miejscu.
  2. Droga Księżniczko z Wieży Bez Chłopców, Z każdym Twoim postem mam coraz większe wrażenie, że nie szukasz chłopaka – tylko potwierdzenia, że to niemożliwe. I że najchętniej usłyszałabyś: „Masz rację, nie ma już wrażliwych chłopaków – świat się skończył, weź kota i zamknij się w wieży”. A najlepiej, żeby ktoś Ci przysłał chłopaka w paczce z InPostu – 25 lat, chłopięcy, nie łysy, bez brody, nie spieszy się do niczego, do tego podobny do Jude’a Lawa, Toma Cruise’a albo Freda (ale nie tego od pizzy z parteru – tylko z kreskówki). I koniecznie z dopiskiem: „Bez wad. Produkt limitowany”. Tylko że tak to nie działa. Dostałaś już mnóstwo podpowiedzi – o tym, żeby szukać ludzi przez fora tematyczne, grupy internetowe, miejsca, gdzie ludzie mają wspólne pasje. Ale Ty nadal wracasz do punktu wyjścia i pytasz „gdzie?”, jakby nikt nigdy nic Ci nie napisał. Tak, Internet daje dziś największą szansę na poznanie kogoś, kto ma podobny charakter, zainteresowania, wartości. Tu najpierw poznajesz człowieka od środka, a dopiero potem jego zdjęcie. Ale Ty cały czas jakby tego nie chcesz przyjąć – bo może to nie chodzi o brak okazji, tylko o to, że żadna nie jest dość idealna? A jeśli po tylu podpowiedziach, nadal piszesz: „no ale koleżanka też tak mówi, że ciężko”, to może... pora wyjść z tej bajki, w której królewna nie może znaleźć księcia, bo wszyscy mają brodę albo są o rok za młodzi, czy za starzy. Tylko ostrzegam – jak kiedyś spotkasz tego wrażliwego chłopca, co nie pije, nie przeklina, zna wszystkie odcinki Scooby-Doo i umie robić naleśniki… to nie pytaj koleżanki, czy ma odpowiedni wzrost i długość rzęs. Po prostu złap go za rękę i nie puszczaj.
  3. Bajka o poszukiwaniach idealnego chłopaka Dawno, dawno temu (czyli całkiem niedawno), w królestwie Internetu, żyła sobie dziewczyna, która marzyła o spotkaniu księcia. Ale nie byle jakiego! Miał mieć serce jak miód, charakter jak Fred ze Scooby-Doo, twarz jak Jude Law, fryzurę jak młody Tom Cruise i oczywiście – żadnej łysiny. Królestwo było pełne ludzi, ale niestety... nie spełniali kryteriów. I tak nasza bohaterka codziennie wyruszała na poszukiwania: do sklepu, na rower, do parku, na zakupy, na staż. Pytała koleżanki, ciocię, mamę, babcię – i wszystkie zgodnie twierdziły: „Taki chłopak to jak jednorożec. Może gdzieś jest, ale nie widziałam”. Więc dziewczyna spisywała kolejne imiona odrzuconych kandydatów do magicznego Zwoju Niewłaściwych Fryzur. Pewnego dnia, ktoś mądry (nie czarodziej, tylko użytkownik forum) powiedział jej tak: „Otwórz się na niespodzianki. Przestań używać castingu i sitka. Prawdziwe związki zaczynają się nie wtedy, gdy wszystko się zgadza na papierze – ale gdy coś zaiskrzy. I czasem ta iskra wyskoczy z rozmowy z kimś, kto Cię po prostu rozumie.” Dziewczyna pokiwała głową... i zadała pytanie: „No dobrze, ale gdzie jeszcze można poznać kogoś w moim wieku?”. I wtedy wszyscy mieszkańcy forum westchnęli i powiedzieli chórem: „Wszędzie. Ale tylko wtedy, gdy szukasz sercem, a nie katalogiem postaci z kreskówek.” Koniec bajki. A właściwie… początek. Bo może właśnie tu zacznie się Twoja historia.
  4. @Ola_00 Olu, Ty naprawdę jesteś jak agentka castingowa z bardzo konkretną wizją roli głównej w swoim filmie romantycznym. Tylko że – i tu mały spoiler – życie to nie Hollywood, a chłopięcy Jude Law nie czeka za rogiem z bukietem i CV. Związki nie rodzą się z katalogu, w którym wpisujesz: „chłopięca uroda + Tom Cruise + Fred ze Scooby-Doo + 27 lat + bez brody + zero łysiny + absolutnie nie młodszy + absolutnie nie starszy o 10 lat”. To nie zamawianie tortu u cukiernika. Prawdziwi ludzie nie mieszczą się w takich formularzach – mają różne twarze, charaktery, ścieżki życiowe, a czasem też... brodę. I wiesz, nie ma absolutnie nic złego w tym, że masz swój gust – każdy ma. Ale jeśli lista wymagań jest dłuższa niż menu w tajskiej restauracji, to nawet idealny kandydat może nie przejść rekrutacji. Lokalne wydarzenia to nie magiczne „spotkania matrymonialne”, tylko np. kluby książki, koncerty, warsztaty tematyczne, wystawy, wydarzenia sportowe, spotkania podróżników – coś, co łączy ludzi wspólnym zainteresowaniem. A jak już padło – fora tematyczne to naprawdę dobre miejsce, bo poznajesz ludzi przez wspólną pasję, a nie przez wygląd. I wtedy łatwiej o rozmowę, a rozmowa to początek wszystkiego. A co do pytania „gdzie poznać” – serio, Internet nie gryzie. To nie „gorsza opcja”, tylko normalny kanał kontaktu w XXI wieku. Ba! To czasem lepsza opcja, bo najpierw poznajesz charakter, sposób myślenia, poczucie humoru… zanim zobaczysz fryzurę czy nos. Chyba że faktycznie dla Ciebie ważniejszy jest wygląd niż osobowość – ale nie sądzę, żebyś naprawdę chciała kogoś tylko dlatego, że przypomina Freda ze Scooby-Doo. A Twoje koleżanki? Też nie widzą nikogo. Może dlatego, że miłość nie skacze po mieście z transparentem „mam 27 lat i jestem wrażliwy”. Serio – większość ludzi wygląda zupełnie zwyczajnie i wcale się nie rzuca w oczy, dopóki nie zaczną z Tobą rozmawiać. Chemia zaczyna się w słowie, nie w fryzurze (czy jej braku). Więc podsumowując: spokojnie, daj światu szansę Cię zaskoczyć. I może zamiast wypatrywać księcia na białym rowerze, daj szansę komuś, kto może nie wygląda jak z filmu, ale ma serce po właściwej stronie.
  5. @Ola_00 Wiesz, nikt nie mówi, że coś jest z Tobą „nie tak”. Ale czasem można się tak bardzo zapatrzeć w wyobrażenie idealnego partnera, że trudno potem dostrzec realnego człowieka. I nie chodzi o to, że robisz coś źle – tylko może Twoje oczekiwania są aż tak szczegółowe, że nikt się przez nie nie przeciska. Czytając Twój post mam wrażenie, że jesteśmy w świecie, gdzie Fred ze Scooby-Doo jest realną konkurencją na rynku matrymonialnym . Trochę to dziecinne. Tom Cruise czy Jude Law – jasne – mają swój urok (i niezłą stylówkę chociaż aktualnie też byś ich skreśliła, bo za starzy), ale pamiętaj, że to tylko postacie z filmów albo bajek, wykreowani na idealnych. Nie wiemy, jacy są naprawdę. Prawdziwi ludzie nie są idealni. Mają blizny, wady, trochę mniej „filmowy” uśmiech. Ale to nie znaczy, że są mniej wartościowi. Czasem w kimś z zupełnie innego „szablonu” niż Twój ideał może być coś, co sprawi, że się uśmiechniesz. I serio – nie pytaj, co z Tobą nie tak. Z Tobą naprawdę wszystko jest w porządku. Ale może czas spojrzeć na to inaczej – nie jak na projekt do zrealizowania, tylko jak na coś, co dzieje się między ludźmi, a nie na podstawie formularzy. Bo związki to nie casting do filmu. To nie jest tak, że szukasz aktora do konkretnej roli, który ma spełniać 17 wymagań z listy, wyglądać jak Fred ze Scooby-Doo, mieć charakter Toma Cruise’a (cokolwiek to właściwie znaczy – bo on jako człowiek a nie postać z filmu, to chyba tak średnio z tym charakterem), i jeszcze najlepiej mieszkać w promieniu 5 km. To nie plan zdjęciowy – to życie. A w życiu najwięcej znaczy to, co się dzieje między dwojgiem ludzi – spojrzenia, rozmowa, śmiech w tym samym momencie, zwykłe poczucie, że z tą osobą chce się spędzić jeszcze trochę więcej czasu (ja np. zakochałem się w osobie z którą najpierw się przyjaźniłem, z którą było mi po prostu dobrze, która mnie akceptowała takiego jakim jestem). Chemia nie pyta, czy ktoś ma idealny profil nosa albo wymarzoną fryzurę. Czasem zaskakuje, kiedy w ogóle się jej nie spodziewasz. Ale żeby mogła zadziałać – trzeba komuś dać szansę. Nie jako kandydatowi na narzeczonego, tylko po prostu jako człowiekowi. I czasem – kto wie – ktoś, kogo na początku byś nie brała pod uwagę, może się okazać kimś, kto najbardziej Cię rozumie. Bo prawdziwa relacja zaczyna się wtedy, gdy już nie szukasz ideału – tylko spotykasz kogoś, kto po prostu pasuje. Co więc robić? Po pierwsze – daj sobie trochę luzu. Nie musisz codziennie wychodzić z założeniem, że dziś MUSISZ kogoś poznać. Życie to nie program randkowy. Po drugie – rozwijaj siebie, nie tylko po to, żeby „być lepsza” dla kogoś, ale dlatego, że to sprawia, że czujesz się silniejsza i pewniejsza siebie. To się potem przekłada na kontakty z ludźmi – bo ludzie czują, kiedy ktoś promieniuje spokojem i autentycznością. Po trzecie – zaglądaj tam, gdzie są ludzie z Twoimi zainteresowaniami. Fora tematyczne, grupy pasjonatów, lokalne wydarzenia. Nawet tutaj, na Forum, ludzie się poznają. Serio – jeśli kogoś łączy podobna wrażliwość, to czasem wystarczy zwykła rozmowa, żeby coś zaiskrzyło. I jeszcze jedno – niech Twoje życie nie będzie tylko czekaniem na kogoś. Bo najczęściej to właśnie wtedy ktoś się pojawia – kiedy Ty jesteś już w swoim rytmie.
  6. @Ola_00 Wiesz, naprawdę rozumiem Twoje rozczarowanie – samotność potrafi dawać w kość (sam tego kiedyś doświadczyłem mocno), zwłaszcza kiedy wydaje się, że wszyscy wokół są już „gdzieś” – w związkach, z dziećmi pod pachą, w kuchni robią kolację dla dwojga... a Ty nadal w punkcie wyjścia. Ale warto pamiętać: to, że nie widzisz nikogo wokół, nie znaczy, że nikogo nie ma. Serio – miłość rzadko spada z nieba w najdogodniejszym momencie. To nie zgrzewka mleka, żeby na nią trafić między działem z pieczywem a kasą samoobsługową I jasne, masz swoje wymagania – i dobrze, że wiesz, czego chcesz. Ale naprawdę, czasem najfajniejsze rzeczy zaczynają się tam, gdzie wcale nie miało się niczego znaleźć. I nie chodzi tylko o związki – chodzi o ludzi, o rozmowy, o to, że coś kliknie, nawet jak nie ma od razu czerwonego dywanu i dzwonów weselnych w tle. Dlatego warto robić coś dla siebie – mieć pasje, zaglądać na fora tematyczne, wchodzić w miejsca, które są zgodne z Twoimi zainteresowaniami. Bo tam często jest łatwiej – bo już na starcie macie coś wspólnego – jak to zauważył @Cień latającej wiewiórki A z tego coś może się zbudować. I może właśnie tam pojawi się ktoś, kto Cię zaskoczy – może nie Tom Cruise w chłopięcym wieku, ale ktoś z uśmiechem, który Ci się spodoba bardziej niż wszyscy aktorzy razem wzięci I jeszcze jedno – nie buduj całego swojego świata wokół tego, że nie masz jeszcze partnera. Buduj go wokół siebie. Bo wtedy świat zaczyna budować się wokół Ciebie. Serio. A na razie – nie trać wiary. Bo najbardziej wartościowe znajomości naprawdę często zaczynają się tam, gdzie zupełnie się ich nie spodziewamy. No i jeszcze jedno: ludzi naprawdę wartościowych czasem trzeba spotkać nie oczami, tylko sercem. Nawet jeśli nie przypominają Jude’a Lawa albo nie mają idealnej fryzury
  7. Gdyby choroba psychiczna automatycznie skazywała człowieka na samotność, to ja bym już dawno siedział sam w lesie, gadał z drzewami i układał liście w serduszka A tymczasem – jestem żonaty, żyję normalnie (no, względnie normalnie ), zmagam się z tym, co mam, jak wielu innych ludzi. To jeden z większych mitów, że jak ktoś choruje psychicznie, to nie może być w relacji. A przecież choroba nie zabiera nam zdolności do bliskości, do uczuć, do bycia z kimś. Czasem wręcz przeciwnie – daje nam głębsze rozumienie siebie i innych. Więc tak, ludzie z depresją, CHAD, lękami, OCD czy innymi trudnościami – mają partnerów, dzieci, życie rodzinne i całkiem zwykłe (a czasem niezwykłe) codzienności. Nie jesteśmy z innej planety. Chociaż jakby ktoś dał mi możliwość teleportacji, to bym nie odmówił
  8. @Futility To, co napisałeś, jest bardzo mocne. I bardzo smutne. I nie będę próbował Ci teraz wmówić, że „wszystko się ułoży”, że „trzeba tylko chcieć”, że „musisz walczyć” – bo wiem, że nie chcesz, nie masz siły, nie wierzysz w to już od dawna. Ale chcę, żebyś usłyszał jedno, nawet jeśli to teraz tylko przeleci Ci przez głowę: Ty nadal tu jesteś. Piszesz. Mówisz. Oddychasz. I to znaczy, że jakaś część Ciebie jeszcze nie zrezygnowała. Nie musisz być dzielny. Nie musisz „zaczynać od nowa”. Ale proszę Cię – nie wmawiaj sobie, że jesteś kimś, kogo nie warto utrzymywać przy życiu. To nieprawda. Nie jesteś nikim. Jesteś człowiekiem, który został strasznie skrzywdzony i który nie potrafi znaleźć światła. Ale to nie czyni Cię mniej wartym. To czyni Cię... po prostu bardzo zranionym. A rany – nawet te najgłębsze – są częścią życia, nie jego przekreśleniem. I wiesz co jeszcze? Twoja obecność tutaj, na forum, też ma znaczenie. To, że się otwierasz, że mówisz o tym, co naprawdę czujesz – porusza. Może nie wiesz, ilu ludzi czyta Twoje słowa i myśli: „Ja też tak mam. On mówi coś, czego sam nie umiałem nazwać”. To już jest coś. Nawet jeśli nie czujesz się potrzebny – jesteś obecny. I jesteś słyszany. Nie wiem, czy teraz jesteś w stanie cokolwiek przyjąć. Ale dopóki jesteś, masz znaczenie. Nawet jeśli tego sam nie czujesz. Piszesz o eutanazji... Ale to nie jest wybór, który podejmuje się z chłodnej decyzji. To ból, który szuka końca. A ja chciałbym, żebyś kiedyś – choćby za rok, za pięć – mógł powiedzieć, że dobrze, że wtedy nic nie zrobiłeś. Bo to, że teraz nie widzisz sensu, nie znaczy, że on nie istnieje. Po prostu teraz jest cholernie przysypany gruzem. P.S. Wiesz… tak sobie teraz pomyślałem - to, że się tu otwierasz, że piszesz, wyrzucasz z siebie wszystko – to w gruncie rzeczy jest już jakiś rodzaj terapii. I nie mówię tego w sensie „terapeutycznym”, tylko ludzkim. Bo czasem samo to, że ktoś Cię słucha – albo że Ty sam siebie słyszysz – coś zaczyna poruszać.
  9. Panowie, panie – wiadomo, że każdy ma jakieś preferencje, ale przecież najważniejsze w relacji nie są metryka ani rysy twarzy. Naprawdę! Ile to już razy ludzie mówili: „to nie mój typ”, „nie mój klimat”, a potem... klik! Zaiskrzyło i cała teoria wzięła w łeb. Bo jak się spotykają dwie osoby, które się nawzajem słuchają, szanują i potrafią być sobą, to naprawdę przestaje mieć znaczenie, czy ktoś wygląda jak Tom Cruise czy jak Shrek po taplaniu w błocie. Nie ma nic złego w marzeniach o „idealnym” partnerze – ale największe niespodzianki zdarzają się wtedy, gdy odkładamy listę oczekiwań na bok i dajemy się czemuś po prostu wydarzyć. A chemia… no cóż. Ona bywa kompletnie nieprzewidywalna. I całe szczęście. Tak że głowa do góry, Panie Shreku – Fiona też się znalazła, chociaż na początku wcale nie był w jej typie. A jednak… coś zaiskrzyło, bo chemia to nie katalog z Tinderka, tylko ta dziwna iskra, która nagle przeskakuje między dwojgiem ludzi i robi w głowie „klik!”. I tak jak w bajce – może się okazać, że ten „Shrek” ma więcej serca, ciepła i wrażliwości niż dziesięciu książąt na koniu razem wziętych. Więc spokojnie – jeszcze niejeden smok do pokonania, niejeden most do przejścia… i kto wie, co (albo kto) czeka po drugiej stronie
  10. @Mic43 @bei bardzo proszę, żeby tego wątku nie zaśmiecać własnymi kłótniami nie wiadomo o co.
  11. Dryagan

    Adam

    @adkrawczyk witaj na Forum i rozgość się, na pewno znajdziesz tu ludzi z podobnymi do Twoich problemami - pozdrawiam
  12. @Mic43 nawoływanie do zemsty i jakiejkolwiek przemocy jest na tym Forum źle widziane - kolejny taki wpis i dostaniesz osta
  13. @Futility Wiesz… ja to wszystko rozumiem. Nie, nie dosłownie – ale rozumiem ten stan, w którym człowiek już nawet nie wierzy w poprawę, tylko przyjmuje ból jako coś trwałego, codziennego, stałego. I nawet jeśli ktoś mu poda rękę, to on tej ręki już nie ma siły chwycić, bo przecież „i tak nic się nie zmieni”. Dlatego nie będę Ci mówić, co powinieneś zrobić, bo sam dobrze to wiesz. I właśnie dlatego to jest tak bolesne – że wiesz, a nie możesz, nie chcesz, nie umiesz. Ale skoro nadal tu piszesz, nadal odpowiadasz, nadal się odzywasz – to może w tej ciemności jednak coś się tli, nawet jeśli sam to odrzucasz. Nie będę udawać, że wiem, jak Ci pomóc. Ale chcę, żebyś wiedział jedno: Nie musisz udowadniać nikomu, że "jesteś silny", żeby zacząć żyć. Nie musisz wygrywać z jej cieniem. Możesz po prostu pozwolić, żeby on z czasem się oddalił. Sam. Bez wysiłku, bez walki. A jeśli kiedyś – za tydzień, za miesiąc, za dwa lata – poczujesz, że masz ochotę coś zrobić dla siebie, nie przeciw niej – to będzie już bardzo dużo. A póki co – po prostu trwaj. I pisz, jeśli potrzebujesz.
  14. Tak, możesz umówić się na bezpłatną wizytę u lekarza psychiatry, nawet jeśli nie posiadasz ubezpieczenia zdrowotnego. Zgodnie z polskim prawem osoby uzależnione od alkoholu lub narkotyków mają prawo do bezpłatnego leczenia odwykowego, a osoby z zaburzeniami psychicznymi mają prawo do opieki psychiatrycznej. Aby skorzystać z takiej opieki, wystarczy skontaktować się z wybraną poradnią zdrowia psychicznego i umówić się na wizytę. Do psychiatry nie jest wymagane skierowanie, a rejonizacja nie obowiązuje, co oznacza, że możesz wybrać dowolną placówkę. Jednakże, jeśli planujesz skorzystać z innych świadczeń zdrowotnych lub potrzebujesz recept na leki refundowane, warto rozważyć uzyskanie ubezpieczenia zdrowotnego.
  15. @eleniqJako, że dział "Odpowiedzi i pytania do psychologa" jest aktualnie niedostępny z powodu braku forumowego psychologa - pytanie poddajemy pod osąd użytkowników. Spróbuję też sam odpowiedzieć w jakimś stopniu. Masz rację, że niektóre zaburzenia psychiczne mogą być przeciwwskazaniem do pracy w policji, zwłaszcza jeśli chodzi o zaburzenia psychotyczne, poważne zaburzenia osobowości, ciężkie zaburzenia lękowe lub depresyjne, które wpływają na codzienne funkcjonowanie. Natomiast jeśli chodzi o zespół Aspergera (czy ogólnie: spektrum autyzmu), to wszystko zależy od stopnia nasilenia objawów i zdolności do pełnienia obowiązków służbowych - piszesz, że Ty masz lekki stopień. Kluczowe znaczenie ma więc tutaj orzeczenie lekarskie, które kandydat otrzymuje w toku postępowania kwalifikacyjnego – to lekarz orzeka, czy dana osoba spełnia kryteria psychofizyczne do służby. Warto, żebyś skontaktował się bezpośrednio z komendą wojewódzką, gdzie prowadzony jest nabór – tam uzyskasz najbardziej aktualne i oficjalne informacje.
  16. Wiek tak naprawdę to tylko liczba, ja mam starszą od siebie Żonę i co? I jest ok... w drugą stronę to jeszcze lepiej działa
  17. @un_lucky luke @Ola_00 może poznajcie się nawzajem i problem się rozwiąże , dwie osoby przestana być samotne, zawsze to jakaś opcja
  18. @ainoa Masz prawo zakończyć znajomość, która Cię obciąża – nawet jeśli kiedyś była dla Ciebie bardzo ważna. Relacje się zmieniają. Ty się zmieniłaś. Potrzebujesz teraz innego rodzaju wsparcia – spokojniejszego, bardziej zrównoważonego, opartego na wzajemności. To nie egoizm. To dbanie o siebie. Nie musisz mówić wszystkiego. Nie musisz tłumaczyć się z każdej decyzji. Czasem wystarczy powiedzieć coś prostego: „Dziękuję Ci za to, co razem przeszłyśmy, ale czuję, że ta relacja mnie teraz bardziej przytłacza niż wspiera. Potrzebuję skupić się na sobie i pójść dalej.” Możesz to powiedzieć spokojnie, jasno, bez wdawania się w szczegóły – i postawić granicę. Z perspektywy tego, co piszesz, wygląda na to, że długo dawałaś z siebie wszystko, ale ta przyjaźń stała się jednostronna, zaborcza, pełna napięcia. Nie jesteś już zobowiązana dalej ją utrzymywać, tylko dlatego, że razem przeszłyście trudne chwile. Nie chodzi o to, by ją ranić – tylko o to, by nie ranić siebie dalej.
  19. @Cień latającej wiewiórki Masz rację co do jednego – zmiana miejsca zamieszkania i zerwanie kontaktów ze wspólnym otoczeniem może pomóc, jeśli ktoś faktycznie ma możliwość, by się tak odciąć. Takie fizyczne oddzielenie się od źródła bólu bywa ważnym krokiem. Ale też trzeba powiedzieć wprost: wiele osób takiej możliwości nie ma – z różnych powodów. I wtedy cała praca musi się odbyć wewnątrz, w głowie – przez przestawienie myślenia, wyciszenie reakcji, budowanie emocjonalnego dystansu. To trudniejsze, ale możliwe - jestem przykładem takiej reakcji (moja była dziewczyna przez pewien czas mieszkała po sąsiedzku ze mną, spotkania nawet przypadkowe - były normą). Ale jeśli chodzi o „mordercze fantazje” – tu muszę się nie zgodzić. To nie jest bezpieczny sposób na przeżywanie emocji. Nawet jeśli ktoś ich nie realizuje, to regularne karmienie się wyobrażeniami przemocy może utrwalać destrukcyjny sposób myślenia, pogłębiać cierpienie i oddalać od jakiejkolwiek poprawy. Rozumiem, że czasem człowiek szuka ujścia – ale właśnie dlatego pisałem o tym, że najsilniejszą odpowiedzią na krzywdę może być odzyskanie własnego życia. Lepiej poświęcić energię na coś, co nas wzmacnia, niż na scenariusze, które nas jeszcze bardziej zatruwają – nawet jeśli „tylko w myślach”. Tego się trzymajmy.
  20. To, co opisujesz – derealizacja, depersonalizacja, te dziwne odczucia ciała, lęk przed zwariowaniem – to są rzeczy, które bardzo często towarzyszą silnym zaburzeniom lękowym. I choć są przerażające, to nie są oznaką szaleństwa. Wbrew temu, jak to wygląda od środka, strach przed utratą kontroli to nie to samo, co jej realna utrata. To tylko (albo aż) lęk, który nakręca się w pętli. Wiem, że momenty, w których wracają wspomnienia z dzieciństwa i czujesz się jak wtedy, mogą podważać wiarę w obecną diagnozę. Ale to nie musi oznaczać, że masz zupełnie inną chorobę – może po prostu Twój system nerwowy pamięta tamte stany, a silny lęk je znowu uruchamia. Dobrze, że zrobiłeś tomografię i EEG – to już coś, co pozwala wykluczyć poważniejsze neurologiczne rzeczy. Ale jeśli masz wątpliwości co do diagnozy, zawsze możesz skonsultować się z innym psychiatrą – nie dlatego, że obecna diagnoza musi być zła, tylko żeby odzyskać spokój, że wszystko jest dobrze sprawdzone. Jeśli chcesz, odezwij się też do nas w innych wątkach – sporo osób przechodziło przez bardzo podobne rzeczy i z tego wychodziło. Nie jesteś wyjątkiem – jesteś człowiekiem w trudnym momencie. Ale to nie znaczy, że tak będzie już zawsze.
  21. @Futility Wiesz… ja też kiedyś zostałem bardzo mocno skrzywdzony przez kobietę, którą kochałem - opisywałem tę historię w tym wątku. Długo się z tego nie podnosiłem, całe lata. Aż w końcu zrozumiałem jedno: największą siłą, jaką mogę mieć, jest to, że w końcu będzie mi dobrze – i że nie będzie miała ze mną nic wspólnego. I dziś tak właśnie jest. Mam rodzinę, jestem szczęśliwy, nie myślę o niej ani przez chwilę. Nie interesuje mnie, co robi. A to, że się kiedyś tak źle zachowała? To dziś tylko cień, który dawno stracił znaczenie. W Twoim przypadku to może wyglądać inaczej, ale jedno wiem na pewno: Jeśli chcesz prawdziwej zemsty, to właśnie tak powinna wyglądać. Nie krzykiem. Nie upadkiem. Tylko tym, że stoisz na nogach, uśmiechasz się, masz swoje życie i nie interesuje Cię już, co ona robi. Bo właśnie wtedy – jeśli w ogóle na Ciebie patrzy – to ją może zaboleć. Bo wtedy widzi, że nie udało jej się Ciebie złamać. Że przetrwałeś. Że nie musiała przegrać – wystarczyło, że Ty zacząłeś wygrywać. A dzisiaj? Kiedy żyjesz tylko jej cieniem, kiedy sam siebie unieruchamiasz przez wspomnienie tamtej relacji – to właśnie może jej sprawiać satysfakcję. Bo wygląda na to, że nadal ma nad Tobą władzę. Zerwij to. Odzyskaj swoje życie nie „pomimo niej”, tylko tak, jakby jej już dawno nie było. Bo realnie – nie ma jej. Nie ma jej przy Tobie, nie ma jej w Twoim domu, w Twojej codzienności. Jest tylko w Twojej głowie. I to tam musisz wygrać. Czego Ci życzę najserdeczniej
  22. @Barborka Witaj na naszym forum. Twoja sytuacja jest niezwykle wymagająca, a Twoje zaangażowanie w opiekę nad bliskimi zasługuje na ogromny szacunek. Choć nie jestem w stanie polecić konkretnych grup wsparcia w Poznaniu, zachęcam Cię do zapoznania się z naszymi działami na forum, takimi jak "Nerwica lękowa", "Depresja" czy "Problemy w związkach i rodzinie" i wiele innych (zobaczysz to na stronie głównej Forum). Niestety dział "Odpowiedzi i pytania do psychologa", gdzie napisałaś swój post - jest w tej chwili nieaktywny, ze względu na brak psychologa. Dlatego przeniosłem wątek do innego działu. W pozostałych miejscach to przede wszystkim użytkownicy dzielą się swoimi doświadczeniami i radami - może znajdzie się ktoś z Poznania, kto coś podpowie - jest też subforum Miasta (może tam?). Trudno mi coś doradzić (jestem z innego krańca Polski i nie mam takiej sytuacji), ale może trzeba rozważyć skonsultowanie się z lokalnymi organizacjami pozarządowymi lub placówkami medycznymi w Poznaniu, które mogą oferować wsparcie dla osób w podobnych sytuacjach. Pamiętaj, że nie jesteś sama – wiele osób mierzy się z podobnymi wyzwaniami i jest gotowych podzielić się swoim doświadczeniem oraz wsparciem.
  23. @Futility Dziękuję Ci za tak szczerą i spokojniejszą odpowiedź. Widać w niej ogromny ból, ale też świadomość tego, że to, co przeżywasz, przekracza granice wytrzymałości i zdrowego funkcjonowania. I choć piszesz, że nie prosisz o wsparcie dla zemsty – dobrze, że to doprecyzowałeś – nadal bardzo wyraźnie widać, jak silnie cały Twój światopogląd oparty jest na tej jednej emocji. Doceniam jednak, że nie chcesz nawoływać do przemocy i że sam wiesz, gdzie przebiega granica między „wyrzuceniem z siebie bólu” a niebezpiecznym fantazjowaniem. Wiesz, co mnie uderza w tym, co piszesz? Że Ty nie zaprzeczasz potrzebie pomocy, tylko wierzysz, że żadna już nie zadziała. Utożsamiasz się z własnym bólem tak bardzo, że zaczynasz traktować siebie jako ostateczny dowód na to, że nie każdemu można pomóc. I to jest bardzo niebezpieczne myślenie – również dlatego, że może zniechęcać innych do szukania wsparcia, gdy Ty sam mówisz: „ja jestem przypadkiem beznadziejnym, więc może i Ty jesteś”. Piszesz, że pobyty w szpitalu były dla Ciebie traumatyczne. I ja to naprawdę rozumiem. Doskonale wiem, jak wygląda szpital psychiatryczny (byłem kilka razy, przetrwałem), wiem, że to nie bajka. Że nie chodzi tam o ciepłe koce, kakao i uzdrawiające rozmowy, tylko często o przetrwanie i przejście przez coś bardzo trudnego, często nieprzygotowanego na indywidualny przypadek. Ale mimo wszystko – czasem w sytuacji granicznej to jedyne miejsce, które może uchronić przed tym, co nieodwracalne. Choćby tymczasowo. Są inne możliwości niż oddział całodobowy – ośrodki pracy z traumą, terapeuci z doświadczeniem w skrajnych przypadkach, programy leczenia dla ofiar przemocy psychicznej. Ale żeby do nich trafić, trzeba choć na chwilę zakwestionować przekonanie, że "już nic się nie da". Twoja historia może być przestrogą. Ale jeśli naprawdę chcesz, żeby była czymś więcej – nie kończ jej słowem "Amen". Nie kończ jej wcale.
  24. @Futility To, co napisałeś, jest bardzo niepokojące. Otwarcie mówisz, że nie chcesz żyć, że Twoją jedyną motywacją do zmiany byłaby cudza krzywda, że widzisz tylko dwa możliwe zakończenia: zniszczenie drugiej osoby albo zniszczenie siebie. Piszesz o tym, że cierpienie jest Twoim jedynym napędem, a wizja zemsty jedynym powodem, by w ogóle wstać z łóżka. Rozumiem, że Twoja krzywda była i jest dla Ciebie realna. Ale to, w jaki sposób mówisz teraz o "odrodzeniu przez czyjeś nieszczęście", przekracza granicę emocjonalnego odreagowywania. To już wchodzenie w obszar, który może oznaczać zagrożenie – dla Ciebie i dla innych. Jako administrator forum mam obowiązek reagować, kiedy ktoś pisze rzeczy, które mogą świadczyć o tym, że rozważa działanie w afekcie, w stanie skrajnego kryzysu psychicznego. Forum nie jest miejscem, gdzie można snuć fantazje o przemocy wobec innych ludzi, nawet symbolicznej. To nie jest już tylko opowieść o krzywdzie – to wezwanie do kary, która ma przynieść Ci sens istnienia. A to bardzo niebezpieczne – nie tylko dla Ciebie, ale także dla otoczenia. Jeśli naprawdę nie widzisz już żadnej drogi, to właśnie to jest moment, w którym trzeba zgłosić się po pilną pomoc psychiatryczną – nie nową terapię, nie rozmowę, tylko interwencję kryzysową, być może szpitalną. To nie jest słabość. To ratowanie życia. Jeśli nadal chcesz korzystać z forum, musisz przyjąć, że nie będziemy wspierać treści o charakterze obsesyjnym, przemocowym czy nawołującym do zemsty. Chcemy pomagać, ale nie możemy przyglądać się biernie pogłębianiu się destrukcji.
  25. @Futility Z każdej Twojej wiadomości bije jedno: nie chcesz się leczyć ani iść dalej, dopóki ona nie zapłaci. Ale prawda jest taka, że czekając na jej upadek, sam nie wstajesz z ziemi – i to jest najgorsza forma oddania jej władzy nad sobą. Zemsta, którą karmisz w głowie, nie sprawi, że przestaniesz cierpieć. Ona nawet nie zaspokoi tego głodu sprawiedliwości, który masz – tylko pogłębi pustkę. Bo nic, co jej się stanie, nie cofnie lat bólu. A dopóki Twoim celem nie jest życie, tylko jej klęska, to będziesz wegetował właśnie w tym miejscu, które tak nienawidzisz. Twoja krzywda była realna. Ale to, że jej nienawidzisz, nie oznacza, że musisz siebie niszczyć razem z nią. Nikt Ci nie każe zapominać. Ale jeśli nie zmienisz kierunku, to cała Twoja przyszłość zostanie poświęcona komuś, kto już dawno poszedł swoją drogą. To nie będzie sprawiedliwość. To będzie dobrowolne trwanie w roli ofiary, z którą tak bardzo chcesz się pożegnać. Z tego, co piszesz, wyłania się bardzo wyraźny obraz psychicznego utknięcia – nieprzepracowanej traumy, która z czasem przekształciła się w tożsamość zbudowaną na poczuciu krzywdy i potrzebie odwetu. Tu już nie chodzi tylko o cierpienie. To cierpienie stało się osią całego życia – czymś, co nadaje mu kierunek, treść, sens. Zemsta, o której tyle piszesz, nie jest już celem – ona jest fundamentem, na którym zbudowałeś całe swoje "tu i teraz". I dlatego tak trudno Ci cokolwiek odpuścić. Bo za tą nienawiścią nie ma dziś nic – żadnego "ja", żadnej przyszłości, żadnego planu, tylko pustka. Właśnie dlatego żadne racjonalne argumenty nie trafiają. Bo jeśli miałbyś przyznać, że to się już nie wydarzy – że nie będzie tej „kary”, tej upragnionej sprawiedliwości – musiałbyś zmierzyć się z pytaniem, co dalej. A na to pytanie chyba nie chcesz sobie jeszcze odpowiedzieć. Ale tak długo, jak pozwalasz, by to wszystko nadal kierowało Twoim życiem, tak długo będziesz żył według zasad tamtej relacji – mimo że ona się skończyła. I to, paradoksalnie, sprawia, że wciąż jesteś w tym związku. Choć on dawno się zakończył, Ty w nim tkwisz. Tyle że teraz jesteś już w nim sam.
×