
akwen
Użytkownik-
Postów
646 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez akwen
-
Gorzej gdy hipomania udaje remisję, zaś alkohol wydaje się idealnym lekiem i motywacją do naprawiania swego zniszczonego przez depresję życia, to już prosta droga do manii. W porządnej depresji, przynajmniej połączonej z borderline, mi alkohol nie pomagał nic a nic. Raczej zmuszałem się do jego picia w towarzystwie.
-
A skad znasz słowo upokarzacie? Jak na głupia i bez matury to za trudne słowo i jakze za trudne do zrozumienia Od kiedy matura, w szczególności ta nowa, w szczególności podstawowa jest wyznacznikiem czegokolwiek? Marian Kowalski nie ma matury, wcale nie przeszkadza mu to mówić ze swadą i kunsztem, którego niejeden maturzysta by mu pewnie pozazdrościł.
-
Ani nie spoko, ani spoko. Jeśli ten nałóg pożytkował jakoś konstruktywnie, to nie jest tak najgorzej, co zresztą pisałem powyżej.
-
Inny cytat (z http://paulcooijmans.com/asperger/straight_talk_about_asperger.html): Po kolei 1. Może zmień religię, jeśli w Twojej obecnej nie odnajdujesz pocieszenia. 2. Co do Twej sfery społecznej i zawodowej, nie Ty jeden masz takie przekonanie o sobie. Grunt to uwolnić swój potencjał, niezależnie jak wielki albo nieznaczny jest on w istocie. 3. Miałem w życiu manię psychotyczną, objawy są zbliżone do schizofrenii. Z ciekawością to wspominam, choć oczywiście bez rozrzewnienia. Moje zdanie na temat psychiatrów jest raczej niepochlebne, psychiatrzy nic Ci raczej nie pomogą, ale jeśli uważasz inaczej - możesz spróbować i przekonać się na własnej skórze jak to jest. Nie przejmuj się tak zdaniem rodziny, w ogóle nie przejmuj się opiniami, one są bardzo ulotne i diabelnie szybko diametralnie się zmieniają. Ważne żeby Ci z sobą było dobrze. Jeśli naprawdę czujesz, że masz schizofrenię szukaj lepiej dobrego specjalisty, nie pierwszego lepszego, zamiast szukać terapii w szpitalu psychiatrycznym, tam doprawdy niewiele Ci nie pomogą, takie moje zdanie.
-
Wszelka czynność wykonywana kilka godzin dziennie, jest nałogiem.Dalej: Wg tej "definicji" nałogiem są np. długopis i krzesło. Jeśli nałóg da się rzucić bez konsekwencji dla zdrowia, to czym w takim razie jest zespół abstynencyjny/odstawienny? Można korzystać z komputera, a nie być uzależnionym... podobnie z resztą tej listy. Paradoksalnie uzależnić można się niemal od każdej czynności... włącznie z tak zdawało by się bezpiecznymi czynnościami, jak uprawianie sportów, dbanie o zdrowy styl życia, przygotowywanie "zdrowych posiłków" itd. Po kolei: 1. Nie napisałem nigdzie, że za definicję nałogu uważam każdą czynność wykonywaną kilka godzin dziennie. Podałem taką definicję, zacytuję sam siebie: Nałóg to coś, co nie jest konieczne do przetrwania, to coś nad czym można mieć kontrolę. Kilka godzin dziennie przy komputerze to nałóg. Nie kilka godzin dziennie spędzonych nad jakąkolwiek czynnością, nic takiego nie stwierdziłem. 2. Jeśli człowiek rzuca jakiś mocno zakorzeniony nałóg, to najpierw musi pocierpieć. To samo jest w wypadku papierosów. Niemniej na dalszą metę i tak zyskuje się zdrowotnie rzucając alkohol czy papierosy, niż trwając przy swych przyzwyczajeniach. 3. Sport, zdrowy styl życia i zdrowe posiłki to raczej dobre i zdrowe nawyki, jeśli ktoś uznaje to za swe nałogi, to pozostaje mu powinszować, że nie ma gorszych. 4. Jasnym chyba jest, że myśląc o nałogu nie mamy nie miałem na myśli pióra wiecznego, ani krzesła, tylko przyzwyczajenia i zachowania. Pisze w sposób skondensowany, więc uznałem za zbyteczne dodawanie, iż mowa jest o zachowaniach i nawykach. Równie dobrze mógłbyś mi zarzucać, iż definiując ptaki jako: ''delikatne stworzenia, o bujnym upierzeniu i urokliwym wyglądzie'' - zaliczam do grona ptaków np: kobiety.
-
Już nie mam, wyleczyłem, nie u lekarza, w inny sposób. To z fobią społeczną człowiek się nie rodzi? To można ją od tak nabyć jak pęto kiełbasy w sklepie? Prawdę mówiąc, nie wiedziałem. Człowiek uczy się całe życie.
-
Przywykły, do wszystkiego w życiu można przywyknąć. Gdybyś przez całe życie jadł te pół batata na dzień, to uważałbyś to za rzecz naturalną. Skończmy temat dzieci w Afryce, to tak oklepany frazes, serwowany na równi z obozami koncentracyjnymi jako ''pocieszacz'' i ''pozytywny wzorzec'' dla ludzi w psychicznym dole, że doprawdy nie ma sensu do tego wracać. Co do wyzwań - te serwowane stopniowo, z coraz większym poziomem trudności, hartują i sprzyjają emocjonalnemu dojrzewaniu. Jeśli ktoś z poziomu parteru musi zaś stawić nagle czoła ogromnym trudnościom, może się złamać i długo takim pozostać
-
Mam z Tobą nieco wspólnego, przez zdecydowaną większość swojego życia miałem fobię społeczną, a i rozmaite inne choroby psychicznie mnie nękały, a może wciąż nękają. Rozgość się na forum i nie zwracaj uwagi na trolli.
-
Kto się nie spodziewał, ten się nie spodziewał. Francuzi i Anglicy zaklinali rzeczywistość licząc na to, że dostatecznie nasycą Niemcy nabytkami w postaci Sudetów czy Austrii. W Polsce ludzie byli raczej świadomi, że idzie wojna, począwszy od zwykłych ludzi na elicie rządzącej kończąc. Inna sprawa, że elita rządząca żyła w przekonaniu, że Polska ma szanse wyjść z tej wojny obronną ręką. Sami Niemcy faktycznie nie przeczuwali nadchodzącej wojny i z początku nie mieli do niej entuzjastycznego stosunku. Podobnie Włosi, ale ich cechował brak entuzjazmu przez cały konflikt. Rosjanie byli świadomi i wszyscy na nią wyczekiwali, zindoktrynowana ludność miejska naprawdę liczyła na poniesienie zdobyczy swego systemu do uciśnionych narodów zachodu, zaś ludność wiejska liczyła na poprawę swego losu wskutek klęski wojennej swej ojczyzny. Dla Amerykanów był to odległy problem. Japończycy i Chińczycy bili się w najlepsze na lata przed '39, więc tam świadomość wojny była oczywistością. Czesi i Słowacy liczyli na poparcie ZSRR w razie wojny, przeliczyli się. Historia może się powtórzyć, bo w konflikt w Syrii są coraz bardziej zaplątane czołowe światowe mocarstwa, wiadomo jak to się może skończyć. Ostatnio jest dużo punktów zapalnych, podobnie jak przed 1914r.: Irak, Syria, Jemen, Kaszmir, imigranci islamscy w Europie, Libia, Egipt, Rosja dusi się od sankcji, prości ludzie wiążą koniec z końcem, ale na wojsku tam się nie oszczędza, Ukraina, Chiny mają swoje ambicje i mogą chcieć je przy okazji większej awantury zrealizować, choćby mając nierozwiązany od lat spór z Tajwanem, Korea Północna i Korea Południowa, można jeszcze trochę takich przykładów wymieniać, w końcu ta beczka prochu może wybuchnąć.
-
Sami karmicie Niemampomysłu, ona właśnie na to liczy, że będzie wzbudzać uwagę, nic z tego, że niemal wyłącznie negatywną. Po prostu ignorujcie dziewczynę, o ile to w ogóle jest dziewczyna, a się jej/mu znudzi.
-
Można mieć trudne warunki, marne wzorce i niedostatek i wcale nie stać się wskutek tego zaradniejszym czy bardziej przebojowym. Życie oferuje różne pokusy i rozmaite wyzwanie, niektóre pokusy uczą umiaru, niektóre wyzwania zwyczajnie niszczą. Wszystko zależy od indywidualnych uwarunkowań.
-
Skoro twierdzisz, że szerzę dezinformację to wypisz te przykłady. Jasnym jest, że kondensując wypowiedzienie naraża się na przeoczenie pewnych przypadków.
-
Nałóg to coś, co nie jest konieczne do przetrwania, to coś nad czym można mieć kontrolę. Podane przez Ciebie analogie nie spełniają tych wymogów. Nałóg ubarwia nieco egzystencję, ale da się go rzucić, inaczej spożytkować lub ograniczyć bez konsekwencji dla zdrowia i swego statusu materialnego. Komputer, sex bez zobowiązań, papierosy, alkohol - to przykłady nałogów Praca zawodowa czy sen dla niemowlaka - zdecydowanie nałogami nie są. Nie można ot tak rzucić pracy, tzn. niby można, ale bez jakiejś innej oferty pracy i/lub rezerw gotówki na podorędziu jest to nieroztropne i może doprowadzić do bankructwa, co zdecydowanie niekorzystnie wpłynie na dalszą egzystencję. Niemowlak też nie może ot tak rzucić ''nałogu'' spania przez znaczną część doby, gdyż jest to dla niezbędne, poza tym nie jest na tyle świadomy by kontrolować własne zachowania, Natomiast sport i ogólnie pojęta aktywność fizyczna - to pozytywny nałóg i jeśli nie koliduje z naszą pozostała działalnością - rzucanie go i ograniczanie ani nie ma sensu, ani nie jest pożyteczne.
-
Zabiłeś złą stronę osobowości i nie masz żadnej innej, powiadasz? Witaj w klubie. Jak uprzednio mówiłem, miałem analogicznie. Wybujałe ego to potrzeba dominowania, osiągania sukcesów, nawet pozornych, kosztem reszty. Zaznaczania swej odrębności w każdy możliwy sposób, to zraża, więc utrata Twej poprzedniej osobowości może na dalszą metę wyjść na zdrowie. Życie to zmaganie się z problemami, niekoniecznie trzeba z resztą rywalizować i być lepszym, lepiej z nią współpracować. Też onegdaj na rywalizacji opierały się moje działania, zazwyczaj rywalizacji o kompletne głupstwa. Cóż, jeśli straciłeś swoje poprzednie upodobania muzyczne, filmowe, kulturalne, zawsze można zbudować siebie od nowa. Wiem jak to brzmi, ale takie są fakty. Czasem trzeba stracić wszystko, żeby móc zyskać w inny sposób i na innym polu.
-
Niemowlęta muszą spać, by się rozwijać. Nie mają wyboru, nie mogą wybrać innego trybu życia, lecz muszą to przerobić. Potem ze spania na okrągło się wyrasta. Ludzie pracujący w profesji, której nie lubią, też muszą to robić, to konieczność, bez tego nie przetrwają. ''Praca fizyczna'', w postaci biegania, pływania, grania w kosza jest jak najbardziej rozwojowa i służy człowiekowi. Podałeś nietrafione analogie.
-
Gadał dziad do obrazu, a obraz ani razu. Nie lubię ludzi ignorować, ale w tym wypadku jest to poniekąd pożyteczne i pozostałym użytkownikom radzę to samo, wystarczy kliknąć na - ignoruj - i Niemampomysłu umrze na tym forum śmiercią naturalną, może przy okazji znajdzie także upragnioną przez siebie osobę, o równie fatalistycznym podejściu do swego losu.
-
Zrobiłaś dokładnie wedle tego co przewidywałem, powtórzyłaś toczka w toczkę to co wcześniej. Jeśli jedynym czego szukasz na tym forum, to osoba o równie niskiej samoocenie, to po co założyłaś ten wątek i zadałaś to pytanie? I tak na wszelkie próby pomocy Ci, podpowiedzi reagowałaś swoją mantrą, że jesteś taka i owaka, więc po co? Po co się pytać i szukać u innych odpowiedzi, skoro Twoją jedyną reakcją jest mantra? Nie dość jest jej tutaj w Twym temacie zapoznawczym? Czy tamten wątek nie przyciąga dość uwagi, że trzeba zakładać kolejne, mówić to samo w kolejnych i czytać kolejne posty coraz bardziej poirytowanych użytkowników, którzy w odpowiedzi na chęć niesienia - symbolicznej - ale jednak pomocy, otrzymują mantrę, że jesteś taka, a nie inna, nie zmienisz się i wszystkie te rady są na nic?
-
I znowu się powtarzasz. Nie chcę Ciebie upokorzyć, ani wyśmiać, jedynie Ci współczuję, jak każdej innej żywej istocie. Przynajmniej się staram, może nie zawsze mi się to udaje. Skoro czekasz na wiadomości prywatne od osoby równie beznadziejnej to po co zakładasz kolejne tematy? Nie wystarczy jeden? Jest bardzo popularny, więc jeśli znajdzie się ktoś taki, to trafi na podaną przez Ciebie informację tam. W tym temacie oprócz zwyczajowego dla Ciebie wyrażania swej niskiej samooceny zadałaś tez konkretne pytanie: -Jak uczyć się pomimo depresji? Gdy użytkownicy próbowali okazać swą dobrą wolę i Ci jakoś, niegłupio w sumie, radzić. Ty znowu zaczęłaś powtarzać mantrę: jestem głupia i nikt mnie nie zrozumie... więc po co w ogóle zakładałaś ten temat? Skoro nie chcesz rad i wskazówek, tylko wolisz wciąż powtarzać starą śpiewkę? Gdzie tu sens. Po co zakładałaś ten temat? Żeby znowu się powtarzać i poczytać wypowiedzi coraz bardziej zniechęconych i zdenerwowanych użytkowników? Od siebie powiem tyle: w depresji da się uczyć, chociaż wymaga to znacznie więcej czasu i jest dużo bardziej męczące. Poza tym - naprawdę dobrze jest iść do specjalisty i to chociaż podleczyć. Wreszcie - matura to niewielka sprawa - równie dobrze możesz zrobić sobie jakiś byle jaki zawód, nie wiem - fryzjerki, bo skoro masz takie trudności z komunikacją i samooceną na forum dla ludzi depresyjnych, to te trudności na uczelni się zwielokrotnią. Studiowanie wymaga samodzielności, zazwyczaj nikt na pierwszych semestrach nie cacka się zbytnio ze studentami, no i podstawą jest praca zespołowa. Co ci da matura, skoro potem polegniesz przy pierwszej większej trudności? Studia nie są dla każdego, równie dobrze można zarabiać w inny sposób, nie każdy musi być inżynierem czy lekarzem, zwłaszcza, że w tym wieku czas Ciebie goni, a studia to kilka dodatkowych lat, które można poświęcić na pracę zarobkową. Oczywiście odpowiesz zwyczajowo, że uważasz siebie za niemądrą, nieładną i nieżyciową i ludzie z niewiadomych przyczyn nie chce Ciebie zrozumieć, zamiast tego wszyscy rozpętują nagonkę. A może przyczyna owej nagonki leży gdzieś indziej?
-
Jest dokładnie na odwrót. Założyłaś autorski topic, w którym poszukiwałaś osoby o równie niskim mniemaniu o sobie jak Ty. Faktycznie gdyby użytkownicy postanowili go gremialnie zignorować, to wątek by szybko umarł albo jakimś trafem trafiłaby się podobna osoba, więc można powiedzieć, że długi żywot owego wątku jest poniekąd winą pozostałych użytkowników. Natomiast wraz z wymieraniem owego topicu zaczęłaś wchodzić na pozostałe wątki, niezwiązane z Twoją osobą i Twoją niską samooceną i powtarzać tam dokładnie to samo co wcześniej, że uważasz siebie za osobę o małej wartości. Siłą rzeczy przyciąga to uwagę użytkowników, którzy chcą normalnie porozmawiać zamiast słuchać Twych wypowiedzi na temat własnej samooceny. Zmień temat, skoro Twój autorski topic umarł, to zacznij rozmawiać o czymś innym, o kwiatkach, o pogodzie, o polityce, o czymkolwiek. Po prostu przestań powtarzać na każdym kroku jak mantrę swoje wypowiedzi o Tym jak jesteś rzekomo beznadziejna i inni też zaczną z Tobą normalnie rozmawiać.. Sama zmuszasz innych, żeby Ciebie atakowali werbalnie, być może sprawia Ci to swoistą przyjemność.
-
Słońce stałość czy niestałość?
-
Po kolei; 1. Znaleźć sobie odpowiednie towarzystwo do bycia lubianym, niedobre to tylko dodatkowe kłopoty. 2. Nie wybijać się na siłę, na studiach być średnim z nauki, kombinować, a swój dodatkowy potencjał wykorzystywać w życiu towarzyskim. 3. Nie gwiazdorzyć, nie uprawiać pozerki. Nie próbować na siłę komuś zaimponować, to może działa na niedojrzałe dziewczyny, ale mocno zraża facetów. 4. Jeśli ma się solidne schorzenia psychicznie lepiej o tym nie mówić nikomu, to bardzo rzadko wiąże się z aprobatą. 5. Nie mówić o swoich problemach, ułomnościach pierwszemu lepszemu znajomemu, to zawsze będzie oznaczać dezawuowanie waszej osoby w towarzystwie, bo człowiek z łapanki powie jednemu, a potem tamten - jeszcze jednemu. Swoje słabości lepiej zachować dla siebie, dla rodziny (o ile nie jest dysfunkcyjna) i dla najbliższych z bliskich przyjaciół. 6. Być pozytywnym, wygadanym, uczynnym. Jeśli ma się czarne myśli, należy je zamaskować i niestety chodzić z maską, a swe prawdziwe niewesołe oblicze zachować tylko dla najbliższych, czyli to co w punkcie 5. 7. Nie podlizywać się nikomu, jeśli ktoś naprawdę cechuje się prawdomównością, urodą, odwagą - powiedzieć mu to mimochodem, gdy przydarzy się odpowiednia okazja. Pochwały wobec kobiet są nieskuteczne, bo one instynktownie domyślają się, po co je ktoś chwali, a dla faceta to trochę takie niezręczne, że traktuje się go jak dziecko, które trzeba chwalić za najmniejsze postępy. 8. Nie kłamać, mówić prawdę, ale nie całą prawdę i nie w pełni czytelną dla każdego. Kłamanie ''opłaca się'' tylko na krótką metę, jeśli mimo tego kłamiąc latami ''zyskujemy'' w danym towarzystwie, to znaczy, że to marne towarzystwo. Jednocześnie lepiej nie mówić jednoznacznie, co nam się w kimś nie podoba, bo to zraża ludzi. Lepiej powiedzieć krótko, w skondensowany i zawoalowany sposób, że coś nie gra i koniecznie w cztery oczy. Jeśli ktoś mimo tego się nie domyśli, dopiero wówczas można sobie pozwolić na większą szczerość. 9. Być sobą, o ile nie ma się jakiegoś schorzenia na głowę, wówczas trzeba to ukryć. Być sobą, ale nie odkrywać przed ludźmi całej prawdy, całą prawdę o sobie lepiej zachować dla siebie i ew. Pana Boga. 10. Nie być toksycznym, złośliwym, wiarołomnym, bo wówczas ludzie będą się odsuwać albo odpłacać się pięknym za nadobne. Lepsza jest szczera życzliwość, a jeśli kogoś naprawdę nie możemy znieść, lepiej go zwyczajnie unikać
-
Wszelka przesada jest niepotrzebna. Parę godzin dziennie to nałóg, nie jest to nałóg bardzo szkodliwy jeśli pozwala Ci się jakoś rozwijać. Czyli jeśli przez okrągłe pięć godzin grasz w jakieś niemądre gry, to faktycznie strata czasu. Jeśli zaś w tym czasie uczysz się programowania, słuchasz dobrej muzyki (najlepiej zagranicznej, to doskonały sposób na naukę języka), ew. rozmawiasz z niegłupimi znajomymi i grasz w jakieś niegłupie gry, które uczą myśleć, to nie jest to tak okropne. Jeśli uważasz, że pięć godzin dziennie to za dużo, zrób sobie żelazne postanowienie, że dzień w dzień będziesz ograniczał użytkowanie komputera o 5-10 minut dziennie, aż zejdziesz do zadowalającego poziomu 3-4 godzin czy też jeszcze mniej.
-
Zbytek prowadzi do przesytu i idącego w ślad za nim zmęczenia. Obsesyjne przywiązanie do jakichkolwiek dóbr stworzonych pozbawia radości w życiu, gdyż bogata paleta przyjemności zostaje zastąpiona brakiem umiarkowania. - Dariusz Piotrkowski Życie w beztrosce i przesadnym dostatku zabija w stworzeniu iskrę. Przeprowadzono eksperyment z wykorzystaniem myszy. Zapewniono im cieplarniane warunki, jedzenie, picie i materiał do tworzenia nor, pod dostatkiem, można jeść i pić aż się uszy trzęsą i w ogóle nie trzeba się o to starać. Nagle w społeczeństwie myszy zaczęła mnożyć się ''sub-kultura'' pięknisiów, który czas spędzali na wylizywaniu sobie futerka i w ogóle nie byli zainteresowani płcią przeciwną. W końcu myszy wymarły, zwyczajnie straciły chęć i możność rozmnażania się. Widać pewne analogie w życiu codziennym.
-
Zatem mam dobrą radę, dorośnij.