
akwen
Użytkownik-
Postów
646 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez akwen
-
k... mam podobnie Plotkowanie to nic dobrego i odraza wobec niej jest naturalną reakcją. Gadanie o pierdołach to już całkiem inna sprawa. Nieraz z takich pierdół można się sporo dowiedzieć o człowieku i świecie. Świat składa się z detali, warto znać ich jak najwięcej. To znacznie potem ułatwia życie.
-
Tak jakoś osobliwie bywa, że człowiek czerpie największą radość z kontaktów z innym człowiekiem. Kto nie otrzymał czegoś jako dziecko, potem nie potrafi tego dawać innym będąc dorosłym. Stąd też biorą się potem rozmaite działania o nikczemnym i manipulatorskim podłożu u DDD/DDA czy borderów, materializm etc. Trudno kierować się w życiu miłością, jeśli nigdy się jej nie dostało. Sama z siebie nie wykwitnie w sercu. W przypadku osób dalece zaburzonych, na zrozumienie można liczyć właściwie jedynie u innych zaburzonych. Taki już nasz los. Ja jestem wylewny tylko na tym forum, czasami mam wrażenie, że zbyt wylewny.
-
1. Są ludzie, którzy nie chodzą z kościoła, z rozmaitych powodów, mimo tego potrafią być lepsi od niejednego praktykującego katolika. Niepojętym sposobem bez sakramentów potrafią sobie dać radę ze swoimi skłonnościami i nie czynią zła na potęgę. 2. Osobliwa interpretacja grzechu pierworodnego. Wyniosły Bóg stworzył dla kaprysu świat, bo w sumie po co był mu potrzebny i na dokładkę dał ludziom w prezencie grzech pierworodny, bo po co kusił dzieci wizją zakazanego owocu? Jakby życie samo w sobie nie było dość nieprzyjemne' Teraz potomstwo spłaca zadłużenie. I to wszystko w imię udowodnienia swego niepojętego miłosierdzia, pytanie brzmi; przed kim i po co? Nie dziwię się, że wielu taka wizja po prostu odstręcza. Na dodatek wybiera kto jest godny wiecznego potępienia i wiecznego zbawienia. Jedni rodzą się, by zostać zwyrodnialcami, inni rodzą się pod wpływem łaski. W dodatku stoi za tym jakieś tajemne, niepojęte dla maluczkich poczucie sprawiedliwości. Dla mnie to jest po prostu niekonsekwentne.
-
Mieszam rozmaite motywy, ale zasada jest taka sama. Zło i dobro oddzielnie nie funkcjonują. Obiektywnie ani dobro ani zło nie istnieje, oba te elementy tworzą całość. Źródło zła, podobnie jak i dobra bierze się z procesów twórczych, w trakcie przejawiania się wiecznej świadomości w znanym nam świecie. Bóg nie uprawia koncertu życzeń i tym bardziej nie przejmuje się Waszymi dziecinnymi docinkami, jest na to zbyt dorosły.
-
Po pierwsze, niech będzie że jestem pelikanem, całe życie nim byłem, co mi szkodzi. Jeśli mogę trochę pogadać z kimś, kto miał w podobnym stopniu niewygodne życie, to wolę mu wierzyć, niż nie wierzyć. Po pierwsze, przepraszam za powyższy post. Dużo zbierałem po wiadomej części anatomicznej w życiu za naiwność, więc teraz jestem sceptyczny. Nic się nie przejmuj, moje jazdy były jeszcze lepsze od Twoich, na tyle lepsze, że wolę się nimi tutaj nie chwalić. Nie jesteś sam. Też niewiele pracowałem w życiu, zawsze coś stawało na przeszkodzie, zazwyczaj choroba psychiczna, więc witaj w klubie. Też zawsze chciałem uciec, myślałem, że gdzieś dalej problemy pozostaną w oddali, ale życie nie jest takie proste. One podążą za Tobą, gdziekolwiek się udasz. Jeśli chcesz mieć od nich spokój, musisz stawić im czoła, nawet jeśli warunki są wybitnie temu niesprzyjające. Olej tych kolegów, pies ich trącał. Tacy ludzie są niewiele warci i tylko szkodzą, pod każdym względem. Człowiek, w szczególności wrażliwy, przenika od nich mimowolnie chamstwem. Akceptacja ze strony buraków pastewnych naprawdę jest nic nie warta. Nie znajduj wspólnego języka z hołotą, to może tylko zaszkodzić, wiem co mówię. Przestań chłopie pierdzielić, doskonale Ciebie rozumiem. Życie nauczyło mnie odrobiny sceptycyzmu, ale ostatecznie wolę wyjść na naiwniaka niż na człowieka bez serca. Jestem z Tobą.
-
http://www.tekstowo.pl/piosenka,lube,_1057_1082_1074_1086_1088_1094_1099_.html
-
Swoją droga, jakim ja czasem bywam pelikanem. Pewnie zaburzenia od przerostu współczucia. Nikt nie jest w końcu doskonały, a łatwowierność zawsze była moją słabą stroną.
-
Nie generalizujmy, w Polsce jest jak jest, w szczególności w zakładach psychiatrycznych. Niemniej rzekomo gdzieś na świecie psychiatria i psychologia poczyniła duże postępy, rzekomo w ostatnich latach leczenie CHAD i pochodnych dokonało dużego progresu.
-
Każda utopia kiedyś się wypala. Przychodzi taki moment, gdy utopia musi liczyć się z realiami, dłużej nie da się grać operetki, że wszystko gra i działa, skoro rzeczywistość na każdym kroku ukazuje, ze jest wprost odwrotnie. Utopie są zazwyczaj dziełem jednego człowieka, jednej grupki ludzi, choćby stalinowska Rosja. System stworzony przez Lenina, następnie ''udoskonalony'' przez Stalina. Rosjanie tęsknią za prestiżem politycznym i potęga jaka rzekomo cechowała ich kraj w tamtym czasie, ale wątpliwe czy naprawdę zamieniliby się miejscami ze swoimi dziadkami żyjącymi w ówczesnych czasach. Kiedy charyzmatyczny twórca utopii odchodzi do grobu, a nie znajdzie się nikt dostatecznie błyskotliwy, a zarazem ograniczony, by kontynuować jego dzieło, utopia umiera śmiercią naturalną. Generał Deng w kilka lat po śmierci Mao przywrócił w Chinach rządy zgodne z ich konfucjańską tradycją, chociaż zachował poprzedni szyld. Podobnie jest, jak mniemam, w Iranie. Chomeini wyprawiał rozmaite brewerie, po jego śmierci oficjalny szyld coraz bardziej pokrywał się rdzą. Jeśli Iran będzie kontynuował obecny kurs jak najbardziej może stać się regionalnym liderem, ma do tego wystarczający potencjał demograficzny i gospodarczy. Poniekąd będą kontynuować w ten sposób swoją dziejową misję, bo Persja była imperium i bardzo znaczącym graczem w regionie od czasów antyku. Saudowie mogą się bawić w fanatyzm, wahabityzm i rozmaite inne osobliwości. Nic nie wskazuje na to, aby starali się jakoś zaktywizować swoją znużoną, próżniaczą i bajecznie bogatą elitę. Wpływy z ropy maleją, a ich armia mając jeden z czołowych budżetów wojskowych na globie ma ogromne trudności z partyzantką Huti uzbrojoną w poradziecki sprzęt. Natomiast Irańczycy dowodzą w Syrii, że potrafią wojować i ich dowódcy są kompetentni. Ignorancja i pycha poprzedza upadek, wszystko wskazuje na to, że Saudowie trwoniąc pieniądze na luksusy i wspieranie terroryzmu na świecie dalej będą przejadać swoją dziejową szansę. Nie wynieśli lekcji, jaką wyniósł w regionie choćby Katar. Za kilkanaście, kilkadziesiąt lat Saudyjczykom przyjdzie porzucić obecny zbytek i to może nauczy ich nieco rozumu, gdyż jedynymi ludźmi mającymi jakieś konkretne umiejętności w ich państwie będą obecnie pogardzani i spychani na margines imigranci ekonomiczni z Jemenu i innych pobliskich państw.
-
Jako chory witam kolegę chorego w towarzystwie. Opiniami kolegów nie ma się zbytnio co przejmować, a pseudokolegów tym bardziej. One są zmienne jak jasna cholera i jeśli nie są obiektywne, to doprawdy są lepsze przyczyny zamartwiania się. Jeśli owi pseudokoledzy mają takie, a nie inne skłonności, to tym bardziej należy olać zarówno ich, jak i wydawane przez nich opinie. Miałem swego czasu podobne jazdy co Ty, mania psychotyczna z borderline jest zbliżona do schizofrenii. Ów głos to zapewne twoja wewnętrzna retrospekcja. Też miałem kupę lat fobię społeczną, praktycznie przez zdecydowaną większość swego życia. Z tymi bojówkami i łysą głową, to mam nadzieję, że nie żartujesz. Rozumiem Twoją reakcję, ale warto olać zabieganie o akceptację ze strony otoczenia. Wiem, że to łatwo tylko tak powiedzieć, ale da się. Dużo rzeczy się da. Człowiek ma to do siebie, że tępi inność. Mniejsza z tym jakie ma podłoże, ktoś jest ubogi, nie spełnia aktualnych kanonów urody, ma tatę ormowca - powód zawsze jakiś się znajdzie. Jeśli ktoś czuje się gorszy, to uzupełnia swoje poczucie bycia gorszym, poprzez zaszkodzenie komuś komu zazdrości danej cechy, szczupłej sylwetki, inteligencji, czegokolwiek. Jeśli ktoś czuje się lepszy, też może podwyższyć sobie ego poprzez okazanie pogardy dla słabego, bojaźliwego i niepewnego siebie, taki nie odda, a satysfakcja jest ''gwarantowana''. Takie jest życie.
-
Idąc dalej, Panie Ambaras. Buddyzm ma może pewne cechy wspólne ze stoicyzmem, z całą pewnością nic go nie łączy z cynizmem. Buddyzm jest zarówno pewną filozofią, jak i religią, jak i nauką. Po trosze dlatego, że każdy w zależności od własnych uwarunkowań i własnej duchowości, może go pojmować trochę inaczej. Grunt, żeby miał zarazem czyste serce i umysł, jeśli bawi się w buddyzm, tak jak robią to rozmaici celebryci na zachodzie, bynajmniej nie polepsza swego położenia. Podstawą buddyzmu jest zwalczanie złych aspektów własnego ego. Buddyzm ma co nieco wspólnego ze stoicyzmem, niemniej podstawową różnicą jest, że w starożytności mąż kształtował swoją cnotę na własny użytek. W buddyzmie kształtuje się swoiście pojmowaną ''cnotę'', by pomagać innym. Buddyzm nie wykazuje żadnych podobieństw ze szkołą cyników, wskaż mi choć jedną. Buddyzm nie mówi nic o ''luzowaniu się'' , zaś podobieństwa między stoicyzmem i buddyzmem pewne są, ale tylko pozorne. Buddyzm również miał w swych dziejach rozmaitych męczenników, bodhisattwów, ascetów (aczkolwiek przesadna asceza też nie jest wskazana, najlepsza jest droga środka, do czego doszedł sam Budda. On sam też na początku dążył do oświecenia przesadnie się umartwiając, potem dopiero doszedł do właściwych wniosków). Dążenie do wewnętrznego spokoju, oczyszczenia umysłu ze złych podszeptów nie ma nic wspólnego z ''luzackością''. W buddyzmie najważniejszy jest doczesny spokój? Nieprawda. Zapewne wielu ludzi wychowanych w tej tradycji robi dobrze, żeby mieć potem dobrze w swej aktualnej inkarnacji, ale podobnie jest przecież w katolicyzmie. W buddyzmie robi się dobrze z bezwarunkowego współczucia dla innych istot i dążenia do własnego oświecenia, zaś pokusy materialne, namiętności uchodzą za ''marność nad marnościami''. Co do braku objawienia w buddyzmie, jak pisałem powyżej, Syn Boży - czy też Nirmanakaja - objawiał się w różnych postaciach na tym świecie. Niejednego szczerego w swych intencjach proroka oglądała ludzkość w dziejach powszechnych. Czy Ewangelia jest prawdziwie nieziemską księga, zaś wszystkie inne księgi i przekazy mają mniejszą wartość? Pisałem trochę na ten temat powyżej. Powiem trochę żartobliwie: każda pliszka swój ogon chwali. Wyżej szacujesz estetykę ukazywaną przez chrześcijaństwo, niż przez buddyzm, bo urodziłeś się i wychowałeś w innej strefie kulturowej. Dlatego Twoje ''ja'', uznaje estetykę buddyjską za ''kiczowatą''. Koreańczyk miałby problem ze zjedzeniem schabowego z ziemniakami i surówką, Ty zapewne miałbyś pewne opory przez jedzeniem dań z kałamarnicy czy poruszającej się jeszcze na talerzu ośmiornicy. Co do osób zarzucających buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów (które w buddyzmie nie są spersonifikowane, demony to po prostu złe myśli, ich figurki i przedstawienia są jedynie graficzną emanacją), cóż, jeśli poszperałbyś trochę po internecie znalazłbyś rozmaite oskarżenia pod adresem katolicyzmu, mniej lub bardziej absurdalne. Ignorancja dotyka wszystkich, w mniejszym lub większym stopniu. Osoby szczególnie nią dotknięte, uważają, że wiedzą wszystko, a jest dokładnie na odwrót. Owoce ekskluzywizmu... cóż, konsumpcjonizm, indyferentyzm religijny i relatywizm też jest złem, ale każde zło ma swoją przyczynę. Sakramenty są pewnym środkiem, ale nie każdy lek stanowi panaceum. Jeśli ktoś potrafi być dobry i szlachetny bez uczestniczenia w sakramentach, po co ma się zmuszać do praktyki religijnej? Zgadzam się, że muzułmańskie cwaniactwo uważa europejskich facetów za swoistych ''frajerów''. Myślą knajacko i działają też knajacko. Urkowie potrafią wyczuć i zapolować na łatwą zwierzynę, bo taki łup jest najłatwiejszy do spożycia. Ktoś wyposzczony przez całe życie, wstępuje nagle do świata nieznanego mu uprzednio dobrobytu, kobiece ciało, o którym pewnie śnił całe swe niewesołe życie zdaje się być na wyciągnięcie ręki, miejscowi faceci są zniewieściali i strachliwi, nic tylko brać i używać. Europejskie kobiety prostytutkami... nie lubię wartościować. Wiele kobiet od zawsze miało słabe mechanizmy obronne, a współczesny świat pogoni za szybkim i łatwym używaniem sobie temu sprzyja. Można mieć łatwo i przyjemnie w zamian za oddawanie w posiadanie swego ciała. Łatwe przyjemności jednak zawsze niosą pewną cenę. Nie wartościuję ''łatwych'' kobiet, bo nie wolno wartościować nikogo, a przynajmniej winno się tego możliwie jak najbardziej unikać. Kobiety mające pewne niedobre tendencje przerabiają swój materiał po coś i niekoniecznie zasługują z tego powodu na rozmaite przydomki. Podobnie jak i - ledwo przejdzie mi to słowo klawiaturę - cwel w więzieniu, mimo okropnego stanu, w którym się znajduje, również przerabia swój materiał po coś i także zasługuje na współczucie i zrozumienie. Nie porównuje tu, rzecz jasna, kobiet z takową kategorią więźniów, piszę tylko, że lepiej w życiu nie wartościować, gdyż nigdy nie zna się całości czyjejś drogi, a każdy ma swoją i winien uważać na swojej.
-
Idąc dalej, Panie Ambaras. Buddyzm ma może pewne cechy wspólne ze stoicyzmem, z całą pewnością nic go nie łączy z cynizmem. Buddyzm jest zarówno pewną filozofią, jak i religią, jak i nauką. Po trosze dlatego, że każdy w zależności od własnych uwarunkowań i własnej duchowości, może go pojmować trochę inaczej. Grunt, żeby miał zarazem czyste serce i umysł, jeśli bawi się w buddyzm, tak jak robią to rozmaici celebryci na zachodzie, bynajmniej nie polepsza swego położenia. Podstawą buddyzmu jest zwalczanie złych aspektów własnego ego. Buddyzm ma co nieco wspólnego ze stoicyzmem, niemniej podstawową różnicą jest, że w starożytności mąż kształtował swoją cnotę na własny użytek. W buddyzmie kształtuje się swoiście pojmowaną ''cnotę'', by pomagać innym. Buddyzm nie wykazuje żadnych podobieństw ze szkołą cyników, wskaż mi choć jedną. Buddyzm nie mówi nic o ''luzowaniu się'' , zaś podobieństwa między stoicyzmem i buddyzmem pewne są, ale tylko pozorne. Buddyzm również miał w swych dziejach rozmaitych męczenników, bodhisattwów, ascetów (aczkolwiek przesadna asceza też nie jest wskazana, najlepsza jest droga środka, do czego doszedł sam Budda. On sam też na początku dążył do oświecenia przesadnie się umartwiając, potem dopiero doszedł do właściwych wniosków). Dążenie do wewnętrznego spokoju, oczyszczenia umysłu ze złych podszeptów nie ma nic wspólnego z ''luzackością''. W buddyzmie najważniejszy jest doczesny spokój? Nieprawda. Zapewne wielu ludzi wychowanych w tej tradycji robi dobrze, żeby mieć potem dobrze w swej aktualnej inkarnacji, ale podobnie jest przecież w katolicyzmie. W buddyzmie robi się dobrze z bezwarunkowego współczucia dla innych istot i dążenia do własnego oświecenia, zaś pokusy materialne, namiętności uchodzą za ''marność nad marnościami''. Co do braku objawienia w buddyzmie, jak pisałem powyżej, Syn Boży - czy też Nirmanakaja - objawiał się w różnych postaciach na tym świecie. Niejednego szczerego w swych intencjach proroka oglądała ludzkość w dziejach powszechnych. Czy Ewangelia jest prawdziwie nieziemską księga, zaś wszystkie inne księgi i przekazy mają mniejszą wartość? Pisałem trochę na ten temat powyżej. Powiem trochę żartobliwie: każda pliszka swój ogon chwali. Wyżej szacujesz estetykę ukazywaną przez chrześcijaństwo, niż przez buddyzm, bo urodziłeś się i wychowałeś w innej strefie kulturowej. Dlatego Twoje ''ja'', uznaje estetykę buddyjską za ''kiczowatą''. Koreańczyk miałby problem ze zjedzeniem schabowego z ziemniakami i surówką, Ty zapewne miałbyś pewne opory przez jedzeniem dań z kałamarnicy czy poruszającej się jeszcze na talerzu ośmiornicy. Co do osób zarzucających buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów (które w buddyzmie nie są spersonifikowane, demony to po prostu złe myśli, ich figurki i przedstawienia są jedynie graficzną emanacją), cóż, jeśli poszperałbyś trochę po internecie znalazłbyś rozmaite oskarżenia pod adresem katolicyzmu, mniej lub bardziej absurdalne. Ignorancja dotyka wszystkich, w mniejszym lub większym stopniu. Osoby szczególnie nią dotknięte, uważają, że wiedzą wszystko, a jest dokładnie na odwrót. Owoce ekskluzywizmu... cóż, konsumpcjonizm, indyferentyzm religijny i relatywizm też jest złem, ale każde zło ma swoją przyczynę. Sakramenty są pewnym środkiem, ale nie każdy lek stanowi panaceum. Jeśli ktoś potrafi być dobry i szlachetny bez uczestniczenia w sakramentach, po co ma się zmuszać do praktyki religijnej? Zgadzam się, że muzułmańskie cwaniactwo uważa europejskich facetów za swoistych ''frajerów''. Myślą knajacko i działają też knajacko. Urkowie potrafią wyczuć i zapolować na łatwą zwierzynę, bo taki łup jest najłatwiejszy do spożycia. Ktoś wyposzczony przez całe życie, wstępuje nagle do świata nieznanego mu uprzednio dobrobytu, kobiece ciało, o którym pewnie śnił całe swe niewesołe życie zdaje się być na wyciągnięcie ręki, miejscowi faceci są zniewieściali i strachliwi, nic tylko brać i używać. Europejskie kobiety prostytutkami... nie lubię wartościować. Wiele kobiet od zawsze miało słabe mechanizmy obronne, a współczesny świat pogoni za szybkim i łatwym używaniem sobie temu sprzyja. Można mieć łatwo i przyjemnie w zamian za oddawanie w posiadanie swego ciała. Łatwe przyjemności jednak zawsze niosą pewną cenę. Nie wartościuję ''łatwych'' kobiet, bo nie wolno wartościować nikogo, a przynajmniej winno się tego możliwie jak najbardziej unikać. Kobiety mające pewne niedobre tendencje przerabiają swój materiał po coś i niekoniecznie zasługują z tego powodu na rozmaite przydomki. Podobnie jak i - ledwo przejdzie mi to słowo klawiaturę - cwel w więzeniu, mimo okropnego stanu, w którym się znajduje, również przerabia swój materiał po coś i także zasługuje na współczucie i zrozumienie. Nie porównuje tu, rzecz jasna, kobiet z takową kategorią więzniów, piszę tylko, że lepiej w życiu nie wartościować, gdyż nigdy nie zna się całości czyjejś drogi, a każdy ma swoją i winien uważać na swojej.
-
Akwen Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie. Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy. Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów? Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów? Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie? Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia. Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy. Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj" Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu. Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój. Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów. http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca. Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego? Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem). Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami Idąc dalej, Panie Ambaras. Podobnie życie Buddy i jego męka, bo powiększanie swej świadomości jest bolesnym procesem, stanowi centralny punkt buddyzmu. Budda urodził się jako człowiek, zaś umierał jako istota dostępująca oświecenia. Czy nie widać tu podobieństw? Eschatologia jest zbliżona, tylko podana w nieco inny sposób. Znany nam świat, podobnie jak pewnego dnia dostąpił wielkiego wybuchu, tak i może zakończyć się z przyczyn nagłych i nam nie znanych, co nie znaczy, że wszelkie życie i wszelka świadomość zakończy się wraz z nim. Eschatologia chrześcijaństwa skupia się na znanym nam świecie i znanej nam planecie, a ona nie jest samotną wyspą na oceanie bezkresu. Podobnie mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej, nie mając dostępu do zdobyczy nawigacji i wielopokładowych statków masztowych, gdy waliło się ich społeczeństwo zapewne myśleli, że to koniec wszystkiego. Tak, Budda był władny dokonywać ''cudów'', które w istocie nie miały w sobie nic cudownego, jako jednostka o większej świadomości, w większej ilości wykorzystująca swój potencjał potrafił rzeczy, które dla przeciętnego człowieka były nieosiągalne. Będę szczery, nie wiem co masz na myśli mówiąc o: braniu z krzyża Miłujcie nieprzyjaciół waszych - jak pisałem powyżej, każdy wyznawca buddyzmu jest zobowiązany okazywać innemu człowiekowi współczucie. Kimkolwiek by on nie był, choćby najgorszym wrogiem. Dlatego, że w każdym tkwi natura Buddy, nieraz bardzo głęboko ukryta i każdy stanowi cząstkę tego wszechświata, który jest przejawem wpływu świadomości na znany człowiekowi i widzialny świat. Podobnie jak w chrześcijaństwie każdy ma duszę i w każdym tkwi Chrystus, tak w buddyzmie każdy ma wieczny umysł i w każdym tkwi natura Buddy. Jeśli jednostka wykazując złe tendencje próbuje nam zaszkodzić, należy oszacować bilans zysków i strat, odpowiednio się przed nim obronić, dać mu zarazem pewną naukę, by pomóc mu wykorzenić ten osad, który go pokrywa. Człowiek samotny może brać może wówczas pod uwagę tylko własne dobro, ojciec rodziny musi już działać bardziej radykalnie, gdyż od jego losów zależy nie tylko dobro jego, ale również dobro jego rodziny Ponownie, nie wiem co masz na myśli mówiąc o uniżeniu. Może nakaz bycia pokornym? Żaden mistrz buddyzmu nie może być nie-pokorny. Pokora jest podstawą w zwalczania podszeptów złych aspektów swego ''ja''. O nadstawianiu drugiego policzka pisałem już nieco trochę wyżej. Dodam jeszcze, człowiek samotny, który może brać pod uwagę tylko i li wyłącznie własne dobro, w razie napaści optymalnie winien dać się zabić. Powiedziałem optymalnie, bo wiem, że to brzmi osobliwie. Istnieje pewna przypowieść na ten temat, swego czasu wojownik chiński chciał zatrwożyć mnicha buddyjskiego: - Wiesz, że w każdej mogę przekłuć Cię tym mieczem? Odpowiedz mnicha: - A wiesz, że w każdej chwili sam mogę się na niego nadziać? Podobnie istnieje inna przypowieść, morzem płynęła łódź pełna bodhisattwów (istoty w ludzkim ciele przejawiające naturę Buddy), pośród nich płynął jeden rzezimieszek, który miał intencje wymordowania wszystkich i zagarnięcia ich majątku. Kapitan, który także był bodhisattwą wyczuł ową intencję i własnoręcznie go zamordował, drastycznie pogarszając własną karmę i skazując siebie na eony cierpienia. Dlaczego to zrobił, pogarszając tym samym własny los? Chciał zapobiec przyszłemu cierpieniu owego złoczyńcy, którego ten doznałby wskutek swoich niecnych czynów. Wiem, że to brzmi osobliwie, ale nie każda religia jest dla każdego. Co do zakazu rozwodów, buddyzm nie przywiązuje takiej uwagi do sakramentów. Można współżyć z inną kobietą, jeśli nie czyni się jej wówczas i po ewentualnym rozstaniu zła, nie wykorzystuje, nie szkodzi fizycznie, ani psychicznie nie szkodzi się zarazem własnej karmie. Natomiast seks z cudzą żoną, córką pozostająca pod opieką rodziców, jednostką nie posiadająca jeszcze odpowiednich mechanizmów obronnych przed zauroczeniem jest surowo wzbroniony. Jednocześnie z tego co mi wiadomo, na dalekim wschodzie opanowanym przez buddyzm, choćby w Korei, rozwody są bardzo źle widzianym zjawiskiem. Związek małżeński łączy karmę dwóch ludzi, rozłączając ją daje się dowód własnej ignorancji i ułomności. Oczywiście ponieważ wzrasta tam dobrobyt, to postępuje także rozluźnienie obyczajów, obecnie to pewien ideał, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, ale przecież analogicznie jest także w Europie. Buddyzm ucieczką od cierpienia? Jest dokładnie na odwrót. Buddyzm jest stawianiem czoła cierpieniu. Narodziny są cierpieniem, życie jest cierpieniem i śmierć jest cierpieniem. Buddyzm głosi, że życie to stawianie czoła własnym problemom, które nie wiążą się przecież z przyjemnością. Budda po to zapoczątkował swoją duchową wędrówkę, by poznać źródło cierpienia i pomóc ludzkości w jego zwalczaniu. Osoba uciekająca przed cierpieniem będzie miała w kolejnych inkarnacjach rozmaite uwarunkowania, które pozwolą wreszcie jej stawić mu czoła. Jeśli dalej będzie wytrwała w uciekaniu, stopniowo jej świadomość ulegnie degradacji, inkarnując się w coraz nikczemniejsze postaci, osoba przerażona boi się wszystkiego, popada w inercję, a życie w inercji - degraduje do stanu zwierzęcego, dosłownie. A jak doskonale wiadomo, zwierzęta nie potrafią panować nad własnym strachem. Zapewne nie bez powodu.
-
Akwen Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie. Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy. Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów? Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów? Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie? Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia. Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy. Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj" Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu. Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój. Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów. http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca. Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego? Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem). Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami 1. Co do teistycznego charakteru buddyzmu, rozmaici buddyści różnie go postrzegają. Ja bym to uzasadnił w ten sposób, że Ci którzy zaprzeczają istnieniu Boga, zwyczajnie źle interpretują dawane im sygnały. Nikt nie jest doskonały, niezależnie czy jest buddystą czy rastafarianinem. Sam nie mogę się ostatecznie o tym ostatecznie przekonać, gdyż jak wspominałem dostęp do wyższych stopni wtajemniczenia jest dla mnie w tym rozdaniu zamknięty, choroba psychiczna niesie z sobą pewne ograniczenia, a nie chcę mieć jeszcze większych ''odchyłów od normy'' niż te, które obecnie posiadam. 2. Podobieństwa, no cóż Chrystus głosił miłość wobec każdej istoty ludzkiej Budda głosił współczucie wobec każdej istoty, jako kolejnej cząstki wszechświata ''Pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi'' - Te słowa doskonale można odnieść do sansary. Ludzie bogaci i dobrze traktowani przez życie w danej chwili mają tendencję do popadania w dekadencję, pychę, pogardę wobec reszty i egotyzm. Z kolei ludzie dotknięci przez los częstokroć zdobywają się na empatię, potrafią wyciągnąć pewne wnioski, których człowiek pyszny wyciągnąć nie potrafi. W rezultacie ci pyszni obniżają swoją świadomość, zaś ubodzy- powiększają. ''Łatwiej wielbłądowi wejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego'' ''Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju'' - Te słowa Chrystusa również można odnieść do sansary. Człowiek wykazujący uprzednio postawę łotrzykowską, u kresu okazał skruchę, tym samym polepszył swą karmę i zwiększył szansę na korzystniejsze wcielenie i przyśpieszenie procesu nirvany. Chrystus zawsze daje szansę- Każdy, absolutnie każdy, człowiek zły, chciwy, chamski w każdej chwili może nawrócić się na i podążać po właściwej ścieżce, nie ma na to kilkudziesięciu lat, lecz praktycznie całą wieczność. Zarazem w każdej chwili może z niej zejść, jeśli wskutek zbyt korzystnych uwarunkowań nabierze przekonania o własnej wielkości. ''Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie''- W każdym i we wszystkim tkwi natura Buddy, niby diament pokryty pyłem. Namiętności, emocje, pożądliwość to ów pył. Wystarczy go zdmuchnąć, by odsłonić w sobie to co właściwe i szlachetne. W Buddyzmie też istnieje trójca, zacytuję fragment pewnej książki: Ciało Buddy ma trojaką naturę. Ma ona aspekt Istoty, czyli Dharmakaji, aspekt Możliwości, czyli Sambhogakaji oraz aspekt Przejawiania, czyli Nirmanakaji. Dharmakaja jest substancją Dharm. Oznacza to, że jest treścią samej Prawdy. W tym aspekcie Budda nie ma kształtu ani barwy. Ponieważ nie ma kształtu ani barwy, nie przybywa i nie oddala się w przestrzeni. Podobnie jak błękitne niebo, obejmuje wszystko, a ponieważ jest wszystkim, niczego w nim nie brak. Istnieje nie dlatego, że ludzie w niego wierzą; nie znika więc, gdy ludzie o nim zapominają. Nie ma szczególnego obowiązku ukazywania się ludziom, gdy są szczęśliwi i spokojni. Podobnie, nie musi znikać, gdy są lekceważący i leniwi. Budda wykracza poza wszelkie wyobrażalne kierunki ludzkiego myślenia. W tym aspekcie osoba Buddy wypełnia każdy zakątek wszechświata; dociera wszędzie i trwa wiecznie, niezależnie od tego,czy ludzie wierzą w Jego istnienie czy wątpią. 4. Sambhogakaja oznacza, że natura Buddy, nie mający kształtu duch stanowiący połączenie Miłosierdzia i Mądrości, przejawia się za pośrednictwem symboli narodzin i śmierci, symboli czynienia ślubów, ćwiczeń oraz objawienia Jego świętego imienia, aby doprowadzić wszystkich ludzi do wybawienia. Zatem Miłosierdzie jest Istotą Jego ciała i w tym duchu Budda używa wszelkich środków, aby wyzwolić wszystkich, którzy są do tego przygotowani. Podobnie jak ogień, który raz rozniecony nie zagaśnie dopóki jest paliwo, tak Miłosierdzie Buddy nie ustanie aż do wyczerpania ziemskich namiętności. I jak wiatr, który zwiewa pył, Miłosierdzie Buddy zwiewa proch ludzkiego cierpienia. Nirmanakaja oznacza, że Budda Możliwości udzielił ludziom pomocy, ukazując się światu w cielesnej postaci. Stosownie do ludzkich charakterów i możliwości zrozumienia przedstawił aspekty narodzin, wyrzeczenia się tego Czy analogie nie nasuwają się same? Dharmakaja to Bóg Ojciec, Sambhogakaja - Duch Święty, zaś Nirmanakaja - Syn Boży, który przejawiał się ludzkości w rozmaitych postaciach na przestrzeni tysięcy lat.
-
Świadomość istniała zawsze, jej przejawy są widoczne w znanym nam świecie. Cząstki owej świadomości w trakcie ''stawania się'', przejawiania w widzialnym człowiekowi świecie zyskiwały pewną tożsamość, pewna źle pojęte ''ja'' i z tego złego pojmowania ''ja'' można wywieść źródło zła, podobnie jak źródło dobra z właściwego pojmowania ''ja''. Umysł dążący ku dobro potrafi oczyścić swój umysł z emocji reprezentowanych ku źle pojmowanemu ''ja'', by mieć dostęp do wyższej świadomości i owoców czystej myśli. Umysł dążący ku złu postępuje dokładnie odwrotnie.
-
Każdy człowiek i każde zwierzę rodzi się z pewnym ładunkiem egotyzmu i głupoty, odpowiednio potem warunkowanym przez otoczenie. Dlaczego inaczej miałoby być ze światem? Równie dobrze można się spytać skąd wzięło się dobro? Zapewne miało te samo źródło co zło, promienie Słońca czy opady deszczu, one nie mogą istnieć bez siebie, nawzajem się uzupełniają
-
1. Zawsze było coś, czyli zawsze w znanym nam świecie istniały jakieś formy, nic nie stało ''ot tak''. Znany nam świat nie jest jedynym. Dlaczego coś ma kształt taki, a nie inny? życie to po prostu jeden ciąg przyczynowo-skutkowy. Dlaczego abc? gdyż uprzednio w ich miejscu znajdowały się jakieś inne litery, o których współcześnie człowiek nie ma pojęcia. 2 Zło istnieje dlatego, że musi istnieć wraz z dobrem. Bez procesu ''dziania się'' zła, nie byłoby też dobra. Stąd się wzięło. Idealny świat, w którym żyją sami aniołowie w ludzkiej skórze jest nierealny. Dobro zlewa się z dobrem tworząc karuzelę życia i wcieleń. W świecie idealnym, bajkowym nikt nie miałby szans na nirvanę, życie byłoby bezproblemowe. Zło bierze się z gniewu, ignorancji i zachłanności, a z tych źródeł wynika zazdrość, strach, popędliwość, krwiożerczość i pochodne, te naturalne skłonności, nad którym zwierzęta nie mają kompletnie kontroli - człowiek potrafi odrobinę powściągnąć, ale też świat ludzki jest odrobinę bardziej uładzony, ludzie nie zjadają się dosłownie na ulicach, tylko zazwyczaj w nieco bardziej wysublimowany sposób. ''Zło'' przybiera postawy złych myśli, które nawiedzają umysł człowieka, ten który ulega własnym emocjom jest na nie skazany w większym stopniu. Skąd wzięło się zło? Równie dobrze można się spytać dlaczego istnieją wirusy, przecież jedynie szkodzą. Widocznie życie nie może być bajką i nie było nią nigdy, nawet tuz po wielkim wybuchu. Cząstka ''złego'' istniała w każdym elemencie materii już wówczas, zanim sprawy znacznie się skomplikowały. ''Zło'' zlewa się wraz z ''dobrem'' i tworzy całość. ''zło'' podobnie jak drapieżnicy w środowisku naturalnym wyłapuje słabe jednostki w stadzie i dokonuje pewnej selekcji naturalnej. W warunkach cieplarnianych nie dojrzewa psychika, człowiek się nie rozwija tak jak należy, nie musi stawiać czoła własnym lękom, zapewne podobnie jest w naturze. Rozleniwieni roślinożercy nie mieliby bodźca, by podążać szlakiem ewolucji, bez zagrożeń nie ma problemów, nie trzeba gonić w wyścigu ewolucyjnym, ani nad sobą pracować. Po wyjściu z kołyski człowiek stawia czoła złu, własnemu i cudzemu na każdym kroku, dzięki temu wspina się powoli na coraz wyższe etapy i formy świadomości. Zło, podobnie jak i dobro reguluje homeostazę zarówno na poziomie społecznym, jak i świata naturalnego. Aby istniał ogień, musi istnieć woda, aby móc rozróżniać światło, musi istnieć ciemność, podobnie jest z dobrem i złem. 3. Skąd się wzięła praprzyczyna? Doskonałe pytanie. Sądzę, że stąd iż w uniwersum znalazła się kolejna nisza do zapełnienia. Równie dobrze można by wywodzić, dlaczego Bóg dał niedojrzałym ludziom pokusę, a mógł przecie ich lepiej uwarunkować już na starcie, , chociaż wiedział, że jej ulegną. Ja jestem Alfa i Omega - czyli jestem siłą, która reguluje ten świat od zarania, a przed zaraniem też był jakiś zmierzch i tak do minus nieskończoności, jak w matematyce.
-
1. Rozmaicie bywali święci, skoro świętym mógł być św. Bernard z Clairvaux, piewca idei krucjat, a oprócz tego także wielki umysł, to mógł być nim także święty Augustyn. Święty wciąż jest człowiekiem i zachowuje ludzkie wady. Kanonizacja nie czyni z człowieka anioła w ludzkiej skórze. 2. Tak czasem bywa, że świetnym materiałem na świętego jest ktoś kto sobie uprzednio używał, zauważono to również w prawosławiu. Poza tym zapewne wiesz, że Chrystus nie odtrąca nikogo, skoro św. Augustyn miał szczerą chęć poprawy i ją zrealizował, czemu miałby zostać odtrącony? 3. Św. Augustyn miał rację, człowieka nie zmienią akty normatywne. Wiara w magiczną moc aktów normatywnych wywodzi się z oświecenia i jest zwyczajnie błędna. Nie zaprogramuje się człowieka jak maszynkę i nie uszczęśliwi żadną konstytucją, nie zmieni również radykalnie jego popędów i nawyków. Niektórzy nie potrafią powściągnąć swych żądz i nie mają nawet takiego zamiaru, lepiej żeby degradowali siebie w odpowiednim miejscu, u kobiet które świadomie obrały taki zawód, zamiast polować z pragnienia na niewinne kobiety.. Czyni się w ten sposób mniej szkód. Po to ma człowiek ma swoją wolę, ktoś chce iść do lupanaru - proszę bardzo. Ktoś chce tam pracować - również nie ma żadnych przeszkód, niemniej obie strony poniosą konsekwencje swych działań. Lepiej żeby podobni sobie szkodzili sobie nawzajem, zamiast szkodzić społeczeństwu.
-
1. Każdy ma swoją drogę, jeśli Twoja droga Ci służy, to znaczy, że jest dobra. Można być katolickim buddystą, nawet nieświadomie. Trochę żartuję i prowokuję, ale taka jest prawda. 2. Wskaż mi proszę jakąkolwiek logiczną trudność w buddyzmie. Nie zarzucam Ci, rzecz jasna, ignorancji w tym temacie, natomiast bywa, że przystępuje się do czytania tekstów bez odpowiedniej podstawy merytorycznej i odczytuje się niekoniecznie to, co jest w nich zawarte.
-
Nawet samotność ma czasem swoje pozytywy. Też mi się nigdy nie udawała sztuka miłowania kobiet, nie każdemu to pisane. To nie całe życie i nie jego sens.
-
Masz trochę racji, a trochę jej nie masz. Podobnie zresztą jak ja. W Chinach wciąż rządzi partia komunistyczna, zachowano całą ideologię władzy, bajeczki o marksizmie i maoizmie. W wojsku poświęca się, o ile dobrze pamiętam, bo nie lubię kłamać, 2 godziny dziennie na kształcenie politycznie, podobnie jak kiedyś w armii czerwonej. Zachowaną cała tą komunistyczną nadbudowę. Jednocześnie, mimo centralnie sterowanej gospodarki, daje się obywatelom niespotykaną w wielu krajach na świecie wolność gospodarczą, a hasłem dnia obecnego nie jest praca nad światową rewolucją, tylko po prostu bogacenie się i konsumpcja. Podobnie w Iranie, lata po rewolucji minęły, zaś Chomeini jest już od dawna mumią, podobnie jak Mao. Obecnie ajatollahowie potrafią już myśleć politycznie i realnie, analogicznie jak sekretarze komunistyczni w Chinach, którzy z rewolucjonistów przeistoczyli się po prostu w burżujów. W Chinach też nieraz łamie się przepisy, ale nikt się tym zbytnio nie przejmuje. Jeśli forma pozostaje martwym kikutem, przestaje mieć siłę oddziaływania na rzeczywistość. Oczywiście Teheran to nie to samo co życie na peryferiach, ale podobnie jest w Turcji. Jeśli człowiek przekroczy rogatki miasta spotka go inny, obcy i częstokroć nieprzyjazny świat. Też uważam, że Turcja jest zagrożona radykalizacją, bo ona ulega temu prądowi, już sam fakt współpracy i wspierania ISIS jest czymś niewyobrażalnym, w ongiś wściekle ateistycznej i nacjonalistycznej dyktaturze militarnej. Natomiast Irańczycy wyraźnie dystansują się od tego radykalnego prądu, oni wreszcie po dziesięcioleciach wyrzeczeń chcą żyć w miarę normalnie. Erdogan dąży do ewidentnego zamordyzmu, odwołuje się do tradycji imperium osmańskiego, coś nie do przyjęcia przed laty. Także jest tutaj wyraźna różnica, Iran dąży w całkiem przeciwną stronę niż Turcja.
-
http://www.tekstowo.pl/piosenka,lube,kon.html To
-
Laicka Turcja to już przeszłość jeszcze parę lat i dołączony ona poziomem laickości do Iranu i Arabii Saudyjskiej. Nie można stawiać na równi Iranu i Arabii Saudyjskiej; 1. Arabowie i Persowie nigdy za sobą nie przepadali, ma to swe korzenie zarówno etniczne, jak i religijne, szyici i sunnici nie znoszą siebie chyba jeszcze bardziej niż chrześcijan. 2. W Iranie panuje względna swoboda obyczajów. Wielkomiejska elita używa sobie życia nie gorzej, niż w innych miejscach na świecie. Czasy rewolucyjnego religijnego zapału, podsyconego przez wojnę z Irakiem to przeszłość. 3. Czasy, gdy Iran stanowił jeden z elementów ''osi zła'', to także przeszłość. Obecnie Iran jest potencjalnym partnerem USA i faktycznie zwalcza terroryzm, w postaci wspierania reżimu Assada w walce z ISIS. Saudowie zaś ISIS finansują, różnica więc jest i to znaczna. 4. Sami duchowni irańscy potępiają ludowe praktyki samookaleczenia się, by uczcić pamięć założyciela swego odłamu. Iran od lat 80. poczynił znaczny postęp, Saudowie już niekoniecznie.
-
Na temat Azerbejdżanu nie chcę się wymądrzać, ale swój wpływ zapewne wywarły wieloletnie rządy Związku Sowieckiego, ergo: jest laickość, ale duże wpływy w gospodarce i polityce ma dawna elita władzy. Zaś Turcja przeszła w wyniku pierwszej wojny światowej rewolucję. Ataturk zgniótł stare rządy Osmanów i wprowadził w to miejsce świecką, nastawioną na forsowną westernizację republikę świecką o zabarwieniu dyktatury wojskowej. Postąpił podobnie jak swego czasu Piotr I, tamten zmuszał bojarów do golenia bród, Ataturk zmuszał Turków do zaniechania noszenia fezów i ubierania się po europejsku. Teraz powoli ten trend się zmienia i Turcja ma coraz bardziej fundamentalistyczne ciągoty, Erdogan zmniejszył znaczenie armii, która dotychczas była gwarantem świeckości republiki.
-
Czy wyprowadziłem podany wzór? Nie, tylko go podałem, nie chce pisać rozprawek, bo nie ma to sensu, każdy ma własne rozprawki. Twojej umiejętności logicznego myślenia nie skomentuję, bo po co?