
akwen
Użytkownik-
Postów
646 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez akwen
-
Po kolei: 1. W zdecydowanej większości to nie są uchodźcy tylko imigranci ekonomiczni. Korzystając z dziwnych tendencji w łonie Unii Europejskiej pragną łatwym sposobem polepszyć swój byt zagranicą, zamiast pracować nad nim w Erytrei, Etiopii, Maroko czy w podobnych nie ogarniętych wojną, lecz ubogich krajach. To w z większości są faceci w sile wieku, wiadomo jakimi potrzebami się kierują, łatwy seks, łatwy wikt i opierunek. 2. Rząd obecny i były nie tyle daje się wychędożyć Europie Zachodniej, co jako członek Unii Europejskiej jest zobowiązany do wspólnej polityki z pozostałymi państwami, zaś całym tym kramem kierują Niemcy, z nimi solidarność jest koniecznością, Polska jako kolonia gospodarcza Niemiec siłą rzeczy musi im w większym lub mniejszym stopniu ulegać. Niestety solidarność europejska działa w sprawie uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki czy limitów mleka bądź CO2, zaś już nie dotyczy wspólnej polityki wobec Rosji czy problemu uchodźców z Ukrainy, społeczeństwo dało się zmanipulować w sprawie akcesji do UE, nie ono jedne w regionie, teraz Polska nie może tak po prostu wystąpić z Unii. Polska nie ma żadnych konkretnych sojuszników zagranicą, USA pomaga Polsce w zależności od koniunktury, w razie izolacji Polski na arenie międzynarodowej wujek Sam nie pośpieszyłby z pomocą, by ratować ją charytatywnie przed Putinem. 3. Swoistym ''pocieszeniem'' jest fakt, ze owi uchodźcy kierują się w swych działaniach cwaniactwem, nie religijnym fanatyzmem. Niestety wraz z rosnącym ostracyzmem ze strony zniesmaczonych ich zachowaniem Europejczyków będzie rosnąć frustracja imigrantów, a zarazem tendencja do szukania wśród owych imigrantów pociechy w ich wykazującej niebezpieczne tendencje religii. Skoro w Europie czekają ich ledwie skromne warunki egzystencji, znacznie mniejsze niż ich oczekiwania, wielu z nich poszuka sobie raju w inny, przyśpieszony sposób. Na dwoje babka wróżyła, albo rządy państw Europy ogarnęły tendencje autodestrukcyjne, albo to całe zamieszanie jest po coś, ma zatuszować jakiś grubszy szwindel. Konsekwencje są łatwe do przewidzenie, wzrost przestępczości, kobiety zaniepokojone ryzykiem gwałtu zaczną się ubierać skromniej, a społeczeństwa zachodu będą mimowolnie ulegać obcej kulturze, bo rewolucja '68 wykończyła ich własną. W ostateczności rządy przykręcą śrubę, wprowadzą państwo policyjne i inwigilację społeczeństwa na niespotykaną uprzednio skalę, a pozbawieni poczucia bezpieczeństwa ludzie temu przyklasną. Coś się kończy, coś się zaczyna.
-
Powtarzam, to nie jest żadna magia polegająca na ślepej wierze. Medytacji nie próbowałem. Medytacja w rozmaitych odmianach umożliwia poszerzenie swej percepcji, dla mnie ta droga jest na razie niedostępna. Taka moja ułomność i ograniczenie karmiczne nie do przeskoczenie, mogę się z tym tylko pogodzić. Budda uczył, żeby nie polegać na dogmatach i nie przyjmować niczego na ''ślepą wiarę w coś'', lecz samemu to sprawdzić empirycznie. Ja mogę jedynie robić na poziomie życiowego doświadczenia. Pewnych spraw nie mogę podotykać własnoręcznie palcami i muszę brać na wiarę, podobnie jak na wiarę przyjmuję się wzory na polibudzie, których nie potrafi się wyprowadzić, ale które pozwalają zdać egzamin, bo zwyczajnie wolę nie ryzykować medytacji z borderem i innymi ciekawostkami w głowie, niemniej wszystko tu jest spójne i zgodne zarówno z dokonaniami nauk ścisłych jak i zdrowym rozsądkiem (może niektórym wyda się to zabawne, nic nie szkodzi). Karma działa. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości, tego uczy w pewnym momencie życie. Starzy ludzie podejrzanie często wierzą w Boga, dewocyjność nie bierze się tylko ze świadomości bliskości śmierci, ale także z doświadczenia życiowego, które pozwala stwierdzić, że tym światem nie rządzą ślepe przypadki, każdy przypadek ma swoją przyczynę. Bogaci ludzie nie przypadkiem lubią się dzielić swoim majątkiem z potrzebującymi i nie robią tego tylko dlatego, żeby polepszyć swój image. Rozumnie pojmowana jałmużna też od wieków była obowiązkiem w niemal wszystkich religiach też nie dlatego, że przypadkowo tak się zwidziało rozmaitym prorokom, którym zdarzyło się spacerować po ziemi. Gdyby życiem rządził ślepy przypadek człowiek utknąłby na etapie stworzenia ziemno-morskiego wychodzącego na powierzchnie ledwie od czasu do czasu, wątpliwe nawet czy zaszedłby tak daleko.
-
Wyciągasz błędne wnioski z moich obfitych i dla niektórych niejasnych wypowiedzi. Skoro już muszę stracić i wyłożyć raz jeszcze swoje przekonania. To wierzę w buddyzm, co do istnienia Boga w jakiejś formie nie mam pewności, gdyż wolę nie próbować medytacji, chorzy psychicznie nie powinni medytować. Światem rządzi fizyka i matematyka na rozmaitych poziomach, również w bilansie karmicznym danej osoby, który w dziwny sposób ''zagina'' rzeczywistość na korzyść albo niekorzyść danej osoby. Karma zależy od czystych uczynków, czystej mowy, czystości ciała i czystych intencji, zarówno w obecnej inkarnacji, jak i wielu poprzednich. Wraz ze śmiercią człowiek traci ciało bezpowrotnie, ale umysł przechodzi do innego ciała, które spełnia odpowiednie uwarunkowania, w odpowiedniej rodzinie i na odpowiedniej szerokości geograficznej, w zależności od sumy kar i zasług danego umysłu, potencjału intelektualnego, pokus którym ulegał itd. Po prostu nie pojmuję człowieka tylko jako krew, kości, skórę i mózg. Prócz ciała w człowieku tkwi coś więcej, inaczej nie zaszedłby tak daleko albo i niedaleko. Wieczny umysł to nie dokładnie to samo, co wieczna dusza. Umysł może na przestrzeni continuum czasowego zmieniać się radykalnie na korzyść albo i niekorzyść, w zależności od uwarunkowań i otoczenia, ale musi sobie na to zasłużyć. Po jednym życiu czeka kolejne, z kołowrotu wcieleń może wyrwać jedynie podwyższenie swej świadomości do stopnia, który umożliwi osiągnięcie nirvany. Uważam, że są religie, które też ukazują prawdę o świecie, w tym chrześcijaństwo, ale robią to w bardziej zawoalowany sposób. Po jednym życiu nie czeka nikogo definitywnie niebo albo piekło, to by było zbyt proste i niesprawiedliwie, bo ludzie rodzą się i żyją w radykalnie odmiennych warunkach. Nie lubię się powtarzać, ale czasem trzeba. Nie wierzę w magię. I tyle.
-
Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Augustyn_z_Hippony (z własnym wyróżnieniem): Św. Augustyn żył w mrocznych czasach, sypało się największe imperium ówczesnego świata, latarnia ówczesnej cywilizacji, Barbarzyńcy szli coraz dalej i dalej, sypał się ponad pięćsetletni porządek świata. Mało kto umiałby wykrzesać z siebie optymizm. O ile dobrze pamiętam św. Augustyn pisał swoje refleksje pod wpływem złupienia Rzymu przez Wizygotów, to był niebywały cios. Wielu myślało, że wraz z Rzymem wali się cały świat, a wraz z barbarzyńcami podąża wieczna ciemność, zaś stary porządek wysila resztki sił, by ją nawet nie powstrzymać, ale znużyć na chwilę. Ciężko było wówczas wierzyć w Pana Boga i w to, że ma on jakąś pieczę nad wydarzeniami nad tym światem. Wielu obwiniało wówczas chrześcijaństwo, w dobie starych bogów Rzym miewał rozmaite kryzysy, zbierał różne, nieraz dotkliwe ciosy, ale zawsze w końcu wychodził z tarapatów obronną ręką. Św. Augustyn chciał dać odpór tym oskarżeniom, czy mu się to udało - tego nie wiem- bo nie czytałem jego dzieł. Z tego co piszesz, wiem że się powtarzam, to przemyślenia św. Augustyna mają co nieco wspólnego z karmą. Niektórzy ludzie są z natury gniewni i przywykli do przelewania krwi. I coś w tym jest, nie ma tym nic imponującego, bo nie ma nic imponującego w zbytnim oddawaniu się swym instynktom, w szczególności krwiożerczym. Faktycznie barbarzyńcy nauczyli wygodnickich nieco pokory, a po ich podbojach życie toczyło się dalej, wprawdzie znacznie skromniejsze, ale świat się nie zawalił. Analogia z współczesną inwazją muzułmanów na Europę nasuwa się sama. Bardzo nie-buddyjskie jest jego twierdzenie o ekskluzywizmie zbawienia, w buddyzmie oświecenia może dostąpić najgorszy łotr, kompletna szuja i zwierz w ludzkiej skórze, tylko zajmie mu to odpowiednio więcej czasu, np: eony czasu miast tysiącleci.
-
Nie obraź się proszę, Szanowna Liso, ale kompulsywne objadanie ma zapewne zapełnić pewną przestrzeń w Twoim życiu. Staraj się częściej przebywać z ludźmi (wiem, kompleksy utrudniają sprawę, ale lepiej je przełamać teraz, potem będzie z górki. Przywykniesz do ewentualnych nieprzychylnych reakcji, potem gdy już schudniesz będzie to znacznie ułatwiać życie, na niemal każdej płaszczyźnie), znajdź jakieś hobby, coś co można by umieścić zamiast ciągłego zajadania stresów w imię spędzania jakoś czasu. To narkotyk jak każdy inny i zawsze po chwilowej euforii przychodzą wyrzuty sumienia. Jakaś forma aktywności fizycznej również pomoże, choćby bieganie, warto zacząć na początku od najbardziej nieznacznych odległości, jeśli wstydzisz się biegać wśród ludzi rób to na początek na jakimś odludziu, ważne by każdego dnia powiększać pokonany dystans o jakąś odległość, nawet najbardziej symboliczną i tak krok po kroku, jak w życiu. Oczywistym jest, że z dnia na dzień nie rzucisz kompulsywnego objadania się, postaraj się dzień po dniu jeść odrobinę mniej, jeden smakołyk mniej. Zrezygnuj ze słodyczy, bo one są tutaj zapewne głównymi winowajcami, zamiast tego jedz jakieś owoce i tak rozwiniesz samodyscyplinę, a to potem będzie profitować nie tylko w wypadku Twej wagi.
-
No nie wiem czy nie stosował, przecież w starożytnym Rzymie po przyjęciu Chrześcijaństwa wszystkie święta, uroczystości a także niektórzy bogowie zostali zastąpieni chrześcijańskimi. A dekalog łamano wielokrotnie i to na samej górze, w wiekach średnich na tronach papieskich i w ich otoczeniu były zbrodnie, intrygi, wyuzdany seks. A JP II to przecież w Polsce był i jest nadal typowy kult jednostki( mimo że sam papież był chyba temu przeciwny) oczywiście porównywanie Wojtyły na płaszczyźnie moralnej z Hitlerem czy Stalinem nie ma sensu ale sam kult istnieje. 1. Inżynieria społeczna wymaga dostępu do nowoczesnej biurokracji, nowoczesnej propagandy i generalnie - nowoczesnych środków technicznych, bez policji rozbudowanej w tak absurdalny sposób jak w III Rzeszy i ZSRR, wielotysięcznej armii urzędników inżynierii społecznej nie da się przeprowadzić. Na początku stare kulty tolerowano, potem coraz bardziej spychano je na margines. Był to raczej naturalny proces, po prostu coraz więcej kolonów i mieszkańców miast przyjmowało nową religię, z czasem poczęli oni wchodzić nawet do senatu. To właśnie elita pozostała najbardziej wierna starym kultom, nikt nie zmuszał mas do czegokolwiek. Już masowe i krwawe prześladowania chrześcijaństwa za czasów Dioklecjana są bliższe pojęciu inżynierii społecznej. Wiadomo jacy bywali papieże, nigdy nie łamano w Rzymie dekalogu na taką skalę jak Stalin i Hitler, uczcijmy proporcje, naprawdę uczcijmy proporcje, JP II to celebryta na papieskim tronie, miało to swoje dobre strony, miało i nie-dobre. Po trosze cześć oddawana papieżowi jest nie-udawana, bo faktycznie swoje dla Polski zrobił i starsi ludzie wspominają tą postać z sentymentem, czasy S, całkiem inne realia. Potem papieżem, jaki by on nie był, wycierali sobie gęby politycy, pragnęli się podlizać, zarówno na lokalnym szczeblu jak i na centralnym, więc trochę sztucznie rozbuchano ten kult. Od kultu jednostki sensu stricte jednak mu daleko, za krytykę papieża nie trafia się do łagru, raz jeszcze- uczcijmy proporcje. To nieprawda. Jeśli możesz to zdefiniuj pojęcie tradycji, łatwiej wtedy spierać się w oparciu o terminy. Korzystnie byłoby, gdyby definicja zawierała opis powstawania tradycji. Zarzucasz człowiekowi ograniczoną percepcję, a jednocześnie bez zająknięcia definiujesz świat materialny jako iluzję i pustkę. W ilu procentach używasz mózgu, żeby być uprawnionym do stawiania tak śmiałych założeń? Napisałem założeń, bo jeśli uznajesz to za prawdy, to chciałbym wiedzieć na jakich podstawach je opierasz? Wolałbym uniknąć tutaj definiowania pojęcia prawdy dla dobra dyskusji, bo to temat na całkiem osobny wątek. Długi cytat, ale wolałem zamieścić go w całości. Ja mam na to swoją teorię, a nazywam ją brzydko „teorią poziomu gówna”, którego to poziom poprzez nasze działania możemy podnieść i nawet jeśli nie dosięgnie nas od razu, to istnieje prawdopodobieństwo, że w końcu tak się stanie. Wiesz, A zrobi coś B, B może zrobić w zamian coś A, a może zrobić C, tak sobie to będzie krążyło i może wrócić do nas. Nic nie wspomniałeś o czyśćcu, a postawiłeś sprawę w systemie binarnym – albo zbawienie, albo piekło. Ile czasu jakiś wielki zbrodniarz musiałby przechodzić taką „kurację”, zakładając, że entropia w pewnym momencie osiągnie maksimum i kiedyś wszystko zgaśnie? I jak w takim ujęcie rozumieć dążenie do nirvany? By być bardziej precyzyjnym – co jest ważniejsze – dążenie do nirvany, czy jej osiągnięcie? Oczywiście biorąc pod uwagę entropię, czyli ograniczony czas. A to mnie interesuje najbardziej. Możesz odwzorować, tylko proszę w w miarę prostych słowach, zbiór umysłów na zbiorze powłok? 1. ale jaka tradycja, religijna? cholera, czy ja jestem słownikiem wyrazów obcych? no dobrze, mogę robić za słownik PWN, cytuje: tradycja «ogół obyczajów, norm, poglądów, zachowań itp. właściwych jakiejś grupie społecznej, przekazywanych z pokolenia na pokolenie; też: ciągłość tych obyczajów, norm, poglądów lub zachowań» Zarzuciłeś mi mówienie nieprawdy, więc jakoś to uzasadnij. 2. W ilu procentach korzystam z mózgu to już moja prywatna sprawa i nie muszę się nią z nikim dzielić i prosiłbym o zachowanie pewnego poziomu kultury dyskusji, jeśli ma ona mieć w ogóle sens. Pojęcie pustki to jedne z podstawowych pojęć w buddyzmie. 3. No tak, kolejny facet z którym nie chce mi się gadać. Jeśli ktoś w normalnej, cywilizowanej dyskusji zaczyna używać wyrażeń pokroju : logika poziomu mówna (tamte twoje słówko rodem z gimbazy nie przejdzie mi przez klawiaturę), to odechciewa mi się z taką osobą dyskusji. Życzę powodzenia i wielu sukcesów w pracy nad sobą.
-
1.Pierwszą część Twego posta nie skomentuję, gdyż pewien zasługujący na współczucie użytkownik (każda istota na nie zasługuje) jest dla mnie niewidoczny, jego komentarze również. 2. Jeszcze za Sulejmana Wspaniałego islam miał czym zaimponować Europie, proszę nie przesadzać, to było jakieś niecałe 500 lat temu. Za wezyrów Koprulu już faktycznie, mogli imponować tylko stanami etatowymi armii. W drugą stronę też kapkę przesadzasz. W XXw. nie mieli już kompletnie nic do zaoferowania. Arabia Saudyjska była oazą obskurantyzmu, która wzbogaciła się tylko na ropie (oczywiście, wiem, że państwo to powstało kapkę pózniej, niż 100 lat temu. Tym gorzej, Półwysep Arabski nie został nawet porządnie poddany kolonizacji, zwyczajnie nie było czego zbytnio kolonizować). Imperium Ottomańskie przekształcało się w kolonię gospodarczą Niemiec, było ledwie cieniem dawnej potęgi i to marnym. Już 100 lat temu mieli zacofanie pełną jamą ustną, tylko jeszcze się nie wysadzali, można powiedzieć że mieli trochę opóźniony zapłon. 3. Rozumiem zatem, że religia to synonim wszelkiej szkodliwej ideologii, można i tak, ale to naprawdę mocno niecodzienna definicja.
-
Z mądrych słów podanych przez Ciebie kojarzę jedynie kalwinizm. Kalwinizm zawiera pewne niemądre twierdzenie. Mianowicie utożsamia sukces materialny z korzystną predestynacją wyznaczoną przez Pana. Można być bogatym łotrem, którego zjada własny strach i nikczemność, chociaż ma doczesności pod dostatkiem, wcale nie musi być przy tym zadowolony ze swego życia. Skarbu nie zabierze ze sobą po śmierci, będzie miał nawet problemy z przekazaniem ich komuś, kto tego nie zmarnuje, bo źli i nieszczery ludzie przyciągają innych złych i nieszczerych ludzi.
-
Powiem tak, nauki ścisłe ujmują rzeczywistość i jej prawa, podobne prawa obowiązują w codziennym życiu społecznym. Bóg, dla mnie Budda, zespolenie inkarnacji które dostąpiły nirvany, ingeruje, pomaga i karze, tych którzy tego potrzebują, ale nie wystarczy prosić, nawet nie trzeba, należy przede podjąć jakieś działania i mieć przy tym szczere intencje, wyrównać co jest do wyrównania, naprawić co jest do naprawiania, by naprawdę życie zmieniło się na lepsze. W tym nie ma krzty magii, to działanie jak 2+2=4, wyciągania całki i pochodnej, tylko niepomiernie bardziej skomplikowane. Podobnie łotr dostaje w kark po coś, jeśli się nauczy, najlepiej przed końcem danej inkarnacji, to wszystko jeszcze przed nim, jeśli nie nauczy, też wszystko jeszcze przed nim, ale będzie mu potem trudniej. Tak działa karma, jedyny gwarant sprawiedliwości na tym świecie. Religia, w której Bóg zasłaniany jest twardymi dogmatami, nie do pojęcia, nie do udowodnienia, dla mnie nie pokazuje jednak całej prawdy. Troszeczkę teraz wartościuję, ujmę to inaczej: ukazuję pełną prawdę, ale w zawoalowany sposób, żeby dana strefa kulturowa lepiej takie lekarstwo przyjęła. Dogmaty przychodzą i odchodzą, religie podobnie, ważne żeby mieć dobre i szczere serce. Wówczas nie trzeba nawet wierzyć w cokolwiek, łaski człowiek dostępuje mimowolnie, bez proszenia.
-
Powtarzam, jeśli poglądy owej garstki przeszkadzają Twej mentalności bądź naturze, po prostu je zignoruj. Tak jak ignoruje się niektórych ludzi w codziennym życiu. Nie dlatego, że im się nie współczuje lub nie miłuje, jak każdej innej istoty. Niektórzy nie uczą się na błędach, a po co niepotrzebnie szkodzić swemu zdrowiu?
-
Dodam jeszcze, Droga Pani, światem nie rządzą jakieś magiczne siły, które można ładnie wyprosić o jałmużnę i ją dostać. Życiem rządzi matematyka i fizyka, tylko że ona niejedno ma imię, a współczesny człowiek zna chyba tylko jej podstawy.
-
Jedna z definicji religii za wiki. Ale rozumiem, że dla Ciebie religia to wiara w niewidzialne istoty, zaludniające bliżej nieokreślone obszary. Po kolei 1. Skoro uogólniasz, to podaj proszę dla odmiany jakikolwiek przykład społeczeństwo, które normalnie funkcjonowało na zdrowych zasadach przez czas dłuższy i było zarazem z gruntu ateistyczne. Na myśl przychodzi mi republikańska Francja drugiej połowy XIXw., ale i wówczas wystarczyło im tego republikańskiego urzędowego ateizmu do czasów II WŚ. Bliskość ryzyka śmierci odmieniła im nieco zwyczaje. Ponadto okres 1871-1914 trudno uznać za długi. No tak ze sto lat zdrowego funkcjonowania byłoby niezłym i miarodajnym przypadkiem. Działo się różnie, bo i człowiek jest rozmaity. Ze wszystkiego może uczynić pretekst do zabijania, z pieniędzy, posiadłości terytorialnych, zaszłości historycznych, zazdrości, religia to tylko kolejny pretekst, wcale nie najczęstszy, a towarzyszy człowiekowi od zarania i takie są fakty, jeśli twierdzisz inaczej - to przypomnij mi proszę z dziejów powszechnych jakieś zdrowe, funkcjonujące i sprawne społeczeństwo ateistyczne. 2. Religia to sposób życia, sposób na życie, o ile uprawia się ją szczerze, nie traktując jako wymówkę i sposób na schlebianie samemu sobie, to czyni życie zrozumiałym, taka jest moja osobista definicja. Definicja z wiki, no cóż, wiki jest tworzona przez ludzi z przypadku. Czasem zawiera fakty, czasem głupstwa. Reżimy totalitarne zasadzały się na kulcie jednostki, psychologii tłumu, poza tym na każdym kroku były sprzeczne z dekalogiem, kompatybilność z którym jest pewnym wyznacznikiem sensowności danej religii. Nazizm i komunizm głosiły, że trzeba zabijać, trzeba kraść, zarówno w imię sprawiedliwości społecznej, jak i zaszłości historycznych, komunizm u swego zarania u Sowietów głosił otwarcie za pośrednictwem pani Aleksandry Kołłontaj rozwiązłość seksualną i archaiczność instytucji małżeństwa i rodziny, dzieci miały być wychowywane w publicznych żłobkach, komunizm sprzeciwiał się konserwatyzmowi społecznemu na każdym kroku, mogę tak jeszcze wymieniać dłużej rozmaite rażące różnice. Religię kształtują swe ryty przez długie tysiąclecia, potem równie pieczołowicie je kultywują. Totalitaryzm opierał się na umasowieniu polityki i ówczesnych nowinkach technicznych. Multi-kulti to pokłosie rewolucji '68, która była z samego założenia ateistyczna i anty-religijna. Jeśli uznasz ateizm za religię, to faktycznie twoje twierdzenie jest prawdziwe, ale to się niestety nie będzie trzymać ładu, ani składu. I totalitaryzmy i multi-kulti walczyły z wszelkimi przejawem religijności, pragnąc stworzyć nowego człowieka, który wyzbędzie się wszelkiej tradycji. Marks i podobni mu utopiści za jeden z głównych okowów ludzkości uważali religię, nałóg przyzwoitości niezmiernie im przeszkadzał w stworzeniu nowego społeczeństwa, według własnych wzorców. Co do wiary w niewidzialne istoty, zaludniające nieokreślone byty... Moje zdanie jest takie, wierzę w buddyzm, który głosi empirię i pochwala postęp naukowy, jako część drogi, którą musi przebyć człowiek. Nie mam pewności czy istnieje jakiś Bóg czy nie istnieje i w jakiej występuje on formie, raczej się nie dowiem w tym rozdaniu, gdyż medytacja jest niewskazana dla osób chorych psychicznie. Świat materialny to iluzja, uniwersum pokroju podłogi w łazience dla rybika cukrowego, dla którego jest ona wszystkim co istnieje. Człowiek wykorzystuje ledwie kilka procent możliwości swego mózgu, więc ma zazwyczaj znacznie ograniczoną percepcję. Świat to pustka, w której odbijają się refleksy sił człowiekowi nie znanych i nie do poznania dla kogoś, kto myśli, że tymi paroma procentami widzi wszystko i pojmuje wszystko, co się wokół dzieje. Człowiek sam kształtuje swój los i jeśli mu się nie udaje nijak nie ma prawa winić jakiejś Siły Wyższej, że mu nie pomogła, chociaż o to prosił. Odpowiedzialność leży po jego stronie. Jeśli jednak ze szczerego serca kształtuje swój wyrywek rzeczywistości na lepsze, a zarazem posiada pewne podstawy, które pozwalają mu odpowiednio działać i myśleć, nie dla własnej korzyści, a dla dobra ogółu, życie nabiera sensu, a wiara w pewien Absolut- uzasadnienia. Jest dokładnie na odwrót. Wszystkie wymienione przez Ciebie przywary są potępiane przez buddyzm. Jeśli ktoś nie zmierzy się z danym problemem w jednej inkarnacji, to potem przyjdzie mu się zmierzyć z analogicznym problemem. Kolejna inkarnacja nie jest przypadkowa, dostaje się podobne ciało co uprzednio i umysł o podobnych zaletach i właściwościach co uprzednio, w zwierzę można się zmienić na własne życzenie popadając w inercję czy zbytnio folgując własnym rozmaitym popędom, gdyż zwierzę też im folguje i kieruje się wyłącznie podstawowymi instynktami. Popadając w cudzołóstwo, wykorzystując bez sumienia czyjeś córki i żony, potem zapłaci się za to cenę, nie w perspektywie jednego życia, a całej wieczności. To bardziej mobilizuje do pracy nad sobą, jeśli czegoś się zaniecha, zaniedba, jeśli człowiek ulegnie własnej słabości, potem zwiększy prawdopodobieństwo ulegania jej praktycznie przez całą wieczność, nim nie dostąpi nirvany, a to może zając naprawdę kawał czasu. Czyli jeśli najpierw się kogoś wykorzysta, potem będzie się wykorzystanym w zbliżonej skali i podobny sposób. Niekoniecznie w jednej inkarnacji, równie dobrze może się to wydarzyć w kolejnej, a jeśli ktoś zalicza wszystko bez opamiętania, nie patrząc na stopień dojrzałości emocjonalnej i metrykalnej obiektów swego pożądania, to potem będzie miał takie uwarunkowania fizyczne i psychicznie, by mieć owo zaliczanie mocno utrudnione, aby mógł lepiej panować nad swymi instynktami, to chyba najwłaściwsza kara jak może kogoś spotkać. Ponadto po owej ''kuracji'' człowiek zyskuje szanse na poprawę, byle wyciągnął wnioski i poprawił swe błędy, nie trafia się na wieczność do piekła na potępienie, dalej ma szanse na nirvanę. W buddyzmie do uprawiania seksu nie są wymagane sakramenty, wystarczy prawdziwa wieź duchowa z innymi człowiekiem i nie czynienie mu poprzez ten akt krzywdy, jak robią to niektórzy samce alfa polując na łatwy i uległy żeński łup, obiecując mu cuda-wianki, a po zerwaniu kwiatka opuszczając go, bo potrzeba została zaspokojona, a dalszym losem kwiatka, nie trzeba się przecież martwić. Wraz z śmiercią traci się jedynie swe ciało, umysł zostaje zachowany, tylko wciela się w inną powłokę. Umysł musi się zmagać z podobnymi problemami co uprzednio, ma podobne skłonności co uprzednio i podobne pokusy.
-
Powtarzam, ta garstka przywiązana do sakramentów i starych rytów nie powinna stanowić przeszkody dla Twojej mentalności, owa garstka wierzy we wszystko co Twoja mentalność potępia.
-
Też nie lubię podanych zjawisk, ale by istniało istnieć yin niezbędne jest yang, by człowiek mógł rozróżniać światło, niezbędna jest ciemność i tak dalej. W całkowitej oślepiającej jasności traci się kontrolę nad zmysłem wzroku, a to nie prowadzi do niczego dobrego.
-
Każdy człowiek jest po trosze częścią większej całości, a po trosze jest niepowtarzalny. Równie dobrze można stwierdzić, że dążenie ku zbawieniu też zabiera człowiekowi niepowtarzalność, gdyż czyni z różnorodnego gatunku ludzkiego, trochę dobrego, a trochę złego, gatunek ludzki na jedną szpachlę, unikający kłamstwa, uciekania się za doraźnymi korzyściami kosztem bliźniego, nie uprawiający cudzołóstwa, mówiący wprost co myśli, daj Pan spokój. Zamiast różnorodnych charakterów i zachowań, popadania w gniew i namiętność, jakieś nużące czynienie dobra na każdym kroku, nudy na pudy. Co to za człowiek, co nie pije, nie figluje z kim popadnie, gdy tylko ma taką potrzebę, jest zawsze prawdomówny, nudziarz kompletny i żaden kompan do kielicha.
-
http://www.tekstowo.pl/piosenka,lube,doroga.html No i to.
-
Islam jest specyficzną religią. Zasadniczo pisałem wielokrotnie, że nie jestem jego wielkim entuzjastą. Mahomet kopiował fragmenty innych świętych ksiąg i przerabiał je na swój użytek, plus zapewne pod wpływem rozmaitych używek dodawał nieco od siebie. ISIS nie jest piękne, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Gdyby reżim Assada działał wcześniej w sposób nieco bardziej umiarkowany, rozsądny i humanitarny, ISIS nie mogłoby w ogóle powstać. Ogólnie rzecz biorąc religia tworzona przez wojownika, celem militarnych podbojów i oferująca w zamian za walkę zbrojną raj o specyfice współczesnego klubu nocnego ma niebezpieczne tendencje zapisane w swój rodowód. Kiedyś islam był zdolny do mądrze rozumianego synkretyzmu i rozwoju, od ok. 200 lat pogrążył się w obskurantyzmie. Swoją drogą ten islamski raj to może być swoista odmiana piekła dla religijnych fanatyków, którzy lubią się wysadzać. Bo nie da się imprezować, ćpać, chlać i figlować bez przerwy i non-stop. Po iluś eonach imprezowania i klubbingu nie jeden były miłośnik kóz zatęskni za dawnym, prostym życiem Podałaś przykład ekstremalny, równie dobrze mogłabyś stwierdzić, że religia jest do niczego, bo przecież Aztekowie składali w jej imię ofiary ludzi. Co do tego bezwzględnego tępienia przez kościół postępu w średniowiecznej Europie, to rzeczywistość mocno odbiegała od stereotypu. Na początku średniowiecza, gdy cała europejska cywilizacja pogrążyła się w ciemnościach, jedyną jej przechowalnią były klasztory. Antyczne rękopisy nie miałyby bez nich gdzie przetrwać. Podobnie Mieszko nie przyjął chrześcijaństwa bez powodu, oznaczało to przyjęcie nowoczesnej administracji i dyplomacji. Czasem nawet księża byli przydatni. Potem również było rozmaicie, nie cały dorobek kościoła to inkwizycja (której zasięg działania jest zresztą przesadzony, najbardziej krwiożercza była hiszpańska inkwizycja, stanowiąca zwyczajnie narzędzie w ręku monarchy, nie podlegała ona papieżowi) i stosy. Nie jestem wielkim entuzjastą kościoła katolickiego, preferuję buddyzm, ale potrafię oddać papieżowi co papieskie. Multi-kulti, komunizm i nazizm to religie? Cóż, w takim razie konserwatyzm to także religia, parady równości są także przejawem religijnego zapału, co jeszcze.... liberalizm niewątpliwie stanowi kolejną religię, ultra-montanizm, pacyfizm, socjalizm i cyklizm. Bądźmy poważni i rozmawiajmy poważnie.
-
Cała pierwszą część czy cały cykl? W kolejnych częściach F. Herbert udziwnia i poniewiera realia uniwersum, lepiej tego nie czytać. Znacznie lepiej ducha serii oddał następca F. Herberta w serii Dżihad Butleriański.
-
tez kiedys bylam taka "dobra" dla innych do czasu az sie nauczyłam zeby miec dobre serce trzeba miec twardy tylek. Teraz juz wiem co to asertywnosc. Można być dobrym bezwarunkowo, a zarazem asertywnym. Być dobrym to ciężka sztuka, co nie znaczy, że nie należy jej uprawiać.
-
Może to już pisałem, ale polecam z całego serca ''Diune'' Franka Herberta, jeśli czyta się ją uważnie, powoli i z sercem, to może ona stanowić klucz do wielu spraw w życiu. Poza tym, to kawał naprawdę dobrej literatury.
-
http://www.tekstowo.pl/piosenka,lube,ne_dlya_menya.html No i jeszcze to.
-
Głupkowato wyglądający polski psychiatra przynajmniej nie udaje, tylko wyraża swoją postawą i wyglądem kim jest naprawdę, to też się liczy. Cóż, życie bywa całkiem często dość niesmaczne.
-
To
-
A wy wciąż ją karmicie... uważajcie bo przytyje, a potem pozwie Was do sądu, że ją spaśliście.