
cheiloskopia
Użytkownik-
Postów
1 099 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez cheiloskopia
-
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Otóż prawda też rani (M. zraniła, i to bardzo). M. jest bardzo emocjonalny, uczuciowy. Ja natomiast nie należę do osób wylewnych i nadmierna wylewność innych mnie męczy; męczą mnie zapewnienia o miłości powtarzane wciąż, wciąż i w kółko, męczy mnie "klejenie się do siebie", całować się wręcz nie lubię... Może my do siebie po prostu nie pasujemy? -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
To nawet nie jest kwestia niemożności otworzenia się; to po prostu zwykły strach. -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Dlaczego kanał? M. teraz ma do mnie żal (co jest całkiem zrozumiałe) i wciąż zasypuje mnie treściami "nie chcę cię stracić", "boję się, że cię stracę", "czuję się zagrożony" etc. Duszę się. Wiem, jakie to głupie, ale duszę się jego miłością...! Ponadto bardzo nie spodobał mi się fakt, że w ogóle czytał coś, czego nie powinien. To, że nie zmieniłam przyzwyczajeń i w dalszym ciągu na wszystkich kontach hasło wpisuje mi się automatycznie samo było niejako oznaką zaufania. W tym poprzednim, bardzo burzliwym i bardzo tragicznym w skutkach związku, byłam nieustannie inwigilowana - K. miał nawet specjalny program do szpiegowania wszystkiego, co robię w internecie, łamał hasła, dostawał powiadomienia drogą mailową, gdy w wyszukiwarkę wpisałam frazy, które mu się nie podobały. M. nie zrobił mi awantury - przeciwnie, rozpłakał się i przeprosił, ale... Swoiste Deja Vu mnie dopadło (nienawidzę tego uczucia). Po długiej rozmowie doszliśmy (a właściwie ja doszłam) do wniosku, że jednak będzie lepiej, jeśli na jakiś czas zamieszkamy osobno (kilka tygodni mieszkaliśmy razem u mnie, tzn. na stancji, którą wynajmuję). Przyznam, że choć momentami brakowało mi przestrzeni, swobody i samotności, do której w końcu przywykłam, nigdy nie przeszło mi przez myśl, by M. się wyprowadził. Małe przypomnienie przeszłości tak mnie przeraziło, że zaproponowałam swoistą separację. Gdyby tego było mało - wczoraj, gdy poszłam się wykąpać, sprawdził historię przeglądarki. Nie wyzywał, nie krzyczał; po prostu powiedział, że wie, że wpisywałam nazwisko K. na osławionym facebook'u. Owszem, wpisywałam, jednak nie po to, by sobie popatrzeć na jego tablicę; chciałam go zablokować (wcześniej zrobiłam to na swoim koncie, wczoraj natomiast zablokowałam jego profil na koncie brata, bo też czasem z niego korzystam - ot, żeby mnie nie kusiło wejść i zobaczyć, czy K. jest bardzo szczęśliwy ze swoja nową dziewczyną). To mnie zmroziło. Znowu musiałam się tłumaczyć... Staram się rozumieć M. Jednak wystraszyłam się trochę - dwa lata tłumaczyłam się z wszystkiego: z każdego nieznanego numeru w telefonie, z każdej frazy wpisanej w google. Obiecałam sobie, że nigdy, przenigdy nie pozwolę, by ktoś w jakiejkolwiek kwestii mnie śledził, szpiegował, ograniczał, bo zbyt dużo łez przez to wylałam, zbyt dużo strachu zjadłam i stresu przeżyłam. A tu masz - niespodzianka... -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Niniejszy wątek ów chłopak, który mnie kocha i szanuje przeczytał, gdy spałam. Jednym słowem - kanał. -
Rok temu myślenie o śmierci stało się moja obsesją; w efekcie nie potrafiłam się skupić na niczym, bo każda myśl, nawet na zupełnie prozaiczny i przyziemny temat, kończyła się konkluzją "chcę umrzeć". W wyobrażeniach przeżyłam własną śmierć na tysiąc sposobów. Kiedy myśli zaczęłam powoli przeobrażać w próby, trafiłam na oddział zamknięty. Teraz to wraca. Wraca chęć skończenia ze sobą. "I tak wszyscy umrzemy - co za różnica: teraz czy później?" - tak argumentowałam swoje 'marzenia' o śmierci. Sama nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Boję się. Boje się życia. Boję się siebie.
-
Zazdroszczę Ci - o mnie moja przeszłość cały czas się upomina...
-
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Właśnie... Tego się bardzo boję. Niedawno przeszłam kolejne załamanie - kilka dni tylko spałam i płakałam. Był cały czas przy mnie, a ja mówiłam mu ciągle, że zrobię mu krzywdę i że bardzo tego nie chcę... -
fanaberie
-
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
W domu sytuacja jak zawsze - ciulato, ale stabilnie. Rodzice do dzisiaj nie zainteresowali się, gdzie mieszka ich pierworodna córka. Powroty w rodzinne strony zawsze mnie przygnębiają... Nie jeżdżę tam zbyt często. Szlag mnie po prostu trafia, kiedy pojawiam się w domu, widzę ojca, a on ma do mnie tylko jedno pytanie po wielotygodniowym okresie, w którym mnie nie widział: "Masz papierosa?". Matka wcale nie lepiej; ani razu nie zapytała, ja tam anoreksja albo jak tam nerwica, albo po prostu - czy może znowu nie próbowałam się zabić, czy znowu nie wylądowałam w szpitalu itp. Dzwoni do mnie tylko, kiedy coś chce albo poskarżyć się na ojca, że znowu pije, bije i wariuje. Chciałabym, żeby K. miał świadomość jaką zrobił mi krzywdę. Żeby wiedział, że bardzo go kochałam. -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nawet na wypisie z oddziału leczenia nerwic, gdzie spędziłam trzy miesiące na terapii, napisano mi, że dużo uwagi poświęcam związkowi, "do którego podchodzę wrogo i zależnościowo". Z perspektywy czasu widzę, że byłam od K. uzależniona i byłam w stanie zrobić wszystko, co tylko chciał. Zresztą nie mogłam nie chcieć tego, co chciał on, bo od razu była awantura. Teraz, kiedy mam normalnego chłopaka, on nie rozumie, gdy pytam "a mogę nie chcieć"? Przeszło mi przez myśl, że miłość do K. była uzależnieniem, miłość do M. jest strachem przed samotnością... Brzydzę się sobą. -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Wydaje mi się, że masz rację. K. był jedyną osobą, którą naprawdę kochałam. Pochodził z normalnej rodziny - dokładnie z takiej, jaką zawsze chciałam mieć. Przystojny, inteligentny, wykształcony... Traktował mnie jak księżniczkę i nazywał swoją księżniczką. Obiecał, że odmieni moje życie, że weźmiemy ślub (który odwołał 4 dni przed wyznaczoną datą). Jednocześnie był bardzo zaborczy i chorobliwie zazdrosny. Kiedy walczyłam z nerwicą, wymyślił sobie terapię, na którą rzekomo musiał chodzić, bo zniszczyłam go psychicznie; wpędził mnie w ogromne poczucie winy, a potem przyznał się, że kłamał - nie było żadnej terapii. Momentami traktował mnie jak śmiecia (nawet powiedział, że jestem "byle kto"), nie raz wyzwał od dziwek, choć nigdy go nie zdradziłam, potrafił się obrazić, bo przyśniło mu się, że mam innego... Czasem się go wręcz bałam. A teraz, kiedy jestem od tego wszystkiego wolna, nie potrafię normalnie żyć. Nie potrafię cieszyć się z miłości człowieka, którego - chyba - też kocham (bo sama nie iem, czy ktoś taki jak ja kochać w ogóle potrafi). Budzę się w nocy zlana potem i myślę, że tacy ludzie jak ja powinni nie żyć. -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nie jestem w tym momencie na terapii. Czemu mam go dosyć? Nie wiem. Może dlatego, że jest dla mnie dobry? Momentami płaczę i pytam, czy mnie nie zostawi. Zależy mi na nim. Mieszkamy razem od (bardzo) niedawna. Już było kilka sytuacji, w których pokazał mi, że mogę zawsze na niego liczyć, wciąż powtarza, że mnie kocha, że będzie przy mnie... Momentami zaś mam dość. Chciałabym, żeby dał mi święty spokój. Chciałabym usłyszeć "odchodzę". -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nie została wyjaśniona. Bardzo go kochałam i zrobiłabym wszystko, by było na dobrze, ale... Na pożegnanie mnie pobił, zwyzywał od dziwek i w ogóle ( jeszcze jakiś czas później zasypywał mnie smsami o dziwnej treści; pisał nawet, że posuwa swoją nową dziewczynę, a myśli tylko o mnie... rano natomiast już znowu bluzgał i wyzywał). A ja ciągle zadręczam się myślą, że gdybym to ja była inna - bylibyśmy szczęśliwi. I że mojemu M., który jest dla mnie taki dobry, też zniszczę życie i zoram psychę... -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Jestem na podwójnej dawce paro... Dopie***lam ile wlezie, byle być zobojętniała na własne lęki, do tego zdarza mi się popić alkoholem, żeby się znieczulić... M. jest dla mnie bardzo dobry - wyrozumiały, delikatny, czuły. Sam nigdy w życiu nie zaznał dobra i miłości, dlatego chciałabym dać mu to wszystko, czego pozbawiła go rodzina nie mniej toksyczna niż moja, a póki co daję mu tylko nowe zmartwienia. Momentami bardzo go kocham, momentami mam dość sama siebie i tęsknię za K. Momentami dałabym wszystko, żeby go zobaczyć, a za chwilę - wszystko, by go już nigdy nie spotkać. Nie nadaję się do związku. Nie nadaję się do niczego... Wczoraj na imprezie firmowej schlałam się, że ho! Urwał mi się film, nic nie pamiętam... Mam kaca moralnego jak diabli. -
Ktoś mnie kocha, szanuje, a ja...
cheiloskopia opublikował(a) temat w Problemy w związkach i w rodzinie
... a ja nie potrafię. Od niedawna jestem z chłopakiem, który kocha mnie i szanuje jak nigdy nikt wcześniej, a ja czuję, że jestem emocjonalnym wrakiem wypranym z uczuć wyższych. Momentami chciałabym, żeby się wyprowadził - zostawił mnie samą ze swoimi paranojami. Momentami tęsknię za K., który mnie oszukiwał, mówił, że jestem byle kim, a na koniec pobił. Momentami czuję, że to ja zniszczyłam ten związek; gdybym była inna, K. nie traktowałby mnie tak źle - teraz jest z inną dziewczyną i potrafią być szczęśliwi. Czemu ze mną nie był? Mówił tylko "każdy ma to, na co zasługuje" - może właśnie zasługiwałam na te wszystkie awantury i poniżenia? Momentami chciałabym nie żyć. Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. -
No jasne - znam to :) Kwestię zażywania tabletek, zeby się nie pocic zwalczyłam równo z tymi na odchudzanie, ale strasznie zle sie z tym czuję :) daleka droga przed nami jeszcze :)
-
Zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia)
cheiloskopia odpowiedział(a) na temat w Zaburzenia odżywiania
Męczy mnie podobny problem. Ciągle mam niedowagę (ok. 4 kg) i choć jestem tego świadoma, w lustrze widzę tylko okrągły jak balon brzuch (oliwy do ognia dolała moja nieogarnięta matka, która z zachwytem pokazywała sąsiadce, że się "poprawiłam" i brzuszka nie mam już wklęsłego jak kiedyś). Popadłam w swoistą obsesję - staję bokiem przed każdą mijaną witryną sklepową, by pooglądać własne krągłości; krągłości prawdopodobnie wyimaginowane, bo zaufane mi osoby twierdzą, że tę partię ciała mam NORMALNĄ i że one same wcale mniejszych brzuszków nie mają... Czuję się okropnie. Na zdjęciach widzę żałośnie wychudzoną biedzinę, w lustrze wstrętne wały tłuszczu i nadęte brzuszysko. Ciężko mi się ubrać w jakimkolwiek normalnym sklepie, bo nie dość, że jestem chuda, to jeszcze niska - nie tak łatwo znaleźć rozmiar na kogoś takiego jak ja. Mimo wszystko mnie to nie przekonuje; spodnie, które na wieszaku wyglądają jak na dziecko, w moich oczach pogrubiają moje grube uda... Zaokrągliła się nieco moja dziecinna buźka - zdaniem wielu wyglądam lepiej, a ja po prostu patrzeć na tę okrągłą gębę nie mogę... Z jednej strony ciesze się z każdego kilograma, jaki udało mi się przytyć; bardzo dbam o to, by jeść minimum dwa razy dziennie (a nie raz na dwa dni jak przedtem), staram się, jak mogę... Z drugiej zaś panicznie boję się tego cholernego tycia! Tak naprawdę najlepiej z samą sobą było mi, gdy ważyłam te marne 38 kg. Rześko i zdrowo czuję się będąc na czczo w porze podwieczorku. Znowu łapię się na tym, że nieświadomie wybieram produkty z dużą zawartością błonnika, że spożywam co raz więcej niesłodzonych napojów... Choć na pewno jest ze mną dużo lepiej niż jeszcze niedawno, mam wrażenie, że powoli następuje regres... -
Oj, skąd ja to znam... Potrafię czasem zjeść w jeden wieczór tyle, co normalnie niemal przez tydzień. Teraz nieco lepiej wychodzi mi kontrolowanie tego, co i w jakich ilościach zjadam, ale przychodzi taki dzień, że nie potrafię się powstrzymać - powoduje mną nie głód, lecz żądza.
-
Znam bulimiczkę, która odeszła od faceta, który był dla niej wszystkim w obawie, że przez jej zrujnowaną psychikę to on odejdzie od niej...
-
Tutaj niestety nie da się nie zgodzić... Sama, choć ciągle jestem na lekach, momentami łapię podobne stany jak autor postu; jest fajnie - mam pracę, którą lubię, drugą pracę, którą lubię nie do końca, acz nie jest najgorzej, trafiłam na fajnych współlokatorów, moje życie tak jakby zaczyna się stabilizować i nagle.... nic nie ma sensu. Biorę wolne, przesypiam cały dzień po to, by całą noc tłuc się z boku na bok i rozkminiać nad tym, że mimo dobicia ćwierci wieku nie mam nic i nie mam dla kogo żyć. Powracają myśli samobójcze i strach przed powrotem na odział zamknięty. Dużo dała mi nabyta stosunkowo niedawno umiejętność przełamywania przemożnej chęci izolacji od wszystkiego i wszystkich; wcześniej popadając w taki depresyjny nastrój zamykałam się w czterech ścianach i "rozkoszowałam" się planowaniem własnej śmierci. Teraz staram się robić cokolwiek innego - zadzwonić do kogoś, popisać z kimś... Bardzo pomaga mi to forum; wiem, że tutaj ludzie mnie zrozumieją.
-
Zastanowiłam się nad tym wątkiem i doszłam do wniosku, że natręctwa w mniejszym lub większym stopniu towarzyszyły mi od wczesnego dzieciństwa; od zawsze "skubałam" - skórki przy paznokciach, strupki, później pryszcze (stąd mnóstwo tajemniczych blizn na moim ciele). Prawdziwy "natręctwowy koszmar" zaczął się na początku liceum; pierwsze były stopy - nikt nie mógł widzieć moich stóp. Sandałki w ciepłe dni odpadały, pójście w gości też stanowiło problem, bo przecież trzeba zdjąć buty... Później przyszedł czas na dłonie zawsze starałam się je ukrywać w kieszeniach, rękawiczkach albo pod zaciągniętymi do granic możliwości ściągaczami swetra (poniekąd przyzwyczajenie do takiego chowania zostało do dziś, bo często się łapię na składaniu dłoni tak, by zasłonić nimi paznokcie - bynajmniej nie dlatego, że się ich wstydzę; po prostu lata wprawy). W międzyczasie dopadały mnie różne inne, np. sprawdzanie, czytanie wszystkiego albo spinanie agrafkami. Najgorszym natręctwem, jakie mnie dotknęło, było przeświadczenie, że... śmierdzę. Autentycznie ciągle czułam sama od siebie swąd. Myłam się kilka razy dziennie, zmieniałam ubrania co kilka godzin, ale wciąż, wciąż i wciąż czułam przykry zapach... Miałam wtedy 19 lat, pracowałam zawodowo i to cholerne natręctwo skutecznie paraliżowało moje życie. Wylewałam na siebie tony perfum, ciągle się wycierałam nawilżanymi chusteczkami i wszystko psikałam odświeżaczami powietrza. Potrafiłam się rozpłakać, kiedy ktoś odsunął się ode mnie albo gdy wziął głęboki wdech (na pewno poczuł smród). Tak bardzo wstydziłam się tej przypadłości, że nie powiedziałam o niej nawet mojemu lekarzowi (minęła właściwie "sama"; brałam cały czas leki, w dość dużych dawkach, więc w pewnym momencie stałam się po prostu zobojętniała na wszystko i otumaniona). Dopiero po latach, kiedy uświadomiłam sobie, co to tak naprawdę było, przyznałam się do tych męczarni.
-
Mam tak poniekąd do dzisiaj Dwa lata temu pojechaliśmy z chłopakiem na wakacje; przez dwa tygodnie nie mogłam się wypróżnić, bo nie umiałam tego zrobić nigdzie poza domem - wzdęcia, brzuch jak balon, masakra... Na szczęście tej "schizy" już się pozbyłam (zresztą nie mieszkam już w domu rodzinnym, więc miałabym spory problem na tę chwilę). I tak unikam korzystania z ubikacji publicznych, nawet tej w pracy, ale przynajmniej nie męczę się tak tym jak kiedyś.
-
Na pożeganie mnie pobił
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Candy14, właśnie próbuję Między innymi poprzez fakt, że nie jestem bezwolną kukiełeczką, potrafię mieć swoje zdanie i mówić NIE. -
Pomoc psychologa po próbie samobójczej
cheiloskopia odpowiedział(a) na Zagubiona313 temat w Depresja i CHAD
Też uważam, że to nie jest normalne. Sama po płukaniu żołądka zostałam otoczona sztabem psychologów i psychiatrów. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, acz uważam, że po zażyciu leków powinnaś zostać poddana ogólnej obserwacji, podstawowym badaniom (np. USG w celu sprawdzenia, czy Ci od tego wątroba nie "spuchła" itp.). -
Na pożeganie mnie pobił
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nigdy chyba nie "zniknę" z tego forum, bo to ono pomogło mi przetrwać jedne z najgorszych chwil mojego życia; kiedy opuszczałam kolejny już oddział psychiatryczny (intensywna terapia na dziennym, dochodzącym), po kilku miesiącach stagnacji i walki z samą sobą, gdy musiałam zacząć wreszcie żyć w poza oddziałowych realiach (a człowiek, któremu chciałam ślubować miłość i wierność wolał chlać z kolegami niż mnie jakkolwiek wesprzeć w tej ogromnie dla mnie stresującej sytuacji) właśnie tutaj znalazłam pocieszenie i motywację, by jednak się nie poddawać. ... mój niedoszły mąż (13 czerwca obchodziłabym pierwszą rocznicę ślubu, gdyby mój luby nie odwołał go na cztery dni przed zaplanowaną datą) dziś ma urodziny; choć mnie pobił, poniżył, upokorzył i w znacznym stopniu przyczynił się to tego, że podjęłam kilka prób samobójczych - tęsknię za nim jak cholera. Ileż to razy płakałam w poduszkę wieczorami... Dzisiaj załapałam kolejnego doła (wcale nie chciałam sobie przypomnieć, że równe 12 miesięcy temu z okazji jego urodzin pojechaliśmy do Zakopanego i nie starczyło nam pieniędzy na wynajęcie pokoju, więc spaliśmy w lesie w Czarnym Dunajcu). Zaczęłam spotykać się z sąsiadem z góry - ot, tak wyszło. Niesamowicie przeszkadzał mi fakt, że nie trzymał rąk przy sobie; nie jestem jakoś szczególnie konserwatywna, ale nie chciałam, by wszystko działo się tak szybko. Nie wiem, czy odstraszył go mój "opór", czy też delikatne aluzje, że na zaangażowanie się w związek potrzebuję troszkę czasu... W każdym razie nagle, bez wyraźnego powodu, stwierdził: To się nie uda (w dodatku poprzez smsa). Najpierw się zdenerwowałam, potem zrobiło mi się przykro. Na chwilę obecną wisi mi to jak kilo kitu na agrafce, ale samopoczucia ten fakt też mi jakoś nie poprawił (bo to nie pierwsza taka sytuacja; jakiś czas temu "randkowałam" z kolesiem, który przestał się z dnia na dzień odzywać i nie mam pojęcia dlaczego - to obeszło mnie jeszcze mniej i nawet nie zapytałam o powód, ale zaczynam się zastanawiać, czy ze mną jest coś nie w porządku, czy z nimi). I między innymi przez takie jak wyżej sytuacje wciąż, wciąż i wciąż wracam myślami do K. Choć wcześniej byłam ponad sześć lat z chłopakiem, tak naprawdę K. to była moja pierwsza prawdziwa miłość (bo z tamtym to nie bardzo się kochaliśmy; ot, najpierw zauroczenie, potem przyzwyczajenie); miłość, dla której zrobiłabym wszystko. Miłość, która zaprowadziła mnie do wariatkowa... Przepraszam za chaos w tym poście, ale właśnie taki mam pod rudą kopułą...