Skocz do zawartości
Nerwica.com

cheiloskopia

Użytkownik
  • Postów

    1 099
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cheiloskopia

  1. Witam. Niektórzy pewnie mnie pamiętają; korzystałam z pomocy Forumowiczów, kiedy próbowałam się rozstać z chorobliwie zazdrosnym chłopakiem (dwuletni burzliwy związek). Odeszła, odżyłam... On skamlał jak pies, żeby dać mu jeszcze jedną szansę i, jak się z pewnością domyślacie, dałam się przekonać. Dwa miesiące było jak w bajce - starał się, trzeba przyznać. Choć wcześniej z reguły nie można było na niego liczyć, tym razem stanął na wysokości zadania, kiedy zachorowałam (zwyrodnienie odcinka szyjnego kręgosłupa - nie byłam w stanie się ruszać; trzeba było mnie wozić do lekarzy, na zastrzyki itp.). Naprawdę o mnie dbał i ostatecznie przekonało mnie to co do niego. Jednym z warunków mojego powrotu była wizyta u psychiatry. Bez wahania się na nią zgodził. Na razie jest w trakcie badań (podejrzenie jakiegoś ucisku w głowie, ale o konkretach mieliśmy porozmawiać 27 marca). I nagle pewnego dnia ze zwykłej sprzeczki zrobiła się ogromna awantura. Znów mnie wyzwał (od szmat, wariatek, chorych psychicznie - w końcu wciąż się leczę, itp. itd...). Nie chciałam go po tym znać - w styczniu przysięgał, że już nigdy mnie tak nie potraktuje. Nie byłam w stanie już mu uwierzyć. Mimo wszystko widywaliśmy się czasem; zamęczał mnie kolejnymi obietnicami, błaganiami, przeprosinami... Byłam zdecydowana, że do niego nie wrócę - nie można być kimś, komu się w ogóle nie ufa. Dziś wieczorem koniecznie chciał "powiedzieć mi coś ważnego". Podjechał, wsiadłam do auta i... Dowiedział się skądś, że po rozstaniu z nim zaczęłam pisać smsy z kolesiem, z którym kiedyś się spotykałam (raptem miesiąc czy dwa). Nie udało nam się; on teraz ma dziewczynę i życzę im jak najlepiej - nawet nie miałam zamiaru się z nim spotkać. Gdy wróciłam do tego psychopaty, oczywiście urwałam kontakt, żeby moje kochanie się nie denerwowało. Napisałam do Michała po tym, jak mój luby po raz kolejny nazwał mnie szmatą - lubię tamtego kolesia; jest zabawny i fajnie było pogadać o pierdołach w długie samotne wieczory. Mój narzeczony stwierdził, że zachowałam się jak prawdziwa zakłamana szmata (dokładnie takich słów użył), kurwa, dziwka i takie tam inne. Napluł mi w twarz (nawet dwa razy), wyszarpał za włosy, a potem otworzył drzwi kazał wypierdalać i wypchnął mnie kopem z auta. Na koniec otworzył szybę i krzyknął "jesteś kurwą jak twoja stara". Podobno dlatego, że pytał mnie, czy w tamtym czasie, kiedy nie byliśmy razem miałam kontakt z Michałem, a ja powiedziałam, że nie; w ogóle nie przypominam sobie takiej rozmowy ani takiego pytania, ale mniejsza z tym. On często mnie kłamał, w różnych kwestiach, a ja mu to wszystko wybaczyłam. Nie przeczę, że być może potwierdziłam, że nie miałam z nim kontaktu, żeby uciąć temat... Nie pamiętam, naprawdę. Nigdy go nie zdradziłam, a kilka niewinnych smsów, i to w czasie gdy nie byliśmy razem, nie uważam za zdradę. I przede wszystkim to nie jest powód, żeby uderzyć, opluć i kopnąć dziewczynę. Błagam, powiedzcie - co Wy myślicie? To jest moja wina?
  2. Psychotropka`89, Mieszkamy w małej miejscowości, wiec trudno byłoby na siebie nie wpadac. Pracujemy natomiast w średniej wielkości mieście; ja w ścisłym centrum, gdzie z racji zawodu bywa kilka razy dziennie i tez zdarzyło nam się na się na siebie natknac. Przyznaje - kilka razy zrobilo mi się go żal, gdy widziałam, jaki jest skruszony; nie na tyle jednak, by w tą skruche uwierzyć. Czy mamy kontakt? Ostatnio tak. Jeśli czytałas poprzednie wpisy, zauważyłas wzmiankę o jego wyimaginowanej terapii. Ja ciągle optowalam za tym, żeby skonsultowal się ze specjalistą, bo prawne jego zachowania wskazywały na zaburzenia paranoiczne. Gdy jego kłamstwo wyszło na jaw i przelala się czara goryczy, przestało mnie juz interesować, czy coś ze sobą zrobi, czy też w dalszym ciągu będzie zatruwal życie sobie i innym; zablokowałam jego numer i zerwalam całkowicie wszelki kontakt. Wtedy przyjeżdżal do mnie i prosił, żebym mu pomogła... Choć wiedziałam, że jest to przede wszystkim wybieg mający na celu wzbudzenie we mnie litości, targaly mna sprzeczne uczucia; w końcu to był człowiek, którego kiedyś bardzo kochałam. Ostatecznie on nie odwrócił się ode mnie, gdy trafiłam do psychiatryka... Postanowiłam umówić go do psychiatry. Lekarka, bardzo dobra specjalistka, częściowo potwierdziła moje obawy, aczkolwiek nie mogła postawić diagnozy po jednej wizycie. Zalecila wizytę w poradni zdrowia psychicznego w celu przeprowadzenia testów sprawdzających dla osobowości paranoicznych. Obecnie jest on teraz na lekach (szkoda, że nie pamiętam ich nazwy, może Wy cos wiecie na ich temat ). Pod koniec miesiąca będę wiedziała więcej, czy cos faktycznie mu dolega. Na chwilę obecną jest przybity wizja zaburzeń psychicznych i czasem dzwoni do mnie, gdy się boi (mieszka sam), ale nie narzuca się już, nie wydzwania jak wariat ani nie nadchodzi mnie w domu. Wczoraj poprosił mnie o spotkanie. Z wahaniem zgodzilam się. Dotarło do niego, że został ze sobą i swoimi paranojami sam. A ja, rozdarta wewnętrznie, nie wiem co z tym wszystkim dalej zrobić. Nie chce z nim być, w nic mu nie wierze, ale nie potrafię się od niego odwrocic...
  3. Psychotropka`89, On dalej twierdzi, że bardzo mnie kocha, ale nie wierze w ani jedno jego słowo. Dla mnie ta relacja nie ma sensu i nie zamierzam jej kontynuować.
  4. kostek, Ja Doszłam Do Wniosku, że Chce w życiu Być Szanowaną; W Domu Rodzinnym Byłam Traktowana JaK Nic Niewarte Popychadlo I Wpakowalam Się W Związek, Który Dał Mi To Samo. Powiedziałam Sobie: DOŚĆ. Nadal Kocham. Nadal Tęsknię. Naprawdę życzę Mu Jak Najlepiej. Ale Czas, żeby Zadbać O Siebie - O Swoje Emocje I Komfort Psychiczny, Którego na Pewno Nie Będę Miała U Boku Człowieka Straszacego Mnie Umieszczeniem Na Oddziale Psychiatrycznym Za Każdym Razem, Gdy Mam Gorszy Dzień. Ty Też Dałeś Sobie Wejść Na Głowę. Twoja Dziewczyna Również Cię Nie Szanuje.
  5. tzn u Ciebie zostały ? jak to sie objawia ? Kiedy byłam w poprzednim związku cały czas miałam ochotę na jakiś flirt, na umówienie sie z kimś innym - z kimś normalnym, przy kim czułabym się fajnie. Od swojego chlopaka nie dostawałam za grosz zainteresowania i bardzo mi tego brakowało. Choć nigdy już potem go nie oszukiwałam, z tęsknotą wspominałam, jak fajnie bylo z tamtym chlopakiem - chociażby napić się coli, posmiać i pogadać o głupotach... Kiedy rozpoczęłam drugi związek z kolegą z gimnazjum nie brakowało mi niczego - czułam się ważna, kochana, potrzebna, fajna... Nawet przez myśl nigdy mi nie przeszło, żeby flirtować z kimkolwiek. Był dla mnie czuły i dobry, nie potrzebowalam niczego szukac na boku.
  6. Przykro Mi Strasznie, Gdy Czytam Twoje Posty... Obwiniasz Siebie Za To, że Twoja Ukochana Zaliczyła Skok W Bok - To Naprawdę Przykre, Bo Choćby Nie Wiem Jak źle Działo Się W Związku, Nikt Nie Ma Prawa Tak RanIć... Wiem, że Możecie Mnie Teraz Bardzo Negatywnie Ocenić, Ale Trudno; Myślę, że Dla AutorA Postu Moje Wyznanie Może Być Przydatne. Mojego Pierwszego Chłopaka Poznałam, Gdy Miałam 16 Lat. Był Skończonym Dupkiem, Ale Nie Ważne. Po 4 Latach Byłam Nim Tak Znudzona, że Nie Mogłam Wręcz Na Niego Patrzeć. Poznałam Wtedy Kolesia, z Którym Bardzo Miło Mi Się Rozmawiało... Reszty Chyba Każdy Się Domyśla. Ta Relacja Trwała Kilka Tygodni. Mój ówczesny Chłopak Oczywiście O Wszystkim Się Dowiedział. Przestraszyłam Się I Błagałam Go, żeby Mi Wybaczył. Dlaczego? Nie Wiem. On W Ogóle Się Mną Nie Interesował, Nadużywał Alkoholu, W Tajemnicy Przede Mną Brał Jakieś Anabole I Pakowal Na Siłowni... Nie Był Wart uwagi Po Prostu. Ale Ja Zachowałam Się Jak Ostatnia świnia I Nic Tego Nie Usprawiedliwia. Wróciliśmy Do Siebie, Wybaczył Mi, Ja PrzysięgLam Szczerość I Wierność. Tylko że Nigdy Nie żałowałaM Tego, Co Zrobiłam! Jeszcze Długo Potem Na Wspomnienie Kochanka Przechodziły Mnie Dreszcze. Myślami Wracałam Często Do Chwil Spędzonych Razem. Mój Związek Trwał Jeszcze Dwa Lata. Nie Zdradziłam Już Nigdy, Ale Nigdy Też Nie żałowałam Tamtej Zdrady. Wstyd Mi, że Tak PoStapilam Bo Nawet Ten Samolubny Alkoholik Nie Zasługiwał Na Coś Takiego... -- 18 gru 2014, 08:40 -- Każdy W życiu Popełnia Błędy; Być Może Twoja Dziewczyna Naprawdę żałuje I Chciałaby To Naprawić. Zgodzę Się Jednak Z Przedmówcami, że Ciagotki Do Odreagowywania Na Boku Problemów W Związku Czasem Pozostają...
  7. A Ja Pochwale Wam Się Zaczęłam Odczuwać Taki Zwyczajny Prawdziwy NajNormalniejszy W świecie Głód :)
  8. Przede Wszystkim Zakończ Znajomość Z Twoim Byłym, A Kwestie Zazdrości Odłóż Na Później. Być Może Kiedy Spotkasz Uczciwego Faceta, Który Nie Będzie Ci Dawał Don Powodów - Problem Sam Się Rozwiąże. Ja Też Słyszałam Ciągle Od niedoszłegO Męża, że Jestem Wariatka; Nie Mogłam Się Na Niego O Nic Zezloscic, Bo Od Razu Stwierdzał, że To "Atak Nerwicy". Kiedy Nie Było Tak, Jak On Chciał, Mówił, że Jestem Chora I Nie Potrafię Odróżnić, Co Jest Dla Mnie Dobre. Gdy Miałam Gorszy dzień, A Przecież Wszystkim Się takie Zdarzają, Straszył Mnie, że Mnie Zamknie W Psychiatryku...
  9. didi84, adrenalinka, Bardziej niż Wy same cierpi Wasza zraniona duma; miałam podobnie - bolało najbardziej, bo mnie odepchnął, poniżył. Czułam się jak śmieć; skoro tak traktuje mnie mój ukochany, na pewno nim jestem. Nic bardziej mylnego! Ulżyło mi, gdy wytłumaczyłam sobie, że zakłamany dupek nie jest takiego załamania nerwowego wart. Fakt, że pomogły mi wizyty u psychiatry i leki, które mnie wyciszyły. No i przyznaję - w odbudowaniu własnego poczucia wartości odegrał też rolę mały szczegół: gdy mój niegdysiejszy ukochany zobaczył z jakim zdecydowaniem mówię o rozstaniu, zaczął płakać, przepraszać. I choć nie wierzę w ani jedno słowo, jego chwilowe ukorzenie się dało mi niesamowitą satysfakcję.
  10. adrenalinka, A nie lepiej być samemu niż byle jak i z byle kim? Nie lepiej mieć spokój w samotności niż okroszoną łzami i cierpieniem samotność we dwoje? Ja też potrzebowałam czasu, żeby to zrozumieć. Wolę być do końca życia sama niż użerać się z debilem.
  11. adrenalinka, Ja załamywałam się będąc w związku. Teraz jest mi lżej. Panicznie bałam się rozstania, samotności... ale nie taki diabeł straszny jak go malują:-) Poprzedni moj chłopak nadużywał alkoholu - 6,5 roku tkwiłam w relacji, która nie miała sensu, perspektyw ani szans na przetrwanie. W tym wypadku również bałam się odejść. W końcu znalazłam w sobie odwagę i... odetchnęłam z ulgą.
  12. Candy14, Masz rację, oszalałam. Na jego punkcie. Niemniej jednak ogarnęłam się, w dużej mierze dzięki Wam, drodzy Użytkownicy tego forum - dziękuję! :-) Zakończyłam związek z człowiekiem, któremu nie wierzę już w ani jedno słowo. Dziś rano dostałam od niego smsa o treści: "Ale bym ci zerżnął dupę". Zrobiło mi się niedobrze... Sama nie wiem, co mnie przy nim trzymało tyle czasu. refren, Myślę, że kłamał nie tylko w kwestii terapii; może w tym momencie jestem troche przewrażliwiona, ale wydaje mi się, że gdybym się postarała, odkryłabym jeszcze mnóstwo innych, podobnych ściem. Wyimaginowana terapia miała służyć wzbudzeniu we mnie poczucia winy - wmówił mi, że zniszczyłam jego psychikę oraz system wartości i przeze mnie musi się leczyć. Udało się skubańcowi... Ale ostatni raz. Gdy zakomunikowałam mu jasno i wyraźnie swoją decyzję o odejściu, kilka razy zmieniał taktykę "negocjacji"; najpierw wyśmiał mnie (prawdopodobnie mniemał, iż na jego puste HAHA zareaguję agresją i płaczem, jak wtedy, gdy nie radziłam sobie z ich wybuchami), potem zaczął płakać i stwierdził, że teraz już wie, jak czułam się, gdy myślałam o samobójstwie (czyżby brał mnie na litość?), w smsach zapewniał o miłości i przepraszał, a gdy i to nie przyniosło rezultatów - zaczął mi ubliżać i stwierdził, że jeszcze pożałuję. Wydaje mi się, że do dnia dzisiejszego nie dotarło do niego, że tego pseudozwiązku już nie mam zamiaru ratować. -- 14 gru 2014, 14:54 -- Dodam jeszcze, że najbardziej rozbawił mnie jego tekst: "Obiecałaś mi, że wytrzymasz, aż poczuję się lepiej, aż mi przejdzie". Miał na myśli, oczywiście, swoją huśtawkę emocjonalną. Owszem, obiecałam. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że narzeczony przeze mnie musiał zacząć się leczyć, bo przestał radzić sobie sam ze sobą. Obiecałam, bo byłam pewna, że się naprawdę leczy. Wiem, że macie już mnie w tym temacie dość :-) Ale przytoczę jeszcze jedną naszą rozmowę, która dokładnie rozbiła mi system (jedna z ostatnich przed ostatecznym rozstaniem): JA: Próbowałam to wszystko ratować. Nie udało się. Trudno. ON: Powiesić też się próbowałaś. JA: No i momentami żałuję, że mi się nie udało. ON: Ja też żałuję. JA: Że nie udało mi się powiesić? ON: Nie, uratować tego wszystkiego. -.-
  13. patryk_22, o jak miło :-). Może mijamy się codziennie na ulicy i o tym nie wiemy ;-)
  14. Autoagresja Nie Jest Najlepszym Wejście, Wiesz? Zastanów Się, Czyja Uwagę Chcesz Zwrócić OKaleczajac Swoje Ciało I Komu Chcesz Zrobić W Ten Sposób Na Złość; A Potem Zastanów Się Czy Warto. Sama Przechodziłam Podobne Epizody; Wiem, że Nauczyć Się Szanować Własne Opakowanie Jest Strasznie Trudno, Ale - Uwierz Mi - Da Się.
  15. Nie wiem, jak sprawa ma się w kwestii objawów fizycznych takich jak zawroty głowy czy duszności, ale w moim przypadku głownymi odnośnikami choroby jest lęk, niepokój, stan pobudzenia etc., którym towarzyszy napięcie mięśni; bywało, że niepokój, przeplatając się z atakami paniki, trwał nieustannie przez kilka dni.
  16. Dlatego właśnie zasugerowałam poszukanie odpowiedniego specjalisty, który pomógłby się dziewczynue ogarnąć. Nie poklepałam jej po główce, ale taki kop, jaka to jest beznadzajna ze swoim użalaniem się może tylko pogorszyć sprawę; niech dziewczyna przyblokuje awersje do siostry, bo to nie na miejscu, zamieni zlość i agresję na autoagresję oraz cały wachlarz objawów fizycznych i dalej się męczy, ale się nie użala? Nienawidzi siostry, nie wie, co z tym zrobić, nie radzi sobie - czasem tak się zdarza. Trzeba się gdzieś z tym po prostu zgłosić i spróbować uporządkować własne emocje.
  17. No tak, moje humory też często przypominają sinusoidę - jednego dnia totalny dół, następnego niemal euforia, i to bez żadnej wyraźnej przyczyny. Będzie dobrze, trzeba tylko w to uwierzyć:-)
  18. A jak się dziś czujesz?:) Pozdrawiam:-)
  19. Zero zrozumienia, naprawdę... Chyba taki już urok użytkowników ninejszego forum, że nie potrafią radzić sobie z sytuacjami dla innych prostymi, prawda? Nie na tym powinno to polegać, żeby dziewczynę hejtować. Jak małe dziecko tupie nóżką... no straszne... Otóż niektóre zaburzenia na tym właśnie polegają, że człowiek w kwestii przeżywania niektórych sytuacji emocjonalnie zamyka się na pewnym etapie z dzieciństwa i nie potrafi sobie sam z tym poradzić.
  20. Witam :-). Jest ktoś może z Częstochowy lub okolic? :-) Pozdrawiam :-)
  21. refren, Dziękuję Ci za te słowa. W ogóle Wam wszystkim dziękuję; dodaliście mi otuchy i z upływem czasu sama stwierdzam, że macie rację. Mój chłopak przeszedł terapię rzekomo przede wszystkim przeze mnie; kiedy borykałam się z nerwicą i silną depresją potrafiłam być dla niego okropna, przyznaję. Tylko że teraz widzę, że on wcale nie pomagał mi dojść do siebie, a czasami wręcz przeciwnie - np. przez pewien czas nie radziłam sobie z wybuchami agresji i kiedy zaczynałam się denerwować, on jakby celowo rozjuszał mnie jeszcze bardziej (śmiał się, gdy zaczynałam płakać; lekceważąco dmuchał mi dymem w twarz; mówił do mnie per "Zdzisiu" - tak ma na imię mój znęcający się nad rodziną ojciec alkoholik i porównanie do niego zawsze mnie boli, o czym mój chłopak wie; etc., etc...). Czy coś się po terapii zmieniło? Owszem. Sęk w tym, że na gorsze... Moj narzeczony stał się strasznym egoistą. Co raz częściej powtarzał mi, że przy mnie każdy by zgłupiał. To co mówił i robił odbierałam jako znak, że on to by mógł mieć każdą, ale jest ze mną i powinnam być za to wdzięczna, nie mieć nigdy o nic pretensji, nie złościć się i ogólnie dać sobie wejść na głowę. Kiedyś jedna z moich terapeutek powiedziała mi, że CZEKANIE to mój sposób na życie; 20 lat czekałam, aż rodzice się zmienią, przestaną pić i znęcać się nad nami. Teraz czekam, aż moj narzeczony znowu stanie się kochający, aż znowu zacznie mnie szanować, aż się zmieni... Wiem już - nie zmieni się... i choć to boli, choć mamy kupione najladniejsze obrączki, jakie widziałam, choć mieliśmy plany i marzenia, wiem już, że toksyny z tego związku prędzej zabiją nas oboje niż pozwolą nam być szczęśliwymi... -- 07 gru 2014, 10:12 -- W moim domu rodzinnym nigdy nie było szacunku i miłości. Poprzedni, trwający 6,5 roku związek z nadużywającym alkoholu samolubem, też się raczej na tych wartościach nie opierał. To dlatego, gdy związałam się z obecnym chłopakiem i zobaczyłam inne życie, normalną rodzinę, której chciałam stać się częścią, czułam się taka szczęśliwa. I nagle narzeczony stwierdził z dnia na dzień, że zaplanowany ślub, o którym oboje przecież marzyliśmy, nie odbędzie się - że za wcześnie, że to, że tamto... Podał sto powodów, z których jeden był głupszy od drugiego. Przecież to on mi się oświadczył, to on zabrał mnie do księdza, żeby wypytać o kwestie formalne, to on chciał jeździć oglądać sale na przyjęcie weselne... Nie rozumiałam, co się stało i nie potrafiłam się z tym pogodzić. Na domiar złego teść powiedział mi wprost, że wyboru syna odnośnie przyszłej żony (cyt.) "Nie neguje, ani nie pochwala". Dał mi do zrozumienia, że nowa rodzina niekoniecznie w pełni mnie akceptuje... Poza tym często słyszałam jak mówił, że alkoholizm ma się w genach - bardzo mnie to bolało, bo mam oboje rodziców alkoholików, a sama nie piję... Pytał kiedyś mojego chłopaka, czy wie, co robi, że bierze sobie dziewczynę z takiego domu... To dlatego tak się załamałam. Moje marzenia rozsypały się jak domek z kart. Wylądowałam na zamkniętym oddziale psychiatrycznym, bo zaczęłam stwarzać zagrożenie dla samej siebie - obsesyjnie myślałam o samobójstwie, które wydawało mi się jedynym wyjściem z tej patowej, strasznie dla mnie poniżającej sytuacji. Narzeczony był dla mnie dobry, gdy leżałam w szpitalu; dbał o mnie, codziennie mnie odwiedzał. Sam bardzo to wszystko przeżył - nie jadł, nie spał, wyglądał jak cień człowieka. Byłam mu bardzo wdzięczna za wsparcie. Tylko że stopniowo zaczęło się ono zmieniać w... brak mi odpowiedniego słowa; sam przyznał mojej lekarce, że czasem świadomie i celowo wywołuje u mnie ataki agresji, płaczu... Co raz częściej do tego dochodziło. Stał się dla mnie okropny (zauważyłam zresztą, że nie tylko dla mnie, bo dla innych również, zwłaszcza dla swojego ojca). Może jestem głupia i naiwna, ale bardzo bym chciała, żeby mój narzeczony był w życiu szczęśliwy. Wiem, że ze mną nie będzie. Dlatego przede wszystkim rozstanie będzie najlepszym rozwiązaniem... -- 08 gru 2014, 20:59 -- dzisiaj Powiedział Mi, że Nie Chodził Na żadna Terapię... Kłamał, Tyle Tygodni Cały Czas Kłamał! Mało Tego; W Pewna środę Poprosiłam Go, żeby Zabrał Mnie Z MIasta, Gdy Popołudniu Będzie Wracał Od Terapeuty. Zgodził Się I Czekał W Umówionym Miejscu. DziS Okazało Się, że Przyjechał Specjalnie 30 Km Z Tego Naszego Wypizdowa, żeby Mnie Zabrać I żebym Nie Domyśliła Się Prawdy. Opowiadał Mi O Terapii I Ludziac, Jakich Tam Spotyka. Opowiadał Mi O Psychodramie. Opowiadał Mi, Do Jakich Wniosków Doszedł Terapeuta. opowiadał O Swoich Uczuciach, że Denerwuje Się Przed Wizyta. Gdy Był Dla Mnie NieMiły Argumentował To Huśtawka Emocji Spowodowana Terapia. Patrzył Mi W Oczy I Tak Bezczelnie Kłamał. Okazuje Się, że W Ogóle Nie Znam Człowieka, Za Którego Omal Nie Wyszłam Za Mąż... -- 08 gru 2014, 21:06 -- dzisiaj Powiedział Mi, że Nie Chodził Na żadna Terapię... Kłamał, Tyle Tygodni Cały Czas Kłamał! Mało Tego; W Pewna środę Poprosiłam Go, żeby Zabrał Mnie Z MIasta, Gdy Popołudniu Będzie Wracał Od Terapeuty. Zgodził Się I Czekał W Umówionym Miejscu. DziS Okazało Się, że Przyjechał Specjalnie 30 Km Z Tego Naszego Wypizdowa, żeby Mnie Zabrać I żebym Nie Domyśliła Się Prawdy. Opowiadał Mi O Terapii I Ludziac, Jakich Tam Spotyka. Opowiadał Mi O Psychodramie. Opowiadał Mi, Do Jakich Wniosków Doszedł Terapeuta. opowiadał O Swoich Uczuciach, że Denerwuje Się Przed Wizyta. Gdy Był Dla Mnie NieMiły Argumentował To Huśtawka Emocji Spowodowana Terapia. Patrzył Mi W Oczy I Tak Bezczelnie Kłamał. Okazuje Się, że W Ogóle Nie Znam Człowieka, Za Którego Omal Nie Wyszłam Za Mąż...
  22. Na pewno macie rację... jednak boję się. Póki co strszanie tęsknię. Naprawdę nie wiem, co ze sobą zrobic. refren, też to zauważyłam - im bardziej się staram, tym bardziej on traktuje mnie jak popychadło. Z drugiej jednak strony on ostatnio przeszedł terapię - mam odejsc czy poczekać, aż jego emocje trochę się uspokoją?
  23. Widzisz, a ja już powoli przestaję wierzyć... Męczą mnie okropne wyrzuty sumienia, że to ja zabiłam tę miłość... nie potrafię poradzić sobie z poczuciem winy. On teraz powiedział, że chce ode mnie / od nas odpocząć. Czekam jak głupia, kiedy się odezwie... Strasznie tęsknię. Boję się. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Nie mam pojęcia, co robić.
×