
noszila
Użytkownik-
Postów
548 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez noszila
-
Jak to zawsze??
-
Wiesz, to nie w porządku, że chłopak grozi Ci, że Cię zostawi jeśli zdecydujesz się na przyjmowanie leków. Powinien chcieć Twojego dobra i wspierać Cię, próbować znaleźć wyjście z sytuacji a nie ignorować problem i zamiatać go pod przysłowiowy dywan. Być może sprawa na chwilę obecną go przerasta, nie potrafi inaczej się zachować i stosuje takie techniki, jakie zna; w tym wypadku niestety to już wchodzi na szantaż emocjonalny. Leki wcale nie muszą zobojętniać, wszystko zależy od tego czy są odpowiednio dobrane. Fakt, to czasem długa droga poprzez wiele prób, ale jeśli nie ma innego wyjścia, to musisz o siebie zawalczyć. Napisałaś: "nie chce przyjąć do wiadomości, że ma popieprzoną dziewczynę". Nie to miałam na myśli. Chodziło mi o to, że być może pogubił się w całej sytuacji, czuje że nie jest już w stanie bardziej Ci pomóc (poza tym przytulaniem i wycieczkami samochodem by Cię uspokoić). Być może wykorzystał już wszystkie znane mu sposoby i uważa, że skoro nic z tego nie pomogło, to zwyczajnie wymyślasz. Nie jesteś w żadnym wypadku popieprzona i nie sądzę, żeby Twój chłopak tak uważał. Jesteś w tej chwili po prostu zagubiona i rozchwiana emocjonalnie. Potrzebujesz pomocy. Co do mamy, to skoro sama ma ze sobą problem, to pewnie chciałaby, żebyś się nią zajęła, zwłaszcza że nie ma ojca, czyli jej męża, więc brakuje jej silnego ramienia i poczucia bezpieczeństwa. Na dodatek nie leczy się, więc nie robi nic konkretnego, by poprawić swoją i waszą wspólną sytuację. Być może mama obawia się, że jeśli przyzna, że też masz problemy ze zdrowiem psychicznym, to wtedy nie tylko będzie musiała coś zrobić, aby Ci pomóc, ale także (a może przede wszystkim) nie będzie już najważniejszą osobą w domu, tą najbardziej potrzebującą, wokół której wszystko się kręci i podporządkowuje. Podkreślam, to tylko moje przypuszczenia. Nie wstydź się płakać, bo łzy pomagają wyrzucić nagromadzony negatywny ładunek emocjonalny. Po prostu płacz oczyszcza, przynosi ulgę. Nie musisz udawać twardziela przed nikim, nie masz takiego obowiązku. Jesteś człowiekiem i jak każdy masz prawo do słabości i postaraj się na początek to zaakceptować - masz prawo czuć to wszystko i chcieć to z siebie wyrzucić. Kochana, nie masz wpływu na to, co ktoś sobie pomyśli. Też na pewno masz różne myśli na temat innych osób. I jak pewnie sama zauważysz, nic się złego z tego powodu nie dzieje. Myśli nie widać. Krążą sobie wokół jak pyłki, kurz, jak powietrze. Po prostu są i tego nic nie zmieni. Osoba po drugiej stronie słuchawki...hm...nie zakładaj z góry, jak wobec Ciebie będzie się odnosić. Jeśli nawet wyczujesz w głosie nutkę złości czy zniechęcenia to pomyśl, że ta osoba też jest człowiekiem i jak my wszyscy ma jakieś problemy i być może właśnie w tej chwili po jej głowie krążą niezapłacone rachunki, chorujące dziecko albo bezrobotny sfrustrowany mąż. To się może odbić na zachowaniu tej osoby. Całkowicie niechcący, bez zamierzenia. Nie bierz więc takich rzeczy do siebie, jako osobisty przytyk, bo nie znasz intencji drugiego rozmówcy. Łatwiej Ci będzie, jeśli z góry przyjmiesz, że będzie to miła, spokojna rozmowa. Powtarzaj to sobie i tak będzie. Co do kwestii "sparzenia się" to powtórzę się trochę, bo psycholodzy to też ludzie jakby nie patrzeć :) mają odmienne charaktery, podejście do pacjenta/klienta, techniki terapeutyczne. Jeśli praca z tym akurat psychologiem nie będzie Ci z jakichś przyczyn odpowiadać, zawsze możesz spróbować u innego. Ja tak robiłam kilka razy. I nie żałuję, bo przekonałam się, jak bardzo mogą się oni od siebie różnić i że nie taki diabeł straszny :)
-
Ale ten tydzień i tak w Twoim życiu minie, a też nie jest to aż tak długo czas oczekiwania, niektórzy tu na forum pisali o dłuższych terminach. Poza tym, nie wiesz, czy nie zdecydujesz się iść. To tylko Twoje przypuszczenia, oparte pewnie na dotychczasowym doświadczeniu, owszem, ale nadal tylko przypuszczenia. Co oznacza, że wcale nie musi tak być. A powiedz, dlaczego boisz się zadzwonić do przychodni? To przykre, że nikt nie chce Ci pomóc, ale pomyśl, że możesz sama poradzić sobie z zapisaniem się na wizytę i udaniem tam. Wiem, że łatwiej jest, gdyby ktoś to zrobił za Ciebie, ale sęk w tym, żeby zebrać wszystkie swoje siły jakie tylko Ci się uda i zrobić ten pierwszy i może najważniejszy krok w życiu, krok po swoje zdrowie i stabilizację. Być może dla Twoich bliskich problem o którym piszesz jest albo niewidzialny, albo bagatelizują go, bo nie chcą uznać za fakt istnienie takiej sytuacji, wtedy musieliby zdobyć się na odwagę i zmierzyć się z tym problemem wraz z Tobą. A niektórzy się boją i nie chcą widzieć tego, co się dzieje. To nie musi oznaczać, że im na Tobie nie zależy. Jak w ogóle rodzina reaguje na Twoją prośbę o pomoc? I nie jesteś wcale słabą jednostką i nie myśl nawet o żadnej eliminacji. Jesteś silna i to bardzo, skoro szukasz pomocy, napisałaś tu do nas i szukasz pomysłu, porady, jak rozwiązać swoje problemy. To wymaga czasem dużej odwagi.
-
FOTOGRAFIA ANALOGOWA/TRADYCYJNA
noszila odpowiedział(a) na EmInQu temat w Fotografia/Malarstwo/Rysunek/Rzeźba
Ops nie wpadłam na to, amator ze mnie :) -
zwierzaki zwykle są małe i nie śmierdzą tak bardzo bo mają mniejszą powierzchnię potliwości i9 nie wiedzą coto wbić nóż w plecy To prawda. Są szczere, bezpośrednie i nie robią nic złego bez wyraźnego powodu i bez ostrzeżenia. Wychodzi na to, że tulenie tylko ze zwierzakami
-
Moje psisko nie jest większe ode mnie, ale nie zwraca uwagi na to, że jest w stanie mnie przewrócić i z czułością rzuca się na mnie, szturcha, trąca etc. Ale jejjku zwierzaki to co innego
-
Nareszcie jakaś dobra wiadomość. Wspaniale. Ważne, że masz coś, co pomaga Ci się uspokoić, pozbyć lęków i odrzucić złe myśli. Teraz działaj dalej, na pewno będzie już tylko lepiej
-
FOTOGRAFIA ANALOGOWA/TRADYCYJNA
noszila odpowiedział(a) na EmInQu temat w Fotografia/Malarstwo/Rysunek/Rzeźba
Głupie pytanie może, ale...skąd wiedziałeś, że LG itd? Przepraszam, nie wiedziałam, do którego działu się podpiąć -
FOTOGRAFIA ANALOGOWA/TRADYCYJNA
noszila odpowiedział(a) na EmInQu temat w Fotografia/Malarstwo/Rysunek/Rzeźba
Można coś dorzucić tutaj? -
Wyobraziłam sobie taką sytuację, kiedy ktoś próbuje mnie objąć albo przytulić a ja mówię: "Wybacz, ale jesteś nieporęczny w tuleniu ze względu na swoje rozmiary!"
-
Nie, wtedy bym tego nie odczuwała, bardzo lubię zwierzęta, mam chomika oraz psa i pies często przychodzi żeby go głaskać i przytulać i nie mam przed tym żadnych oporów.
-
"Mogę SIĘ o coś spytać?" (proszę bardzo, pytaj siebie, tylko czy sobie odpowiesz?)
-
Mam wewnętrzny opór przed takimi ćwiczeniami bo wymagają zbliżenia się do siebie, patrzenia na siebie i w siebie, rozmawiania ze sobą...dużo tego "siebie" ajj chyba nic się nie da ruszyć z tym na chwilę obecną.
-
No defekty, wiem, ale chciałabym wyjść z siebie czasem. Fuj!! Nie wiem, nie wiem, próbuję myśleć inaczej uhhh..... ale są rzeczy, o których nawet tutaj ciężko pisać i które się chyba zabierze ze sobą pod ziemię. Dziękuję w każdym razie za wsparcie.
-
Oryginalność wolałabym przejawiać w jakiejś innej formie Ale tak serio całkiem, nie wiem do końca skąd to jest. Nie jestem jakaś gruba (co nie znaczy, że grubsi nie są w porządku, żeby nie było), ani garbata, nie kuleję czy coś w tym stylu, no fizycznie jakoś nie mam niedomagań. Ale po prostu nie lubię siebie nie tyle, że się sobie nie podobam, co się sobą brzydzę wolałabym sobie sama nieraz przyłożyć (zdarzało się w okresie okaleczeń i autoagresji różnorakiej) niż się np. objąć sama...
-
Całokształt. Kiedyś psychiatra kazał mi w ramach ćwiczenia stać przed lustrem i patrzeć na siebie. Coś strasznego. Patrząc na swoje odbicie mam ochotę je rozbić, rzucić czymś, krzyknąć "nienawidzę cię wstrętna idiotko".
-
Próbowałam, ale chyba łapię się na tym, że ocenę siebie opieram na tym, jak postrzegają i/lub komentują mnie inni... Jak byłam w związku raz w życiu to było z tym nieco lepiej, chociaż i tak krążyły myśli typu "jak on może ze mną być i się nie brzydzić" bo ja tak się czuję wobec siebie. Kurde, w czasach szkolnych mówiąc wprost zryli mi beret na tym punkcie i czuję się jak "miss pasztetowa". Po prostu cholernie źle się czuję w swoim ciele. Wiem, nie można narzekać, skoro jestem w pełni sprawna fizycznie, mam te dwie ręce i nogi itd itp no ale to jest czasem silniejsze.
-
Tak, mam. I to bardzo silnie odczuwany problem. Niechęć to mało powiedziane.
-
Wiem, pewnie myślisz, że mój problem jest dziwny i go wyolbrzymiam, bo nie da się tak żyć, bez dotyku. Tylko wiesz, sama antypatia do dotyku to jedno, ale taka silna irytacja i spięcie przy tym to drugie. Nie każdy lubi jak się go przytula czy dotyka, zwłaszcza na siłę, ale martwi mnie to, jak się z tym wewnętrznie czuję. Ale dziękuję.
-
Dlaczego chcę wiedzieć? Chyba dlatego, że nie zawsze tak było i nasiliło się to dopiero w ciągu ostatnich kilku lat. Na dodatek ten dotyk znoszę różnie, w zależności od osób. Do psa z kolei uwielbiam się przytulać, właściwie tylko do psa... Mi osobiście to nie przeszkadza, tylko z okazji np, świąt się trzeba przemęczyć, kiedy rodzina z rozpędu rzuca się na szyję a jeszcze jakieś kuzynki które się uwielbiają całować! Tfu! Ja akurat tego nie znoszę. A co do mamy, to od niej też nie lubię dotyku i również mnie spina, odsuwam się. Ona się wtedy denerwuje, pyta co się stało, o co chodzi, czy mi coś zrobiła itd itp i zaczyna się litanie bez końca... No tak, pewność siebie kuleje. Pewnie jest to jakiś związek. bittersweet, jejku ale jak się trochę chociaż przestać bać? W końcu dotyk to jedno, ale takie życie z ludźmi na co dzień... Może Messiah miał rację z bezludną wyspą... Ostatnio odwiedziła mnie koleżanka, nie dosyć że nasza rozmowa to był monolog, bo ona ma o czym opowiadać: praca, koleżanki, chłopak a ja tylko "yhym", "tak", "serio?"...to tylko czekałam kiedy w końcu spotkanie dobiegnie końca i zostanę sama. A przecież niczym mi nie zawiniła. Cieszyłam się, że przyjdzie do momentu, aż się pojawiła Messiah, jak znam życie, to skutek byłby odwrotny od zamierzonego, bo albo z przekory by mnie paluchem trącali albo pytali mimo napisu co oznacza ten symbol
-
- Wnusiu ja w twoim wieku już pracowałam! - a ja babciu w twoim jeszcze będę... prawdziwe i smutne Skojarzył mi się też tekst ze stand-up: - Jasiu dostałeś tylko trójkę, a Kasia się postarała i dostała pięć! - Ale mamo, Zosia dostała dwójkę! - Inni mnie nie interesują!
-
Messiah, tylko nie chodzi w ogóle o przebywanie w towarzystwie ludzi, ale o dotyk, nawet zwykłe objęcie ramieniem; bittersweet, nie chodzę na randki, nie spotykam się z nikim, nie pamiętam już kiedy gdzieś byłam z kimś; a nawet w tych dawnych sytuacjach miałam wrażenie, że ktoś mnie chce od razu wykorzystać, zarówno emocjonalnie jak i fizycznie; vifi, może coś w tym jest, nie mam potrzeby rzucania się w oczy, wolę wtopić się w tłum, byleby mnie tam nie dotykali za często i zbyt mocno; detektywmonk, tylko nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek w dzieciństwie doszło do takiej sytuacji ladywind, chodzi po prostu o wychowanie w rodzinie dysfunkcyjnej, czy raczej wiążesz krzyki i kłótnie z niechęcią do bliskiego kontaktu?
-
Skoro już mowa o tekstach rodziców, to moja mama nagminnie "ma wszystko w d..." - nie wiem czemu, ale nie lubię jak to mówi
-
Pieprz, nie byłam bita. Akurat ręki na mnie rodzice nie podnieśli. Ojciec chlał, ale nie bił; matka wyzywała, ale nie uderzyła. mark123, a te neuro(bio)logiczne przyczyny, to np.? Mógłbyś rozwinąć myśl?
-
Jeśli powielam wątek (szukałam, ale może za słabo), proszę o link. Macie pomysł, skąd bierze się niechęć nie tylko do dotykania czy przytulania innych, ale przede wszystkim do bycia dotykanym przez ludzi? Już nie wspomnę o sytuacjach, kiedy w kolejce do kasy ktoś mi najeżdża wózkiem z zakupami na nogę albo co gorsza próbuje mi nim wjechać w tyłek! Mam ochotę zabić!... Ale nie znoszę, kiedy ktokolwiek (bliski czy obcy) próbuje mnie dotknąć, przytulić, objąć ramieniem; spinam się wtedy i drętwieję jakbym się tego brzydziła