
deader
Użytkownik-
Postów
4 886 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez deader
-
Dziękuję, dziękuję, kłaniam się Mnie chyba największą radość przyniosło tak w ogóle że po raz pierwszy od dawien dawna mam do opowiedzenia coś z pracy nie nadającego się do działów "Jęczarnia", "Wkurza mnie..." i podobnych
-
Siedzę w biurze z dwoma kumplami, każdy coś tam dłubie przy swoich zleceniach. Nagle u jednego rozdzwania się prywatna komórka. Typ odbiera i już po kilkunastu sekundach nawet nie umyślnie podsłuchując dało się rozpoznać że nawiązała z nim kontakt przedstawicielka jego operatora, proponując mu nowy korzystniejszy abonament. Przez pierwsze trzy minuty nie za bardzo nawet zwracaliśmy uwagę na tą rozmowę gdyż toczyła się dość cicho, ale głośność rosła z każdą minutą. Po pięciu minutach tarzaliśmy się ze śmiechu bo kumpel już dosłownie wrzeszczał do słuchawki - a wywnioskowaliśmy że: babka chciała mu zaproponować "lepszą" ofertę. "Lepszą" w sensie będzie więcej płacił, ale dostanie więcej minut darmowych i innych pierdoletów - na co kumpel uparcie odpowiadał że nie interesuje go taka oferta, ponieważ w obecnym abonamencie bez problemu się mieści. Komedia polegała na tym że babka najwyraźniej na każde jego "nie potrzebuję więcej darmowych minut" odpowiadała czymś w stylu "ale ja bym chciała zaproponować panu ofertę w której będzie pan miał więcej darmowych minut". Nie brzmi to tak śmiesznie kiedy to opisuję, ale uwierzcie - ludzie z sąsiedniego działu zaglądali przez drzwi z czego tak się brechtamy. Najlepsza jest końcówka. Po prawie 10 minutach rozmowy znienacka na moim biurku ląduje telefon owego kolegi, czerwonego już ze wściekłości: "masz tu panią, chcesz to sobie pogadaj, bo ona w kółko to samo pier**** w dodatku gada jak automat, mi się już nie chce jej ciągle tego samego powtarzać". Czemu po prostu nie zawiesił połączenia? Cóż, jesteśmy zabawnymi ludźmi i każda zmarnowana okazja na odrobinę komedii (zwłaszcza czyimś kosztem) w naszym mniemaniu gdzieś na świecie zabija jedną pandę. Jako że lubimy pandy, to staramy się też w każdej potencjalnie komicznej sytuacji - praktykować komedię. Przykładam więc telefon do ucha, i faktycznie, słyszę zrobotyzowany monolog: "...w-związku-z-tym-chcielibyśmy-przedstawić-panu-nową-ofertę-dostosowaną-do-pana-indywidualnych-potrzeb..." i tak dalej i tym podobnie. Posłuchałem ze dwie minuty, mając kolejną bekę z faktu iż kobieta najwyraźniej nie załapała że gada już do kogoś zupełnie innego (a zadawała pytania więc po głosie mogła chociaż się zorientować), kiedy nastąpił TEN MOMENT, wisienka na torcie, najjaśniejszy punkt mojego dnia a być może i tygodnia. Widać było że babka jest zaprawiona w callcenterowych bojach bo kontynuowała namawianie kumpla po tym jak kilkanaście razy jej odpowiedział że NIE JEST ZAINTERESOWANY, więc podejrzewam że ktokolwiek padnie jej ofiarą, będzie miał trzy wyjścia: po chamsku zakończyć rozmowę, dla świętego spokoju zgodzić się na ofertę, bądź też z nią gadać i gadać i gadać i gadać... Kiedy więc zadała pytanie "Czy-nie-zna-pan-kogoś-kogo-mógłby-nam-pan-polecić-kto-byłby-zainteresowany-przeniesieniem-swojego-numeru-do-naszej-firmy-?.." morda ucieszyła mi się przeokrutnie, jak najszybciej potwierdziłem że oczywiście, znam kogoś takiego...! ...po czym podałem prywatny numer mojego szefa Oh. My. God. Ciekaw jestem czy do niego zadzwonią i czy zadzwoni do niego ten sam ludzki automat :D Wizja mojego szefa który potrafi zrobić klientowi awanturę bo zbyt długo szuka materiałów w teczce (bo przecież czas to pieniądzory!!!!) toczącego rozmowę z tym kobiecym robotem jest... eh, nie istnieje chyba słowo w naszym języku które oddałoby epicką niesamowitość tej wizji w wystarczającym stopniu
-
Zastanawia mnie przeogromnie, czemu jak ktoś by się zdecydował pomagać Rosjanom, to od razu zdrajca, kolaborant, czerwona świnia, niemalże pedofil i potomek Jaruzelskiego - kiedy tymczasem w ramach tej całej Unii cały naród (teoretycznie - bo przez reprezentantów) z uśmiechem na ustach współpracuje z PIEPRZONYMI NIEMCAMI!!!!!!!!!!!!!!!! i jakoś nigdy nie słyszałem żeby ktoś kogoś oskarżał w takim przypadku o zdradę, kolaboranctwo, nazizm czy cokolwiek?! Rosjanie to przynajmniej "swoi" są, Słowianie, jak my. A tamci to pieprzeni Germanowie, Prusaki i inne ścierwa, nie wiem jakim cudem my w ogóle z nimi się zgadzamy współpracować, przecież ten naród powinien zostać po 45' masowo rozstrzelany albo wywieziony do zbierania bawełny.
-
-- 02 cze 2014, 12:19 -- Ołłłłł jessss, też bym tak gówniarza potraktował
-
To jest kosmos jakiś, ja też muszę mieć np. na biurku czy na półkach wszystko poustawiane równolegle/prostopadle/w równej linii, ale już czy te rzeczy są obrośnięte dwutygodniowym kurzem zupełnie mnie nie obchodzi...
-
Wczoraj w sumie, ale w weekendy staram się tu nie zaglądać: grill z rodziną na którym nikt się o nic nie pokłócił
-
Wczoraj miałem rodzinnego grilla i z ciekawości podpytałem się kto na kogo głosował. Pan Korwin dostał głosy mojego 65-letniego ojca oraz mojego brata, który jest gejem, razem z jego "narzeczonym". Cóóóóż..... Jeśli głosują na tego pana nawet ludzie którymi pan Janusz pogardza (bo jego stosunek do homoseksualistów jest raczej pobłażliwie negatywny) to znaczy że coś musi być faktycznie w jego programie politycznym co ma sens. Dodam że ani mój ojciec ani mój brat nie palą marychy więc to nie było powodem A to oznacza, że mój brat i mój "szwagier" mają to, czego najwidoczniej brakuje feministkom: odrobinę dystansu zarówno do siebie samego jak i do rzeczy które mówi pan Mikke. Więc, jeśli jesteś kobietą i mówisz że pan Korwin nienawidzi kobiet - to idź do kuchni, pozmywaj trochę naczyń, zastanów się trochę i policz do 10 zanim spróbujesz to powtórzyć Poza tym - "Korwin mówi źle o kobietach, Korwin gardzi kobietami" - czyżby cała egzystencja była postrzegana przez pryzmat płci? Gdzie ten wasz gender w praktyce? Czemu słysząc jak Korwin obraża kobiety nie powiesz sobie w myśli "zwisa mi to, bo wewnętrznie czuję się facetem", ty podła, fałszywa szowinistko???
-
Jeśli już to chyba "Korwińska..." Sorry że tak trochę nie na temat, ale od dobrych kilkunastu dni widzę cię jak udzielasz się w wątkach dotyczących polityki; jednocześnie zaś pamiętam że kiedyś napisałeś że plusem twojej niedojrzałości jest to że nie musisz jak większość Polaków truć sobie głowy polityką... Czyżby porzucenie dawnych ideałów?
-
Uhm...
-
Założyć pętlę to nawet łatwo, ale co potem? Te pierdzielenie że po kilku sekundach traci się przytomność przez brak dopływu krwi do mózgu to albo jedna wielka ściema albo jestem takim debilem że nawet tego nie potrafię zrobić porządnie. Jeszcze jest trzecia opcja: kable sieciowe które mamy w firmie chvjowo się do tego nadają.
-
To jest niby najważniejsza sprawa, ale jest jeszcze coś... Widziałem na którejś ze stron demotywatoropodobnych obrazek uśmiechniętego pana Korwina z podpisem: "Jak mawia przysłowie: do 29 razy sztuka" Dla mnie to jest fajne, dla mnie to jest jakiś dowód na to że jak się ma jakieś silne przekonania i o nie walczy do upadłego niemalże (bądźmy szczerzy, panu Korwinowi - oby zdrowie mu co prawda dopisywało - nie zostało już wiele czasu na tym świecie) to jest szansa że się uda... I mimo że z panem Korwinem nie zgadzam się w wielu kwestiach, to jedno jest pewne - bardzo się cieszę że mu się udało i życzę jak najlepszego wykorzystania tej szansy!!!
-
ladywind, współczuję, przerypane. Ja mam trochę inaczej bo ja zapierdzielam jak dziki a ciągle słyszę że "mógłbym więcej", a to bo inni zostają po godzinach a ja nie, a to że zajmuję się tylko swoim działem a nie dopieprzam sobie roboty z innych działów (!!! tak jakbym miał czas na robienie czegoś z innych działów kiedy ze swoim ledwo się wyrabiam !!!), a wszystko dlatego że wszystkie moje pomieszczenia robocze znajdują się poza zasięgiem wzroku szefa z jego biura, w przeciwieństwie do innych działów. Więc facet nie widzi jak zapierdalam. I chvj z tym że na koniec miesiąca robione są podliczenia, ja sam robiąc na moim dziale zarabiam na siebie plus niezłą kasę dla szefa, kiedy drugi dział według niego cały czas nie "kręci się na maxa" mimo że tam zapieprza osób nie jedna, ale 5-6. I chvj z tym, że robię wszystko sam, od kontaktu z klientami, poprzez zamawianie materiałów, papierkologię związaną ze zleceniami, same zlecenia też drukuję osobiście i nawet takie pierdoły które mógłbym teoretycznie zrzucić na kogoś innego bo nie wymagają jakiejś super inwencji twórczej, jak na przykład przycinanie plakatów do wymiaru - chvj z tym że sam to wszystko robię, najważniejsze że nie zapierdalam jeszcze na dziale który przynosi nie takie dochody jak mój. I najgorsze że przez to że te głąby z drugiego działu dają się dymać jeszcze bardziej ode mnie bo godzą się na przychodzenie wcześniej, na zostawanie po godzinach, na pracę w sobotę - ja mimo że w swoje 8 godzin obrabiam się ze wszystkimi swoimi pracami to przez nich też dostaję wrażenia jakbym się "niedostatecznie angażował", wychodzę z pracy z poczuciem winy, a przecież wszystko moje jest porobione. Jak inni muszą zostawać to najwyraźniej znaczy że ich dział potrzebuje więcej pracowników, ale oczywiście ten pierdzielony wyzyskiwacz umyślił sobie że "skompletuje" dodatkowego pracownika z reszty ekipy. I tym sposobem nasza księgowa została przyuczona do obsługi dwóch maszyn, i pomiędzy obsługiwaniem klientów, wypisywaniem faktur i całej tej księgowej pracy - musi jeszcze zapieprzać na boku z pracami zupełnie nie związanymi z jej działem. Babka która pracowała na CTP została przymuszona do pracy przy impozycji wizytówek (wybaczcie branżobełkot, ważne że możecie mi wierzyć na słowo - są to dwa zupełnie inne działy). No ale to przecież chore!!! Czekam jeszcze aż nasza sprzątaczka zostanie zapędzona do wprowadzania danych do systemu obsługującego firmę, oraz kiedy szef będzie swoim dzieciom po powrocie ze studiów przychodzić i zapierdzielać przy foliowaniu wydruków. Oh, wait, to drugie już ma miejsce od dobrych kilku miesięcy... Oczywiście o jakimkolwiek uwzględnieniu tych dodatkowych obowiązków w pensji nie ma nawet mowy, jakaś premia? Śmiechem się można zabić (o ironio)... Cwel twierdzi że nie przystosowuję się do dzisiejszych wymogów rynku pracy, cóż, PIERDOLIĆ DZISIEJSZE WYMOGI RYNKU PRACY!!! Wszędzie tylko wyścig szczurów, wyzysk, nikt nie dba już o człowieka, liczy się tylko tabelka określająca ile z niego można wycisnąć, jak najskuteczniej sprowadzić go do poziomu szmaty i wyżąć do cna. Powoli zmienia mi się podejście do odebrania sobie życia. Najpierw przyjdę i wpakuję temu skurwielowi śrubokręt w tętnicę, niech chvj zdycha, jakaś sprawiedliwość na tym świecie musi być. -- 28 maja 2014, 11:25 -- No i jeszcze reakcja rodziny, na jakąkolwiek wzmiankę o tym że w tej pracy jest chvjowo. Od razu ze świętym oburzeniem się rzucają że trzeba całować szefa po nogach za to że praca w ogóle jest. Przepraszam za taki natłok francuskiego, ale - o ja żesz kurva pierdolę. Jak ciotki różne i babcie miały przeróżne operacje, to wiadomo - operacja naprawiała problem, po operacji trzeba trochę pocierpieć bo a to rana się źle goi, a to szwy przeszkadzają, a to coś tam boli... I one jakoś mogły narzekać na to że je boli czy uwiera. No i nic dziwnego - owszem, każdy się cieszy że operacja jest, ale nijak nie wpływa to na fakt że po tej operacji człowieka to i owo boli. I tak samo - owszem, cieszę się że praca jest, ale mam też prawo ponarzekać na to co mnie w niej wkurza, i liczę na reakcję współczującą a nie naganę z rodzaju "nie doceniasz co masz". Porobili by tydzień z tym ćwokiem to by może zrozumieli jak to jest. Ale nie, zawsze wszystko moja wina, to mi "nie pasuje", to ja "przesadzam", to ja "powinienem być wdzięczny", zawsze za coś kurva powinienem być wdzięczny.
-
Najpewniej się nic nie zmieni niestety. Zastanawiam się nad rzuceniem roboty i zafundowaniem sobie ostatniego miesiąca przyjemności przed strzałem. Tyle że znając życie po takim miesiącu odechciałoby mi się zabijać bo "zakosztowałbym życia" i stwierdził że jednak nie chcę się jeszcze rozstawać ze światem. Tyle że wtedy przyjdzie też jebnięcie rzeczywistości, tzn. będę bez pracy, bez oszczędności, bez perspektyw - czyli znów będę chciał się odstrzelić. Pierdolone nieskończone koło desperacji. Najgorsze że ja nie chcę umierać. Ale też powoli kończy się mój zapas spokoju. Nie mam siły dalej tak żyć. Nie chcę de facto umierać. Chciałbym żeby problemy zniknęły, chciałbym wreszcie pierdolony święty spokój. Tyle że jedynym pewnym sposobem na osiągnięcie takiego stanu jest zabicie się. Kolejne koło desperacji :/
-
Właśnie z takowymi walczę. Niesamowite, jak bardzo udupić potrafi człowieka drugi człowiek kilkoma zdaniami. Mój szef znów sprowadził mnie do poziomu szmaty i jeszcze przed chwilą rozważałem czy by po prostu nie wstać, nie spakować swoich rzeczy, wypierdolić z tej zasranej firmy, po drodze do domu kupić flaszkę i zapić nią te kilka pak klonów które czekają w domu na czarną godzinę. Nadal to rozważam, jedynie postanowiłem na razie dotrwać do końca zmiany. A potem nie wiem. Mam już chyba serio dość, kurwa, stara się człowiek jak może, zapierdala, nikt tego nie docenia, szef twierdzi że za mało robię, rodzina twierdzi że mam urojone problemy, moja przyszłość do usranej śmierci będzie wyglądała tak samo, czyli; będę chodził do jakiejś chvjowej roboty, mieszkał w dziurze, obrastał w tłuszcz żrąc gówno bo na nic innego mnie nie stać - po kiego grzyba to ciągnąć, po kiego chvja..?? Państwo rucha mnie w dupę, szef rucha mnie w dupę, rodzina rucha mnie w dupę, każdy po prostu każdy kto mnie otacza w realu rucha mnie w dupę i już mam dość, dość, dość
-
Wypraszam sobie, nigdy pana Korwina posądzeniem o masakrowanie nie obdarzyłem Ale btw ja też się w sumie cieszę że wejdzie tam trochę rozpierdzielać. Właśnie czytam newsa że we Francji znów zbierają się do referendum czy "wypisać" się z UE - generalnie, w PE to akurat pan Korwin faktycznie może się dobrze sprawdzić, u nas go nie widzę nadal niestety
-
Nie zgodzę się! Przecież tak mamy teraz (przynajmniej w teorii). Przykład z życia wzięty, bo własny Na głowę leczę się prywatnie - bo stać mnie na jednorazowe, niereguralne, względnie niewysokie koszty prywatnych wizyt, oraz zakup kilku leków których NFZ nie refunduje. Ale! - jak mi się przytrafi złapać jakieś grypsko i przez to uzyskać tygodniowe L4, to jest mi płacone w czasie tej choroby, nie całość, bo jak dobrze pamiętam to 80% normalnej stawki, ale jednak - i jest to akurat tyle kasy żeby ten tydzień przetrwać, mieć na żarcie, na lekarza, na lekarstwa. I tak samo jak stać mnie na jednorazowe, nieregularne wizyty u psycha, tak nie stać mnie na zafundowanie sobie solidnie srogiej operacji jeśli - nie daj losie - przytrafi mi się takiej potrzebować. Tutaj kapitalista powie że to przecież bez sensu bo to samo mógłbym zrobić gdybym dzięki mniejszej ilości podatków miał wiecej pieniędzy Moja odpowiedź jest dwuczęściowa: po pierwsze - biorąc pod uwagę tą wielokrotnie już przytaczaną ludzką naturę - nie wierzę że miałbym jakoś super-więcej pieniędzy; to mój szef by je miał, bo nie musiałby ich płacić; i nie mówię tu tylko o stricte moim szefie, który jak niektórzy wiedzą jest dość dużym wujem, ale o szefach generalnie. Nie wierzę w to że pensje by szalenie skoczyły do góry - to raczej "góra" jeszcze bardziej nas dymała Po drugie zaś: ja się zgadzam z panem Korwinem między innymi z tym, że większość ludzi to idioci. Ja też nim jestem, tyle że - jestem idiotą świadomym swego idioctwa A jako że w krainie ślepców jednooki jest królem... Ja otwarcie przyznaję że jestem idiotą i chcę żeby te wszystkie rzeczy ktoś zrobił za mnie - ten cały sztab urzędników, pośredników, lekarzy, pielęgniarzy - ja nie mam głowy do tego żeby załatwiać te wszystkie sprawy.
-
Z tego co się orientuję mirtazepina jest nieco podobna w działaniu do mianseryny, a nie odczułem żeby ten lek na mnie działał super-nasennie, zanim dołożono mi "udupiacze" to lekarka testowała na mnie przez miesiąc samą mianserynę, spałem równie beznadziejnie a jeszcze do tego zdarzało mi się wstać z łóżka i opróżnić lodówkę bo żreć się po tym chce Generalnie myślę że fizycznie jestem w stanie spać bez chemii bez trudu (ot, choćby wczoraj wróciłem do domu po robocie, wziąłem prysznic, położyłem się na chwilę żeby się wysuszyć - 15 godzin poszłoooo, obudziłem się nieco przed 6 rano ) ale chodzi głównie o psychikę. Jak już wspominałem, ja ćpun jestem, ja muszę mieć poczucie że łykam kilogramy prochów Choćby to były tabletki na sraczkę, to lepiej mi się będzie po nich zasypiało (jak mi nikt nie powie o podmianie) niż bez nich
-
U mnie jest o tyle "zabawnie", że nie może to być najgłupszy nawet serial, bo męczyłbym się tym że nie będę wiedział o co chodzi, bo przecież zasnę w połowie odcinka Więc zawsze zapuszczam dokumenty o mordercach, bo ich historie znam niemalże na pamięć, za to każda seria dokumentów nieco inaczej te historie opowiada
-
Tak, właściwie zasypiam bez problemów. Czy pomógł mi lek..? Cóż, leki pomogły mi w czasie kiedy porządkowałem swoją głowę, bo to przez to miałem problemy z zasypianiem (natłok niechcianych, przeszkadzających w zasypianiu myśli). Obecnie, prawie półtora roku po wydarzeniu które spędziło mi sen z powiek, uporządkowałem swój głupi łeb, prawie całkiem o pewnych sprawach o których chciałem zapomnieć - zapomniałem (bądź wstawiłem w ich miejsce rzeczy o których chcę pamiętać)... Przez rok na sen brałem zestaw 30 mg mianseryny, 50 mg hydroksyzyny, 50 mg prometazyny, czasem na "własną rękę" dorzucałem któregoś z leków więcej bądź dorzucałem jeszcze jakieś benzo albo Apap Noc. Od początku obecnego roku powoli zmniejszam dawki - niestety nie odstawię z dnia na dzień bo przyzwyczaiłem się już do łykania pigułek przed snem, jestem ćpunem więc takie pierdółki mają dla mnie znaczenie, nawet ostatnio poprosiłem żeby mianserynę mi lekarka wypisywała w tej samej dawce ale w tabletkach nie 30 tylko 10 mg, bo po odstawieniu prometazyny i zejściu na 25 mg hydroksyzyny "dziwnie" się czułem łykając tylko dwie tabletki - jakoś tak mimo że wiem że dawka taka sama, to 4 tabletki "inaczej" wyglądają No ale generalnie będę się do tego przyzwyczajał stopniowo bo w przeciągu najbliższych 3 miesięcy będę redukował leki nasenne do ilości 10 mg miansy + 25 mg hydro. Następnie będzie wywalenie miansy, hydroksyzynę mam nadzieję za pozwoleniem lekarza sobie zostawić bo jednak jakieś "awaryjniaki" chcę mieć w szufladzie; aczkolwiek już nie z zamiarem łykania codziennie lecz właśnie na awaryjne sytuacje typu: jest niedziela, północ, za 7 godzin trza wstawać do roboty a mi się nie chce spać (jestem "niestety" zwierzem nocnym). W takich przypadkach, zwłaszcza po odstawieniu regularnego zażywania leku, dawka rzędu 100 mg będzie mnie usypiać jak trzaśnięcie łopatą - a przynajmniej na to liczę Chcę zostawić hydro a nie miansę, bo i tak biorę jeszcze jeden antydepresant (fluoksetynę) a miansa nie usypia w taki sposób jak leki typu hydroksyzyna które to zwykłem zwać "udupiaczami" No i jakieś tam działanie uspokajające hydro posiada, co w "trybie doraźnym" czasem się niestety przydaje. -- 27 maja 2014, 13:47 -- I jeszcze jedno, jeśli chodzi o zasypianie. Wypracowałem sobie odstające od zasad higieny snu "techniki zasypianiowe". Publikacje o higienie snu wyraźnie zaznaczają, że najlepszymi warunkami do spania jest między innymi cisza oraz unikanie używania łóżka do celów innych niż spanie. Cóż, ja odkryłem że najgorszą w moim przypadku rzeczą jeśli chodzi o zasypianie jest myślenie, dlatego co wieczór kładąc się do łóżka włączam na YT jakiś film dokumentalny - żeby przypadkiem nie myśleć o swoich problemach, tylko słuchać o problemach innych No i kolejna rzecz - z mojego łóżka robię "swój drugi dom", tj. czytam w nim, oglądam filmy, gram na konsoli - tak żeby się maksymalnie z łóżkiem "zaprzyjaźnić". Nie wiem czy to sensowne porady - ale w moim przypadku działają :)
-
Maksymalna dawka jaką przyjąłem to było bodajże 250 mg, bo desperacko chciałem zasnąć. Uśpić mnie jakoś morderczo nie uśpiła, za to zdecydowanie wysłała mnie do łóżka - po takiej ilości bowiem o ile umysł miałem trzeźwy tak ciało kompletnie "pijane" i potykałem się o wszystkie meble w domu. Poniekąd można więc powiedzieć że do snu się przyczyniła Na dzień dzisiejszy biorę wieczorem 25 mg... albo i nie, jak mi się zapomni. Chyba mogę wreszcie powiedzieć że skończyły się moje problemy z zasypianiem
-
Bardzo dobrze że się biznesmenom zabiera, bo oni nie robią nic innego jak żerują na tych którym się w życiu mniej poszczęściło. A odpowiednia ilość ołowiu myślę że bardzo szybko nauczyłaby co poniektórych że niezbyt mądrym posunięciem jest "odbijanie" sobie tego co musiało się oddać potrzebującym. Czemu ołowiu? Bo niestety tylko takie metody działają na niektórych ludzi. Poproś właściciela dowolnej firmy o oddanie połowy dochodów na cele charytatywne - śmiechem cię zabije. Poproś go o to samo trzymając lufę przy uchu - nooo, to jeszcze dorzuci kilka procent ekstra. Może to nieludzie się wydawać pozornie, ale parafrazując Korwina - dla mnie kapitalista to nie człowiek, to pijawka. Uważam wręcz przeciwnie - socjalizm wzmacnia więzi społeczne bo znosi "święte krowy". No i nie zgodzę się z drugą częścią zdania - zabiera tylko część pieniędzy, co do reszty masz całkowitą wolność wyboru jeśli chodzi o wydawanie. Może komunizm tak miał, bo to był socjalizm skrzywiony ideologicznie nastawiony anty-zachodnio. Ja tak samo, i w gruncie rzeczy mało ważne jaki to będzie ustrój, czy demokracja, czy socjalizm, czy monarchia czy anarchia - ważne żeby nam się dobrze żyło, o! :) Żeby każdy miał gdzie mieszkać, gdzie pracować, za co kupić jedzenie i za co zaznać nieco kultury. Dla mnie socjalizm jest odpowiedzią na pytanie "jak to uzyskać" - mogę się mylić i jeśli inny ustrój nam zapewni to samo to nie będę protestował :)
-
O, tutaj to się zgodzę w 100% :)
-
Oczywiście że tak! I nie widzę absolutnie nic złego, niestosownego, nieprawidłowego, nieludzkiego i tak dalej w tym że jakiś gościu wożący się mercedesami trochę mi pomoże. Taki Gerard Depardieu powinien zostać publicznie zastrzelony za to co zrobił - spierdzielił z własnego kraju, opuścił swoich rodaków, którym mógł pomóc, bo ojej, bidulkowi chcieli trochę pieniędzy na bardziej potrzebujących zabrać... Jedyny problem który tu dostrzegam, jest w tym że podziały społeczne są delikatnie mówiąc chore i obecnie to faktycznie może wyglądać "niesprawiedliwie". Cytując klasyka Carlina: "Ci na górze nic nie pracują i nie płacą podatków. Klasa średnia odwala całą robotę i płaci wszystkie podatki. Biedota.... Biedota jest tylko po to żeby klasa średnia srała w gacie ze strachu!". I tak i nie. Uważam że państwo w obecnej formie nam nie pomoże, ponieważ składa się z chachmęciaży rządzących znieczulicowcami. Pomóc może nam jedynie państwo w odmiennej formie, tj. składające się z ludzi z odpowiednim ideologicznym zapleczem którzy tymi znieczulicowcami pokierują w odpowiedni sposób. Początki byłyby trudne i brutalne, ale wierzę że dałoby się tak zrobić żeby wszystko "zadziałało". Czemu "brutalne"? Gdyż na początku na pewno znalazłoby się kilku bogatych kolesi którym by nie odpowiadało takie rozwiązanie i trzeba by było nimi udekorować kilka latarni. Lata reform, zmiana systemu edukacji... To nie jest coś do osiągnięcia w rok. To jest plan dalekosiężny. Ale nie uważam że nierealny.
-
Nie powiem żeby to był dobry przykład, bo to tak jakby porównywać pracę u nas i w Japonii - to są dwa różne kręgi kulturowe, dwa różne światopoglądy, dwa różne światy niemalże... Ja jakoś mam 70% zniżki na 2/3 swoich leków, więc dla mnie to nie jest argument. Wszyscy tworzymy państwo, więc jakby nie było - gdyby przestałoby nam pomagać, to by przestało... Błędne jest utożsamianie kilkudziesięciu chachmęciarzy w Sejmie z "państwem", bo widzę że dużo ludzi tak ma... Nihil Lubi Klocki?
-
Wiesz, tak się składa że nie jestem po żadnych studiach, "humanista" to pojęcie nieco szersze niż "student kierunku humanistycznego" Inna sprawa że te "wywalenie z ogólniaka" rzuca nowe światło na twoje wypowiedzi