Skocz do zawartości
Nerwica.com

Twilight

Użytkownik
  • Postów

    935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Twilight

  1. Pójdziesz dopiero, gdy zacznie utrudniać? To skoro wiesz, że nie powinnaś, został Ci już tylko do pokonanie jeden, mały krok, bezpodstawny opór i jesteś na najlepszej drodze do wyleczenia :) Pozdrawiam
  2. Twilight

    Po raz drugi tu...

    Witamy ponownie, nie ma nic wstydliwego w powrotach. Dotrzesz do źródła, to i nie będziesz potrzebowała się odcinać od rzeczy z czasów choroby, także od forum Trzymam kciuki i witam! Pozdrawiam
  3. I bardzo dobrze wytrwała, wiele do napisania tu nie ma, bo jesteś tak świadoma, że wyleczysz się na 100%, nie ważne, czy szybciej, czy wolniej. A tego co zyskasz po drodze, nikt Ci nie odbierze. Pozdrawiam
  4. I to jest to! Bo różowo od razu nie będzie, ale stopniowo, ważne, byś nie kitował sobie głupot, gdy suma sumarum, idzie w dobrą stronę. A skoro sam piszesz, że trza sie WYLECZYĆ (a nie tylko leczyć) to jest dobrze. Bo wyleczenie to nie mit czy cud, to zwyczajna, normalna rzecz, całkowicie osiągalna przez każdego, nie wymagająca cudów z Nieba. Powtarzam to do znudzenia i będę powtarzał, bo tak jest, a często w chorobie tego nie widzimy. Pozdrawiam
  5. Dokładnie, mimo wątpliwości tego czy owego wicepremiera, gejem od obaw czy fantazji nie zostaniesz, albo nim jesteś, albo nie - i w żadnym wypadku nie jesteś gorszy... Pozdrawiam
  6. Widocznie ma głęboko rozwiniętą zdolność empatii... A jak ty to odebrałeś, co wtedy czułeś? Pozdrawiam
  7. Również oddzielam całkowicie wiarę od kościoła, kościół to dla mnie (bez obrazy dla nikogo) organizacja polityczno-finansowa, która ledwo co, z dużymi oporami (i nie mniejszą butą) pozbyła się przymiotnika "-zbrodnicza". Co ciekawe, sam kiedyś byłem ''praktykującym'' katolikiem, ale im więcej wiedzy zdobyłem na temat tego, jak to funkcjonuje, tym bardziej gotowy stawałem sie by uświadomić sobie, iż to kościół potrzebuje ludzi, a nie ludzie kościoła. Ale to pewnie temat na długie stronnice dyskusji. W każdym razie, nie przeszkadza mi to szanować i prywatnie bardzo lubić wielu katolików i księży, a już na pewno nie mam nic przeciwko (jakiejkolwiek) wierze. Sam również wierzę, chociaż znacząco ''inaczej'', ale to chyba nie czas, by zapychać topic swoim światopo(d)glądem. Pozdrawiam
  8. Ahahahaha, zupełnie jakbym widział siebie jeszcze rok temu, wypisz, wymaluj. Serio, dosłownie. Oczywiście, Ty wiesz najlepiej, jak z Tobą jest, ale identyczna ''ideologie'' sobie dopisywałem - że nie chce taryfy ulgowej, że tylko moja zasługa, że leczenie spowoduje u mnie zasłanianie sie choroba i takie tam różne... Bzdury, nazwijmy po imieniu. I wiesz co jest milowym krokiem? Przestanie udawać, że się jest zdrowym. Miast tego, rozpoczęcie leczenia, bo nie wyleczy nas ani udawanie, ani czekanie na snop światła z nieba, który rozwiąże wszystkie problemy. A leczenie to rzecz zwyczajna. Bethi, trzymaj się cieplutko, napisałem Ci w Jęczarni jak to widzę, to nie będę sie powtarzał, mam nadzieje, że nie odbierasz tego jako trucie. Tnij fale, stateczku! Pozdrawiam
  9. A zdarzyło Ci się łyknąć zdrowo oleju zamiast wody mineralnej? znam kilku całkiem ''zdrowych'' ludzi, którzy robią to notorycznie Pozdrawiam
  10. Twilight

    nerwica mija!

    Gratulacje! Bardzo dobrze, zrozumienie, uświadomienie, oraz poczucie, że nie jest sie z tym ''ufoludkiem'' to już krok w dobrą stronę. Jeśli objawy będą słabnąć aż do całkowitego zniknięcia, to super, jeśli jednak nie, nie wahaj sie przed wizytą u specjalisty, nerwica nie bierze sie znikąd, a dotarcie do przyczyn, poradzenie sobie z nimi - to wyleczenie, a nie tylko zaleczenie. Trzymam kciuki! Pozdrawiam
  11. Twilight

    czesc

    Witamy serdecznie na forum! Owszem, może to być spowodowane psychika, acz nie musi. Sorka, wiem że banał, ale nic więcej po wymienionych objawach ''na pewno'' nie napiszę, nie jestem specjalistą. I właśnie do specjalisty powinieneś się udać, co jak piszesz chcesz zrobić - i bardzo dobrze. Skierowanie może dać Ci lekarz pierwszego kontaktu - opowiedz o problemie, zasugeruj, że chciałbyś sie upewnić, czy nie jest to na tle nerwowym - lekarz nie jest alfa i omega, sam może na to nie wpaść. Wizyta u psychologa/psychiatry (jedno nie wyklucza drugiego) pozwoli Ci odpowiedzieć na wątpliwości... W każdym razie, jakby co pisz i nie krepuj się - długie posty czytamy równie chętnie :) Pozdrawiam
  12. IMO, ze strachu. Różnie sie reaguje na strach, raz zdrowiej, a raz wpędzając sie w choroby. Inni by zabić własny strach krzywdzą innych... Ot, dotarcie do źródła strachu, to prawie jak mistyczna (uwaga, traktowac to tylko jako przenośnie, bo branie dosłownie może tylko zaszkodzić dopisywaniem ideologii do zwykłej choroby ) "Świątynia Pierwotnego Zła", jak sobie poradzimy ze strachem dawnym i obecnym dzisiejszymi, mądrzejszymi metodami - gdy zaczniemy sobie z nim radzić - zaczynamy zdrowieć... Pozdrawiam
  13. A widziałaś kogoś, kto miał kontakty z ludźmi i prawdziwe więzi od urodzenia, albo dostał w spadku? Na to nigdy nie jest za późno, skoro wiesz, że wariujesz i skupiaj się na sobie, to z tym walcz - nie zmienisz na ''pstryk'',ale powoli, powoli... Moi Przyjaciele (całą Trójkę pozdrawiam ) mieli ze mna skaranie Boskie, i pewnie nie raz jeszcze mają, a fiksowałem w kontaktach (zwłaszcza na początku) całkowicie. Że byłem straszny, to mało powiedziane, ale jakoś sie poukładało, poza tym, nawet zdrowi ludzie miewają poważne problemy (suprise Żarty żartami, ale czasem popadamy w coś takiego, jakbyśmy to my byli jedyni naznaczeni a reszta wiodła życie mlekiem i miodem płynące ) i wtedy ja wykazywałem sie cierpliwością, dodawaniem otuchy, a czasem kopniakem w tyłek na rozruszanie... Ot, walczyłem ze swoimi głupotkami i jestem pewien, że Ty też możesz. Pod warunkiem, że naprawdę sa dla Ciebie ważni ludzie, a nie chcesz z nich koniecznie robić ''panienki/chłopców do towarzystwa''. I nie myśl, że Cię atakuje - wiem po sobie, że czasami dużo debatujemy nad swoim wnętrzem, zamiast po prostu być. Pozdrawiam
  14. Fajny bajer, z opisu, ale przestrzegam przed oczekiwaniami na ''cudowną maszynę'' - może to co najwyżej dokładnie określić, jakich substancji/neuroprzekaźników brakuje w mózgu/organizmie, w wyniku choroby. Ale zwalczyć sama chorobę można docierając do źródła, poprzez terapię i tak dalej. Leki to tylko wspomagacze. Pozdrawiam
  15. Twilight

    Dystymia

    Rzecz w tym, że leki to w większości wspomagacze, wyrównujące poziom tego i owego w mózgu/organizmie, pomagające w leczeniu - ale podstawa to terapia, bo dociera się do źródła. Bez terapii ani rusz. Pozdrawiam
  16. Hm, a ja powiem Wam, że po prostu kocham noc... Wczesna noc się dla mnie zaczyna od 00:00, chodzę spać około 3-4, chyba, że się przy czymś zasiedzę - wtedy później, oczywiście wsio to, gdy nie muszę wstawać wcześnie rano, a rzadko muszę - a jeśli muszę bardzo wcześnie, to nie raz nie kłade się w ogóle i czuje się z tym świetnie, odsypiając następnego dnia. Ot, jestem popołudniowo-zmierzchowo-nocnym stworzeniem i czuję się z tym doskonale. Akurat to uważam za całkiem normalne, wszystko zależy od tego, czy masz inne objawy choroby i czy szkodzi Ci to w życiu... Pozdrawiam
  17. Świadomość zawsze coś, ale nigdy nie byłem przekonany, czy naprawdę cofa się ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że się cofa? Może tylko podryfowałaś trochę, ale tak to jest, dwa kroki do przodu, krok w tył, trzy do przodu, dwa w tył... Truć Ci nie będę, bo sama wiesz jak to jest - ale porównaj swój stan z xxx lat przed, a teraz. Nawet, jeśli w tej chwili jest kiepsko, to ogólnie przecinasz fale do przodu!!! Mogę Ci coś zadedykować? Niestety, nie moje, bo zawsze w inny sposób wyrażałem swoje ''opowieści'', ale za to uwielbiam odbierać wiersze innych... A zaakceptować siebie zawsze dobrze - jesteś świetnym, wartościowym człowiekiem teraz, w tej chwili, a kontynuując swoją drogę leczenia... No w sumie co ryzykujesz? Możesz tylko zyskać. Pozdrawiam Ps. Jagienka, przeczytałem wsio... Uważam, że terapia jest Ci potrzebna, ale żeby mogła odnieść skutek - odcięcie się od Źródła. Prawda jest taka, że jesteś w stanie mieszkać sama i się utrzymać, nawet jeśli to dla Ciebie teraz wydaje się totalną egzotyką. Możliwości masz dużo, ot pierwsza z brzegu - drugi rok, jesteś zmęczona studiami - możesz wziąć dziekankę i naprawdę małym kosztem wyjechać za granicę, popracować rok i odłożyć kasę na 5 lat studiów i jeszcze trochę. Wiem doskonale, sam przeprowadziłem się na czas nieokreślony do Anglii, chociaż już wcześniej zarabiałem w Polsce najbardziej zwariowanymi metodami, jak tylko się dało. Przełamanie strachu, zyskaniu poczucia, że dasz sobie sama radę w każdej sytuacji wiele daje. Zaczynasz traktować innych nie jak ''deski ratunku'', ale tak, jak chciałabyś być traktowana - wiele złego wydarzyło sie w Twoim życiu, ale jego reszta jest tylko w Twoich rękach. Gdybyś potrzebowała bardziej szczegółowych informacji, ''jak zacząć'' na własną rękę za granica, czy coś, pisz na PM.
  18. Twilight

    Mój nowy image

    tytuł topicu: "Mój nowy Image" Ciekawie się rozwinął ten nowy image, nie powiem A zdjęć jak nie było, tak nie ma... Pozdrawiam
  19. Twilight

    Filmy i seriale

    "Sfora" w odsłonie 1 i drugiej - no po prostu uwielbiam, pewnie zasługa aktorów, ale scenariusz również świetny. "Oficer" w wydaniu 1 i drugim - tu już momentami fabuła troszeńkę nawalała, ale bardzo nieznacznie, więc oglądało się nad wyraz przyjemnie, dobrzy aktorzy, jeśli sie tylko odcedzi przesadzoną akcję reklamową... W sumie, TV nie oglądam w ogóle, chyba, że coś do mnie trafi ''z zewnątrz'', (Tak! Teraz to nie ja muszę sie dokopywać do czegoś dobrego w TV, ale TV z czymś dobrym do mnie :) ) więc innych serialideł nie pomnę. Prison Break oglądałem do pierwszych idiotyzmów fabularnych, lostów nie trawię, friendsów bym ''zannihilował'' ale w sumie z przyczyn osobistych - Przyjaciółka ogląda nałogowo, co gorsza ściągane z sieci, przez co zawsze spóźnia się średnio 2 odcinki, jeśli wspólne plany w ogóle dochodzą do skutku (Chyba przetestuję nowe umiejętności ataków SQL na forach z tym cholerstwem i ogłoszę Świętą Wojnę każdemu kto publikuje taką, że talibowie wymiękają) Ogólnie kompletnie nie trawie odmóżdżających seriali, chociaż rozumiem, co dają Kompletnie inne rzeczy mnie jednak odprężają, tamte jedynie śmiertelnie nudzą. "głupawych'' komedii również nie pożeram, dowcip lubie raczej pythonowski, albo z ''przedwojenną'' klasą, aka Starsi Panowie czy Vabank. (Uwielbiam! Cytaty zrozumiałe tylko dla tych co oglądali: "Alpy... Tu się oddycha...", "Murzyn, Murzyn! Murzyn!") Pozdrawiam Ps. Moda na sukces kojarzy mi się, oprócz cyfry 1347593849, (numer odcinka) z babcią, z którą nie można wyjść na spacer dłuższy niż 30 min, bo ciągle ma jakieś seriale. Dobrze, że ich nie może ściągać z sieci i ogląda tylko tyle, ile puszcza TV :)
  20. Jak to nie zagląda, ciągle sie zagląda, tylko nie piszemy, jak akurat nie ma o czym pisać A widzisz, jak dobrze. Choroba ta ma w sobie coś jeszcze, gdy się zapętlisz, czujesz jakby zasłonę, mgłę w umyśle, która oprócz utrudniania skupienia się, blokuje Cię przed ''przypomnieniem sobie'' takich oczywistości, jak to, że to tylko natręctwo i tak dalej. W końcu takie pochodzenie NN, zamglenie umysłu, by zablokować strach (a przy okazji kilka innych ''odczuwań'') Ale nie blokuje całkowicie i możesz nauczyć się przebijać przez to. Pozdrawiam
  21. A i owszem, mówię - to znaczy, przez 19 lat nie mówiłem nikomu, a kilka miesięcy temu powiedziałem 1 osobie, co było krokiem milowym. Dziś wie już więcej osób dla mnie najważniejszych, a oporów nie mam, co widać na forum Czasami wręcz tym ''zdzielę'' jak wczoraj, gdy rozmawiałem ze starym kumplem (kumpel jak kumpel, żadne szczególne zażyłości) i wyjechał mi ze sloganowatymi pierdołami, że jak ktoś chciał popełnić samobójstwo, to niech popełnia, bo jest porąbany głupi etc. Od słowa do opieprzu, z moim ''cóż, szkoda, że masz o mnie takie zdanie, jakoś będę z tym żył" na start na czele. Jego minę, w tym momencie, będę bardzo długo pamiętał (na osobę, która miała ciągoty samobójcze ''nie wyglądam'' i zresztą nie wyglądałem też wtedy, kiedy je miałem w wyjątkowo niebezpiecznym stopniu - wielu pewnie by szybciej nerkę zjadło, niż pomyślało, że mógłbym popełnić samobójstwo. Zawsze tak jest ) Pozdrawiam Ps. A dzień z gatunku tych dziwnych. Zaczął sie wspaniałym samopoczuciem, czyli powinienem się domyślić, że lepiej nie wychodzić z łóżka Bombardowanie negatywnymi akcjami, od kłótni, poprzez złe wiadomości, na całkowicie idiotycznej i jak żyję niezależnej ode mnie sytuacji, w której wystawiłem do wiatru osobę, w sumie ''załatwiającą'' mi pracę, przez co wizja rozpoczęcia kariery kloszarda za czas jakiś przybliżyła się szkaradnie A zakończył sie dzień bardzo pozytywnie i miło... Więc co tu rzecz, dziwny dzień. Dziwny.
  22. Ja tak miałem z liczbami nieparzystymi, (ale ''fizycznych'' natręctw pozbyłem sie już dość dawno) u mnie wynikał to z tego, że jakoby pierwsze robienie czegoś było ok, ale jeśli nie wyjdzie, (np ustawienie czegoś równo) to drugie, ''poprawka'' już jest złe i potrzebne trzecie, które miało by być ''retrospektywą'' pierwszego. Jak trzecie nie, to 4 złe, więc piąte... I tak dalej. Klasyczne natręctwo. Nie ważne jakie liczby się znajdzie, ale wsio to klasyczne natręctwo. IMO najskuteczniejsza metoda behawioralna, gdy w tym wypadku ''olać'' i zrobić zwyczajnie, bez tego cudowania, mówiąc sobie ''to tylko natręctwo''. Gdy raz drugi trzeci widzimy, że świat się z powodu nie odliczenia do x nie zawalił, trąby archanielskie nie zawyły, a niebo nie zwaliło nam się na głowę, strach przed ''niedopełnieniem'' rytuału mija i znika sama potrzeba rytuału. Bo w tej chorobie psychicznej, jak w większości innych, wszystko ma źródło w strachu. Każdy jako małe dziecko miał ''akcje'' typu chodzenie po kaflach chodniku i nie stawanie na łączeniach, ale większości to mija. My kiedyś baliśmy się czegoś tak bardzo, (i nie ważne, czy był to strach uzasadniony, czy nie) a jednocześnie nie mogliśmy podzielić się z kimś tym strachem, oswoić go... Albo zareagować na niego zwyczajnie... Że, aby sie tak bardzo, bardzo nie bać, uciekliśmy w rytuały. One w jakiś sposób wyłączają, ogłupiają jak narkotyk - a z czasem rytuały stały sie przymusem... Tak uważam. I uważam jeszcze jedno - że często już nie pamiętamy, że kiedyś nie byliśmy chorzy i że choroba nie rozwinęła się do dokuczliwego poziomu z dnia na dzień - a skoro tak, to i możemy być zdrowi i dojście do tego też będzie stopniowe, a strach i przymus coraz słabsze, aż do całkowitego zniknięcia. To trochę jak odzwyczajanie się od czegoś, tylko nasze przyzwyczajenie praktykowaliśmy milion razy od lat i jest mocniejsze. Potrzebuje więc więcej czasu, żeby minąć. I dojścia do źródła tego ''pierwotnego'' strachu, albo tych, które podtrzymały nas w rytuałach - i radzenia sobie z nimi dzisiejszymi, normalnymi metodami. Terapia. Pozdrawiam
×