Witam. Od jakiegoś czasu czytam sobie wasze posty.... chciałbym opisać swój "przypadek".
Mam na imię Karol. Mam 19 lat. Zawsze odkąd sięgam pamięcią czegoś mi brakowało, czegoś naprawdę ważnego, ciągle stało coś na przeszkodzie żeby szybko to zniwelować i dać sobie z tym jakoś radę, a gdy już mi się udawało stawało przede mną jakieś nowe "wyzwanie". Nigdy do końca normalne, uważałem że jest się czego wstydzić, a nawet bać o tym komukolwiek powiedzieć. Była nerwica natręctw (o której "fachowym" istnieniu dowiedziałem się dopiero niedawno i przez przypadek. Byłem bardzo zdziwiony że to jest takie..... powszechne) o której przejawach i poszczególnych obiektach na które byłem, a raczej musiałem byc "wrażliwy" nie ma sensu się głębiej rozwodzić... były obsesje na tle religijnym, różnorakich chorób, sądziłem nawet że jestem opętany,choć byłem w tamtych czasach bardzo religijnym chłopakiem. Wiecie chyba że tego typu choróbsko potrafi zabrać człowiekowi naprawdę sporo wolnego czasu. U mnie trwało to jakieś 6 lat, jeśli dobrze liczę,skończyło się jakieś półtora roku temu gdy poszedłem do spowiedzi i z wielkim trudem powiedziałem o wszystkim księdzu, który pewnie nie do końca mnie zrozumiał, ale od tamtej pory życie stało się dużo lepsze, i jakbym nagle uświadomił sobie o co chodzi - wyrzucał to stopniowo z głowy. Sądzę że jak na chłopaka takiego jak ja... raczej jestem osobą wrażliwą, było tego ciężaru za dużo. Gdy teraz rozmawiam z ludźmi młodszymi troszkę od siebie i słyszę o ich marzeniach, opowiadają mi o swoich wspomnieniach, spędzam z nimi wolny czas - z żalem wspominam przeszłość, kiedy ja tego poprostu nie miałem, nie miałem normalnej młodości, koncertów, wspólnych wypadów z znajomymi, brak mi wspomnień, "musiałem" zabronić sobie czytania książek, pisania, wielu,wielu czynności które dla normalnego człowieka są odruchowe i niemożliwe do .... zabronienia. Poprostu w głowie się nie mieści. Nie jest to miłe uczucie... Ciężko jest mi rozmawiać dłużej z ludzmi, mam problemy z nawiązywaniem kontaktów, nowych znajomości. Jestem też nieśmiały, często zatyka mnie gdy poznam kogoś, zamienimy parę słów, a następnym razem gdy go widze np. w autobusie nie jestem w stanie gęby otworzyć, gapie sie prze okno i udaję że go nie widzę. Czuję się przez to jakiś taki ... winny, zarzucam sobie że tak naprawę nie reprezentuję sobą za wiele. Czuję że inni ludzie są niedostępni, dalecy, mają "swoje sprawy", swój piękny i wielki świat który przy moim staje się nic nie znaczący, nie warty uwagi. Z ludzmi z którymi żyję nie do końca dobrze się czuję. Różnią nas zainteresowania, coraz bardziej widzę że różnimy się pod względem tego jak chemu ułożyć sobie życie. Czuję że do nich nie pasuję do końca, mimo że się do nich przyzwyczaiłem (szkoła robi swoje).
Problemem jest też dla mnie to że nikt tak naprawdę nie wie o tym co się przez te wszystkie lata działo, to tak jakby wszystko było fikcją- ja nie jestem taki naprawę jaki byłem przez dużą część swojej młodości, wcale nie jestem typem domatora, który żyje w swoim malutkim ograniczonym świecie.
Boję się że zostałem już "przekreślony", wiele osób z którymi utrzymywałem kontakty w dzieciństwie ignoruje mnie, traktuje jak powietrze.
Boję się tego że skoro tak wiele czasu zostałem ogłupiony, przez powtarzanie tych czynności z moich obsesji nie będę potrafił już normalnie żyć, tak jakbym sie uwstecznił, bo na pewno nie pozwoliło mi to na normalny rozwój,.......... bo mysie rąk przez kilka godzin dziennie, w starannie wymyślony ze szczegółami sposób, na bezdechu to NIE JEST normalny stan dla 15, 16, 17latka.
Inną sprawą jest stan który przeżywam od niedawna... mimo że mam kilka zainteresowań, właściwie to nie mam czasu sie nudzić.... godzinami jeżdżę na rowerze, ucze sie grać na gitarze (co było moim marzeniem), mam też dosyć specyficzne zainteresowania (starożytne cywilizacje, Egipt, cywilizacje prekolumbijskie) ciągle coś czytam, (to trochę tak jakbym po tych kilku latach zastoju bał się że już niewiele czasu mi zostało, a szczególnie tego najpiękniejszego, którego już tyle mi uciekło przez palce a który zwie sie młodością)..............ale jakoś nie dają mi one zbyt wiele satysfakcji, nie cieszą mnie tak do końca, Ciągle czegoś brakuje. To tak jakbyś był mimo że wśród ludzi to jednak sam. Żyjesz tylko dla siebie, nikogo tak naprawdę nie interesują twoje marzenia, to czym się zajmujesz, to czego oczekujesz, marzenia stają się wyblakłe, wcale nie takie realne i piękne. Czasami ktoś zapyta "Co u Ciebie?", ale to tylko taki odruch, przecież to wszyscy mówią. A ja już nie mam sił wstać z łóżka, nie mam sił ciągnąć tego dalej, jestem zniechęcony do ludzi, często nawet nie mam siły z nimi rozmawiać. Od czasu do czasu jestem tak przybity że potrafię leżeć w łóżku godzinami. Coraz częściej łapię się na tym że ludzie mówią mi "znowu jest Ci źle? Co się z tobą dzieje? Weź się lepiej w garść" po czym odchodzą, na tym się kończy. Oni nie są w stanie tego zrozumieć, nie jest porządane mieć takiego kolegę przy sobie, przecież nie jesteś już "fajny" i uśmiechnięty. Zawiodłem się,na sobie, bo nie potrafię sobie pomóc, i mimo że jestem wolny od najwiekszego gówna jakie mnie krępowało już przez 1,5 roku nie mam szcześliwego życia. Mój świat wciąż jest bardzo malutki, nawet nie mam za wiele o czym mówić. Moja była dziewczyna już nie jest moim przyjacielem, już nie jest tak jak kiedyś, prawie w ogóle nie rozmawiamy (od czasu do czasu tylko na gg), nie widziałem jej już od pół roku. Kiedyś myślałem że zostaniemy przyjaciółmi,że będę mógł być wśród jej znajomych, tam było mi dobrze, chciałem być podobny do niej, starałem się... i chyba włąśnie ta NN, ta długa męka nie pozwoliły mi się zmienić, za długo to trwało żebym mógł tak normalnie zacząć żyć.
Ktoś życzliwy powiedział mi dzisiaj że potrzebna mi jest miłość, wtedy wszystkie problemy, i bezsens zniknie. Tylko nie mogę, nie potrafię sobie wyobrazić tego że ktoś mógłby mnie pokochać, pomóc. Tak trudno było mi zatrzymać kogokolwek przy sobie na dłużej, a co dopiero myśleć o czymś na tak szeroką skalę.
...wyszło trochę chaotycznie i pewnie głupawo... ale może ktoś to przeczyta ......sam nie wiem czemu tu napisałem...
Pozdrawiam...