
Twilight
Użytkownik-
Postów
935 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Twilight
-
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
Twilight odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
Tu nie ma co czekać, tylko trza się leczyć na tych terapiach, samo się nic nie dzieje :) Powolutku będzie lepiej, dobrych snów. Pozdrawiam -
A proszę nawet nie mówić, że biologiczny wygląd ma tu coś do rzeczy. Można trafić na nieodpowiednich ludzi, ale częściej to wewnętrzne nastawienie i tyle. Mnóstwo jest osób, których wygląd odbiega od ''powszechnie przyjętego kanonu piękna'', a są takimi ludźmi, że chce sie z nimi przebywać bez końca. Bardziej jadąc w prywatę, są kobiety, które nic nie robią sobie z kanonu ''image'' (na szczęście, takie są) a ich osobowość jest taka, że top modelki nie mają szans. (gdyby tylko nie były zajęte... ) Tak na marginesie, chorując na NN miewam przypadki, gdy mogę się czuć bardzo źle, a w ciągu 5-15 minut wziąć w garść i mieć spokój na długo. Czemu to tu piszę? A no temu, że dzięki temu miałem okazje ''świadomie'' i w przeciągu bardzo krótkiego czasu obserwować, jak zmienia sie moje poczucie ogólnie mówiąc bycia odbieranym (także wizualnie) u innych. I chociaż w samym odbieraniu nie zmieniało się nic, to przy złym samopoczuciu mogłem być święcie przekonanym, że jest źle, (również z odbiorem wizualnym) a za chwilę, gdy przejdzie, że dobrze a nawet lepiej (BTW, jak się zdaje nauczyłem się to w miarę odróżniać, nawet podczas złego samopoczucia) Żaden tam biologiczny wygląd nie ma nic do rzeczy, tylko wnętrze i nastawenie! Pozdrawiam
-
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
Twilight odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
A nawet nie pytaj... Ciężko mi dokładnie określić, bo od bardzo wczesnego dzieciństwa, (co jakiś czas przypominam sobie coraz wcześniejsze ''akcje'', o których dziś wiem, że yły zajawkami choroby) do dziś, ale tym się kompletnie nie przejmuj, bo ja nie wiedziałem co to jest i nie leczyłem. A nawet kiedy już wiedziałem, zaprzestanie oszukiwania się, że jestem zdrowy, podjęcie decyzji o leczeniu, oswojenie się z nią, ogólna ''gotowość'' do leczenia zajęła mi bardzo długo, wiele osiągnąłem sam, ale dziś wiem, że jestem gotowy na leczenie. Tak naprawdę dopiero kilka miesięcy temu powiedziałem o tym komuś pierwszy raz, wiele dała mi znajomość z człowiekiem, chorującym na NN, (między innymi, zrozumienie, co mi jest, co ''zabawne'' ta osoba do dziś nie wie, że ja choruje na to samo) a jeszcze więcej osoba, która mnie rozumie i podeszła do tego... Serdecznie, nie wiem jak to ująć w słowa, ale z ciepłem i chęcią pomocy. W każdym razie, wcześniej osiągnąłem niemal ''mistrzostwo'' kamuflażu, zarówno przed otoczeniem, jak i samym sobą, co wcale nie oznacza, że czułem sie przez to chociaż ciuteńkę lepiej. Dziś już doskonale wiem, że nie ma co udawać, że się jest zdrowym, gdy się nie jest - jak i chorobą sie usprawiedliwiać - i tyle A te objawy, gdy jest długo dobrze, a później wraca, to ''zwyczajna normalka'' i kompletnie sie tym nie przejmuj, każdy z nas tak ma. (no może poza tymi, którzy doprowadzili sie do takiego stanu, że mają cały czas źle, ale to inna bajka) "Uśmiechnąłem" sie na Twoje słowa o ''jednej myśli'' po której wszystko wraca, bo to jest dokładnie to, lepiej bym tego w słowa nie ujął. I raz jeszcze nie przejmuj się, bo mając TAKĄ świadomość już teraz i tak szybko sie lecząc, będzie Ci tylko lepiej. Mi to zajęło kilkanaście lat. A miłość leczy wszystko, chociaż nie jest dla niej żadną ujma, gdy w nerwicach pomoże lekarz :) Pozdrawiam -
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
Twilight odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
Skąd ja to znam, a jestem pewien, że wypisz, wymaluj znają i inni chorując na NN :) Na tym właśnie ta choroba polega, na ucieczce przed czymś w te ''błędne koło'' i wcale nie musi być to bardzo straszna rzecz - mogła po prostu być d l a n a s bardzo straszna, gdy zaczęliśmy uciekać, a może to nie jedna rzecz, tylko wiele małych? Kto we. Ale, Ty już zdajesz sobie z tego sprawę i nawet, jeśli czasem będzie kiepsko, to ogólnie może iść tylko coraz lepiej. I choroba owszem, ale ''zawładnąć" to IMO złe słowo, nie wiem jak Ty, ale ja odczułem siebie tendencję do robienia z tego czegoś nieomal ''zewnętrznego'' co mi szkodzi. O to w nas, zwykła choroba, nic nadzwyczajnego. I zwyczajnie z niej wyjdziemy :) Pozdrawiam -
Mieszkanie w małej miejscowości nie wyklucza terapii, to stereotyp, a częściej unik. Dwa, ciężko radzić, ale tak ode mnie, może rozmawiając z bliskimi osobami (mąż) nie staraj sie powstrzymywać łez? Mów, płacz, mimo to mów, nie skupiaj sie na płaczu czy drżeniu, nawet jeśli jest? W końcu przed nimi chyba nie musisz udawać, że wszystko jest ok? Pozdrawiam
-
Boje się że zrobie krzywdę sobie i bliskim....
Twilight odpowiedział(a) na tigaraka temat w Nerwica natręctw
Jak pisali ''ludkowie'' w innych topicach, da sie i to w 100%. A Ty chodzisz na terapię dopiero 2 tygodnie, dziewczyno daj sobie czas i przede wszystkim, staraj się. (co na pewno robisz) To trochę jak zmiana przyzwyczajeń, tylko ''mocniej'', nieco zajmuje, ale na pewno dasz radę i nie daj sobie wmawiać bzdur, że z tego nie da sie wyjść - bo da, a powiem więcej - wyjście nie jest niczym nadzwyczajnym. Choroba, normalna, nie żadna ''astralna'' czy ''mistyczna'', wyleczenie też całkiem normalne. Dasz radę! :) Pozdrawiam Ps. A krzywdy nikomu nie zrobisz, popatrz, sama o tym myślisz, sama się tego boisz, TO NIE TY. Zależy Ci na bliskich, czegoś sie obawiasz, poprzez chorobę uciekasz w te myśli, ale krzywdy nikomu nie zrobisz, bo to Ty nad tym panujesz. Nie czułabyś dyskomfortu, myśląc o tym, gdybyś NAPRAWDĘ chciała zrobić komuś krzywdę - a bez dyskomfortu nie byłoby natręctw, dlatego pocieszę Cię, gdy postanowisz kiedyś komuś ukręcić łeb, to natręctwa z tegoż powodu Ci nie grożą :) A tak całkiem poważnie, chodzisz na terapie, leczysz się, wyleczysz, obawiać się nie masz czego. -
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
Twilight odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
A nawet jeśli nie po jednej, to sama świadomość, że nic sobie nie odbierzesz, chorując, jest niezła, nie? :) Pozdrawiam -
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
Twilight odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
Coś A na poważnie, to bardzo, bardzo ważne, że wiesz, iż to tylko choroba. Czasem bardzo przykra, męcząca, dobijająca, ale choroba, nic nadzwyczajnego. Z tego co piszesz, stadium dość wczesne, (chociaż tu sie nie mądrze, to oceni lekarz) nie wiem tylko czemu masz czekać na psychiatrę babcinego, jeśli możesz zacząć leczyć się na-ten-tychmiast :) Ze swoim podejście na pewno poradzisz sobie z tym, trzymam kciuki i pisz czasem, jak idzie :) Pozdrawiam -
Mantala, ale przecież Ty sama wypisujesz, co kochałaś robić, a z czego tera sama rezygnujesz. Umartwiasz się, ''dobijasz'' odbieraniem resztek przyjemności, mając tego świadomość! Nasze ''przypadki'' się różnią, ale zmęczenie psychiczne przekładające się na zmęczenie fizyczne znam doskonale. Tyle, że to iluzja, w dużej mierze - jeżeli danego dnia, udało mi sie ''uporządkować'' się, (w moim wypadku, nie dać się matni natręctw) zmęczenie fizyczne przechodziło niemal natychmiast, jak ręką odjął. Innym razem potrafiłem padać na pysk dwie godziny po wstaniu i najchętniej spać kolejne -naście godzin. To też forma ucieczki, Orbitrek wyczyścić i jazda! A maseczkę nawet na siłę. Teściowa i mama niech sobie gadają, skoro czują się dzięki temu lepiej, to co im będziesz odbierać? Pozdrawiam
-
Wszystko co Łukasz tu napisał jest bardzo interesujące, ale mam jedno zastrzeżenie - otóż mamy zawsze (skąd ja to znam) skłonności do szukania cudownych środków, które jaky ''ok'' naszych problemów pomogą nam ''ozdrowieć''. Ba, może czasem sama wiara w skuteczność pomaga, efekt placebo Sam dopisywałem sobie różne cudowne teorie, nawet obudowując je siecią ''uwiarygodnień", jakie to było przekonujące Tylko pożytku długofalowego z tego, niestety, (na szczęście) brak. IMO, medytacja, ćwiczenia, oddech - owszem, jako pomoc, wspomaganie, ale nie główne leczenie. Nawet przyjmując za pewnik całą teorię bloków mięśniowych, (dajmy na to) jak miałoby to leczyć, skoro problem wywołał splot sytuacji? Póki nie poradzi sie z tym umysłowo, myślowo, można tylko ZALECZAĆ efekty, (nawet przyjmując te bloki za 100 % trafną teorie) nie usuwając przyczyn... A chcemy się wyleczyć, żyć pełnią życia, nie? A nie zaleczać. Więc IMO nie szukać cudownych metod, tylko do roboty. A ćwiczenia jako wspomaganie, czemu nie. Pozdrawiam
-
Po co żyjecie, czy to ma jeszcze jakiś sens?/sens zycia
Twilight odpowiedział(a) na mtk temat w Depresja i CHAD
A kto powiedział, że wtedy będzie inaczej? Do piekła się nie idzie, nikt tam nie trzyma na siłę, piekło się nosi/przynosi ze sobą. I to nie straszak, tylko fakt. Niema innej rady, trzeba się wziąć za siebie. Wiadomo, kusi, że zdarzy sie ''jakiś cud'' który wszystko zmieni, a jak cudu nie ma, to może rach-ciach i my wszystko zmienimy, zakończymy. Oczekiwania na cuda po życiu niczym się nie różni od oczekiwania na cuda w życiu, róbmy swoje. To, że może być inaczej, bez tego płaczu i strasznych odczuć, to nie marzenie o cudzie, ale fakt - nie natychmiast, stopniowo, ale coraz lepiej. Stały się rzeczy, które doprowadziły do obecnego stanu, w drugą stronę również działa, tyle, że nie jesteś już ofiarą - jesteś kimś, kto przeszedł i sam się ocalił. Pozdrawiam -
A może po prostu przestań zastanawiać się nad nim? Ja wiem, że to tak łatwo napisać i chyba faktycznie potrzebny jest czas, żebyś mogła mieć go, za przeproszeniem - w dupie... Ale oprócz czasu potrzebna w tym jesteś również Ty. Wbrew wszystkiemu, masz w sobie bardzo dużo ciepła. Jakoś tak jest, że im bardziej szukasz, tym większa figę znajdujesz, często robaczywą. Pewnie szukając dostrzegasz tylko to, co akurat chcesz znaleźć? Swoje ciepło możesz okazywać ludziom, bezinteresownie, nie nastawiając się na wiele/nic w zamia, zobaczysz, że wtedy co ma przyjść, przyjdzie samo. Nie chce tu moralizować, pocieszać, czy paplać inne tego typu rzeczy, ale z doświadczenia - tak długo, jak nie zechcesz odpłacać innym za swoje krzywdy, będziesz iść w górę, nie w dół. Pozdrawiam
-
Lovefoxxx, nie potraktuj tego jako mądrzenie sie, czy coś takiego, ale z tego co piszesz, odnoszę wrażenie, że z bardzo wielu rzeczy niedobrych dla Ciebie, których sie trzymasz, zdajesz sie JUŻ doskonale sprawę. Siedzisz w nich z przekory? Nie sądzę. IMO pancerz stworzony przez lata, może wydawać sie ''wygodny'', nawet jeśli kłuje, drapie i kaleczy, bo nie wiadomo,co będzie jak go zdejmiemy, wystawmy się na słońce, wiatr, deszcz i otwartą przestrzeń. Oczywiście, nie znam Cię osobiście, mogę się mylić, to tylko moje zdanie na podstawie kilku postów. Ale uważam, że świadomość pewnych rzeczy, to pierwszy znak, że jest/zaczyna sie być gotowym na zrobienie czegoś z nimi. Na przykład porządku. Pozdrawiam
-
Witaj, nie tylko Ty jesteś przy początku drogi. Ale cuda są niepotrzebne, możesz być zdrowa, kiedyś byłaś, możesz i teraz. To nie jest stan permanentny, jeśli wiesz już, że tak byś nie musi i że to coś normalnego, żadne ''cuda'', to już dobry start! Wyjdziemy z tego, jakbyśmy się czasem po drodze bardzo nie bali. Pozdrawiam Ps. To ciekawe, im dłużej czytam wypowiedzi na tym forum, tym więcej dostrzegam z pozoru ''nieważnych'' spraw w dzieciństwie, o których piszecie, wspólnych i dla mnie.
-
Dokładnie, to miałem na myśli porównując do implozji. Pozdrawiam
-
Bo (banał napiszę) każda nerwica, to jakaś forma ucieczki i nie oznacza to, że jesteśmy ''tchórzami", tylko że automatycznie uciekamy w coś, odruch ratunkowy, czasem nawet boimy się, aby nie bać się czegoś innego. I samotność to też jakaś ucieczka, w końcu wtedy mniej okazji, żeby nasza choroba (w naszym mniemaniu) coś popsuła, żebyśmy my coś popsuli. Z pozoru ucieczka w samotność wydaje się bezpieczna, ale... Kojarzycie implozję? Gdy wszystko zapada się samo w siebie, coraz bardziej i bardziej, aż staje się czarną dziurą? My się nie damy, bo w sumie sama świadomość z czego coś wynika, już bardzo pomaga... Reszta to siła woli, oraz podnoszenie się, nawet, gdy wczoraj/dziś przed godziną było bardzo źle - ŚWIADOMOŚĆ, że może być dobrze i nie potrzeba do tego cudu ani objawienia, tylko naszej wytrwałości. A nie samotność. Pozdrawiam Skąd ja to znam... Ale przecież jest taki ktoś, nawet jeśli nie teraz, a dopiero w przyszłości. Przecież czujemy to, wiemy o tym
-
Witam, piszę tu pierwszy raz, trochę dziwnie sie czuje startując z tak ''poważnego'' tematu, ale wydaje mi się, że jest to chociaż trochę ''uzasadnione'' - choruję na nerwicę natręctw od kilkunastu lat, (tak naprawdę, od bardzo wczesnego dzieciństwa) i objawy o których piszesz nie są mi obce. (dla jasności, nigdy nikomu nic nie zrobiłem i ''realnie'' nie było takiej obawy, ale potrafię chyba zrozumieć i znam myśli, które kierują na takie ''tory"). Ale do rzeczy: Skoro Ci o tym powiedział, to dobrze - to coś jak ''rozpaczliwe'' wołanie o pomoc. Coś się musiało stać w Nim, coś spowodować pogorszenie. Na pewno sam bardzo się tego boi, boi się momentów, w których czuje sie źle i (w swoim mniemaniu) przestaje odczuwać uczucia do istot żywych, gdy to każda ''ingerencja'' w jego ''rytuały" myślowe wzmaga w nim irytację, aż do potencjalnej agresji. Pomoże mu tylko własne przekonanie, uświadomienie sobie, że to nie On, że nie jest taki. Uświadomienie, że to nic nadzwyczajnego, objaw jak każdy inny, tylko bardziej przykry i może sobie z nim radzić, a nie zrobi nic, jeśli sam nie będzie tego chciał. Kłopot w tym, że sam może mieć problemy z uświadomieniem sobie tego. Tylko terapia, tylko leczenie. Jeśli już się leczy, MUSI o tym powiedzieć swojemu terapeucie, jeśli nie, czas zmierzyć się z faktem, że bez terapii się nie obejdzie. Sam wiele lat uciekałem przed terapią, dopisywałem sobie ''ideologię'' samoleczenia się, ale tak naprawdę to tylko utrudnianie sobie życia. Na pewno będzie mu ciężko, na pewno gdy czuje się źle, kompletnie sobie tego nie wyobraża, ale terapia to jedyne wyjście. Ciężko coś radzić w takiej sytuacji, ale jeśli nie da się przekonać... Powinnaś porozmawiać z nim, wtedy, gdy porozmawiać się da, także o swoich obawach. Zapewnić, że nie kochasz go przez to mniej, ani nie traci w Twoich oczach, ale bez leczenia się nie obejdzie. Chciałbym Ci napisać, żebyś się nie obawiała, o groźny nie będzie, ale nie mogę. Nie ma takiej gwarancji, ja miewałem stany straszne, gdy reagujesz już niemal tylko impulsami, ale zachowywałem zawsze swoją świadomość, nawet jeśli jakby ''zza ściany''. Nie wiem, do czego jest zdolny człowiek, który pogrąży się w natrętnych myślach głębiej. Myślę, że leczenie jest niezbędne, abyście mogli być dalej razem. Mam nadzieję, że pomoże to chociaż trochę, jakby co chętnie służę jak mogę przez PM albo GG. (jest w profilu) Pozdrawiam Ps. Oczywiście, w chwilach, w których ''zachowuje się normalnie" czuje się dobrze, albo w miarę dobrze i jest przekonany, że już po problemie, będzie Ci zapewne próbował wmawiać, że da sobie z tym radę i tak dalej... Nic z tego, na terapię.