Skocz do zawartości
Nerwica.com

Twilight

Użytkownik
  • Postów

    935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Twilight

  1. A szczerze, co Cię obchodzi, jak robi większość? To tylko unik. Pytania Goplaneczki jak najbardziej na miejscu. Ja wiem, że takie zmiany wiążą się z wielkimi obawami, rozumiem to. Ale czy obawy są wystarczającym powodem,żeby unieszczęśliwić siebie i kogoś?... Swego czasu, osoba którą kochałem powiedziała mi, że jest zakochana w kimś innym. I jestem jej za to bardzo wdzięczny. Dziś jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi, bez cienia urazy z tamtego czasu, znamy i rozumiemy się wzajemnie jak mało kto. Czasem sobie żartuję, że powinniśmy kiedyś jednak wziąć ślub. Naprawdę, mimo bólu, jaki może wywołać w Twoim obecnym partnerze taka sytuacja w tej chwili, to pozostaje szczerość, jedynie szczerość. Jak zaczniecie od nieszczerości, to dalej... Pozdrawiam
  2. Ano łajdak, ale czy go kochała? skoro nie wyszła, to chyba nieszczególnie Albo uznali, że istnienia instytucji małżeństwa nie przyjmują do wiadomości, biorąc pod uwagę czym było wtedy małżeństwo, specjalnie bym ich za to nie ganił Oczywiście, gdyby Elizabeth była całkiem mądrą i świadoma kobietą, to rzuciłaby koronę w cholerę, odpowiednio przygotowana przez siebie intrygą zniknęła bez śladu i żyła spokojnie i zapewne szczęśliwie gdzieś na drugim końcu świata. Gorzej wtedy z Anglią Pozdrawiam
  3. Twilight

    Błazen wita :P

    Duże brzuchy po jadle to rozumiem, ale od seksu? Powinni raczej chudnąć Pozdrawiam
  4. Daria, to kwestia ''świadomości społecznej''. Kiedyś podobny wstyd odczuwali chorzy na raka, później na AIDS, wiem, że to łatwo napisaś, trudniej zrobić ale... Uświadom sobie, że nie ma się czego wstydzić, albo udawać, że się jest zdrowym. Tylko leczenie i świadomość, że to zwykła choroba, z której się całkiem leczy. Student. Powtórzę się, wiem,że to nic łatwego, (z autopsji) ale może powinieneś zrobić porządek ze swoim życiem, zamiast być trochę dziewicą, a trochę w ciąży? (no może z tą dziewicą i ciążą to nie z autopsji ) Czytałem o Twoich stosunkach domowych, jak ulżyło ci po wyprowadzce, ale z tego co piszesz, do końca tej pępowiny nie przeciąłeś. Po cholerę przyjeżdżasz do miejsca, w którym czujesz się źle? Dla świętego spokoju? Jeśli to kwestia utrzymania, możesz sam sie utrzymać - możliwości jest multum. Może to brzmi dla Ciebie egzotycznie, ale jeśli tylko chcesz, to bez heroicznych poświęceń i cudów jesteś w stanie. Zamiast jechać do domu na lato, można ruszyć tyłek i na te kilka miechów wyjechać za granicę (wymagania - dowód osobisty i naprawdę grosze, jeśli autobusem, albo odrobinę więcej, jeśli ktoś preferuje wygodę i samolot...) - w 3 miesiące zarobisz na kolejny rok utrzymania i jeszcze Ci zostanie. W kolejne wakacje możesz wyjechać znowu. W kraju też można zarobić, a nawet zarabiać cały rok, tyle, że to już wymaga odrobinę fantazji. Sam wyprowadziłem się tuż po skończeniu 18 lat, ściślej, półtora miesiąca po - zarabiając przez ten czas na 1 miech wynajęcia mieszkania, życia, depozyt i odrobinę oszczędności początkowych. (chodząc wtedy do szkoły, bo akurat urodziny mam w maju, w wyprowadziłem się z początkiem lipca) W żadnym wypadku, nikt ani nic nigdy nie zmusza Cię do życia wbrew sobie, wszystko kwestia odrobiny niezbędnej odwagi, aby zacząć. Pozdrawiam
  5. Twilight

    Witajcie!

    Świetne, naprawdę świetne. A jeśli wymyśliłaś sama i cały zamysł i wzór, to wręcz genialne. Ale co do zamieszczania przy każdym wpisie, to może jednak tylko w tym topicu - bo podczas dyskusji w innych miejscach forum mogłoby delikatnie mówiąc utrudniać. Pozdrawiam
  6. Jeśli to byłby jedyny powód, to bez obrazy, ale zwyczajne tchórzostwo i egoizm. A przy okazji masochizm, bo związki bez miłości nie kończą się dobrze dla żadnego z partnerów... Bzdura. A takie przeświadczenie skąd? Poza tym, chcesz mieć partnera którego kochasz, czy chłopca do towarzystwa? Pozdrawiam
  7. Wina nie leży po środku - jeżeli komuś jest źle w związku, próbował rozmawiać o tym czego mu brakuje, załóżmy, nie pomogło - to, w całkowicie beznadziejnym przypadku może związek zakończyć i niech sobie ''hula'' z innymi partnerami. Zdrada ukrywana to tchórzostwo i gówniarstwo. Może zdarzyć się, że ktoś poprzez ''impuls'' zdrady uświadomi sobie, że jego związek nie jest prawdziwy i zakończy go po Niej (mówię o zdradzającym) ale ukrywana zdrada... W takim wypadku zdradzający bierze na siebie 100 % odpowiedzialności i nie ma żadnych ale. Nie zgadzam się z Jovitą, że zdrada oznacza na 100 % brak miłości. Są różne sytuacje, wszystko zależy od człowieka i nawet jeśli ktoś postąpił gówniarstwo, sukinsyńko itp, ale zdaje sobie sprawę z 100% swojej winy, naprawdę kocha zdradzoną osobę - może i są szanse dla takiego związku, jeśli to jest (mimo wszystko) prawdziwa miłość. Pozdrawiam
  8. Spokojnie, nikt tu się nie będzie śmiał z Twoich problemów, "Homo sum humani nihil a me alienum puto". Szczerze, to brzmi to nieco... Letnio, ale, być może to jedynie przez Twoją obecną fascynację. Problem jest poważny, ale nikt nie doradzi Ci co zrobić dokładnie, bo to możesz wiedzieć tylko Ty. Musisz głęboko zastanowić się, w sumie złe słowo, wczuć się w to co czujesz. (sorki za mało maślane, ale to określenie wydaje mi się najodpowiedniejsze) Odrzuć ''a co ludzie powiedzą'', nerwy i tym podobne - po prostu odpowiedz sobie, co czujesz, czy naprawdę kochasz swojego narzeczonego, czy fascynacja Nim Ci jednak przeszła. (albo jej nigdy nie było) Jeśli jednak będziesz czuć, że go nie kochasz - czeka Was ciężka, ale absolutnie niezbędna rozmowa. Musisz mu wtedy o tym powiedzieć i (nie)stety odwołać całą ''imprezę''. Na pewno i kategorycznie nie powinnaś i wręcz nie masz prawa wychodzić za kogoś, kogo nie kochasz. Ze względu na siebie, z wiadomych powodów, oraz ze względu na niego. W każdym razie, olbrzymią, dużo większa krzywdę niż rozstanie, zrobisz i Jemu i sobie, jeśli ukryjesz to i wyjdziesz za człowieka, którego nie kochasz. Pozdrawiam
  9. Morpheus, świetnie że chcesz - to wiele znaczy. Ale oprócz chciejstwa, trzeba się też zwyczajnie za to wziąć. Jakbyś zachorował na raka, to też byś chciał się zacząć leczyć, a nie zaczął? Zachorowałeś na depresję, potrzebna Ci więc pomoc specjalisty. Pozdrawiam
  10. I miała rację Jak już zrobiła z siebie żyjący pomnik dla utrzymania korony i (z dobrej woli lub 'tylko ''przy okazji'') dobra narodu, to co sobie miała żałować Pozdrawiam
  11. Zawsze możesz próbować tłumaczyć, że to choroba a jak nie... Rodzina niech ględzi swoje, ty rób swoje, jesteś dorosły. Pozdrawiam
  12. Twilight

    Błazen wita :P

    Za to temat ma szansę stać się rzeką Odpuszczać nie mam czego, bo scata przekonać nie próbuję od mniej więcej końcówki poprzedniego, usuniętego topica. Na szczęście nie on decyduje jak sprawa będzie wyglądać, więc wodolejstwo i pustosłowie godne sejmowych ''niezdiagnozowanych'' wiele mu nie pomoże. W każdym razie, ja swoje i co mogłem w tej sprawie zrobiłem, a co z tego wyniknie, czas pokaże - aye! Pozdrawiam
  13. Twilight

    Witam

    W takim razie, powiedz o problemie lekarzowi pierwszego kontaktu. Nie musisz być super szczegółowa, to nie on będzie prowadził terapię, ale opowiedz o problemie i poproś o skierowanie, tzn. w sumie nie ty, tylko brat i mama, albo Wy razem. Pozdrawiam
  14. Twilight

    Nerwica a używki

    Widać, że nie interesujesz sie kryminologią - organizacje przestępcze dość często uzależniały porwane osoby wstrzykiwaniem heroiny. Na dodatek, wciąż mylisz pojęcia. Psychicznie nie uzależnia Cię żadna substancja! Psychicznie uzależniasz się sama od czego chcesz, chociażby od wspomnianej pomidorowej. Albo od hazardu, albo od gier internetowych. Chemicznie uzależnia Cię substancja, tj. organizm reaguje źle na brak efektów chemicznych, które ona powoduje. Skąd w ogóle posiadasz informacje, które piszesz? Nie zrozum mnie źle, to nie jest atak, ale rozróżnienie chemicznego i psychicznego uzależnienia to w sumie podstawa samego ''interesowania'' się tym, nie wspominając o terapiach itd. Po raz koleiny pytam o źródło takich przekonań. "A ja Ci mówię że ma", są znane przypadki osób, na które nikotyna działa szczególnie mocno, a substancje zawarte w marihuanie akurat nie - efekt, papierosy działają na nie mocniej niż trawka. Oczywiście, nie jest to reguła, ale tak bywa. Dobre wino? (nie nowina, że świetnie działa na serce i krążenie) Zielona herbata? Widzę, że pokutuję mnóstwo mitów dotyczących podziału na używki i nie używki... To tylko podział prawny, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To nie postulat, tylko fakt. Tak przy okazji, wiele substancji używanych w leczeniu psychicznym, pozwalających ''otworzyć'' się pacjentowi, albo opanować strach, działa na podobnej zasadzie jak to, co nazywasz używkami. Morfina (narkotyk) to wciąż stosowany środek przeciwbólowy. LSD początkowo miało służyć w psychiatrii, między innymi jako wspomagacz leczenia nerwicy natręctw. (obecnie używa się dużo bezpieczniejszych i skuteczniejszych leków) Kolejny mit. W papierosach jest taki szajs, że pozytywnych skutków nie ma prawie w ogóle, za to sztucznie, przez producentów dodawane są mieszanki substancji, które mają tylko silnie uzależniać. Ku rozpaczy koncernów tytoniowych, potwierdziły to badania niezależnych ośrodków zarówno w USA, jak i w Europie, owe koncerny wytoczyły nawet z tego powodu kilka przegranych przez siebie procesów o odszkodowania za straty. (kilka postępowań jeszcze się bodajże toczy, ale szanse mają niewielkie) Dobrej jakości ziele fajkowe różni się tym od ziela kiepskiej jakości, czym porządna herbata od najtańszej torebkowanej. Papierosy wychodzą poza te porównanie, bo nie ma na rynku torebkowanej herbaty,która byłaby tak zła jakościowo. Świadomość w zażywaniu pewnych substancji, polega właśnie na tym, żeby się od nich NIE uzależnić. Także na wiedzy, czy naprawdę ich zażywanie jest nam do czegokolwiek potrzebne. Tak jak z graniem w gry internetowe - można grac i się dobrze bawić, a można sie od nich uzależnić. Ten błąd już wyjaśniałem na początku postu - substancje zawarte w narkotykach uzależniają chemicznie, nie psychicznie. Psychicznie można sie uzależnić od wszystkiego. Po pierwsze, jarać to można marihuanę, która uzależnia chemicznie, a LSD o którym pisałem i którego dotyczący cytat wykorzystałaś, a odpowiedziałaś o używkach palonych, się zażywa. (połyka najczęściej w formie pastylek w formie stałej) I nie uzależniają chemicznie, co nie oznacza, że podczas ich trwania halucynacje itp nie są groźne, ale, trzymając się Twojego przykładu, gdyby Twoja mama zażywała od tych 30 lat LSD zamiast papierosów, mogłaby (gdyby nie przesadzała, tj. nie uzależniła sie psychicznie, jak nałogowi gracze) myśleć tak samo jasno, albo nawet jaśniej, bo papierosy uzależniają chemicznie, a LSD nie. Oczywiście, możesz mieć taki pogląd i nikt Ci tego nie zabroni, ba, szkody z tego powodu nie odniesiesz. Co nie oznacza, że takie sa fakty, bo zwyczajnie nie są. Mnóstwo jest jeszcze rzeczy do odmitologizowania, jeśli chodzi o wpływ środków zewnętrznych, zwanych używkami, na człowieka. Ktoś kto je sklasyfikował miał powody - jeden problem, w niemal każdym państwie narkotykiem "oficjalnie" jest nieco co innego Jako narkotyki klasyfikowane są te substancje, z których nielegalnej produkcji i dystrybucji czerpią zyski organizacje przestępcze, jednocześnie dążąc do maksymalnego uzależnienia jak największej liczby osób. Koncerny tytoniowe spełniają sporo z tych warunków, ale nikt nie zakaże palenia papierosów TYLKO z powodów obyczajowych, a nie przesłanek merytorycznych, podobnie jest zresztą z alkoholem (uzależniającym dużo silniej niż marihuana, dla przykładu) A podejście, które prezentujesz pod koniec cytatu, to niestety powielany od lat błąd, który skłania ludzi z czystej przekory (''sprawdzę się, nie, ja się nie uzależnię") do niekontrolowanego stosowanie używek NIE z powodu prawdziwych korzyści, jakie mogą dać a... Właśnie z przekory. To coś jak obyczajowy zwyczaj, że panowie idą się urżnąć, jak im coś nie poszło w miłości. Alkohol i substancje w nim zawarte nie mają w tym nic wspólnego, ale istnieje ''społeczny czynnik''. Pozdrawiam Ps. Sorki Jovita, kompletnie uciekła mi odpowiedź na Twoje pytanie, wybacz. Więc pisze, z opóźnieniem Owszem, amfetamina, jak każda substancja ''oddziałująca'' może doprowadzić do poważnych uszkodzeń, jeśli nieodpowiednio zażywana. A na pewno nieodpowiedni jest sposób, skład, oraz dawki, (samej substancji czynnej) które zażywa się, przyjmując ''dealowaną'' amfetaminę. Sam efekt pobudzający amfetaminy może być oczywiście pozytywny - specjalne mieszanki ją zażywające posiadają i zażywają czasem osoby podróżujące w trudne rejony, (podróżnicy, himalaiści, Ci drudzy często miast tego, lub łącząc, w krytycznych sytuacjach wstrzykują sobie adrenalinę, ze względu na efekt rozgrzewający) oraz żołnierze specjalnych jednostek - chodzi o efekt pobudzenia, pozwalający (zażywając odpowiednio przygotowane dawki) funkcjonować w miarę normalnie wiele dób, ze skutkami, które organizm jest w stanie później zregenerować. Oczywiście, ma to szkodliwe działanie, ale dużo mniejsze, niż mogłoby zaszkodzić padnięcie ze zmęczenia Nie ma to, rzecz jasna, nic wspólnego ze studentami, którzy jadą na dealowanej, nieodpowiednio przygotowanej amfie podczas sesji - na dodatek, nie regenerując odpowiednio organizmu po. Ci wyniszczają się, że o uzależnieniach chemicznych nie wspomnę.
  15. Owszem, a wiele przyjmowanych za pewnik teorii było już nie raz obalanych. Dlatego zawsze warto myśleć I zastanawiać się ''a dlaczego tak, a nie inaczej''. Pozdrawiam
  16. Twilight

    Witam

    Andziu, skierowanie można dostać już u lekarza pierwszego kontaktu - mamy bardzo dobrych ''państwowych'' specjalistów, jeśli myślisz, że pomoże Wam tylko prywatny, to źle, bo to mit. Ale, oczywiście, decyzja należy do Ciebie. Czytam między wierszami, (być może mylnie) że nie są zbyt chętni do podjęcia terapii - pamiętaj, że wpierw muszą sobie uświadomić, że chcą się leczyć, leczenie na siłę to tylko tanie "uspokajanie" swojego sumienia i nabieranie poczucia, że ''jest się w porządku'', z którego nic nie wynika. Pozdrawiam
  17. Daria, też uwielbiam Turnaua Niezrozumienie rodziny bywa przykre, ale daj im czas. A przede wszystkim, zrozum sama. Uprawiasz jakiś rodzaj myślenia magicznego, w pewnym sensie, typu ''gdybym nie brała leków,byłabym silniejsza". To jest choroba, ZWYKłA, jedni chorują na raka, inni na depresję. Tobie, z powodu pewnego rodzaju ''paniki'', (nie koniecznie dosłownej) układa się obraz ''idealnie zaplanowanej'' sieci, z której nie ma wyjścia,ale to tylko obawa układa tą czarną wizję. To zwykła choroba. TYLKO choroba. Wychodzi się z tego całkiem, w 100 %, jak wychodzi się z raka lub innych przypadłości - tyle, że o chorobach psychicznych jest dużo mniejsza wiedza powszechna. Ot, takie psychotropy - 90 % ludzi uważa to za ''czarną bestie'', a to tylko środki wyrównujące poziom neuroprzekaźników traconych w wyniku choroby. Dasz radę, wyleczysz się, a wrażliwości na ludzi, świadomości i doświadczeń zdobytych nikt Ci nie odbierze. Pozdrawiam
  18. Przędka, Ty masz dopiero 48 lat, a jak to czytam, to zachowujesz sie, jakbyś miała 98. A i wtedy byś przesadzała. do grobowca Ci jeszcze bardzo daleko, jesteś kobietą w średnim wieku, (i to wcale nie późnym średnim, to nie czasy, gdy 60 latek jest starym człowiekiem) masz przed sobą mnóstwo życia i tylko od Ciebie zależy, czy będziesz je grobować. Po drugie, owszem, przeszłaś wiele, ale co ma wiek do płci? Problem tkwił w tym, że Twój były facet zachował się jak gówniarz, bo nie miał odwagi postawić sprawy szczerze i wyjść ze związku, gdy zakochał sie w kimś innym - zrobił to więc po kryjomu i przejął na siebie 100 % winy. Rozumiem, co czujesz w stosunku do tamtej kobiety, bo ona również zachowała się gówniarsko, jeśli wiedziała jak sprawa wygląda - ale nie ma tu nic do rzeczy, czy ktoś zakochał się w kobiecie czy w facecie. Pomyśl też o sobie, zamiast ''ręce zaplatać i składać" w trumiennej pozie, (owszem, to JEST poza) jeśli myślisz, że jesteś stara, to źle myślisz. Faceta mogą zauroczyć oczy, sylwetka, spojrzenie itp, ale tak naprawdę, kręci tylko to co w głowie. Nie rób sobie z głowy Bema Pamięci Rapsodu Żałobnego. Pozdrawiam
  19. W sumie to chyba szło ''ciało puszczone w ruch raz... puszcza się cały czas'' ale może są różne wersje. Anyway, wszystko zależy od indywidualności człowieka i od uczuć. Pozdrawiam
  20. Oczywiście, że tak, to choroba jak każda inna. Wychodzi się, a tu już wiesz na co jesteś chora i możesz swój problem rozwiązać u źródeł :) Pozdrawiam
  21. A czemu by nie? Ale to raczej pasuje do działu off-topic :) Pozdrawiam
  22. Twilight

    Witam:)

    Hej, będzie dobrze jesteś dużo dalej niż Ci, którzy jeszcze nie zaczęli się leczyć. Jesteś na dobrej drodze, często to trudne, ale dotrzesz do swoich źródeł problemu i poradzisz sobie :) Pozdrawiam
  23. Bzdura. Skoki ciśnienia to jedno, a nadciśnienie wywołane np. obniżonym światłem tętnic (naczynia krwionośne robią sie zbyt wąskie, więc krew silniej ''naciska'' na nie płynąc, mówiąc łopatologicznie) to drugie. Inna rzecz, że nerwicowe objawy również mogą powodować nadciśnienie - ale to powinien rozstrzygać specjalista, a nie ''gdybacz''. Pozdrawiam
  24. Oczywiście, masz rację - każdy je przeżywa. Ja zaznaczam tylko, że dla mnie ten konflikt moralny byłby nie do zaakceptowania, jeśli nie potrafi i przede wszystkim NIE CHCE się zmieniać kościół, to ja nie zamierzam wpierać jego ''mocy" sprawczej. Tak przy okazji, oczywiście, że w konflikt moralny wstępują pewnie nie raz i ludzie nie przynależący do instytucji, ale jeśli jakieś nasze zachowanie (np. bycie członkiem kościoła) nie spełnia naszych kryteriów moralnych - powinniśmy chyba sobie z tym radzić. Nie wiem, czemu z kościołem miało by być inaczej. Wszystko to nie przeszkadza mi czuć sympatii do wielu praktykujących katolików, tudzież księży - zero jadu. Ale, nie widzę tez powodu, czemu nie miałbym im stawiać pytania, jak mogą być członkiem tego, czego są, biorąc pod uwagę np. takie sprawy, jak zakon sióstr Magdalenek. Wbrew pozorom, ostatni legalnie działający obóz koncentracyjny zamknięto w 1996 roku, a był nim "ośrodek dla krnąbrnych dziewcząt" prowadzony przez siostry Magdalenki, (od 1964 roku) będący w rzeczywistości pralnią wypisz-wymaluj z ośrodków pracy dla kobiet w faszystowskich placówkach. Dobroduszne "siostrzyczki" pod skrzydłami kościoła ciągnęły kasę z przymusowej pracy kobiet, (wysyłanych tam przez rodziny, za ''krnąbrność'', albo ''grzechy'', trafiały tam między innymi dziewczyny rodzące nieślubne dzieci, albo ofiary gwałtów) przetrzymywanych pod kluczem wbrew swej woli. Kiedy na światło dzienne wyszło już zbyt dużo ''szczegółów'', ośrodek zlikwidowano "cichaczem", nie wyciągając wobec nikogo konsekwencji, nie mówiąc nawet "głupiego" przepraszam, że od odszkodowaniach nie wspomnę. (zabawne, Niemcy wypłacają ofiarom pracy przymusowej, kościół się nie poczuwa...) Dodam tylko, że oparty na faktach film (zdobywcę Złotych Lwów na festiwalu w Wenecji) i związaną z nim wystawę, "obadwa" opisujące życie kobiet w ''ośrodku'' kościół oficjalnie nazwał "Hańbą dla festiwalu i bezpardonowym atakiem". Wypisz wymaluj, kojarzą się reakcji ''organu partyjnego'' za komuny. Nie widzę też powodu, bym miał nie poruszać swoich wątpliwości co do ''czystości'' intencji kościoła w np. zwalczaniu komunizmu w Polsce. Wiem, że to odważna teza, ale IMO akurat o wolność narodu to kościołowi wtedy nie chodziło. Nie mówię o pojedynczych księżach, którzy byli patriotami i zrobili dla opozycji bardzo wiele, ale sam kościół, jako instytucja, poparł opozycję demokratyczną (i popłynął strumień kasy) tylko i wyłącznie ze względu na stosunek komunistów d do kościoła. W Hiszpanii panował reżim nie lepszy od komunistów, (a w wielu aspektach, o wiele gorszy, na pewno gorszy niż PRL...) a Franko jako faszyzujący, skrajnie katolicki prawicowiec, ładujący narodowemu episkopatowi w... pewną część ciała kupę kasy z budżetu państwa, miał pełne poparcie kościoła. Co zabawne, ową ''dziesięcinę'' wykasował dopiero obecny premier, po dojściu do władzy kilka lat temu. Obecnie nastąpił tam wielki odwrót od katolicyzmu... (niecałe 25 % deklaruje ''praktykowanie'') I bardzo dobrze, bufonom, którym wciąż nie przeszło przez gardło przeprosić za wspieranie morderczego reżimu Franko. (za to przeszły krzyki oburzenia, gdy zlikwidowano budżetowy coroczny haracz na rzecz kościoła) Wielu katolików oburza się na poruszanie takich spraw, albo na pytanie, jak mogą to tolerować, zasłaniają się wiarą. Tyle, że po raz kolejny wychodzi - wiara to jedno, a instytucja, która akurat zbiegiem szczęśliwych dla niej okoliczności skutecznie zawłaszczyła sobie ''zawiadowanie'' ową wiarą, to drugie. Pozdrawiam
×