Skocz do zawartości
Nerwica.com

black swan

Użytkownik
  • Postów

    1 865
  • Dołączył

Treść opublikowana przez black swan

  1. A jak do tej przyczyny dojść? -- 26 sty 2013, 17:11 -- A co jeśli przyczyny miały miejsce dawno temu, w dzieciństwie, to jak można "wyleczyć przyczynę"? Brak logiki..
  2. Czasami strach przed samotnością jest na tyle silny, że człowiek wymyśla głupie rzeczy...
  3. Właśnie ściągnęłam, jakby ktoś jeszcze chciał. Tylko żebym teraz wzięła się za czytanie...
  4. Twój wątek nie brzmi chaotycznie, wiem dobrze o co Ci chodzi. Staram się usilnie zmieniać swoje myślenie od paru tygodni, ciężko to idzie, postępy są może minimalne. W takim przypadku rzeczywiście ciężko byłoby zmienić swoje myślenie pozostając ciągle w tym samym środowisku. Myślę, że środowisko najpierw musi być zmienione na przyjazne, aby możliwa była zmiana swojego myślenia. A przyklejanie sobie etykietek o chorobie psychicznej też nie jest dobre. Jak szłam do psychiatry po raz pierwszy, to wręcz chciałam żeby mnie zdiagnozował. Teraz cieszę się, że tego nie zrobił, bo nie przyklejam sobie jakiejś łatki, która by mnie determinowała w moich myślach i o której mogłabym wertować tonę informacji w necie, a potem może podświadomie zachowywać się wg jakiegoś wzorca, odtwarzać jakieś przeczytane objawy. Wolę nie wiedzieć jaką etykietę mogłabym mieć, jakoś myślenie "może tak naprawdę nic mi nie jest, może to tylko mała depresja, może brak witamin, może jakieś zaburzenia w wydzielaniu hormonów" bardziej sprzyja pozytywnemu myśleniu. Właśnie, że nie można wiedzieć, iż świat/żywot jest niesprawiedliwy, bo świat/żywot to nie jakiś sędzia który mógłby być sprawiedliwy lub nie. To jest przypisywanie rzeczom/zjawiskom cech ludzkich, bodajże personifikacja. Równie dobrze można powiedzieć, że słoneczna pogoda jest niesprawiedliwa - mocno subiektywna personifikacja, bo jeden będzie się z tej pogody cieszyć, a drugi nie. Tak samo jest ze światem/życiem - tak jak sobie je przedstawimy w swoich myślach, takie dla nas będzie. Ale to nie znaczy, że takie jest naprawdę, bo każdy obiektywizm jest subiektywny. Mam nadzieję, że brzmi to zrozumiale. Co do samych metod zmiany myślenia... Idzie mi to dość topornie, jednak dostrzegam jakieś tam minimalne posunięcia na przód w czasie (dość krótki, bo niecały miesiąc). Może jest to też skorelowane z braniem leków od krótkiego czasu. Tak czy siak staram się wręcz na siłę myśleć pozytywnie. Łapać się na negatywnym myśleniu i zaraz próbować szukać plusów w czymś, w czym widziałam minusy. Odganiać od siebie myśli o minusach, negatywne scenariusze. Nowe myślenie od razu się samo nie zmieni, ale nowe rzeczy wejdą w nawyk zamiast starych. Pozytywne myślenie jest przeciwieństwem negatywnego myślenia, więc nie będą współistnieć, dlatego pozytywne myślenie wchodząc w nawyk wyprze stary nawyk, czyli negatywne myślenie. "Jesteśmy tym, co powtarzamy." "Tworzymy nasze nawyki, a potem one tworzą nas." Temat jest super - tylko czemu tak nikłe zainteresowanie? -- 26 sty 2013, 11:44 -- Chyba mam dziś wzrost nastroju skoro napisałam tak pozytywny post.
  5. Gdyby mu na Tobie zależało, to by nie ściemniał takich rzeczy. Wg mnie jest z Tobą z braku laku, a nie z miłości.
  6. Podoba mi się to pytanie, bo nie znam odpowiedzi, a chciałabym ją poznać. Wydaje mi się, że optymalną rzeczą było by jedno i drugie na raz. Kochać siebie takim jakim się jest (bo niska samoocena jest jak pogłębiająca się spirala w dół - "mam niską samoocenę, więc nie działam; nie działam, więc mam niską samoocenę" itd) i jednocześnie chcieć się nieustannie ulepszać (to też jest jak samonakręcająca się spirala, tylko że w górę - "kocham siebie, więc chcę ulepszać siebie i swoje rezultaty; gdy ulepszam siebie, czuję się coraz bardziej wartościowy/a"). Więc lepiej zacząć od pokochania siebie takim, jakim się jest wg mnie. Obdarzyć się troską i uczuciem, wtedy chęć ulepszania się powinna przyjść samoczynnie.
  7. Patrycha23, jakbym była na Twoim miejscu, to rzuciłabym go już po pierwszych objawach alkoholizmu. Możesz sobie i temu dziecku spieprzyć całe życie jak z nim zostaniesz. A taka ignorancja jaką on się wykazuje, kłamanie, że zaraz wróci, wyłączanie telefonu, odrzucanie połączeń, po prostu olewanie Cię, też zasługuje na definitywne rzucenie.
  8. brak.pomyslu, może w Twoim śnie po prostu ujawniają się Twoje lęki, skoro to najgorszy scenariusz... Wg mojego "podłoża rodzinnego" z facetami to już w ogóle powinnam się nie dogadywać, a jednak idzie dużo lepiej niż z kobietami. Przed kobietami jakoś częściej czuję wstyd, czuję się nieco onieśmielona, jestem sztuczna i staram się być sztucznie miła, a przy facetach czuję się bardziej akceptowana i wartościowa (choć mój ojciec w ogóle mnie nie akceptował w okresie dorastania, nie szczędził mi obraźliwych epitetów). -- 26 sty 2013, 16:11 -- Rozmyślałam tak nad tym i przypomniało mi się, że często miałam takie myśli jak byłam jeszcze w wieku szkolnym, że powinnam urodzić się jako chłopiec, a nie dziewczynka. Że bycie facetem byłoby o tysiąc razy łatwiejsze, że bycie kobietą jest rzeczą trudną i uciążliwą, że mężczyźni mają dużo łatwiej na tym świecie, że wolałabym być po prostu facetem, itp. Do mniej więcej połowy liceum ubierałam się jak chłopczyca, szerokie spodnie z kieszeniami, bluzy z kapturem, jakieś pseudo-wojskowe kurtki, glany, spódnic nigdy nie nosiłam. Tak sobie myślę, że może przez to, że ojciec mnie odrzucał i nie akceptował ubzdurałam sobie w podświadomości, że powinnam urodzić się jako chłopiec i trochę upodabniałam się do chłopaków. Potem jak nieco wydoroślałam, może szukałam aprobaty i uznania w męskim towarzystwie, aby jakoś sobie wynagrodzić brak akceptacji i uznania ze strony ojca. A do kobiet miałam dystans, bo jakoś podświadomie może wydawały mi się gorsze właśnie przez postawę mojego ojca wobec mnie. Jakbym wolała utożsamiać się z męskim towarzystwem (szukać ich aprobaty) i jednocześnie odżegnywać się od damskiego towarzystwa (gardzić ich aprobatą). Tak jakby mój mózg miał zakodowane przez mojego ojca "ci są lepsi, a ci gorsi, więc chcę być z tymi lepszymi, żeby samemu być lepszym, a z tymi gorszymi nie chcę mieć nic wspólnego, żeby nie być gorszym". Teraz dopiero to widzę, że to jest możliwe rozwiązanie i że nie ma to nic do rzeczy z moją matką, a z ojcem. To przez ojca miałam od okresu dorastania takie a nie inne podejście do kobiet, wypaczył mnie.
  9. Kontynuując swój rytuał dzisiaj jestem wdzięczna za długi spacer po polach i lasach, słoneczny dzień, mróz, wyszukanie w końcu materiałów do poduczenia się i zaczęcie ich czytać, ciekawy artykuł, zajęcie noclegu, nowe cytaty.
  10. Gdzieś tu jest pies pogrzebany. Nic nie dzieje się bez przyczyny, albo źle dobierasz partnerki (np takie z którymi podświadomie wiesz, że się nie uda), albo nie umiesz nawiązać bliższej relacji... Wiele problemów w związkach bierze się z problemów w dzieciństwie, nieciekawych relacji z którymś z rodziców, niedostawaniem miłości bezwarunkowej za młodu itp. Także to nie jest takie "automatyczne". Mógłbyś poszukać jakiegoś wzorca w tych związkach, czegoś co się powtarzało, spróbować przeanalizować jeszcze raz sytuacje, kiedy zaczynało się psuć... Próby utrzymania kobiety kasą na dłuższą metę bedą pewnie tylko frustracją, bo to nie jest miłość, tylko ratowanie się półśrodkami...
  11. Bardzo długo prawie nie było mnie w domu, praktycznie prawie całe studia, potem jeszcze z rok mnie nie było, chyba się przyzwyczaiłam... Teraz od jakiegoś czasu znowu jestem w domu, miałam z nią dużo starć, nie takie spojrzenie i już gotowe obrażanie się przez cały dzień, czuję się przy niej ciągle nieswojo, nie mogę jej powiedzieć nic szczerze, porozmawiać o ważnych rzeczach, a jedynie o pierdołach... Wątpię, że kiedykolwiek będziemy sobie bliskie. Teraz znowu szukam jakby się tu wyprowadzić i gdzie, bo m.in. bardzo często mam dość wiecznych kłótni o byle co, niedogadywania się, pretensji. Ona najlepiej chciałaby, żebym była taka jak ona sama, lecz to niemożliwe. Po prostu czuję to, że ona mnie nie lubi. Zawsze to czułam. I sama nigdy też jej nie darzyłam zbyt wielką sympatią. Wiadomo, że to moja matka i w prawdopodobnie ją kocham (choć wolę się nad tym nie zastanawiać), ale nigdy jej specjalnie nie lubiłam jako osoby. Mam też problem z nawiązywaniem znajomości i bliższych kontaktów z innymi kobietami (np brak przyjaciółek, a nawet koleżanek) i nie wiem czy to się jakoś nie bierze z powodu moich relacji z matką...?
  12. qwertyxxx, jakimś cudem przyciągasz takie kobiety, albo masz jakiegoś pecha... Nie mam pojęcia w jakim środowisku się obracasz i z czego to wynika. Widocznie musisz wprowadzić jakieś zmiany w swoich poszukiwaniach, skoro są one nieefektywne.
  13. Też mam ten problem z bliskością z matką (zresztą z ojcem też, ale to inna sprawa). Też kiedyś myślała, że matka z córką powinny być sobie bliskie, niemalże przyjaciółki. U mnie tak nigdy nie było. Gdy byłam dzieckiem zawsze myślałam, że brata kocha bardziej, a mnie docenia tylko jak coś zrobię, np posprzątam. Potem jak trochę wyrosłam, zauważałam, że nie lubię jej w wielu sytuacjach, po prostu irytuje mnie, kiedyś starała się o jakiś kontakt większy ze mną, ale ja zawsze byłam w stosunku do niej ironiczna, po prostu wkurzała mnie. Teraz, gdy jestem już całkiem dorosłą niezależną osobą, nie irytuje mnie ona już tak, ale kompletnie nie umiem złapać z nią jakiegoś bliższego kontaktu. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy zbyt inne i się nie zrozumiemy. Jakiegoś przytulania i słownego wyrażania uczuć nigdy nie było - chyba że jak miałam mniej niż 10 lat, bo potem to mieli na mnie nalane.
  14. Cóż, przynajmniej nie będę musiała szukać wymówek dla samej siebie, bo mieszkam za daleko.
  15. Myślę, że samo obycie jednak dużo znaczy. Nie siedziałeś z założonymi rękoma i teraz przynajmniej nie masz do siebie pretensji, że nie próbowałeś.
  16. Nie twierdzę, że to jest pstryk i już. Po prostu powątpiewam trochę w opisane przez Ciebie przykłady optymalizmu (dla mnie nie byłby to optymalizm) i zaczęłam się zastanawiać, gdzie kończy się "robienie czegoś na odwal" a zaczyna ten optymalizm. Cóż, granica jest chyba płynna... lub zależy od potencjału w danej sytuacji. I cytat, który mógłby się przydać wszystkim "odwlekaczom": "Idealizm to przecenienie potencjału, poprzedzone niewłaściwym jego oszacowaniem."
  17. To nie możesz po prostu zostać optymalistą w sprawach osobistych, jeśli perfekcjonizm przeszkadza Ci w tym i sprawia, że odkładasz rzeczy na później? Skoro umiesz być optymalistą w jednej dziedzinie to czemu nie mógłbyś przełożyć tego na inne dziedziny życia? U mnie to jest trochę inaczej, jeśli mi na czymś zależy, to chciałabym to zrobić perfekcyjnie, a jeśli nie zależy mi lub średnio zależy, to może być nawet byle jak. Byle by było zrobione i dało mi spokój (i to nie jest żaden optymalizm). Syf na kółkach to dla mnie też nie optymalizm.
  18. Perfekcjonizm to jest wg mnie ogólna postawa, tak samo jak i optymalizm. Optymalizm bierze się z racjonalizmu, a perfekcjonizm z idealizmu. A racjonalizm i idealizm się wg mnie nawzajem wykluczają. Tak ja to widzę. Poza tym znalazłam ciekawy artykuł do poczytania http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7913 może kogoś zainteresuje.
  19. Chodzi o to, żeby w ogóle znalazł sobie jakieś kumpele i obył się trochę z płcią przeciwną, a nie szukał partnerki do związku, która będzie się nad nim litować. W związku nikt nie powinien się litować nad drugim. Jak nabędzie trochę pewności siebie w stosunku do kobiet, to dopiero wtedy niech szuka partnerki do związku, nie wcześniej.
  20. pisanka, moim "dzienniczkiem uczuć" jest taki wykres w skali od -5 do 5 na pionowej osi, przy czym 0 to obojętność i dniami na poziomej. Prowadzę to od początku stycznia. I codziennie wieczorem stawiam kropkę odpowiadającemu jak się danego dnia czułam, a potem łączę kropki i widzę jak na dłoni jak się kształtowały moje nastroje, czy była sinusoida czy nie.
  21. Nastrój wyraźnie idzie mi w dół od 2 dni... Siedzę i marnuję czas na tym forum zamiast zacząć żyć. Po prostu wszystkiego mam dość.
  22. Candy14, tworzenie go było rzeczywiście fajne. pisanka, spisuję tam wszystkie rzeczy, które pomagają mi przetrwać - to tak ogólnie. Np pozytywne przekonania prowadzące do sukcesów, zaczerpnięte w większości z paru mądrych książek, do niektórych sama doszłam. Spisałam sobie takie 'zasady partnerstwa', sporo z tego forum się dowiedziałam, na temat miłości warunkowej i bezwarunkowej, wypisałam sobie jasno moje cele związane z pracą, życiem osobistym, wypisałam wszystko co lubię i co mnie interesuje i z tych rzeczy wydedukowałam kilka najważniejszych i próbuję wymyślić jak je połączyć z celami, zrobiłam takie ćwiczenie na to czego chcę i z jakimi stanami emocjonalnymi jest to równoznaczne (aby nie podążać ślepo np za kasą, tylko wiedzieć co będę czuła jak już ją osiągnę), wypisałam swoje główne umiejętności, to czego nie chcę, swoje plusy (charakter, wygląd, osiągnięcia), plusy i minusy mojego partnera, moje cechy nad którymi chcę pracować i ich przeciwieństwa (czyli to co chciałabym osiągnąć), jakieś cytaty związane z motywacją... Będę tam wypisywać wszystko co wyda mi się ważne.
  23. Przez to przemawia niska samoocena... Wcale nie, bo wtedy raczej chcą mu pomóc, litują się, współczują, itp... To faceci zwykle skreślają słabszych od siebie, a kobiety mają więcej współczucia i empatii.
  24. Heh, z tym edytowaniem i sprawdzaniem postów, literówek itp to mam podobnie. Z tym, że i tak nic nie będzie idealne, bo dla każdego ideał znaczy co innego, a ideał jakim chciałabym być jest po prostu nieosiągalny, więc po co się w ogóle starać? Coś w tym jest. Może właśnie chodzi o tą dopaminę, odrobinę przyjemności z teraźniejszości. 5 minut zajęło mi wykonanie 2 telefonów, aby zająć sobie nocleg w innym mieście na 1 noc, a zabierałam się do tego cały tydzień, bo zwyczajnie ta czynność jawiła mi się jako nieprzyjemna i niemiła. Natomiast narzekanie na forum jest przyjemne, poprawia mi nastrój. Mam tyle odkładanych rzeczy do zrobienia, a za nic z nich nie chce mi się wziąć. Miałam wczoraj zaplanować dzisiejszy dzień, wypisać 3 zadania do zrobienia, oczywiście tego nie zrobiłam. Im dłużej nic nie robię, tym mniej mi się chce cokolwiek robić... Oczywiście poza tym, co w danej chwili sprawi mi chwilową przyjemność. -- 25 sty 2013, 11:35 -- Przyszło mi na myśl, aby doszukiwać się przyjemności w tym co wydaje mi się nieprzyjemne/tym co odwlekam w nieskończoność. Aby skojarzyć to z przyjemnością. Oszukać jakoś mózg, aby sam chciał robić te odwlekane rzeczy. -- 25 sty 2013, 11:36 -- Aby zakorzenić sobie jakoś przekonanie typu "to co muszę zrobić jest bardzo przyjemne, a jak zacznę to robić, to doznam ogromnej przyjemności". -- 25 sty 2013, 11:57 -- Jeszcze jedna refleksja - wpadłam na to, że przeciwieństwem perfekcjonizmu jest OPTYMALIZM (sjp. "dążność do uzyskania najkorzystniejszych wyników w czymś" a nie idealnych/najlepszych). Czyli działanie tak, aby coś było wystarczająco dobre, aby działało i dawało korzyść, a nie stało na piedestale i świeciło idealizmem. Aby rezultat był praktyczny i do tej praktyczności się ograniczał. Po co nam rezultat idealny? Idealizm jest kompletnie niepraktyczny. I jeszcze taki cytat ku optymalizacji: "Nie trzeba wszystkiego rozumieć, żeby ze wszystkiego korzystać."
×