Skocz do zawartości
Nerwica.com

black swan

Użytkownik
  • Postów

    1 865
  • Dołączył

Treść opublikowana przez black swan

  1. Rozmowy telefoniczne idą normalnie, gorzej zabrać się za samo wykonanie telefonu - nie lubię dzwonić. I nie lubię też przez telefon gadać o pierdołach, pogaduszki mogłam (jak jeszcze miałam z kim) sobie urządzać osobiście, a przez telefon jakoś nie mam o czym gadać, wolę szybko załatwić praktyczne sprawy i się rozłączyć. Tak, można sobie w tym pomóc NLP. Jakieś 6-7 lat temu na jakiś czas udało mi się to zrobić (naprawdę, stałam się wtedy arogancką egoistką niezważającą na innych), byłam wtedy na początku liceum, teraz zaczęłam znowu czytać tą książkę co wtedy, ale coś słabo mi na razie idą te zmiany. Pewnie dlatego, że teraz nie mam żadnego wzorca do naśladowania, wtedy moim wzorcem był pewien chłopak ze szkoły, który taki właśnie był i ja go kopiowałam wg zasad NLP, aż w końcu uwierzyłam że sama też taka jestem. I byłam przez jakieś 2-3 lata, dopóki nie miałam problemów z facetem i kolejnych depresji. Teraz moja pewność siebie zależy też od nastroju, mam takie fazy większej pewności siebie, a czasami mam właśnie takie fazy bycia lękliwą dziewczynką. Ta druga pojawia się częściej. Idź na tą rozmowę kwalifikacyjną, to jest dobre wyzwanie, a skoro się nie ubiegałeś, to nie masz nic do stracenia, nie ma skarbu, który mógłby być zagrożony jak w tym cytacie. KaMa1990, czyli mamy ten sam problem. Też zdaję sobie sprawę z tego, że teoretycznie jestem wartościowa (nawet moje niedawno utworzone listy zalet, osiągnięć i umiejętności to potwierdzają), lecz w praktyce nie potrafię tej wiedzy zastosować. Czyli zachowuję się tak, jakbym nie była wartościowa - wstydzę się siebie. I jak to zmienić, jakieś pomysły?
  2. black swan

    Samotność

    Chyba chciałam to pytanie odwołać do pewnej sytuacji u siebie, ale mi nie wyszło, bo sytuacja jest bardziej skomplikowana. No nic, nie będę robić offtopu.
  3. To co to były za leki - na odwagę? Ja bym chciała po prostu nie bać się ludzi, czuć się przed nimi pewnie, znać swoją wartość i wiedzieć, że mi nikt nie naskoczy, bo jestem w stanie obronić samą siebie. A ja po prostu wstydzę się siebie przed innymi w bezpośredniej konfrontacji.
  4. Tak, najczęściej tak. Zanim mnie to dopadło to wszystko mi się chciało, miałam tysiące planów i realizowałam wiele z nich naraz. Potrafiłam przed kompem nad robieniem czegoś przesiedzieć cały dzień i całą noc. Teraz mało co mi się chce, dzień zaczynam bardzo wolno, często jestem śpiąca aż do wieczora, rzeczywiście czuję się powolniejsza, snuję się często do południa po domu bez celu. Też słabiej się koncentruję, jak czytam książkę, to czasami nie dociera do mnie co czytam albo się zamyślam nagle nie kontrolując tego. Brak energii zdecydowanie, jak już napisałam, mało co mi się chce. Męczę się najszybciej od snucia się po domu. Jakoś jak idę na spacer w mrozie po lesie to się nie męczę - to pewnie przez świeże powietrze. Właściwie tylko podczas tych spacerów czuję się ostatnio naprawdę zadowolona i czuję, że mam energię.
  5. Dopiero natknęłam się na ten temat. Temat jest fajny, szkoda, że tak szybko umarł. Może ja też dodam swoje zdanie. Uważam, że siebie powinno się kochać bezwarunkowo, pomimo wad - bo jeśli stwierdzimy, że mamy same wady i zero zalet, to przecież nie powinniśmy przestawać siebie kochać, tylko kochać się tak samo, lecz pracować nad zmianą swoich cech, czyli ulepszeniem siebie. Poza tym wobec siebie, zamiast wady i zalety, lepiej używać terminu po prostu cechy. Cechy pożądane, cechy do zmiany. Nie deprecjonować od razu siebie określeniem wady. Nie wszystko zawsze jest oczywistą wadą. Niektóre cechy charakter mają swoje plusy i minusy.
  6. Mój dzisiejszy dzień... Zaczęłam się zastanawiać nad sensem tego co robię i swoim celem. Przypomniało mi się trochę jaki miałam cel pół roku temu, nie wiem jak go zgubiłam po drodze. Zaczynam na nowo dostrzegać powoli mój ówczesny cel i zaczynać znowu rozumieć jego sens. Jak to się stało, że się tak przestawiłam z początkiem jesieni?!
  7. Chciałabym mieć na to wyjebane. Dzisiaj jakaś kobieta w sklepie dopytywała się mnie co porabiam, bo mnie dawno nie widziała tutaj, a ja oczywiście zmieszanie, strach w oczach, odpowiadałam jej jakbym się tłumaczyła z jakichś grzechów... Boję się gadać z ludźmi, szczególnie nie lubię jak o mnie wypytują. Nie cierpię tego. I to jest takie automatyczne, niezależne ode mnie... Ten strach przed ludźmi, niepewność, obawa.
  8. black swan

    Samotność

    Tzn, najlepiej kochając kogoś mieć jednocześnie pełną świadomość jego wad i je akceptować lub dopingować partnera w pracy nad nimi, jeśli ich nie zniesiemy...? A co jeśli jest jakaś wada nie do zaakceptowania, a partner pomimo zapewnień, że będzie nad nią pracował nie robi tego przez długi czas... Czy to jest powód do rozstania? Chyba muszę wypisać sobie jeszcze swoje wady i rozpocząć pracę nad nimi...
  9. Ja tak kiedyś miałam, nakręcałam się, zakochiwałam się z byle powodów i wyobrażałam sobie, że to wielka miłość mojego życia, wielokrotnie... Oczywiście po iluś zawodach miłosnych załamałam się, uważałam że wszyscy mężczyźni są źli, nie potrafią kochać, itp... Po dłuższym czasie znowu się zakochałam, ale bardziej to kontrolowałam, a wręcz nie chciałam dać się ponieść uczuciom, wmawiałam sobie, że nie kocham, byłam mało czuła dla partnera, bo nauczyłam się że miłość to słabość... Przez to rozstawaliśmy się, popadałam w tym związku ze skrajności w skrajność - wszystko albo nic. Raz dawałam mu całą siebie, raz nienawidziłam go. U mnie to ma podłoże w niezaspokojonych potrzebach miłości w dzieciństwie. Staram się siebie już teraz kontrolować...
  10. black swan

    Samotność

    Saraid, Saiga, jak pisałam miłość bezwarunkowa, to nie chodziło mi o bezinteresowną, bo nic nie jest bezinteresowne. Bezwarunkowa to dla mnie to taka ślepa, nie zważająca na czyjeś wady, nie zważająca w skrajnych przypadkach na to, że ta druga osoba nas krzywdzi (jak np kobiety bite przez mężów kochają ich pomimo tego). Natomiast w moim przypadku jest to miłość nie zważająca na czyjeś wady, idealizuję kogoś w kim się naprawdę zakocham. I to jest jak najbardziej interesowna miłość, bo oczekuje w zamian tego samego - pokochania pomimo wad, bez względu na cechy charakteru, ułomności psychiki itp. Mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi. Bezwarunkowa nie równa się bezinteresowna. Wiadomo, w moim przypadku chcę tego samego w zamian - to są moje oczekiwania, bo bezwarunkowa to nie jest bezinteresowna. A w relacji rodzice-dziecko powinna być spełniona, abyśmy w dorosłym życiu nie mieli jej niedoborów. Ja mam te niedobory. Dlatego mam z tym problem w związkach. Nie mówię, że nie. W bezwarunkowej te granice są wg mnie daleko przesunięte, bo nie chodzi o 100% dosłowności słowa "bezwarunkowa", tylko o kochanie kogoś bez określonych powodów i warunków, a w miłości warunkowej chodzi o kochanie kogoś będąc w pełni świadomym za co i z jakiego powodu się kocha. Ta druga opcja jest po prostu zdrowsza, bo pierwsza jest skazana na niepowodzenie (jest ślepa, przynosi frustrację, itd). No tak... W mojej przeszłości pamiętam, że zakochiwałam się w byle kim i bardzo niewiele było mi trzeba. Ktoś był ponadprzeciętnie dla mnie miły, to z tego powodu mogłam się zakochać... Dopiero po iluś zawodach miłosnych stwierdziłam, że muszę wytępić w sobie uczucia i przestać się zakochiwać. Po jakimś czasie zaryzykowałam jeszcze raz dla mojego aktualnego partnera, też mieliśmy dużo przebojów... Teraz muszę stworzyć sobie listę rzeczy, za które go kocham. I przestać twierdzić, że gdy jakaś rzecz zaczyna mi w nim przeszkadzać, to znaczy że się odkochałam (a do takiego myślenia miałam zawsze skłonność). Najlepiej stworzyć listę jego plusów i minusów, żeby patrzeć na to moje zakochanie bardziej realnie, a nie idealistycznie. Widzę, że byłam zawsze jak taki skaczący szczeniak, desperacko chcący, by go pokochać.
  11. black swan

    Samotność

    Psychiatra na następnej wizycie ma mnie zapisać gdzieś na jakąś psychoterapię. Ale to nie jest powód, żeby nie analizować siebie. Czyli znowu uświadomiłam sobie coś o mnie. Ostatnio ostro siebie analizuję i co rusz sobie coś uświadamiam. Myślałam nad tym już wcześniej, ale nie chciałam się z tym zgodzić. Dzisiaj do mnie dotarło, że jak mi naprawdę na kimś zależy, to jestem w stanie kochać bezwarunkowo i takiej też miłości chcę od tej osoby. Wszystko albo nic. To jest złe, to jest kompletne zaślepienie. Uzależniam w takiej sytuacji swoją wartość w moich oczach od miłości tej osoby. Wydaje mi się, że miłość słabnie - czuję się jak zero. Wydaje mi się, że miłość tej osoby do mnie rośnie - czuję się kimś. I tak w kółko, nawet najmniejsze wahania mogą mieć na to wpływ. Ale tylko wtedy, gdy na tej osobie naprawdę mocno mi zależy. Inaczej to nie działa. Może mechanizm jest taki: zrób mi tak jak ja tobie (odwdzięcz się) - ja chcę miłości bezwarunkowej, więc daję ci ją, aby otrzymać ją w zamian, a gdy to nie działa, odczuwam frustrację i zaczynam w siebie wątpić (mój plan nie zadziałał, porażka, za słabo się starałam, nie umiałam tego zrobić, pokochać dobrze). Niby wiedziałam, że chcę tyle, ile daję, ale nie uświadamiałam sobie, że daję wszystko chcąc też wszystkiego. Sama oddając wszystko i nie dostając wszystkiego czułam dziurę, stan miłości na minusie, frustracja była ogromna. I ogromne "dlaczego" w głowie. A przecież miłość bez względu na wszystko nie jest dobra - to muszę sobie uświadomić. Uargumentować, dlaczego nie jest dobra. Żeby mieć czarno na białym. Nie jest dobra, bo jest ślepa i szkodliwa. Tylko jak tu kochać ze względu na coś? Z powodu? Czy to jest wtedy jeszcze miłość? -- 17 sty 2013, 22:29 -- Właściwie życie to nieustanny biznes, ktoś nam coś daje, odwdzięczamy się podobną przysługą. Dajemy komuś coś licząc na to, aby coś dostać (nawet podświadomie). Więc dlaczego miłość bezwarunkowa ma być mniej interesowna od warunkowej... Właściwie ta bezwarunkowa jest nawet bardziej interesowna - bo chce więcej w zamian, czyli wszystko. Wychodzi na to, że miłość warunkowa to mniej ryzykowna inwestycja, lepszy biznes...
  12. black swan

    Samotność

    Zawsze miałam takie przeświadczenie, że związki są nie dla mnie... Jak mi na kimś zaczyna zależeć, to moja samoocena staje się chyba kompletnie zależna od tej osoby... I nie ważne z kim się zwiążę, miłość mnie zawsze wyniszcza psychicznie, teraz to widzę. Za to jak jestem sama, to staję się niezależna i żyje mi się ogólnie lepiej. Niczym się nie muszę martwić, tylko żyć swoim życiem. Z tym, że chciałabym to w końcu zmienić, zacząć tworzyć normalne związki, nie uzależniać siebie od czyjejś miłości... Tylko jak to zrobić.
  13. black swan

    Samotność

    Mam dość tej samotności, ale nic z tym nie robię, a facet w ogóle nie zmienia tego stanu, nic nie polepsza. Traktuje mnie jak jakiś element krajobrazu w jego życiu, a chciałabym być dla kogoś elementem z pierwszego planu, a nie z krajobrazu... Jestem masakrycznie smutna, odechciewa mi się żyć... Czy to możliwe, żeby moja samoocena zależała od tego jak mocno wydaje mi się, że on mnie kocha?
  14. Chodziło mi o najniższą krajową, przejęzyczenie. Wiadomo, że kiedyś wszystko było tańsze i ceny wynajmu zależą też od wielkości miasta. Ale mając najniższą krajową na 1 osobę przecież da się przeżyć, będzie to bieda i ubóstwo, ale jednak samodzielność - a o tę samodzielność przecież rozmowa się toczy. babol440, no to się rozumiemy. Mi zdecydowanie brak pewności siebie i wiary we własne umiejętności. Zgodnie z zasadami powiększania wiary w siebie, powinno się rzucać na głęboką wodę, wychodzić poza "strefę komfortu", próbować robić rzeczy, które wydają się za trudne, nieznane, akceptować swoje obawy i obowiązkowo popełniać błędy... W teorii brzmi to rozsądnie, tylko strasznie trudno wprowadzać to w praktyce. Przeglądam oferty pracy i co rusz je odrzucam, bo myślę "wszystko byłoby ok, ale jednej rzeczy z listy nie umiem, więc mnie na pewno nie przyjmą". Znam ludzi, którzy się tym nie przejmowali, a jak zostali zaproszeni na rozmowę kwalifikacyjną, dopiero zaczęli uczyć się tej jednej rzeczy, której nie umieli. Potem zostali przyjęci do pracy. Więc pewność siebie i wiara naprawdę czyni cuda. -- 16 sty 2013, 21:39 -- Albo odrzucam oferty, bo myślę, że nie umiem czegoś wystarczająco, a przecież słyszałam od pewnej osoby, że do ich firmy co rusz przychodzi masa absolwentów w poszukiwaniu pracy, którzy nic nie umieją. Nic nie umieją, a jednak nie boją się wysyłać cv i chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. A ja nie dość, że mam ponad rok doświadczenia, to boję się wysłać cv, bo twierdzę, że umiem za mało, zamiast dać to do oceny pracodawcom...
  15. Ale ja nie mówię o jakichś kokosach od razu, tylko zwykłej pracy pozwalającej na wynajęcie choćby pokoju u kogoś i zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb. To już jest samodzielność. Choćby na studiach musiałam utrzymać się za niewielkie pieniądze miesięcznie znacznie poniżej średniej krajowej i dało się. -- 16 sty 2013, 20:13 -- A pomiędzy samodzielnością, a tym co JA bym chciała jest już pewna różnica.
  16. Praca po 8h dziennie, która nie gwarantuje samodzielności finansowej dla 1 osoby to nie jest normalna praca...
  17. Ten Convulex jeszcze skonsultuje z psychiatra i może obejdzie się bez niego...
  18. Nie bardzo, nie czuję żadnych plusów ani minusów. Taka maleńka tableteczka, co ona może dawać... Mój aktualny dobry nastrój raczej nie jest zasługą tego leku, bo jeszcze dzisiaj rano czułam niechcenie i wymięcie ogólne. Choć dwa tygodnie temu czułam o wiele większą niemoc niż teraz, więc może jednak coś tam dał... Jak mnie po prostu coś napadnie, jakiś mały bodziec, coś zasłyszane, przeczytane, jakaś czynność, to nagle robi mi się dobry nastrój. Trwa zwykle krótko, dwa dni max, a potem znowu ogólne zniechęcenie do życia. Boję się za to tego drugiego leku, Convulexu. Naczytałam się o nim w necie samych złych rzeczy i sama nie wiem czy brać go więcej niż miesiąc. Bo to są wielkie tablety psujące wątrobę... Nie wiem czy jak mi będzie lepiej, to skąd wiedzieć, że to zasługa leku czy po prostu minięcia depresji?
  19. Mozarin 10mg jedna rano i 2x dziennie Convulex 300mg, tylko ja to dopiero od 2 tygodni biorę.
  20. A myślałam, że zedytowałam to tak szybko, że nikt nie zauważył, ale jednak nie. Ciągle te polskie płace... Jakoś ogromna ilość ludzi żyje samodzielnie. Wszystko zależy od zawodu, poziomu profesjonalizmu i osobistej charyzmy, której mi brak. ;] Zresztą nie tylko tego mi brak. Dziwne, dzisiaj czuję się dziwnie dobrze. Aż mam ochotę na jakiś alkohol od święta, ale tak samaaaaa to nie bardzo, no i nie wiadomo jaki mix wyjdzie z tymi lekami dziwnymi...
  21. Najpierw zjadłam "nie", potem zauważyłam to i zedytowałam.
  22. Może brzmiałoby sensowniej, w każdym razie chyba wiadomo o co mi chodziło.
  23. asai, skoro masz pracę, to czemu nie jesteś niezależna?
  24. Zaczęłam pisać list motywacyjny mający stanowić podstawę do listów motywacyjnych do różnych firm. Coś mi nie idzie...
  25. Wygląda na to, że bardzo boisz się (niestety) reakcji swoich rodziców. Moi się wkurzali i to znacznie, jak im powiedziałam, że w wieku nastu lat wierzyłam, że jestem z domu dziecka, bo pozwalali mi tygodniami siedzieć w pokoju (wychodzić jedynie do szkoły i do kuchni po jedzenie) zamiast ze mną porozmawiać, spędzić czas, to byli na mnie ciągle źli. Nie pasowało im, że im to powiedziałam. Wg nich dali mi bardzo wiele, dom, jedzenie, edukację, itp... Ale to nie było najważniejsze. Wyrzucałam też ojcu to jak mnie traktował, wyzywał od szmat, darł się o byle co, wyrzuciłam im to że dostawaliśmy z bratem lanie, czasami niesłusznie. Wyrzuciłam to, że nigdy nie zabrali mnie do dermatologa, bo przez ileś lat miałam uczulenie na rękach i bardzo się tego wstydziłam. Mało ich obchodziłam ogólnie. Trochę się powkurzali i im przeszło. Przynajmniej wiedzą jakie błędy popełnili i nie mają się za nieomylnych (tak myślę). Oczywiście mieli mi to za złe, to całe wyrzucanie co jakiś czas różnych rzeczy. Trudno, widocznie się z tym pogodzili, bo szybko im złość minęła. Czemu tak się boisz (niestety) reakcji swoich rodziców?
×