Skocz do zawartości
Nerwica.com

black swan

Użytkownik
  • Postów

    1 865
  • Dołączył

Treść opublikowana przez black swan

  1. Za przemoc psychiczną, psychiczne nękanie i znęcanie się można wylądować we więzieniu, mieć zakaz zbliżania się lub płacić grzywny/odszkodowania... Niebezpieczna gra znęcać się psychicznie nad ludźmi, tym bardziej skoro samemu z pewnością nie chciałoby się otrzymać tego samego. Czemu zwyczajnie nie będziesz posługiwać się zasadą "nie rób innym co tobie nie miłe"?
  2. Wkurza mnie mój facet i to, że nie pisze do mnie w ogóle "hej, wejdź na skype, chcę cię zobaczyć w moim monitorze na żywo i usłyszeć twój głos"... Wkurza mnie to, że jest niedostępny, pojechał gdzieś pewnie z tymi łepkami od niego i nawet nie raczył dać mi znać gdzie... Czy on nie rozumie, że ja się martwię o niego i nie ma to nic wspólnego z tłumaczeniem się i kontrolowaniem? Dlaczego pisze mi żebym nie odstawiła znowu takiego numeru, że nie będę się do niego prawie odzywać przez kilka miesięcy i jednocześnie zachowuje się tak jak powyżej? Dlaczego ciągle TYLKO JA proponuję tego skypa, a jemu najwyraźniej wystarczy kontakt TEKSTOWY? Dlaczego!?
  3. Jak już rozmawiacie o złości, to opiszę i swoją złość. Zawsze niszczyłam przedmioty w złości, waliłam w ściany pięściami, kopałam w drzwi, trzaskałam nimi, darłam się na głos (oczywiście gdy byłam sama). Ale jednak najlepiej wyżyć się na dworze, wziąć łopatę i przekopać kawał ogródka, odśnieżyć podwórko, potaczkować drewno do garażu, wsiąść na rower i w szale wjechać na jakieś wzgórze... Coś co zmęczy i wyczerpie. Na samo odstresowanie dobra jest adrenalina, np wspinaczka. Lub szybka jazda samochodem i niebezpieczne wyprzedzanie (nie naśladować). Ale ostatnio jestem dość opanowana, biorę tabletki i najwyraźniej działają. Nie ma impulsywnej nerwowości, żadnych ataków szału z nerwów, rzucania przedmiotami. Dobrze jest, nie denerwuję się byle czym i nie wpadam w szał jak mi kilka pierdół nie wyjdzie pod rząd jednego dnia. -- 03 lut 2013, 00:28 -- Jakie to zaskakujące, że człowiek w przeciągu miesiąca może się tak uspokoić dzięki jakimś substancjom chemicznym.
  4. Mitchell, masz w ogóle jakichś przyjaciół lub choćby znajomych czy jesteś samotny jak palec?
  5. Lady Em., a co w ogóle dawało Ci cięcie się, co odczuwałaś dzięki temu, że się cięłaś? Może jak znajdziesz właściwą odpowiedź na to pytanie, to znajdziesz coś zastępczego, co da Ci podobną ulgę od strachu.
  6. black swan

    Samotność

    Dokładnie tak, zrozumiałam, bo byłam po "drugiej" stronie. W końcu wtedy przetrawiłam swoje zawody miłosne. Czy mnie to ustabilizowało w kwestii postrzegania ofiar/oprawców pośród płci? Chyba tak, teraz wiem, że kobieta może być gorszym oprawcą od faceta, jeśli tylko będzie chciała (nie żebym ja kiedykolwiek chciała). Stałam się o wiele mniej "kochliwa", o wiele bardziej rozumiejąca płeć przeciwną, odporna na wszelkie adoracje...
  7. klarunia, samoocena ma NAJWIĘKSZY wpływ na jakość naszego życia. Pokochaj siebie bezwarunkowo, zaakceptuj siebie taką jaką jesteś, potem uwierz w siebie i zaufaj sobie, następnie samoocena Ci urośnie. I nie wypisuj stronami swoich wad. Dobrze jest mieć świadomość swoich cech nad którymi chciałoby się pracować, lecz dużo ważniejsza jest świadomość swoich zalet. Skup się na wypisywaniu swoich plusów w 4 sferach: wygląd, charakter, umiejętności, osiągnięcia. W tej chwili działasz jak samospełniająca się przepowiednia: masz na swój temat tak złe zdanie, że w nieuświadomiony sposób działasz przeciwko sobie. Uniezależnij swoją samoocenę od innych osób. A jak już uświadamiasz sobie swoje cechy do zmiany (nie nazywaj ich wadami, bo to subiektywne), to jednocześnie uświadamiaj sobie przeciwieństwa tych cech, czyli cechy do których chcesz dążyć i dąż do nich. Pracuj nad sobą, a będzie Ci dane. -- 02 lut 2013, 22:51 -- I nie rób takich rzeczy na siłę, bo to tylko pogarsza troją frustrację. Jak UWIERZYSZ, że jesteś bardzo fajna, zabawna, miła, przyjazna, otwarta, to wtedy da to dużo.
  8. U mnie jest identycznie jak mam mówić o silnych uczuciach komuś wprost, twarzą w twarz. W intymnych sytuacjach, jak mam się zwierzyć z czegoś ważnego, powiedzieć, że kogoś kocham (szczerze) lub wyrazić jakieś swoje silne emocje, to dokładnie mam tak jak opisałaś... W efekcie nie mówię, tylko ryczę i zakrywam twarz, kompletnie się rozklejam i nie umiem wydusić słowa. Ale przechodząc do konkretów: głęboko w głowie utkało mi się takie przekonanie, że ujawnianie uczuć to słabość, ogromna słabość. Im silniejsze uczucie, tym większą słabością jest dla mnie ujawnienie tego uczucia. Utkało mi się też, że siła to niewzruszenie, do tego negatywne uczucia to też siła. A te pozytywne to słabość. Mnie też rodzice olewali, gdy ich potrzebowałam, do tego wiecznie krytykowali, wyzywali, faworyzowali brata, było bicie pasem często. Chyba przekazali mi taki wzorzec: dobrych uczuć się nie okazuje, miłość to słabość, lecz okazuje się nienawiść, nienawiść to przejaw siły i przewagi. Może Tobie matka, rodzina przekazała wzorzec, że uczuć w ogóle się nie okazuje? Że uczucia ogólnie to słabość? I teraz zachowujesz się tak jak zostałaś nauczona?
  9. Nie sądzę, że to komuś się nudzi, zbyt dużo szczegółów, detali. ANervosa, nie jest to normalne, może wynika z wychowania bez ojca i/lub zachowania dziadka (klepanie w tyłek, wchodzenie do łazienki - to nie jest normalne). Powinnaś udać się do jakiejś Poradni Zdrowia Psychicznego lub psychologa szkolnego...
  10. Ja na szczęście nigdy nie cięłam się żadnymi żyletkami. Kiedyś jak byłam nastolatką spróbowałam raz w akcie desperacji przeciąć sobie skórę nożyczkami, lecz nie wyszło, były tępe i tylko się poharatała. Od tamtej pory porzuciłam takie pomysły.
  11. Dzisiaj jestem wdzięczna za dopisanie paru ważnych rzeczy do mojego zeszytu, zniknięcie kataru i ogólne lepsze samopoczucie, dokończenie książki.
  12. black swan

    Samotność

    Dobrze jeśli następuje proporcjonalna wymiana, "ja ci opowiem o moich problemach, a ty mi o swoich, ty mi coś doradzisz i ja tobie", wtedy obie strony są zadowolone. Nie testowałam tego, po prostu w pewnym czasie zdałam sobie z tego sprawę, że nie tylko ja cierpię przez mężczyzn, czyli gdy po raz pierwszy mężczyzna mocno cierpiał psychicznie przeze mnie (wcześniej było tylko odwrotnie), czułam się wtedy jak oprawca, miałam ogromne poczucie winy, nie zrobiłam tego specjalnie. Ale to mnie w jakiś sposób wyleczyło z uprzedzenia do mężczyzn. Potem jeszcze inny cierpiał, ale po prostu tak się ułożyło, on kochał, ja nie. Doszło do mnie, że w życiu różnie się układa, a ludzie nie dzielą się na mężczyzn-oprawców i kobiety-ofiary.
  13. sloik, psychiatra zadaje pytania, naprowadza Cię na to o czym masz mu opowiadać. Najgorszy jest tylko sam początek, czyli "co panią sprowadza, jaki jest problem". Oczywiście moja odpowiedź była ogólna i zdawkowa, potem się rozryczałam i smarkałam w chusteczki i bredziłam coś o "zrytej psychice od zawsze", dopiero jak zaczął się dopytywać to powoli wszystko nabierało kształtu i jasności dla niego. Też mam problem z bliskimi kontaktami z ludźmi. Może bliżej prawdy będzie jak napiszę, że ogólnie z kontaktami z ludźmi. Choć z drugiej strony płytkie kontakty udaje mi się nawiązywać, czerpię nawet z nich przyjemność. Jeśli to nie wymaga ode mnie wysiłku, chodzę gdzieś codziennie i widzę się z tymi samymi ludźmi częściej, to nawiązanie płytkich kontaktów jakoś samo wychodzi. Ale jak już sama mam się postarać o nawiązanie jakichś kontaktów, to nie wychodzi. Lubię odludne miejsca, lubię ciszę, spokój, las, puste plaże. Mało ludzi lub ich brak. Pustkowia. A z drugiej strony cierpię na samotność. Brakuje mi jakichś choć paru osobników obu płci do regularnego widywania się w celu picia piwa w barze i opowiadania o głupotach. No i jednej osobniczki płci żeńskiej na przyjaciółkę mi brakuje. Jakby z jedną wyszło, to mogłoby ich być więcej. Niby nie przepadam za ludźmi, ale jednak mi ich brakuje. Jakoś nie mogę zrozumieć tego paradoksu. Chciałabym mieć grupę znajomych i kilkoro bliskich przyjaciół/ek. No i nie umiem utrzymywać kontaktów, sama boję się podtrzymywać kontakty. Wolę jak druga strona wykazuje się aktywnością, a ja tylko odbijam piłeczkę. Boję się sama wykazać jakąś aktywność, boję się chyba że zostanę odrzucona. A jak inni wykazują aktywność, to znaczy, że mnie akceptują/lubią. Niespełniona potrzeba akceptacji, poczucie odrzucenia. Mechanizm niepotrafiący się zatrzymać sam.
  14. Wiara w to, że się uda i że to co robię ma sens jest ważna. Bez tego można byłoby się od razu zabić. Co do religii, to z żadną się nie identyfikuję.
  15. Wiesz, w przeszłości (a jestem już prawie 2 lata po studiach) conajmniej kilka razy wychodziłam z głębokich dołów sama, pisałam tony zeszytów, pamiętników z analizowaniem samej siebie, czytałam książki o nlp, o psychologii itp, próbowałam sobie jakoś sama pomóc. Krótkotrwale dawało to rezultaty, lecz zawsze prędzej czy później wracało ze zwiększoną siłą, dlatego w końcu stwierdziłam, że więcej już nie dam rady męczyć się z tym sama i muszę zasięgnąć czyjejś pomocy. Nie mogę wiedzieć na jakim etapie jesteś Ty, czy już nadszedł ten moment, że sama nie dasz sobie rady, czy jeszcze nie i czy w ogóle kiedykolwiek nadejdzie taki moment. Tego nikt nie stwierdzi oprócz Ciebie w tej chwili. Co do uzależnienia od leków, ja zawsze byłam sceptyczna co do tego. Nie boję się żadnych uzależnień od leków, a jak stwierdzę, że albo już ich nie muszę brać albo nie chcę, to po prostu je odstawię. I tyle. Są na receptę, więc bez umówienia się na wizytę nowej paczki nie dostanę, a na wizytę się czeka, a jak się czeka, przechodzi się jednocześnie odwyk, jeśli w ogóle jakiś odwyk byłby potrzebny... W każdym razie ja w to nie wierzę. Leki ssri i inne które biorę nie działają od razu, więc i nie przestają działać od razu. Jak mówił lekarz, działają w pełni po 2-4 tygodniach, więc nie wierzę że po odstawieniu czułabym jakieś nagłe efekty. Pewnie działanie utrzymywałoby się na stopniowo malejącym poziomie przez te 2-4 tygodnie także. Poza tym nie zamierzam ich brać kto wie jak długo, może 5 miesięcy, więcej nie będę się truć. Jak objawy depresji powrócą, to wtedy zastanowię się nad kontynuacją, ale leki w moim przypadku (jak powiedział lekarz) leczą objawy, a nie przyczynę. Przyczynę powinna wyleczyć terapia. A co do publicznych przychodni, to może też nie ma kolejek i są wizyty na godziny? Po co od razu zakładać, że będą kolejki.
  16. Mnie też przerażała i także nie mam zaufania do ludzi, lecz psychiatrę obowiązuje tajemnica lekarska. Poszukaj w necie takiego, który ma dobre opinie, nie jakiegoś anonimowego. Ja tak wybrałam swojego. Oczywiście już na samym wstępie się rozbeczałam w tym gabinecie. No i nie było żadnej kolejki, bo przychodzi się na godzinę. Nikt mnie nie widział ani ja nikogo z innych pacjentów.
  17. black swan

    Na co masz ochotę?

    Na mojego faceta, który jest 1000km stąd.
  18. maruszka, możesz umówić się na wizytę u psychiatry (wg mnie lepiej u psychiatry niż psychologa, bo psychiatra od razu może wypisać receptę) z nfz bez skierowania, tylko nie wiem ile się czeka w takim wypadku. Najlepiej u psychiatry, który jednocześnie ma dyplom psychologa. Możesz też zadzwonić do Poradni Zdrowia Psychicznego w twoim mieście lub pobliskim i umówić się też na wizytę z nfz z terapeutą/psychologiem... Prywatnie na pewno będzie najszybciej, ale wydatek rzędu 100 zł. Ja nigdy nie mogłam się zabrać za umawianie w poradniach nfz, czekanie, itp, ponowne dzwonienie, więc w końcu zadzwoniłam do prywatnego i umówił mnie na szybki termin. Nie żałuję, bo jakbym chciała iść z nfz pewnie do tej pory bym się nie doczekała... I tamta pierwsza wizyta u psychiatry dała mi kopa do walki z tym też samodzielnie. Teraz nad sobą pracuję i jest mi lepiej, pewnie to też zasługa leków, ale w dużej mierze tego, że pójście do specjalisty i powiedzenie mu o wszystkim dało mi jakieś światełko nadziei i chęć do polepszania swojej sytuacji psychicznej. Naprawdę ważne jest zrobienie pierwszego kroku, bo inaczej będzie się tylko pogarszać... Ja bym chyba "utonęła" jakbym nie poszła wtedy na tę wizytę.
  19. Chyba muszę przystopować ze spędzaniem czasu na czytaniu tego forum i pisaniu swoich filozoficznych wypocin o swojej przeszłości w niejednym z tematów. Pomimo, że daje mi to pewną satysfakcję, zajmuje zbyt wiele czasu...
  20. chojrakowa, często milcząco śledzę Twoje losy po postach i wspieram też milcząco, jakoś nie jestem zbyt wylewna i "przytulająca", pewnie powinnam to w sobie zmienić.
  21. black swan

    Samotność

    Ja mam jakieś wewnętrzne przeświadczenie, że kobiety mnie nie lubią i chyba sama je do siebie często tym uprzedzam. Nieświadomie. A co do mężczyzn, to kiedyś też miałam uprzedzenie, przez mojego ojca i kilka późniejszych zawodów miłosnych, lecz na szczęście minęło. Generalnie chyba minęło po tym jak zdałam sobie sprawę, że ja też im zadaję ból, a nie tylko oni mi.
  22. black swan

    Niechęc do pracy

    Też się tego zawsze boję. Gdyby ktoś miał jakiś super sposób na likwidację tego odczucia, to byłoby super.
  23. black swan

    Samotność

    Ja to bym chciała, żeby dla mnie relacje z kobietami były łatwe. Ciężkie jest życie bez choć jednej bliskiej przyjaciółki, ba, bez koleżanek w ogóle.
  24. Lady Em., mi najbardziej pomaga unikanie luster, a jeśli już muszę się wymalować, to robię to w pośpiechu, aby czasem czegoś nie zauważyć i nie wkręcić się w "sesję" wyciskania. Najgorzej jest po myciu się i balsamowaniu - wtedy zawsze coś znajdę do rozdrapywania i wyciskania, a od jednego syfka zaczyna się i nie można przestać. Najlepiej myć się jak najszybciej i wychodzić z łazienki tak szybko jak się tylko da. Przy paznokciach kiedyś grzebałam i wygryzałam skórę po bokach, teraz już tego nie robię. Żuję gumy żeby zająć czymś zęby, albo gryzę jakieś długopisy itp. Czasami jak podpieram się ręką przy kompie, to wyczuję coś pod palcami, jakieś grudki i wtedy się zaczyna... Ale i tak jest lepiej niż kiedyś. Kiedyś to wyglądałam jakbym miała zaawansowany trądzik, teraz już nie.
  25. black swan

    Co teraz robisz?

    Lady Em., i jak poszło na tych matematykach? Chwilowo wstałam z łóżka, ale zaraz znowu zawlokę tam swoje "zwłoki", aby się kurować dalej...
×