Skocz do zawartości
Nerwica.com

black swan

Użytkownik
  • Postów

    1 865
  • Dołączył

Treść opublikowana przez black swan

  1. Najlepiej mieć tą świadomość, że ten co śpiewa nie musi być tym, co napisał tekst. Ogólnie w muzyce można zachwycać się różnymi rzeczami: dźwiękiem instrumentów, świetną solówką gitarową, pięknym głosem wokalisty/ki lub głębokim, sensownym tekstem tekściarza. Muzyka to twór zespołowy. Kto powiedział, że ten co śpiewa musi też komponować melodię, pisać nuty i tekst? Chyba mało jest takich przypadków. Co do odczuwania muzyki... Kiedyś bardzo intensywnie odczuwałam muzykę, płakałam przy depresyjnych piosenkach, wpadałam w głęboką melancholię, itp. Teraz to się bardzo rzadko zdarza, jakoś muzyka przestała wzbudzać we mnie takie emocje, a może wszystko mi się już osłuchało... I mam tak, że działają na mnie poszczególne piosenki różnych wykonawców, a nie ich cały dorobek dyskograficzny lub choćby cała płyta. Ale oczywiście mam jakichś swoich ulubionych, np: NIN (rozpacz przemawiająca przez krzyk, agresję, chaos z rozpaczy, energia - np "wish", "gave up", "the becoming", "the wretched", "only"), Kult, Kazik (smutek, załamanie - np "czekając na wczoraj", "singapur", "południca", "historia pewnej miłości", "śmierć poety"), BRMC (tutaj wyjątek: nadzieja - np "conducer", "whenever you're ready"), Nirvana (desperacja i rozpacz)...
  2. Opowieść ze strony rodziców można sobie wyobrazić w każdej chwili, wiadomo jaka by była. Zresztą już dobrze Flea napisałaś jak to wygląda od strony rodziców. Tylko to i tak nie zmienia faktu, że właśnie dzieciak będzie tu mieć jakieś ewentualne urazy psychiczne, więc nie rozumiem po co wersja drugiej strony. Liczy się to, jak dziecko to widzi, by zrozumieć jego problem, wytłumaczyć mu to i owo, pomóc, wesprzeć. Tylko to powinni robić rodzice, a nie my... Już gdzieś pisałam, że na posiadanie dzieci powinno się mieć licencję - wydawaną na podstawie egzaminu po kursie. I powinno istnieć jej przymusowe odnawianie co roku. Wtedy wszystkim dzieciom żyłoby się z dużym prawdopodobieństwem lepiej, biednym czy bogatym.
  3. Powysyłanie kilku CV, przeczytanie wszystkich ofert, wzięcie się za szukanie konkretne...
  4. magic92, pensja + dodatkowe kursy równałoby się lepiej przygotowani i bardziej zmotywowani nauczyciele. No ale w PL to na razie nie możliwe, jesteśmy jeszcze daleko w tyle. -- 13 lut 2013, 14:26 -- Poza tym w szkołach brakuje przedmiotów o życiu w teraźniejszym społeczeństwie, o tym jak ono funkcjonuje, o tym jak planować swoją przyszłość, jak wybrać dobre studia. Brakuje indywidualnego podejścia do uczniów, określenia ich indywidualnych predyspozycji, pracy pedagogów nad indywidualnymi problemami poszczególnych uczniów, nakierowania jednostek na to do czego mają największe predyspozycje. A na studiach brakuje wspólnych przedmiotów dla wszystkich kierunków: o tym jak radzić sobie w życiu, o motywowaniu się, o określaniu siebie i swoich planów zawodowych, brakuje powszechnych zajęć z psychologami, brakuje przedmiotów o pieniądzu i o podstawach prawa. W szkołach i na studiach robi się z ludzi maszyny, roboty, mrówki, wszystkie jednakowe do pracowania dla systemu, do tego aby być trybikami w machinie i robić na najbogatszych. Aby byli głupi i nie mieli pojęcia o niczym innym niż tym co maja w tej machinie wykonywać. Ci co sami nie przejrzą na oczy i się nie wybiją, nigdy nie uwolnią się z tej machiny.
  5. Znacie jakąś SPRAWDZONĄ pozycję literacką na temat organizacji swojego czasu, samodyscypliy, systematyczności? Jestem w desperacji, bo za nic nie mogę się wziąć na dłużej, długoterminowe cele wydaja się poza moim zasięgiem...
  6. Wkurza mnie poczucie bezradności. Chciałabym wszystko już, teraz, zaraz, od razu, naraz. Niestety nie może tak być i czuję się w obliczu tego bezradna - bo chyba nie wierzę, że jestem zdolna do wykonywania wielu małych kroczków do jednego celu. Chyba nie wierzę, że potrafię realizować coś w systematyczny, wytrwały, długotrwały sposób. Nie jestem systematyczna ani cierpliwa. Jestem w gorącej wodzie kąpana i przez to czuję się bezradna w obliczu swoich celów.
  7. Myślenie to najcięższa praca; być może dlatego tak niewielu się jej podejmuje. Henry Ford Gdy nie ma widzenia, naród się psuje.
  8. Robię cały czas, ale to nie takie proste, wyleczyć się w 5 minut. Poza tym najpierw musiałam dojść do sedna, źródła problemów, przecież nie wiedziałam wszystkiego od razu, do tego co wiem teraz doprowadziła mnie długotrwała analiza samej siebie, swojego dzieciństwa, czytanie wielu tekstów psychologicznych/naukowych, żeby zrozumieć co jest grane, co jest ze mną nie tak. W żadnym wypadku nie było tak, że oświeciło mnie za dotknięciem jakiejś czarodziejskiej różdżki. Do tego trzeba chęci, czasu i wysiłku, aby wszystko zrozumieć. -- 12 lut 2013, 21:53 -- A i tak masy rzeczy jeszcze nie wiem, dużo pracy przede mną.
  9. Ciekawe. Chciałabym wiedzieć, jakie książki są na tej liście, może znalazłabym coś dla siebie. Czytanie ogólnie dużo pomaga. I to nie tylko książek o samopomocy - chociaż ostatnio głównie takie treści czytam. Dodatkowo czytam horrory o psychopatycznych mordercach i zakochujących się w nich kobietach-ofiarach z zaburzeniami oobowości...
  10. Candy14, Już mnie trochę przestało wkurzać. Czuję jakieś ogólne zmęczenie/osłabienie i przez to wszystko bywa takie wkurzające.
  11. Jako dorośli to rozumiemy, lecz dzieci takich rzeczy nie pojmują. Dzieci muszą mieć czarno na białym. Wytłumaczone, zwerbalizowane. Gdybym wiedziała jako dziecko to wszystko co wiem w tej chwili, to nie miałabym nigdy żadnych psychicznych problemów. A dzieci po prostu nie rozumieją tak wielu rzeczy i stąd biorą się ich problemy, najpierw w wieku nastu lat, potem ciągną się dalej...
  12. Dlatego nigdy nie chciałam i nie chcę mieć dzieci, mając takie wzorce wychowawcze, jakie przekazali mi moi rodzice.
  13. Kościół to instytucja. Wiara wiarą, instytucja instytucją, dla mnie to dwie całkowicie różne rzeczy. Choć z jednego ani drugiego nie korzystam (jeśli chodzi o religię).
  14. Sorrow, że tylko od Ciebie zależy jak odbierasz rzeczywistość. -- 12 lut 2013, 18:21 -- Już gdzieś to chyba pisałam na forum, ale podam jeszcze raz, bo bardzo lubię ten cytat: Najpierw tworzymy nasze nawyki, potem one tworzą nas. Charles C. Noble
  15. siostrawiatru, jaki model? Mnie radość sprawił nowy obiektyw.
  16. Wszystko już mnie wkurza...
  17. niewidoczny, ależ może. Mnie mądre myśli często podnoszą na duchu, dodają otuchy i motywują. Muszą być tylko wystarczająco mądre i w jakiś sposób odpowiadać na moje zapotrzebowanie.
  18. Heh, w sumie na to nie wpadłam, rzeczywiście minimalizuje to trochę mój problem. Tylko znowu pesymizm podpowiada mi, że większość ludzi prawdopodobnie nie martwi się tym co ja, nie martwi się że ja ich ocenię, bo co ich to obchodzi, że ja ich ocenię, tylko ja jestem taka 'nienormalna', że się tym przejmuję tak bardzo... Ale to może być tylko mój pesymizm, może naprawdę tak nie jest, właściwie nie dowiem się nigdy jak jest naprawdę. I znowu masz rację, bo skoro nie dowiem się nigdy jak jest naprawdę, w co lepiej abym wierzyła? Oczywiście w optymistyczną wersję... Bo optymizm jest zdrowy na umysł. Masz rację amoma we wszystkim co piszesz, wiem że masz. Nasza moc jest w naszych umysłach, tylko tak mało osób potrafi ją wykorzystać... Ja też mam z tym ogromny problem. Czytałam teorię z wielu książek, a w praktyce ciągle popadam na okrętkę w depresje z czasowymi remisjami, do tego ciągle boję się ludzi, tego oceniania, ale przynajmniej dzięki lekom mam nerwy, zbytni emocjonalizm i impulsywność z głowy. Dopóki będą działać - i znowu pesymizm. Cóż, mam jeszcze kilka książek do przeczytania (m.in. o wyuczeniu się optymizmu), oby to pomogło.
  19. Moje myśli i działania są tym pochłonięte, jak mam rozmawiać z kimś kogo słabo znam, wystawić się na potencjalną ocenę innych ludzi. No i mi się wydaje, że cały czas jestem oceniana przez innych, ciągle myślę, że oni w myślach mnie oceniają i to negatywnie. Wstyd mi za siebie i chcę się zapaść pod ziemie, bo w głowie wyobrażam sobie jakieś wyimaginowane przeze mnie ich negatywne myśli o mnie. Denerwuję się, robi mi się głupio za samą siebie, bo nie potrafię utrzymać normalnego głosu, nie potrafię być pewna siebie, nie potrafię mieć pewnego wyrazu twarzy. Wstydzę się za samo to, że się boję. I mam wtedy ochotę uciec, a potem walnąć samą siebie w łeb za karę, że znowu nie byłam pewna siebie, tylko lękliwa i strachliwa. Masz rację, wszyscy się tego boją, ale nie wszystkich to tak blokuje jak mnie. Nie jestem sobą przez ten strach. Czuję się zaszczuta wśród ludzi, gdy zwracają na mnie uwagę, gdy myślę, ze mnie oceniają. Co do tego, czego bardziej się boję... Wykonanie kroku w kierunku konfrontacji z oceniającą osobą wydaje mi się straszniejsze niż już trwanie tej konfrontacji. Samo zaczęcie czegoś jest zawsze najstraszniejsze, najgorsze. -- 11 lut 2013, 23:21 -- amoma, szkoda, że czujesz, że ktoś Tobą gardzi i nie chcesz "wchodzić w paradę". Mi tam się Twoje pisanie podoba i chętnie poczytam Twoje posty. Masz rację, że wierzyć trzeba przede wszystkim w siebie... Mi dodałaś optymizmu.
  20. black swan

    Samotność

    sleepwalker, oby i u mnie osłabł... Może za mało próbuję, może jestem zbyt niecierpliwa.
  21. Nie no, najlepiej żeby jeszcze miał dźwigać ciężar poświęcających dla niego życie rodziców i wiecznie mieć do siebie samego pretensje w dorosłym życiu że nie spełnił ich ambicji i nie zaspokoił oczekiwań, czy przypadkiem ich "trud" nie poszedł na marne. Sorry, ale co to za trud był? Zrobienie sobie dziecka na własne życzenie, a potem taktowanie go jak ciężaru? Czy on się prosił na ten świat? Jeszcze niech się martwi kryzysem i pracą rodziców w wieku nastu lat, kiedy jego głównym zainteresowaniem powinna być szkoła i oceny... To nie jest żadna droga. Chyba tylko do zaburzeń osobowości w dorosłym życiu. -- 11 lut 2013, 22:18 -- Najlepiej od strony rodziców iść na łatwiznę, nie strać się zrozumieć własnego dziecka, mieć na nie nalane, urodzić, zaspokoić fizyczne potrzeby i tylko wymagać, oczekiwać. A potem rosną ludzie tacy jak np ja, ze zrytą psychiką, popadający w depresje, fobie społeczne, z niską samooceną, zaburzeniami osobowości, nerwicami i kto wie czym jeszcze. Pozostaje łażenie do psychiatrów i branie psychotropów kiedy człowiek nie radzi sobie z własnym życiem.
  22. black swan

    Samotność

    sleepwalker, to dobrze że się udało. Ja po prostu czuję taką lękliwość wobec wszystkich ludzi (oprócz najbliższych, czyli głównie rodziny) w bezpośrednim kontakcie. Alkohol to idealnie niweluje, nawet w niewielkiej ilości, ale przecież to nie jest sposób.
  23. black swan

    Samotność

    sleepwalker, też tak mam. Ja to nazywam "chcę, ale się boję".
×