Skocz do zawartości
Nerwica.com

black swan

Użytkownik
  • Postów

    1 865
  • Dołączył

Treść opublikowana przez black swan

  1. Liv, wiem, wiem. Co innego teoria, co innego praktyka. Ale teorię już znamy, więc to krok do przodu. Jeśli chodzi o praktykę, to sama świadomość i myślenie o tym nie wystarczy (przynajmniej w moim wypadku), więc chyba spróbuję dwóch alternatywnych sposobów, właściwie jedyne co pozostaje. Afirmacje, naśladownictwo - głupie, banalne? Co mi tam, jestem w desperacji.
  2. Niska samoocena, brak samoakceptacji, itepe... Może nawet fobia społeczna, skoro tak się bałaś, że nie chodziłaś do szkoły. Też wagarowałam ze strachu przed szkołą, ale w granicach rozsądku, podrabiałam usprawiedliwienia, urywałam się z wf-u, heh, co za czasy to były, pamiętam jak się bałam panicznie tej szkoły. Dobrze, że się jakoś "podleczyłam" wtedy sama.
  3. Liv, a czy to ma znaczenie jaka NAPRAWDĘ jesteś, skoro i tak widzisz siebie w sposób czysto subiektywny (raz w pozytywach, raz w negatywach)? Znaczenie (i prawdziwy wpływ na nasze życie) ma to, jak będziesz sobie przedstawiać samą siebie, a nie jaka jesteś naprawdę. Bo właściwie nie ma żadnego naprawdę. Każdy będzie postrzegać Cię inaczej. Więc postrzegaj się w korzystny dla Ciebie sposób.
  4. Liv, każdy osąd jest subiektywny, a rzeczy wydają się nam takie jakie je sobie przedstawiamy. Poza tym takie negatywne myśli o sobie działają jak samospełniająca się przepowiednia. Chcesz żeby Ci było w życiu lepiej - pokochaj samą siebie taką jaką jesteś. Łatwo mówić, ciężej zrobić - wiem.
  5. black swan

    praca

    Jest cały wątek o tym niech-c-do-pracy-t31605.html
  6. JJ_Papa, myślę, że masz rację. "Permanentne zamartwianie się" to coś, z czego chcę się wyleczyć. Tyle, że ja to nazywam pesymizmem połączonym z lękliwością. Przeciwstawnością jest optymizm połączony z odwagą - tylko jak do tego dojść... Wszystkiego się boję i widzę najczarniejsze scenariusze, przez co zamartwiam się o błahe sprawy, stresuję się byle czym, itd. Gdy jestem wśród ludzi przejmuję się jak nienormalna tym, co kto o mnie pomyśli, jakbym wstydziła się siebie. A przecież jak się dobrze zastanowić i poobserwować ludzi, to najczęściej prędzej oni mają się czego wstydzić niż ja. No ale i tak zachowuję się wg starego nieracjonalnego wzorca i choćbym waliła głową w ścianę, jest dalej tak samo. I bądź tu człowieku mądry...
  7. Paradoksalnie lubię w sobie to, że gdy mam doła to wiem, że w końcu on minie i przyjdzie zadowolenie.
  8. Np gdy idę do sklepu i chcę o coś poprosić, to zwykle mówię trochę cichym głosem, da się wyczuć napięcie, obawę, wstyd. Moje leki tego nie likwidują, bo to zależy od pewności siebie, a pewność siebie to wiara we własne możliwości, a wiara w siebie zależy od samoakceptacji, miłości do siebie, bla bla bla... Czyli tego nie mam. Mała dawka alkoholu rzeczywiście likwiduje te objawy. Dodaje odwagi. Ale przecież alkohol nie sprawia, że nagle akceptujemy i kochamy samych siebie, więc nie wiem jak to działa... Może ktoś wie? W domu, przy bliskich, przy chłopaku też nie mam takich problemów. Czasami, gdy muszę się spiąć i dać z siebie wszystko, np na rozmowie kwalifikacyjnej o pracę, to jakimś cudem potrafię przywdziać "kostium" pewnej siebie osoby. Ale tylko na tą chwilę, potem czuję się mega wyczerpana.
  9. Wkurza mnie to, że matka co chwile wymyśla przez cały dzień jakieś durne roboty domowe, a ja zamiast zajmować się swoimi sprawami, szukać roboty, itp, muszę się podporządkowywać jej zasadom, "bo tu mieszkam". Czy ona nie rozumie, że aby się stąd wyprowadzić, muszę mieć czas na znalezienie pie*dolonej roboty?
  10. black swan

    Niechęc do pracy

    bellabella, czuję się podobnie... Ostatnio zaczęłam robić sobie różne "ćwiczenia" (z książek na temat samorozwoju) o wytyczaniu swoich celów, marzeń, tworzeniu planów, itp. Generalnie poczułam się przez to trochę lepiej, moje mgliste mrzonki, nietrafione plany z przeszłości trochę się rozjaśniły i pojawiły się jakieś lekko zarysowane kontury tego wszystkiego. Tylko ciągle mam takie wrażenie, że mnie to wszystko przerasta... Tyle bym chciała osiągnąć, a gdzie jestem? Praktycznie nigdzie. Czuję się jakbym była dopiero na początku drogi, podczas, gdy wiele ludzi w moim wieku ma już domy pobudowane, rozwija swoje kariery, a ja ciągle nie wiem co mam w życiu robić, żeby zarobić... -- 09 lut 2013, 20:25 -- Mam identyczne odczucia. To wszystko to jest jakaś jedna wielka szopka.
  11. Wczoraj byłam wdzięczna za te wszystkie pączki, za leżenie w łóżku, spacer, spanie po południu, czytanie książki. Dzisiaj jestem wdzięczna za to, że net mi znowu działa, za rozmowę z nim, za wytypowanie sprzętu do zakupu, za spacer... -- 10 lut 2013, 00:11 -- Pisanie na tym forum czasami sprawia mi sporą radość, śmiać mi się czasem chce, gdy czytam posty przepełnione irracjonalnym na odległość pesymizmem. Myślę wtedy "nie, ze mną nie jest tak źle".
  12. black swan

    Na co masz ochotę?

    Na imprezę taką z czasów akademickich.
  13. Dziś jestem wdzięczna za wypożyczenie nowych książek, za turnus po sklepach (uzupełnienie zapasów), za 2 spacery, za widok jeleni z wielkimi rogami, za różne smaki alkoholi którymi trochę się napiłam (teraz nie wiem czy mogę wziąć convulex).
  14. black swan

    Samotność

    aerialsky, to wpisz w google "nie kocham swojego dziecka" lub cokolwiek podobnego, a się dowiesz o takich rodzinach. A co to jest to "to" wg Ciebie jeśli nie właśnie jakiś "instynkt do tego, aby chcieć mieć dzieci" jak ja to określiłam? Nie ma czegoś takiego. Żadne magiczne niezdefiniowane "to" nie przychodzi samo. Wszystko ma swoją przyczynę i skutek, świat jest logiczny, światem rządzi fizyka, biologia, chemia, itp. Nie ma miejsca na jakieś "to".
  15. black swan

    Samotność

    aerialsky, co masz na myśli pisząc, że "rodzicielstwo jest czymś naturalnym", mam nadzieję, że nie coś w stylu, że każdy powinien się rozmnażać, a kobiety powinny chcieć tego w szczególności. Instynkt do uprawiania seksu, a potem do opieki nad własnym potomstwem jest naturalny, istnieje u ludzi i zwierząt, lecz nie ma czegoś takiego jak "instynkt do tego, aby chcieć mieć dzieci". Albo się je chce albo nie.
  16. Może w tym co byś pisał o Tobie odkryłaby coś o sobie. Doremifasol, też myślę, że gdzieś gdy urodziły się te bliźniaczki zaginęła więź z rodzicami. Krótko mówiąc, gdy rodzi się młodsze rodzeństwo, rodzice olewają to starsze (u mnie też tak było). Czy potrafisz podać jakiś powód dlaczego jesteś dla nich niemiła? Jakieś konkretne powody? Coś musi być. Ja w domu w wieku nastoletnim zachowywałam się podobnie (może byłam bardziej złośliwa), ale ja miałam ku temu powody.
  17. Dzisiaj jestem wdzięczna za robienie swoich zadań i tabelek, za spacer, za zobaczenie zwierza, za jajka na miękko, za odebranie leków w końcu, za domowe 'spa', pomalowanie paznokci.
  18. black swan

    Czy masz?

    nie czy masz plany na przyszłość?
  19. Moja matka stwierdziła dzisiaj, że "po co mi wylistowanie celów, jakieś ćwiczenia na to czego chcę, czy po prostu nie mogę być świadoma czego chcę i się za to wziąć". Gdyby to było takie proste, to już bym dawno tak zrobiła, ale widocznie brak mi samodyscypliny, motywacji, moje życie było rozpieprzone w pył (w sumie wiele się nie zmieniło, głównie moje nastawienie), więc niech ona się lepiej k$%^$ odpierdoli. Poza tym stwierdziła "a jeśli twój plan się nie uda, nie ukończysz czegoś w wyznaczonym sobie czasie, to ten plan okaże się beznadziejny i bezsensowny, i co wtedy". Nie no, najlepiej nic nie planować, nie wyznaczać sobie celów, dać się nieść życiu i przez całe życie być kurą domową jak ona, zajebiście. Ona uważa, że moje plany, tabelki i ćwiczenia są bezsensowne, mnie to wkurwiło i jej o tym powiedziałam. To się zamknęła i w końcu powiedziała "no skoro bez tego nie dasz rady, to rób sobie ćwiczenia z książek i plany". Tak jak ja bym musiała być pierdolonym robotem wszystko umiejącym. Jeszcze powiedziała, że "każdy powinien dążyć do doskonałości". Niech spierdala, wkurwiła mnie dzisiaj mocno. Ale za to jej powiedziałam, że nie dziwię się sobie wcale, że potrzebuję ćwiczeń z książek na wyznaczanie celów i marzeń skoro ona mnie uczyła w dzieciństwie takich podstaw życia. Zrobiło jej się szczerze przykro. A mnie jej szkoda, ale taka prawda. Zawsze chciałam dążyć do jakiegoś wyimaginowanego ideału i nie popuszczać samej sobie ani trochę. Wychodzić ze skóry żeby zadowalać ich i spełniać jakieś "społeczne oczekiwania". W dupie z tym. Nie zniechęciła mnie. Będę robić dalej swoje, bo tak mi się chce!
  20. black swan

    Czy masz?

    niestety nie czy masz tatuaż?
  21. ekspert_abcZdrowie, co to dokładnie znaczy "neutralne wartościująco" i "wewnętrznie niespójne"? Samoocena to ciekawy temat, moim głównym problemem jest właśnie samoocena i zauważyłam w ostatnim czasie, że z niej wynika wiele innych moich problemów. Jest może jakiś test na badanie samooceny we wszystkich jej wymiarach ze szczegółowym wynikiem co do tych wymiarów u siebie?
  22. Dokładnie, rodzinny wtedy stwierdził, że pomoże mi w wysypce od-alergicznej i jednocześnie trochę uspokoi, bo ta swędząca wysypka mnie doprowadzała psychicznie do szału.
  23. black swan

    Co teraz robisz?

    Wypisuję swoje istotne środki, wykaz sił, umiejętności, zasobów, narzędzi.
  24. Przyszłam w końcu po te leki z samego rana, ludzi nie było, aptekarka miała jedynie trochę zimną minę, nic po za tym. O jeden stres mniej.
  25. Twoim problemem jest to, że zamiast słuchać głosu serca i robić to co sam chciałeś alb najpierw zastanowić się czego w ogóle chciałeś, na ślepo spełniałeś oczekiwania rodziców (tak jak ja), szczególnie ojca. Szedłeś na kierunki, które w sumie Cię nie interesowały lub interesowały słabo (jak ja) i okazywały się fiaskiem. Zmieniałeś te kierunki, robiłeś rzeczy żeby zadowolić ojca... Widocznie zbyt wiele od Ciebie musiał wymagać już w dzieciństwie, tak mi się wydaje. Miłość warunkowa do dziecka, za oceny, za czerwony pasek, za to i za tamto, ale nie za samo to, że owo dziecko istnieje (u mnie było podobnie). I rosłeś w przekonaniu, że musisz zasłużyć sobie na miłość rodziców/rodzica-ojca. I nawet teraz piszesz jakbyś ciągle miał takie przekonanie. W każdym razie dałeś się zanieść życiu byle gdzie. W ślepy życiowy zaułek, w taką ślepą uliczkę życia. I w tej chwili to Twoje życie nie ma większego sensu - lecisz tam gdzie Cię wiatr i okoliczności poniosą. Bez celu, bez misji, bez pasji. Nie dziwne więc, że jesteś w depresji. To jest wręcz zrozumiałe, że jesteś w depresji. Jeśli chcesz z niej wyjść, musisz zmienić to dryfowanie bez celu. Co lubisz robić, co Cię interesuje? Piszesz "Odkąd pamiętam zawsze chciałem być żołnierzem, piosenkarzem czy też pisarzem." - kim chciałbyś być teraz? Popuść wodze fantazji, wyobraźni. Co lubisz? Na którym roku studiów jesteś? Jeśli Cię to nie interesuje i nie wciąga, zmień ten kierunek póki możesz. Ja byłam też na technicznym kierunku, lecz go nie zmieniłam (bo co by rodzice powiedzieli, jakby to wyglądało, wstyd, itp, świat by się zawalił, musiałabym nadrabiać, straciłabym rok - takich rzeczy się bałam), teraz żałuję, że nie zmieniłam kierunku na jakiś humanistyczny, artystyczny. Bo pomimo, że jednak skończyłam ten techniczny kierunek, to nie interesuje mnie on i nie chcę tego robić zawodowo (załamywałam się jeszcze niedawno, że tyle lat straciłam na bezużyteczne studia). Po co mi życie w którym będę robić coś co mnie nie interesuje i nie bawi? Wolę życie w którym będę robić coś, z czego będę mieć satysfakcję. Niedawno dopiero to zrozumiałam i teraz ogarniam swoje życie od nowa, naprawiam je. Bo wcześniej nie miało najmniejszego sensu. Teraz chcę nadać temu życiu kierunek, misję, pasję. Ustal sobie co w życiu lubisz i dąż do tego, żeby to robić. Połącz pożyteczne z przyjemnym, kształć się w tym co lubisz, by potem na tym zarabiać. Nie patrz na ojca, tylko na to co TY chcesz w swoim życiu robić. Jeśli interesują Cię praktyczne informacje, książki itp o tym jak wytyczać cele życiowe, jak się motywować do działania, to napisz na priv, bo ostatnio głównie w takiej treści siedzę. Od kiedy Twoi rodzice piją? Czy pili już jak byłeś mały? Może jesteś DDA/DDD...? Mógłbyś o tym poczytać.
×