Skocz do zawartości
Nerwica.com

black swan

Użytkownik
  • Postów

    1 865
  • Dołączył

Treść opublikowana przez black swan

  1. Więc skoro już do tego wniosku doszedłeś i widzisz wszystkie negatywne aspekty grania, to czemu po prostu nie przestaniesz grać? Z Twoich postów można wywnioskować, że nawet brzydzisz się graniem, więc czy grając nie brzydzisz się samym sobą? Czemu nie przestaniesz? Rico, MamSwojePoglady, widzę, że macie dość pokrewne doświadczenia z grami do mojego kumpla. "TS", "gildia", "bosy", "rajdy", itd, itp. Czy możecie stwierdzić po krótkim opisie, czy ktoś kto wytrwale w takie coś gra jest w stanie nie być uzależnionym? Mówię o osobie, która prawie codziennie robi te "rajdy/areny" ze swoją "gildią" i gada z innymi nolifami na "TSie" jakimś slangiem growym, siedzi po 7-9 godzin dziennie w tej grze w dni pracujące, a w dni wolne +6h dodatkowo, odejmując zakupy, sprzątanie i ewentualnie inne obowiązki. Ma ileś tych swoich postaci i jak jedna mu się znudzi i już nie może jej wyżej "wylewelować" to tworzy sobie następną zamiast po prostu przestać grać w tę grę... I strasznie dużo gada na "growym" komunikatorze z ludźmi z tej gry (jeszcze bardziej "porytymi" na tym punkcie niż on). A pytam o to, bo ten kumpel jest mi bardzo bliski i gdyby nie to granie, moglibyśmy mieć wspólną przyszłość. Niestety po pierwsze nie wiem czy to jest uzależnienie czy nie (choć on twierdzi, że nie), po drugie nie wiem czy jestem w stanie zaakceptować taki tryb życia u ewentualnego partnera. Z drugiej strony już niemało się znamy, poznaliśmy się jakoś, spędziliśmy ze sobą dużo czasu, mamy wspólne zainteresowania (pomijając gry - tak, on ma też inne zainteresowania, niestety większości z nich nie rozwija), a nawet bardzo podobne charaktery. Generalnie bylibyśmy dla siebie idealni, gdyby nie te gry. Dlatego też odczuwam taką niechęć do gier, którą prawdopodobnie można było wyczuć w moich postach w tym temacie. Mam nadzieję, że autorka tematu nie będzie miała nic przeciwko mojemu wygadaniu się tutaj.
  2. Łapa, bo zwykle daje im to jakieś korzyści, bez których potem, jak już się do nich przyzwyczają, nie potrafią żyć. Zastanawiam się tylko głośno nad tymi korzyściami w przypadku gier...
  3. Ja bym była bardziej za wizjami post-apokaliptycznymi... Nieżywe media, brak internetu, telewizji, prądu, totalna anarchia. Ciekawe na ile rzeczywistość w obliczu jakiejś częściowej zagłady ludzkości byłaby podobna do wszelkich tego typu wizji filmowych.
  4. Z perspektywy bycia kobietą, to co ona przeżywa wydaje mi się gorsze. To na niej jest wywierana presja, to ona musiałaby robić coś, czego nie chce. A mężczyzna po prostu nie dostanie tego, czego chce... Nie zawsze można mieć to, co się chce.
  5. Że doba jest taka krótka.
  6. black swan

    Niechęc do pracy

    Z jednej strony tak, z drugiej to znowu nie dla każdego. Ja nie cierpię wszelkich społecznościówek, nie jestem typem ekshibicjonistki i nie lubię się chwalić. Ludzie antyspołeczni mają znacznie trudniej w życiu... Co do braku czasu w życiu - mnie martwi głównie to, że nie zdążę zobaczyć tych wszystkich wspaniałych i przepięknych miejsc na całym świecie, nie zdążę spróbować tych wszystkich genialnych sportów ekstremalnych, przeżyć tylu świetnych rzeczy, które można przeżyć, itp... keijiro, witaj w klubie, czy masz już jakiś plan, co zamierzasz począć dalej?
  7. Victorius17, po prostu jakbym czytała o moim własnym podejściu do gier - z tym, że ja nie gram w gry i zdecydowana większość z nich by mnie po prostu nudziła (nie wiem co pasjonującego można odnaleźć w skakaniu teksturą w monitorze - bo po uproszczeniu tym są gry). Tak samo pasjonujące jak fotel babci. Generalnie jakbym miała rozpisać się o grach z mojego punktu widzenia, to byłby to jeden wielki hejt. I strasznie dziwi mnie, że masz do gier takie samo podejście jak ja i jednocześnie jesteś od nich uzależniony! Ja na przykład czegoś takiego jak Wow kijem bym nie tknęła.. Brzydzi mnie wręcz uzależnianie się od tego typu gier. Łapa, ten długachny zacytowany post z poprzedniej strony przeczytałam. Są tam porady, jak zerwać z uzależnieniem, dla mnie generalnie nieprzydatne. Chciałabym raczej postawić diagnozę osobie, którą znam, a która to jest święcie przekonana, że nie jest uzależniona od żadnych gier i stuka się w głowę, jak przytaczam jej jakiekolwiek teksty na ten temat. Dlatego ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy gry jednak mogą być hobby/pasją... Bo tak właśnie uważa osoba, o której wspominam. Ja powątpiewam w to, czy to może być hobby, ale z drugiej strony jeśliby wyeliminować uzależnienie u kogoś, kto zawsze bardzo dużo grał, to czym by to wtedy było? I czy samo stwierdzenie, że ktoś zawsze bardzo dużo grał nie jest już warunkiem spełnionym do bycia uzależnionym? Dla mnie zdecydowanie realny świat jest o wiele bardziej wart uwagi niż poruszające się na monitorze grafiki komputerowe. Chciałabym zrozumieć ten mechanizm, jak to jest możliwe, że ludzie uzależniają się od gier? Nie chcą mieć prawdziwych, realnych, namacalnych przeżyć i doznań? Boją się tak bardzo świata czy co? Boją się porażki w realu? Mają tak niskie poczucie własnej wartości, że potrafią się podbudować jedynie w grach?
  8. Szczere wygarnięcie partnerowi wszystkiego, co mam mu za złe, co mnie wkurza w nim i z jego powodu frustruje ostatnio mi bardzo pomogło. Mam wrażenie, że oczyściłam się trochę dzięki temu i przestałam czuć takie wyrzuty do niego. Atmosfera (przynajmniej z mojej strony) została wtedy dość mocno oczyszczona.
  9. Łapa, jeśli Fergi2 nie odpowie, to czy mógłbyś się odnieść do gier z gatunku MMORPG? Po czym stwierdzić czy ktoś jest uzależniony, czy też jest to jego tylko/aż (?) hobby (chociaż nie wiem czy takie coś można brać pod uwagę jako hobby)?
  10. black swan

    Na co masz ochotę?

    Mam ochotę na totalną wolność.
  11. Candy14, heh, fajnie, że chociaż jedna osoba się cieszy na mój widok! Ogólnie w porządku, lepiej niż ostatnim razem jak tu byłam. A u Ciebie? Brakowało mi chyba jakiegoś miejsca do wygadania się, osób do rozmowy, więc przylazłam z powrotem na forum.
  12. black swan

    Niechęc do pracy

    glupiajestempowraca, co do grania w konkursy - ja na przykład nie mam na to czasu, dodatkowo nie chcę się rozdrabniać w życiu na takie rzeczy, bo już w ogóle nie ogarnę tego, co się wokół mnie dzieje. Kredyt - z jednej strony wpajane od zawsze mądrości, że kredyt to największe zło, a z drugiej - jeśli czegoś potrzebujesz, chcesz, a tym bardziej ma Ci to sprawić ogromną przyjemność, to czemu nie wziąć tego kredytu... Hmm, a więc podejścia mogą być różne. Ja np nie mam potrzeby przynależności do żadnej grupy zawodowej/roboczej. Zmienianie pasji w pracę - to jest chyba coś, do czego najlepiej byłoby dążyć w tym systemie. Tylko jest to niezwykle trudne. Ja już próbowałam i w sumie ciągle próbuję, ale miałam trochę skopany start - brak pomocy w wybraniu kierunków uczenia, nietrafione szkoły, praca przy czymś, co umiem, lubię, jednak nie jest to żadna moja wielka pasja. No ale jest jeszcze jeden problem - nie na każdej pasji da się zarobić wystarczająco dużo pieniędzy. Właściwie to na mało której. Albo jeszcze inaczej - trzeba być w swojej pasji naprawdę wyjątkowo dobrym na tle innych ludzi z tą samą pasją, by zarobić jakieś większe pieniądze. A przecież o to by nam chodziło - o połączenie przyjemności z zarabianiem większych pieniędzy. Chyba, że ktoś lubi żyć jak asceta. I gubić się w wydatkach... Ja nie lubię. Jeszcze gorzej, jak naszą pasją jest np - leżenie na plaży, chodzenie po lesie, podróżowanie, itp. Jak na tym zarobić będąc w wieku, w którym "powinno się" być już ustatkowanym i zaczynać "dorabianie się"? Mówi się, że nigdy nie jest za późno - ale nie oszukujmy się, na wiele rzeczy robi się bardzo szybko za późno w życiu... I czasu jest tak mało...
  13. Wkurza mnie: mój strach przed podejmowaniem decyzji i przed przysłowiowym postawieniem kawy na ławę. Wkurza mnie, że wiecznie kołacze mi się w głowie wielkie spanikowane "nie wiem co zrobić, nie wiem co zrobić!!"
  14. Ostatnio głównie jazda samochodem sprawia mi radość.
  15. black swan

    Niechęc do pracy

    No właśnie. Nie pojmuję co tych ludzi napędza do życia w taki sposób. Mnie w tej chwili napędzają leki. Nie wiem, jak oni sobie bez nich radzą. Ogólnie dla mnie największym sensem życia jest czerpanie z niego przyjemności. W systemie jaki panuje na Ziemi nie potrafię tego zrobić bez pieniędzy. No tak, tylko jakie mają alternatywy? Jakie mają inne wyjścia? Teoretycznie zawsze pozostaje wyjście z sytuacji jak w filmie 'Into the wild', lecz póki co ja jestem zbyt wielkim tchórzem aby tak zrobić... Więc żyję w tej machinie, plącząc się w przyziemnych problemach i jakoś starając się wiązać koniec z końcem. Przypomina to trochę szarpanie się muchy na plecach. Szarpie się, szarpie i nic to nie daje. Niby najlepiej przestać się szarpać i po prostu leżeć. Można próbować obmyślić jakiś plan zachowując siły na sensowne działania... Mieć wyjebane i starać się wymyślić jakiś plan na uwolnienie się od tego wszystkiego. Bo co mi innego pozostało...
  16. black swan

    Niechęc do pracy

    carlosbueno, no tak, masz rację. Nie eliminuję wyjazdu z Polski, nawet na stałe. Tylko zadaję sobie pytanie, jaki jest sens życia w taki sposób na dłuższą metę? Przeżyć, przeżyję, ale skorzystam z życia w niewielkim stopniu. Jakby tak miało wyglądać moje całe życie jak teraz, to może lepiej położyć się od razu do trumny? Zastanawiam się, co napędza tych wszystkich ludzi, którzy przez ileś lat gnają rano do korpo jak pszczoły robotnice wypełniając posłusznie swoje zadania, a wieczór spędzają w swoim małym mieszkanku, za które gorliwie spłacają kredyt na 30 lat. Nie ma to żadnego sensu ani celu i ja nie chcę skończyć jak Ci ludzie, którzy zdają się być ślepi...
  17. black swan

    Niechęc do pracy

    Cześć Wam. Pisałam w tym temacie kiedyś tam, wtedy nie miałam pracy, bo z jednej odeszłam, bo miałam jej dość, wegetowałam z oszczędności, całymi dniami przed kompem zastanawiając się nad życiem i potem szukając następnej pracy. W tej chwili chcę opisać dalszy ciąg wydarzeń. Znalazłam wtedy pracę (mniej więcej w czasie mojego odejścia z forum) polegającą znowu na siedzeniu przed kompem (ale robiłam co innego niż we wcześniejszej pracy i atmosfera była dużo przyjemniejsza), przeprowadziłam się. Po paru miesiącach niestety miałam dość, częściowo z przymusu współpracy z kimś wkurwiającym, częściowo z powodu niektórych zadań, które musiałam wykonywać. Odeszłam i znowu musiałam szukać pracy... Po paru miesiącach znalazłam. Tym razem trafiłam dużo lepiej, muszę powiedzieć, że w końcu jest ok, jeśli chodzi o zdolność mojego wytrzymania w aktualnej pracy. Jedyne, co mnie trapi to oczywiście kasa (wiadomo, polskie realia) i konieczność poświęcania dużej ilości swojego czasu z życia na sam fakt przetrwania w znośnych warunkach (czyli pracę, czyli zarobienie pieniędzy na to, żeby mieć gdzie spać, co jeść, itp). Nie mówiąc już o przyjemnościach. W tej chwili pytam się siebie: co dalej? Może nawet z tego powodu wróciłam na forum? Co dalej? Zapewniłam sobie w końcu sposobność przetrwania na podstawowym poziomie godziwości życia i nie wiem co mam zrobić dalej, żeby to ulepszyć, poprawić. Mniej pracować, więcej zarabiać. Zminimalizować ilość pracy w stosunku do ilości kasy. Praca na pół etatu - nawet nie wiem czy miałabym taką możliwość, a za kasę z połowy etatu musiałabym żyć jak totalny asceta, więc odpada na razie. Jakie są inne opcje? Nie chcę żyć w taki sposób cały czas. Chcę mieć dużo czasu, żeby robić przyjemne rzeczy i dużo kasy, żeby mnie było na te przyjemne rzeczy stać. Więc co dalej...?
  18. Fergi2, a w jaką grę tak nałogowo gra Twój mąż, jeśli można wiedzieć? Akurat tak się składa, że temat uzależnienia od gier mnie od jakiegoś czasu interesuje ze względu na osobę, którą znam i to, że ciężko mi stwierdzić czy ta osoba jest uzależniona od gier/gry czy jednak nie.
  19. Mój częściowy sukces: wytrzymałam dość długo bez dołowania się i wpadania w depresję. Co prawda zeszłe święta bez leków były psychiczną porażką, jednak z nowym rokiem było lepiej i przeżyłam bez depresji jakieś kolejne pół roku. W tej chwili jestem znowu na lekach jakieś 3 miesiące i powoli zaczyna się robić lepiej. Jeeeeej!
  20. Ktoś w zeszłym roku o mnie pytał, więc melduję, że żyję. Spędzałam za dużo czasu na tym forum i postanowiłam wtedy (1,5 roku temu? nie pamiętam dokładnie) z niego zrezygnować. Poza tym wyjechałam, coś zaczęło się dziać w moim życiu i zaczęłam poświęcać czas na inne rzeczy niż użalanie się nad sobą przed kompem prawie 24 na dobę. W każdym razie witam po przerwie
  21. Wdzięczna za pizze, szkiełka, dzika i łanie.
  22. black swan

    nogi :D

    Tzn. jakie? U mnie to są takie ruchy kompulsywne (kompulsywny. 1. «wykonywany pod wpływem niedającego się opanować wewnętrznego przymusu».), nerwowe. Trochę tak jak z wyciskaniem wszystkiego z twarzy i gryzienie policzków. Coś mi mówi, że to jest jakieś uzewnętrznienie wewnętrznych konfliktów, zdenerwowania, niepokoju. Może wszystko sprowadza się do samoakceptacji i samooceny.
  23. To zależy do jakiej firmy trafisz i jakie panują tam niepisane zasady. To prawda, że teraz robi się coraz większy wyścig szczurów do stołków, pogoń za kasą, szczególnie w PL gdzie tej kasy nie dostaje się za wiele, grozi bezrobocie, zwalniają ludzi, nie przedłużają kontraktów, a na 1 stanowisko czeka już 10 innych osób. W takich warunkach zwyczajnie instynkt samozachowawczy każe walczyć o przetrwanie. W bogatszych krajach lub lepszych, międzynarodowych firmach jest zupełnie inaczej. Też mi się tak jakiś czas temu wydawało. Teraz już wiem, że wystarczy nie być desperatką i podchodzić do tego tak: moje życie kręci się wokół mnie, a facet jest tylko elementem tego życia. Poza tym trzeba znaleźć dojrzałego i rozumnego faceta, bo z takim mniejsza szansa na wszelkie idiotyczne gierki. Znajomi to nie przyjaciele, więc czego po nich oczekiwać... Każdy chroni najbliższych, a resztę ma tak naprawdę w poważaniu. Czy to aż takie dziwne? I co to są "jakieś chore społeczne gry"?
  24. black swan

    nogi :D

    Mnie tylko zastanawia z czego wynika ta potrzeba wykonywania takich nerwowych ruchów..?
×