-
Postów
1 687 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Guzik
-
Czy ktoś z trójmiasta chciałby może wyskoczyć na piwo w tym tygodniu?
-
Ja się nie godzę, ja nie mogę. To nie jest bezpieczny stan, ja się nie karmię nieszczęściem, nie wiem nawet o jakim nieszczęściu myślisz, mnie to wszystko zjada. Nawet nie wiem kim jestem, przepadłam! -- 24 paź 2011, 21:44 -- Widzisz. Ja chyba nawet nie rozumiem o co mi chodzi. Ja bym chciała, bardzo bardzo, ale nie mogę, tzn mogę, fizycznie jestem w stanie coś zrobić ale wszystko jest takie odseparowane i nie moje, jakbym była jakimś robotem! Głupim robotem! Który nie może wytrzymać we własnej mechaniczności, w tej pustce, że ma jakieś polecenia i może je wykonać ale nic go z tym nie łączy. Nie wiem chyba mnie posrało.
-
Czy komuś się udało?Czy to kiedyś minie?Czy będzie normalnie
Guzik opublikował(a) temat w Depresja i CHAD
Ile to może trwać? Już nie mam siły. Leczę się ponad rok, nie chcę narzekać, czuję się o niebo lepiej niż przed rozpoczęciem leczenia, ale jest tak okropnie! To jakieś piekło. -- 24 paź 2011, 23:01 -- Jak można usunąć ten temat? -
Ja płakałam kiedy chciałam wstać z kanapy :/ Dobrze, że nikt mnie nie widział w takim stanie. -- 24 paź 2011, 21:26 -- Mnie martwi to, że ja nawet impulsu żadnego nie mam. I wkurza mnie to że jak brałam sobie fluanxol to zaczęłam coś robić, nauczyłam się filcować, malowałam ściany w pokoju. A teraz? Nawet nie mam ochoty chwycić tego pędzla. Mogłabym, ale to byłoby jakieś takie.... no puste, nie czuję, nie wiem o co chodzi. Nie mogę zrozumieć czemu nie mogę żyć jak kiedyś. To boli. Bardzo boli.
-
dominika92, moim aktualnym największym problemem jest właśnie niemoc. No nie mogę! Nie mogę już! Nic nie robię, nie mam żadnych chęci, pragnień, motywacji NIC NIC NIC. Nawet broszki nie chce się mi zrobić, co kochałam, uwielbiałam babrać się w materiałach, tkaninach, koralikach i nitkach a teraz nic, nawet zdjęć nie chce się mi robić a kiedyś odgłos migawki sprawiał mi ogromną radość. Teraz mam sporo czasu, ale nie mam siły go niczym wypełnić, jestem zjedzona i pusta. Rok temu, to w całym syfiastym stanie w którym trwałam robiłam chociaż jakieś ciasta, chleb piekłam czy ciasteczka i to mnie jakoś ratowało, to były wyżyny mojej aktywności chociaż czułam się milion razy gorzej niż teraz. To jest jakiś koszmar.
-
Zawiliński. Nie chciałam być jakaś wścibska czy coś. Sama nie mam pracy, studiuję w weekendy. Mam dużo czasu, mogłabym się zająć czymś, ale jest mi trudno bo nic nie sprawia mi przyjemności, nie mam motywacji, wielkie nic, kiedyś miałam pasje i teraz mogłabym je rozwijać, ale wcale się mi nie chce. Jakaś katastrofa. Wstaję koło 10, ostatnio sporo czasu zajęło mi zajmowanie się ogrodem, czytam, uczę się, oglądam seriale, robię pranie, sprzątam, piję piwo, czasem odwiedzam znajomych. Żałośnie tak trochę. Myślałam o pracy, ale ciężko mi sobie to wyobrazić. Sypiam po 12 godzin (przez leki, nie jestem w stanie funkcjonować jeśli tyle nie prześpię, jestem nieprzytomna), dnia niewiele mi zostaje. Gdybym miała jeszcze pracować 8 godzin + dojazd to nie miałabym czasu na naukę, co mi nie pasuje bo ten czas jest mi potrzebny. Boję się kas fiskalnych, gdybym była w dawnej formie to mogłabym pracować w magazynie, tak jak kiedyś, ale teraz wiem, że nie dałabym rady bo bardzo szybko się męczę. Ogólnie beznadzieja. Gdybym nie była taka pusta i obojętna to bym robiła jakieś broszki, jak kiedyś, ale nie mam siły, nie mam chęci. A tak mogłabym nawet zarobić pieniądze jakieś, bo bym sobie tworzyła i sprzedawała. Gdyby tylko to dawało mi radość. Ale nieeeeee. Musi być tak dupnie jak jest. Amen.
-
Sama niejako prowadzę swoje drugie życie w wyobraźni. Jest ono bardziej nasycone emocjonalnie niż moje życie w którym niewiele czuję, w którym sobie jestem, odbieram jakieś bodźce i nic poza tym. W moim drugim życiu mam swoje pasje i czerpię z nich przyjemność, satysfakcję, spełniam swoje marzenia. W ten sposób chyba rekompensuję sobie moje nieczucie świata, i obojętność. Nie widzę w tym nic niebezpiecznego, chociaż jest mi zdecydowanie łatwiej w tym drugim świecie, niż tutaj w którym budzę się rano i cierpię swój brak czucia. Nie mam problemu z odróżnieniem tego co realne a co nie. Nie zdaje się mi abyś miała schizofrenię. Takie osoby zamykają się w swoim świecie urojonym, ale one same go nie generują, on się robi, to jest choroba, i jego odbiór jest bardziej intensywny niż tego co się dzieje, staje się jakąś warstwą na realności, zniekształceniem, osoba chora tego nie widzi, wszystko co się dzieje nie jest dla niej wyobraźnią, lecz rzeczywistością, widzi rzeczy których nie ma, rozmawia z psami i nie wie że z nimi nie rozmawia. Dlaczego ten świat jest dla Ciebie taki ważny? Może jest jakiś powód dla którego tak pieczołowicie go podtrzymujesz w istnieniu?
-
Możesz studiować to o czym marzyłeś, możesz też zostać w kraju i kontynuować szukanie "innej drogi". Wiek nie powinien być dla Ciebie problemem. Nigdy nie jest za późno, aby spełniać swoje marzenia. Medycyna, nie medycyna. Są ludzie, którzy np. mając 55 lat nagle czują powołanie czy to za późno na studia teologiczne, nie. Może być dziwnie bo jest się starszym niż jakiś proboszcz czy coś (zupełnie się nie znam na tych sprawach!). Jeśli masz pasję, jeśli będziesz dobry, jeśli to będzie dawać Tobie satysfakcję to zaryzykuj. Nie wszyscy ludzie idą na studia zaraz po maturze.
-
zawilinski, ja mam do Ciebie pytanie. Jak żyjesz? Mam na myśli jak wygląda Twój dzień, co robisz. Jestem zwyczajnie ciekawa.
-
Monika1974, Nie znam się jakoś specjalnie, ale np. mnie na pierwszej wizycie psychiatra pytał czy badałam się neurologicznie, nawet psycholog pytała czy miałam robione badania tarczycy. Moje objawy np. nie wynikały z zaburzonej pracy organów czy czegoś takiego, a lekarze mówili mi że najprawdopodobniej będę musiała zostać w szpitalu, ale porobili mi jakieś tam badania i uznali, że wszystko ok i dlatego odesłali mnie do psychiatry. Pewnie, że stres może wpływać na pojawienie się choroby, ja tego nie neguję, myślę nawet że stres mógł jakoś przyczynić się do tego beznadziejnego stanu w, którym ja trwałam. Chodzi mi tylko o to, że niektóre objawy mogą być leczone właśnie psychiatrycznie tylko dlatego, że nie zostały przeprowadzone badania wykluczające możliwość, że to wynika z np. zaburzonej pracy tarczycy. Dlatego zastanawiam się jak to jest w przypadku brak_uczuć.
-
Ale te poważne problemy z tarczyca mogą dać objawy takie co brak uczuć leczyła do tej pory psychiatrycznie. Ja tak to zrozumiałam (ale może źle?), że ta niedoczynność może być źródłem problemu. I dlatego tak napisałam.Tutaj na forum chyba nawet była jakaś osoba co leczyła się na nerwicę, depresję ale badanej tarczycy nie miała, a później się okazało, że to tarczyca wszystkiemu winna i to dawało takie objawy, uzupełniła niedobory żelaza, coś tam jeszcze i wszystko wróciło do normy. Brak_uczuć jak to jest?
-
Chyba zachorowałam psychicznie,naprawdę potrzebuję pomocy
Guzik odpowiedział(a) na missn temat w Pozostałe zaburzenia
Może poszukaj jakiegoś dobrego terapeuty? Bez sensu. Spokojnie, nie oszalejesz. Może postaraj się póki co zająć czymś, czymkolwiek. Może jest coś co Ciebie pochłania na tyle, że nie myślisz, nie analizujesz? Twój problem jest mi całkowicie obcy, więc nie potrafię nic sensownego poradzić, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że to co przeżywasz jest wyniszczające. Szukaj pomocy. -
Chyba zachorowałam psychicznie,naprawdę potrzebuję pomocy
Guzik odpowiedział(a) na missn temat w Pozostałe zaburzenia
hmmm..... to trochę dziwne, że psycholog odesłała Ciebie do psychiatry. Byłaś prywatnie? Bo mnie się wydaje, że to psychiatra daje skierowanie do psychologa, terapeuty. Chyba Twoim problemem są myśli nakierowane na konkretny "przedmiot". A nad tym można pracować, można to opanować, ogarnąć - do tego potrzebna jest psychoterapia. Leki wpływają na chemię w mózgu coś podwyższają, coś obniżają. Ja po niektórych lekach byłam tak otumaniona że mój mózg nie był w stanie nic myśleć, więc i pewnie obsesyjne myśli by się nie pojawiły, ale czy to jest sposób? Myślę że psycholog powinien skupić się na przyczynach, psychiatra może coś jedynie poradzić na objawy. Jeśli ktoś ma urojenia to obniża poziom dopaminy, ktoś ma depresję, to podwyższa mu serotoninę. Ale nie pomoże uporać się z tym co Ciebie spotkało, nie pomoże ogarnąć tych myśli, pozbyć się obsesji. -
Ja chyba miałam epizod depresyjny, ale wtedy ta moja depresja rozwijała się latami i sobie wybuchła ponad rok temu i teraz co ciekawe! Nie mam już depresji, nie mam żadnych myśli samobójczych, mogę spać, ale i nie śpię całymi dniami, i nie wylatuję z ciała i nie zapadam się w otchłań, i już nie mam takich lęków, mam swoje myśli, cały ten kosmos minął, ale wcale nie czuję się tak jak kiedyś, jestem jakaś zjedzona, powiedziałam lekarzowi że nie mam trzonu własnego ja a on mówi że myśli że mam, a ja nie mam, nie mam żadnych pragnień, na niczym mi nie zależy, nie czuję przyjemności, satysfakcji, jestem zobojętniała. Do dupy. I jak będzie tak dalej to wpadnę w kolejną depresję. Wszystkie emocje myślę i te myśli czasem powodują płacz, ale niewiele w tym czucia. brak_uczuć jeśli u Ciebie problemem jest tarczyca to chyba można się cieszyć. Bo doprowadzić swój organizm do ładu, nawet biorąc jakieś leki, hormony czy żelaza, jest łatwiej niż walczyć z mózgiem.
-
Z powodu naszej rozmowy.
-
Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''
Guzik odpowiedział(a) na anita27 temat w Depresja i CHAD
Leczę się już ponad rok. Mój psychiatra zaproponował zmniejszenie leku antydepresyjnego - zgodziłam się. Tyle że ja wcale nie czuje się normalnie. A chciałabym, aby było tak jak kiedyś. Może moim podstawowym problemem nie jest depresja, ale co ja mam zrobić. Chyba powinnam powiedzieć lekarzowi że czuję się beznadziejnie, i nie jest to związane ze zmniejszeniem dawki... chodzę też na terapię. Nie wiem czemu to piszę. Chyba jest mi smutno że tak się czuję i chyba tracę nadzieję że jakoś wrócę do normalnego stanu. Czy to ma sens? Mogę jakoś w miarę normalnie funkcjonować, nie to co było wcześniej bo to był jakiś kosmos, ale utraciłam swoje pasje, swoje odczuwanie, wszystko jest mi obojętne, nie potrafię się cieszyć. -
Moja terapeutka powiedziała, że jest ze mnie dumna
-
Hmmm..... ja czuję się rozwalona :/
-
bum
-
Bleeeeee. Wczoraj derealizacja wróciła. Wystarczyło że nie wzięłam ketrelu i proszę bardzo. Ta gąbczastość i miękkość świata jest przeobrzydliwa, to moje niebycie - przerażające, zatracanie granic własnego ciała - chyba najgorsze. Wzięłam tableteczkę i poszłam spać i jest dobrze. Nie wiem skąd wynika ta moja derealizacja. Nie wiem jak mogłam w takim stanie trwać miesiącami. Ja tego nie napędzam własnymi myślami, to przychodzi i odchodzi. Wszystko robi się dziwne, obce i nieosiągalne, nierealne. Takie śnienie a niby jednak jawa. RepairMySoul, Mnie bardziej przeraża fakt że nie mam trzonu własnego ja, że jestem takim pudłem, które odbiera bodźce, że jestem obok, że w tym nieuczestniczę. Że bardziej mnie niema niż jestem.
-
Ja chyba jestem jakaś zbyt wrażliwa na ten lek. Biorę małą dawkę prawie miesiąc już, śpię po 12 godzin i naprawdę jestem jakaś nie do życia. Rozmemłana jestem i ciężko mi cokolwiek zrobić. Późnym popołudniem jest lepiej, ale co z tego skoro wieczorem kolejna tabletka i ten przydługi sen. Nigdy tyle niespałam. Bardzo to męczące i w złości nie wzięłam dawki, i czułam się beznadziejnie. Kiedy zbliżała się godzina kolejnej dawki miałam dreszcze, zawroty głowy, mdłości - myślałam że zwymiotuję, wróciła derealizacja. Nie chcę tego leku i bardzo chętnie go odstawię za 7 dni. Plus taki że nieutyłam. Chociaż tyle dobrego.
-
Wenla napewno mi pomogła. To był pierwszy lek jaki brałam, a byłam w takim stanie, że wegetowałam, wogóle nieogarniałam co się dzieje, jakoś nazyt intensywnie odbierałam bodźce, ciągle czułam jakiś lęk niewiadomo czemu, nie mogłam spać, budziłam się z jakimś napadem i biegłam pod prysznic aby się uspokoić bo myślałam że mi serce eksploduje, czasem nawet niemogłam ruszyć się z podłogi, leżałam nieruchomo jak sparaliżowana, do tego zlewałam się z przestrzenią, wypływałam z ciała, mózg mi latał i pływał, jakoś catraciłam granice własnego ciała i obijałam się o futryny, ledwo chodziłam bo wszystko pływało, do tego ten ból i cierpienie i ta próżnia, nie miałam żadnych myśli, takie nic, nie rozumiałam prostych zdań, nie mogłam się uczyć, wyrzucało mnie z przestrzeni, ludzie jakoś wpychali się mi do świadomości i wszystko na raz to był jakiś KOSZMAR! Wenlafaxyna mnie z tego wyciągneła ale nie pomogła na wszystko , część została i dlatego teraz biorę dodatkowo neuroleptyki. I jak narazie to nic nie robię, bo nie mam żadnej motywacji, bo nie mam siły ale to i tak nic w porównaniu z tym co było jeszcze rok temu, kiedy to umycie zębów było jakimś wyczynem, kiedy gapiłam się w ścianę będąc tą pustką. Teraz czuję tą pustkę ale ona mnie nie przepełnia, wypełnia ale nie poza moje granice. Nie umiem tego wyjaśnić. Teraz ta niemoc i uwiąd ma jakiś inny wymiar - nie absolutny. Bo co ja robię cały dzień. Śpię minimum 10h(!!!), chodzę po mieście, piszę jakieś maile, posty, piję kawę, herbatę, jem, myję się. I tyle. A kiedyś taka nie byłam. Czytałam książki, szyłam, coś kleiłam, robiłam broszki, potrafiłam oddać się tym zajęcią one mnie pochłaniały, mnie zajmowały. Nie mogłam się doczekać nowego dnia aby dowiedzieć się czegoś nowego, aby zrealizować swoje pomysły. Teraz tego nie ma. Wszystkie dni wyglądają tak samo. Biorąc fluanxol miałam namiastę swojego dawnego bycia. Może bez tego czucia, bez tej radości, zaciekawienia, to było myślne ale było.