
madseason
Użytkownik-
Postów
827 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez madseason
-
mio85, nie upatrywałabym w życiu jakiegoś inteligentnego projektu. żyjemy i jakoś sobie większość z nas próbuje znaleźć tu cele, metody działania, plany. coś się buduje, nawiązuje się kontakty z innymi, rozmawia, pisze. szukamy kontaktu, wsparcia, obrony przed chaosem - tak mi się wydaje. nie wiem jak długo dam radę bo nie umiem stwierdzić na ile sama sobie to robię i dla własnych korzyści siebie w tym trzymam a na ile to efekt zewnętrznych czynników typu chemiczna nierównowaga. śpię a jestem zmęczona, odpoczywam a jestem wyczerpana, gadam a równie dobrze mogłabym milczeć. czuję że jeszcze jedna wiadomość, jedno stresowe wydarzenie i się rozpadnę na kawałki. z lekarzem się widzę w przyszłym tygodniu. oczywiście wydaje mi sie, że to wieczność. bo jak do przyszłego tyg nie wezmę się za zaległości to po mnie.
-
Makabra, przesypiam bo mój organizm się wyłącza. nie mam stałej pracy, ale mam kilka zleceń do skończenia w ciągu tygodnia i nie jestem w stanie ich wykonać. nie umawiam się z nikim żeby popracować po czym biorę do ręki książki i usypiam. teraz jak widać - jestem na forum - więc powinnam wziąć się do pracy. ale oczywiście jak siadam to zaczyna się z kolei jazda w myślach. albo zalewają mnie te myśli albo odrętwienie i sen. i tak jest codziennie.
-
ja mam 31, chodzę na terapię od kilku lat i jak widać mam pogorszenie. dobrze robisz, przyszła partnerka będzie mogła docenić zmiany na lepsze, choć pewnie Ci to trochę zajmie skoro problemy ciągnęły się od dawna. zresztą, wiele trudności wymaga długoterminowej pracy.
-
ja wolę się nie zastanawiać jeszcze dodatkowo nad tym czy znajdę kogoś z kim będę, bo zwykle jak zaczynam myśleć nad tym tematem to mi się pogarsza. większość (byłych) znajomych już zaręczonych albo po ślubie albo homoseksualnych. do własnych marzeń nie umiem dotrzeć, chyba ich nie mam. niedawno znajoma mnie spytała co lubię robić i też nie potrafiłam odpowiedzieć. obecnie chyba tylko spać, ale to obronne a nie z własnej woli i dla przyjemności. jasne, że trzeba dawać radę. próbować jak długo się da.
-
maverickWAW, też mi się to miło przeczytało. dla mnie w stanie w którym jestem najgorsze jest poczucie bezsensu, pustki i świadomość, że nikt mi nie jest w stanie pomóc. nie wiem jakie pokrętne mechanizmy psychologiczne zawiodły mnie do przekonania (chyba podświadomego), że "opłaca" się w tym tkwić, ale to najdłuższy epizod zwątpienia i rozpaczy jaki pamiętam. jasne, że racjonalizuję ile mam ochronnych elementów wokół np. rodzinę która się martwi (od znajomych się odcięłam, szersze grono społeczne nie istnieje), terapeutkę która dba o moje emocje (ale też cudów nie zdziała)...próbuję też przekonać siebie ile pięknych rzeczy może być wokół i że kiedyś wreszcie znajdę swoje miejsce, pracę, ale to też się rozpada w pustce i roztapia w bezsensie. leżę, śpię i boję się kolejnych dni. ale może jest tak jak napisałeś, i w tym dole gdzieś również czai się nadzieja. po co w innym wypadku bym pisała? po prostu bym milczała i planowała. widać, jednak ufam że to minie, choć na razie sama nie wierzę że to napisałam.
-
ja jestem na 75. uciążliwe objawy uboczne minęły, choć jak się czymś stresuję to nadal mam zawroty głowy (może to ciśnienie czy coś) i przesypiam ile się da. jestem mniej płaczliwa,ale poczucie pustki i beznadziei nie zelżało. próbuję z tym walczyć, przekonywać siebie do działania i motywować, ale słabo mi idzie. mija trzeci tydzień farmakoterapii.
-
ile płacicie za prywatną sesję psychoterapii
madseason odpowiedział(a) na joasik01 temat w Psychoterapia
getmeoutofhere, wydaje mi się że tak, pacjentka pod specjalnym nadzorem -
ile płacicie za prywatną sesję psychoterapii
madseason odpowiedział(a) na joasik01 temat w Psychoterapia
100 zł za wizytę u psychiatry. 50 zł za wizytę u terapeutki. niedługo skończą się oszczędności, więc terapia też;P -
zawsze mam wątpliwości czy to podciągać pod samookaleczenia, ale mam tak,że ze stresu zrywam sobie skórki z palców, haratam linie papilarne do krwi i muszę chodzić w plastrach na palcach. próbowałam wiele razy przestać, ale jak jestem zdenerwowana to odruchowo to robię. pocieszam się, że to się dość szybko goi, ale i tak mnie denerwuje że nie mogę przestać. w tym tygodniu postanowiłam po raz kolejny, że spróbuję to rzucić.
-
crayzyalexxx, dzięki za wspierające słowa. dostałam ten lek na nastrój depresyjny, który zaczął mi bardzo utrudniac funkcjonowanie. teraz jest jednak znacznie gorzej, nie wiem czy kiedyś było tak źle. nie chcę kolejnych leków, bo już na tych czuję się jakbym miała oszaleć; nie wyobrażam sobie dokładania czegokolwiek następnego. wiem że pewnie muszę poczekać kilka dni czy coś i że nie mogę sama sobie ich odstawić po dwóch (!) dniach, ale w tym momencie to jest jakiś koszmar. mieszkam z rodzicami, ale nie chcę im mówić o stanie mojej psychiki. między innymi dlatego nie zdecydowałam się pójść do szpitala i spytać czy to tylko objaw brania leków, czy coś do końca mi przeskoczyło w głowie. może jutro będzie lepiej i jakoś to przetrzymam, trochę nie ma innego wyboru.
-
proszę o pomoc. biorę Venlectine 75 od dwóch dni i staram się sobie przetłumaczyć, że to za wcześnie na objawy niepożądane. ale że nigdy wcześniej mi się nic takiego nie przytrafiło, chciałam Was spytać - czy odczuwał ktoś bardzo silny lęk biorąc ten lek? dziś od rana mam nasilone zawroty głowy, poczucie nierealności świata i wrażenie jakbym miała zaraz stracić przytomność. uspokajam samą siebie, że sobie wkręcam czy coś, ale byłam już bliska zgłoszenia się do szpitala bo naprawdę się przestraszyłam. wiązać takie objawy z lekiem? nie miałam nigdy nerwicy.
-
w radio, które zostało puszczone w poczekalni u psychiatry leciało "never ending story". ładna klamra kompozycyjna.
-
nie oczekuję, że moje życie będzie miodem płynące, przyjmuję że jestem osobą skoncentrowaną na wyszukiwaniu negatywów. choć tak, czasami udaje mi się na czas zdać sobie sprawę, że to robię i umieć to zatrzymać zanim się rozwinie do ogromnych rozmiarów i stracę kontrolę (tak jak Ty napisałaś kaja). akceptuję swój smutek, ale nie takie rozmiary jak ma obecnie. nie mogę znieść tych myśli i ucisku w głowie. że to koniec terapii i że nic więcej nie da się robić przyszło mi do głowy w tym tygodniu. sam stan utrzymuje się już dość długo. nie wiem na ile nastrój jest adekwatny do obecnej sytuacji. nie mam pracy (i nie umiem siebie samej przekonać, że uda mi się ją znaleźć), cel jaki założyłam, że osiągnę w tym roku odsunął się na bliżej nieokreślone "kiedyś" (może nigdy), jestem sama i przestałam czuć się komfortowo wśród znajomych. cóż, bywało tak już wcześniej i nie wiem na ile jest to powód by zupełnie wycofywać się z życia. powinnam jeszcze zawalczyć a nie się pogrążać. dzięki za wspierające słowa.
-
Inga_beta na wypisie z oddziału miałam inne określone zaburzenia osobowości F60.8, nie dowiedziałam się nigdy co dokładnie się pod tym kryje. jak kiedyś spytałam mojej obecnej t. co uważa, że mi jest powiedziała że jestem zdrowa poza epizodami depresji. nie mam już sił na te epizody zajmujące mi większość życia. ale starałam się to rozwiązać 4 lata, więc nie wiem czy mam się jeszcze łudzić. jestem załamana i tyle.
-
nie zakończyłam jeszcze ostatecznie, nadal chodzę. ale widzę wyraźnie, że już to długo nie potrwa. i martwię się, że schematy które mi najbardziej przeszkadzają normalnie żyć - utrzymały się prawie bez zmian. dlatego zastanawiam się właśnie, czy nie bardziej przystosowawcze byłoby przyznanie, że tego nie da się zmienić i że zostanę osobą, która cyklicznie wraca do myśli samobójczych i na przemian albo się przepracowuje albo przesypia całe dnie.
-
dawno temu w Krakowie chodziłam do Maszachaba, nie byłam zadowolona z terapeutki tam (pewnie pracuje tam więcej niż tylko jedna, więc trzeba by się zorientować kto teraz przyjmuje) ale psychiatrę mieli świetną. Adresy bezpłatnych porad powinni podać w Interwencji Kryzysowej, jeśli nie uda się znaleźć przez forum.
-
psychoterapia dużo mi dała i sporo we mnie zmieniła. ale w ten wątek weszłam, bo chciałabym poznać Waszą opinię..czy w pewnym momencie można uznać, że terapia JUŻ nie działa, że mimo iż bardzo chce się przepracować jeszcze kilka rzeczy - już nie ma na to szans, nie pójdzie się dalej? Mam taki problem, że mimo tego jak wiele zrozumiałam odnośnie własnych emocji i tego jak reaguję na innych ludzi/stres - to wracają wciąż moje mechanizmy obronne przed rzeczywistością. zawroty głowy, poczucie nierealności, myśli rezygnacyjne, płacz, przesypianie całych dni, mnóstwo autoagresji w głowie i poczucie, że już się z tego nie wygrzebię. Jest mi BARDZO ciężko funkcjonować w takim stanie, zawalam obowiązki itd. nie będę tego szczegółowo opisywać, bo to nie wątek na takie opowieści...zastanawiam się po prostu, czy po czterech latach indywidualnej terapii powinnam już dać sobie samej spokój i uznać, że nic więcej nie da się uzyskać...wiem, że nikt mi tu nie powie co zrobić, ale może miał ktoś z was podobne rozterki? może wybrał ktoś drogę "radosnej rezygnacji"?