
madseason
Użytkownik-
Postów
827 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez madseason
-
Od jakiegoś czasu mam zawroty głowy i lekkie poczucie nierealności (tak jakbym wypiła dwa piwa, choć jestem trzeźwa). od wtorku biorę setaloft i mam wrażenie, że to się pogłębia. czy to możliwe żeby w tak krótkim czasie zaczęło coś takiego się dziać? czuję się jakbym cały czas była "pijana" albo jakbym się ledwo co obudziła ze snu.
-
hm o tym efekcie nie słyszałam. w zasadzie nawet nie wiem jakie są efekty uboczne, bo jak zaczynałam brać setaloft to było bardzo dawno temu. przedwczoraj sama zdecydowałam,że wracam do leków. nie wiem jak powiedzieć o tym lekarce albo terapeutce i czy bardzo źle zrobiłam, że zamiast czekać na spotkanie podjęłam decyzję samowolnie. od jakiegoś czasu mam zawroty głowy i lekkie uczucie oszołomienia. chyba się trochę pogłębiło, ale pewnie sobie wkręciłam bo za mało czasu żeby cokolwiek mogło zadziałać.
-
dokąd dalej w terapii i czy to jest zaburzenie osobowości?
madseason odpowiedział(a) na madseason temat w Zaburzenia osobowości
Widzę właśnie na tym forum,że coś jest z tymi borderami - dużo się o tym właśnie zaburzeniu mówi i pisze. Z tego co czytałam to rzeczywiście trudno funkcjonować na takich emocjach, ale wszyscy dzielnie walczą co w sumie jest pocieszające. hope in humanity restored;P ja nigdy nie podejrzewałam siebie o to zaburzenie; co najwyżej próbowałam zrozumieć dlaczego nie umiem określić w ogóle swoich uczuć (jeśli są pozytywne, na negatywne mam całą paletę barw) i zawsze jestem niepewna powodów dla których z kimś wchodzę w związek. czasami było to na zasadzie "żeby komuś nie było przykro" i "żeby kogoś nie zranić" co oczywiście kończyło się mało fajnie dokładając do tego moje ówczesne zamknięcie na jakąkolwiek komunikację; na szczęście już tak nie robię (choć jakieś elementy tego pozostały bo nadal stawiam czyjeś potrzeby ponad swoje) i jestem bardziej świadoma swoich celów...ale efekt jest taki, że jestem sama;P zaczarowana no właśnie nie określili mi co to za zaburzenie; tylko 60.8 bez konkretów. czytam też co inni ludzie piszą w związku z potrzebą bycia określonym i chyba sama potrzebowałam mieć nazwę żeby wiedzieć z czym walczę. ale chyba jednak macie rację,że to niewiele da a może wręcz sprawić, ze się zidentyfikuję z chorobą, bo będzie mi tak wygodnie. zresztą, to nie powinien być ten etap żebym się użalała nad sobą, bo już za daleko poszłam naprzód żeby wracać w "oddawanie się pod opiekę". chwilowa (mam nadzieję) regresja nastąpiła:P madfrog xD zabiłaś mnie normalnie:D ale fakt, trzeba się konfrontować z rzeczywistością i widzieć własne jej zniekształcenia. też się tego uczę, chociaż opornie. jak podkreślałam, świadomie nie chcę tak działać - mniej świadomie jednak się trzymam mechanizmów obronnych. i wtedy moja rzeczywistość jest bardziej rzeczywista, niż ta na którą światło próbuje mi rzucić terapeutka. ale to też zwyczajny element w terapii - opór przed zmianą. -
dokąd dalej w terapii i czy to jest zaburzenie osobowości?
madseason odpowiedział(a) na madseason temat w Zaburzenia osobowości
napisałam tak jak w danej chwili się czułam a czułam się dość źle. po prostu chwilowo pogubiłam się we własnych celach w terapii, więc czułam potrzebę podsumowania i znalezienia kogoś kto miał podobnie, więc może się odnieść do tego co tu wrzuciłam. nie chcę jednak taplać się w smutku, teraz jest lepiej więc może inaczej bym opisała swoje cele i przemyślenia. świadomie nie chcę być ofiarą i dzięki za feedback, że brzmi to jak ściąganie na siebie uwagi. -
wreszcie wzięłam się za pisanie zaległej pracy. to wielki sukces, więc się cieszę i mam nadzieję, że jutro też dam radę :)
-
dokąd dalej w terapii i czy to jest zaburzenie osobowości?
madseason odpowiedział(a) na madseason temat w Zaburzenia osobowości
ouć, czyli myślisz że to wygląda na granie ofiary. trochę żałosne, ale może coś w tym jest. ciekawe na ile będę umiała sobie poprzestawiać zakresy masochizmu w głowie, żeby nie realizować go ciągłym upupianiem siebie, ale w jakiś inny akceptowalny sposób;P -
Ahma: ja kiedyś sama odstawiłam z dnia na dzień i nie wspominam tego zbyt ciekawie z powodu masakrycznego zjazdu jaki mnie trafił. Po kilku tygodniach dopełzłam do gabinetu zrozpaczona i dostałam straszny opieprz za sabotowanie leczenia. drugi raz odstawiałam pod kontrolą lekarza, stopniowo, wiązało się to z zawrotami głowy i lekkim drżeniem ale bez większych problemów.
-
nie było mnie tu dość długo. mówicie o CN? Co się z Nim stało?! gadałam z nim kilka razy na czacie, tak jak z linchpinem; to jedyne osoby jakie pamiętam z czasów mojej aktywności tutaj.
-
dokąd dalej w terapii i czy to jest zaburzenie osobowości?
madseason opublikował(a) temat w Zaburzenia osobowości
hej, zaglądam w różne wątki i czytam co tam się w nich dzieje. ale chyba potrzebowałam własnego. mam ostatnio potrzebę podsumowywania, robienia dla siebie klamr kompozycyjnych. żeby iść dalej. o ile jest jeszcze jakieś "dalej" dla mnie. o ile to nie jest kres, granica, koniec możliwości pomocy. Byłam na dwóch oddziałach dziennych, czwarty rok jestem na indywidualnej. Na wypisie szpitalnym oznaczono mi zaburzenia osobowości i adaptacyjne. O ile te drugie mogę zrozumieć, jako chwilowe problemy związane z kończeniem studiów i nieumiejętnością znalezienia dla siebie nowych celów (do tej pory nie jestem w stanie uwierzyć, ze w ogóle znajdę sobie pracę, która będzie mi sprawiać przyjemność. a w gorszych chwilach wątpię nawet w to, czy życie kiedykolwiek jeszcze będzie mi sprawiać przyjemność. czy jestem w stanie być szczęśliwa albo chociaż zadowolona z siebie dłużej niż kilka minut zanim zacznę sobie w myślach dowalać autoagresją), o tyle zaburzenia osobowości są dla mnie wielką niewiadomą. Czytałam dużo na ten temat, ale nie zrozumiałam co to znaczy w moim wypadku? Na pewno mam tendencje ku depresyjności, ale nie depresję (dzisiaj mi to t. powiedziała po raz kolejny, podkreślając przy tym że jestem o wiele silniejsza niż sama przed sobą przyznaję. co to może znaczyć, też nie rozumiem). Jestem bardzo krytyczna, wymagająca i nigdy nie zadowolona z siebie (wewnątrz, na zewnątrz oczywiście nie daję poznać). Boję się bliskości w związkach i zwykle się wycofuję (najpierw mentalnie się zupełnie zamykam, potem czekam aż ktoś ze mną zerwie) jak robi się za poważnie dla mnie. Nie wiem jakiej jestem orientacji seksualnej i z kim powinnam się związać w przyszłości (wśród dalszych znajomych podkreślam wciąż swoją heteroseksualność, wśród bliższych określam się jako bi, przed samą sobą nie umiem tego rozstrzygnąć). Przyszłość widzę katastroficznie i bardzo się jej boję (że nie będę mieć dobrej pracy ani rodziny, bo przegapiłam swoje szanse.i że impulsy w stronę śmierci mają szansę zwyciężyć). W reakcji na stres codzienności (zwłaszcza związanej z kolejnymi studiami na których jestem a które nie prowadzą oczywiście ku żadnej pracy) pogrążam się w senności, porzucaniu wyzwań, słownej autoagresji i myślach samobójczych (mało poważnych, wszystkie fantazje są obliczone na to,ze jednak ktoś by mi pomógł). Moim głownym mechanizmem obronnym jest racjonalizacja. Wszystko sobie pięknie umiem wytłumaczyć w teorii, przeczytałam mnóstwo artykułów i trochę książek ale w żaden sposób nie wpływa to na moje emocje. Destrukcja nadal totalnie poza kontrolą ALBO właśnie kontroluję ją w taki sposób, że "lubię" czuć się zdołowana i beznadziejna. Mam pewnie dużo korzyści z "choroby", bo bardzo się denerwuję kiedy słyszę, że przecież sobie poradzę bo nic takiego się nie dzieje. Jestem wtedy wściekła tak bardzo, że to jeden z niewielu momentów kiedy w ogóle rozpoznaję w sobie to uczucie. Jednocześnie nie chcę żeby ktoś mi wmawiał "poważne zaburzenia", bo przecież inni ludzie mają znacznie gorzej. W głębi siebie nie wiem nawet czy jestem w ogóle osobą wymagającą terapii czy tylko sobie tak wymyśliłam. Nie umiem ocenić również na ile sama na siebie ściągam te tygodnie dołowania a na ile ulegam emocjom nad którymi nie umiem zapanować. Jedyne co w miarę obiektywnie mi dolega to reakcje fizyczne od czasu do czasu - nerwobóle, zawroty głowy, drżenie. Zastanawiam się obecnie czy wrócić do brania leków czy sobie odpuścić i kto powinien o tym zdecydować. pracowałam nad tymi wszystkimi wątkami na terapii i nadal nie czuję, żebym siebie rozumiała i umiała postrzegać rzeczywistość nieskrzywioną przez moje czarnowidztwo. ILE jeszcze mam rozmawiać o bieżących problemach, wracać do dzieciństwa, nastoletnich przeżyć ZANIM nie będę potrzebowała tych cotygodniowych rozmów? (wiem, że odpowiedź na to brzmi "nikt nie wie..." ale zadaję to pytanie, bo tracę nadzieję że w ogóle jest możliwa pomoc. i nie wiem również w czym najpierw powinnam ją uzyskać. ponieważ nie umiem zdefiniować co mi jest - wciąż "wierzę", że jakbym jednak wiedziała dokładnie jak to zdiagnozować to siłą intelektu bym zwalczyła szalejące emocje.) więc ile jeszcze, ile może trwać ten proces. i czy w ogóle realistyczne jest ufać, że DA się aż tyle w sobie przebudować? A może to kwestia stawiania sobie celów w terapii? Ma ktoś w sobie podobne rozważania albo problemy? -
w moim wypadku zwykle dawało ulgę własnoręczne golenie włosów po jednej stronie głowy. raz jak się wkurzyłam to zgoliłam wszystkie i poczułam się przez chwilę lekko i przyjemnie. poza tym bardzo lubię dotykać takie króciutkie włosy. no ale niestety teraz staram się zapuszczać. w różnych kulturach z tego co pamiętam, ścinanie włosów miało znaczenie magiczne. a i sama często słyszałam, że ostrzyżone na jeżyka kobiety są "niekobiece" i że to jakaś manifestacja...cóż. mi na pewno dodawało pewności siebie, bo nie miałam czym już zakrywać twarzy;P
-
Cześć wypowiedzi brzmi jakbyś tak naprawdę był zły na nią za to, że sam źle się czujesz...co w sumie jest możliwe, bo przecież w terapii konfrontujemy się często z tym co w nas nieprzyjemne i przed czym uciekaliśmy..więc poniekąd "racjonalnie" można ten ból i złość przerzucić na osobę, która to na Ciebie sprowadziła...więc w tą stronę bym się zastanawiała...ale druga część tego co piszesz to już jakieś konkretne wyobrażenia co ona o Tobie myśli i zastanawia mnie czemu uważasz, że Tobą gardzi, skąd to się wzięło, może zaczęło się w konkretnym momencie? Zamiast zmieniać terapeutę; myślę że dobrze byłoby się skonfrontować z tymi lękami wprost.
-
Cześć wypowiedzi brzmi jakbyś tak naprawdę był zły na nią za to, że sam źle się czujesz...co w sumie jest możliwe, bo przecież w terapii konfrontujemy się często z tym co w nas nieprzyjemne i przed czym uciekaliśmy..więc poniekąd "racjonalnie" można ten ból i złość przerzucić na osobę, która to na Ciebie sprowadziła...więc w tą stronę bym się zastanawiała...ale druga część tego co piszesz to już jakieś konkretne wyobrażenia co ona o Tobie myśli i zastanawia mnie czemu uważasz, że Tobą gardzi, skąd to się wzięło, może zaczęło się w konkretnym momencie? Zamiast zmieniać terapeutę; myślę że dobrze byłoby się skonfrontować z tymi lękami wprost.
-
no dobra, nie idzie mi wklejanie linków. ale słucham już trzeci raz. cóż za porażający optymizm;P
-
F64.9. Gender Identity Disorder (Gender Dysphoria)
madseason odpowiedział(a) na temat w Zaburzenia osobowości
to co piszesz o swoim koledze jest dla mnie ciekawe, ale również dlatego że właśnie geje i lesbijki są bardzo często naznaczani stereotypami mającymi na celu podkreślić, iż wszystko w ich zachowaniu i wyglądzie wręcz krzyczy "przekroczyłam/łam płeć!!!" jest to obecne zresztą w określeniach typu "zniewieściały", "męska", "ciota", "babochłop" stworzonych po to by kogoś przywołać do porządku, poniżyć. przy okazji całą grupę baaaardzo różnorodnych ludzi (w końcu orientacja to jedna z cech a nie jedyna cecha tożsamości) wpycha się w elegancki schemat. stąd przemocy doznają nie tylko osoby homoseksualne, ale wszyscy którzy pod tę kategorię są wpisywani (podejrzani o...) ze względu na zamiłowanie do określonego stylu ("zbyt" eleganccy chłopcy, "zbyt" sportowo ubrane dziewczyny)...takie to "głupie" a działa doskonale :/ co do wyborów osób do związku to też mnie to kiedyś zastanawiało. po pierwsze dlaczego tak trudno mi uwierzyć, że relacja będzie trwała a ja będę w niej szczęśliwa, po drugie czemu wybierałam delikatnych, zamkniętych w sobie chłopaków i odważne, pewne siebie dziewczyny;) ciekawe przemieszczenie. a jaka sama jestem? chyba gdzieś pośrodku wycofaniem a chęcią wojowania ze światem. na razie ze światem przegrywam. -
pewnie macie racje i leki mogą pomóc. może się przełamię żeby o tym pogadać na sesji choć strasznie się wstydzę i nie chcę wyjść na kogoś kto wyłudza niepotrzebną opiekę. sama nie umiem ocenić na ile potrzebuję leków.
-
dream* to współczuję, bo to wykańczający tryb działania. pracujesz nad tym? rozmawiasz o związkach i widzisz jakieś zmiany, większą samoświadomość tego co robisz albo poczucie, że nie jesteś więźniem własnych, trudnych emocji??? leki brałam dwa lata, potem psychiatra je odstawiła więc nie chodzę już do niej. od miesiąca się zastanawiam czy nie powinnam wrócić i nie umiem podjąć decyzji (co tydzień liczę że terapeutka ją podejmie za mnie). z jednej strony powrót do leków odczuwam jako osobistą porażkę ("bo miałam sobie już radzić") a z drugiej męczy mnie to,że jedynie chwilami jestem w stanie poczuć jakikolwiek entuzjazm do działań, odkładam wszystkie obowiązki a w codzienności dominuje poczucie pustki i głupia pewność, że sobie nie poradzę oraz moje ulubione podsumowanie wszelkich rozważań: nie warto żyć. wiem, że leki mi nie załatwią dobrego samopoczucia, ale może chociaż trochę pomogą przestać budzić się codziennie z takim syfem i zniechęceniem w głowie.
-
no utożsamiam się na tyle ze swoją depresyjnością, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie siebie bez tego skrzywienia. zresztą, nie wiem w jaki sposób miałabym dokonać zupełnego przebudowania sposobu myślenia, wydaje mi się to jedynie częściowo możliwe i staram się uratować choć strzępy pozytywnych nastawień. chcę lepiej kontrolować swoje napadu smutku i poczucia beznadziei; używać ich w celach refleksyjno-twórczych a nie samobójczych. bardzo potrzebuję też pomysłu na to jak radzić sobie z ciągłym poczuciem niestabilności względem planów, celów życiowych; niewiary w to, ze w ogóle nadaję się do dorosłości, szukania pracy, zarabiania pieniędzy, bycia w związku i odczuwania że jestem szczęśliwa. szczęśliwa, pffff. co to w ogóle jest. jeżeli zaburzenia osobowości wyznaczane są sposobami budowania bliskich relacji to zapewne mogłabym coś w sobie odnaleźć: strach przed zaangażowaniem, nieumiejętność nazywania swoich uczuć, strach przed ich wyrażaniem, blokowanie się na rozmowy o problemach, ciągłe analizowanie potrzeb drugiej osoby a zapominanie o swoich, uciekanie jak związek robi się stały (zwykle po roku). takie tam.
-
ja na wypisie mam F 60.8, ale nie rozumiem co to w zasadzie oznacza. czytałam kiedyś sporo na temat zaburzeń, bo miałam (jak pewnie większość pacjentów) potrzebę odnalezienia siebie w tych psychiatrycznych opisach i dzięki temu znalezienia pomysłu na to jak się zmieniać i co w sobie zmieniać. Ponieważ jednak nie przyporządkowano mnie pod żadne konkretne stopniowo zaczęłam myślec, że może to nie jest wcale poważna diagnoza? jak pytałam terapeutki co oznaczają te zaburzenia to mówiła mi, że jestem w sumie zdrowa poza epizodami depresji. więc nie rozumiem...co w zasadzie leczę
-
F64.9. Gender Identity Disorder (Gender Dysphoria)
madseason odpowiedział(a) na temat w Zaburzenia osobowości
zaburzenia identyfikacji z płcią są mega szerokim tematem. Z tego co mi się wydaje (ale to dawno temu czytałam, więc może się mylę) obejmują i transseksualizm i poczucie niezadowolenia z bycia kobietą/mężczyzną ale bez chęci korekcji płci, niedostosowanie do ról społecznych przypisanych k/m. orientacja nie musi wcale mieć związku z niechęcią do spełniania się w stereotypowej roli przeznaczonej dla każdej z płci, bo jest osobnym wymiarem...no ale czasem oba te zakresy się ze sobą łączą. co do mnie to miałam etapy kiedy bawiłam się wizerunkiem płci przeciwnej (jako kobiecie jest mi łatwiej, jako mężczyzna w sukience pewnie spotkałbym się z agresją na ulicy), nosiłam bojówki, męskie koszule i kapelusze. mimo delikatnych rysów, przez krótkie włosy zdarzało mi się że mnie mylono z chłopakiem; bez problemu mogłam mówić o sobie w rodzaju męskim i wśród przyjaciół żartobliwie opowiadałam o sobie w trybie "byłem, zrobiłem, poszedłem". bardzo mnie to bawiło; mojego ówczesnego chłopaka wcale, "wyglądasz jak lesbijka" mówił. o ile zwykle wkurzały mnie stereotypy związane z "wyglądem" osób homoseksualnych, coś w tym było, że szukałam wtedy odpowiedzi na pytanie jakiej orientacji sama jestem. przez pewien czas wierzyłam że chyba homo, potem że bi, potem tęskniłam do powrotu do bezpiecznej heteroseksualności, szukania męża (teraz zapuszczam włosy, więc chyba tęsknota połączona z przerażeniem , ze nie założę rodziny znów dominuje;) no ale nadal nie mam jasności w tym temacie. i nie wiem, czy to jakieś zaburzenie czy "chwilowe", dziesięcioletnie już, wahania. ;( -
mam 30 lat i mieszkam w Kielcach a ponadto stopniowo zaczynam rozumieć problemy starszych ludzi;D bowiem kryzys nastoletni teraz odczuwam jako kryzys wieku średniego; chociaż przecież jeszcze w nim nie jestem. generalnie całe życie kryzys, dlatego wolę słuchać innych ludzi a mniej mówić o sobie.
-
och, byliście na PKS w kielcach!!!! czyli na stacji kosmicznej, którą mają rozebrać na części pierwsze....zaraz niedaleko mnie...ale dziwne zdarzenie...śmiesznie...
-
pisałam tu czasem, ale i tak nikt nie reagował. wydaje mi się, że to tak jak w życiu - o ile ktoś tu jest częściej i zdążył nawiązać relacje - może liczyć na pomoc. ale obserwatorka raczej jest szarą postacią pod ścianą i bywa, że przeoczaną. nie wiem na co liczyłam. może na to, że czasami tu się odważałam mówić coś z czym na zewnątrz głupio/wstyd/źle...się ujawnić. może chciałam jakiegoś wirtualnego wsparcia, pogłaskania po główce, poczucia, że ktoś obcy trzyma kciuki za moje życie. MOJE. i na tym powinno się skończyć. że tak jak i Wy, ja piszę o tym co moje, dla mnie, przeze mnie i mnie druzgocze, doświadcza, zabija..przepraszam, jeśli zabija to na moje też życzenie. siła jest we mnie. powinna być. a jeśli jej nie ma - czemu liczyć na was...nawet mnie nie znacie, nikt więc nie ma powodu by się przejąć. tak czy inaczej...wracałam tu wiele razy i zapewne bedę wracać. może i wrócę do użalania się tutaj bądź do wołania na pustyni. o pomoc wołania. a może nie. nie wiem. źle mi dziś. ale nie będę już. czytam po prostu ten wątek po raz kolejny. i też wam nie wiem jak pomóc.
-
pytanie - czy można podnieść sobie dawkę na jakiś czas, czy krótkoterminowo to nie ma sensu? miałam schodzic z leków, brałam pół 50tki, ale czuję się strasznie teraz. nazbierało się okoliczności w moim życiu i dopadły mnie myśli autoagresywne znów. dziś łyknęłam 100. ale nie wiem czy to ma sens. tzn. czy cokolwiek to da, czy tylko sobie wmówię że mocniej działa. bo chyba na mocniejsze działanie trzeba czekać prawda? co robić/???????