Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alienated

Użytkownik
  • Postów

    3 485
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Alienated

  1. Alienated

    zadajesz pytanie

    Odpowiadam pytaniem na pytanie: A jak mocno potrzebujesz, ażeby Cię ktoś kochał? I przede wszystkim skąd to przypuszczenie, że nikt naprawdę nie darzy Cię uczuciem, którego oczekujesz?
  2. Człowiek Nerwica, ludzie dotknięci fobią społeczną chyba tak już mają, że wszelkie kontakty z innymi są dla nich sporym wyzwaniem i myślę, że doskonale potrafię cię tutaj zrozumieć. W żadnym wypadku jednak nie należy traktować tego faktu jako wymówki i świadomie odcinać się od kontaktów z kobietami, w tym konkretnym przypadku. Owszem, do wszelkich innych relacji możemy niekiedy odnieść się w sposób trochę bardziej swobodny i zależnie od nastroju starać się je podtrzymywać bądź chwilowo od nich odpocząć. Co się natomiast kobiet tyczy, są one nam potrzebne jak mało co Darek, uwierz, że jak się chce z kimś być, to się wtedy z nim nie męczy... Paradoxy, w moim przypadku wygląda to odrobinę inaczej. Zdarza mi się spotykać w życiu osoby, na których szczególnie mi zależy, ale właśnie ze względu na chęć pozostawania z nimi w jak najlepszych stosunkach staram się zachować pewien bezpieczny dystans, że tak to ujmę... Mam świadomość, że taka próba zbliżenia się do kogoś zanadto mogłaby wiele popsuć i za wszelką cenę usiłuję tego uniknąć. Chodzi mi tu e ewentualność pozostawania w bliskim kontakcie, jednak bez wystawiania na próbę wzajemnej cierpliwości, przez co rozumiem właśnie takie przebywanie ze sobą przez zdecydowaną większość wolnego czasu, jaki nam jeszcze pozostaje po uporaniu się ze wszystkimi przyziemnymi obowiązkami...
  3. Wydaje mi się, że doskonale rozumiem co masz na myśli! Sam często w trakcie pisania potrafię zawiesić się zupełnie nad jakimś zdaniem i zachodzić w głowę czy jest ono poprawnie skonstruowane pod względem gramatyki bądź zastosowanej składni. W chwilach roztargnienia natomiast, niejednokrotnie zdarzało mi się w odniesieniu do konkretnego przedmiotu/zjawiska wytworzyć w myślach wyraz, który w polskim słowniku w ogóle nie figuruje. -Takie niby podświadome przypominanie sobie czegoś przemieszane z czymś zupełnie innym... Komputer sam w sobie nie powinien być tutaj niczemu winien. Znacznie większy wpływ na naszą zdolność koncentracji może mieć za to dostęp do internetu i prawdopodobieństwo wytworzenia w związku z tym pewnych złych nawyków. Nieograniczony dostęp do materiałów przeróżnej treści powoduje często, że zamiast koncentrować się w pełni na jednym zagadnieniu, przeskakujemy nieustannie z tematu na temat. To sprawdzimy zawartość poczty, to zalogujemy się na wszystkich odwiedzanych przez siebie portalach społecznościowych, zerkniemy co dzieje się na forach, które mamy w zwyczaju przeglądać, zapoznamy przy tej okazji z treścią postów w wątkach często zupełnie nas nie dotyczących itd... Moim zdaniem po latach podobnych praktyk trudno nie doświadczyć w końcu ich negatywnego wpływu na naszą umiejętność koncentracji i zapamiętywania...
  4. Alienated

    "Dom uciechy..."

    Magda! Weź pod uwagę, że mówimy tutaj o dwóch zupełnie odmiennych od siebie sytuacjach. Wybacz mi proszę to ciągłe powoływanie się na różnice wieku, ale inaczej się sprawy mają kiedy człowiek ma lat, powiedzmy, dwadzieścia parę a inaczej jeśli o całą dekadę z kawałkiem więcej W pierwszym przypadku, na ogół nie brakuje sposobności nawiązywania interesujących kontaktów. Ciągle jest wokół Ciebie mnóstwo ludzi pozostających w stanie wolnym, bez specjalnych zobowiązań względem otaczającego świata i zainteresowanych przede wszystkim dobrą zabawą. Z czasem tych ludzi jednak zaczyna stale ubywać, powoli angażują się w trwałe związki, zakładają rodziny, biorą kredyty i priorytetem w ich przypadku staje się zapracować na spłatę tego zadłużenia oraz zapewnić sobie byt na satysfakcjonującym poziomie. W obecnych czasach dochodzi do tego jeszcze problem emigracji. Chyba większość z moich najbliższych znajomych opuściła ten kraj nie znajdując tutaj dla siebie żadnych perspektyw na przyszłość. Aktualnie, jeśli chodzi o środowisko ludzi, z którymi utrzymuję regularne kontakty, przede wszystkim są to osoby pozostające w stałych, długoletnich relacjach ze swoimi partnerami, w nielicznych przypadkach przechodzące jakieś poważniejsze kryzysy w małżeństwie oraz podobnie jak ja samotne. Przy czym, ten ostatni wariant dotyczy niestety płci, którą z racji swojej orientacji seksualnej nie jestem kompletnie zainteresowany Uczestniczenie w typowo męskich zgromadzeniach zakrapianych alkoholem jakoś mnie już nie bawi i generalnie w kwestii życia towarzyskiego, wszystko stało się do bólu przewidywalne, bez cienia nadziei na jakiś powiew świeżości. Trudno w podobnych warunkach pozostawać ufnym, że w końcu spotka się tą drugą osobę, z którą będziemy sobie przeznaczeni. Poza tym, fakt, o którym wspominałem wcześniej związany z uświadomieniem swojej przemijalności. Nasz wygląd zewnętrzny przestaje już powoli satysfakcjonować w tym samym stopniu co jeszcze do niedawna i coraz więcej wysiłku i niekiedy pieniędzy zmuszeni jesteśmy inwestować w podtrzymanie go na należytym poziomie. Na tym etapie nie można już pozwolić sobie na to, ażeby cierpliwie czekać z założonymi rękami co przyniesie los. Tym bardziej w sytuacji kiedy jedynym co on przynosi jest powtarzanie do znudzenia utartych schematów. Człowiek albo zaczyna na gwałt szukać sobie doświadczeń zdolnych zapewnić mu potrzebną dawkę adrenaliny, albo też stopniowo pogrąża się w depresji. I nie chodzi tutaj wyłącznie o seks, który sam w sobie nie dostarcza już takiej satysfakcji jak niegdyś. Myślę, że na pierwszy plan, w moim przypadku przynajmniej, wysuwa się właśnie ta potrzeba bycia z kimś bliżej, której niestety zaspokoić nie jest mi dane PS. Co się tyczy filmu ze słoikiem, mega ekstremalny materiał Ja również nie byłem w stanie obejrzeć tego do końca. Trochę to za mocne jak na moje nerwy
  5. Alienated

    "Dom uciechy..."

    Adaś! A moim zdaniem to jest trochę tak jak napisałem wcześniej. Nie masz możliwości zaspokojenia popędu seksualnego w sposób konwencjonalny i sfrustrowany uciekasz w świat chorych fantazji. Usiłujesz wmówić sobie odmienność w stosunku do innych, aby tym samym choć trochę się tutaj usprawiedliwić. Nie pamiętam dokładnie w jakim jesteś wieku, ale zakładam, że nawet pomimo obowiązujących aktualnie standardów w kwestii pierwszych kontaktów seksualnych, jesteś jeszcze młody i faktycznie jest przed tobą wciąż trochę czasu na nawiązanie jakichś naprawdę interesujących, głębszych relacji z dziewczynami. Nie stresuj się na zapas, one nie gryzą Jeśli jest natomiast aż tak źle, alternatywa, którą zaproponowałeś na wstępie nie jest moim zdaniem wcale taka najgorsza. Pozwoli przełamać pierwsze lody i nabyć nieco pewności siebie w tej materii Magda, to nie jest do końca tak, że według mnie nie warto walczyć o miłość. Właściwie jest wprost przeciwnie. Chciałbym mieć sposobność znaleźć w końcu kogoś, z kim mógłbym spróbować zbudować związek oparty na zdrowych zasadach. Skoro jednak wszystkie moje wysiłki spełzają na niczym a postępująca izolacja społeczna utwierdza mnie w przekonaniu, że kolejnych okazji będzie coraz mniej, zaczynam stopniowo tracić wiarę w prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu na tej płaszczyźnie. Innymi słowy chciałbym i uważam, że jak najbardziej warto o tę miłość zawalczyć, w sytuacji jednak kiedy życie nie podsuwa mi nawet takiej możliwości byłaby to w moim wykonaniu jedynie taka walka z wiatrakami, jak się to powszechnie zwykło określać... Jak zapewne jesteś też doskonale zorientowana, mam już swoje lata, kryzys wieku średniego, może trochę przedwcześnie, ale już puka do moich drzwi a ja sam w związku z tym zaczynam trochę panikować. -Jak każdy zresztą w analogicznych okolicznościach. Uświadamiam sobie istnienie tylu rzeczy, których nie udało mi się dokonać, coraz mniejszej ilości czasu na realizację własnych zamierzeń (choćby tylko połowiczną) i po prostu jestem pełen obaw, że w ostatecznym rozrachunku przyjdzie mi uznać swoją egzystencję za kompletnie zmarnowaną Natascha, cieszę się, że potrafisz zrozumieć mój punkt widzenia:) Prawdę powiedziawszy sądziłem, że zaczniecie mnie tu w większości mieszać z błotem za to co napisałem powyżej;) Miło mi jednak, że do tego nie doszło:) Chyba dlatego właśnie lubię zaglądać na to forum i jeśli tylko pojawia się jakiś interesujący temat chętnie zabieram głos Swoją drogą, odnośnie tych wszystkich dewiacji, o których Magda wspomina powyżej od razu przyszła mi na myśl jedna historia, do której doszło w naszych okolicach. Sprawa dotyczyła pewnego księdza, który z wibratorem w odbycie trafił na oddział jednego z lokalnych szpitali w Zachodniopomorskiem:) Chciałem zapodać link do artykułu dostępnego do niedawna w sieci, ale ten dziwnym zbiegiem okoliczności nagle wyparował -W wynikach wyszukiwania pojawiają się tylko jakieś wpisy z forów, czego nie ma raczej sensu przytaczać...
  6. Alienated

    "Dom uciechy..."

    Wybacz, że pozwoliłem sobie zacytować akurat Ciebie, ale walkę o co, że spytam? Jeżeli każda kolejna próba zbudowania jakiegoś bardziej trwałego związku z drugą osobą za każdym razem kończy się fiaskiem, w pewnym momencie męska cierpliwość po prostu musi się wyczerpać. Ktoś tutaj wcześniej zadał pytanie odnośnie tego co jest dla psychiki faceta bardziej szkodliwe: egzystencja całkowicie pozbawiona seksu, czy świadomość, że ów cel osiąga używając własnych pieniędzy. Jako przedstawiciel płci męskiej obstawiam, że jednak pierwszy z wymienionych wariantów jest w stanie poczynić, w sensie ogólnym, zdecydowanie więcej spustoszenia. Są ludzie, którzy praktycznie od zawsze z różnych powodów mieli problemy z kobietami. Owszem, jeżeli jest się młodym, można dorobić sobie tutaj jakąś najbardziej dla nas wygodną ideologię pozwalającą na zachowanie pozytywnego obrazu samych siebie w sytuacji permanentnej niemożności rozładowania napięcia seksualnego w sposób powszechnie akceptowalny. Jak przypuszczam tego rodzaju metoda okaże się całkiem skuteczna. Wszystko jednak do czasu! Przychodzi w życiu każdego człowieka taki moment kiedy trzeba w końcu przewartościować swoje poglądy i uczciwie przyznać przed samym sobą co jest naprawdę ważne a co było dotychczas jedynie próbą oszukania siebie i innych. Nie chcę przez to powiedzieć, że tylko i wyłącznie seks się tutaj liczy, ale z drugiej strony kompletną ignorancją byłoby zaprzeczyć temu jak istotną rolę odgrywa on w naszym życiu. Samemu zdarzało mi się doświadczać długotrwałych okresów abstynencji seksualnej i wiem doskonale jak potrafi to stopniowo rozwalać człowieka od wewnątrz wpływając na wszystkie aspekty jego egzystencji. To co może nam zaoferować prostytutka jest oczywiście wyłącznie substytutem prawdziwej miłości, ale w wielu wypadkach w zupełności wystarczy, ażeby poczuć się nieco bardziej komfortowo we własnym towarzystwie a to już bardzo dużo! Ludzie często nie mogąc osiągnąć właściwego celu zadowalają się jego namiastką ponieważ ich chęć dostosowania się do powszechnie przyjętych norm społecznych oraz po prostu POTRZEBA są tak silne, że nie pozwalają, ot tak, przejść nad problemem do porządku dziennego i zmuszają do poszukiwania rozwiązań niwelujących wszelkie negatywne takiego stanu rzeczy konsekwencje. Dlaczego więc z takim krytycyzmem odnosić się do tych, których podobne trudności dotykają na gruncie seksualnym? Jeżeli ktoś jest osobą nie pozostającą aktualnie w stałym związku i decydując się na tego rodzaju krok nie wyrządza krzywdy komuś innemu jest to, uważam, tylko i wyłącznie jego osobista decyzja, którą, jak zakładam, dokładnie wcześniej przemyślał... Swoją drogą, sugerowałem już wcześniej ażeby nie zamykać wątku Tracącego sens życia dotyczącego inicjacji z prostytutką argumentując, że być może znajdzie się ktoś w podobnym położeniu. Jak się okazało, przeczucie mnie nie zawiodło. [Dodane po edycji:] Tak aby dolać jeszcze trochę oliwy do ognia [videoyoutube=]http://www.youtube.com/watch?v=qjtRmb1f5gU[/videoyoutube]
  7. Przykre jest to, że wszyscy ci tzw. specjaliści, pomimo że z racji wykonywanego przez siebie zawodu powinni doskonale zdawać sobie sprawę jak ciężko jest się nieraz człowiekowi przełamać i zacząć mówić o tych najbardziej osobistych problemach, zachowują się czasami jak banda ignorantów. Tego rodzaju sytuacje w ogóle nie powinny mieć miejsca, tymczasem spora część z nas, jak przypuszczam, bez trudu potrafi przywołać w pamięci podobne okoliczności z udziałem własnej osoby. Ludzie trafiają do psychologa/psychiatry w różnym stanie. Często to właśnie w nim upatrując ostatniej deski ratunku. Spotykając się z postawą jak opisana powyżej, w specyficznych przypadkach, łatwo dojść do przekonania, że to wszystko naprawdę nie ma sensu i w konsekwencji podjąć działania będące ostateczną i najbardziej radykalną próbą uporania się z problemem. Coraz więcej ostatnio mówi się o błędach lekarskich i możliwości dochodzenia swoich praw na drodze sądowej. Być może kilka wyroków orzeczonych na korzyść strony pozywającej czyli w tym wypadku pacjenta otworzy w końcu oczy co poniektórym przedstawicielom publicznej służby zdrowia przekonanym dotychczas, że skoro nie pobierają od swoich "interesantów" bezpośredniej opłaty, żadne normy etyczne ich nie obowiązują...
  8. Prochy zażywam nieprzerwanie od jakichś siedmiu, może ośmiu lat. Trochę trudno wypowiadać się na temat długofalowych skutków ubocznych. W ulotkach dotyczących większości leków, w przypadku stosowania przewlekłego zalecane jest przeprowadzanie podstawowych badań kontrolnych co pewien czas. Nikt jednak z lekarzy tak naprawdę nie traktuje tej uwagi zbyt serio i o ile nie zainteresujemy się tym sami, możemy raczej oczekiwać, że nasze dobro pod tym względem nikogo innego również interesować raczej nie będzie. Z drugiej strony, można spróbować powołać się tutaj na osobiste doświadczenia i na nich głównie bazować. Tak więc z moich dotychczasowych obserwacji nie wynika, ażeby stosowane leki były dla mnie w jakiś szczególny sposób szkodliwe. Istnieje szereg efektów ubocznych, ale te ostatnie stanowią po prostu nieodłączny, w pewnym sensie, element działania leku i nijak się mają do wpływu długoletniej farmakoterapii na narządy wewnętrzne. Prawdę powiedziawszy nie sądzę, ażeby w ostatecznym rozrachunku negatywne konsekwencje takiego leczenia przeważały nad korzyściami (pomijając rzecz jasna, wspomniane wcześniej, efekty uboczne). Mam w rodzinie osobę, która neuroleptyki przyjmuje już od ładnych kilkudziesięciu lat a problemy zdrowotne, jakich doświadcza w głównej mierze wynikają z uwarunkowań genetycznych oraz nie najzdrowszego w przeszłości prowadzenia się. Dokładnych szczegółów podać tutaj nie potrafię, ale jak mniemam są to dawki znacznie poważniejsze aniżeli te stosowane standardowo w przypadku zaburzeń nerwicowych. Tak więc proponowałbym nie martwić się na zapas. Wszystko jest dla ludzi Sprawa wpływu środków psychotropowych na planowane potomstwo to problem, który mnie akurat kompletnie nie dotyczy, w związku z czym nie zabieram głosu...
  9. Świetny tekst! http://www.youtube.com/watch?v=6HLz7bS8jAQ
  10. W takim razie również przyłączam się z gratulacjami!
  11. Zatrzymajmy się na chwilę przy ostatniej z wyszczególnionych pozycji. Nie chcę za bardzo jechać pesymizmem, ale tak sobie myślę, że jeśli wprowadzić w życie pomysł z likwidacją kont nieaktywnych użytkowników, liczba nie będzie już równie imponująca Osób korzystających z forum, że tak powiem, na stałe jest stosunkowo niewiele. Oczywiście non stop rejestrują się nowi ludzie, ale zdecydowana większość z nich ogranicza się wyłącznie do napisania kilku postów, po czym znika gdzieś zupełnie. Bywali też i tacy, których jedyna aktywność na forum ograniczyła się do wklejenia własnego zdjęcia... Taka mała dygresja...
  12. O! Tracący, widzę, że wbrew początkowym oporom jednak się przełamałeś i próbujesz robić coś ze sobą Gratuluję i życzę powodzenia. Postaraj się też wykorzystać tę okazję jako sposobność wyjścia do ludzi i nie ograniczaj się jedynie do formalnej strony programu zajęć na terapii
  13. Wkurza mnie lato oraz bezpośrednio związany z nim fakt, że nie mogę praktycznie nigdzie ruszyć się z domu. Nie cierpię sytuacji kiedy już po kilkudziesięciu minutach jestem cały mokry, choć zupełnie niedawno zafundowałem sobie prysznic. Irytuje mnie również to, że nie mam możliwości założyć na siebie niczego konkretnego jeśli już zdecyduję się dokądś udać. Nie należę do gości paradujących bez zażenowania po mieście w sandałkach i krótkich spodenkach, więc zwykle mam na sobie coś więcej Nie jest to jednak ciągle strój pozwalający czuć mi się w pełni komfortowo...
  14. Cześć! Zapraszam na wątek dotyczący naszego miasta, gdzie bez problemu znajdziesz kilka potrzebnych Ci informacji odnośnie terapii w różnych jej formach. Gdybyś miała jakieś pytania, pisz śmiało na pw. a chętnie udzielę bardziej szczegółowych wyjaśnień w tej kwestii Osobiście miałem okazję przebywać na oddziale dziennym w Centrum Psychiatrycznym na Żołnierskiej (terapia grupowa), i głównie na ten temat mogę się wypowiadać. Jeśli cię to w jakimś stopniu interesuje, daj znać...
  15. Miałem wstępnie w planach jakiś wypad do miasta w dniu dzisiejszym, ale trochę zamarudziłem i teraz chyba już na dobre ugrzązłem w domu Z każdą chwilą robi się coraz goręcej a przy takiej pogodzie ruszać dokądkolwiek zupełnie nie ma sensu. Czuję pustkę w głowie, zmarnowałem kilka godzin siedząc właściwie bezproduktywnie przed komputerem i chyba najlepszym rozwiązaniem będzie spróbować teraz nadrobić częściowo zarwaną noc. -Może wieczorem zdołam wykrzesać z siebie coś co sprawi, że nie będę zmuszony spisać kolejnego weekendu na straty. Wkurza mnie, że zza okna od jednej strony budynku dobiegają dźwięki jakiegoś cholernego Disco Polo, gdzie indziej natomiast ktoś mądry słucha na całą parę równie ambitnego Hip Hopu... To wszystko tylko niektóre z, jakże typowych, uroków lata w mojej okolicy Nie pozostaje mi nic innego jak się po prostu wyłączyć i czekać na nadejście chłodniejszych dni... z utęsknieniem
  16. Alienated

    Kicz i kiepski gust

    Zawsze intrygowało mnie co skłania ludzi do brania udziału w tego typu przedsięwzięciach w roli głównego bohatera Zakładam, że są to niemałe pieniądze. Jak w przeciwnym razie wytłumaczyć sytuację kiedy bez skrępowania przedstawiamy ogółowi własne, niekiedy bardzo osobiste, doświadczenia odnośnie sfery życia, która powinna pozostać naszą prywatną??? Paranoja może zapodaj jakiegoś linka, chętnie rzucę okiem
  17. Ja leczę się aktualnie u dr Jędrzejczaka w WOMP-ie, choć "leczę się" to może trochę zbyt dużo powiedziane. W zasadzie wszystko ogranicza się do regularnego odbierania recept na leki, które najchętniej w ogóle bym odstawił, ale nie jestem pewien czy funkcjonowanie bez nich wchodzi tutaj w grę Póki co zredukowałem dawkę do niezbędnego minimum nie konsultując tego nawet ze swoim lekarzem, dzięki czemu rzadziej zmuszony jestem odwiedzać jego gabinet Nie brzmi to może zbyt optymistycznie, wyobraźcie sobie jednak, że był to jedyny specjalista, na pięć podejść ( ), który sprawiał wrażenie mającego jako takie pojęcie odnośnie problemu, z jakim się do niego zgłosiłem Fakt, że po wielu konsultacjach z trafnie w końcu zdiagnozowaną nerwicą musiałem chodzić od jednego psychiatry do drugiego dopóki któryś z nich nie raczył w końcu łaskawie przyjąć tego do wiadomości może i POWINIEN napawać "lekkim" niepokojem...
  18. Wiesz, nie chciałbym Cię już na wstępie zniechęcać, ale będąc realistą nie oczekiwałbym zbyt wiele od lekarza pracującego za stałą pensję, przed gabinetem którego oczekuje jeszcze oprócz Ciebie przynajmniej kilka innych osób. Najnormalniejszym podejściem w tego typu sytuacji jest po prostu zrobić swoje i iść w końcu do domu. Choć nie powiem, zdarzało mi się w przeszłości trafiać na specjalistów z placówek państwowych traktujących swoich pacjentów bardzo poważnie Nie byli to jednak niestety psychiatrzy Życzę powodzenia i daj znać jak Ci poszło! Chętnie dowiem się czegoś na temat poziomu świadczonej tam pomocy i być może na podstawie tych informacji sam się w końcu przełamię [Dodane po edycji:] Z tego co sobie przypominam właśnie we czwartek rozmawiałem z dr Kacperczykiem w sprawie przyjęcia na oddział dzienny leczenia nerwic, którego to jest ordynatorem. Wydaje mi się, że jeżeli chodzi o spotkania indywidualne, rozmawiasz z którymś z lekarzy przyjmujących na pierwszym piętrze... Być może istnieje też możliwość pojawienia się w rejestracji już ze skierowaniem od swojego psychiatry jak miało to miejsce w moim przypadku... To może spotkamy się wszyscy pewnego dnia w kolejce do gabinetu
  19. Prawdę powiedziawszy, nie jestem do końca zorientowany Owszem, pewne możliwości uczestnictwa w terapii refundowanej przez NFZ istnieją, tyle tylko że nie każdemu mogą one odpowiadać ze względu na godziny urzędowania specjalistów. Jedną z dostępnych opcji jest centrum psychiatryczne przy ulicy Żołnierskiej, ale z tego co mi wiadomo pacjenci przyjmowani są tam jedynie do godziny 14:00. Ktoś wspominał mi także o przychodni na Staromłyńskiej, jednak żadnych konkretnych szczegółów nie posiadam... Cholera, z jednej strony czuję, że sam powinienem się rozejrzeć za podobną formą wsparcia, z drugiej ciągle brakuje czasu i tak człowiek odkłada tylko w nieskończoność wszelkie próby wcielenia w życie tego pomysłu. Może to też po części utrata wiary w bezinteresowną w zasadzie w tym przypadku i szczerą chęć niesienia pomocy innym...
  20. Dobrze to ujęłaś. Pamiętam jak sam razu pewnego natknąłem się w mieście na osobę, którą miałem okazję poznać kilka miesięcy wcześniej w okolicznościach dających jej pewne pojęcie odnośnie problemów z jakimi się zmagam. Po wymianie typowych dla tego rodzaju spotkań uprzejmości, kobieta ta stwierdziła, że muszę być w świetnej formie, co widać już z daleka. Chyba już wtedy zmagałem się z ciężkim epizodem depresyjnym zakończonym niedługo później próbą samobójczą. To samo można w zasadzie powiedzieć o środowisku ludzi z pracy. Zdarzają się chwile kiedy naprawdę nie wiem czy będę w stanie przetrwać kolejny weekend. Nikt jednak z mojego otoczenia niczego kompletnie nie podejrzewa i jak przypuszczam gdyby przyszło co do czego, rozdziawiliby zapewne jedynie gęby w niedowierzaniu próbując być może poskładać do kupy jakieś szczątkowe informacje dotyczące mojego życia prywatnego, które zdarza mi się niekiedy pod tą powierzchnią opanowania i dobrego nastroju przemycać...
  21. Cześć! Być może jako osoba nie mająca wcześniej okazji doświadczyć tego problemu na własnej skórze jestem w błędzie, ale wydaje mi się, że kluczową sprawą będzie tutaj podejście głównego zainteresowanego. Jeżeli on sam nie jest jeszcze gotowy ów problem rozwiązać i pomimo usilnych starań wciąż znajduje jakieś racjonalne uzasadnienia, ażeby trwać w uzależnieniu, Twoja dobra wola na niewiele się tutaj zda. Wprost przeciwnie nawet, troszcząc się nieustannie o niego, stwarzasz mu w jakimś sensie poczucie bezpieczeństwa i sprawiasz, że czuje się on z własną słabością komfortowo, nie posiadając tak naprawdę wystarczająco silnej motywacji, aby podjąć odnośnie tej kwestii konkretne decyzje. Z drugiej strony, doskonale rozumiem Twoje położenie jako osoby zmuszonej żyć z takim człowiekiem pod jednym dachem. Chęć zatroszczenia się o niego wydaje się być jak najbardziej na miejscu. -Trudno pozostać obojętnym w sytuacji kiedy ktoś z najbliższego otoczenia najzwyczajniej w świecie robi z siebie szmatę. Twoja troska jest również w znacznym stopniu dbałością o własny komfort psychiczny, próbą utwierdzenia się w przekonaniu, że być może nie jest jeszcze najgorzej... A jak jest w rzeczywistości? Może spróbuj sama odpowiedzieć sobie szczerze na to pytanie...
  22. Cały kłopot polega jednak na tym, że powyższe stwierdzenie odnieść można przede wszystkim do rzeczy, które zaliczają się do tych pozytywnych. Wszystko to natomiast, co stanowi dla nas źródło złego samopoczucia wydaje się właśnie nie mieć końca
  23. Wkurza mnie ignorancja cholernych konowałów, którzy nie potrafiąc się przyznać do własnej bezsilności zrzucają odpowiedzialność jeden na drugiego, albo przepisują na odczepnego jakieś leki, których stosowanie może w niejednym przypadku poważnie zaszkodzić pacjentowi...
  24. Przejrzałem pobieżnie dział o problemach w związkach i w rodzinie i wydaje mi się, że ten wątek będzie chyba najbardziej odpowiednim, ażeby wtrącić tu swoje trzy grosze... Chodzi mi generalnie o to, że angażując się w niemalże każdą bliższą relację z kobietą, dziewczyną czy jak kto woli, pozostaję w ostatecznym rozrachunku z uczuciem bycia "przeżutym" i odstawionym na boczny tor. Pomijając sytuacje kiedy to ja sam decydowałem się zakończyć związek przed czasem, ten schemat nieustannie się powtarza. Dochodzi do tego, że zacząłem strasznie obawiać się wychodzenia na zewnątrz i praktycznie zaniechałem prób nawiązywania nowych znajomości. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest też postępująca izolacja od ludzi, z którymi kontakty utrzymywałem przez, niekiedy, kilkanaście i więcej lat. Obserwując w jaki sposób oni radzą sobie na omawianym gruncie doświadczam w ich towarzystwie poczucia inności i wyobcowania. Dodatkowo kłopotliwym dla mnie faktem jest, kiedy niektórzy z tych moich bliskich znajomych stają się świadkami takich właśnie nietrafionych prób zbudowania jakiegoś bardziej trwałego związku w moim wykonaniu. Nikt nigdy oficjalnie nie robił z tego rodzaju historii afery, ale coraz częściej zaczynam doświadczać wrażenia, że ze względu na powyższe jestem coraz bardziej spychany na margines życia społecznego... Właściwie nie wiem po jaką cholerę się tym z wami dzielę, ale tak mnie coś naszło. Wybaczcie...
  25. Nie chce mi się śledzić całego tematu od początku, ale jeśli chodzi o pytanie postawione na wstępie, chyba jestem właśnie przykładem takiej osoby, która postawiła wszystko na jedną kartę -w sensie ustalenia jednego jedynego priorytetu, by ostatecznie przegrać i tym samym zmarnować sobie życie... Zawsze warto pozostawić sobie w zanadrzu jakiś plan B, ażeby w sytuacji kiedy wariant pierwszy okaże się nieskuteczny posiadać jakąś drogę odwrotu. Smutne jest to, że dopiero po tylu latach upartego trzymania się raz wyznaczonego celu zaczynam w pełni uświadamiać sobie popełnione przez siebie błędy, doświadczając też na własnej skórze wszelkich tego konsekwencji. Wbrew temu co się niektórym wydaje, na naprawienie pewnych rzeczy bywa czasami za późno i wierzcie mi, nie jest to sytuacja godna pozazdroszczenia
×