Skocz do zawartości
Nerwica.com

amandia

Użytkownik
  • Postów

    352
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez amandia

  1. Od kilku miesiecy mam natrectwa zwiazane z ksiazkami - szcegolnie upodobalam sobie jedna serie. Zaraz po przeczytaniu ich po raz pierwszy strasznie rozsypalam sie emocjonalnie - niby fikcja literacka a jakze prawdziwa. Ksiazka pelna okrucienstwa, ale i milosci i tego do jakich poswiecen zdolni sa ludzie. No ale zaczelam bardzo przezywac i analizowac losy bohaterow. Po zamknieciu ostatniej czesci czulam taka pustke ze az bolalo. Zaczelam w bohaterah ksiazek szukac swoich cech, zaczelam analizwac ich postepowanie, wybory, zaczelam zastanawiac sie co ja bym zrobila i jak bym sie czula. Otaczajaca mnie rzeczywistosc przestala miec znaczenie, uwazalam ze moje zycie jest nudne i bez sensu, ze nie jestem nikomu potrzebna. Bardzo idealizowalam przy tym bohaterow i ich losy. Przez kilka dni nie moglam przestac o tym myslec, ciagle sie martwilam, poplakiwalam, nie moglam nic jesc bo czulam scisk w gardle. Mialam dziwna potrzebe zagladani do ksiazki, co znow powodowalo we mnie smutek, to byl taki jakby przymus. W koncu sama zaczelam sie zloscic na siebie ze tak reaguje na ksiazke. Jakos z biegiem dni zaczelam zyc normalnie, odrzucajac ta dziwna "zalobe". Kilka dni temu znow siegnelam po te ksiazki, majac nadzieje ze skoro wiem jak skonczy sie historia to bedzie inaczej. Niestety znow to samo, znow sie drecze, znow przywoluje fragmenty ksiazki, znow mysle o bohaterach, o tym co przezyli i o uczuciach jakie ich laczyly. Znow moje zycie jest do d..., znow mysle ze wolalabym umrzec bo tylko wszytkim przeszkadzam (ja i moja nn),i znow co chwila kartkuje ksiazke - jestem chyba masochistka. Nie wiem czy to normalnie by az tak przezywac losu fikcyjnych bohaterow? Boje sie ze skoro tak reaguje na ksiazke i losy bohaterow to co bedzie jak naprawde cos strasznego stanie sie w moim zyciu. Czy to jeszcze nn czy juz cos innego?
  2. Nie zrobisz. To tylko myśli. Masz ich świadomość. Od myśli do czynów daleko, choć wiem że czasem już same myśli mogą nieźle dać w kość.
  3. Anika tez mam takie mysli i one zawsze uderzaja w najblizszych albo inny czuly punkt. Zawsze. Odnosnie moich dzieci tez mam mnostwo mysli, ze cos im zrobie, ze nie dam rady, czasem w myslach mowie sobie okropne rzeczy. I uwierz, tez czuje sie z tym podle. W ciazy czulam sie niezle, aczkolwiek tez dreczyly mnie mysli i milion zmartwien. Nawet myslalam o sprobowaniu z lekami, ale od kiedy mam nn zawsze mowilam sobie ze leki to ostatecznosc, wiec bronie sie przed tym jak moge, bo wziecie prochow na stale byloby moja w pewnym sensie porazka.
  4. kasia123456789 mam dokładnie tak samo, ale u mnie bluźniercze myśli pojawiają się pod adresem właściwie każdej osoby. Najbardziej bolą te które przychodzą na myśl o najbliższej rodzinie i bliskich mi osobach (mam wtedy ogromne poczucie winy wobec nich, że nie zasługuję na miłość, przyjaźń skro o kimś tak myśle). Choć wiem że to nerwica czuję się wtedy okropnie, myślę wtedy i o sobie straszne rzeczy, jakim jestem złym człowiekiem. Tylko, że ja oprócz bluźnierstw mam jeszcze okropne wizje o podtekstach seksualnych - widzę ludzi w różnych sytuacjach, stawiam ich w jakimś okropnym świetle. Bardzo to wszystko wulgarne w mojej głowie, aż wstyd to powiedzieć, ba ja czuję wstyd i obrzydzenie jak o tym myślę. Nie mam pojęcia czemu się to u mnie pojawia, czemu praktycznie codziennie muszę walczyć ze sobą by to ignorować, a nie popaść w paranoję. Jednak każda taka myśl, każde bluźnierstwo coraz bardziej podkopują moją i tak już beznadziejnie niską samoocenę. Bo niestety oprócz tego typu myśli mam masę innych natręctw typu: co by było gdyby...? czy natrętne analizowanie różnych zdarzeń z przeszłości (uwierzcie nie są to traumatyczne zdarzenia). Do tego cały czas mam wrażenie że jestem z tym sama, że tylko ja mam taki problem. Nikt mnie nie rozumie, każdemu się wydaje że po prostu można przestać o tym myśleć, że wmawiam sobie NN... Są dni kiedy jest lepiej, jestem jakaś silniejsza, bardziej odporna. A są takie kiedy mam ochotę zniknąć, bo mam wrażenie że moja nerwica unieszczęśliwia i mnie i bliskie mi osoby (nie bezpośrednio, ale przez moje neurotyczne zachowania, przez które bliscy się martwią). A najgorsze jest to że choć moja psycholog tłumaczy że muszę te myśli ignorować i nauczyć się z tym żyć, to ja wciąż je wyłapuję i myślę o nich, i wciąż nie mogę się pogodzić czemu mnie to spotkało i w ogóle dlaczego, skąd się wzięło.
  5. Od lat cierpię na nerwicę natręctw. Jakiś czas temu trafiłam na sensownego psychologa – dzięki niemu przestałam walczyć z NN, tylko uczę się z nią żyć i zaakceptować ją. Przez lata zastanawiałam się czemu ja i walczyłam ze sobą i z moimi myślami co tylko napędzało kolejne urojenia. Niestety mam pewien problem, który może być podłożem części moich nerwicowych myśli. Seks. Nie lubię go i choć nic w tym dziwnego bo nie każdy musi lubić, to ja unikam go (choć mam męża i dzieci) z wielu powodów – leczę się hormonalnie więc siłą rzeczy mam bardzo niskie libido, ale nawet gdy mam ochotę na współżycie to unikam go. Jednak seks to dla mnie coś wstydliwego, temat tabu, a doświadczenia seksualne sprzed ślubu napawają mnie wstydem i niechęcią do siebie – często je analizuję i przypominam sobie, a właściwie nerwica mi o nich przypomina. Czuję się wtedy okropnie. Wiele moich nerwicowych myśli ma podteksty seksualne: obawy że mogłabym coś złego zrobić, że mogłabym być lesbijką, wyobrażanie sobie różne osoby nago albo w intymnych sytuacjach, wulgarne słowa, częsty niepokój że coś lub ktoś mnie podnieca (np. zwierzęta, rzeczy martwe) i że to nienormalne. To są sprawy, z którymi o tyle o ile umiem sobie radzić – po prostu wiem że to NN i staram się te myśli ignorować, choć nie zawsze się udaje. Niestety pozostał sam seks, współżycie. Nigdy nie umiałam się skoncentrować w chwilach intymnych i nie byłam fanką seksu, ale od kiedy mam NN mam straszne rozterki i w ogóle nie umiem lub boję się zaangażować. Cyklicznie mam problemy z seksem kiedyś typu: to jest złe, to grzech (zanim wyszłam za mąż). Teraz za jestem bardzo rozkojarzona, zawsze podczas zbliżenia mam natłok myśli: od spraw błahych typu co dziś w telewizji, przez wspomnienia i wstyd z przeszłości – jak było z innym partnerem, lub jakieś takie mimowolne porównywanie (którego wcale nie chcę robić, ale samo się dzieje), aż po myśli typu: mąż mnie obrzydza, seks mnie obrzydza i wnioski: nie kocham go, albo jestem lesbijką. Jeszcze dochodzi do tego, że z tego natłoku myśli naprawdę widzę męża w innym świetle: wydaje mi się że podczas zbliżenia dziwnie (brzydko) wygląda, zaczynam mieć myśl że jest okropny, że seks jest okropny. Prowadzi to do ataku paniki, naprawdę zaczyna mi się robić duszno, mam mdłości i utwierdzam się w przekonaniu, że coś ze mną nie tak. W efekcie unikam seksu bo nie chcę znów zastanawiać się czy jestem homo, albo że może mąż mnie nie pociąga, może go nie kocham. Nasze zbliżenia i moje myśli w ich trakcie wciąż analizuję, po tym zaczynam czuć panikę w ogólnych, codziennych kontaktach mężem, jest ścisk w gardle i poczucie winy wobec niego i niechec do siebie ze jestem zla osoba, a także panika i niepokój że znów się to powtórzy itd. Ale koło się zamyka, bo znów robię wszystko by nie doszło do zbliżenia. Rozmawiałam o tym z mężem, on próbuje obracać to w żart, co rozładowuje sytuację, ale mnie pomaga jedynie doraźnie. Do tego apropo homoseksualizmu, jako nastolatka po pierwszym pocałunku z kolegą (testowy pocałunek) uznałam że jest to obrzydliwe doświadczenie. Dość długo nie mogłam podjąć kolejnej próby i tu też myślę, że może dlatego że jestem homoseksualna. Choć później nie miałam problemów w relacjach z mężczyznami, w okresach gdy nie brałam antykoncepcji pamiętam, że często miałam chęć na współżycie i z okresu przed NN nie miałam przemyśleń jak opisane powyżej. Nie dążę do tego by polubić seks, albo uprawiać go codziennie. Chciałabym pozbyć się tej niechęci do niego, do męża, tego wszystkiego związanego z nerwicą i myślami. Pozbyć a raczej zaakceptować. O ile to w ogóle wciąż NN?? Moze to nie nerwicowe urojenia a prawda...
  6. To staraj sie nie oglądać takich widoków Staram się, ale jak oglądam program przyrodniczy czy jakiś dramatyczny film to trudno co chwila wychodzić z pokoju Ale dzięki za radę
  7. Wiem, że nie trafię, tym bardziej że nie szukam. Akurat to tylko przykłady, w dodatku obrzydliwe, ale i takie lęki się w mojej głowie klują. Niemniej chodziło mi o to czy nasze myśli i związane z nimi reakcje naszego ciała robią z nas taką czy inną osobę?
  8. Bo po takich dziwnych scenach :/ Moja znerwicowana głowa już wymyśliła masę najróżniejszych sytuacji: Czy ktos jest zoofilem, homoseksualistą czy też np. jakimś fetyszystą - zależnie od sytuacji jaka wywołała w nim pobudzenie seksualne? Przepraszam, za dziwny wtręt w ten wątek, po prostu mam nerwicowy napad i mój umysł pracuje na najwyższych obrotach, rozważam najróżniejsze, najbardziej wydumane i czysto teoretyczne sytuacje, bo atakuje mnie masa myśli na zasadzie: co by było gdyby.... *edytowałam post bo niejasno się wyraziłam, nie chciałabym zostać źle zrozumiana.
  9. No właśnie, to mnie podniecają różne rzeczy, a właściwie sprawiają że mam ochotę na seks - tyle że ze swoim partnerem... I też najczęściej mam poczucie winy, że tak jest.
  10. To ja się w sumie podłączę z pytaniem. Czy jeśli coś nas podnieca to zawsze świadczy o jakichś skłonnościach?? Przykład: widok kopulujących zwierząt, pary osób jednej płci lub scena gwałtu - czy to świadczy o zoofilii, homoseksualiźmie lub o tym, że ktoś jest gwałcicielem?? edit: tak sobie przemyślałam co napisałam i to chyba nie jest normalne...
  11. Ja tam bym wolała podniecać się na swój widok niż to co mam ostatnio
  12. Przez lata całe miałam to samo. Wątek który poleciła ci agucha jest bardzo pomocny. Zajrzyj tam.
  13. No dobra, poczytałam trochę o H-ZOK. I trochę się uspokoiłam, bo wypisz wymaluj tak mam. Na szczęście nie 24/7 - u mnie myśli przeplatają się z innymi a akurat te że mogłabym być lesbijką pojawiają się sporadycznie. Niemniej w tekście o H-ZOK konluzja była taka: Podniecają Cię faceci - jesteś gejem (akurat był przykład mężczyzny) Nie podniecają Cię faceci, ale boisz się, że Cię podniecają - jesteś hetero z H-ZOK. I tu mi się coś nie zgadza w moim przypadku. Bo lubię ładne kobiety, ale raczej na zasadzie, że też chciałabym być ładna czy ładnie ubrana. Babki na ulicy, czy koleżanki nie podniecają mnie (choć mam myśli np. co by było gdybym pocałowała koleżankę - jest to myśl powodująca we mnie niepokój i obawę), jednak nie wyobrażam sobie jakichś scen łóżkowych (choć bardzo sporadycznie mam sny z kobietami). Natomiast jedna-dwie kobiety na filmach erotycznych działają podniecająco (no zwyczajnie mam ochotę na seks, choć nie na zasadzie seksu z kobietą a ogólnie). Więc jak jest? Jestem homo, czy mam H-ZOK?
  14. Czyli to na pewno nerwica?? Bo po tym spotkaniu myśli na ten temat wróciły, choć miałam nadzieję że już dawno ten temat jest zamknięty.
  15. Ale cały czas jednak myśli się pojawiają. Raz jestem tego pewna, a zaraz czuję niepokój że może nie. Też mi się tak zdawało. Ze homoseksualizm to nie jest wybór, że to się gdzieś podświadomie czuje, pociąg i chęć życia z osobą tej samej płci. Jeszcze kilka lat temu nie miałam takich myśli. Kobiety mi się podobały bo jestem estetką, lubię to co ładne. Ale w pewnym momencie zaczęłam się bać że może to pociąg seksualny, zaczęłam cały czas skupiać się na tym czy mijana kobieta która zwróciła moją uwagę mnie podnieca etc. Do tego doszło, że zwróciłam uwagę na to że jak widziałam dwie kobiey w erotycznym filmie to mnie to podniecało i uknułam teorię że to objaw homoseksualizmu. Jakoś z tego wyszłam, czytając to forum i tłumacząc sobie że to nerwica, a gdybym była homoseksualna to na pewno bym o tym wiedziała (jako nastolatka całowałam się z koleżanką, celem sprawdzenia jak jest z dziewczyną i nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia). Jednak ta rozmowa z psycholog zasiała znów ziarno niepokoju. Bo może po prostu nie wiem, ze jestem homo, może wmawiam sobie tylko że nie, a jest inaczej. I boję się tego.
  16. Nie myślałam o biseksualiźmie. Przeraża mnie że mogłabym być lesbijką, aż mi niedobrze jak o tym myślę, czuję do siebie odrazę. Mam wrażenie, że całe moje życie ległoby w gruzach i okazałoby się że wszystkie dotychczasowe wybory i decyzje były błędem i że skrzywdziłam wiele osób. Natomiast homoseksualizm innych osób jest mi kompletnie obojętny. Z jednej strony wiem, że nie chciałabym żyć z kobietą, choć owszem czasem jakaś mi się podoba (bo jest ładna, elegancka), jednak raczej nie jest to pociąg seksualny (choć scena z dwiema paniami w tv owszem pobudza moją wyobraźnię, ale chyba to nie sprawia że jestem homo, prawda??) A z drugiej co jakiś czas pojawiają się różne myśli, również o homoseksualiźmie. Dlaczego? Moja psycholog mówiła coś o świadomości seksualnej, że w różnym wieku się pojawia, to mnie strasznie dziś przeraziło, że może nie odkryłam swojej świadomości seksualnej i tak naprawdę walczę z tym że mogłabym być homo. Natomiast myślę, że moje lęki mogą mieć związek ze strasznie niską samooceną. Nie lubię siebie, nie ufam sobie - w kwestii dokonanych wyborów (mam też myśli np. czy kocham męza i dzieci?), jakakolwiek decyzja to dla mnie duży problem. Mam mnóstwo lęków i natręctw, sporo na tle seksualnym. Zastanawiam się tak czemu nie przeraża mnie bycie np. bandytą?
  17. A ja się zaczynam zastanawiać czemu w mojej głowie co jakiś czas pojawiają się obawy i lęki związane z tym że mogłabym być lesbijką (albo np pedofilem). Mam męża, dzieci i zdawało mi się, że jestem tolerancyjna - nigdy nie byłam i nie jestem homofobką. Nigdy muchy bym nie skrzywdziła, a jednak w mojej głowie pojawiają się myśli: co by było gdybym coś tam zrobiła. Zastanawiam się skąd u mnie takie natręctwo? Czemu nie boję się że mogłabym być złodziejką czy jakimś bandytą? Czemu akurat homoseksualizm? Może coś w tym jest? Może jeszcze nie odkryłam swojej świadomości seksualnej i jestem lesbijką (a przez takie analizy czuję się okropnie). Czy ktoś z Was nad tym myślał? Umie to wytłumaczyć?
  18. A ja już kilka razy pisałam o swoich problemach, raczej na zasadzie wyrzucenia z siebie negatywnych uczuć, i bardzo mi to pomaga :) Do tej pory żyłam w przeświadczeniu, że mam tylko nerwicę: lęki, napady paniki i natręctwa (głównie myślowe). Ale niestety chyba nie tylko :/ Głównym problemem jest u mnie brak samoakceptacji i pewien rodzaj niesamodzielności - nie lubię siebie i wcale tego nie ukrywam. Myślę że jestem beznadziejna, że nic mi się nie udaje (choć fakty mówią inaczej: skończone studia, do niedawna praca, mąż, dzieci etc). Nie lubię patrzeć na siebie w lustrze, mam straszne kompleksy, choć czasem jak mam lepszy dzień potrafię przyznać, że nie jestem taka znów brzydka. Jednak ogólnie rzecz biorąc nie znoszę siebie i swojej nerwicy, choć próbuję z nią żyć. Od pewnego czasu mam taki proble bardzo utożsamiam się z bohaterami książek i filmów. Wydaje mi się, że nie jestem szczęśliwa - głównym powodem jest właśnie ten brak samoakceptacji, a co za tym idzie niechęć do swojego życia, podważanie swoich wyborów i uczuć. Czytając książkę, lub oglądając film mam przemyślenia na temat tego, że chciałabym bym bohaterem/bohaterką, że chciałabym mieć inne życie - myślę ze wynika to z tego, że wydaje mi się że wtedy byłabym szczęśliwa. Później strasznie przeżywam losy bohaterów, stawiam się w ich sytuacjach, wyobrażam sobie siebie jako bohaterów filmu, choć wiem że mój dość wycofany charakter nie pozwoliłby mi być np. osobą przebojową i towarzyską. Strasznie mnie to wszystko dołuje, nawet sam fakt że ciągle jestem niezadowolona i że nie umiem sama nic zmienić, że nie umiem polubić siebie i sobie pomóc. Często przez to myślę że wolałabym umrzeć, a raczej nie istnieć, bo to nie tak że mam myśli samobójcze i chcę się zabić. Po prostu chciałabym być niewidzialna.
  19. Dokładnie tak jest. Chwytasz tą myśl i analizujesz z każdej strony. Mam identycznie i wiedząc to udaje się normalnie żyć. Tylko czasem jak dopadnie to muszę się tu wygadać i po raz enty przekonać, że nie jestem z tym sama i jedyna.
  20. Niestety ja się z moimi myślami kolejny rok użeram. Przychodzą i odchodzą, raz umiem je zignorować, raz one górują nade mną. I też tak mam, że jestem złą osobą, że coś o kimś pomyślę, coś złego, nieprzyzwoitego (dużo mam takich myśli o podtekście seksualnym, jakieś czynności itd), jakieś brzydkie słowo, czy o coś kogoś posądzę w myślach... Czasem aż wstydzę się tych myśli, aż wstyd mi je powtórzyć, czuję do siebie odrazę za nie. Czasem też myślę źle na swój temat, że mogłabym komuś coś zrobić, albo zrobić coś głupiego (np. pocałować kogoś z rodziny), albo skrzywdzić dziecko... I wciąż obwiniam się o to, że może kiedyś faktycznie te myśli przerodzą się w czyny, czasem się zastanawiam, a co by było gdybym zaczęła działać zgodnie z myślami... okropnie się wtedy czuję :/ Poza że gdyby ktoś wiedział co o nim myślę, o czym wogóle myślę (o jakich rzeczach) to na pewno ludzie zmieniłby zdanie a mój temat. Mam przeświadczenie że to co ludzie widzą, jaka jestem to jest jakiś wypaczony obraz, bo nie wiedzą co siedzi w mojej głowie.
  21. Ale wiesz najczęściej udaje mi się to przełamać i stanąć na wysokości zadania - iść na jakieś szkolenie, do teściów. Zawsze mam przy sobie validol na wszelki wypadek a przed zdarzeniem biorę jakieś ziołowe uspokajacze. Po spotkaniach czy stresujących sytuacjach oddycham z ulgą i myślę sobie że niepotrzebnie się tak denerwowałam, bo przecież jakoś dałam radę. Mimo wszystko przed każdym kolejnym wyjściem mam to samo i boję się że faktycznie kiedyś się nie uda, że coś zawalę.
  22. Ale wiesz najczęściej udaje mi się to przełamać i stanąć na wysokości zadania - iść na jakieś szkolenie, do teściów. Zawsze mam przy sobie validol na wszelki wypadek a przed zdarzeniem biorę jakieś ziołowe uspokajacze. Po spotkaniach czy stresujących sytuacjach oddycham z ulgą i myślę sobie że niepotrzebnie się tak denerwowałam, bo przecież jakoś dałam radę. Mimo wszystko przed każdym kolejnym wyjściem mam to samo i boję się że faktycznie kiedyś się nie uda, że coś zawalę.
  23. Zastanawiam się czy mój problem mogę podporządkować do tej kategorii - nerwicy lękowej, mam raczej napady paniki....Ale do rzeczy. Za każdym razem kiedy w moim rytmie dnia pojawia się jakaś 'nowość' wpadam w okropną panikę. Niebawem czeka mnie szkolenie - kilkugodzinne - na samą myśl o dniu spędzonym w obcym miejscu z obcymi ludźmi serce zaczyna mocniej walić, mam duszności, dłonie się pocą, a żołądek wariuje. Moje życie jest ustabilizowane, codziennie te same czynności, ktoś mógłby powiedzieć - nuda. Dla mnie nie nuda a poczucie bezpieczeństwa. Jednak zawsze gdy pojawiał się w moim dniu nowy element: studia, nowa praca, itd początki były bardzo trudne. Strasznie boję się nowych miejsc i tego typu wyjść 'do ludzi'. Przez pierwsze 3 miesiące pracy bardzo mocno przeżywałam każdy dzień i wyjście, potem popadłam w rutynę. Niestety od czasu do czasu MUSZĘ uczestniczyć w różnych szkoleniach i to MUSZĘ sprawia, że moja głowa wariuje. Bo gdybym nie musiała, gdybym MOGŁA to zupełnie inna historia - wtedy nikt ode mnie niczego nie oczekuje, sama decyduję czy mam danego dnia siłę i ochotę by wyjść. Wszystkie momenty kiedy coś muszę zrobić, kiedy ktoś na mnie liczy lub mnie do czegoś zobowiązuje są katorgą, bo wiem że nie mogę zawalić, myślę co będzie jak 'dam ciała'?? Szkolenie za kilka tygodni, a ja już się nakręcam, że na pewno stanie się coś że nie uda mi się dotrzeć (np. wpadnę w panikę i nie wyjdę z domu, albo dostanę rozstroju żołądka) lub że pójdę i zrobię z siebie pośmiewisko (powiem coś głupiego, zemdleję, dostanę ataku paniki etc). Przed każdym spotkaniem tak mam, ba nawet przed wizytą u teściów... Nie wiem jak sobie radzić, jak się uspokoić przed tego typu wyjściami, jak się nie nakręcać. To się dzieje jakby poza mną.
  24. Zastanawiam się czy mój problem mogę podporządkować do tej kategorii - nerwicy lękowej, mam raczej napady paniki....Ale do rzeczy. Za każdym razem kiedy w moim rytmie dnia pojawia się jakaś 'nowość' wpadam w okropną panikę. Niebawem czeka mnie szkolenie - kilkugodzinne - na samą myśl o dniu spędzonym w obcym miejscu z obcymi ludźmi serce zaczyna mocniej walić, mam duszności, dłonie się pocą, a żołądek wariuje. Moje życie jest ustabilizowane, codziennie te same czynności, ktoś mógłby powiedzieć - nuda. Dla mnie nie nuda a poczucie bezpieczeństwa. Jednak zawsze gdy pojawiał się w moim dniu nowy element: studia, nowa praca, itd początki były bardzo trudne. Strasznie boję się nowych miejsc i tego typu wyjść 'do ludzi'. Przez pierwsze 3 miesiące pracy bardzo mocno przeżywałam każdy dzień i wyjście, potem popadłam w rutynę. Niestety od czasu do czasu MUSZĘ uczestniczyć w różnych szkoleniach i to MUSZĘ sprawia, że moja głowa wariuje. Bo gdybym nie musiała, gdybym MOGŁA to zupełnie inna historia - wtedy nikt ode mnie niczego nie oczekuje, sama decyduję czy mam danego dnia siłę i ochotę by wyjść. Wszystkie momenty kiedy coś muszę zrobić, kiedy ktoś na mnie liczy lub mnie do czegoś zobowiązuje są katorgą, bo wiem że nie mogę zawalić, myślę co będzie jak 'dam ciała'?? Szkolenie za kilka tygodni, a ja już się nakręcam, że na pewno stanie się coś że nie uda mi się dotrzeć (np. wpadnę w panikę i nie wyjdę z domu, albo dostanę rozstroju żołądka) lub że pójdę i zrobię z siebie pośmiewisko (powiem coś głupiego, zemdleję, dostanę ataku paniki etc). Przed każdym spotkaniem tak mam, ba nawet przed wizytą u teściów... Nie wiem jak sobie radzić, jak się uspokoić przed tego typu wyjściami, jak się nie nakręcać. To się dzieje jakby poza mną.
×