
amandia
Użytkownik-
Postów
352 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez amandia
-
A ja wlasnie na paroksetynie dopiero zaczelam normalnie funkcjonowac. Nie czulam zmulenia czy niecheci. Po prostu przestalam sie wszystkiegk bac i zaczelam zyc. Owszem bylo takie dziwne uczucie o ktorym pisalam, czyli obojetnosc emocjonalna, ale ogolnie nie czulam jakiegos przytepienia w zyciu codziennym. Utylam okolo 3 kg ale tylko dlatego ze zaczelam normalnie jest - teraz bez lekow mam tak scisniety zoladek ze moge nie jesc caly dzien, jesli jem to z rozsadku. I wszystko fajnie tylko troche sie bronie przed tymi lekami, bo co tak dozywotnio?
-
Zajęło mi to jakieś 3 tygodnie. Zaczęłam w połowie kwietnia - brałam po 10 mg. Potem około tygodnia brałam 5 mg - tak zalecił lekarz. Jedynymi widocznymi skutkami ubocznymi (tak jak gdy zaczynałam brać lek) była nadmierna potliwość. Czyli mówicie, że jak raz się zacznie brać leki to potem już z górki
-
Ja się zgadzam na to placebo Biję się z myślami czy iść po leki, z jednej strony wiem, że pomagają, z drugiej bardzo dołuje mnie porażka. Wiem, że może niepotrzebnie, może tak bywa, ale bardzo się przejmuje tym że nerwica tak szybko wróciła i że sobie nie radzę. Liczyłam się z tym, ale nie że po niecałych 2 miesiącach od odstawienia. Myślę że wybraliśmy zły moment, czułam się bardzo dobrze przed odstawieniem, a powinnam pociągnąć jeszcze przez wakacje, może spróbować wyjechać. W zeszłym roku o tej porze lek jeszcze w pełni nie działa, teraz już nie działa. Z jednej strony chcę żyć normalnie, z drugiej nie wiem czy oprócz leku mam alternatywę? Co mogę dla siebie zrobić? Tak jak pisałam, wizyty u psychologa same z siebie mi nie pomogą, potrzebna jest praca nad samym sobą, a ja coraz częściej mam momenty że nie widzę sensu, co jeszcze bardziej mnie dołuje, bo mam dzieci i choć dla nich powinnam, a nie umiem, wtedy czuję się beznadziejną matką i koło się zamyka. Generalnie coraz częściej czuję się ciężarem dla własnej rodziny. Poczucie takiej beznadziei mnie demotywuje i choć zdaję sobie z tego sprawę, znam schematy mojego myślenia, wiem co robić by odwrócić uwagę to jednak nie robię tego. Bez paroksetyny czuję się non stop poddenerwowana, takie uczucie permanentnego napięcia i ściśnięcia, jakbym wszystkie mięśnie miała spięte. Znów na lekach efektem ubocznym jest u mnie emocjonalna znieczulica, może nie taka po całości, ale w wielu przypadkach jest mi po prostu obojętne. I tak się zastanawiam, jeśli leki może spróbować trochę na 10 mg, może wystarczy? Jutro wizyta u terapeuty, zapytam o możliwości i przy okazji zapiszę się do psychiatry (a miałam iść pod koniec wakacji z relacją jak przeżyłam.... ) A z pozytywów to jeden stres minął, że na paro przytyję, teraz już mi to nie grozi, i tak nic nie żrę
-
Mam dokladnie to samo, i tez mysle co ludzie pomysla. U mnie do tego standardowy zestaw natretnych mysli roznej tresci, najczesciej o tematyce seksualnej. Z paro to wszystko udalo mi sie ograniczyc, latwiej mi bylo z tym zyc. Kilka grubszych problemow zostalo - jak te wyjazdy- ale ogolnie jakosc zycia na codzien byla bardzo przyzwoita - do tego stopnia ze poszlam do nowej pracy gdzie odbierana jestem jako osoba towarzyska, pozytywna i otwarta (az jestem w szoku bo jakby ktos mowil o kims innym). Niemniej sama widzialam zmiane po lekach, szkoda ze tylko po lekach :/
-
Zanim zdecydowalam sie na leki przez rok chodzilam na terapie (skierowal mnie psychiatra). Poprosilam o leki sama w esktremalnym momencie. Mam nerwice natrectw i lekowa, od czasu do czasu wynikajace z tego stany depresyjne. O zaburzeniach z osobowoscia nic nie wiem, choc nie jestem lekarzem by to oceniac. Zauwazam tez u siebie duza niestabilnosc emocjonalna. Nie jestem zwolenniczka lekow, wiem ze ani leki ani same wizyty u lekarza mnie nie ulecza. Tyle ze mam takie etapy zycia ze radze sobie po prostu gorzej. I nikt mi nigdy jasno nie nazwal moich zaburzen. Chetnie dopytam lekarza jak to opisal w karcie.
-
No tak ale skoro na lekach sie nie odwazylam to bez lekow bedzie jeszcze gorzej. Ja czesto mysle ze dam rade, ze przeciez nic sie nie stanie, tym bardziej ze tutaj mam pozytywne doswiadczenia bo wiele razy balam sie roznych rzeczy i okazywalo sie ze jakos je przezylam i nie bylo tak zle (kilka wyjsc na wesela itp). Niemniej z wakacjami mam to od dziecka, nie wiadomo czemu, mozliwe ze dlatego ze rodzice niejako na sile wysylali mnie na kolonie i obozy i zawsze byla histeria i panika, zawsze bylam na uboczu bo wszyscy ode mnie stronili (albo tak mi sie wydawalo), a potem zaczelam wyjazdow unikac. Mozliwe tez ze gdy mialam kilka lat to byl chyba epizod ze moi rodzice mieli sie rozstac i niejako przejelam role pewnego rodzaju spoidla. Tyle ze wiem o tym, wiem ze teraz jest inaczej, nie ma tu nic do przepracowywania bo co?. Po prostu boje sie ze wyjade i bede sie meczyc, bedzie panika, zamkniecie sie w domu albo ucieczka spowrotem. Lub co gorsza w ostatniej chwili calkiem zrezygnuje - mialam takie historie nawet bedac na wakacjach z rodzicami kiedy balam sie wsiasc do samolotu powrotnego i mialam atak paniki az do drgawek i wymiotow. Wiem ze leki zalatwiaja sprawe na zasadzie maskowania objawow i tez wolalabym ich nie brac. W sume dopoki nie ma sytuacji stresowych (wakacje, nadchodzace swieta itd) to jakos sobie radze, ale teraz mam jakies apogeum :/
-
Bralam paroksetyne pierwszy raz, od kwietnia ubieglego roku do maja br (wczesniej napisalam omylkowo ze do kwietnia br). Bralam paroxinor 20 mg. Mysle ze od poczatku podswiadomie traktowalam lek jako remedium, nadal chodzilam na terapie jednak im bylo lepiej tym rzadziej - tak ustalilysmy z psycholog. Lek najlepsze efekty zaczal przynosic po ok pol roku. Bylam bardzo aktywna, udzielalam sie w przedsiewzieciach w ktorych wczesniej nie smialoby mi przyjsc do glowy by wziac udzial - np wystapienie w teatrzyku moich dzieci (nie czulam skrepowania, nie bylo atakow paniki czy histerii przed wystapieniem publicznym - byli na widowni tez inni rodzice). W duzej mierze przestalam sie przejmowac tym co pomysla inni, czulam sie bardziej pewna siebie. Czemu nie wyjechalam? Chyba z obawy ze jak wyjade to wszystko sie posypie, caly czas gdzies z tylu glowy mialam wspomnienia rzeczy z ktorych zrezygnowalam z powodu atakow paniki czy histerii (np wlasny odwolany slub). Od zawsze unikam sytuacji stresujacych kiedy wiem ze moze sie pojawic lek i panika. Bedac na lekach wiele razy myslalam ze szkoda ze tak pozno zaczelam je brac. Bylo naprawde duzo lepiej. Teraz mam dola i wrazenie ze tak dobre funkcjonowanie zawdzieczam tylko lekom. Zreszta prawde mowiac nie wiem z czym isc do terapeutki - od nowa z tym samym? Psycholog mowila mi ze nie zawsze trzeba grzebac i przepracowywac przeszlosc i tak jest u mnie. Nic tam nie ma, ot takies zakodowane od dziecinstwa leki ktore teraz przenosza sie na zycie dorosle i dopoki ja sama z tym nic nie zrobie (a wiem co powinnam) to nikt nie zrobi. Leki mi pomagaly, ale teraz (choc mam lepsze i gorsze dni) po prostu widze jak diamteralnie roznil sie ostatni rok od tego co bylo. I najgorsze ze z naprawde wielu rzeczy rezygnuje z obawy przez atakami - podroze, przeprowadzka czy chocby czasem wyjscia do ludzi Ps. Na mysl o wyjsciu do tesciow tez mam ataki paniki. Ale najgorzej ze mam wrazenie ze zycie przecieka mi przez palce, i krzywdze tym samym moich bliskich. A z drugiej strony do konca zycia brac leki....czy to rozwiazanie?
-
Z poczatkiem kwietnia po roku z paroxinorem odstawilam lek (zgodnie z sugestia lekarza). Bralam dawke 20mg, lek tolerowalam bardzo dobrze, odstawienie nie stanowilo problemu. Podczas przyjmowania paroxinoru zmniejszyla sie znacznie moja nerwica, latwiej bylo mi kontrolowac mysli (nie wylapywalam ich, nie analizowalam, nie przezywalam), atakow paniki mialam przez okres przyjmowania leku doslownie kilka. Ponadto czulam sie pewniejsza siebie, bardziej odwazna, zaczelam normalnie jesc. Minusem bylo to ze mialam czasem wrazenie ze jestem obojetna emocjonalnie (np. w momentach do tej pory stresujacych jak rozmowa o prace, na paroksetynie ledwie odczuwalam jakiekolwiek zdenerwowanie). Niemniej mialam wrazenie ze zaczelam w miare normalnie zyc, choc kilka problemow zostalo np. nadal nie zdecydowalam sie na samodzielny wyjazd (mam problem z lekiem separacyjnym-jako 30 letnia osoba nigdy nie wyjechalam nigdzie sama bez rodzicow). Teraz po prawie 2 miesiacach od odstawienie leku z kazdym dniem jest coraz gorzej. Mam wrazenie ze znacznie spadla moja jakosc zycia. Caly czas odczuwam napiecie, latwo wybucham, byle co doprowadza mnie do poddenerwowania i atakow paniki. Znow przestalam jesc, potrafie nie jesc caly dzien lub dwa (nie czuje glodu, zoladek jest zacisniety) by potem najadac sie na zapas. Na paroksinorze przytylam jakies 2-3 kg, teraz wszystko spadlo. Czesto jestem zdolowana i mam poczucie beznadziei. Bardziej sie stresuje, nie radze sobie z emocjami. Wrocily natretne mysli (w sumie byly caly czas ale umialam je skutecznie ignorowac). Wciaz chodze do psychologa, ale to jest juz walkowanie tego co bylo, w kolko te same problemy, na ktore wiem jak powinnam reagowac a teraz nie potrafie. Coz myslalam ze dam rade, ze nerwica nie wroci tak szybko, a wyglada na to ze cala robote zrobily u mnie leki a nie moja praca (psycholog od poczatku mowila mi ze mam takie nastawienie a powinnam leki przyjmowac jako wspomaganie leczenia a nie remedium na problem). Jestem dodatkowo zalamana ze nie daje rady bez lekow, bo co teraz? Psychotropy do konca zycia by W MIARE normalnie funkcjonowac? Dodatkowo nadal nie odwazylam sie na urlop, mam mozliwosci, pieniadze, wiem ze powinnam chocby zrobi to dla dzieci i zabrac je na wakacje, a nie potrafie... Wszystko to strasznie mnie doluje, bije sie z myslami czy poprosic znow o leki czy dalej probowac toczyc ta nierowna walke. -- 28 cze 2015, 12:10 --
-
Biorę paro od kwietnia i wahania wagi u mnie to +/- kilogram więc w normie. Od miesiąca mam za to inny problem, mianowicie strasznie pocę się w nocy. Do tego stopnia, że wstaję zmieniać piżamę, bo jest normalnie mokra. Wcześniej pociłam się trochę bardziej po paro, ale w dzień. Teraz nocą jest masakra i prawdę mówiąc nie wiem czy po takim czasie stosowania to możliwe że winny jest paroxinor. Jak sądzicie?
-
Ponowię pytanie. Po samym Paroxinorze 20mg rano nie jestem jakoś specjalnie senna, funkcjonuję normalnie. Czy jak dodam 25 mg Perazinu na noc to będę mogła prowadzić auto. Wiem że to raczej indywidualna sprawa, ale może ktoś ma jakieś doświadczenia? Albo może tak: o której wieczorem brać perazin, żeby móc gdzieś o 9-10 rano prowadzić auto?
-
Ja sie dosc dobrze na samym paroxinorze czuje. Natrecwa pojawiaja sie sporadycznie i pomysl lekarza z tym drugim lekiem, srednio enruzjastyznie traktuje, choc lekarz mowil ze na tak mala dawke moge wcale nie zareagowac.. Nie chce byc jakims zamulasem. Inne uboki moga byc? Czy bede mogla po tym prowadzic auto?
-
Witajcie po przerwie. Od kwietnia/maja jestem na Paroxinorze 20mg. Czuje sie dobrze, natrectwa zmniejszyly sie o jakies 70-80%, lekow i napadow paniki nie ma wcale, co najwyzej czasem odczuwam niepokoj. Skutki uboczne nie sa bardzo uciazliwe (glownie potliwosc). Lekarz przepisal mi dodatkow Perazin 25 mg na noc, by calkiem sprobowac wyeliminowac natrectwa. Czy ktos bral taka mieszanke? Czego moge sie po tym spodziewac?
-
Paroxinor biorę już około miesiąca. Zaczynałam od ćwierć tabletki, potem pół i docelowo po 2 tygodniach zaczęłam całą - 20 mg. Niektórzy z Was pamiętają, że miałam ogromne obiekcje zanim zaczęłam brać: obawy o skutki uboczne, o to że przytyję itd. Po miesiącu przyjmowania leku mogę już co nieco napisać. PLUSY Czuję się lepiej, aż sama się dziwię. Fobia społeczna się zmniejszyła (nawet powróciłam do planów znalezienia pracy!), nawet cieszę się na Święta i choć nie wiem jak będzie jutro (czy nie będzie paniki) to mam pozytywne nastawienie. Mam większą motywację, częściej się uśmiecham i lepiej o sobie myślę, choć daleko mi jeszcze do pełnej samoakceptacji. Natrętne myśli nie minęły, wciąż się pojawiają, ale nie skupiam się na nich tak jak wcześniej - a potrafiłam przez kilka dni wałkować jedną myśl, a teraz jakby taka blokada, na zasadzie: myśl przyszła to i pójdzie. Przez pierwsze 2 tygodnie mocno obserwowałam swoje reakcje, bałam się uboków i wtedy sporadycznie pojawiały się ataki paniki. Teraz nie ma ich właściwie wcale. Nie ma też lęków, choć czasem sama siebie podpuszczam i myślę sobie intensywnie o czymś czego kiedyś się bardzo bałam (np. wyjście do teściów, czy jakaś z moich okropnych myśli), tyle że teraz nie robi to na mnie takiego wrażenia. Nie robi właściwie żadnego, choć zawsze się boję że jednak zrobi - jakieś takie uczucie lęku i oczekiwania, że zaraz wszystko wróci. Co jeszcze? Mam ciut więcej cierpliwości i jestem bardziej ugodowa. Mam pozytywne nastawienie (choć miewam też gorsze dni, ale raczej na zasadzie tak jak każdy zdrowy człowiek), łatwiej mi podjąć decyzję np. po latach chomikowania ciuchów w szafie zrobiłam czystki i oddałam ogromną torbę ubrań jeszcze sprzed 10 lat Podobnie dokładnie wysprzątałam mieszkanie, pozbywając się staroci. Tak samo, łatwiej mi przychodzi kupowanie czegoś dla siebie - do tej pory zwykle uważałam, że nie warto na siebie wydawać kasy. Zaczęłam się malować, kupiłam nowe kosmetyki. Ogólnie: JEST LEPIEJ, choć nie idealnie!! (czasem jednak jakaś natrętna myśl się uczepi na chwilę), ale nie liczyłam że nagle od paro ozdrowieję cudownie! Natomiast cały czas mam jeszcze taką obawę, że jakieś objawy nerwicy i lęków mogą się pojawić i nie dam sobie z nimi rady. To może o skutkach ubocznych. Tak jak pisałam na początku pojawiały się od czasu do czasu ataki paniki, ale raczej wywołane były tym, że nakręcałam się na uboki. Kilka razy zakręciło mi się w głowie. Nie miałam natłoku myśli, ani myśli samobójczych, ani nudności. Były lęki i myśli natrętne, ale nie jakoś mocno nasilone i to wszystko z czasem jak brałam lek cichło. NIE PRZYTYŁAM (choć czasem czuję straszne ssanie w żołądku)! Wręcz waga trochę spadła, ale też uważnie obserwuję swoją wagę i ograniczam żarcie - już zaczęłam się bać czy w anoreksję nie wpadnę, więc po miesiącu testu zaczynam jeść normalnie. Mam za to mniejszą chęć na mięso, choć nigdy nie było ono podstawą mojego żywienia. Nie mam większego apetytu na słodycze, choć zdarzają się dni kiedy MUSZĘ zjeść coś słodkiego - zależy to raczej od hormonów. Głowa boli mnie sporadycznie, senna też jestem od czasu do czasu, ale niestety należę do pogodowrażliwych i nie wiążę tego z paroksetyną, a raczej z pogodą. Po leku mogę spać normalnie: paro biorę rano 6/7, spać idę normalnie koło 23, choć bywają dni kiedy kładę się wcześniej. Nie śpię w dzień (choć czasem mam ochotę), nie mam lenia większego niż zdrowi ludzie, funkcjonuję normalnie, chodzę na zakupy i na spacery, chciałabym uprawiać jakiś sport, ale nie bardzo mam kiedy bo mąż non stop w rozjazdach i nie mam co z dziećmi zrobić. Nie czuję się ospała, czy bardziej leniwa, choć wiadomo mam gorsze dni Libido o dziwo się pojawiło. Do tej pory miałam zerowe (biorę antykoncepcję), a teraz bywa że pojawia się ochota na seks. Niestety wiele moich natręctw było (jest?) na tle seksualnym, więc może stąd poprawa. Niestety zauważyłam, że bardziej się pocę i ten pot pachnie nieprzyjemnie i intensywnie. No ale to, choć kłopotliwe jest do przeżycia - antyperspirant i częste mycie + nawilżane chusteczki w torbie. Niestety jeszcze bardziej niż wcześniej pocą mi się dłonie i stopy i nie wiem jak sobie z tym radzić. Na początku miałam też dreszcze, ale minęły. Miałam też skurcze mięśni ale też przeszło. Za to częściej ziewam, choć nie jestem śpiąca, to coś tak jakbym musiała się dotlenić, bo po ziewnięciu mam takie dziwne uczucie miękkich nóg. Nie mam problemu ani z powiększonymi źrenicami, ani z sinikami, ani z drżeniem rąk. Nie ma suchości błon śluzowych. Zauważyłam też pogorszenie cery: jest tłusta i mam wypryski jak nastolatka + nasiliło się łojotokowe zapalenie skóry - nie wiem czy to paro, zakładam że raczej nie, ale odstawiłam wszystkie nowe kosmetyki i magnez z wit B i póki co prowadzę obserwacje. I to chyba na tyle. Reasumując: jestem zadowolona z leku, zastanawiam się tylko czy po takim czasie jakieś uboki mogą się jeszcze pojawić?? No i czasem boję co będzie jak odstawię lek, choć staram się tak nie myśleć, by się nie uzależnić :/
-
Jutro minie 2 tygodnie jak biorę paroksetynę, przy czym dziś jest drugi dzień jak biorę pełną, zaleconą dawkę - 20 mg (zaczynałam od 5, przez 10 mg). Nie wiem czy mogę już mówić o jakichś skutkach ubocznych, może to za wcześnie i dopiero się pojawią skoro tak naprawdę wczoraj weszłam na swoją całą dawkę. Póki co od kilku strasznie ziewam i jestem trochę senna (możliwe, że to kwestia pogody), ale to ziewanie to jakby bardziej hmm z niedotlenienia, a nie dlatego, że chce się spać. Często też jest mi zimno, mimo że w pomieszczeniu nie jest chłodno - normalnie mam ciarki na skórze. Zdarzyły mi się sporadycznie zawroty głowy. Poza tym nic innego się nie dzieje, jem normalnie, choć mam takie napady że pożarłabym coś słodkiego, ale kontroluję się - waga raz na plus, raz na minus, ale raczej na tym samym poziomie (i oby tak zostało). Śpię też normalnie, ogólnie póki co nic na minus się nie zmieniło. Z plusów to mam wrażenie, że jestem spokojniejsza i mam większą motywację. Mam owszem natrętne myśli i lęki, ale jest ich jakby coraz mniej, są słabsze, a jak się pojawiają lepiej sobie z nimi radzę Nie wiem na ile moje objawy mogą być już wynikiem działania leku, a na ile to podświadomość. Czy sądzicie, że jakieś mało przyjemne skutki uboczne mogą jeszcze wystąpić? Po jakim czasie można uznać, że dobrze (lub źle) toleruję lek?o
-
Luki ja po prostu mam chyba silna potrzebe kontroli mojego organizmu dlatego wszystko obserwuje i zapisuje, ale rownie dobrze moge zapisywac w notesie Z tymi pradami nie wiadomo, nawet na recepcji w przychodni nie byli do konca pewni. A mozecie podpowiedziec czy w przypadku przeziebienia moge brac takie leki jak do tej pory (czyli bez recepty jakies gripexy, tantum verde czy inne) czy czegos mam unikac?
-
U mnie po 4 pierwszych dniach jest OK, choć może po dawce 5 mg nie ma co spodziewać się zbyt wiele (jutro wchodzę na 10 mg i trochę mam cykora). Natrętne myśli i lęki z nimi związane pojawiają się z taką samą częstotliwością jak przed rozpoczęciem leczenia - i tu wspomagam się tekstami G. Szaffera, choć wiem, że propaguje on raczej samoleczenie, no i bez leków. Natomiast mam wrażenie, że mam większą motywację i niechęć do czekolady - sądzę, że to podświadomość, aniżeli leki, bo za wcześnie. Chciałam jeszcze ponowić pytanie o fizjoterapię. Jutro mam zabiegi - prądy Tensa. Szukałam trochę w sieci i znalazłam info, że w przypadku chorób psychicznych i stanów emocjonalnych o wykonaniu zabiegu powinien zdecydować lekarz. Zanim zaczęłam brać paro, chodziłam na te prądy (nie mówiłam ortopedzie o moich problemach) i było OK, czy w związku z tym i jutro mogę iść, czy lepiej odpuścić??
-
To ja mam jeszcze pytania o paro. Pisaliscie ze pierwsze objawy dzialania (pozytywne) bede mogla zaobserwowac po kilku tygodniach. Ale czy te kilka tygodni mam liczyc z rozbiegowka, czyli wlacznie z tymi poczatkowymi dawkami czy od momentu kiedy zaczne brac docelowa dawke? ( to samo pytanie odnosnie skutkow ubocznych - czy biorac te mniejsze dawki moze juz zaczac sie cos dziac, czy dopiero od 20 mg). I pytanie, moze glupie... o fizjoterapie. Ma problemy z kregoslupem szyjnym i musze chodzic na prady tensa - czy moge?
-
Ja mam koszmarnie spięte mięśnie i bez leków. Szczególnie szyja, kark, ramiona. Są tak twarde, że masażystka nie jest w stanie ich rozmasować - już kilka zwróciło mi na to uwagę, że jestem bardzo spięta. Mięśnie brzucha też mam często napięte, czuję bo nagle sobie przypominam i rozluźniam. Do tego skurcze łydek, ale to pewnie niedobór magnezu lub potasu. Luki, ja sama z dzieciakami na basen nie pójdę. Upilnowanie dwóch trzylatków, tym bardziej w wodzie nie jest prostą sprawą. Mąż na basen nie chodzi bo twierdzi że mu wstyd, bo ma spory mięsień piwny - namówić udaje mi się go 3 razy w doku. Kiedyś chodziłam na aqua-aerobic, ale to były czasy kiedy mąż jeszcze sporo pracował stacjonarnie i udawało się to jakoś zgrać. Drugi dzień na paro mija spoko, trochę boli głowa, ale to taki standardowy ból u mnie, jak przy zmianie pogody. No i te wahania nastrojów i analizowanie - ale to też standard. Poza tym nadal brak jakichkolwiek sensacji - może dlatego, że na pierwszy ogień poszły te mniejsze ćwiartki (niestety nie udało mi się równo podzielić leku :/) Zobaczymy co będzie dalej.
-
Dlatego ja od wczoraj postanowiłam co wieczór zażywać ruchu w postaci najpierw szybkich spacerów, a docelowo chcę biegać. Już teraz, żeby sobie wyrobić taki nawyk, bo jak już się rozleniwię to nie będzie tak łatwo. A przy okazji jakieś zajęcie będę miała i jakąś rutynę. Dodatkowo też dzieci wymuszają ruch. Codziennie spacer min. godzina, zabawa na placyku, nie jest źle. Gorzej jak wrócę do pracy, o ile kiedyś się odważę i zacznę jakiejś nowej szukać :/