-
Postów
2 519 -
Dołączył
Treść opublikowana przez DEPERS
-
Po paroksetynie to ja odczuwałem ciągłe znużenie, takie chroniczne zmęczenie psychiczne i fizyczne. Stąd też moje porównanie jej do materii neutronowej, wszystko było takie ciężkie nawet logiczne myślenie było nie lada wyczynem. I nie dziwię się, że ona tak niweluje lęki, bo ona otumania myślenie i lęk po prostu się nie może wytworzyć, nie ma siły się nawet bać hi hi
-
No ja do 300 dobiłem i rok na tych 300 byłem i wszystko ok, niby nie czuć tej beznadziei, napęd sztuczny, ale był tyle, że mocno stłumione emocje w końcu przeradzały się w sedację, apatię, aż w końcu to już zaczęła się anchedonia i tak spod rynny na deszcz, niby nie czuć tej świadomej beznadziei egzystencji, ale czuć, że przykrywa ją nicość, po prostu tylko jestem, ociosany z emocji, a to z kolei przeradza się w wewnętrzny gniew i niechęć do wszystkiego .ehhhhh okropne to jest naprawdę tak jakby dusza cierpiała bo nie może zaznać szczęścia. Czytając biblię, to doszedłem do wniosku, że to takie odzwierciedlenie piekła, nie ma stąd ratunku, jest się samotnym, ciągle się wewnętrznie cierpi, a leki jedynie tłumią płomienie , ale to nic, trafiło na charakter z silną świadomością i ja nie zamierzam się wcale poddawać, powoli rozgryzam machanizm tej suki i w końcu znajdę ten pierwszy trybik który napędza całą tą karuzelę i wsadzę tam patyk. Na pewno nie zrezygnuje z poszukiwaniu szczęścia
-
Tak na przestrzeni prawie 12 lat konsumowania leków, to doszedłem do wniosku, że to są tak naprawdę tłumiki emocjonalne, jedne tłumią mocniej drugie słabiej, wszystko jest sztuczne, na nerwicę i lęki to może i dobre, ale na depresję to słabe, jedynie co to nie czuć tej otchłani, ale żaden z leków nigdy nie sprawił, że czułem się naprawdę dobrze ehhh. Najgorsze jest to, że jestem na nie skazany, bo bez nich wciąga mnie bezkresny bezsens, a z nimi jakoś daje radę hmmm, ależ perspektywy normalnie chce się "Ż" ygać
-
Moklo imputuje bezsenność, a ja i tak mam problemy ze snem i to dość tęge. Esketa w placówce koło mnie jak się dowiadywałem to 38 klocków terapia miesięczna, a pewności, że pomoże i tak nie ma, więc dziękuję. Na razie to zejdę do takiej dawki wenli, żeby nikogo nie zabić i pomyślę co dalej, ale dzięki za porady
-
Hmmmm, kiedyś się wczytywałem tęgo w niego, ale trochę słabe opinie miał. No, ale nie zmienia to faktu, że pewnie go w końcu skosztuję:) muszę lekarza wyrwać na dłuższą pogaduchę. A próbowałeś ów specyfiku? Bo jak czytałem nawet na tym forum o wątku o moklo to raczej nie był wychwalany. Jak czytałem o ami to w publikacjach medycznych to jest teoretyczną królową, a w opini zaś nie jest raczej żadnym panaceum i ora organizm. Pytałem się też lekarza o agometatynę no to od razu odradził bo niby inny mechanizm, ale klinicznie to słabiutka i wątrobę mocno obciąża, a On się dobrze orientuje bo pracuje na oddziale
-
No ja wiem, że ma potencjał, ale gdzieś wyszperałem, ze cloe trochę serduszko obciąża, a ja i tak mam rozszalałe przez migotanie przedsionków. Może po zabiegu pomyślę. Pamiętam to fajne wyciszenie po nim mmmmmm:-) jeszcze pomyślę o dawce 150mg, na dniach się złapie z lekarzem i zapytam czy migotki nie będą kolidowały z braniem tej dawki