Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    626
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez minou

  1. Masz racje, nie wyjdzie, ale choroby psychiczne ce/cenzura/e to, że nie myśli się racjonalnie. To zreszta duży problem bo np przy wielu chorobach psychicznych chory nie chce się leczyć bo np myśli, ze ktoś chce go otruć, albo zwyczajnie nie rozumie, ze jest chory. Przy hipochondrii pułapka polega na tym, ze choroba znacznie upośledza i niszczy życie choremu i jego najbliższym, ale ta paranoja na punkcie chorób fizycznych odciąga chorego od leczenia pierwotnej przyczyny - czyli zaburzeń psychicznych. Na dodatek tylko nakręca stres a stres nakręca nerwice i masz błędne koło.
  2. @Marlenka85 Twój zawód tez sporo wyjaśnia po pierwsze zapewne masz cechy opiekuńcze i stawiasz dobro innych przed swoim - a tacy ludzie nie maja w życiu łatwo. po drugie udowodniono kiedyś, ze aż 50% studentów kierunków medycznych po 1 roku studiów wykazywało mniejsze lub większe objawy hipochondrii. Tak samo jak np policjanci maja tendencje zawyżania ryzyka przestępstwa, bo z tym obcują na codzień. Tak samo jak codzienne czytanie wiadomości jest na top 10 liście czynników rozwoju depresji.
  3. nadiee każdy kiedyś umrze i nie ma w tym w zasadzie nic strasznego, bo nie długość życia się liczy ale jakość. Bardzo wątpię, żebyś umarła w każdym razie na białaczkę, bo po 1 same pocenie dzienne nie jest objawem alarmowym (raczej nocne poty W POŁĄCZENIU z szeregiem innych objawów - sorry za duże litery ale nerwicowy często czytają wybiórczo, a „w polaczeniu” jest tu kluczowe). A po 2 akurat białaczka to nowotwór świetnie poznany z bardzo dużym % uleczalnosci wiec jak już wybierać między dżuma a cholera, to białaczka z różnych nowotworów jest optymistyczna wersja Moze spróbuj takiego ćwiczenia. Wyobraź sobie, ze faktycznie masz tą diagnozę, masz białaczkę i dostałaś zadanie od szpitalnego psychologa, żeby codziennie znaleźć 5 rzeczy, z których się cieszysz. Zrób listę drobnych przyjemności i ciesz się nimi tak, jakby jutro nie miało znaczenia. To może (ale nie musi, obserwuj swoje reakcje), odczarować Twoje lęki. Bo pamietaj, ze nawet jakby Twój najgorszy scenariusz się sprawdził, to Twoim celem byłoby wtedy wyciśnięcie tyle szczęścia ile się da z tego czasu, który masz.
  4. @Marlenka85 po prostu nie zastanawiaj się za dużo tylko idź do tego lekarza skup się na zwykłych czynnościach - umyć sie, ubrac, wziąć klucze, bilet czy co tam - zadaniowo. I iść, dasz radę. Po hydroksyzynie ja miałam napady wściekłości, raz u siostry rzuciłam naczyniami to tzw. reakcja paradoksalna. Jesli chodzi o inne leki, to większość Cię „odetnie” na 2-3 tyg, potem to przechodzi a lek zaczyna pomagać. Wydaje mi sie, że w Twoim stanie i sytuacji musisz się porządnie „znieczulić” jakimiś prochami od lekarza, zanim zaczniesz powoli pracować nad sobą. Ja np w takim największym stresie nie byłam w stanie sobie pomoc ani przyjąć pomocy, tylko raczej sie zapętlałam w tych destrukcyjnych zachowaniach (np dzwoniłam po raz kolejny do przyjaciela, który wyraźnie mnie olał, chociaż ja mu wiele razy pomagałam w potrzebie. I choć widziałam, ze nie mogę na niego liczyć, to dzwoniłam bo uważałam ze co jak co, ale należy mi sie pomoc od niego i było dla mnie nie wiem dlaczego ważne, żeby on to przyznał. Oczywiście on tylko mie zbywał, albo był niemiły. Po leczeniu, wtedy akurat depresji, nie mogłam zrozumieć po cholerę w ogole marnowałam czas na podnoszenie słuchawki i dzwonienie do niego. Mam wrażenie, że Ty masz tak samo z rodziną teraz). Ale mogę Cię pocieszyć - dotarłaś do takiego punktu zwrotnego. Z tego co piszesz, Twoja sytuacja stała się dla Ciebie nieznośna. To etap, krótszy lub dłuższy, ale ten etap zwykle poprzedza działanie. Dopóki jeszcze Twoja sytuacja jest znośna, dopóki jakoś tam sobie wegetujesz, to bardzo ciężko znaleźć siłę i energię do różnych dużych zmian. Ale wydaje się, że Ty już jesteś na etapie, kiedy robisz się do tych zmian gotowa. To jest bolesny i trudny proces, ale jeśli nie stracisz celu z oczu, to się uda. Celem masz być TY. Nikt na świecie nigdy nie będzie Twoim lepszym przyjacielem niż Ty sama i nikt na świecie nie ma większego obowiązku o dbanie o Ciebie niż Ty sama. A kiedy już zaczniesz, to zyska na tym najbardziej Twój ukochany synek. Innych ludzi - niewiernego partnera, toksyczną rodzine, pewnie w pewnym momencie będziesz musiała zostawić za sobą i początkowo poczujesz naturalną żałobę, ale później przyjdzie ulga. Nerwica, hipochondria to często tylko odbicie jakiś innych problemów. Czasami drastyczne „przemeblowanie” i naprawienie życia dopiero pomaga.
  5. @nadiee No przejmowałabym się ale nie tak zdrowotnie, tylko kosmetycznie. W lecie miałam koronę a zaraz potem zapalenie płuc i jeszcze nie jestem w formie. Nadal ciężko mi się oddycha i się bardziej pocę, to irytujące.
  6. @nadiee ciężko tak zgadywać, ale nadmierne pocenie może mieć wiele przyczyn. Mój były mąż często budził się rano z mokrą poduszką, bo poci mu się głowa. Synek miał tak samo, a jak wcześniej pisałam, miał tez wywalone węzły chłonne, ciagle chorował itd. Także słabo mi się robiło bo bałam się białaczki. Okazało się ze pocenie to prawdopodobnie kombinacja niedoboru wit D i genów, ma to po ojcu. Wit D suplementuję, ale on nadal się poci, w nocy przy zasypianiu (potem „wysycha”) czy przy zabawie. Ale węzły ma już w normie i od 7 lat nie mam powodów podejrzewać, ze ma utajoną białaczkę. Chyba taka uroda. Ale raz mu się to nasila, raz przechodzi. Myśle ze to coś z ta wit D, bo tez nie zawsze pamietam żeby dawać.
  7. @nadiee ciężko tak zgadywać, ale nadmierne pocenie może mieć wiele przyczyn. Mój były mąż często budził się rano z mokrą poduszką, bo poci mu się głowa. Synek miał tak samo, a jak wcześniej pisałam, miał tez wywalone węzły chłonne, ciagle chorował itd. Także słabo mi się robiło bo bałam się białaczki. Okazało się ze pocenie to prawdopodobnie kombinacja niedoboru wit D i genów, ma to po ojcu. Wit D suplementuję, ale on nadal się poci, w nocy przy zasypianiu (potem „wysycha”) czy przy zabawie. Ale węzły ma już w normie i od 7 lat nie mam powodów podejrzewać, ze ma utajoną białaczkę. Chyba taka uroda. Ale raz mu się to nasila, raz przechodzi. Myśle ze to coś z ta wit D, bo tez nie zawsze pamietam żeby dawać.
  8. @maribellcherry moja koleżanka nie ma zakazu prowadzenia auta - dopóki epilepsja jest pod kontrolą. Ale to ją trzyma w ryzach, żeby mega dbać o siebie. Co do mojej listy „chorób” to moja teoria jest taka, że w pakiecie z innymi „nieneuronormatywnymi” zaburzeniami jak adhd i spektrum mam też problemy z integracją sensoryczną. To sprawia, że na niektóre rodzaje bólu jestem przewrażliwiona, a innych nie czuje, myśle że to zaburzenie przewodnictwa nerwowego. Moja córka ma to udowodnione i zdiagnozowane przez specjalnego fizjoterapeutę w klinice psychiatrycznej. Impulsy nerwowe całkiem się mieszają. Przez to odczuwam różne bóle a od bólu do stresu jest blisko, stres podnosi puls i zaczyna szereg negatywnych reakcji w organizmie, kortyzol sprzyja stanowi zapaleniu itd i tak psychika rujnuje zdrowie. Z drugiej strony myśle ze mogłabym sama sobie zaszyć ranę i nie byłoby to szczególnie bolesne, miałam robiony makijaż permanentny bez znieczulenia itd. Ale odczuwam różne bóle w ciele, jestem tez przewrażliwiona na różne odczucia jak np lekko podwyższony puls mi baaardzo przeszkadza (czyli jak mam 70 spoczynkowy to już czuje serce w gardle, plecach, a to przecież nie jest wysoki puls!). Przy tendencji lękowej towarzyszącej adhd są to idealne warunki do rozwoju hipochondrii. @Marlenka85 ja przy hypocochondrii miałam przez prawie rok stan podgorączkowy 37,2-37,5, mierzony zarówno w domu jak i przychodni, szpitalu. @Kate1989 na tym polega hipochondria - że czujesz realny ból i dolegliwości, czasem nawet i wychodzi coś w badaniach, ja np myślałam ze mam krwawienie do przewodu pokarmowego a to był lekki refluks… sporo objawów to fizyczne konsekwencje stresu, a inne to błahe dolegliwości, które bierzesz za śmiertelne choroby. Ja męczyłam się przez rok nie wiedząc ze mam hipochondrię. W zasadzie w momencie, kiedy rodzinna lekarka powiedziała, ze jej rola się skończyła i teraz powinnam odwiedzić psychiatrę i wysłała mnie do domu z paczką hydroksyzyny, hipochondria zaczęła odpuszczać. Postanowiłam uwierzyć lekarce i rożnym badaniom i założyć, ze to mój umysł mnie oszukuje, choć to niełatwe. Wtedy tez się uparłam, ze to ja rządzę a nie nerwica, bo moje życie w tej formie i tak jest męczarnią. I udało się, choć łatwo nie było. @acherontia styx ja zaglądam na to forum w zasadzie tylko po to, żeby dać innym nadzieje, ze można mieć hipochondrię i z niej wyjść. Miałam to 15 lat temu i choć nadal mam różne fizyczne dolegliwości, to się nimi nie przejmuję. No i po 15 latach nadal żyję, nie umarłam na raka. Moja nerwica niestety jest związana z ciężkim adhd więc nie jest tak łatwo się jej pozbyć, nawet jeśli nie mam już hipochondrii, to dalej mam duże tendencje lękowe, ale z tym da się żyć.
  9. Pomijając arytmię (chyba, muszę to akurat sprawdzić, bo stymulanty mogły wywołać arytmię), nadciśnienie, guzki na tarczycy, utarty świadomości, skrócony mięsień, łuszczycę i bolącą kostkę i piętę, to mam mniej więcej to co Ty. Dodałabym bol w lewej części pleców, uszkodzony kręgosłup piersiowy, dziwne chrupanie tam gdzie kręgosłup szyjny łączy się z czaszka kiedy obracam głowę, ból galek ocznych, żylaki i czasem ślinotok. Plus adhd i zaburzenia ze spektrum autyzmu, nerwicę, nadwrażliwość sensoryczną, przewlekłe zmęczenie itd. Ale pomimo ze zwykle na tym forum nie czytam nic, co by sprawiło, ze doradzilabym komuś wizytę u lekarza (z wyjątkiem psychiatry), w przypadku twoich mikro odlotów myśle ze to naprawdę wyglada na obniżony próg drgawkowy. Mam koleżankę z epilepsją, prawo jazdy ma warunkowo. Ataki są u niej indukowane przez stres, rzuciła nawet prace jak była bliska ataku ze stresu, bo jedno wezwanie karetki i po prawku. Nawet przy byle podejrzeniu epilepsji trzeba to sprawdzić, bo dobrze leczona jest niegroźna, ale atak za kołkiem może zabić Ciebie lub kogoś.
  10. @maribellcherry tez mieszkam w kraju, w którym daje się Apap albo mówi, ze stres, ale jak moj syn miał takie „wyłączenia” to zareagowano natychmiast, padaczki raczej w żadnym kraju się nie ignoruje. U niego wykluczono to, ale objawy, które opisujesz są bardzo typowe. Ciekawe czy jest jakiś związek między padaczką a nerwicą. Kiedyś czytałam, że mikroataki takie bez drgawek mogą powodować silny niepokój, lęk , halucynacje, a w starszych czasach nawet uważano to za oznakę opętania, bo ludzie mówili dziwne rzeczy, nie pamiętali itd. Może skuteczne leczenie padaczki by Ci pomogło na nerwicę?
  11. @Marlenka85 trzymam kciuki, będzie dobrze, ale przy tym stanie psychiatrii chyba faktycznie samopomoc, szukanie wiedzy itd, to dobra droga. Ja za to teraz mam duży problem z przestymulowaniem - jak zwykle rzuciłam się na kilka dużych projektów naraz i ogrom pracy mnie sparaliżował. Dopóki się nie wezmę w garść, pomaga mi np to forum gdzie mogę zając uwagę sprawami innych a nie swoimi. Choć rozważam tez pogadanie z jakimś terapeutą. @Kate1989 węzły chłonne to u mnie stały temat był. Przestały puchnąć jakimś cudem jak opanowałam trochę nerwice. Mój syn tez ma skłonność do puchnięcia węzłów. Myślałam że zwariuje ze strachu, wywalało mu kulki na żuchwie jak tylko ząb mu rósł, a w pachwinach miał wielkie skupiska jak kiście winogron. Byliśmy u lekarzy itd i stwierdzono, ze nic się nie dzieje, wyniki dobre, usg węzłów prawidłowe. Stwierdzili, ze ma reaktywny układ odpornościowy i tyle. Z wiekiem trochę przeszło, ale dalej potrafi mu wywalić bolesnego węzła na szyi czy żuchwie.
  12. Tez tak miewam i potem czuję się okropnie. Pomaga mi pare rzeczy: jeśli czuje się bardzo poirytowana, to zdarza mi się prosić ludzi, żeby do mnie nie mówili i dali mi chwile. Jeśli już na kogoś warknę bez powodu to nauczyłam się przepraszać i mówić: to nie Twoja wina, jestem zdenerwowana, nie powinnam była. Poza tym odwracanie uwagi, robienie przyjemnych rzeczy, czytanie książki, oglądanie czegoś śmiesznego. Ale u mnie te reakcje są bezpośrednio związane z adhd, wiec jedyna opcja to stale używać technik, żeby to kontrolować. U Ciebie to chyba to życie pod presja. Masz zajechany układ nerwowy ciągłym stresem i stąd „krótki lont”… przynajmniej masz dużą szansę, że to przejdzie jak poczujesz się lepiej.
  13. @Marlenka85 doskonale rozumiem o co Ci chodzi. Dlatego tez napisałam, ze trzeba się odciąć od toksycznych ludzi, nawet jeśli to rodzina. Pewnie łatwiej napisać niż zrobić. I każdy potrzebuje choćby do kogoś buzie otworzyć. To co piszesz o swojej rodzinie to straszne. Ja nie mówiłam za dużo mojej mamie o moich problemach, bo wiedziałam że ze strachu o mnie zacznie gadać bzdury o tym, ze jak przestane oczekiwać za dużo od życia to sie nie rozczaruje. Mama chciała mnie chronić, ale nie umiała dać mi konstruktywnego wsparcia, także nie tylko rodzic dysfunkcyjny może Ci ryć psychikę. Zmierzam do tego, że żeby pomoc a nie zaszkodzić, trzeba albo mieć profesjonalna wiedzę, albo taką jakąś wrodzoną mądrość życiową i intuicję, także zwierzanie się rodzinie i przyjaciołom może mieć czasem dość nieobliczalne skutki, jeśli ktoś sobie wymyśli, ze może jak Ci nawymyśla, to się zmotywujesz Ponad 7 lat temu zaczęłam swój projekt charytatywny, on był tez powiązany ze studiami wiec dokształciłam się z zakresu pracy z osobami w kryzysie. I okazało się, że robiłam wszystko źle. Przede wszystkim wyręczanie to forma przemocy psychicznej, a ja mam taką tendencje „ok biedaku, nie umiesz to ja to załatwię”. Dalej nie jest idealnie, ale naprawdę udało mi się wyciągnąć kilku ludzi z dołka jednocześnie chroniąc swoją psychikę. W pewnym momencie towarzyszyłam Pani z rakiem płuc w jej ostatnim roku życia i ona wolała moją pomoc niż pomoc swojej własnej córki - bo wiedziała ze córkę to dotknie dużo bardziej, chciała ją chronić. Mam niestety wrażenie, ze dopóki będziesz pragnąć tego wsparcia od swojej rodziny, dopóty będziesz cierpieć. Z tego co piszesz, wątpię zeby ci ludzie stanęli na wysokości zadania. Ale są różne grupy wsparcia, inicjatywy charytatywne, albo zwykle grupy hobbystyczne, gdzie można wyjść i zaznać trochę normalności. Czasem obcy ludzie bardziej Ci pomogą i wyciągną rękę, niż rodzina, niestety. No i budowanie tego mocnego punktu oparcia w sobie, zamiast szukania go u innych sprawia, ze jesteś niezależna tak bardzo od innych i od tego czy chce im się być miłym, czy akurat chcą Ci dokopać. Zauważyłam tez po sobie, ze jak przestałam się przejmować tak bardzo, co inni o mnie myślą, to ludzie sami tez zaczęli zabiegać o kontakt ze mną. Długa historia ale jako dziecko często byłam odtrącana przez rówieśników - teraz wiem ze to przez adhd i cechy autyzmu, ale wtedy nie wiedziałam co ja robię nie tak i mi wmawiano, że to moja wina i mam się zmienić? No jak? Czary-mary?
  14. Ja kilka razy opiekowałam się osobami z depresją, nerwicą, paranoją i powiem Ci jedno - po każdej tej akcji byłam wrakiem człowieka. Choć znam całą teorię, wiem co to za choroby, jakie są objawy i dlaczego, to było to straszne. Kochałam te osoby, ale (tutaj mogę to napisać szczerze) od ich urojonych problemów i ciągłego biadolenia po prostu siadła mi psychika. Żadne z nich, choć minęło wiele lat, nigdy ze mną nie porozmawiało o tym okresie, nikt nie podziękował, nikt nie sprostował tych strasznych rzeczy, które mi mówili. Psychiatra mi powiedział, że niestety ale osoba chora psychicznie może zniszczyć psychikę swojej rodzinie i przyjaciołom. Dlatego kiedy ja dostałam depresji to za każdym razem natychmiast szlam do lekarza oraz odcinałam się od większości ludzi na czas leczenia. Wiedziałam już z doświadczenia, ze raczej nikt mnie nie zrozumie oprócz psychiatry czy psychologa, a te problemy, które teraz wydają mi się czarną dziurą, po leczeniu znacznie zbledną. Odcięłam się tez od toksycznych osób w otoczeniu - fałszywej przyjaciółki, interesownej kuzyneczki itd. O nerwicy już nikomu nie mówię. Przy ataku hipochondrii straciłam większość przyjaciół, prace, opinie osoby lubianej i popularnej, zawaliłam jedne studia, a drugich o mało co nie zawaliłam, narzeczony prawie mnie zostawił. Ale ja im się nie dziwię. Ileż można pocieszać kogoś, kto jak tylko wykluczy jedną chorobę, natychmiast szuka sobie innej? Przykro się to mówi ale osoby chore są bardzo skupione na sobie. Ciagle mówią o sobie, o swoim smutku, o swoich objawach. Nic i nikt ich nie interesuje, nie są w stanie na niczym się skupić, codzienne życie ich obchodzi, rzadko coś z siebie dają. Jednocześnie czesto wykazują duży opór przed leczeniem. Nie wiem czy to rada uniwersalna, ale moje doświadczenie mi mówi, żeby przede wszystkim odciąć się od wszystkich, którzy ciągną nas w dół (także rodziny!) A tych pozytywnych ludzi, których nie chcemy stracić, trzymać trochę z daleka od swojej rozchwianej psychiki. Całą energię włożyć w leczenie, ile tylko się da. Ja dziś nie pomogłabym już nikomu z zaburzeniami psychicznymi poza moimi dziećmi. Teściową dawno odpuściłam po tym, jak ja łykałam antydepresanty po wielu miesiącach pomagania jej, za to ona dalej uparcie odmawiała wszelkiego leczenia „bo ona nie lubi się czuć zakręcona po lekach”. A bez leków odlatywała… Pewnie jeśli ma się dużą, zżytą, kochającą i niezaburzoną rodzinę, to ciężar pomocy jednej osobie z problemami się rozkłada i jest dużo łatwiej, ale znam tylko 1 taki przypadek. Większość nie może liczyć na rodzinę, a przyjaciele maja tez swoje życia. Mojej teściowej nikt nie pomagał oprócz mnie - reszta rodziny szybko „znikła” a jej dzieci były po prostu na nią złe, że sobie coś ubzdurała i nie chce szybko się pozbierać z tego… Takze nie ma co rozpaczać nad rzeczami, na które nie ma się wpływu. Trzeba skupić się na sobie, w sobie szukać siły a nie w innych. Za wszelka cenę leczyć nerwicę i depresję. Powoli budować wokół siebie siatkę przyjaciół, pozytywnych ludzi. Nie zadręczać ich tym, co powinien usłyszeć terapeuta, specjalista, a nie przyjaciel. Przyjaciel tylko się zmartwi, nie będzie wiedział jak pomoc, nie wypisze recepty. Nie mówię tu o nagłych kryzysach (np wypadek, rozwód) czy takich tam codziennych smutkach, ale naszych diagnozach. O tych sprawach można tez rozmawiać np tu na forum, ale w realu, z ludźmi, którzy tego nie przeżyli, lepiej się zastanowić.
  15. @Marlenka85 nie znam Twojej historii, ale trzymam kciuki, żebyś odzyskała spokój i równowagę. Tarczyca może dawać wiele nieprzyjemnych objawów psychicznych, a różne zaburzenia jej pracy są częste. Tez straciłam mamę kilka miesięcy temu nie pogodziłam się z tym jeszcze. Zauważyłaś też coś bardzo ciekawego, co ja sama widzę u siebie. Nerwice mam od dziecka, z różnymi etapami. Długo był to lęk przed zjawiskami nadprzyrodzonymi, wyniesiony z takich dziecięcych lęków i był ze mną nawet jak już byłam dorosła i pomimo, że ja wcale nie wierzyłam w duchy czy potwory. To było zupełnie irracjonalne! I tak jak piszesz - za nic nie chciałam iść sama na strych czy do piwnicy, ale jeśli np moja mama po coś tam poszła, to w ogóle nie martwiłam się, że coś jej się stanie, bo niby co może się stać na naszym starym dobrym strychu? Potem miałam hipochondrię i cokolwiek mi było, to już umierałam. Ale jeśli ktoś inny opowiadał mi, ze coś mu dolega, to zwykle mogłam mu bez problemu wymienić sporo błahych i niegroźnych powodów tego objawu i tez wcale nie myślałam, że ta osoba jest chora. Potem lęk przed lataniem, tym razem rozszerzony na moje dzieci i tylko na nie. Jeśli ja lub one lecą, to zaraz się boję katastrofy, ciężko mi planować zajęcia na po locie itd. Jeśli leci ktokolwiek inny, to w ogóle nie boję się ze coś mu się stanie i np planuje co będziemy robić jak odbiorę gości z lotniska…
  16. A ja uważam, ze nie powinno się zmieniać na siłę. Udało mi się sporo podreperować poczucie własnej wartości jako osoba dorosła, ale nie dlatego, że się zmieniłam, tylko dlatego, że zaakceptowałam swoje ograniczenia. Pracuje w HR, najpierw moja ścieżka zawodowa miała prowadzić do stanowiska HR biznes partner i może dalej ale zrozumiałam że nie będę z tego zadowolona. Przyznałam przed sobą, ze nie lubię rekrutacji, gierki polityczne na poziomie kierowniczym mnie nudzą, nie będę się wykłócać o budżety itd. Pracuje teraz jako administrator baz danych i przy automatyzacji procesów HR owskich. Praca marzeń jak dla mnie, mogę pracować zdalnie, mam sporo kontaktu z ludźmi ale raczej przez maila, wiec to ja kontroluje kiedy odpowiem, nie czuje się zaskoczona pytaniami itd. I czuję się bardzo dobrze ze sobą. Mam wrażenie, że Ty próbujesz sobie udowodnić, że możesz robić coś, co najwyraźniej niekoniecznie pasuje do Twojej osobowości. Nie każdy jest ekstrawertykiem i lubi kontakty z obcymi ludźmi. Ciężko to zmienić na siłę, a jak Ci się nie udaje, to masz poczucie porażki i samoocena leci w dół. Zaakceptuj swoje ograniczenia i zamień je na swoje mocne punkty. Brzmi jak tani kołczing ale działa
  17. A wiesz ze mój były mąż miał podobne objawy i tez bóle kręgosłupa aż budzące go nad ranem? Okazało się ze ma kość krzyżowa zajęta reumatyzmem i tez jakiś stan zapalny w jelitach prawdopodobnie od nietolerancji laktozy. Czyli ogólnie zespół problemów autoimmunologicznych.
  18. To pewnie niezbyt przyjemne. Ale jesteś na nowych lekach, jesteś narażony na duży stres, problemy z brzuchem nie są jakieś zaskakujące w tej sytuacji. Mysle, ze powinieneś zaczekać ze 2 tyg z lekarzem (jeśli objawy się nie będą bardzo nasilać). Jeśli pójdziesz teraz do lekarza, to może stwierdzi, ze to skutki uboczne leku, ale ponieważ się tak stresujesz to każe Ci je odstawić. Szkoda by było, bo leki pewnie jeszcze nie miały szansy zadziałać porządnie. Mi a nawet moim dzieciom zdarzają się różne sensacje żołądkowe po lekach. Nawet po apapie w syropku jak młody idzie do toalety to lepiej tam nie wchodzić o antybiotykach już nie mówię, a to co bierzesz to tez nie cukierki…
  19. Ale co znaczy za mocno? Znam sporo ludzi z problemami z kręgosłupem, sama jestem jedną z nich. Bóle są takie, ze okresowo się leci na opiatach, czasem na morfinie. U mnie akurat badania wykazały umiarkowane zużycie kręgów piersiowych - zmiany są usytuowane tak pechowo, ze akurat trafiają prosto w nerwy, dają ucisk i bóle, ale tez zaburzenia czucia. Lekarz mówi ze takie same zmiany w trochę innym miejscu mogłyby być bezobjawowe. Może warto przejść się do lekarza i np zrobić prześwietlenie kręgosłupa, dostać skierowanie na jakąś rehabilitacje, albo jakieś środki zwiotczające które niwelują bóle pleców. Wątpię, żeby lekarz na podstawie bólu pleców od razu wdrażał diagnostykę nowotworową.
  20. To ze mam zaburzone poziomy hormonów, to wiem od dawna, ale jedyna oferta lekarzy to albo pigułki hormonalne, albo spirala hormonalna. Żadnego szukania czy leczenia przyczyny, tylko maskowanie, wiec dałam sobie spokój po tym, jak kilku lekarzy miało ta sama odpowiedz. Antykoncepcja hormonalna daje mi zerowe libido, stany depresyjne, bóle głowy, zaburzenia krążenia a po odstawieniu rujnuje mi cerę… sam progesteron wywoływał wręcz migreny, zmęczenie itd. Także tutaj lekarstwo było chyba gorsze od choroby mam nadzieje, ze wyrównanie poziomu dopaminy pomoże, skoro hormony nie pomogły.
  21. Asentry nie brałam, ale od kilku tyg jestem na medikinecie. Od tamtej pory mam koszmarne bóle. Pleców, karku, promieniujące do lewego ramienia, przestrzeni międzyżebrowych, klatka piersiowa mnie boli. Bolała mnie tez szczeka, skronie. Leki psychiatryczne często wpływają na napięcie mięśniowe, albo je zwiększają albo zmniejszają a obie te opcje mogą powodować spory ból. Mi pomagają ćwiczenia, ale wybiorę się tez do fizjoterapuety czy na masaż, bo sama nie do końca daje radę się tego pozbyć.
  22. Hmm jeśli dopamina hamuje prolaktynę, to biorąc leki działające na dopaminę mam teoretycznie szanse na mniejsze PMS w takim razie? Ja na PMS i bóle miesiączkowe dostałam po prostu od razu tabletki anty. Niby na to pomogły ale zaszkodziły na inne rzeczy niestety. Od dawna ich nie biorę.
  23. Ja tez mam spore nasilenie objawów nerwicowych przed okresem, nawet kiedyś sama zakładałam tu o tym temat. Podobno depresja tez potrafi się nasilić.
  24. Aha, dodam ze w pierwszym przypadku nawet nie były to somaty, które można sobie wmówić, ale krwotok… Po prostu po dokładnym badaniu okazało się, że przyczyna w ogole nie jest groźna i na pewno bym się nie wykrwawiła. Ale skąd miałam wiedzieć?
×