Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    848
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez minou

  1. minou

    ADHD?

    Z moich doświadczeń wynika, że jeśli ktoś ma ADHD, to po prostu to wie, jeśli tylko pozna typowe objawy i je u siebie rozpozna. Mi w teście DIVA wyszło ciężkie ADHD, ale… ono mi nie przeszkadza! To, co jest wyzwaniem na codzień, to cechy autystyczne, które wg badania nie były wystarczająco silne, żeby wdrożyć diagnostykę autyzmu. Do tego niektóre moje odpowiedzi z DIVY wynikały z niezrozumienia pytania i razem z lekarzem przeanalizowaliśmy odpowiedzi. W wielu przypadkach odpowiedź typu „nie występuje” była błędna i wynikała z nieporozumienia. Ja też musiałam wypełnić DIVA sama, bo moja mama nie żyje, ojciec mieszka za granicą odkąd miałam 2 lata, a siostra dużo starsza wyprowadziła się z domu jak miałam kilka lat. Pomimo tego, wyniki były jednoznaczne. Moja mama nie mogła wypełnić testu, ale pamiętam jej bezradność i troskę, kiedy mówiła „co z Tobą jest nie tak?”. Pamiętam jak w podstawówce prawie codziennie zapominałam plecaka w szatni i musiałam się po niego wracać. Pamiętam wiele rzeczy, które są charakterystyczne dla ADHD. Paradoksalnie, autyzm to równoważył. Potrzeba struktury, logika, niepoddawanie się emocjom, analiza. To równoważyło impulsywność i chaos związany z ADHD. Obecnie mam dobre leczenie farmakologiczne - na ADHD biorę 40 mg metylo, na obniżony nastrój 100 mg sertraliny, a na nerwobóle i rozstrojony układ nerwowy 300-600 mg gabapentyny. Dodatkowo mam fizjoterapię i psychoterapię. Ale przy tym leczeniu objawy autyzmu są bardziej widoczne, bo wszystko inne jest pod kontrolą. Leki na ADHD pomagają na uczucie „nieobecności”, problemy z koncentracją i - co jest cudowne i nietypowe - lęki! Sertralina pomaga na niepokój, zmartwienia. Gabapentyna pomaga na nerwobóle, oraz ogólnie wycisza układ nerwowy. Fizjoterapia pomaga mi na napięcia mięśniowe a psychoterapia na akceptowanie uczuć i emocji. ALE!!! Nadal walczę z ogromnym uczuciem wyczerpania i przestymulowania, spadkami energii, zmęczeniem. W niektóre dni ciężko mi w ogóle wstać z łóżka. Poza tym pomimo tej całej pomocy, terapii, leków, autystyczną aspołeczność tylko się pogłębia. Coraz mniej mam ochotę być z ludźmi, coraz bardziej czuję moje autystyczne cechy. No i nie młodnieję. Robię się starszą, bardziej zmęczona i naturalnie brakuje mi energii. A to oznacza, że moja tolerancja na np różne sytuacje społeczne się zmniejsza. Coraz trudniej jest mi udawać, że jakaś rozmowa mnie ciekawi albo brać udział w bezsensownych spędach. Powoli, ale konsekwentnie, odcinam się od znajomych, unikam spotkań, na rzecz „nerdowania” w tym, co mnie interesuje. Zatracam się w pracy albo projektach charytatywnych, poświęcam się kursom, nauce, hobby, ale coraz bardziej oddalam się od ludzi. Sama widzę, że robię się coraz „dziwniejsza”. I trudno. Całe życie próbowałam być „normalna” i spełniać oczekiwania innych - rodziców, nauczycieli, koleżanek. Potem udało mi się zachować jakiś balans, rozumieć moje potrzeby i wpasować je w „normalny świat”. A teraz mam dosyć. Nie chce mi się udawać. Nie chce mi się zmuszać. Presja przestała na mnie działać. Przez to życie często jest cięższe ale bardziej prawdziwe, bez udawania.
  2. Mamy podobną historię, mój ciężki epizod hipochondrii zaczął się od anginy i migdałków, potem układ pokarmowy a potem już wszystko… Jak się wyleczyłam? Doszłam do punktu, kiedy moje życie wydało mi się niewiele warte. A jak można się bać chorób, kiedy uważasz śmierć za wybawienie? Więc przeszło. Uważam, że hipochondria maskuje lęk przed życiem. Na moim przykładzie widzę, że skupianie się na potencjalnie śmiertelnych chorobach pozwalało mi nie myśleć o codziennych problemach. Ale kolejnym, i ważnym, czynnikiem ryzyka jest mój autyzm i ADHD. Mam atypowy układ nerwowy a to znaczy, że np emocje odczuwam jako ból. Mam całą masę dolegliwości bólowych, których nie da się wytłumaczyć, bóle głowy, pleców, żeber, brzucha, osłabienie, brak energii, nawet przewlekłe stany podgorączkowe, powiększone węzły chłonne itd. Tak naprawdę okazało się, że objawy fizyczne to tylko somaty związane ze stresem i nadreaktywnością układu nerwowego. Ale typowa dla autyzmu i ADHD podatność na nerwicę lękową plus nietypowe odczucia fizyczne skutkowały ciężką hipochondrią. Teraz moje lęki w ogóle nie koncentrują się wokół chorób. Uważam, że co ma być to będzie, staram się dbać o siebie i badać, ale nie martwić. A jeśli miałabym zachorować i umrzeć, to będzie to w zasadzie tylko wybawienie od ziemskich cierpień. Bo niestety moja codzienność to nieustanny ból fizyczny i psychiczny. Staram się zachować optymizm, cieszyć życiem, ale nie powiem, że koniec tych męk nie brzmi kusząco. Oczywiście chciałabym jeszcze pożyć dla dzieci, bliskich, nie chcę ich zasmucać, ale jeśli chodziłoby tylko o mnie, to koniec moich cierpień nie wydaje się złą opcją…
  3. Uff środek nocy a ja zamiast spać to dochodzę do siebie po interwencji policji jestem na krótkim urlopie, w wynajętym na kilka dni mieszkaniu, a sąsiadowi z góry zachciało się awantur… krzyki, piski, odgłos jak przewracane meble, potem jakby ciągnięcie kogoś po ziemi, płacz. Na szczęście policja zareagowała praktycznie od razu, radiowóz przyjechał może z 10 min po telefonie na 112. Chwilę tam posiedzieli, ale chyba nikogo nie zabrali. Teraz w każdym razie jest cisza, a ja się zastanawiam czy to norma u tych sąsiadów. Tu są cienkie ściany więc pewnie wszyscy słyszą, ale ciekawe czy reagują.
  4. Nie wiem co dokładnie masz na myśli, ale ja mam zarówno piekące bóle w klatce (takie a la zawał serca), jak i przeczulicę skóry. Moja córka też tak ma. Zwykle podczas infekcji wirusowych pojawia się przeczulica skóry, najbardziej chyba na rękach/ramionach, dotyk pali i skóra piecze. To odczucie takie powierzchniowe, na skórze. Jeśli pali mnie w klatce piersiowej to tak jakby w środku w ciele, nie na skórze. U mnie powodem jest „neuroatypowość” (AuDHD), ale jest to silnie powiązane z nerwicą, w tym sensie że jedno drugie nakręca.
  5. minou

    Problem alkoholowy

    Też tak uważam. Tradycyjne leczenie tych uzależnień jest bardzo dołujące. Jesli raz popełniło się błąd to do końca życia się jest naznaczonym. A to nie zawsze tak wygląda. Wielu ludzi zmaga się z problemami, alkoholem, samookaleczeniem, zaburzeniami odżywiania, nadużywaniem narkotyków. Jeśli pójdą na odwyk, to dowiedzą się, że są wadliwi i już do końca życia będą naznaczeni jako wybrakowane, słabe jednostki. A wiele osób przechodzi przez ten trudny czas bez pomocy, ogarnia się i wychodzi z tego bez piętna „wybrakowanych”. Przestają ćpać lub pić, czy głodzić się, bo ich życie wchodzi w inny etap. Uczą się odreagowywać emocje w sposób, który nie jest autodestrukcyjny. I żyją dalej normalnie. To straszne, że w celu dostania pomocy trzeba się całkowicie poniżyć i wyzbyć człowieczeństwa, identyfikować się jako jednostka wadliwa, do końca życia uzależniona. Nie ma zapobiegania, nie ma pomocy na wczesnych etapach, nic.
  6. minou

    Problem alkoholowy

    Rozumiem Twoje wątpliwości. Moja mama była wysoko funkcjonującą alkoholiczką, ale spożycie alkoholu wśród osób z jej pokolenia było duże. Zawsze zastanawiała mnie retoryka wokół uzależnienia od alkoholu, bo jest mnóstwo dowodów na szkodliwość na wątrobę, na mózg, na sen, psychikę, ale kwestia „alkoholikiem jest się całe życie” nie jest nawet w ułamku tak ugruntowana w badaniach i twardych dowodach. Żeby leczyć się z nadużywania alkoholu, trzeba przyznać że jest się alkoholikiem i zakładać dożywotnią abstynencję. Wyleczenie jawi się jako niemożliwe, bo nawet niepijąc jest się trzeźwym alkoholikiem. Moim zdaniem to zniechęca do terapii wszystkich tych ludzi, którzy nie są totalnie na dnie i ciągle mają coś do stracenia. Sama mam sporo „wujków” czy znajomych, którzy na 100% spełniali kryteria alkoholizmu, pili do urwania filmu, zawalali pracę czy życie, ale z tego wyszli bez terapii i bez całkowitej abstynencji. Teraz piją tylko od czasu do czasu i bez przypału. Jeśli alkohol jest używany do regulacji emocjonalnej, to abstynencja nic nie zmieni. Terapia alkoholizmu bez dokładnego zgłębienia przyczyn, dla których ktoś się otumania, nie ma sensu. A z drugiej strony, jeśli ktoś się nauczy radzić z trudnymi uczuciami i zmartwieniami inaczej niż ucieczką w alkohol, to picie przestanie być dla niego groźne i nie ma powodu go całkowicie unikać. Odwyk jest odstraszający i odstręczający. Trzeba się upodlić, poniżyć, skupić na 100% abstynencji, wybrać mega trudną drogę, więc nic dziwnego, że tylko osoby będące na totalnym dnie i niemające nic do stracenia uważają tą drogę za atrakcyjną. Nie ma pomocy dla ludzi, którzy nie są totalnie na dnie, nie ma pomocy wpół drogi. Trzeba dotknąć dna żeby skorzystać z programów pomocy. A gdzie oferta dla ludzi, którzy potrzebują po prostu uświadamiania w kwestii relacji z alko, zanim to stanie się problemem? Gdzie oferta radzenia sobie z uczuciami i stresem bez alko, ale bez warunku abstynencji?
  7. Rozwód rodziców może być trudny, ale ważne jest, żeby się nie mieszać i nie wspierać żadnej ze stron. To brzmi brutalnie ale tak jest. Pomyśl jak wyglądały Twoje związki - to są emocje, relacje, wybory, ale nie są wymierzone w dzieci. Moi rodzice próbowali mnie wciągać w swoje małżeńskie kłótnie, ale odkąd byłam ciut starsza i kumata, nie dałam się w to mieszać. Powiedziałam twardo rodzicom, że wspieram mamę w jej kryzysie, akceptuję taty nową kobietę i kibicuję im obu w ich drodze życia, ale się nie mieszam. Odnów relacje z ojcem - potrzebujesz ich a to nie jest zdrada względem mamy. Jeśli zależy Ci na małżeństwie, to skup się na więzi, rozmawiaj, wspieraj i szukaj wsparcia. Co do rzucenia fajek, to polecam Alena Carra i jego metodę oraz stronkę WhyQuit o rzucaniu palenia. Nikotyna uzależnia bardzo słabo fizycznie ale mocno psychicznie, więc to psychologiczne podejście do nałogu daje leprze szanse na rzucenie.
  8. Tu też ładnie, słoneczko, sobota. Chyba pójdę na spacer
  9. Najgorsza to jest nerwica. Ludzie chorzy na raka potrafią być szczęśliwi pomimo to i czerpać z życia ile się da dopóki mogą. Ludzie z nerwicą żyją w ciągłym napięciu i mają pełno ograniczeń - w zależności od typu nerwicy. Mój wujek umarł na raka w wieku 52 lat, po kilku latach choroby. Ale wcześniej żył pełnią życia i podczas choroby też nie chciał z tego rezygnować. Działał w branży rozrywkowej, poznał różne sławy, miał kilka żon, zwiedził cały świat. Jego życiem można by obdarzyć kilku ludzi. Nawet w szpitalu przekonał swojego przyjaciela żeby mu przemycił piersióweczkę whisky, żeby mogli jeden toast razem wznieść. Nie chciał zmienić stylu życia i pomimo to miał ze 2 lata remisji zanim miał nawrót raka. A z drugiej strony inna daleka ciotka całe życie miała nerwicę i hipochondrię. Nigdy nie wyszła za mąż, pracowała krótko i poszła na rentę bo to, bo tamto. Ciągle się skupiała na sobie i co ją boli, co jej dolega. Prawie nie wychodziła z domu, ludzie nie bardzo chcieli ją odwiedzać bo jej ględzenie o chorobach było nie do wytrzymania. Umarła w wieku coś ok 78 lat ze starości. Całe życie wegetacji. Jak dla mnie to jest gorsze.
  10. To straszne, ale jak czytam te pytania „miał ktoś gorączkę”, „mial ktoś ciągłą potrzebę ziewania”, to niestety ja miałam to praktycznie wszystko Brak tchu i potrzeba ziewania jest dość charakterystyczna dla nerwicy, ale też być objawem np niewydolności serca. Przy nerwicy spinają się mięśnie, klatka piersiowa się zamyka, a oddech spłyca. Naturalną metodą rozładowania stresu i napięcia dla ludzi jest ruch. Polecam jakąkolwiek aktywność z oporem - tzn jeśli spacer, to szybko i pod górkę, można też np pochodzić po schodach, czy nawet poszaleć przy sprzątaniu, odkurzaniu, wyrobić ręcznie ciasto na pizzę czy coś innego. Chodzi o to, że podczas ruchu oddech przyspiesza, pojawia się najpierw zadyszka, a potem mięśnie się rozluźniają i oddech pogłębia. To dotlenia organizm i pomaga odzyskać naturalny rytm oddechu. Dobrze też się rozciągać, szczególnie klatkę piersiową.
  11. minou

    czego aktualnie słuchasz?

    Audiobooki też się liczą? Uwielbiam muzykę, ale ostatnio nie jestem w stanie nic słuchać. za to przekonałam się do audiobooków, choć wcześniej uważałam, że są nudne, za wolno się ciągną. Przerabiam obecnie klasykę literatury rozrywkowej, Stephena Kinga, Harlana Cobena, a nawet Norę Roberts… Bardzo relaksujące. OoOoo takie klubowe klimaty ja lubię trochę housowych staroci, fajnie się do nich wraca
  12. U mnie ten stan podgorączkowy to był tylko jeden z objawów, poza tym miałam silną hipochondrię, ale jakoś somaty były tak realistyczne, że lekarka zalecała różne badania. Po roku powiedziała ze fizycznie nic nie widzi i został nam psychiatra. Zapisała mi hydroksyzynę i kazała się zapisać do poradni. Ale ja już byłam tak tym zmęczona, że nie chciałam już więcej żadnych wizyt, żadnych lekarzy. W ten rok umordowałam się, straciłam pracę, prawie zawaliłam studia, kłóciłam się z narzeczonym, znajomi się wykruszyli. Więc jak lekarka mi uświadomiła, że to mój własny mózg mnie tak zdradził i mnie oszukuje, dostałam szału ze złości. Wykupiłam receptę i brałam tą hydroksyzynę jak czułam mega niepokój, ale poza tym stwierdziłam, że ignoruję całkowicie mój stan fizyczny, chyba że zabierze mnie karetka. A poza tym żyje normalnie. Żeby ograniczyć możliwość chodzenia po lekarzach wyjechałam najpierw na wakacje zagranicę a potem do pracy, na czarno bez ubezpieczenia, bez możliwości okupowania poczekalni u rodzinnego. Stwierdziłam że życie z nerwicą nie jest nic warte, więc jeśli naprawdę jestem chora na coś śmiertelnego, to nawet lepiej, bo to zakończy moje cierpienia, a w międzyczasie będę żyć pełnią życia. I przeszła hipochondria na wiele lat. Potem przemielił mnie lęk wolnopłynący i jego nie dało się tak łatwo pozbyć, ale udało się w nieoczekiwany sposób. Stwierdzono u mnie ADHD i dostałam Medikinet, który jakimś cudem całkowicie usunął lęki, praktycznie tak jak pierwsze tabletki benzo, ale bez efektu tolerancji. Już 3 lata biorę i nie ma śladu nerwicy.
  13. Ja miałam kiedyś stan podgorączkowy przez rok codziennie. Tak mniej więcej 37-37,2. Na początku nie wiedziałam że to nerwica, miałam mnóstwo badań. W końcu lekarka przepisała mi hydroksyzynę i kazała przestać mierzyć temperaturę. I przeszło.
  14. minou

    splątanie

    Nie idź w tą stronę. Koleżanka ma rację, nic Ci nie jest ale jeśli będziesz to „karmił” to ciężko się tego pozbyć. Terapia i psycholog to najlepsza rzecz, jaką możesz dla siebie zrobić.
  15. Ja też odtrącam ludzi. Mam AuDHD (autyzm i ADHD) i moja potrzeba kontaktu z ludźmi jest… ograniczona. Ale i tak i nie. Mam problem z bliskością, uczuciami, relacjami, ale z drugiej strony bardzo lubię rozmawiać z kimś w takiej “bezpiecznej” przestrzeni, anonimowo. Lubię wymianę myśli czy poglądów, interakcję, ale ciężko mi kiedy pojawia się ładunek emocjonalny. Dlatego z rodziną i znajomymi wolę utrzymywać bardziej konwencjonalne kontakty i nie uzewnętrzniać się za bardzo. Z terapeutą jest ok, bo wiem że celem tych spotkań jest wysłuchanie mnie i danie mi się wygadać. I jednocześnie wiem, że moje problemy to część dnia pracy a nie coś, co kończy się bólem brzucha i zmartwieniem. Ale brakuje mi czegoś pośrodku. Luźnej rozmowy z kimś, kto się nie będzie zamartwiał, ale zrozumie.
  16. Hej. Macie na codzień z kim porozmawiać? Ja mam znajomych, rodzinę, rozmawiam z nimi często, ale nie chcę na nich zrzucać rzeczy dotyczących moich diagnoz, depresji itd. Obecnie mam spore wsparcie „z zewnątrz”, psychologa, fizjoterapeutę, i z nimi mogę spokojnie rozmawiać o moich myślach czy obawach. Oni znają temat a poza tym nie są zaangażowani emocjonalnie i nie martwią się tak, jak zmartwi się np przyjaciółka, że coś mi jest. Ale brakuje mi trochę miejsca, żeby pogadać tak o wszystkim i o niczym, nie tak profesjonalnie z psychoterapeutą, ale też nie np z tatą czy koleżanką, gdzie staram się ich nie martwić, okazać im zainteresowanie itd. Oczywiście w moim otoczeniu najbliżsi wiedzą o moich diagnozach i rozmawiałam z nimi o moich bieżących problemach, ale uważam ze wystarczy jak ich poinformowałam o sytuacji, zapewniłam, że się leczę i mam pomóc i tyle. Nie chce z nimi ciągnąć tematu i wywlekać, ale czasem mam ochotę z kimś pogadać. Wiem, że mam do kogo zadzwonić w razie kryzysu i są ludzie, którzy mnie wysłuchają i mi pomogą ale nie chcę tego nadużywać, nie chcę ich obarczać i nie chcę wystawiać na próbę ich cierpliwości. Wiadomo, jeśli coś dzieje się często, to nam normalnieje, a chcę zachować opcję wsparcia od bliskich na sytuacje, które naprawdę tego wymagają. Jak jest z tym u Was?
  17. Ja na 50 mg czułam jakieśtam działanie ale nie było pełnego efektu. Byłam spokojniejsza, mniej zestresowana, ale nadal nie byłam sobą, chciało mi się płakać itd. Lekarz zdecydował o zwiększeniu do 100 mg i mówił że często jeśli komuś pomoże trochę, ale efekt jest niepełny, to jest to kwestia dawki. Mi te 100 mg pomogło bardziej niż 50 i ogólnie jestem zadowolona z leczenia. Ale musisz spytać swojego lekarza co myśli, opisać dokładnie jak się czujesz w porównaniu sprzed leczenia itd. Wtedy lekarz może zdecydować czy warto zwiększyć dawkę czy może lepiej coś zmienić w leczeniu
  18. Mam sporo miokloni, a szczególnie drgawki przysenne, ale myślę że to od leków, a nie nerwicy. Najpierw trzeba się zastanowić czy te objawy nie wynikają z braku minerałów, szczególnie magnezu. Jesli drżenia są spowodowane ciągłym napięciem, to trzeba ćwiczyć rozciąganie, pilates czy jogę. Jak się rozluźni spięte mięśnie to już nie ma takich zrywów.
  19. Oj mam fioła szczególnie koty. Od dziecka znosiłam do domu różne bezdomniaczki i rozdawałam rodzinie. Ostatnio adoptowałam moją najmłodszą pociechę, jest cudowna 🩷
  20. Teraz czytam „Strzygę” Adriana Ksyckiego, całkiem fajna. Uwielbiam czytać od najmłodszych lat i zwykle tak zajmuję wolny czas
  21. Ja mam AuDHD (połączenie ADHD i autyzmu), nerwicę lękową, depresję, PTSD oraz podejrzewam zaburzenia osobowości. Nie ukrywam tego. Od wielu lat pracuję charytatywnie i kiedy praca zawodowa ograniczyła mi możliwość spędzania wielu godzin na pomocy innym, za mój projekt społeczny obrałam sobie mówienie wprost o zaburzeniach. Jednak ja mam „łatwiej” bo prowadzę w miarę normalne życie i mogę pokazywać, że z tymi diagnozami da się pracować, uczyć, mieć rodzinę, staram się tylko uświadamiać jaka jest cena. Jak bywam wyczerpana, przestymulowana, niemalże sparaliżowana i totalnie wypompowana przez to, co dla innych jest codziennością. Ale staram się otwarcie mówić o swoich diagnozach, a wtedy rozmówca często przyznaje, że też ma problemy. Jedna koleżanka z pracy ma męża i syna z autyzmem, inna miała silny epizod nerwicy lękowej, kolejna już któryś raz leczy depresję. Kiedy ja mówię głośno o swoich problemach, inni też się otwierają i ten temat się normalizuje.
  22. Juz nie, bo kotek został odłowiony przez towarzystwo ochrony zwierząt i został adoptowany, jest zdrowy Straszne są te zaburzenia psychiczne, to tak jakby zostać zdradzonym przez własny umysł który zamiast nas chronić, działa przeciwko nam ja jestem osobą przekorną i jak o tym pomyślę, to zaraz włącza mi się „o nie! To ja tu decyduje a nie mój zdezorientowany umysł!” Ale to wymaga dużo energii, czasem nie mam siły. Żałuję że nie jestem jedną z tych osób radosnych z natury, ale cóż, nie jestem.
  23. Ja zaczynałam od dawki 25 mg rano, potem 50 a obecnie 100 i mój lekarz każe brać rano. Spodziewałam się że pierwsze kilka tyg będzie wyłączenie z życia mniejsze lub większe, ja miałam przede wszystkim mdłości, trochę derealizacji, osłabienie. Ale po miesiącu już nie ma skutków ubocznych, sporadyczne mdłości w niektóre dni, nie wiem z czego wynikają. Ale całą dawkę mam brać rano, sertralina jest lekiem długo działającym, półtrwanie wynosi chyba 26 godzin dlatego stosuje się dawkę raz dziennie i po ok tygodniu lub dwóch powiem powinien sie ustabilizować w organizmie.
  24. Tętno może skakać przy nerwicy i okazjonalnie pewnie też mialam wysokie, ale Ty masz przecież stwierdzoną tachykardię. Tętno skacze najczęściej od stresu i odwodnienia. Staraj się pić odpowiednią ilość wody i stosować techniki relaksacyjne i słuchaj zaleceń lekarzy co do tachykardii
  25. Wiesz, dziwi mnie pytanie czy to nerwica czy coś złego. Bo z dwojga złego sporo chorób fizycznych to lepsza i łatwiejsza w leczeniu opcją niż nerwica. Ja tam bym się modliła żeby wyszło coś np tarczyca, byle nie nerwica
×