Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rosa26

Użytkownik
  • Postów

    1 067
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Rosa26

  1. Ale bzdura. Skąd Ci terapeuci się biorą... Brałam m.in Zomiren i w tym czasie normalnie chodziłam na terapię. Nie warto sugerować się opinią jednego. Skonsultuj.
  2. Dziękuję Michella za te linki. Muszę to przemyśleć... chodziło mi o coś jeszcze, ale teraz nie mam czasu na rozpisywanie. Do później
  3. Nie no jasne. Nie można popadać w paranoje... wszystko z umiarem Mi bardziej chodziło o pośpiech dnia codziennego. Mi doskwiera to, że jak już wejdę w ten pośpiech, to "gubię łączność". I tak jakbym musiała od nowa jej szukać. Psychicznie i duchowo się wyciszyć, dostroić. Wiem, że ogólnie jest z tym problem, bo to nie jest proste aby to było tak równolegle, ale da się. A mi tego brakuje. Bo właśnie pozostając "w kontakcie" czuję spokój i moc do każdej sytuacji. Czuję się mocniejsza. Oczywiście siłą rzeczy przenosi sie wpływ tego na funkcjonowanie co dzień, a,e łatwo zgubić i to się niestety dzieje pomimo codziennych "rozmów" .
  4. Ja mam nerwicę lękową. Mam nadzieję, ze mnie to nie skreśla. Ale na szczęście od tego są konsultacje wcześniejsze :) . Nic na siłę. :) A tak przy okazji zupełnie, pojawiło się dziś na facebookowym profilu: http://www.deon.pl/spolecznosc/artykuly-uzytkownikow/styl-zycia/art,141,niewolnicy-pospiechu-i-samorealizacji.html kazimierz61 Nie wiem jak u Was, u mnie ładna pogoda. Szkoda tylko, że mnie pochłonęło spanie... i wstałam niedawno, zasypiając
  5. Michella masz oczywiście rację. Ja napisałam tak czysto mechanicznie i praktycznie. Sama mając naście lat zniechęciłam się do terapeutki, także również autorkę świetnie rozumiem i współczuję. Za nic nie chciałabym być znów w takim położeniu. Ale da się wygrzebać. Potrzeba niestety czasu. Terapia to proces jakby nie było.
  6. Bo Bóg szepcze a szatan mami wygodami pozornymi przyjemnościami. Na to pierwsze trzeba się uwrażliwić, wyciszyć aby usłyszeć a to drugie samo pcha się do rąk i łudzi, że to wszytsko co można mieć i dzięki temu osiągnąć szczęście a to bzdura. To, co Bóg chce przekazać usłyszeć można w skupieniu i ciszy a nie w hałasie i zgiełku.
  7. Podobno Boga najbardziej usłyszysz w ciszy... Podobno Diabła też. Raczej nie.
  8. Od razu ploteczki Jak człowiek siedzi w ciszy, to zaczyna się koncentrować na własnych myślach, a to ostatnie co mi jest potrzebne jako osobie z nerwicą natręctw. Podobno Boga najbardziej usłyszysz w ciszy...
  9. Tyle też wiem Tak ładnie śpiew ta para - chociaż nie wiem czy parą są w sumie - https://www.youtube.com/watch?v=7Q9c8O4H1Cg, a "Prawo miłości" średnio im wyszło moim zdaniem.
  10. Hmmm... czytam i zastanawiam się jak to jest możliwe, że problemem dla Ciebie są reakcje Twojego chłopaka, który twierdzi, że coś tam mówisz i robisz na haju, ale nie jest dla Ciebie problemem narkotyzowanie się... swiat oszalał
  11. A długo bierzesz te leki? Dlaczego miałabyś odstawiać, skoro źle się czujesz? A na Trittico jak zareagowałaś?
  12. Ja jednak pozostanę przy celu wątku i zapytam czy ktoś brał udział w rekolekcjach ignacjańskich? http://www.rekolekcje-jezuici.pl/index.php/rekolekcje/czym-sa Mnie od jakiegoś czasu bardzo interesuje ten temat. Podejrzewam, że jak tylko będę mogła sobie pozwolić to pojadę. Jakieś doświadczenia w tym temacie? Szukam uparcie sposobu na jakby połączenie obszaru wiary i rzeczywistości tak, aby to nie były dwa odrębne światy....nie jest to kurde proste
  13. A czy jak jeden dentysta powie Ci, że jedynym rozwiązaniem dla Ciebie będzie proteza całkowita i w tym celu trzeba usunąć wszytskie zęby pomimo, że boli Cię tylko jeden ząb, to go posłuchasz, czy skorzystać z porady innego? Tak samo jest z terapeutami - niestety różnie można trafić i to znaczy że wypowiedź jednego oznacza w pełni trafną diagnozę. Jeśli nie umiała Ci pomóc, to lepiej, że się nie podjęła na siłę, ale terapeuty ta osoba sama potrzebuje, jeśli nie umiała powiedzieć po prostu "ja nie potrafię Ci pomóc". Rodzice. Twoi akurat nie są zbyt obiektywni w tym co mówią. Podejrzewam, że bardziej im potrzebna terapia niż Tobie, ale Ty walczyc musisz o siebie, bo niestety nikt tego nie zrobi za Ciebie, ani za mnie, ani za nikogo. Nie poddawaj się. Szukaj innego specalisty. 3 mies. to nawet nie jest początek solidny.
  14. Witaj, Pamiętasz może czy temu "spadkowi nastroju" towarzyszylo jakieś wydarzenie? Coś mniej lub bardziej znaczącego się wydarzyło może? Nic nie dzieje się ot tak, bez powodu. Czasami wypieramy coś, ponieważ w danym momencie nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić a to jest tylko chwilowe odsunięcie problemu. On nie znika, tylko się nawarstwia i w pewnym momencie wychodzi nie wiadomo skąd w najmniej oczekiwanym momencie. Jak przebiegało Twoje dzieciństwo? Spokojnie, czy niekoniecznie?
  15. Ja w sumie też nie, ale te mi wpadły jakoś w ucho. A tak z innej beczki trochę, do snu, do relaksu jak kto woli -
  16. Moze mi słoń nadepnął na ucho, ale mi sie podoba Michella w takim razie Nie tylko oni, ale juz człowiek ma latke a mnie to bawi. :) Ja nie bylam dzis w Kosciele.... kurcze... nie wziełam pod uwage tego swieta pod tym katem. W niedziele oczywiscie bylam... Ile ja bym dała, zeby w pewnym sensie nie dac sie "porywac" zbyt takiemu... codziennemu zakreceniu... ciezko wtedy od nowa sie wyciszyc, uslyszec... ciagle szukam spodobu na te "zakłocenia" ....
  17. Teraz to już całkiem wyjdę ma mohera, ale co tam Bardzo mi się podoba Szkoda, że takie krótkie...
  18. Chodziłam na terapię, ale pomogło tylko na chwilę. No i nie mam nikogo, komu mogłabym o tym powiedzieć. No ale przeciez terapia nie pomoze natychmiast, kiedy przez całe lata Ci krzywili psychikę. Lat krzywd nie cofnie się w kilka miesięcy. Potrzebna jest dłuższa systematyczna praca nad sobą, żeby to wszystko naprostowac. Nie sposob w miesiac, dwa a nawet szesc. No i terapia pomaga, kiedy Ty sama robisz z niej uzytek. Samo chodzenie i sluchanie albo wygadanie zostawione w gabinecie nie pomoze, albo pomoze tylko na chwilę własnie.
  19. Rosa26

    ottt345

    kazimierz61 prawda jest taka, ze gdybysmy ignorowali zaczepki i skupili się na tematyce wątku to nie byłoby problemu. Co się tyczy rowniez mnie, dlatego wrzuciłam pewne osoby do ignorowanych i mam spokoj. Nie ma sensu dyskutowac, kiedy komus nie o dyskusje chodzi tylko o obrzucanie błotem. Nie chcialam i nie chce na tym wątku nikogo do niczego przekonuwac. Chce tu skupic sie na budowaniu wiary i jej pogłebianiu. Jest inny watek zbiorczy, to mało... Zamiast zdominowac trola, to trol zdominowal watek o zupelnie innym celu. Swoja droga ciekawe, ze tak jest wszedzie... nie ma co sie wdawac w polemike. Nie od tego jest to miejsce. Przeciez jak ktorys raz zostanie bez odpowiedzj na zaczepki to mu sie odechce... proste...
  20. Bóg obdarzył mnie podobną łaską, gdy miałem 17 lat. Około 1,5 roku później postawiłem sobie za główny cel życiowy dążenie z całą mocą do świętości i zbawienia. To właśnie wtedy z całą mocą dopadło mnie skrupulanctwo. Zmagałem się z nim już przez wiele lat. Dzisiaj jest znacząca poprawa. Popadłeś w coś, co utrudnia wiarę na zdrowym poziomie. Zdarza się. Fajnie, że jesteś świadom tego. Ja też z natury swojej jestem drobiazgowa i surowa dla siebie, ale od początku mnie uczculano abym pamiętała, żeby się nie wkręcić w takie skrupulanctwo właśnie. Po spowiedzi generalnej miałam poczcucie dopiero cięzaru swoich grzechów. Sama nie mogłam sobie ich odpuscić na dobrą sprawę i ktoś mi powiedzał, że Bóg jest dla nas bardziej miłosierny niz my dla siebie. Jesteśmy dla siebie najgorszymi katami i mistrzami w wytykaniu drobiazgów właśnie. I fajnym "poluzowaniem" tematu było ujęce, że chyba nie będę kłócic się z Bogiem w tek kwestii . No i z czasem jakoś odpuściłam sobie... ale miałam poczucie winy ogromne za tyle lat głupstw i krzywdy wobec Boga. CZychałam sama na siebie z tym, co może zapomniałam powiedzieć, albo co już zdązyłam zrobić chwile po spowiedzi. Widziałam grzechy, gdzie ich nie było nawet... ale jakoś się to wypersfadowało na szczęśce.
  21. Rosa26

    ottt345

    Tu na ziemi może lepiej i wygodniej, ale dla wieczności kiepsko. Juz tak się nie boję złego jak się bałam. Kiedyś bałam się nawet w okno zajrzeć jak było cieno za oknem a zasłonka była odkryta. Teraz sie nie boję. Wiem, że może to się wydać śmieszne tak z zewnątrz, ale tak jest. Kiedyś bałam się być sama w domu kiedy ktoś umarł w rodzinie. Teraz się nie boję. Mieszkam w pokoju po zmarłej babci. Umarła w szpitalu, ale jednak... na początku się bałam bardzo... teraz, odkąd jestem blisko Boga, nie boję się. Pomimo, ze na rozum moja babacia nie bya złym człowiekiem, ja się bałam. Teraz nie. Gaszę światło i czuję się bezpiecznie. I to z cała pewnością nie jest kwestia nastawienia psychicznego, wymyslenia sobie tarczy w postaci Boga zwłaszcza, kiedy któregoś razu, jak jeszcze blisko nie byłam zdarzyła się sytyacja taka, ze jakby ktoś szarpał za klamkę od zewnątrz. Aż siękoty zerwały... nie wiem co to było... więcej się nie zdarzyło... Nie powiem, że jestem kozak i nie wystraszyłoby mnie to, bo byłabym głupia. Nie ignoruję takich rzeczy, ani złego, ale znacznie inne nastawienie jest do takich rzeczy obecnie.
  22. Rosa26

    ottt345

    To już wiem dlaczego opętania przez szatana spotykają wierzących często głęboko a nie ateistów. Śmejesz się, ale tak jest. Różnegorodzaju śwadectwa o tym mówią ludzi świeckich a np. św. O.Pio był fizyczne nękany i zastraszany przez złego. A był Boga bardzo blisko i dzięki oddaniu Bogu nigdy się nie poddawał. Miał tez dane więcej od Boga, aby sobie radzić. Jednak dane więcej nie oznacza samych przywilejów. O. Pio był bardzo w zyciu poniewierany i nie roazumany, nawet przez współbraci, przez przełozonych, przez sam Watykan. Nigdy się nie złamał. Nigdy nie mówił "odchodzę, bo Kościoł to kółko wzajemnej adoracji, układy i układziki", bo wiedział, że niejest tam dla nich, tylko dla Boga. Mało tego modlił się za tych, którzy go krzywdzili. Pośród ludzi był sam praktycznie. Było kilka osób, które miały szczęście być bliżej niego, ale nigdy się nie uskarżał. Nawet kiedy one chciały go pocieszać. Był pomawiany o romanse... cuda wianki... Patrząc na postawę wielu tutaj powinien się obrazić i tupnąć nogą "Mam gdzieś. Kościół to farsa" Ale na jego przykładzie można się nauczyć, że ludzie to luzie, również księża a Bóg to Bóg i dla Niego jest się wierzącym a nie dla księży. Na końcu swojego życia, krótko przed śmercią jeden z księży spotkał się z O. Pio, ale wcale nie z pokojowym nastawieniem. Skończyło się tak, że na prośbę O. Pio wyspowiadał go. Przeprzepraszał... Krótko po tym O.Pio zmarł, oczywiście wybaczając. Także wykpienie się "nie jestem wierzącym, bo kościół to a ksiądz tamto..." jest zwyczajnie słabe. Bóg nic nie moze za to, co my z wolną wolą zrobimy, bo nie jest terrorystą.
  23. Rosa26

    ottt345

    Coś za coś. Ja to sę czuję na prawdę wolna od jakiegoś czasu. Jak się ma siłę zapanowania nad własnymi słabościami, to się dopiero doświadcza poczucia wolności.
  24. Rosa26

    ottt345

    Słyszy się wtedy,kiedy potrzebny jest głos rozsądku. A wszystko ma dwie strony medalu - od księży się za dużo wymaga. Oczywiście, że oni sami od siebie powinni więcej z uwagi na swoją posługę. Tylko niech to będzie zdrowe więcej. A ludzie oczekują, ze ksiądz będzie bezbłędny, idealny i nieskazitelny a to jest niemozliwe. Jak my jest obciążony grzechem pierworodnym. W dodatku ma trudniej, bo ma te same ludzkie ograniczenia jak "zwykli" ludzie a jest pośrednikiem między Bogiem a światem i ztego względu jest pod większą presją, więcej się od niego wymaga. To nie jest proste. Każdy ma jakąś psychikę, swoją historię, swoją psychczną i emocjonalną odporność. Każdy moze się załamać, zabłądzić jako zwyczajny człowiek. Księża i tak dobrze sobie radzą zwłaszcza, ze jak wspomniał kazmierz61 sa bardziej narażeni na pokusy przez złego niż ludzie, o których zły jest spokojny, bo z dala są od Boga. Sukcesem dla złego jest właśnie sprowadzeniem na złą drogę kogoś, kto jest blisko Boga. Im blżej Boga, tym bardziej zły stara się być przekonujący. Więc może warto z tej strony spojrzeć? Trzymać ksiuki za księży, żeby nie dawali się zwieść i trzymali swego.
  25. Rosa26

    ottt345

    Przecież księża mniemam zostają nimi z powołania, a któż inni jak nie sam bóg zesłał na nich to powołanie. . Tak, tylko sedno jest tu, że taki ksiądz musi rozeznać czy przyjmuje święcenia z powołania, czy czasem nie z jakichś przyczyn psychologicznych - np. ucieczki od jakiegoś problemu, z którym sobie nie radzi poza wspólnotą. Przyjęcie kapłaństwa może spowodować, że dzięki takiemu stylowi życia uniknie czegoś z czym sobie nie radzi jako osoba świecka. Może banalny i wyda się niedorzeczny przykład, ale realny. Będąc nieświadomi swoich problemów wenętrznych potrafimy zaklamać je tak, aby ochronić swoje ego, nie przyznać się do słabości w całkiem cwany sposób. Taka natura ludzka. Ksiądz tutaj nie jest wyjątkiem. Owszem, Bóg z jakichś przyczyn pozwala na takie sytuacje. Jestem pewna, że gdyby z tego nie miało wyniknąć coś dobrego, to by tego nie zrobił. Nie znam konkretnej odpowiedzi na pytanie. Bóg jest dobrem nieskończonym i nigdy niepowoduje trgicznych sytuacji, ale przekuwa je w dobro. Ludzie sobie postawili za oczywistą prawdę, że ksiądz musi być z powołania. Oczywiście powienien i mnóstwo takich właśnie jest. Ale są inne przypadki. Nie nam oceniać dlaczego. Ja ufam Bogu i jego decyzjom. Im bardziej Go słucham, tym bardziej rozumiem swoje życie. Pewne sytuacje i rozwój wydarzeń i wiem, że cały czas wyciągał do mnie rękę a jakoś wolałam sama... Nie mając pojęca, ze to czego ja chciałam myslałam, ze mnie uszczęśliwi to nic w porównaniu z tym, czego On dla mnie chce.
×