
Natla_Miness
Użytkownik-
Postów
673 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Natla_Miness
-
Dla mnie to jest dziwne, że człowiek się denerwuje, że coś nie sprawia mu radości. Niby chce być zadowolony, a ciągle targają nim złe emocje. Teoretycznie mają doprowadzić go do szczęścia. Coś w stylu zabijania dla pokoju na świecie.
-
Ród Hlaalu, którzy to? W konflikcie (TES V) między cesarstwem a buntownikami pod wodzą Ulricha Gromowładnego wybrałem cesarstwo podbijając Wichrowy Tron.
-
O patrz, cyklopka. Ja dzisiaj uruchomiłem KotOR-a II, ale potem wyłączyłem. Chyba dlatego, że był po angielsku.
-
Mogłem uściślić. Mówi się że matematyka to królowa nauk, z czym się zgadzam częściowo. Bardziej miałem na myśli, że matma jest dobra jako nauka ścisła, abstrakcyjna, trochę narzędzie filozoficzne. Ekonomia jest taką królową nauk, ale społecznych. Wojny, migracje ludności, status społeczny, zainteresowania, zajęcia. Wszystko się kręci wokół ekonomii. Przykłady: -próba przekonania wyznawców w czasach kontrrewolucji poprzez budowanie pełnych przepychy kościołów. Monumentalizm miał oznaczać dominację Boga chrześcijańskiego. Z resztą monumenty to osobny temat: mauzoleum Mao Zeodnga, piramida Cheopsa, Burdż Chalifa, itd. Czyli, kto ma pieniądze, ten ma władze. -powstanie rachunku prawdopodobieństwa w matematyce ponoć po to, żeby lepiej grać w pokera. Albo analiza matematyczna, by prowadzić lepsze obliczenia inżynierskie, pewnie też obliczać trajektorię pocisków artyleryjskich. -powstanie kultury i cywilizacji, po tym jak ludzie zaczęli prowadzić osiadły tryb życia i uprawiać ziemię. -w pierwotnych wioskach afrykańskich, ten jest ważniejszy kto ma np. więcej krów. -przyjmowanie kultury krajów bardziej rozwiniętych ekonomicznie. Np na ziemiach podbitych przez Rzymian ludzie będący pod wrażeniem ich osiągnięć przyjmowali ich wierzenia, język, itd. No i to co różni człowieka od (innych) zwierząt. Umiejętność wytwarzania narzędzi, dzięki umiejętnościom manualnym.
-
To kiepsko mu idzie. Ja nabiłem 50 poziom w cztery dni.
-
A czym zawinił? Ta gra jest off-line.
-
Cześć. U mnie trochę adrenaliny, bo po graniu w gry wziąłem się za powiększanie wiedzy informatycznej. Do tego dołączyłem do dumnej grupy osób, które ukończyły TES V: Skyrim.
-
Miałem wykłady z ekonomii na studiach i wielkie wrażenie zrobił na mnie przede wszystkim fakt, jak wiele spraw można wytłumaczyć ekonomią. Ekonomia to prawie jak matematyka.
-
Ja myślę, że sporo. Ciągle się słyszy o trollach, hejterach. Kiedyś był jeszcze termin, który dość lubiłem: dzieci Neostrady. :-) Ma to też plusy, ludzie net traktują mniej poważnie niż świat rzeczywisty, miejsce na odstresowanie. Ja bym podkreślił sprawę niemylenia rzeczywistości z fikcją. Mówi się, że dzieci nie odróżniają tak bardzo wizualnych wydarzeń na ekranie od faktycznych. Z drugiej strony Internet już nie jest taką fikcją jak gra czy film, bo można skrzywdzić drugą osobę w realny sposób. Najgorszym możliwym scenariuszem jest chyba stanie się internetowym memem z negatywnym wydźwiękiem, albo opublikowanie naszych erotycznych nagrań/zdjęć przez kogoś komu niepotrzebnie zaufaliśmy. Ewentualnie można stać się ofiarą hakerów. Była kiedyś afera z wyciekiem nagich zdjęć celebrytów z chmury Apple.
-
Ja ostatnio próbuję tak podejść, że negatywne emocje też są potrzebne. To chyba zdrowy objaw, że jak coś nam przeszkadza to mamy do tego awersję. Raczej chodzi o to, żeby nie dostrzegać wyłącznie tych negatywnych rzeczy. Buddyści twierdzą, że jedną z przyczyn nieszczęścia jest kurczowe poszukiwanie szczęścia.
-
Właśnie znalazłem "dyskografię" Playboya. Wszystkie wydania w PDF od 1953. :-) Zajmuje 73 GB. No ale nie wiem czy ściągnę, bo to piractwo.
-
Są jeszcze tacy co nie mają własnej ojczyzny. Np. Polacy w XIXw. Pisali smętne utwory typu "Smutno mi Boże" i robili powstania.
-
Zapisuję się tutaj. W końcu próbuje być fajny. Oczywiście do pewnych granic, gdy jest się natarczywie fajnym, to mogą nas przestać traktować poważnie. Najlepiej, żeby ludzie próbowali sobie zasłużyć na naszą fajność względem nich. :-)
-
Nekromanta będzie w 2017r. Mi się w tej grze spodobało zbieranie kryształów. Niestety nawet te z najwyższych poziomów są słabe w porównaniu z legendarnymi przedmiotami. Czasem też gram w Hearthstone. Szkoda, że często przegrywam, przez co się zniechęcam.
-
O, Wiesław. Ja słyszałem o książce, kiedy była na etapie tworzenia. Podesłałbyś?
-
Pomijając Jezusa to wszelcy mityczni bogowie potrafili mieć swoje humory. Nigdy nie było wiadomo co sobie wymyślą. Nic dziwnego, że się ludzie boją, czego przejawem mogą być natręctwa. Jeśli ktoś nadal wierzy, pomimo wspomnianych w wątku utrudnień to chyba wie co powinien robić. Różaniec, Biblia, KKK, Msza Św. oraz Eucharystia. Uczynki miłosierne względem ciała oraz duszy. Cnoty kardynalne oraz boskie. Post, pokuta, adoracja Najświętszego Sakramentu. Zgłębianie pism Kościoła oraz żywotów świętych. Podporządkowanie papieżowi oraz hierarchom Kościoła. A jak ktoś ma dysonans poznawczy tak jak ja, to najlepiej się opowiedzieć po jednej ze stron. Takie albo-albo i wieczna analiza tematu potrafiła mnie wykończyć. Nawet gdzieś w Biblii jest napisane: bądź ciepły, albo zimny. Jako antidotum mogę polecić literaturę ateistyczną, obserwację przyrody. Jak wiadomo religia to kosmologia i eschatologia. Dlatego po wyjęciu z tych slotów słów Pisma, trzeba wsadzić coś w zamian. Geologia, która obala tezę, że Ziemia ma kilka tysięcy lat jak twierdzili scholastycy. Teoria ewolucji wyjaśniająca pojawienie się gatunku ludzkiego, zaprzeczająca kreacjonizmowi. Także astronomia, ukazująca miejsce Ziemi we wszechświecie i znikome znaczenie człowieka i jego historii. Jak na razie nie udało mi się w pełni zastąpić myślenia religijnego jakimiś spójnymi systemami. Utknąłem w panteizmie, z resztą to dość popularne zjawisko dla osób niereligijnych. Jak widać potrzeba religii jest zakorzeniona w ludzkim umyśle. Może kiedyś napiszę jakąś stronę internetową na ten temat. Moje duchowe poszukiwania trwają 10 lat, ostatnio sobie trochę odpuściłem. Ale pewnie jak życie mi dopiecze to niedola zmusi mnie do poszukiwań. Jedyna praktyka to medytacja oraz rozważanie mitów, archetypów, symboli i motywów w kulturze: filmy, gry komputerowe.
-
Witam po krótkiej przerwie. Ostatnio mam w domu z biblioteki dwie książki o filozofii XIXw. Pozytywizm i pragmatyzm. Okres rozwoju przemysłu, kolonializm. Z tego co pamiętam to też współczesna psychologia wtedy się zaczynała. Wtedy modne było podejście materialistyczne. Może właśnie sięgnę po książkę A. Comte o filozofii pozytywnej. Dowiem się o jego przemyśleniach. Generalnie jestem zwolennikiem medytacji i uznaję, że język ma dość ograniczone możliwości, więc nie liczę na jakieś wielkie zmiany w moim życiu. Z chęcią bym się dowiedział czegoś o ewolucjonizmie. To jeden z filarów ateizmu. Zna ktoś jakieś dobre pozycje? Słyszałem o książce Dawkinsa: "Samolubny gen".
-
A mi się wydaje, że kontakt, nawet przez internet jakoś oswaja z innymi ludźmi. Na forach ludzie się uczą wypowiadać, na Facebooku kreują wizerunek. Lubię też strony z humorem internetowym, bo on też często jest na tematy relacji międzyludzkich.
-
Cześć. Powiedz coś więcej o sobie. Masz jakieś ciekawe hobby? Robisz coś by wyłamać się z samotności?
-
Głosy które miałem to w pewnym sensie była suma lęków, która przyjęła postać osobową. Próbowała zmienić to czego się boję w rzeczywistość, może w jakiś pokrętny sposób próbując mnie z tym skonfrontować i przestać tłumić. Mieszanka lęków i pragnień, głównie w sferze religijnej. Dodatkowo pomoc w podjęciu decyzji co do zachowania.
-
Mnie i tak zawsze zadziwia fakt, że na świecie żyje tylu ludzi, jest dosyć wysoka specjalizacja i jednocześnie jakiś ład panuje mimo, że wiele rzeczy jest czysto umownych. Odnośnie Matrixa, ostatnio oglądałem ten film i była scena gdzie agent Smith przesłuchuje Morfeusza i mówi, że we wcześniejszej wersji Matrixa ludziom wgrywano wizję raju, ale budzili się nie mogąc zaakceptować go jako prawdziwego i ich umysły traktowały go jako sen, przeciwstawiając się planom. Może ceną istnienia rzeczywistości jest to że nie jest ona doskonała. Może właśnie ten ciężar i toporność do waluta, którą płacimy za realność. Czasami mam lepsze dni, kiedy mam lepszy humor, coś mi się udaje, potrafię się cieszyć, ale nie uważam, że radość jest lepsza od smutku na wyższym poziomie. Bo subiektywnie wiem, że wolę się śmiać z kolegami w pubie niż cierpieć psychozę w psychiatryku. Ale używając tylko chłodnej kalkulacji widzę, że nawet te tzw. piękne chwile nie są w stanie w pełni mnie nasycić. Może to trochę wina tego, że uprawiałem jakiś czas medytację.
-
Przeczytałem cały wątek. Trochę się interesuję, nazwijmy to: buddyzmem, medytacją, oświeceniem, Eckhartem Tollem. Śmierć ego nie wydaje mi się najgorszą możliwą wersją. Skoro przeżywasz to co się dzieje, to znaczy, że to ego przeżywa. Gdybyś nie miał ego to nie byłoby problemu, bo nie byłoby nikogo, kogo by mógł dotyczyć. Poza tym jak wcześniej wspomniano, "upuszczenie" ego jest w wielu systemach traktowane jako zjawisko pozytywne, nirwana. Ecki ego opisuje jako utożsamianie się z bytem, fizycznym, czy umysłowym a nie ze świadomością, która nie jest rzeczą, a fenomenem, który zawiera wszelkie zjawiska niczym pokój, który zawiera w sobie wszelkie przedmioty, książki i fotele. Z Eckhartem wziąłem lekki rozwód, jednak pomógł mi spojrzeć pozytywniej na zjawisko derealizacji oraz depersonalizacji, której moim zdaniem doświadczam od około 10 lat. Nadal uważam to raczej za chorobę, tym bardziej że mam diagnozę schizofrenii, ze względu na dwie (na szczęście zaleczone) psychozy. Niemniej ma to swoje zalety. U mnie to typowe dla D/D zdziwienie światem, większa świadomość własnej śmiertelności, a jednocześnie silna potrzeba poznawania rzeczywistości, tak by to uczucie , może nie tyle nieprzyjemne, co zwyczajnie DZIWNE zniwelować. Przeżyłem wielki koszmar w czasie psychozy, ale wzięcie psychotropów spowodowało coś co mogę nazwać psychicznym zmartwychwstaniem. Takie świeckie zbawienie. Od tamtej pory bardziej szanuję to co mam, bo w porównaniu z psychozą to jest to po prostu życie bogacza na jachcie z drinkiem z palemką. Ale żeby nie było hurraoptymistycznie to nadmienię, że czasem doświadczam silnego lęku dezintegrującego, pomaga albo przespanie się, albo mój wielki przyjaciel Akineton, lek na objawy pozapiramidowe. Może spróbuj z Akinetonem, nie uzależnia, a działa relaksująco na układ nerwowy, usuwając wszelkie skurcze, lekko też otumania, ale to niewielki problem w porównaniu z korzyściami jakie mi wtedy daje. No i trzecia sprawa. Kto ci powiedział, że masz żyć? Nie zrozum mnie źle, nie namawiam do samobójstwa, w żadnym wypadku. Paradoksalnie to nieuniknioność śmierci powinna skłonić do bardziej harmonijnego życia. Ująłbym to tak, kto boi się tego, że umrze, boi się tego że żyje. To już starożytni twierdzili, że matką wszelkiego lęku jest u człowieka lęk przed śmiercią. Z kolei Freud podkreślał jakie znaczenie ma inny popęd: seksualny, czyli chęć przedłużenia gatunku. A to, że trzeba przedłużyć gatunek już jakoś samo z siebie sugeruje, że poprzednia generacja umrze prędzej niż ta, której daje życie. Poza tym inna kwestia. Ja siebie sam nie zaprojektowałem, jestem jakby to ujęli katolicy, zarządcą swojego ciała. Skoro nie ja sam podtrzymuje swoje istnienie. nie możliwe jest przy użyciu woli by przestać widzieć przy otwartych oczach, bardzo często nie można przestać myśleć, nie można też przestać istnieć inaczej niż w aktywny sposób zabijając ciało podtrzymujące umysł. To nie ty stworzyłeś siebie i nie ty sprawisz że umrzesz, mam nadzieję. Po prostu śmierć to nie problem, który nas dotyczy. Gdy jesteśmy my, nie ma śmierci, gdy jest śmierć nie ma nas. A czy to śmierć w kategorii niebytu twojej świadomości, czy niebytu tzw. ego (nie wiem do końca jak rozumiesz to pojęcie) to kwestia drugorzędna. Masz jeszcze trochę czasu prawdopodobnie. Posiadasz przynależną homo sapiens zdolność do używania pojęć abstrakcyjnych, języka naturalnego, a także zdolności obsługi urządzeń elektronicznych, więc prawdopodobnie masz zdolność przedłużenia swojej egzystencji do śmierci naturalnej. A w wolnym czasie rób to co lubisz i zachowuj się w miarę moralnie. Tyle ode mnie.
-
Motio, szacun za konstruktywnego posta. A ty monk, postaraj się pisać bardziej zgodnie z zasadą składni, spacje po kropkach. Moje zdanie: zarodek nie jest w pełni człowiekiem, dobry jest fragment gdzie użytkownik użył porównania z DNA banana. Tutaj wg mnie rolę mogliby spełnić ludzie obstukani w biologii. Dla mnie bytem bardziej godnym szacunku jako żywej istoty jest krowa, albo kot niż sam, jednodniowy zarodek. Człowiek jest tak samo biologiczną istotą jak wszelkie inne zwierzęta, po dalszej linii rośliny, grzyby, etc. To co wyróżnia człowieka na tle pozostałych istot na tej planecie, jest (w skrócie) tworzenie kultury, cywilizacji, występuje refleksja na temat śmierci, gdzie mniej dojrzałą (wg. mnie) formą jest występowanie religijności, chowanie zmarłych i szacunek ich pamięci. Trudno postawić jednoznaczną granicę. Granica między bytami to problem filozoficzny o rodowodzie starym jak ludzka cywilizacja. Np: https://pl.wikipedia.org/wiki/Paradoksy_Zenona_z_Elei To akurat problem matematyczny, nie mam w tym aż tak dużych kompetencji, ale kontinuum, gradient, limes, wiem tak na chłopski rozum o co chodzi. Tak samo trudno wg. teorii ewolucji stwierdzić kiedy małpa stała się człowiekiem. Podobnie nie wiadomo kiedy kończy się starożytność a zaczyna średniowiecze. Granice są ustalane umownie, wg. jakiegoś znaczącego wydarzenia. Owszem, osoba religijna, gdyby była konsekwentna z treścią Biblii uzna, że człowiek został stworzony innego dnia, posiada duszę, której nie mają zwierzęta i zgodnie z kreacjonizmem problem kontinuum: małpa-człowiek nie istnieje. Ale kreacjonizm to pseudonauka i tego nie biorę pod uwagę. Sam często się zastanawiam kim jest człowiek. Znane są przypadki dorosłych ludzi o IQ mniejszym od małp. Małpa potrafi rozwiązać zagadkę matematyczną, a osoba dotknięta bardzo poważnym upośledzeniem umysłowym jest człowiekiem z ciała, owszem, ale z umysłu raczej już nie. Inna sprawa, to prawo do zabicia człowieka przez innego człowieka. Jahwe w tym kontekście wypada słabo, bo był on okrutnym mordercą i ksenofobem. No, ale wiem, Nowe Przymierze i Jezus. Tu już jest prawo: kochaj bliźniego jak siebie samego. Ja swojego życia nie absolutyzuję i zdaję sobie sprawę z własnej śmiertelności. Przy aktualnej wiedzy medycznej jest ona nieunikniona. Sam w określonej sytuacji potrafiłbym podjąć decyzję o honorowej śmierci, ewentualnie eutanazji, ale tego tematu zbytnio nie rozważałem, więc pominę. Trzeba się pogodzić, że śmiertelność jest prawem życia i nawet Słońce za 5 mld lat ulegnie śmierci. Dlatego nie istnieje coś takiego jak życie ponad wszystko. Z resztą wiedział coś o tym Jezus, gdy nie płaszczył się przed Piłatem i bez protestu przyjął wyrok śmierci. Wobec śmierci jaką zgotowała grypa hiszpanka w całkowicie cyniczny sposób niszczenie przez ludzi własnych (na małym stopniu rozwoju) zarodków wydaje się mało okrutna. Generalnie jestem za życiem, przeciwny wojnom, karze śmierci, ale faktu że człowiek podlega śmierci nie lekceważę i rozkładam ręce przyjmując że świat to nie kraina Kucyków Pony, czy Troskliwych Misiów i czy chcemy czy nie musimy nie tylko szukać dobra, ale też stawać czoła złu. Człowieka moralnie czystego nie ma na tym świecie, pomijam kwestie religijne.
-
Mi radość sprawiło cudowne wrócenie do życia za pośrednictwem Akinetonu. Ten środek, nie uzależnia fizycznie, a pomaga niezmiernie w stanach lęku, którego czasem doświadczam. Tylko pytanie, czy da się przegadać psychiatrę, bo tego środka nie bierze się doraźnie.
-
Nie miałbym większych problemów z "naszą" religią, gdyby nie właśnie ten najperfidniejszy zapis jaki znam. Nie jest to jeszcze większy problem, gdy ktoś nie choruje na schizofrenię czy ma luźne podejście do życia i słabą wyobraźnię. W radiu grają piosenki typu ACDC "Highway to hell" i nikt nie pęka, poza bardziej fundamentalistycznymi duchownymi. Chodzą różne kawały na temat piekła i nieba. Powstają różne adaptacje tego wątku. Dla mnie samo słowo "piekło" / "hell" powoduje poczucie gorąca i lęku. Kościół nie różni się wiele od harcerstwa, gdzie zbiera się odznaki harcerskie, jeździ na obozy. Tutaj "zalicza się" nabożeństwa, chodzi na odpusty, wykupuje msze za zmarłych. I na logikę całkowicie wydaje mi się sprzeczne wydaje z prawami przyrody, żeby coś takiego jak piekło katolickie istniało. Ale mam ciężkie wspomnienia z okresu psychozy. Przeżyłem wtedy "piekło" takie które idealnie pasuje na jakiś okrutny film dla psychopatów. Czemu piszę tu? Chciałem prosić Was o jakieś wskazówki to terapii/książek/stron/grup gdzie można się leczyć z takiej religijnej traumy. No, pomóżcie. PS Zawsze lubię jak sam wymyślę jakąś ciekawą myśl, a potem trafiam na nią u kogoś innego. Tak właśnie było z cytatem Dawkinsa, na temat piekła. Po prostu stawiam mu Whisky. "Piekło musi być tak okrutnie przerażające, bo dopiero wtedy ta wizja jawi się jako do wzięcia pod uwagę przez rozum". Prosty przykład: Rodzic, który zabrania 9-latkowi zalewać wrzątkiem herbatę, bo "może się poparzyć. Szansa jest może 0,05% na jedno zalanie, a to i tak wiele gdy pomyśli się o wielkiej szkodzie jaką jest doszczętne poparzenie ciała. Gdyby chodziło np. o 0,05% szansy na oderwanie paznokcia rodzic być może by się zgodził.