Skocz do zawartości
Nerwica.com

CzarnaZebra

Użytkownik
  • Postów

    347
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez CzarnaZebra

  1. BirdyNamNam, ja biorę efectin, rano - ale najpierw przez pomyłkę brałam rano i po południu, na szczęście to była 75, teraz mam 150. Obawiam się ze lekarz jest niedouczony albo źle zapamiętałeś, tak jak ja wtedy - wenlafaksyny nie powinno się brać wieczorem bo może spowodowac dziwne rzeczy związane ze snami. ewaryst7, tydzień - dwa, przez tyle czasu cała się trzęsłam, szczególnie 5 - 15 minut po zażyciu, to są objawy wejściowe. Agresja minęła mi po około 5 dniach.Lepsza agresja niż depresja.
  2. też się kiedyś bałam związków, to na szczęście mija samo, jest nadzieja że u wszystkich. Nawet byłam ekstremalnie kreatywna w udowadnianiu wszystkim "zainteresowanym" że NAPRAWDę nie jestem właściwą osobą... Minęło. Jej też minie, tylko nie wystrasz jej tym zakochaniem, paradoksalnie mogłam zaakceptować przy sobie jakieś chwilowe podrywki ale jak komuś zależało naprawdę to rzucałam się do ucieczki z krzykiem. Teraz w zasadzie nie wiem czemu, może bałam się osaczenia a może zaangażowania, a może po prostu chciałam być sama przez jakiś czas, potrzebowałam swobody i wolności, musiałam odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Może ona też tak ma.
  3. Knup, jesteś w porządku... jak czytam coś takiego to po prostu coś mnie trafia, że ludzie potrafią być tacy denni jak ci z Twojego otoczenia. Że istnieją tacy nauczyciele. Jakoś tak u mnie w szkole pytanie o wychodzenie do toalety było formalnością... tak samo jak można było do woli pić sobie wodę na lekcjach, to są po prostu potrzeby fizjologiczne, z jedzeniem można poczekać ale z innymi niekoniecznie. Dziewczyna - jeśli po prostu zakochała się w kimś innym to wiele póki co nie zdziałasz, ale to nie jest twoja wina, serce nie sługa. Mężczyzna a chłopiec - rzecz gustu, znajdzie się taka która będzie wolała Ciebie, na pewno. Póki co wiek działa na twoją korzyść Zamiast zaprzyjaźniać się na siłę, zabiegać o względy takich ludzi, spróbuj znaleźć przyjaciół gdzie indziej, choćby tutaj, na forum. Jest tu mnóstwo ludzi którzy chętnie z Tobą pogadają o wszystkim, tu albo przez gg. Moje 2185318 - na początek.
  4. Może po tym co napiszę ktos rzuci we mnie kamieniem... ale się odważę. Wyobraźcie sobie związek (prawie) idealny - kochają się, szanują, chcą być ze sobą. Jest tylko jedno "ale"... W sumie to się przyznam że mówię o swoim związku. Jestem na granicy wytrzymałości. Nie po to od 5 miesięcy biorę leki i chodzę na te spotkania z psychiatrą żeby mi znowu odbiło, żebym zaczęła znowu rozpaczać nad swoim marnym losem, odrzuceniem, samotnością, dać się wpędzić w poczucie winy. Po raz pierwszy problem zauważyłam jak zaczęło mi przeszkadzać że mój chłopak nie chce ze mną sypiać. Dodam że jesteśmy razem niezbyt długo. Zawsze był jakiś powód - ból głowy, serca, żołądka, zmęczenie, stres w pracy, za gorąco... Niestety, nie były to objawy symulowane - jemu rzeczywiście to wszystko do tego stopnia utrudnia życie że przez 90% swojego wolnego czasu nie robi nic. No i dziś przyszło mi do głowy, że to nie jest ok... Normalny człowiek przy takich objawach dawno poszedłby do jakiegoś lekarza - psychologa chociażby... a on nie. Nie pójdzie bo nic mu nie jest. Jest przecież TYLKO przemęczony. A ja dostaję szału. Czuję się odrzucona i bezsilna, bo moja rola nagle sprowadza się tylko do trzymania za rączkę i wysłuchiwania dlaczego nie pójdziemy na koncert/ spacer/ do łóżka/ do znajomych/ nie pojedziemy na wakacje itp itd. No i czuję się jak dobra, cierpliwa, pełna współczucia PRZYJACIółKA. A tak się niestety składa, że na koncert czy spacer mogę iść - i chodzę - z kumplami, przyjaciółką, znajomymi z pracy, a dominującą moją myślą i potrzebą jest to żeby ktoś mnie przeleciał... Więc w imię czego, w imię jakich wartości mam być nie tylko wyrozumiała, cierpliwa, spokojna i opanowana, ale również wierna?? I kto kogo bardziej krzywdzi - ja jego zdradą (do której jeszcze nie doszło), czy on mnie - traktując w ten sposób?
  5. w Warszawie jest Pani Doktor Koreywo, ja do niej chodzę, jest to lekarz o wszechstronnej wiedzy, cierpliwy, taktowny, czuje się że naprawdę chce pomóc. Miałam 2 razy zmieniane leki, szukała tych które na mnie zadziałają. I jest dobrze :) Jedyny mankament - 200 zł za wizytę. Ale te koszta naprawdę nie grają roli...
  6. Ja też mam taki lęk - że nie mam depresji tylko borderline. Pewnie jedno drugiego nie wyklucza... chociaż moja psychiatrka wypowiada się o borderach jak najgorzej, opowiadała mi że ma kilku takich pacjentów i z całego serca nienawidzi tych wizyt - są to ludzie którzy przychodzą do niej po to żeby wyładować swoją agresję, nie współpracują, zachowują się jakby każdą pomoc chcieli programowo odrzucić, czyli chociaż w tym sensie nie pasuję do szablonu. Ostatnio pożyczyła mi świetną książkę "Uratuj mnie" właśnie o borderach, bo lubimy sobie pogadać o różnych przypadkach w czasie moich wizyt, ja jej wcześniej pożyczyłam "Anatomię depresji". Ale wracając do BPD, problem w tym że mnóstwo ludzi którzy robią te testy otrzymuje wyniki na "tak" - to dlatego że pytania w nich są bardzo ogólne i dotyczą zachowań, a nie przyczyn... Tak mi przyszło do głowy że może raczej należałoby ankietować bliskich osób "podejrzanych", bo to w nich border uderza najmocniej, mi jest trudno ocenić kiedy się wyżywam, krzywdzę, odrzucam, a kiedy jest to normalna reakcja na stres, złe traktowanie, itp. Co do związków z borderami którzy nie chcą się leczyć - zaczynam widzieć że to jest po prostu tragedia, niestety na podstawie swojego związku. Nie wiem co jest mojemu chłopakowi, BPD czy depresja/ nerwica, dla mnie straszne jest to że ten człowiek, mimo że mnie kocha, systematycznie i gruntownie niszczy owoce mojej pracy z psychiatrką, odbiera wiarę w to, że moje uczucia, myśli, poglądy mają jakiś sens, wpędza w poczucie winy podczas kiedy to on mnie krzywdzi i odrzuca. Zaczynam mieć tego dosyć, no ale go kocham. Tylko szkoda mi tej odzyskanej z trudem równowagi, boję się tam wrócić, a było już tak pięknie... Oczywiście leczenia odmawia, bo niby czemu ma się leczyć, on jest po prostu zmęczony/ stresuje go praca/ boli głowa/ krzyczę na niego to czego mam się spodziewać ?! Czy to nie jest coś nie tak, jeśli ktoś przez 90% swojego życia jest zmęczony, zestresowany i coś go boli??
  7. CzarnaZebra

    Moja Historia

    hello mam nadzieję ze choć trochę ci tu pomożemy. A co jakbyś umawiał się najpierw w głośnych miejscach, np na koncercie? rozmowę masz wtedy z głowy, jest szansa że oswoisz się z nową osobą i potem pójdzie łatwiej. Do wyboru pozostaje jeszcze kino, teatr, opera - polecam szczególnie, fajna sprawa! Zdradzę ci pewien sekret - poszukaj osoby szczególnie gadatliwej. Są tacy (np. moja rodzona przyjaciółka) którzy są szczęśliwi tak długo jak mogą gadać i ktoś ich słucha - co nie jest trudne w tym wypadku bo ona gada ciekawie. No wiesz, ktoś kto ci opowie o ostatnio przeczytanej książce, najnowszym artykule znalezionym w necie, dziwacznej pani napotkanej na ulicy, zabawne historyjki które przydarzyły się prababci w młodości itp itd. A ty tylko słuchasz, dziwisz się , śmiejesz, przytakujesz... Pozdrawiam serdecznie
  8. silica - polecam, takie tabletki z minerałami ze skrzypu, dobre i na włosy i na paznokcie, a wg ulotki też na cerę ale tego nie wiem bo ja mam dobrą
  9. CzarnaZebra

    Moje marzenie

    Hello! Kto chciałby mi pomóc? Możecie kliknąć tu: http://lekko.o2.pl/marzenie/1193 i zagłosować na mnie? Dzięki!
  10. Cześć Sergius miło Cię widzieć w naszym warszawskim kółku. Ogłaszam że wznawiam kontakty ze światem a poza tym nadal żyję - bo jakieś insynuacje były, że niby wyleczyło nas czy jakie licho...c Czyli jakby ktoś, coś - to ja chętnie
  11. proponuję docelowo Tolę, a dla spóźnionych podam swój kom: 605 728 828. Nie kasujcie tego posta do wieczora proszę, potem sama usunę, a to nam bardzo życie ułatwi.
  12. a mi się dobrze pracuje z moją bezgranicznie bezmyślną szefową... i jestem jedyną osobą która potrafi z nią wytrzymać. Nawet ją trochę podziwiam, jak na kogos tak głupiego radzi sobie doskonale
  13. jasne że pasuje - tylko moją osobistą sugestią dla wspólnego dobra jest żebyśmy wybrali inny lokal - w gęsi piwo drogie i rozwodnione, obrzydliwe... nie mówiąc już o tym że w środku duszno i głośno a na zewnątrz roztacza się piękny widok na skrzyżowanie :/ Ale żeby się zebrać miejsce jest ok - dalej mogę robić za przewodnika, wychowałam się praktycznie na tych polach
  14. Środa mi pasuje ale najwcześniej o 19. Gdzie proponuję? Ja bym preferowała przechyły, ale jeśli komuś to niezbyt odpowiada, to moze być inne miejsce, chociażby nawet i na polach mokotowskich, ale może raczej Tola, nie lubię lolka i wiekszosci tamtejszych knajp. Tylko prosze ustalmy coś konkretnego bo mi się tydzień zdezorganizuje jak nie podejmiemy jakoś spójnie decyzji.
  15. ooo, no to choćby i 15, urodziny trzeba świętować
  16. moja pierwsza rozmowa z psychiatrą wyglądała tak że ona usiłowała ustalić co mi jest a ja siedziałam i chlipałam nad swoim marnym losem... ale jakoś połapała się co mi jest Więc tu nie ma nic do umienia, oni są od tego żeby umieć rozmawiać. Moja trzecia rozmowa była już głównie na temat książek Myślisz że dasz radę bez tego? jeśli tak, to super... ale sam już widzisz że szukasz pomocy z zewnątrz, więc nie wiem czy warto wykorzystywać resztki sił do tego zeby udawac że da się radę, bo w ten sposób tylko i te resztki wypalisz. Pewnie łatwiej pogadać anonimowo z kimś kto też ma takie doświadczenia niż z lekarzem... tylko że tu mnóstwo rzeczy wchodzi w grę, nie sądzę żeby za pomocą forum dało się całkowicie rozwiązać Twoje problemy. Niektórzy bioenergoterapeuci leczyli przez TV... ale ja jestem jeszcze za kiepska przez net mogę nie dać rady.
  17. hofi, tak - zmienić lekarza. Iść prywatnie i niech zmieni Ci leki. Ja z depresją walczę od około 6 tygodni dopiero a lekarka leki zmieniała mi już 2 razy, no i ten trzeci lek zadziałał. A twoje objawy są ogromnie podobne do tego co miałam po pierwszym leku (Doxepin). Na tym co mam teraz absolutnie mogę uwierzyć w to, że za pół roku będę zdrowa, na doxepinie z trudem przychodziło mi uwierzyć w to, ze dożyję najbliższej wizyty. Leki w psychiatrii dobiera się niestety metodą prób i błędów, dlatego ważne jest subiektywne wrażenie - pomaga albo nie. Bo one mają leczyć nastrój, a nie da sie wyleczyć nastroju czymś, co wywołuje złe samopoczucie samo z siebie.
  18. właśnie przeczytałam w pewnej dobrej książce, że dopiero świadomość bólu, jaki nastąpi, kiedy stracimy naszych najbliższych pozwala nam w pełni zadbać o relacje z nimi, opiekować się sobą nawzajem, cieszyć się ich obecnością - tu i teraz. Cokolwiek nastąpi, będzie miało miejsce w przyszłości, i to raczej odległej. Więc nie zatracaj się w tych myślach, bo w ten sposób tracisz cenne chwile kiedy macie siebie nawzajem. Wszystko ma w życiu swój czas, żałoba także, ale to nie jest jej czas.
  19. Witaj Krystian2 Świetnie Cię rozumiem. Znalazłam się w podobnej sytuacji, tylko miałam więcej szczęścia. Chociaż wtedy bym tego tak nie nazwała. Pewnego dnia, zamiast iść do pracy, obudziłam się z płaczem i tak płakałam nad sobą. Nad tym, że moje istnienie straciło jakiekolwiek oznaki sensu. Nic nie czuję, tracę wszystko co ma jakąkolwiek wartość, potrafię tylko niszczyć - siebie i innych. A szczęście? Polegało na tym, ze jeszcze tego samego dnia byłam u psychiatry (gdzieś pomiędzy kolejnymi falami rozpaczy zadzwoniłam do swojej przyjaciółki żeby przekazała swojej siostrze z którą pracuję że już nie przyjdę do pracy, a ona zawiadomiła mojego ojca), od razu dostałam leki, do firmy trafiło moje L4. No i dzięki temu przetrwałam ten najcięższy okres, nie wyrzucili mnie z pracy co by na pewno nastąpiło gdybym po prostu przestała przychodzić, przyjaciele od razu wiedzieli co się ze mną dzieje i włożyli mnóstwo starań żeby mnie jakoś z tego wydostać. Teraz - nadal niestety niewiele czuję, to jest zaledwie cień dawnych emocji - ale mam leki w końcu dobrze dobrane, wróciła mi pamięć, koncentracja, chęć do życia po prostu... Nie wiem co oznacza że zawiodłeś przyjaciół, jeśli chodzi o ty, ze ich unikasz, to nie przejmuj się tym - po prostu z nimi pogadaj, powiedz im jak jest. Nie trac nadziei - obecnie prawie każdego chorego na depresję da się "ustabilizować", lekami albo różnymi terapiami, a życie szybko wtedy zaczyna układać sie samo. Najważniejsze to przegonić mrok z własnej głowy. pozdrawiam cię serdecznie, 3maj się, pamiętaj ze zawsze możesz pogadać.
  20. kto mówi że dzisiaj... niech kazdy kto by chciał zdąży przeczytać i napisze jak komu pasuje. No chyba ze nikt nie chce...?
  21. ech chłopaki trochę wam zazdroszczę... wiecie jak to jest - nie czuć nic...? kompletnie nic? od wielu, wielu miesięcy (czy to już lat?) nikt nie wywołał we mnie nawet złudzenia prawdziwego uczucia... To jest dopiero smutne.
  22. hello może się znowu spotkamy? Co wy na to? Może ktoś jeszcze?
  23. Hello Astan niestety to co mi się nasunęło jako pierwsze, to - że Twoja choroba to najczystsze lenistwo Tylko się nie obrażaj na mnie... Ale tyle wynika z tego co napisałeś. no bo tak naprawdę to zrobiłeś wszystko żeby pokazac że problemu właściwie nie masz... Prawie każdy ma nieprzyjemne uczucie w żołądku podczas stresu. Albo inne takie przykre objawy, tak się właśnie stres objawia. No i marzyciel jesteś, może trochę wrażliwszy od innych i przez to bardziej analizujesz swoje samopoczucie. Kiedyś znajdziesz swoje miejsce. Napisz coś więcej skoro się tu pojawiłeś, to zapewne tak różowo to jednak nie wygląda, pożartowac można ale chyba nie takiej odpowiedzi oczekujesz. Pozdrawiam
  24. tictac witaj wśród nas - miło Cię poznać
×