-
Postów
4 076 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Dla mnie pisanie ciągle tego samego do siebie to "normalka" i mojej mentalności to nie razi. W ogóle "mierzi" mnie stawianie mi "normalnych" wymagań wobec mnie. Każda dłuższa spowiedź dla osób z takimi skłonnościami do skrupułów jest rażąco niewskazana. Wymagania takie jak spowiedź z dłuższego okresu są dla mnie "zabójcze". Mam problem z "ogarnianiem" życia. Bycie dziwacznym świrkiem to dla mnie normalność od dzieciństwa. Nie mam doświadczenia w zakresie "bycia normalnym", "bycia zwykłym człowiekiem". "Nie czuję potrzeby socjalizacji". Społeczeństwo jest dla mnie "OBCE", moja mentalność nie przejmuje się nawiązywaniem znajomości i normalną komunikacją z innymi. Razi jakimś chorym autyzmem. W jakimś stopniu "żyję w swoim świecie". Jestem upośledzony i nie zanosi się na to, aby do mojej śmierci się to zmieniło.
-
Komentarz z pewnego forum na post o tej treści, co powyżej w tym wątku: Skomentowałem to tak:
-
W ostatnim czasie mam religijne refleksje które wyglądają NIESAMOWICIE. Są nawet bardziej "niewiarygodne" niż moje bardzo liczne koincydencje. Mam w myśli idee, że moja kondycja jest Wielką Mentalną Nietypowością (WMN) i Wielką Ukrytą Niepełnosprawnością (WUN), która jest "Rodzicem" wszystkich innych "mentalnych nietypowości" i "ukrytych niepełnosprawności". WMN, WUN z definicji jest dla mnie zjawiskiem nadprzyrodzonym i wygląda na "tajemniczy dopust Opatrzności".
-
Do przyjaźni małżeńskiej czy rodzicielskiej chyba ewidentnie się nie nadaję. Czytałem o wielu osobach z zespołem Aspergera i są dużo mniej "dziwaczne" od mojego przypadku. Przeprowadzam ostatnio bardzo zaawansowane rozważania religijne, myślę, że mi pomagają, wyglądają mi na jeszcze niezwyklejsze niż koincydencje. Schizofrenicy wcale tak "dziwnie" na tle mojego przypadku nie wyglądają, nawet ci gorzej funkcjonujący, leżący w szpitalach. Typowy aspergeryzm to też wyraźnie inny profil kondycji niż w moim przypadku. "Nie mam kontaktu z rzeczywistością" w pewnym stopniu. "Normalne życie" to coś "zabójczego" dla mojej psychiki, stąd nieprzystosowanie do życia rodzinnego, społecznego i zawodowego. Nie oznacza to, że nie mogę mieć kontaktów społecznych czy wykonywać jakichkolwiek zajęć (np. chodzenia do sklepu na zakupy, studiowania). Leki na schizofrenię nie wyglądają na coś potrzebnego w moim przypadku, bo moja choroba przypomina jakieś "grube upośledzenie umysłowe" bez niepełnosprawności intelektualnej, a nie "postradanie zmysłów", które skutecznie leczy się lekami psychotropowymi i leżeniem w szpitalu psychiatrycznym. Wygląda na to, że przez tę autystyczną, upośledzającą chorobę celibat do końca życia jest jedynym dobrym rozwiązaniem w moim przypadku. Tak "oderwana" i dysfunkcyjna" psychika, która "jakby śniła cały czas", tym bardziej wyklucza życie kapłańskie, duchowne czy konsekrowane. Raczej jestem "skazany" na bezżenność i umartwienie z nią związane ze względu na niepełnosprawność rozwojową i przewlekłą. Mimo wysokiej inteligencji jestem jak to stereotypowe "biedne dziecko z zespołem Downa". Mam "książkowy" i "znakomity" przypadek "ukrytej niepełnosprawności". Powiedziałbym, że to rzeczywiście jakiś rodzaj kalectwa i upośledzenia. W sferze religijnej doszło do "masakry" w moim przypadku (Wielki Zamęt, "trwoga egzystencjalno-eschatologiczna", straszne skłonności do skrupulanctwa).
-
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Bardzo dużo rozważam w ostatnim czasie. Odbyt i defekacja kojarzą mi się z oczyszczeniem środka, usunięciem obrzydliwości z wnętrza. "Wymyśliłem" fikcyjną istotę nazwaną "feflurprodo" (fe - od "fekalia", fl - od "flatus", ur - od "uryna", prod - od "produkować", o - końcówka rodzaju nijakiego). Istota ta nie jest mężczyzną, nie jest kobietą, jest rodzaju nijakiego. Nie ma dzieci, nie ma matki, ojca. W ogóle nie ma genitaliów, układu płciowego. Jest łysa, nie ma brody, wąsów. U kończyn ma sześć palców, nie pięć. Ale sylwetkę ma ogólnie jak mężczyzna w wieku około czterdziestu pięciu lat. Nie ma popędu płciowego w ogóle. W ogóle nie czuje uczuć seksualnych. Jej pracą jest jedzenie, picie, defekowanie, flatulowanie i urynowanie. Je mnóstwo, pije mnóstwo, defekuje bardzo dużo, bardzo dużo też flatuluje. Nie cierpi fizycznie. Stworzenie takiej istoty nie ma sensu. Ale ta "konstrukcja myślowa", która pojawiła się u mnie dzisiaj, służy mi do rozważań. Nie chcę mieć z jej powodu grzechu, nieczystości. -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Realizacja obrzydliwych pokus i zboczeń na Aspijce wygląda mi bardziej obrzydliwie niż realizacja ich na nie-Aspijce. Ne interesuje mnie "seks". Nie chcę mieć orgazmu. Jeśli byłaby taka możliwość, to chciałbym poczynać potomstwo przez nadprzyrodzone ściskanie opisane w objawieniach bł. Anny Katarzyny Emmerich odnośnie Poczęcia Niepokalanej Dziewicy (http://pasja.wg.emmerich.fm.interiowo.pl/zycie_jezusa9.htm), gdzie rozkoszą była nadprzyrodzona ekstaza; dzięki temu z żoną mógłbym poczynać bez współżycia genitalnego, które zwykle jest związane z orgazmem, przynajmniej u mężczyzny. Ale po grzechu pierworodnym chyba nikt poza rodzicami Niepokalanej Matki nie otrzyma przywileju takiego poczęcia. Nie chcę współżyć, wywoływać orgazmu nie dla świętej prokreacji. A stosunek waginalny w dzień płodny nie daje gwarancji poczęcia. Chciałbym w życiu począć tyle dzieci, ile odbyłem współżyć. Dla kogoś tak osobliwego jak ja poczynanie dzieci z kobietą niemającą autism spectrum disorder jest nudne, nieatrakcyjne do tego stopnia, że lepszy już celibat do śmierci niż "obca z natury" żona, zwłaszcza jako matka potomstwa. Jakbym spłodził potomstwo z Aspijką, to dla mojej natury byłoby to coś bardzo pięknego, bo spłodziłem dziecko z osobą, która ma coś, co jest moim specjalnym zainteresowaniem, bo spłodziłem dziecko z fascynującą dla mnie kobietą, czyli Aspijką. Czytałem o niejednej Aspijce mającej potomstwo, nawet czytałem o rodzinie złożonej z samych Aspich. Jak dziecko ma umrzeć w grzechu ciężkim, to oczywiście nie chcę w ogóle go poczynać, nie chcę w ogóle współżyć. Na co się wtedy angażować? Jak chociażby jeden z małżonków ma nie dostać się do Nieba, to po co wtedy małżeństwo? Nie chcę takiej więzi, takiej przyjaźni, co jest tylko w doczesności! Moja natura krzyczy o wybraną Aspijkę jako szczególną przyjaciółkę na wieki, może nawet matkę potomstwa. Celibat jest dla niej jakby przyczyną bzika dysfunkcyjnego robiącego ze mnie "bezrobotnego", odizolowanego schizola jeszcze gorszego niż przedtem. Do posiadania potomstwa w moim stanie raczej się nie nadaję... Myślę, że to może być kwestia niezdolności do używania rozumu (patrząc na moje upośledzenie psychiczne, problemy z życiem religijnym). Nie myślę "osobowo", posiadanie dziecka może mi wyglądać po prostu na "pracę". Nie chcę "seksu". Nie chcę zdrady, oddalenia żony, rozwodu, nieważnego małżeństwa! Nie chcę współżycia nie dla prokreacji. Orgazm, wytrysk, erekcja, przyjemność seksualna, pożądliwość, nie dają szczęścia. Mi z tych dwóch ostatnich może być trudniej zrezygnować niż z trzech pierwszych, mogę mieć problemy z określeniem, co jest przyjemnością seksualną czy erekcją, orgazm, erekcję i wytrysk łatwiej rozpoznać. Ale moja natura chce intymnie patrzeć na nagie piersi żony-Aspijki czy nawet ich dotykać (nie w celu wywołania podniecenia seksualnego u kogokolwiek, nie mówiąc o orgazmie). Dla mojej natury może być fascynujące to, że Aspijka ma wulwę, piersi, pośladki, brzuch, uda. Mam jakąś "obsesję" na punkcie seksualności. Chce spać z żoną w jednym łóżku w ciemności. To dla niej coś bardzo intymnego. Chce dotykać jej pośladków, zakrytych tylko częściowo majtkami lub samą długą koszulą nocną. Chce "potężnej dawki intymności cielesnej" przez kontakt z żoną. Nie chcę poniżać żony przez realizację ohydnych perwersji czy inne formy nieczystości. Niestety, żona miałaby i czyniła to, z czym związane były moje obrzydliwości. Ona też usuwałaby to, co zbędne z organizmu, przez odbyt, a owe substancje nie wyglądałyby zbyt ładnie i nie pachniałyby zbyt ładnie, zaś ich wydalaniu towarzyszyłyby wzbudzające zakłopotanie dźwięki. Żona nieraz na dobę wydalałaby z jelit także substancje gazowe, czemu nieraz towarzyszyłby związany z zakłopotaniem dźwięk, zaś zapach tych substancji byłby raczej nieładny (czy nawet bardzo nieładny). Której Aspijki bym nie wybrał, każda by to robiła (chyba, że byłaby jakaś łaska nadprzyrodzona wstrzymująca czynności fizjologiczne czy jakiś rzadki problem ze zdrowiem). -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Dziwne, że mamy tak dużo podobnego. Brak potrzeby bycia kochanym, osobliwe zboczenia, jakiś dziwny autyzm niepodobny do tradycyjnego... Koprofilia jest bardziej upokarzająca dla partnerki i bardzo poniżająca jej godność. Chociaż może być mniej niebezpieczna czy bolesna dla niej. Koprofilia okrutnie wykorzystuje osobę płci żeńskiej, robiąc z niej "cuchnące wydaliny". Tak samo atrakcyjny może być dla zboczonej natury fakt wydalania gazów jelitowych, które cuchną. Myślę, że zrobiłem wyraźne postępy w walce z tym "wieprzostwem" w ostatnim czasie. -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Koprofilia i tym podobne wynaturzenia wyglądają mi na wyjątkowo poniżające człowieka (który jest obiektem realizacji perwersji) zboczenia seksualne. Jakby zionęły szatańską pogardą dla (w moim przypadku) ludzi płci żeńskiej. Drugi człowiek nie jest zredukowany do przedmiotu do wykorzystania i żałosnej zabawy marnotrawiącej duchowy potencjał i burzącej Porządek duchowy, lecz do "żyjącego, wstrętnego i ohydnego, śmierdzącego "G***A""! W tym zboczeniu osoba płci żeńskiej to "osobowe, żywe, czujące, myślące, ohydne, odrażające, obrzydliwe, cuchnące strasznie "G***O!"". W tej haniebnej pokusie jakby zawierała się jakaś nieopisana nienawiść, piekielna pogarda i wściekłe, złośliwe, okrutne upokorzenie kobiety. Czyżby to była po prostu perfidna, bolesna dla osób płci niewieściej zabawa szatana, a nie tylko dziwaczna parafilia? Koprofilia to takie odrażające poniżenie kobiety... Skąd tyle ohydnych uczuć wobec kobiet? Czy chcę tej parafilii? NIE!!! -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Czuję, że bardzo brakuje mi fizycznej intymności z płcią przeciwną. Mojej naturze bardzo się nie podoba życie w bezżenności, brak intymnego fizycznego kontaktu. To wygląda mi na coś podłamującego i dodatkowo okaleczającego. "Nie mam ochoty" na życie jak zakonnik czy ksiądz! A tak żyję przez bezżenność obecnie. Dlaczego celibat, życie w całkowitej abstynencji seksualnej jest dla mnie takie "dołujące"? Bardzo dużo myślę na temat seksualności. Celibat jest dla mnie utrapieniem. Nie mam żony, nawet nie mam kogoś, do małżeństwa z kim się przygotowuję. "Strasznie" mi się żyje bez możliwości łagodzenia pożądliwości związanej z małżeństwem. Brakuje mi żony, kobiety. W bezżenności widzę w swoim przypadku głównie "katusznictwo". Doszedłem do wniosku, że orgazm, wywoływanie wytrysku i współżycie mają być tylko dla prokreacji i jest to dla mnie logiczne (choć dla wielu coś takiego może wydać się czymś bardzo trudnym), ale rezygnacja ze wszystkich form intymności cielesnej w małżeństwie wygląda dla mnie na robienie z siebie inwalidy i obłąkańca (chyba, że ma się talent duchowy na poziomie osoby przeznaczonej do życia konsekrowanego, kapłaństwa czy jest się autentycznie aseksualnym). Moja natura zdecydowanie NIE chce żyć z żoną jak brat z siostrą, nie chce ograniczać intymności fizycznej do współżycia (które dla mnie ma oznaczać prokreację). Potrzebuję "przytulanki", mam straszny pociąg fizyczny do płci przeciwnej. Moja natura jakby POTRZEBOWAŁA tych rozkoszy małżeńskich, których można zażywać bez obawy grzechu. Przez bark żony muszę sobie ich odmówić. Mojej naturze zdecydowanie nie chce się żyć w małżeństwie tak, jak czynili to Bolesław Wstydliwy i św. Kinga czy biblijni Tobiasz i Sara. Dla niej takie małżeństwo (białe, bez nawet współżycia dla prokreacji czy współżycie dla prokreacji bez zaspokajania pożądliwości (myślę, że tym odznaczali się Tobiasz i Sara)) jest czymś "ponad siły", "udawaniem zakonnika czy kogoś o heroicznych cnotach, wyniesionego na ołtarze". A ja chcę tylko zbawienia siebie, żony, potomstwa, rodziny, bez czyśćca, ale dążenie do heroiczności moją mentalność oburza... Obecnie i tak muszę praktykować czystość na poziomie "jakby heroicznym" i jest to "bolesne". -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Myślę, że w ostatnim czasie zrobiłem znaczny postęp w walce z moimi zboczeniami. Potrzebne do tego było dużo religijności i refleksji. Realizowanie na kimś czynności koprofilnych, flatufilnych czy tym podobnych to jakieś wielkie poniżenie godności drugiej osoby, zrobienie z niego "masy śmierdzącego g****". To coś wyjątkowo upokarzającego dla człowieka. W związku z tym wolałbym nigdy nie widzieć odbytu własnej żony. To stanowi dla mnie pokusę do ohydnych zboczeń. Ale mam pragnienie spędzania każdej nocy z żoną w samych majtkach. Mogę mieć ochotę klepać ją po pośladkach, ugniatać czy głaskać jej pośladki (ale nie tak, żeby przenikał wstydliwy zapach z okolic odbytu; nie chciałbym też widzieć odbytu czy jego najbliższej okolicy ani dotykać tych fragmentów ciała) - nie po to, by ktoś miał orgazm. Pokusę stanowi dla mnie także ściąganie majtek żony, nawet na trochę, aby ujrzeć jej bruzdę pośladkową, a nie odbyt. Bruzda pośladkowa kojarzy mi się z tym, co cuchnące i wolałbym jej w ogóle nie widzieć u osób płci przeciwnej. Mojej naturze bardzo się nie podoba życie w bezżenności, brak intymnego fizycznego kontaktu. To wygląda mi na coś podłamującego i dodatkowo okaleczającego. "Nie mam ochoty" na życie jak zakonnik czy ksiądz! A tak żyję przez bezżenność obecnie. Dlaczego celibat, życie w całkowitej abstynencji seksualnej jest dla mnie takie "dołujące"? Bardzo dużo myślę na temat seksualności. Celibat jest dla mnie utrapieniem. -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Moja natura nie chce dla siebie takich rzeczy, jak brak regularnej intymności fizycznej w małżeństwie, życie w zakonie czy wymagająca szczególnego poświęcenia heroiczność cnót, gdyż zdecydowanie nie czuje się na siłach do takich zadań. Są tacy ludzie, którzy otrzymują łaski potrzebne do tego, by tak żyć. Ja mam to pierwsze ("brak regularnej intymności fizycznej w małżeństwie") i mam myśli, że to mnie dołuje, "rozwala", "ogłupia". Nie chodzi tu o szczytowanie czy współżycie (które rezerwuję dla prokreacji), a o np. widok nagich piersi małżonki, widok żony w samych majtkach, dotykanie jej krągłości, spanie z żoną w jednym łóżku (najlepiej w samych majtkach) co noc, mówienie do niej czułych słów (np. "kwiatuszku", "kochanie" czy zdrabnianie jej imienia), całowanie jej (zwłaszcza w twarz), głaskanie jej, przytulanie się do niej (zwł. w łóżku), patrzenie na nią. Może nawet nie być wzwodu czy seksualnego podniecenia. Niestety, mam ewidentną potrzebę zachowań seksualnych i życie niczym zakonnik jest dla mojej natury jakby rodzajem utrapienia Nie chcę się masturbować, zaspokajać pornografią itp. -
Całą swoją kondycję mogę podejrzewać o bycie czymś nadprzyrodzonym. Moja perwersja wygląda mi szatańsko, jakby prosto z Piekła pochodziła, od duchów nieczystych, upadłych aniołów, a więc miałaby jakieś nadprzyrodzone źródło (niedobre istoty duchowe). Czytałem w Dzienniczku św. Faustyny o iskrze, która wyjdzie z Polski i przygotuje świat na ostateczne przyjście Zbawiciela, to miałem myśli, że to ja jestem ową iskrą (a nie np. św. Jan Paweł II), co wygląda na mocne idee urojeniowe. Mam rozważania duchowe, które określiłbym jako naprawdę zaawansowane. "Nie potrafię żyć normalnie", mam inny sposób funkcjonowania, "nieźle autystyczny". Bycie kapłanem czy zakonnikiem jest ewidentnie niekompatybilne z moją kondycją. Dla mnie milczenie wewnętrzne wygląda na udrękę czy coś niemożliwego, ciągle myślę o czymś, co mi się podoba, "nie potrafię" spokojnie ustać w miejscu, ciągle "coś robię" (chociażby w myślach). Jestem "infantylny". Jestem "kosmitą", mam ukrytą niepełnosprawność. Kontakt ze mną może być bardzo irytujący dla kogokolwiek Natura nie ma "tradycyjnej" emocjonalności. Jakby nie rozumiała potrzeby bycia kochanym, choć nie wyklucza założenia rodziny i PRAGNIE małżeństwa (dobrego, świętego). Nie chce heroizmu, chce wygody. Dla niej jakby albo coś było bardzo łatwe, albo "nie do wykonania". "Ma być komfort i już!". Bezpieczeństwo jest dla niej ważniejsze niż prestiż. Uznaje, że musi być jakiś rozsądny ład (np. odrzuca rozwiązłość i pijaństwo). Ale nie chce tragedii. Możliwe, że nie ma nikogo takiego jak ja, nie było i nie będzie. "
-
Moja autystyczna natura jakby "wrodzenie" wierzyła w to, co pod b), że nawet Szatan będzie zbawiony na wieki, nawróci się; uznaje, że zwierzęta są nieśmiertelne, choć bezrozumne, bezosobowe i każde z nich po śmierci osiąga jakiś rodzaj wiecznej szczęśliwości. Dla niej wieczne potępienie czy torturowanie jest jedynie "bezsensownym sadyzmem".
-
Jeżeli chodzi o życie jak ksiądz czy zakonnik, to rzeczywiście jest dla mnie SZKODLIWE i nie nadaję się do takiego powołania. Nawet zwykła spowiedź jest w moim przypadku dużym problemem. Mam porządny autyzm i "z natury" funkcjonuję ewidentnie inaczej. Z taką kondycją nie ma szans na pełnienie wielu funkcji życiowych, np. osoby duchownej czy żołnierza.
-
Miałem specjalistyczną diagnozę, po której stwierdzili, że mam zespół Aspergera. Czytałem o wielu osobach z tą diagnozą i wcale nie były tak "osobliwe" jak ja. Zdaje mi się, że osoby z tego rodzaju problemami mają szczególne tendencje do ateizmu, może i do nieortodoksyjnego patrzenia na religijność. Stwierdziłem, że tacy jak ja powinni mieć limit grzechów wypowiadanych podczas jednej spowiedzi, przed rozgrzeszeniem (np. do dziesięciu). Liczba tego, co należałoby powiedzieć na spowiedzi, "przerażała" mnie. Co do seksualności - czuję w sobie straszną potrzebę małżeństwa. Od dzieciństwa mam obrzydliwe preferencje seksualne, za które się ostatnimi czasy bardziej zabrałem (aby się ich pozbyć, wyleczyć się z nich). Ich realizacja byłaby poniżeniem, upokorzeniem żony, kobiety czy jej godności. Mój tata miał dwoje narodzonych dzieci, gdy kończył 25 lat. Ja do tego czasu raczej się nie ożenię. Podoba mi się to, że miałem tak młodych rodziców (tata miał niespełna 21 lat, gdy mnie począł, mama jest o ponad rok starsza). Mi mniej niż rok zostało do ukończenia dwudziestego piątego roku życia. W moim przypadku współżycie czy szczytowanie tylko dla prokreacji może być mi łatwiej zaakceptować i zrozumieć, ponieważ nie mam "normalnych" potrzeb emocjonalnych, żyje mi się bardzo wygodnie (więc i ograniczyć doświadczanie szczytowania dla celu poczęcia tym bardziej by wypadało, choćby jako dziękczynienie) oraz przeprowadzane (powiedziałbym, że zaawansowane) rozważania teologiczne. Chcę, aby żona przede wszystkim była święta i czysta, aby cała rodzina poszła do Nieba, najlepiej bez czyśćca (nikt nie musi być wyniesiony na ołtarze, ale każdy musi zostać zbawiony). Ale małżeństwo z nie-Aspijką jest dla mojej rażąco innej natury "be" i "obrzydliwe", jeżeli to ja miałbym być mężem. Jestem jakby "zakochany" w Aspijkach... One mają coś podobnego do mnie, i to od dzieciństwa. To nie tylko natręctwa czy skrupuły, ale ogólna odmienność. Realizacja moich wstrętnych pokus na Aspijce wygląda mi gorzej, niż realizacja ich na innej osobie płci żeńskiej. Celibat może mi dokuczać bardzo mocno i podcinać skrzydła!
-
U mnie też zaburzenia postępują, ale nie tak nagle. Do ok. 3 r. ż. mogłem być "całkiem normalny", ale już przed ukończeniem 7 r. ż. pojawiły się wyraźne problemy (np. miałem napisane o "zaburzeniach emocjonalnych", a babcia zabierała mnie do bioenergoterapeuty). W gimnazjum miałem dużo natręctw kontrolujących i głupich zachowań. W liceum zaczęły się problemy religijne (poważne), ok. 16 r. ż. pojawiła się "podejrzliwość" wobec obcych, jeszcze przed osiemnastymi urodzinami były u mnie pewne bardzo dziwaczne myśli. Koincydencje, których nie uważam za objaw psychotyczny, pojawiły się przed dwudziestymi trzecimi urodzinami. Poziom funkcjonowania nie rośnie u mnie z wiekiem. A nietypowość wzrasta, choć już we wczesnym dzieciństwie była pokaźna.
-
Nie ma się z czego śmiać. Mnie te koincydencje mogą bardzo fascynować. Dla mnie to zjawiska niewyjaśnione, wyglądające na nadprzyrodzone, o bliżej nieokreślonym pochodzeniu. Są zbyt skomplikowane, zbyt liczne, aby były po prostu objawem psychotycznym czy nawet czymś niezamierzonym"przypadkiem", na co mi nie wyglądają - za dużo tego). Koincydencja z 18.12.2015 była naprawdę duża, stanowiła rozwinięcie wcześniejszej koincydencji z września 2014 r. Miałem ją właśnie wtedy, gdy napisałem o koincydencjach z 22.09.2014! Nagle "posypały się skojarzenia" z tym, co wiąże się z 22.09.2014, a za około pół godziny pojawiły się kolejne koincydencje przez ten sam kanał telewizyjny!
-
Dziś czy moze wczoraj pojawiło się w myśli u mnie stwierdzenie "prawdziwa normalność to świętość" czy "świętość to prawdziwa normalność", i , z tego, co pamiętam, to myślałem, aby napisać to zdanie w forumowej "Księdze myśli i refleksji". Oto pierwszy post z dziesiątek strony "Księgi myśli i refleksji", który dziś zobaczyłem (http://www.nerwica.com/ksi-ga-my-li-i-refleksji-t45009-126.html#p2166671): I napisałem to, o czym myślałem wcześniej (http://www.nerwica.com/ksi-ga-my-li-i-refleksji-t45009-126.html#p2176406):
-
Wydaje mi się, że osoby o bardziej tradycyjnym podejściu do religii raczej uznawałyby osoby takie jak ja za "pospolitych grzeszników" czy co najwyżej skrupulantów, a nie za osoby upośledzone. U mnie jest problem z funkcjonowaniem ogólnym. Rodzina widzi we mnie raczej "normalnego", a nie chorego umysłowo. Mama myśli o tym, abym zrobił prawo jazdy, pewnie chciałaby drugiego kierunku czy doktoratu, babcia nie chce, abym został bezżenny do końca życia. Nawet i najbanalniejsza praca w moim przypadku byłaby wyraźniejszym sukcesem. Biorę lek na natręctwa i myślę, że osłabia on ich objawy, także te związane z religią (niestety, śpi się przez to raczej dość wyraźnie dłużej i o prowadzeniu samochodu nie ma co myśleć, taki lek raczej osłabia koncentrację). Samo wykąpanie się jest też dla mnie sukcesem. Niektóre obowiązki religijne (nie chodzi tu o te proste, takie jak uczęszczanie na Mszę w dni nakazane czy odmówienie kilku krótkich modlitw dwa razy na dobę, które nie są problematyczne) są dla mnie jak bariera rozwojowa. Nie dość, że mam ewidentne skłonności do skrupulanctwa, to jeszcze miałem bagaż mnóstwa rzeczy, o których przeciętny człowiek musiałby wspomnieć na spowiedzi generalnej. A spowiedź generalna dla skrupulantów jest niewskazana czy szkodliwa nawet... Nie jestem samodzielny życiowo. Chodzi tu o znajdowanie pracy i jej utrzymywanie, kontakty z innymi itp. Praca musi być dla mnie także czymś leczniczym, nie katorgą czy walką o przetrwanie. Do rodzicielstwa mnie nie ciągnie, nie wiem też, czy dzieci nie byłyby upośledzone. Moja kondycja to ukryta, niemała niepełnosprawność. Takie osoby mogą być sporym ciężarem dla społeczeństwa, zwłaszcza wtedy, gdy są nieodpowiednio prowadzone i nie mają zbyt wysokich reguł moralnych. Nie można nazywać tego tak, jak nazywa się pospolite kondycje psychologiczne takie jak nerwice czy zaburzenia osobowości. To jest upośledzenie, choroba, autyzm. Nie można tego bagatelizować. Skoro ktoś jest niezdolny do rodzicielstwa (w moim przypadku raczej wygląda to na trwałą, dożywotnią niezdolność), to według nauki katolickiej (zwłaszcza tradycyjnej?) nie nadaje się do tego, by mieć żonę. Powstaje wtedy przymusowa bezżenność, nie ma co nawet szukać sobie potencjalnej żony. Tym bardziej nie nadaje się taka osoba na kapłana czy na osobę składającą śluby (takie jak zakonne).
-
Chcę żyć godnie, ale mam ewidentną niechęć do zaznawania niewygód fizycznych (w tym będących karami za grzechy, także po śmierci). Nie chcę mieć grzechu, zwłaszcza śmiertelnego. Nie chcę być torturowany, doświadczać dyskomfortu fizycznego. Dla mnie udręką może być kąpiel (z powodu za ciepłej lub za zimnej wody) czy czesanie (z powodu drapania głowy). Od niewygody cielesnej wariuję i staję się jeszcze gorszym inwalidą. Po co siebie okaleczać dyskomfortem fizycznym i być jeszcze mniej użytecznym, niż obecnie? Nie czuję potrzeby bycia kochanym przez innych. Duchowość rozumiem jakby przez zasady, reguły, nie przez "emocjonalność". Wierzę w to, że jest Jeden Bóg, osobowy (co jest logiczne), przeprowadzałem nawet rozważania teologiczne, z których wynika, że logiczne jest to, aby Najwyższy Byt był Trójcą, a nie tylko Osobą. Istnienie Wcielenia i Dziewicy-Matki też jest dla mnie logiczne. Cielesność, płciowość, płodność wyglądają mi na coś, co nadaje człowiekowi rodzaj obrazu i podobieństwa do Trójcy. W związku z tym do płciowości i seksualności należy podchodzić bardzo odpowiedzialnie. Grzechy nieczyste (nawet tylko myślą) dezorganizują życie człowieka (te wyraźniejsze, jak np. gwałty, zdrady, robią to w ogromnym stopniu). Łatwo rzuciłem nienormalną formę masturbacji ponad 8 lat temu. Sporo rozważam na tematy związane z duchowością i seksualnością (i dochodzę do ciekawych wniosków, np. że z estetycznego punktu widzenia powinno być tak, że zjednoczenie fizyczne małżonków powinno być tylko w celu prokreacji, a samo współżycie płciowe ma być czymś bardzo odpowiedzialnym i zasługuje na szczególny szacunek, a gdyby nie było grzechu pierworodnego, to współżycie płciowe byłoby tylko dla prokreacji i nie towarzyszyłaby mu pożądliwość (nie byłoby wtedy uciążliwych pokus nieczystych, naga kobieta nie wywoływałaby żądzy seksualnej u mężczyzny, który nie miałby natury skażonej grzechem pierworodnym)).
-
To właśnie jeden z wyraźniejszych objawów mojej odmiany autyzmu - rażąca i nierzadko irytująca jednostronność w relacjach z innymi osobami, tendencja do "wiercenia dziury w brzuchu" niczym mechanicznym świdrem w drewnie. Natura "nie liczy się z wymaganiami rzeczywistości czy otoczenia". Taka choroba może być porządnie drażniąca dla innych.
-
Moja mentalność (nie ja wolitywnie) może uważać tradycjonalizmy religijne za najperfidniejsze zło tego świata, które okalecza ludzi, wiąże na nich straszne ciężary. Przy wizjach piekła spotykanych wśród chrześcijan czy muzułmanów według mojej mentalności horrory i brutalne gry komputerowe bledną... Moja mentalność "staje dębem" wobec dogmatu o piekle, który dla niej jest "zawadą" i "straszliwym absurdem". Myślenie o czymś takim jak kary piekielne może nakłaniać mnie do wściekłego buntu przeciw tradycjonalizmom, a wyznawcy tradycjonalizmów mogą być postrzegani przez moją psychikę jako najgorsi ludzie na świecie, po których nie ma co płakać. Łatwość wiecznego potępienia poraża moją mentalność bardziej niż sama jego możliwość. Dla mnie spowiedź to WYZWANIE. Mam straszne skłonności do skrupulanctwa. Dobrze, że dali mi tę rentę. Byłem i jestem obecnie kawałem "ułoma", nawet wtedy, jeżeli bym pracował i wspomagał tą pracą rodzinę. Osoba dotknięta takim "idiotyzmem" jak ja ewidentnie nie wygląda na kogoś, kto byłby zdolny do małżeństwa (rodzicielstwo wygląda wręcz absurdalnie przy takim upośledzeniu psychicznym i dopuszczanie do niego wygląda na nieodpowiedzialność). Doznaję wyraźnego konfliktu wewnętrznego pomiędzy tym, co mówi mi "serce", a tym, co mówi Objawienie.
-
Oczywiście korzystanie z nierządnic odpada, bo to grzeszne, niskie, szkodliwe, zwłaszcza duchowo.
-
Mamie się chyba nie podoba to, że swoją edukację chcę zakończyć na jednym dyplomie magisterskim i nie zamierzam robić doktoratu czy iść na jakiś kolejny kierunek. Jeden wystarczająco mocno "dał mi w kość", myślę, że i bez problemów religijnych byłoby podobnie w moim przypadku - jestem "oderwany od rzeczywistości", a praca i nauka "jakby musiały" być dla mnie "zabawą", aby były efektywne. W pierwszej klasie szkoły średniej, z tego, co pamiętam, miałem pierwsze dwójki (oceny dopuszczające) na świadectwie. Były też one w drugiej klasie, a w trzeciej, z tego, co pamiętam, dwójek nie było.
-
Boję się tego, że jestem w stanie popełnić grzech śmiertelny, i to niełatwo jest mi to uczynić (np. wystarczy zgodzić się na nieczyste fantazje). Boję się, że te sytuacje z mojego wcześniejszego życia były grzechem śmiertelnym. I tak jestem "idiotą", więc dlaczego te, bardzo głupie co prawda, wybryki, miałyby być mi poczytane jako grzech śmiertelny? Taka osoba nie powinna w ogóle zostać dopuszczona do spowiedzi i Komunii w dzieciństwie, a z pierwszej Komunii zrobiono komercyjną, świecką uroczystość... Jakby jakieś dziecko nie poszło do Komunii, to dla rodziny mógłby być straszny wstyd. Dawniej nie miałem takiej wiedzy na temat duchowości, byłem "zacofany duchowo". Myślę, że raczej mam schizofrenię (F20), a nie tylko zaburzenia schizotypowe. Z diagnozą całościowego zaburzenia rozwoju się zgadzam. Mam też dużo natręctw. Inne osoby z podobnymi problemami (zespół Aspergera) nierzadko są niereligijne, z tego, co czytam. Dla mnie normalne życie religijne (np. normalne spowiedzi i rachunki sumienia, długie modlitwy (i to bez roztargnień), odpowiedzialność rodzicielska i wychowywanie dziecka lub dzieci występująca w przypadku małżeństwa) jest "poza zasięgiem" (nawet rachunku sumienia i spowiedzi "boję się" bardziej niż rodzicielstwa). Na kapłana czy zakonnika ewidentnie się nie nadaję.