-
Postów
4 068 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Dla mojej natury annihilation theory jawi się niemal tak samo źle, jak teologia mówiąca o wiecznych, bolesnych mękach. Problem w tym, że dla mentalności najlogiczniejszą teologią jest teologia powszechnego zbawienia, a ta teologia w swoich bezpośrednich odmianach stoi w ewidentnej sprzeczności z dogmatyką i tradycją katolicką. W umyśle może pojawiać się u mnie też inna teologia - że wieczne potępienie człowieka jest realną możliwością, z której jednak ŻADEN człowiek w historii nie skorzysta.
-
Mentalność chciałaby, aby KAŻDY POJEDYNCZY CZŁOWIEK otrzymał łaskę zbawienia wiecznego. Dla mojej natury wypełnianie obowiązków religijnych jest koszmarem. Mentalność "przeciwstawia się" uzależnieniu czynienia dobra od bycia w Kościele. Dla niej wielu np. protestantów czy żydów zasługuje na większą nagrodę niż niejeden katolik, bo dla niej w ocenie czyjejś wielkości liczą się takie rzeczy, jak odpowiedzialność, cierpienie, czystość intencji, a nie znajomość słusznych doktryn. Dla mentalności "dawny katolicyzm" "jawi się strasznie przez ekskluzywizm i rygoryzm".
-
Ale czyją mocą takie cuda miałyby być czynione? Nie chce mi się wierzyć w cuda w innych religiach. Mentalność "strasznie krytykuje" doktrynę katolicką. Krytykuje strasznie niektóre dogmaty. Np. krytykuje niezbędność sakramentów. Dla mentalności taka religia jawi się jako coś niezdrowego, bo obrzędy stają się w niej ważniejsze niż np. praca i rodzina.
-
Cuda katolickie zdarzają się względnie często. Jest tyle świadectw uzdrowień... Tylko że wizja zbawienia wśród członków Kościoła obecnie dla mojej mentalności zdaje się być wyraźnie inna, niż głoszona dawniej, np. w średniowieczu. Nie chodzi o to, aby czynić cuda mocą imienia Pana, nie chodzi nawet o samo wyganianie złych duchów, ale o to, aby nasze imiona były zapisane w Niebie, abyśmy byli zbawieni na wieki.
-
Przyjmowanie muzułmańskich imigrantów (np. przez Niemcy) wygląda mi na wielką GŁUPOTĘ, NIEROZTROPNOŚĆ I NAIWNOŚĆ. Obawiam się, że Zachód wpuszcza do siebie wielkiego konia trojańskiego.
-
Ale w katolicyzmie wydarzyło się np. tyle cudów. Dla mentalności tradycyjna doktryna katolicka to wielka niesprawiedliwość. Razi ją ogromnie. Mentalność chce wytoczyć religiom "proces sądowy". Chce zmiecenia pewnych doktryn z powierzchni ziemi raz na zawsze, bo są one dla niej bardzo obrzydliwe.
-
Tu nie chodzi nawet o to, czy moja mentalność jest taka zła czy nie, tylko o to, czy jestem w łasce Stwórcy. Mentalność "bardzo niepochlebnie" myśli o doktrynie katolickiej. W religiach widzi wielkie źródło moich problemów. Religie obwinia za to, że jest ze mną aż tak źle. Chce, żeby wszystkim było dobrze. "Od tego wszystkiego dostałem takiego świra, że "we łbie się nie mieści"".
-
Mentalność może nazywać głoszących męki piekielne "największymi heretykami". Dla mentalności tradycja i obrzędy są niepotrzebne. Nie jestem jak bogacz, tylko raczej jestem ułomnym, ubogim prostaczkiem gnębionym przez pokusy i pożądliwość. W życiu zawodowym i społecznym jestem "dno", a to, co się dzieje w sferze religijnej, jest jeszcze gorsze. Dla niej ktoś, kto nie znał Kościoła, też powinien otrzymać łaskę zbawienia wiecznego. Dla mentalności tradycja i obrzędy są "wielkimi zawadami w życiu".
-
Dla mojej mentalności torturowanie wyrodnych dzieci jawi się tak samo jak torturowanie zupełnie niewinnych - bardzo źle! Torturowanie to dla niej coś wyjątkowo obrzydliwego, rodzaj "rozpusty" i "nierządu", tylko o innej podstawie, jakby idolem w tym "nierządzie" i w tej "rozpuście" nie była "przyjemność seksualna", a męka jakiejkolwiek istoty. Dla mentalności także bycie najgorszym grzesznikiem, bluźniercą nie czyni tortur czymś sprawiedliwym. Torturowanie jest dla niej czymś bezwzględnie złym, tak samo jak zgwałcenie. Czymś, co nie powinno istnieć.
-
Moja mentalność nie ma tolerancji dla światopoglądu umiarkowanych i radykalnych muzułmanów (łagodniej ocenia światopogląd tych liberalnych), uważa go za wielkie zło i za coś bardzo szatańskiego. Coś, co wydaje bardzo złe owoce: terroryzm, gwałty, tortury, zabijanie ludzi, nędza, wojny... Dla niej taki system jest "faryzejski", obłudny. Już ateizm jawi się jej jako coś lepszego, choć i on nie jest prawdziwy i ma w sobie ewidentne zło.
-
Mentalność "nie znosi życia religijnego" i chce od niego uciec (nie chodzi tu o np. ZUPEŁNY brak modlitwy). "Buntuje się" przeciwko Tradycji katolickiej, objawieniom świętych Kościoła, możliwości strasznych kar pośmiertnych.
-
Dla mentalności wśród doktryn większości monoteistów na świecie jest tyle zła, że głowa mała. "Zbuntowała się" przeciwko ich doktrynom. "Trudno wyrazić to, co się u mnie dzieje". Mentalność bardzo krytykuje także pewne treści obecne w Kościele Katolickim.
-
Mentalność "myśli", że kult Molocha miał jakieś dodatkowe znaczenie dla złych duchów - że chodziło im także o bezczeszczenie Imienia Najwyższego, tworzenie "podwalin" pod "teologię niepojętej grozy"... W internecie znalazłem taki cytat Tertuliana (urodzony w pogańskiej rodzinie w Kartaginie, gdzie był retorem, nie jest on zaliczony zaliczonego do świętych Kościoła, podobne jak Orygenes), po angielsku i jego szybkie tłumaczenie z tłumacza Google:
-
Dla mentalności "popularna" teologia (obecna nie tylko u chrześcijan, ale i muzułmanów, głosząca łatwość okrutnego potępienia wiekuistego) to... "wino Kartaginy"! Dla mentalności Najwyższy przedstawiony został w niej jako... Moloch czy Baal! "Moloch" pochodzi od słowa oznaczającego "król", a "Baal" dosłownie znaczy "pan". Obrzydliwy bożek ludów kananejskich, dla którego palono dzieci żywcem. Kartagina była w latach 333 p.n.e - 149 p.ne.e stolicą Fenicji, wcześniej był nią Tyr (od ok. 1000 r. p.n.e.) (https://en.wikipedia.org/wiki/Phoenicia). Z https://en.wikipedia.org/wiki/Carthage: The name meant "New City" (compare Aramaic קרת חדתה, Qeret Ḥadatha, and Hebrew קרת חדשה, Qeret Ḥadašah), implying it was a "new Tyre". Nowe Miasto - Nowy Tyr. Tyr bardzo źle się kojarzy w Biblii (rozdziały od 26 do 28 Księgi Ezechiela, zwłaszcza początkowa i środkowa część rozdziału 28 (http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=732), gdzie jest fragment o władcy (królu) Tyru i o upadku tego władcy). Opis ten zdaje się nawiązywać do... samego Szatana! Imię znanego wodza Kartaginy, Hannibala, znaczy "łaska Baala". A dla Baala w Kartaginie palono dzieci żywcem. Fragmenty z artykułu o Molochu w Wikipedii: Wydaje się więc, że dla wielu komentatorów bóg Kronos, lub Saturn, był Molochem. (...)
-
Mniej więcej taka teologia jest "naturalną teologią mojej mentalności", głosi ona zwł. zbawienie wieczne i ostateczne każdego pojedynczego grzesznika bez względu na to, co czynił w życiu doczesnym, jaką wyznawał religię. Dla Kościoła Katolickiego (a zwłaszcza przez bardziej tradycyjnych katolików) jest ona oczywiście heretycka ze względu na podważanie dogmatów i tradycji. Teologia mentalności nie oznacza oczywiście, że można robić, co się podoba (np. uprawiać nierząd, torturować innych). Ale strasznie krytykuje tradycyjną eschatologię. Dla mojej mentalności tradycyjna religia wygląda na coś, co wydaje ogólnie złe owoce (np. podziały, nerwice, ateizm, bluźnierstwa), a nie dobre (np. łagodność, pokój, czystość, dostatek). Mentalność ma też inne ujęcie możliwości wiecznego potępienia - sprzeczne z tradycyjnymi opiniami czy objawieniami - odrzucające istnienie mąk piekielnych i łatwość nieotrzymania łaski wiecznego zbawienia. Możliwość wiecznego potępienia w niej zostaje, ale jest tylko teoretyczna. Mentalność chce wierzyć w to, że żaden człowiek nie wybrał i nie wybierze wiecznego potępienia. Dla niej "to doktryny są ZŁE, a nie grzesznicy, nie ludzie". Mentalność "oburzają" np. doktryny o dzieciach nienarodzonych cierpiących cieleśnie w ogniu piekielnym (taka doktryna kojarzy jej się z bardzo potępionym w Biblii kultem Molocha, dla którego ponoć palono dzieci żywcem, a w Kartaginie (mieście założonym przez Fenicjan) kult tego rodzaju idola był powszechny). Oburzające moją mentalność poglądy na wieczne zbawienie (np. teorie pominięcia w łasce głoszące, że Stwórca nie ma woli, by zbawić wszystkich ludzi) mentalność nazywa "duchem Kartaginy"). Z Kartaginy pochodził Tertulian, a św. Augustyn, którego niektóre teksty dla mentalności wyglądają, pomimo całej wielkości tego świętego, na skażone owym haniebnym duchem Kartaginy, w Kartaginie uczył się retoryki.
-
Nie chodzi mi o to, aby moja mentalność się w czymś kisiła. Trudne prawdy wywołują w niej "opór". "Buntuje się" przeciwko tym teologiom, które zaprzeczają powszechnemu zbawieniu. Ona dostaje psychozy "antydogmatyczej", "urojeń wielkościowych i posłanniczych". "Wściekle" atakuje pewne dogmaty katolickie (i nie tylko doktryny obecne w katolicyzmie - o muzułmanach migrujących do Europy ma bardzo złe zdanie, niech "siedzą" w krajach muzułmańskich, a nie do nas przybywają!), przez które mam tyle problemów potęgujących moją niezaradność. Mam skierowanie do szpitala na obserwację i chciałbym nawet i jutro tam się udać, żeby powiedzieć o tym, co się ze mną dzieje. Zamiast na np. pracę i naukę psychika poświęca energię, czas na to, co związane jest z dogmatami i obrzędami. Mentalność "oskarża" m.in. tradycyjny katolicyzm i wiarę muzułmańską o straszne rzeczy (m.in sianie "kwasu faryzeuszów", kaleczenie ludzi (zwłaszcza psychiczne), marnotrawienie szans na naprawę świata (i zajmowanie się legalizmem zamiast edukacją ludzkości i poprawą jej warunków życia))
-
Te urojenia wielkościowe, posłannicze to pokusy. Ale moja mentalność też jest nędzna. Psychika uważa, że to RELIGIE dezorganizują mi życie, że to strach przed straszną karą i otoczenie dezorganizują mi życie - bardziej niż te wszystkie świry w mojej mentalności.
-
Mentalność "buntuje się" przeciwko obowiązkowi sakramentów i "wolałaby, aby ich w ogóle nie było". Mentalność "bardzo pysznie" atakuje Kościół i święte księgi. Oburzają one ją. Jutro chciałbym się udać do szpitala i pokazać swoje skierowanie... CO tu się w mojej mentalności wyprawia... "Powstanie" przeciw wszystkim tradycyjnym religiom... Mentalność może uważać religie za wielkich wrogów, jest "oburzona" na niemal wszystkie religie monoteistyczne za ich ekskluzywizm, rygoryzm, legalizm... Mentalność może mieć "urojenia" wielkościowe, posłannicze i odniesienia, może mieć idee, że jej misją jest zniszczyć tradycyjne religie.
-
Moją mentalność takie sytuację też przerażają. I między innymi dlatego tak "buntuje się" przeciw religiom. Mentalność ma odmienny pogląd na opisane powyżej sytuacje. Niezgodny z dogmatami mówiącymi, że poza Kościołem [Katolickim] nie ma zbawienia (przynajmniej w dosłownej interpretacji tego dogmatu) i że chrzest jest konieczny do odpuszczenia grzechu pierworodnego i do zbawienia. Mentalność "uważa", że im więcej cierpienia czy odpowiedzialności, tym większa nagroda i pozycja w Niebie. Dla niej wszyscy powinni być w łasce uświęcającej i nie potrzebować sakramentów do tego, aby móc zdobywać zasługi czy otrzymać odpuszczenie grzechów. Mentalność rażąco sprzeciwia się dogmatyce katolickiej. Mentalność "uważa", że sakramenty są niekonieczne do zbawienia. Mentalność "myśli" ewidentnie heretycko. Mentalność "nie wierzy w popełnienie grzechu, który nie mógłby być odpuszczony". Według niej zbawienie powinno być DLA KAŻDEGO, bez żadnych "ale" czy "jeśli".
-
Wszechwiedza Stwórcy i wolna wola stworzeń są całkowicie od siebie niezależne, inaczej wszechwiedza nie byłaby taka wspaniała i w mniejszym czy większym stopniu przypominałaby znajomość scenariusza przedstawienia kukiełkowego. Owocem zakazanym nie było jabłko, pogląd o jabłku jako owocu z drzewa poznania dobra i zła wziął się z podobieństwa łacińskich słów "malus" i "malum" (http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=10&id=10-01&sz=&pyt=15):
-
Dla mnie jest logiczna. Nie ma kolejnych wcieleń, nie ma kolejnych rodziców. Ma się tylko jednego biologicznego ojca i tylko jedną biologiczną matkę. Nie jest się kolejnym wcieleniem tej samej jednostki. Moją mentalność odstrasza sama możliwość wiecznego potępienia. Zwłaszcza bolesnego czy takiego, które łatwo może dosięgnąć biedną istotę. Uważam, że przyjemność "seksualna" jest jako taka zła (nie jest to przyjemność prokreacyjna (czyli taka, która jest spowodowana prokreacją - gdyby nie było grzechu, to każde współżycie prowadziłoby do prokreacji, odbycie współżycia byłoby czymś wspaniałym, byłby to "współudział" w dziele stworzenia, prokreacji towarzyszyłby jakiś rodzaj ekstazy, co jest logiczne ze względu na jej piękno, doniosłość, niepowtarzalność), lecz taka, która związana z uprzedmiotowieniem czy nawet upokorzeniem drugiego człowieka, zaspokojeniem żądzy, która pojawiła się przez grzech pierworodny). Gdyby nie było grzechu, to prokreacja i tak by była, ale nie byłoby pożądliwości i tych przypominających narkotykowy "haj" rozkoszy seksualnych. Przyjemności z jedzenia i picia (jak miły smak) jawią mi się jako coś wartościowego, nadającego życiu dodatkowych barw, a nie jako coś złego samego w sobie.
-
Dla mojej natury w katolicyzmie wiele prawd wygląda logicznie (np. jedyny Bóg będący Trójcą, Wcielenie, Niepokalana Dziewica, aniołowie, nieśmiertelność duszy - nie reinkarnacja czy unicestwienie), ale pewne treści "odrzucają" moją mentalność (np. wieczne potępienie, możliwość utraty łaski uświęcającej i życia bez niej, konieczność sakramentów, męki w Piekle czy Czyśćcu). Razi ją idea pominięcia w łasce niektórych ludzi (z której wynika, że nienarodzone dzieci nie mogą być zbawione nigdy, bo nie miały szansy na chrzest). Mentalność "gardzi" heroizmem, a ceni wygodę i piękno nieuwarunkowane grzechem (jakaś wygodna praca (która powinna dawać zasługę i powinna być de facto przyjemnością) byłaby i bez grzechu, byłaby też prokreacja z udziałem męża i żony (ale grzechów nieczystych by nie było w ogóle, nawet pokus nieczystych by nie było), a więc byłaby wielka rodzina - rodzaj ludzki). Mentalność chce iść po najmniejszej linii oporu, bez jakichkolwiek większych cierpień czy trudów. Nie zależy jej na godnościach kapłańskich, zakonnych, męczeńskich, pustelniczych.
-
Mentalność może pomyśleć, że "trzeba być samemu zaburzonym, aby nie widzieć we mnie schizola patrząc na to, co wypisuję". Moja mentalność rozróżnia między schizolem a tylko schizofrenikiem. Schizol to "biedne, upośledzone dziecko", a schizofrenik może łatwo zdrowieć po lekach. Schizol żyje w świecie "na spój sposób" i ma "beztroską naturę", wulgarnie mówiąc ma normalność i dostosowywanie się do innych w "d****", jego kondycja ma charakter przewlekły, zaś schizofrenik może mieć rodzinę, pracę, "standardową" mentalność, normalne dzieciństwo.
-
Dla mentalności wizja kar piekielnych jest tak przerażająca, że świruje na potęgę. Dla niej NIKT nie zasługuje na tortury i NIKT nie może zasłużyć sobie na taką karę. Tak samo NIKT nie może sobie dla niej zasłużyć na karę unicestwienia, tak samo NIESPRAWIEDLIWE jawi się jej unicestwianie zwierząt (nie mają one wolnej woli, zdolności do miłości, nie są istotami osobowymi (w przeciwieństwie do ludzi), ale mentalność uważa, że jeżeli zwierzęta mają świadomość, to powinny w nieskończoność być w czymś w rodzaju Raju).
-
W religiach monoteistycznych oburza moją mentalność ekskluzywizm. Dla mojej mentalności pewni poganie i ateiści zasługują na wyższy poziom chwały w Niebie niż niektórzy monoteiści. Mentalność nie liczy się ze świętymi księgami (jak Biblia czy Koran), z tradycją i dogmatyką. Dla niej liczy się dobro biednych grzeszników. Nie chce sprawiedliwej kary dla nikogo.