Skocz do zawartości
Nerwica.com

take

Użytkownik
  • Postów

    4 084
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez take

  1. Dzisiaj powiedziałem mamie, że może znowu pójdę do szpitala (tym razem trzeba byłoby się przygotować, bo ta moja pierwsza wizyta w szpitalu psychiatrycznym rzeczywiście "klapa" była bez środków czystości i własnych zapasów i jakiś środków przeciwko nudzie, aby jeszcze bardziej nie zgłupieć tam), a może i wulgaryzm powiedziała po usłyszeniu tego - w każdym razie taki pomysł jej się nie spodobał. Na dodatek tym mam jakiegoś cezetera, który też wpływa na ogólny poziom funkcjonowania i powoduje pewne ograniczenia. Przeciwko CZR jako takiemu nie stosuje się leków psychotropowych. Mam "chorobę schizoautystyczną", jak to nazwałem, nie mogę nazywać tego po prostu "odmiennością" czy "osobliwym stylem poznawczym", bo to nierozsądne (np. przez większe wymagania od życia związane z brakiem stopnia niepełnosprawności, opieki lekarskiej). Przez cezetera ma się "inną naturę" niż przeciętny człowiek i nie ma co na siłę robić z kogoś "takiego jak inni", a i ta inna natura może mieć ewidentne zalety w porównaniu z "przeciętną naturą". Nie mam daru myślenia obrazowego czy jakiegoś niezwykłego pociągu do programowania, ale za to pewne troski, które dla przeciętnego człowieka mogą stanowić poważne źródło problemów, dla mnie wręcz nie istnieją (np. przez brak potrzeby bycia kochanym ma się jedną potrzebę mniej i może być mniejsze ryzyko depresji czy myśli samobójczych, większa "odporność" na pewnego rodzaju trudności życiowe).
  2. Dla mnie nawet asceza o wiele mniejsza od skrajnej jest problematyczna. Nie oznacza to, że umartwienia są złe, ale potrzebny jest umiar. Ja "nie umiem znosić cierpienia" i od ascezy łatwo mi się "wariuje". Wielcy asceci musieli też umieć normalnie funkcjonować (odpowiednio wykonywać obowiązki stanu) przy swoich umartwieniach. Dla mnie wiele rodzajów umartwień jest "przerażających". Mam upadłą naturę, która ewidentnie daje mi się we znaki. W ogóle to jestem "oderwany od rzeczywistości", niemyślący o życiu zawodowym i normalnych relacjach międzyludzkich, o "normalnych" obowiązkach, które mi się wydają "straszne" (zwł. wtedy, jeżeli są ryzykowne (np. dla zdrowia i życia) lub trudne). Mogę się zastanawiać, dlaczego niektórzy są np. żołnierzami, górnikami - to przecież takie niebezpieczne zajęcia! Dla mojej natury bezpieczeństwo i wygoda są BARDZO ważne.
  3. Czy to nie jest opis buntu natury ludzkiej przeciw nieogarnionej tajemnicy sprawiedliwości nadprzyrodzonej i Objawieniu? I czy jeśli koincydencje prowadzą do takich wniosków, idei, to czy nie są one jakimś złożonym wynikiem działania złych duchów, a te moje doświadczenia - jakimś rodzajem próby wiary? Moja natura chciałaby sobie trwać w wygodzie i beztrosce bez względu na moje uczynki, czy byłyby dobre, czy złe. "Takiej hedonistycznej, egoistycznej naturze karząca sprawiedliwość Najwyższego, opisana w Piśmie i w Tradycji Kościoła, jawi się jako coś, co wolałaby, aby NIE ISTNIAŁO." "Jeśli życie wieczne ma być nieszczęśliwe, to lepiej niech już w ogóle nie istnieje". Te moje przemyślenia pokazują dobitnie, że mam naturę EGOCENTRYCZNEGO WYGODNISIA, dla której dobro nędznego i (lub) grzesznego stworzenia jest ważniejsze niż sprawiedliwość wyroków Najwyższego! PS. To mój tysięczny post na tym forum.
  4. Mi też taka doktryna antyekskluzywiczna i antyrygorystyczna zdawać się może wypływać z hedonistycznej i beztroskiej natury. Widać, jak bardzo moja natura nie zgadza się z dogmatem wiecznego potępienia! I z możliwością kar pośmiertnych, przed którymi ostrzegają religie, księgi i tradycja! Mentalność myśli, że mogę być kimś, kto przekona świat do teologii wykluczającej czyjekolwiek wieczne potępienie! Czy to nie jest opis buntu natury ludzkiej przeciw nieogarnionej tajemnicy sprawiedliwości nadprzyrodzonej i Objawieniu? I czy jeśli koincydencje prowadzą do takich wniosków, idei, to czy nie są one jakimś złożonym wynikiem działania złych duchów, a te moje doświadczenia - jakimś rodzajem próby wiary? Moja natura chciałaby sobie trwać w wygodzie i beztrosce bez względu na moje uczynki, czy byłyby dobre, czy złe. "Takiej hedonistycznej, egoistycznej naturze karząca sprawiedliwość Najwyższego, opisana w Piśmie i w Tradycji Kościoła, jawi się jako coś, co wolałaby, aby NIE ISTNIAŁO." "Jeśli życie wieczne ma być nieszczęśliwe, to lepiej niech już w ogóle nie istnieje". W tamtym tygodniu dostałem skierowanie na obserwację do szpitala psychiatrycznego, w poniedziałek sam się do tego szpitala zgłosiłem i zostałem przyjęty w trybie nagłym. Spędziłem tam jedną noc, byłem nieprzygotowany na kilkudniową, a może i dłuższą obserwację, to była moja pierwsza obserwacja w szpitalu, pierwsze leżenie w szpitalu. Wczoraj wyszedłem, mama przyjechała, mówiono o tym, abym jeszcze wczoraj wrócił do domu. Zakończyłem obserwację w szpitalu psychiatrycznym związaną z podejrzeniem schizofrenii paranoidalnej po nieco ponad dobie.
  5. Dla mnie "udręką" jest sama możliwość wiecznego potępienia (nawet unicestwienie świadomości, w które zdaje się wierzyć wielu ateistów, jest dla mnie formą wiecznego potępienia - jesteś unicestwiony, więc "natura rzeczywistości" "potępiłaby" cię). Teraz opiszę, do jakiego szaleństwa prowadzi mnie zagrożenie bólem, niepewność co do wieczności: Nie uważam obserwowania koincydencji za objaw psychiatryczny. Ale twierdzenie, że moje liczne koincydencje są znakiem od Stwórcy, że jestem "wielkim prorokiem Prawdy" (chodzi nie tyle co o moją pozycję w hierarchii osób stworzonych, co o moje znaczenie w historii), kimś ewidentnie wyjątkowym w dziejach stworzenia i wybitnym (ze względu na "swoje" idee), kimś, kto ma przeznaczenie do dokonania oświecenia całego świata prawdziwą nauką Najwyższego, wyglądają bardzo, bardzo schizofrenicznie. Na podstawie koincydencji takich jak te z tych postów: czy-mam-schizofreni-f20-t57480-28.html#p2210613, czy-mam-schizofreni-f20-t57480-28.html#p2205265 moja mentalność może myśleć, że moim powołaniem jest obalić wszystkie religie świata (zwł. abrahamistyczne) i ateizm, i przekazać światu "prawdę o Wszechbycie" ("która" mówi np. że nie ma cierpień pośmiertnych i śmiertelności świadomości, że niemożliwe jest wieczne potępienie i nie opiera się na żadnej księdze religijnej). Mi też taka doktryna antyekskluzywiczna i antyrygorystyczna zdawać się może wypływać z hedonistycznej i beztroskiej natury. Widać, jak bardzo moja natura nie zgadza się z dogmatem wiecznego potępienia! I z możliwością kar pośmiertnych, przed którymi ostrzegają religie, księgi i tradycja! Mentalność myśli, że mogę być kimś, kto przekona świat do teologii wykluczającej czyjekolwiek wieczne potępienie! W tamtym tygodniu dostałem skierowanie na obserwację do szpitala psychiatrycznego, w poniedziałek sam się do tego szpitala zgłosiłem i zostałem przyjęty w trybie nagłym. Spędziłem tam jedną noc, byłem nieprzygotowany na kilkudniową, a może i dłuższą obserwację, to była moja pierwsza obserwacja w szpitalu, pierwsze leżenie w szpitalu. Wczoraj wyszedłem, mama przyjechała, mówiono o tym, abym jeszcze wczoraj wrócił do domu. Zakończyłem obserwację w szpitalu psychiatrycznym związaną z podejrzeniem schizofrenii paranoidalnej po nieco ponad dobie.
  6. Dla mnie "udręką" jest sama możliwość wiecznego potępienia (nawet unicestwienie świadomości, w które zdaje się wierzyć wielu ateistów, jest dla mnie formą wiecznego potępienia - jesteś unicestwiony, więc "natura rzeczywistości" "potępiłaby" cię). Nie uważam obserwowania koincydencji za objaw psychiatryczny. Ale twierdzenie, że koincydencje (np. ta z 21.7) są znakiem od Stwórcy, że jestem "wielkim prorokiem Prawdy", kimś ewidentnie wyjątkowym w dziejach stworzenia i wybitnym, co ma przeznaczenie do dokonania oświecenia całego świata prawdziwą nauką Najwyższego, wyglądają bardzo, bardzo schizofrenicznie. Na podstawie koincydencji takich jak te z tych postów: czy-mam-schizofreni-f20-t57480-28.html#p2210613, czy-mam-schizofreni-f20-t57480-28.html#p2205265 moja mentalność może myśleć, że moim powołaniem jest obalić wszystkie religie świata (zwł. abrahamistyczne) i ateizm, i przekazać światu "prawdę o Wszechbycie" ("która" mówi np. że nie ma cierpień pośmiertnych i śmiertelności świadomości, że niemożliwe jest wieczne potępienie i nie opiera się na żadnej księdze religijnej). Mi też taka doktryna antyekskluzywiczna i antyrygorystyczna zdawać się może wypływać z hedonistycznej i beztroskiej natury.
  7. Zadziwiać mnie może "sprawa 21.7". Historia ta wygląda jakoś bardzo zastanawiająco. Dlaczego coś takiego w ogóle nastąpiło? Wrzesień 2014 - początek "wielkich koincydencji" w drugiej połowie miesiąca. Październik 2014 - dużo koincydencji, przełożenie wizyty u psychiatry z 7 na 21 października. 27.1.2015 - otrzymanie diagnozy schizotypii po raz pierwszy 28.4.2015 - na jednej karce otrzymuję diagnozy zespołu Aspergera (F84.5), mieszanych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (F42.2), zaburzenia schizotypowego (F21) 21.7.2015 - kolejna umówiona wizyta u psychiatry Sierpień 2015 - komisja w sprawie orzeczenia o niepełnosprawności, na której ponoć chciano dzwonić po karetkę, następnego dnia podróż w karetce do psychiatry w miejscu znacznie oddalonym od domu; otrzymanie umiarkowanego stopnia niepełnosprawności ze wskazaniem "niezdolny do pracy" po pierwszej komisji Jesień 2015 - otrzymanie renty socjalnej na rok po pierwszej wizycie na komisji, mimo braku spędzenia ani jednej nocy w szpitalu psychiatrycznym Grudzień 2015 - koincydencja 18.12.2015, kilka tygodni wcześniej coś o liczbach 3, 6, 9 w jakimś programie o Tesli Luty 2016 - być może diagnoza schizofrenii paranoidalnej (F20.0), skierowanie na obserwację do szpitala w sprawie tej choroby (z podejrzeniem schizofrenii paranoidalnej), spędzenie tylko jednej doby w szpitalu psychiatrycznym (było to moje pierwsze "leżenie" w szpitalu psychiatrycznym w życiu i nie byłem przygotowany, mama przyjechała następnego dnia po moim pojawieniu się w szpitalu)
  8. Przypuszczam, że według wielu, co najbardziej świadczy o tym, że mam urojenia i schizofrenię paranoidalną, to dostrzeganie koincydencji. Temat koincydencji na dodatek potrafi być naprawdę absorbujący dla mnie. Mama mogła się bać tego, że po dłuższym pobycie tata czy rodzeństwo domyśliliby się, że leżę w psychiatryku. Mogła się bać np. tego, że tata powie o tym swojej rodzinie... Nie wiedziałem nawet, jak się przygotować do pobytu w szpitalu, to była moja pierwsza wizyta, więc mogła chcieć mojego jak najszybszego powrotu do domu. Okazało się, że nie było w szpitalu mydła, papieru toaletowego w łazience! Poza tym to niestety była wielka nuda. Można było raczej chodzić od ściany do ściany i nie robić niczego konstruktywnego. Bardzo mi się to nie podobało. To dla tak "nadruchliwej", "żyjącej w swoim świecie osoby" kolejne "pęta". Bez względu na to, czy mam F20, czy może np. tylko schizotypię i natręctwa (za F21 nie ma refundacji leków na schizofrenię i płaci się 100%), to i tak mam jakiegoś cezetera, a posiadanie całościowego zaburzenia rozwoju nie jest obowiązkiem przy chorobie psychicznej... Większość schizofreników to, jak się domyślam, nie ma CZR, nie ma np. pochłaniających, anormalnych zainteresowań, problemów z nadwrażliwością (nie dałem sobie pobrać krwi), "stimowalności" (reagowania falami pobudzenia, zachowaniami autostymulacyjnymi).
  9. Pewne rzeczy ze schizofrenii zdezorganizowanej (katatonicznej) też do mnie "jakoś pasują" (wesołkowatość, absurdalność, wygłupianie się, dziwaczność). Miałem diagnozy zaburzenia schizotypowego, zespołu Aspergera i nerwicy natręctw (28.4.2015 na jednej kartce, z tej historii później wiele koincydencji doświadczyłem). Może psychiatra, który dał mi skierowanie do szpitala psychiatrycznego, zdiagnozował u mnie schizofrenię paranoidalną (F20.0)? Omamów nie mam (wręcz). Podobnie nie mam (wręcz) myśli samobójczych. Doświadczam czegoś "trudnego do opisania" w sferze religijnej. Jestem "niczym istota z innej rzeczywistości". Moja natura ma, pospolicie mówiąc, "w nosie" socjalizację. Jestem "dziwadłem", w ogóle taki "żółwiowaty" od dzieciństwa, co może być denerwujące dla innych (np. mamy). Jestem w jakimś sensie upośledzony umysłowo. W dzieciństwie byłem podobny... NIE BYŁO TAK DUŻYCH WYMAGAŃ JAK TERAZ, W DOROSŁYM ŻYCIU. Od małego "żyłem w swoim świecie". To nie jest klasyczna schizofrenia, która zaczyna się w dorosłości wczesnej czy w okresie dojrzewania. To coś ma przebieg przewlekły i sprawia "nienormalność" od dzieciństwa. Jakieś psychotyczne CZR, ale podobne do "zaburzeń osobowości", a nie do takich ostrych psychoz, wymagających sporych dawek leków, przymusowych pobytów w szpitalach psychiatrycznych czy zapinania w pasy psychiatryczne.
  10. W związku z tym moja natura chciałaby wsadzić swój nos w odbyty wszystkim atrakcyjnym kobietom, także z powodu utraty tej "magicznej" tajemniczości i nie dla libidalnej przyjemności. To taka kompulsywna pokusa. Chciałaby oglądać nagie kobiety, ich czynności fizjologiczne (takie jak defekacja czy mikcja). Na przyjemność seksualną się nie zgadzam. Chciałaby, aby ładne kobiety nago robiły przede mną "kupę" i chciałbym wąchać, a może i dotknąć, ich stolców i wąchać ich odbyty, sprawdzić, jaki mają zapach. To "jest jak nałóg, który muszę hamować" Szczęście w nieszczęściu, że nie są dla mnie atrakcyjne takie zachowania, jak stosunki waginalne czy oralne. Najbardziej atrakcyjny dla mojej seksualności może być stosunek analny, wyjątkowo upokarzający dla człowieka (to chyba łatwe do przewidzenia, skoro moja seksualność tak bardzo związana jest z pośladkami). Nie chciałbym stosunków analnych w ogóle, to zboczone czynności seksualne, hańbiące godność osoby. Ale wąchać odbyty nosem i widzieć defekację nagich, ładnych pań to moja natura BARDZO by chciała Marzy o kontakcie z tym, bo niestety dla tej świrniętej natury nierealizowanie tych dziwacznych "kompulsji" jest niewygodne
  11. Taka seksualność nie jest normalna. Moja jest jeszcze obrzydliwsza i też dziwaczna (ale może nie tak agresywna fizycznie, nie jest "fizycznie sadystyczna" czy "fizycznie masochistyczna"). Ją zadowala libidalnie, gdy atrakcyjne seksualnie osoby mają śmierdzący odbyt. To niewygodne i kompulsywne. Mogę mieć "kompulsywną" potrzebę, "kompulsywne pragnienie" kontaktu z tym, co zadowala moją seksualność, ale jej nie realizuję. Kobieta, której wąchałbym odbyt, której defekację czy flatulencję bym słyszał i czuł związany z nimi odór, staje się dla mnie "mniej atrakcyjna" ze względu na utratę tej "magicznej" tajemniczości związanej z odbytem, smrodem z niego, trawieniem (?) i jego produktami.
  12. Byłem w szpitalu psychiatrycznym. Około jedną dobę. Tylko jedną noc przespałem. Przyjęli mnie w trybie nagłym, może dzięki skierowaniu od psychiatry. Nie ukończyłem obserwacji. Mama przyjechała drugiego dnia i wolałaby, abym opuścił szybko szpital. Może baliby się mojego dłuższego pobytu tam, tego, że to byłoby zbyt podejrzane dla np. taty i mojego rodzeństwa, że mnie tak długo nie ma, bo jednak jedną noc przebyłem w szpitalu. Nie dałem sobie pobrać krwi w szpitalu - "strach przed bólem", wydawałem dźwięki przed igłą, mogłem niczym zwierzę jakby bronić się przed nim (ale nie zrobiłem krzywdy, nie byłem wulgarny). "Nie umiem znosić cierpienia i nawet zastrzyk stanowi dla mnie wyzwanie). Moja natura jest jakoś dziwnie beztroska, troski życiowe ją zbytnio nie obchodzą. Z pewnymi rzeczami jestem w stanie sobie poradzić dobrze (np. byłem dobrym uczniem w szkole), ale w innych jestem "nie taki dobry" (np. w relacjach społecznych czy w kwestiach związanych z religijnością). Dla mnie pójście do psychiatry daje też jakieś "usystematyzowanie życia", to "rozrywka" i może być. Mam dużo "strachu" przed bólem i cierpieniem. Moja natura może żyć w swoim świecie, myśleć np. że jestem wysłannikiem, kimś przeznaczonym do epokowego odmienienia ludzkości. Bez pomocy innych mogłoby być mi trudno (np. sprzątać, dbać o ubiór i o dom).
  13. Coś jeszcze na ten temat: Liczby 21, 42, 84 tworzą ciąg geometryczny. Postawmy kolejno pierwsze cyfry tych kolejnych liczb: 2, 4, 8. Też tworzą one ciąg geometryczny, a ich suma wynosi 14. Postawmy kolejno drugie cyfry tych kolejnych liczb: 1, 2, 4. Znowu tworzą one ciąg geometryczny, a suma tych cyfr wynosi 7! Postawmy obok siebie liczby 14 i 7. 14 7. 147. Otrzymujemy 147. Zsumujmy 21, 42, 84... Otrzymujemy... 147, czyli 21*7! 21 = 3*7 = 21*2^0 = 21*1 = 21 42 = 6*7 = 21*2^1 = 21*2 = 42 84 = 12*7 = 21*2^2 = 21*4 = 84 To jeszcze nie wszystko. W zwartej dekadzie 2015 roku miałem koincydencję związaną z Nikolą Teslą. Cytat z komentarzy na blogu pewnej Aspijki (http://kociswiatasd.blox.pl/2016/01/DOBRZE-BYC-SOBA.html): Tesla był megaświrem i w obecnych czasach dostałby diagnozę jeśli nie ZA, to już na pewno OCD :) Pewnego piątkowego wieczoru, między 17 a 18, usłyszałem w pewnym programie, w którym było o Tesli, o liczbach 3, 6, 9. Zaś 18.12.2015 (w inny piątek, na tym samym kanale, też między 17 a 18) przez ten sam program (tym razem nie był o Tesli) doświadczyłem zastanawiających koincydencji. Dwudziesty pierwszy wiek, piętnasty rok w tym wieku, dwunasty miesiąc w tym roku i osiemnasty dzień w tym miesiącu. 21, 15, 12, 18. Te cztery liczny, odpowiednio uporządkowane, tworzą... dalszą część ciągu arytmetycznego tworzonego przez liczby 3, 6, 9 (potem 12, 15, 18, 21)! A dwadzieścia jeden stanowi siódmy wyraz tego ciągu! Ja dzięki diagnozom zespołu Aspergera i mieszanych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (schizotypia też była potrzebna) doświadczyłem tej koincydencji o Nikoli Tesli... Ciąg koincydencji "21.7" mnie spotkał...
  14. Między "trochę boli" a "bardzo boli" jest oczywista różnica. "Trochę boli" jest dla mnie "analogiczne" do grzechu lekkiego, a "bardzo boli" - do grzechu śmiertelnego. "Bardzo boli" jest znacznie gorsze od "trochę boli". Mam to szczęście, że nie doświadczam zbytnio sytuacji, w których "bardzo boli".
  15. Pewne fragmenty tego wytłumaczenia wyglądają tak obrzydliwie dla mojej natury, że "głowa mała". Dla niej już ateizm może jawić się lepszy niż idea, według której Bóg stwarza naczynia gniewu na zgubę, by ujawnić bogactwo swojego miłosierdzia. Skojarzenia z Kartaginą, Molochem, Baalem, Hannibalem (imię "Hannibal" znaczy "Łaska Baala") paleniem żywych dzieciątek tu na myśl mogą przychodzić... Moja natura NIENAWIDZI bólu i cierpienia, zwłaszcza w wyraźniejszych postaciach. Nie chce doświadczać bólu i cierpienia, wolałaby, aby nikt ich nie doświadczał.
  16. Fragment z http://www.nerwica.com/religia-wiara-modlitwa-wiadectwa-uzdrowienia-zbiorczy-w-tek-t54516-5180.html#p2209844 (z wyróżnieniami): Taka wizja jawi się jako coś rażąco straszliwego i absurdalnego. Dla mojej mentalności to Sąd odnosi w niej zwycięstwo nad Miłosierdziem, nie Miłosierdzie nad Sądem. Ból (a nawet Piekło) jawi się jej jako coś dobrego, a nie zło. Grzech pierworodny oznacza, że nienarodzone dzieci też potrzebują łaski Odkupienia.
  17. Dochodzę do wniosku, że zło powstało w wyniku zmarnotrawienia szansy na zdobycie zasługi przez Szatana. Wolą Stwórcy było, aby anioł, który stał się Szatanem, nie zgrzeszył. Nie uważam oczywiście, że ów anioł miał jakąś bardzo trudną pokusę czy był "ofiarą niepojętego planu Stwórcy" - wręcz przeciwnie, niezgrzeszenie dla niego musiało być bardzo łatwe, łatwiejsze niż w przypadku nas. Co mogło wywołać upadek Szatana? Myślę, że mogło mu się "bardzo nie spodobać" to, że w planie Stworzenia byli dwaj ludzie - Wcielony Stwórca (który jest nie tylko Człowiekiem) i Jego Matka (która, w przeciwieństwie do Swego Syna, jest jedynie Człowiekiem i Stworzeniem). Fakt istnienia Matki-Dziewicy mógł być dla niegdyś największego z aniołów "boleśniejszy" niż fakt istnienia Jej Syna, który, choć ma ludzką Duszę, ludzką Wolę i ludzkie Ciało, to jest Osobą Boską. Lucyfer mógł za wszelką cenę nie chcieć dopuścić do utraty przez siebie pozycji najwspanialszego ze stworzeń, najwspanialszej ze stworzonych osób. Ze względu na istnienie unii hipostatycznej i Matki-Dziewicy mógł z całego serca zbuntować się przeciwko Najwyższemu, znienawidzieć Go w niepojęty sposób, a także znienawidzieć całą ludzkość (a zwłaszcza Wcielonego i Jego Matkę), do których zaistnienia mógł nie chcieć dopuścić. Może Szatan jakoś szczególnie znienawidził kobiety, bo i najwspanialsza z osób, która jest tylko stworzeniem, jest kobietą? Może jakoś szczególnie Diabłu zależało na wprowadzeniu jadu pożądliwości seksualnej do rodzaju ludzkiego? A twierdzenie, że gdyby ne było grzechu, to nie byłoby Wcielenia (a co za tym idzie, i Matki-Dziewicy) wygląda mi ewidentnie bluźnierczo, gdyż jakby czyni ono "dziecko grzechu" z Człowieczeństwa Wcielonego!
  18. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Nie mogę godzić się na wszystkie myśli, które mi przychodzą do głowy, bo wiele z nich nie jest dobrych. Refleksje, jakie mnie nachodzą, są bardzo "antyreligijne"... Nie chciałbym trafić do Piekła. Nie chciałbym nawet, aby ktokolwiek tam trafił. Natura buntuje się przeciwko istnieniu Piekła. Cierpienie "darzy" szczególną nienawiścią.
  19. Dla mojego rozumu stwierdzenie, że masturbacja jest gorsza od stosunku waginalnego z nierządnicą, jest absurdalne. Z masturbacji nie może być poczęcia dziecka i nie jest ona (masturbacja) czynnością, w której bierze udział druga osoba. Współżycie z nierządnicą jawi mi się jako coś o wiele bardziej nieodpowiedzialnego, przez to i ogólnie gorszego. Dla mnie obraz Stwórcy wyłaniający się z "augustynizmu" wywołuje bardzo złe reakcje... Jest tak absurdalny, że "głowa mała" i jawi się jako straszne bluźnierstwo. Nie chodzi tu o ocenę czy potępienie Augustyna, ale o pewne doktryny, poglądy z nim wiązane.
  20. Moją mentalność bardziej nawet odpychać może "rygorystyczny ekskluzywizm" głoszący trudność i niewielką dostępność zbawienia niż wiara w reinkarnację czy ateizm. Może ją zastanawiać, skąd wzięła się "tak pesymistyczna teologia" w Kościele, która głosiła, że nawet nienarodzone dzieciątka nie otrzymują łask niezbędnych do wiecznego zbawienia, tylko cierpią cieleśnie w ogniu piekielnym. Mentalność bardzo źle ocenia pewne teksty kojarzone ze św. Augustynem, nie chce się jej nawet za bardzo wierzyć, że to święty napisał te teksty (które zdały się odegrać rolę w formowaniu doktryn Lutra czy Kalwina), tylko przypuszcza, że mógł to być jakiś "Pseudo-Augustine", który napisał te teksty. Kartagina, w której Augustyn uczył się retoryki, bardzo źle się kojarzy - z paleniem dzieci żywcem dla semickiego bałwana Baala. Czytałem gdzieś, że przed nawróceniem Augustyn bywał w domach publicznych w Kartaginie (czy tylko miał nieślubne dziecko, czy też może dopuszczał się większej ilości nieczystych uczynków przed nawróceniem, np. kontaktów seksualnych z nierządnicami w Kartaginie)? Augustynowi z Hippony przypisano zdanie broniące nierządu, w tłumaczeniu brzmiące mniej więcej tak: "Jeżeli usuniesz prostytucję ze społeczeństwa, zachwiejesz wszystkim z racji pożądliwości". Mi to zdanie wygląda na jakiś antykatolicki podstęp - czy święty, który tak bardzo krytykował pożądliwość, mógłby tak powiedzieć o NIERZĄDZIE? Fragment z https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_prostitution (dla mentalności nielogiczne jest też uznawanie prostytucji za mniejsze zło niż masturbacja):
  21. Spotkałem się z takimi zdaniami przypisywanymi Augustynowi: "Przez przewinienie Adama wolność ludzkiej woli została całkowicie stracona" czy "Przez wielkość pierwszego grzechu, straciliśmy wolną wolę do kochania Boga" (czytałem te zdania w innym języku niż polski, to tylko własne tłumaczenia). Czy Augustyn naprawdę napisał takie słowa? Może były one z okresu, kiedy św. Augustyn był początkującym adeptem manicheizmu? Przez ok. dziewięć lat był on początkującym adeptem manicheizmu (któremu potem zdecydowanie się sprzeciwiał).
  22. Fragmenty z http://www.milosierdzie.info.pl/milosierdzie-boga-w-dzielach-jego/82-tom-3/364-14-czym-jest-odrzucenie.html:
  23. Poglądy dawniej popularne wśród katolików jakoś przypominają mojej mentalności poglądy obecne w kalwinizmie. Kalwinizm jawi mi się jako coś, co "zawdzięcza" swoje istnienie rzekomym "kardynalnym błędom" z dzieł św. Augustyna z Hippony. Pewne teksty Augustyna (a może tylko ich interpretację - sam Augustyn nie jest nieomylny) wywołują bardzo złe wrażenie na mojej mentalności - "głoszą" one bardzo pesymistyczną wizję losu ludzkości, coś, co mentalność nazywa "brakiem bezinteresownej miłości" i "skąpością łaski". Chodzi tu o "rygorystyczny", "ekskluzywistyczny" pogląd na zbawienie wieczne. Pewne bardzo niepodobające się mojej naturze poglądy obecne wśród katolików (zwłaszcza w dawniejszych czasach) zdają się mieć związek z poglądami Augustyna czy przynajmniej czemuś, co się z nim wiąże lub z czymś, co może bazować na jego tekstach. Przerażające może być np. twierdzenie o dzieciach nienarodzonych umierających bez łaski chrztu (mentalność uważa, że każde dziecko nienarodzone powinno otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego). Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia_Augustyna_z_Hippony (z własnymi wyróżnieniami): Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Augustyn_z_Hippony (z własnym wyróżnieniem):
  24. Moja mentalność ma zupełnie inne podejście na religię, niż wynika to z dogmatów, tradycji czy świętych ksiąg. Ona "żyje w swoim świecie", inaczej odczuwa niż "standardowy" człowiek. Dla niej karanie torturami jawi się jako coś wyjątkowo złego. Nawet, jeśli grzesznik jest najgorszy. Ona chce zbawienia, nawrócenia, nauczenia, uleczenia biednych grzeszników, a nie ich mąk czy potępienia.
  25. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Moją mentalność w religiach "drażni" surowość, wymagania, "srogość". Obłuda jakoś mojej mentalności nie oburza, za to "oburza" ją karanie w srogi sposób biednych grzeszników. Torturowanie jawi się jej jako coś SZCZEGÓLNIE obrzydliwego, a tortury z wyroku Stwórcy dla mentalności jawią się "wybitnie obrzydliwie", więc nie chce ona wierzyć w żadne męki piekielne czy nawet czyśćcowe.
×