-
Postów
225 -
Dołączył
Treść opublikowana przez fifikse
-
właściwie to ja tego nie chcę, a już na pewno nie lubię; samo się tak jakoś analizuje -> komplikuje (fakt). bo ja chyba właśnie o tym, że doceniam (proste w sumie) "prawdy oczywiste" nie.analizując (?) problemów, należałoby je raczej rozwiązywać - nie myśleć, a działać. zresztą myśl jest przyczyną większości problemów chyba, głównie tych "egzystencjalnych" (tzw) natury psycho-emocjonalno-duchowej <- droga do obłędu no... Myśl Jest Moim Wrogiem. (odmóźdźam siem juś).
-
DZIAŁAĆ należy, przełamywać wewnętrzne opory, zahamowania, blokady, walczyć o siebie i ze sobą o siebie, nie poddawać się, ryzykować, bezustannie próbować, ŻYĆ! <- no nie mogę się nie zgodzić, bo się nie zgodzić nie sposób. toż Ty mi takimi PRAWDAMI życiowymi, niezaprzeczalnymi bazdyskusyjne to (...) właściwie to też prawdy moje :) dzięki Lucyfer, w jakimś sensie mi pomogłeś (poważnie), thx.
-
Stracona100, mam dokładnie tak samo, choć może nie z tą ilością (planów, marzeń, celów) bo i w przeszłości nie było ich wiele, ale zawsze jakieś (były), w dodatku wiara w nie - w możliwość realizacji/spełnienia - większa; większa też motywacja, większa siła (chociażby sprawcza - czymkolwiek miałaby być [myśl, działanie, chęć]). dziś nie mam żadnych większych marzeń czy celów, do których dążyć bym miała, mogła czy tam chciała choć w sumie chciałabym do czegoś dążyć... tzn. chciałabym chcieć.
-
Lucyfer, możliwe, że masz rację. właściwie to na pewno (rację) masz. sama się pozamykałam, na kluczyk (kłódeczkę) uciekając przed bliższymi relacjami (bliższymi, dalszymi - jakimikolwiek właściwie wszelkimi) bojąc się braku akceptacji, odrzucenia się bojąc, fakt to niezaprzeczalny i ja sobie tak naprawdę doskonale zdaję sprawę z tego, że się boję i czego/dlaczego się boję, tyle tylko, że... w żaden sposób nie pomaga mi to przestać się bać.
-
nie no, aż tak próżna to ja nie jestem choć w sumie zdarzało mi się szukać podziwu, odgrywając jakieś tam role, kiedyś, dawno temu, gdzieś, udając kogoś kim nie jestem, no ale KIM ja właściwie jestem (?) brak tożsamości = brak kłamstwa <- to gra. poza tym im niższe poczucie własnej wartości, tym potrzeba podziwu większa, więc... no coś w tym jest chyba. fakt.
-
atic, nie, nie chodzi o podziw, bardziej o coś w rodzaju "tworzenia wspomnień" - tak bym to nazwała. to wspólne doświadczanie, przeżywanie, cieszenie się życiem, chwilą. chodzi o ekscytację (?), o silne emocje, choć niekoniecznie te, które wywołać można skacząc na bungee, czy tam ze spadochronem (na przykład), lecz o takie zwykłe, dla innych codzienne ludzkie emocje, głównie te, których doświadczamy tworząc jakieś tam "więzi", budując relację, lub może raczej relacje, bo przecież przeróżne być mogą i w sumie "przeróżnych" właśnie mi brakuje, bo nie tylko o damsko-męskich mowa; tzn. nie tylko o tym piszę bo i relacji koleżeńskich, przyjacielskich nie posiadam, nie szukam takich i nie tworzę, choć skłamałabym twierdząc, że nie odczuwam ich braku. no nie, zdecydowanie odczuwam (ich brak).
-
czasami tylko - od czasu do czasu - czuję się BARDZO samotna, choć w sumie nie wiem czy chciałabym to zmienić, czy zmienić bym mogła gdybym naprawdę chciała; skoro czuję się źle przebywając wśród ludzi, próbując się w ich świecie odnaleźć, bo zdarza mi się próbować, zdarza mi się starać, lub zdarzało właściwie, bo od dawna już nie (?) ... nie wiem co robię, o co się staram, i czego szukam w ogóle, bo jednak CZEGOŚ wśród nich, czegoś od nich bym ... ha! tak jakby ja to nie "oni", bo "moje" nie "ich/wasze" nie "nasze" <- głupie toto, niedojrzałe, bo niczym ponad nie jestem, nie jesteście lub nie jesteśmy. MY. (z drugiej strony) nie szukam niczego głębokiego - miłości, wspólnoty, zjednoczenia - raczej fizycznej (?) bliskości (nie seksu; niezdefiniowane), doświadczania, przeżywania (emocje?), trochę też... beztroski być może (?), oczekuję, że ktoś zdejmie ze mnie ciężar, jakiś nieokreślony ciężar (blok). samotność bywa ciężarem. chyba chciałabym czegoś (...) bo mogłabym gdybym chciałam, jednak boję się bardziej niż chcę.
-
nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób, tzn. nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale teraz myśląc, się zastanawiając dochodzę do wniosku, że moja reakcja na potencjalnego chwilowo-niedożywionego, czy tam "niedopitego" znajomego byłaby bardzo podobna - podobne myśli, podobne zachowanie; raczej nie wyskakiwałabym z jakimś grzecznościowym tekstem typu "nakarmię cię, napoję, podzielę się wszystkim co mam" <- w ostateczności jedynie, prawdopodobnie z nieukrywaną złością, podzieliłabym się, czy jakąś tam pomoc zaoferowała ... i nie w tym rzecz nawet, że jestem nieczuła, wredna, niewspółczująca, nierozumiejąca (itp), to bardziej coś w rodzaju "dbam o siebie bardziej niż o ciebie/wszystkich innych/was", a pomagając, czymś się dzieląc, coś oddając, chcąc nie chcąc, dopuszczam innych <- kogoś tam do mojego starannie poukładanego, na co dzień szczelnie (przed innymi) pozamykanego świata, do którego ktoś nagle z buciorami... STRASZNE to! męczą mnie takie sytuacje zazwyczaj, wręcz fizycznie męczą (...) i ja się po takich niezaplanowanych/niespodziewanych "interakcjach" - jak na mnie i jak dla mnie zbyt bliskich, bo jakże ktoś może coś tam (tylko) MOJEGO wyjadać/zjadać/pić; dotykać w ogóle jak może (?!) ZBYT to bliskie i ZBYT intymne; pśelaźająće nio... - dosłownie WYKOŃCZONA czuję.
-
no, dokładnie. tutaj coś więcej -> https://polskiautyzm.pl/zespol-aspergera fragment o stereotypowych zachowaniach, rutynach: Osoby z ZA lubią niezmienność oraz sytuacje społeczne w których reguły są jasne i stałe. Często osoby z ZA przywiązane są do własnej rutyny i rytuałów np. chodzenie do szkoły tą samą drogą. To daje im poczucie bezpieczeństwa i pozwala lepiej orientować się w świecie. Rutyny przynoszą korzyść np. planowanie dnia lub planowanie wykonania czynności. Jednak, kiedy trzeba wykazać się elastycznością i zmienić element planu, może to wywoływać u osoby z ZA ogromny niepokój i złość. Brak elastyczności można zauważyć też w ograniczonych do wybranej dziedziny, stereotypowych zainteresowaniach. Osoby z ZA często bardzo intensywnie interesują się określonym wycinkiem wiedzy np. autobusami, dinozaurami, geometrią. Mają ogromną wiedzę na dany temat. ...i jeszcze o "trudnościach w akceptowaniu zmian" (tym razem z wikipedii): Ludzie tacy najlepiej się czują, żyjąc w uporządkowanym otoczeniu z ustalonymi schematami. Próba zmiany tego stanu rzeczy wywołuje zwykle silną frustrację i może w skrajnych przypadkach prowadzić nawet do zachowań agresywnych. Występują też problemy w ocenie stopnia ważności wykonywanych czynności oraz w ocenie czasu potrzebnego na wykonanie danej czynności, zbytnie koncentrowanie się na jednej czynności i niemożność zmiany obiektu koncentracji (nieelastyczność). Ponadto ludzie ci odczuwają silną potrzebę skończenia raz rozpoczętego zadania, próba przerwania czynności objawia się silnym stresem i próbami uzasadniania „na siłę” powodu wykonywania tej czynności. Człowiek pochłonięty taką obsesyjną czynnością systematycznie zaniedbuje inne.
-
o! to jest szczególnie ciekawe. mam bardzo podobnie, jeśli nie tak samo (?) wszystko musi być zaplanowane, w tym też emocje/uczucia, na które raczej nie pozwalam sobie tak po prostu, tak jakby nie pojawiały się same, jak u większości ludzi (chyba?) będąc odpowiedzią na sytuację/zdarzenie - reakcja -> emocja - lecz były sztucznie wywoływane przez schemat działania/plan: robię "coś tam" -> czuję się "tak" lub "siak" w zależności od tego CO robię, JAK robię, dochodząc do konkretnej [zaplanowanej] emocji starannie zaplanowaną, określoną, wyznaczoną sobie drogą. nie potrafię, tzn. bardzo trudno jest mi funkcjonować poza schematem i nawet to, co powinno sprawiać radość, bo normalnie (czyli nienormalnie [mieszcząc się w schemacie]) radość by mi sprawiło, poza schematem (zdarzenia nieoczekiwane, nagłe, niespodziewane) niszczy, rozwala, kompletnie burzy mój świat. i też nie widzę u siebie typowej osobowości anankastycznej (również nie jestem perfekcjonistką, nie mam skłonności do porządkowania, układania, sprzątania; myślę w sposób chaotyczny, chaotycznie też działam), a wspomniane "plany", "schematy" zawsze kojarzyły mi się bardziej z ZA niż z osobowością wyżej wymienioną. w sumie ZA chyba też nie mam (a przynajmniej różnię się od większości tych, którzy zaburzenie to u siebie rozpoznają), nie wiem. mogę mieć coś ze spektrum (autyzmu), a diagnozę, diagnozy właściwie, mam zupełnie inne, w sumie w żaden sposób i żadna z nich nie tłumaczy mojej potrzeby takiego a nie innego funkcjonowania... nie wiem sama. Nathaliee, a Ty widzisz u siebie cechy ZA?
-
jakoś tak mi ostatnio "wpadło w ucho" ...i gdybym była z 10 lat młodsza, to pewnie bym już ich wszystkie płyty miała :) The Kills - Doing It To Death [videoyoutube=498zUzNGQxY][/videoyoutube]
-
...że ja TO (co teraz, co dziś) wytrzymuję, że znoszę, w sumie zdecydowanie lepiej niż myślałam, a tak bardzo się bałam oczekując sama nie wiem czego, bo rzeczywistość okazała się być mniej przerażająca niż samo oczekiwanie - nie tak straszna jak wyobrażenie (myśl), poza tym plusów w tym też widzę sporo, chociażby brak możliwości odreagowania czy tam w ogóle "działania" (konkretny ruch/czyn) w sposób zły, nieplanowany, niechciany (kontrola); ufam więc sobie, choć nie dzięki sobie, bo nie moja to zasługa lecz ich.
-
(przypomina mi, że dawniej, że kiedyś... COŚ mi przypomina) W Deszczu Maleńkich Żółtych Kwiatów - Myslovitz; M. Peszek. [videoyoutube=3-kApwni9jo][/videoyoutube]
-
zmiana PLANU (schematu) dnia. wracam do psych. po leki, na psychoterapię (?) w sumie nie wiem po co i czy to dobrze, że... wychodzę za chwilę i nie zdążyłam nawet (...) wkurza mnie to (wszystko).
-
no właśnie NIE WIEM coś tam gdzieś tam powinnam mieć i w sumie by mi się teraz przydała gdybym ją miała czy masz w domu burdel?
-
wpisuję się do wątku chwalebnego, albowiem ja sukcesem żywym (całe szczęście na szczęście i dzięki BOGU wciąż ŻYWYM i jeszcze) dowodem skuteczności psychiatrycznych czarów i innych marów - wszystkich tych magicznych tableteczek, psychozaklęć, psychowpływów nieznanych, psychowiedzy i mondrości ponad wszelkimi mądrościami, jedynych nieomylnych, jedynych prawdziwych psychoboguf świentych ponad wszelkie świętości wznieść ich należy oddając im cześć i chwaląc pod NIEBIOSA wychwalając, zachwalając śpiewając pieśni pochwalne ku ich wielkości modląc się do nich, dziękując i ofiarę składając, siebie im szczerze oddając - IM psychobogom, przed którymi NA KOLANA (!) jako i ja przed zbawicielami świata mojego. AMEN. ...po raz kolejny PIEKŁO (widzę).
-
witaj biedroneczko13 (dlaczego tak czwórkowo -> trzynastkowo -> pechowo?) ja nie mam depresji, tzn. "mam", jak większość chyba użytkowników wszelkich psychoforumów, "depresję" wtórną, nabytą, wyuczoną, nie endogenną, nie to więc leczę, nie z tego się leczę, nie na to i w ogóle (bo w sumie to nie wiem czy ja się leczę w ogóle...). z bezsennością też się zmagam, bez leków w tej chwili, bez żadnych wspomagaczy, śpię.nie.śpię (w sensie, że "sypiam" <- bywa/się zdarza ). edit: "sił do normalnego funkcjonowania" również mi brak (umiejętności już chyba też)
-
trzymanie się jakiegoś (nie?)głupiego planu, który drogą do zerwania ze schematem (będzie/być powinien, miał być, lub jest), choć sam plan to w sumie schemat, no i nie dzisiaj a wczoraj i nie radość a (jakąś tam) satysfakcję, coś w rodzaju takiego fajnego, miłego poczucia siły - że mogę, że potrafię jeśli naprawdę (?) chcę.
-
Osobowość schizotypowa (schizotypia)
fifikse odpowiedział(a) na Pomidorek12345698 temat w Zaburzenia osobowości
...bo się dobijają i puka, choć niekoniecznie do drzwi i gdyby tak ich wszystkich - nie duchy oczywiście a ludzi, choć i "to" w sumie dusze więc "ich" (wszystkich), tych wierzących w (...) zaprowadzono, doprowdzono lub nakazano im pójść do jakiegoś psychoidioty specjalizującego się w schizodiagnozach to by ich w większości poschizotypowano - bo w sumie nie można wierzyć w cokolwiek i o WIERZE (jakiejkolwiek) ani słowem nawet u tych psychoboguf bo bogowie zazdrośni to i ukarać cię srodze za niewiarę w ich wiarę (mogą?) ... -
Osobowość schizotypowa (schizotypia)
fifikse odpowiedział(a) na Pomidorek12345698 temat w Zaburzenia osobowości
no to ja też to mam. w sumie to sama nie wiem, mogę mieć WSZYSTKO. kiedyś, lat temu ileś, zaczynając pisać na psycho-forach, nie przyznając się do schizofrenii - wtedy sądziłam, że ją mam... lub raczej "miałam" diagnozę, której się wstydziłam - nie pisałam więc wprost "mam schizofrenię", a mam "wszystko" - nie kłamiąc więc, lecz się nie przyznając, no i nie etykietując, nie zaklinając rzeczywistości, nie przywołując (wierzę, zawsze wierzyłam w magiczną wręcz moc wypowiedzianych słów). ...no więc - faktycznie "mam wszystko" w tym też cechy które można(by) nazwać autystycznymi, tymi schizo-autystycznymi jak również (tymi) ze spektrum (ASD), z drugiej strony sporo cech autystycznych do mnie nie pasuje, nie widzę ich u siebie, nie rozpoznaję, więc, wracając do "no więc"... nie wiem sama. mam też jakieś tam "nerwice" - stany lękowe, depresyjne, lękowo-depresyjne, czasami nawet jakieś "nibyeuforie" - hipomanie (to tak już oczywiście trochę na siłę podciągając wszelkie moje "stany" pod "objawy" - diagnozując/nazywając [nie sądzę/nie twierdzę, że mam np. ChAD]) plus: coś w rodzaju OCD, ED nawet. no i te nałogi/uzależnienia, wspomniane "schematy"... no, WSZYSTKO mam. stany psychotyczne też mam od wczesnego dzieciństwa, tylko, że ja dorastałam pośród i wśród takowych "stanów" (podobne schizo-zaburzenia w rodzinie; w domu), sądzę więc, tzn. zawsze uważałam, że pewne osoby mi (bardzo) bliskie UKSZTAŁTOWAŁY mój sposób myślenia, postrzeganie świata, odbiór rzeczywistości (itp). u mnie jest podobnie. zupełnie się ODCIĘŁAM - od przyjaciół (prawdziwych przyjaciół właściwie to nigdy nie miałam, może poza jedną osobą, którą znam od dzieciństwa i do tej pory widzę w niej "przyjaciółkę" choć, z mojej winy, nie widujemy się zbyt często [może raz na kilka lat]), znajomych, rodziny, od świata, od ŻYCIA w ogóle. w tej chwili nie wiem już nawet z jakiego powodu, nie pamiętam (dla)czego się bałam, nie wiem czy chcę, czy chciałabym w ogóle, albo czy POTRAFIĘ, czy mogę - czy bym mogła, gdybym chciała... czego ja bym w ogóle chciała? nie przepraszaj, temat dla każdego z podobnymi problemami, czasami dobrze jest móc coś z siebie wyrzucić, chociażby w necie, na forum, jeśli nie ma możliwości/umiejętności (?) w realu, chociaż z drugiej strony... zawsze uważałam, że to nic nie daje, że to tylko, no NIC to - takie tam pisanie; dobrze by było zmienić coś w rzeczywistości, w świecie realnym - nie pisać, nie myśleć, DZIAŁAĆ (to tak do mnie - do samej siebie, no wiecie, coś w rodzaju: dziewczyno zrób coś, zacznij ŻYĆ! ale... no właśnie "ale" nie bardzo wiem jak, gdzie, z kim, od czego zacząć w ogóle...) właśnie o to chodzi. najważniejsze by się NIE ZAMYKAĆ, nie izolować, a nawet jeśli... jeśli się stało a przed nami mur przez lata budowany - ZBURZYĆ TO (!) łatwo powiedzieć, wiem, ale warto próbować. jejku, jakim optymizmem na koniec pojechałam... wszystkim Wam, albo i nam (bo w tym też sobie, a co;) wszystkiego DOBREGO życzę. -
Osobowość schizotypowa (schizotypia)
fifikse odpowiedział(a) na Pomidorek12345698 temat w Zaburzenia osobowości
w sumie to mi też trochę przypomina. tzn. myślałam o tym, nawet kiedyś podejrzewałam, że mogę coś tam mieć z tego całego ASD, być może mogę... no ale nie, jednak nie mogę, nie mam. nawet się tam zarejestrowałam, coś napisałam (na tym autystycznym forum), tak z czystej ciekawości, poza tym podążając za... (kimś). ktoś mi jakiś czas temu zasugerował, że mogę mieć ZA, właściwie to samo TO, że "ktoś tam" mi "coś tam" diagnozuje wystarczyło bym się oddiagnozowała, odautodiagnozowała, poza tym oni (ci "aspi" lub raczej ci, którzy się za takowych uważają) mają coś, czego mi brakuje... lub może ja mam coś, czego brakuje im (?) <- zmierzam do tego, że nie potrafię się z nimi utożsamić (jesteśmy inaczej "wybrakowani" ). z tymi emocjami to też tak naprawdę nie wiem... nic już nie wiem, zupełnie nie wiem co mam napisać. bo ja o tym ostatnio myślałam trochę, a nawet trochę więcej niż trochę, i moje zdanie na temat mojej "emocjonalności" jako takiej (czyli jakiej?) zmieniało się i zmienia tak często jak i same emocje, nie zawsze nawet moje, bo i emocje innych potrafią wpłynąć na (...), myśli (innych o mnie), opinie, wszystko to, co ktoś tam sobie uroił/wymyślił/wyobraził, (we mnie) zobaczył WPŁYWA NA ... (i znowu blok, bo...) na co właściwie? z jednej strony: jestem NADEMOCJONALNA - wszystko na mnie wpływa, tzn. nie musi, może, zdarza się (często?) i odbieram, wyczuwam, wychwytuję najdrobniejsze nawet sygnały, niedostrzegalne dla innych nieczytelne, tak, że niekoniecznie nawet uświadomione, przed... a *h*! chciałam coś, ale to będzie/by było super-hiper-schizotypowe. a tak w ogóle to mnie to wku***a, denerwuje mnie i chyba boli, bo ja się nauczyłam, bo mnie "nauczono", bo musiałam się NAUCZYĆ blokować to wszystko; wszystko to, co we mnie, każdą emocję, każdą swoją myśl, by nie widziano we mnie OBJAWÓW, jakiejś DIAGNOZY, czy czego tam jeszcze. nawet na forum nie potrafię dokończyć zdania, bo mi się "lampka zapala" "bo to już poza linką czerwoną" jak z tymi krateczkami, datami. ja nawet jakieś stany lękowe załapuję, w sensie, że chcę coś powiedzieć czy nawet pomyśleć nie mogę, nie zawsze mogę z powodu tych BLOKAD nie wiem już co mam robić, jak się odblokować nie.dopuszczając(?) do... z drugiej strony: PŁYTKIE TO (wszystko) nie doświadczam niczego "głębokiego". jestem rozchwiana emocjonalnie co nie znaczy, że... nicponadtonieznaczy (w sensie, że stwierdzenie faktu bez znaczenia). a tam... DOKŁADNIE TAK. u mnie to SZCZEGÓLNIE relacji właśnie dotyczy, bo emocje jako takie (jak wyżej) posiadam, odczuwam, tyle tylko, że mało w nich chyba... jak zwykle słowa mi brakuje - chciałam napisać, że "prawdy" ale to nie to, bo ja raczej nie kłamię, niczego nie udaję - UCZUĆ w tym mało chyba (wspomnianej głębi mi brakuje). tak to właśnie jest z tymi... no i znowu blokada, bo gdybym ja miała napisać co ja tak NAPRAWDĘ myślę o tych wszystkich "lekach" o sposobach/metodach "leczenia", o psychiatrii, o całej tej psychonauce w ogóle, to by mnie z każdego forum wypie***lili. NIEWAŻNE to (jak wszystko zresztą, bez znaczenia). naprawdę szczerze Ci życzę byś już NIGDY nie musiała wracać do neuroleptyków. :) wszystko sobie spisałam, mam zamiar stosować. thx. -
to ja Ci tak na szybko odpowiem. brałam pramolan w dawkach... właściwie to nie pamiętam już - różnych. to było, jak to się mawia, 100 lat temu, czyli dawno, a ja bedąc nastolatką (prawdopodobnie miałam coś ok. 12 lat bo to jeden z pierwszych psycholeków jakie w ogóle) nie czułam się po nim "zamulona" - raczej dobrze wspominam ten lek, prawdopodobnie bardziej z powodów czysto sentymentalnych niż z powodu jego na mnie wpływu (działania-niedziałania). na pewno nie miałam, nie odczuwałam po nim żadnych skutków/objawów ubocznych, pamiętałabym o tym. wsio.
-
(wprawdzie ja nie mam ChAD, ale przywitać się mogę witaj Karolina :)
-
19