
depresja24h
Użytkownik-
Postów
412 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez depresja24h
-
Patryk29, bo ta dziewczyna miała depresje reaktywną, czyli taką którą wywołana jest jakimś konkretnym problemem najczęściej związanym z jakąś stratą. Wg moich poglądów uważam, że jest to po prostu smutek, a im problemy cięższe i bardziej się nawarstwiają tym taki człowiek chodzi bardziej przygnębiony i rzeczywiście może to wyglądać na depresję. A jak trwa ponad dwa tygodnie i do tego pojawia się myśli samobójcze coś w stylu "mam tego wszystkiego dość, chce uciec od problemów" to przeciętny psychiatra wystawi diagnozę depresji i oczywiście wypisze jakieś tabletki (osoby zdrowe także miewają myśli samobójcze) Gdy taka osoba trafi do psychoterapeuty i zmierzy się z problemami, które ją dręczą, terapeuta pokaże jak sobie z nimi radzić lub po prostu one miną, wtedy taka osoba odstawia antydepresanty, "depresja" pewnie wróci gdy osoba znów znajdzie się w jakiś tarapatach, a ona będzie głosić ewangelie "nie bierzcie prochów, jesteście leniami, weźcie się za siebie, nikt za was własnego życia nie zmieni" Jest to dobra rada dla osób, które biologicznie mają zdrowe mózgi. Forum się tak już podzieliło na zwolenników psychoterapii i zwolenników psychofarmakologii. Dla mnie osoby, które powiedzmy zakochują się nieszczęśliwie i przez to chcą się zabić to nie są osoby w depresji. Smutek i ból jest nieodłącznym elementem życia, każdy go doświadcza, na swój sposób przeżywa i w takim przypadku najlepszym lekarzem jest czas. Leki czasem mogą jednak sprawić, że jeśli biologicznie coś w mózgu jest popsute(a tego nie wie nikt) to mogą zmienić percepcje odbioru tego problemu (np. nabrać więcej dystansu). Mówi się, że dziś depresje ma każdy, a to dlatego, że ludzie są z natury raczej leniwi, życie nie jest usłane różami, objawy depresji można bardzo łatwo komuś przypisać, a koncerny farmaceutyczne na tym żerują. Ciekawe co by było gdyby głosiły "Jesteś pracoholikiem? Nie potrafisz odpoczywać? Nadużywasz różnych substancji, podejmujesz ryzykowne działania, wydajesz dużo pieniędzy, mało śpisz. Sprawdź może to mania. Też wiele całkowicie zdrowych psychicznie ludzi mogłoby sobie przypisać takie cechy. I nagle przyjmować leki przeciwmaniakalne. Dla mnie takim dobrym sposobem na odróżnienie smutku od depresji jest anhedonia (zanik odczuwania przyjemności z życia). O ile to, że ktoś nie ma siły by wstać z łóżka czy pójść do sklepu to przy występowaniu anhedonii trudno przepisać to lenistwu. Są takie ogólnie przyjęte formy spędzania czasu w sposób przyjemny: oglądanie ulubionego filmu, kąpiel, zakupy, zjedzenie ulubionego dania, imprezy, podróże, rozmowa z przyjacielem, jakieś hobby. I jak wytłumaczyć to, że człowiek nie wykazuje chęci na zrealizowanie jakiejkolwiek z tych czynności, zamyka się w domu i leży w łóżku. A wszelkie potrzeby skurczają się tylko do przetrwania: fizjologiczne i bezpieczeństwa (dach nad głową, zaspokojenie głodu). Nie chce Ci się jeść, rozmawiać, chodzić, dbać o siebie, a jakiekolwiek zainteresowania i pasje to tylko abstrakcja. Nie odczuwasz satysfakcji, bo coś Ci się udało, czujesz obojętność, przestaje Ci na czymkolwiek zależeć. W końcu przychodzą myśli samobójcze, bo nie da się tego przerwać, a Ty masz wrażenie, że kazda minuta Twojego życia to męczarnia. Czujesz się na tyle zmęczony, że nawet wyjście z domu po sznur i zawiązanie go na drzewie staje się wybitnie ciężkim do wykonania, więc tak leżysz i czekasz aż śmierć przyjdzie sama. To jest prawdziwa depresja. Też tak uważam, że dopóty nie dojdzie do neuobrazowania mózgu i znalezienia przyczyny w mózgu co tam się dzieje, że człowiek zapada w taki stan to nigdy nie dojdzie do leczenia. Dla mnie to tak wygląda jakby przychodził człowiek z rakiem i mówił tu mnie boli i dostał tabletkę przeciwbólową. W zależności od stadium raka taka tabletka może pomoże, a może nie. To taki człowiek dalej idzie do lekarza i dostaje następny lek. Załóżmy, że ten lek zadziałał to znaczy, że pacjent został wyleczony. Powiedzmy, że rak już się nie rozwija i póki pacjent bierze tabletkę jest nie boli. A może ta dawka już nie wystarcza i potrzeba wyższa. Rak się rozwija dalej, a pacjent dalej szuka leku, który uśmierzy jego ból. Tak dla mnie wygląda leczenie depresji.
-
Na tą chwilę nie wyobrażam sobie odstawienia leków, zresztą wg opinii psychiatrów, każdy nawrót depresji zmniejsza szanse na całkowite odstawienie leków. Znajduje się już w tej grupie, która raczej będzie musiała brać je do końca życia, co nawet nie byłoby dla mnie problemem gdy ich działanie było stałe. Doszłam do wniosku, że jednym jest ta choroba przez którą cierpię, a drugim stosunek otoczenia, jak również psychologów i psychiatrów, wg których depresja (u mnie już właściwie CHAD) jest mówiąc wprost lenistwem. Może psychologów nie będę winić, bo oni nic nie wiedzą o chemii mózgu, receptorach, neuroprzekaźnikach itd. i zakładają, że depresja jest przyczyną jakiejś sytuacji zewnętrznej, złego dzieciństwa... Jak tego nie znajdują następuje próba wmawiania istnienia tej przyczyny (tak było u mnie chłopak albo szkoła), a jak już o zgrozo rozwiążesz jakieś ich testy to wychodzi, że jesteś potworem.. Śmieszne jest to, że wynikiem tych testów jest zawsze jakieś zaburzenie, nie ma czegoś takiego jak "zdrowy" lub "normalny" Więcej o toksycznej psychologii w "Zakazanej psychologii" Witkowskiego. Skupię się jednak na leczeniu psychiatrycznym. W życiu miałam kontakt z wieloma psychiatrami, lepszymi i gorszymi. Trafiłam na taką z piekła rodem, która od razu pakowała najwyższe dawki leków (np. lamotrigina - zaczyna się od 25 mg, a ona mi od razu walnęła 200 mg, olanzapina 30 mg (nigdy nie miałam głosów ani urojeń) i mnóstwo innych), a mojemu ojcu, który jest całkowicie zdrowy psychicznie, dała 60 mg fluoksetyny na stres w pracy:) Mój ojciec na szczęście tego nie brał. Ja zgłaszałam iż czuje się coraz gorzej, więc ona dała mi zajęcia: przez cały dzień musiałam sprzątać jak typowa sprzątaczka (odkurzanie, mycie podłóg, szorowanie kibli domestosem, prysznicy, podlewanie kwiatów, pranie, sprzątanie kup po jej psach, sprzątałam nawet jej gabinet(!)). Było to dla mnie wtedy straszne, ponieważ po tym jak się zmęczyłam miałam halucynacje, byłam mocno otumiona lekami i halucynacje. Chciałam żeby dać mi spokój i żebym po prostu mogła leżeć w łóżku, najgorsze co można robić człowiekowi z depresją to zmuszać go do robienia czegoś na co nie ma sił. Jak czegoś nie chciałam zrobić to w zemście zabierała mi papierosy i kosmetyki do mycia, a sama paliła. Wystarczy, że zabrala mi calkiem telefon i nie pozwoliła nigdzie dzwonić z ich stacjonarnego. Gdy wróciłam w końcu do domu po tym piekle, przestałam zupełnie jeść oraz wymiotowałam z tego szoku i przerażenia. Później podjęłam próbę samobójczą, gdyż przestałam wierzyć, że cokolwiek mi pomoże. Trafiłam na SOR, a oni mnie na przymusowe leczenie do zwykłego szpitala psychiatrycznego. W sumie najbardziej bałam się, że znów będę zmuszana do sprzątania, bo ja nie jestem w stanie. Na szczęście u mnie w szpitalu było w ogóle zabronione to aby pacjenta zmuszać do obowiązków (ma tylko jeść, brać leki, ewentualnie pościelić łóżko przy wizycie). Pani ordynator powiedziała mi iż sądzi, że to są zaburzenia osobowości i leki mi nie pomogą. No ale podali wtedy wenlafaksyne i trazodon. W 3 tygodniu zaczęło się coś we mnie zmieniać, zaczęły ustępować myśli samobójcze, zaczęłam nawet oglądąć telewizor, powoli nabierałam energii i napędu. Byłam w coraz lepszej formie. Gdy wyszłam na pierwszą przepustkę do domu spędziłam ją w sposób aktywny i nie wegetowałam leżąc w łózku. Gdy już opuściłam szpital, a był to czerwiec wybrałam się do lasu i czułam już wolność od tej choroby, samo istnienie i oddychanie dawało mi już radość, widziałam świat w pięknych barwach. Dźwięk muzyki rozbrzmiewał wyraźniej i napwał energią, euforią. Dodatkowo ustąpiła fobia społeczna, mogłam swobodnie rozmawiać z ludźmi i się już nie stresowałam. No ale dostałam skierowanie do ośrodka zaburzeń osobowości, pytałam siebie po co? Przecież dobrze się czuje, nie pije, nie ćpam, nie bije. Palenie rzuciłam w tym okresie samopoczucia, bo miałam w sobie motywację by wyznaczać sobie cele i je osiągać, sprawiało mi to przyjemność, że staje się lepszym człowiekiem. Wtedy też przyszedł taki okres, gdy zaczęłam siebie poznawać - co lubię robić, jakie jedzenie mi smakuje, jaka jestem. Chciałam się cieszyć życiem, korzystać z życia, poznawać ludzi i świat. Wróciłam na studia, dobrze mi szło, nauka i czytanie sprawiało mi przyjemność. Ustąpiły też bóle karku i kręgosłupa z którymi zmagalam się kilka lat, wystarczył godzinny spacer a mnie już wszystko bolało. Chodziłam dalej do tej lekarki, ale miałam do niej taki trochę uraz o to zaburzenia osobowości. Co lepsze odwiedziłam swoją poprzednia dręczycielkę:) Kupiłam dyktafon i się wybrałam. Zrobiłam jej awanturę o to wszystko co mi zrobiła (jeden z lekarzy potwierdził, że leczenie było złe). Ta chora kobieta jeszcze rozkrusza leki, nawet te o przedłużonym uwalnianiu. Powiedziała mi, że szkoda, że mi nie dała więcej leków, to bym przynajmniej mordy nie darła - to jej słowa. I że powinnam dalej leżeć w łóżku, że jestem dalej chora. Chciała mi podać zastrzyk (o nie już raz mi podała haloperidol, gdy chciałam stamtąd wyjść) i mnie tam znów zamknąć! O nie, ani złotówki już nie dostanie. Zadzwoniłam po policję i powiedziałam o tym co się dzieje. Co najlepsze policja nie chciała przyjechać, mieli to daleko gdzieś, musiałam dzwonić 3 razy. To ona zasymulowała, że dzwoni po karetkę żeby mnie zabrali do szpitala psychiatrycznego, naopowiadała jakiś kłamstw. Policja w końcu się zjawiła, przedstawiłam im sytuacje, wyprowadzili mnie stamtąd, żadna karetka nie przyjechała, wtedy się kapnęłam, że mówiła do słuchawki. Traumę miałam niezłą, w końcu poszłam do jakiegoś psychologa i opowiedziałam co mi się przydarzyło. Przekazałam jej nagranie, ale ona na następnej wizycie powiedziała, że komputer jej nie odczytał (ja sprawdzałam pendrive'a przed oddaniem i wszystko był git). Kapnęłam się, że sytuacja jest trudna, ona jest psychologiem i nie chce się pewnie w takie sprawy mieszać. Dałam sobie spokój. Byłam też w prokuraturze złożyć doniesienie osobiście, ale Pan dyżurny, a to sobie pójść do biura podawczego, napisać list i zostawić. Ogólnie poczułam się jak jakiś intruz i ostatecznie dałam sobie spokój. Zresztą ta kobieta straciła raz prawo do wykonywania zawodu psychiatry i co mimo to dalej leczy, pewnie dała w łapę komu trzeba i tak się kręci. Bolała mnie ta sprawa bardzo, bo jest wiele osób pokrzywdzonych przez nią. W listopadzie (jakieś pół roku później) mój stan zaczął się stopniowo pogarszać, myślałam, że przez pogodę, zakupiłam sprzęt do światłoterapii, ale słabo to pomagało. Mimo to wciąż się jakoś trzymałam, rano ciężko mi było wstać, chodziłam na popoludniowe zajęcia. Dociągnęłam do połowy lutego, kolokwia zdałam, przyszła sesja. Pojawiły się myśli samobójcze, coraz gorzej, powoli przestawałam wychodzić z domu, jak miałam egzamin z którego kolokwium miałam zdane w styczniu nie poszłam, bo nie miałam sił by wstać z łóżka już wiedziałam, że to nawrót. Zamknęłam się w chacie i nikomu nie otwierałam. Rodzice kapnęli się, że coś jest nie tak i w połowie lutego trafiłam znów do szpitala. Nie wiedziałam wtedy, że te leki mogą przestać działać i lekarze nie wiedzą dlaczego. Moja lekarka znów o tej terapii, wtedy pomyślałam że albo ona nie rozumie co ja do niej mówie albo udaje. Dostałam kolejne leki, tym razem nie miałam tyle szczęścia, leki nie zadziałały. Po nieudanej kuracji trafiłam do kliniki. Tam miałam rozmowę z psychologiem klinicznym - standardowo pytania o dzieciństwo, dochodzenie skąd ta depresja, ale w większości skupianie się na sprawach nieistotnych (jakieś związki czy osoby nic już dla mnie nieznaczące). Podsumowaniem tego było oczywiście zwykłe lenistwo "Idź do jakiejś pracy, może jakąś szkołę policealna zrób chociaż, jak nie chce Ci się uczyć". Pomyślałam po co ten cały teatr, przepytywanie, a na końcu taki cios. Zagotowało się we mnie po tym, poprosiłam o rozmowę z lekarzem (było po godz 14), przyszedł lekarz dyżurujący, powiedziałam, że spotkala mnie niemiła sytuacja ze strony psycholog i chce się wypisać na własne żądanie. A on mi na "Każdy się boi prawdy o sobie" w taki drwiący sposób. Powiedziałam, że chce rozmawiać z kierownikiem kliniki, a on, że nie. Numer telefonu do kierownika, nie Powiedziałam, że mam prawo żądać wypisu to regulują prawa pacjenta. W końcu zadzwoniłam na infolinię Rzecznika Praw Pacjenta i poinformowałam o problemie. Oni mi na to, że lekarz dyżurujący nie może mnie wypisać, że muszę poczekać rano na ordynatora. Jak dalej będzie problem to mam zadzwonić. A co ten lekarz zrobił? Napisał skierowanie do sądu rodzinnego o moje przymusowe leczenie, ponieważ deklarowałam przy nim myśli samobójcze. To było kłamstwo. Następnego dnia mnie wypisali. Zaczęłam się już leczyć na własną rękę, stałam się wrogo nastawiona do ludzi. Pojęłam, że nikt mnie nie zrozumie. Analizowałam siebie na wiele różnych sposobów. W podstawówce byłam jedną z lepszych uczennic w szkole, chodziłam na wiele konkursów, rodzice byli ze mnie dumni. W gimnazjum najlepiej w klasie (zawsze świadectwo z paskiem), potem poszłam do liceum, tu szło mi już gorzej, w II klasie liceum sporo imprezowałam, III klasy liceum nie przeszłam. Wtedy na jesień pojawiła się choroba i byłam pierwszy raz u psychiatry. Nie wiem skąd pojawił się ten stan. Najpierw byłam bardzo ospała, potem męczliwa, zaczęłam wagarować w domu, aż straciłam chęć życia, zrobiłam się otępiała i tak doszło do próby samobójczej. Z tej depresji jakoś się wykaraskałam swoimi siłami i jakieś życie jeszcze miałam - skończyłam liceum, poszłam na studia. Byłam w dwóch związkach, drugi właśnie skończył się dlatego iż nie miałam sił się z nim spotkać, chociaż go kochałam. Mam teraz dobrego lekarza. Jednak po ostatniej nieudanej kuracji reboksetyną słyszę od niego znów o nieśmiertelnej terapii i jestem zła. Bo skoro mówię, że rzadko wychodzę z domu, większość dnia leżę w łóżku, umycie się jest dla mnie jeszcze problematyczne i posiłki robi mi mama to jak miałabym pójść na terapię. Gdy zrobię coś jest to zwykłe zmuszanie się, zero pasji, zero radości, satysfakcji, uczucie wyczerpania. Czynności, które kojarzą się ludziom z przyjemnością np. - wakacje za granicą, oglądanie filmów, imprezy, zakupy, gry - nie chce mi się. Moje życie opiera się na jakimś przetrwaniu tylko, żeby mieć gdzie spać, zjeść, skorzystać z toalety, mieć leki, jakieś pieniądze. Żadnych wyższych potrzeb, bo wszystko mnie nuży. I nie mam pojęcia jak mam to lekarzowi wytłumaczyć. Wiem, że on niewiele może, jakie mamy leki, takie mamy i nie jest cyborgiem, ale to zrozumienie z ich strony też jest potrzebne... czasem. A co do lenistwa to sądzę, że jest ono wtedy gdy ktoś wybiera czynność, która w danej chwili jest dla niego mniej uciążliwa lub przyjemna np. zamiast nauki języka idzie do kina. Różnica w depresji jest to, że nie ma wyboru, bo cokolwiek by nie robić wszystko męczy. Ja nie wyobrażam sobie w takim stanie założyć rodziny, bo ja nie mam ochoty na rozmowy i nie wykazuje zainteresowania normalnymi ludźmi. Choroba nauczyła mnie doceniać te chwile, w których czuje się dobrze, gdy posłucham muzyki i mam ochotę ją słuchać, gdy wyjdę z domu,bo chcę, a nie muszę. I jeszcze mała dygresja - uważam, że sporo osób, które deklarują depresję wcale jej nie ma. Gdy człowiek, który nabrał kredytów, nie widzi możliwości spłaty i chce się zabić, on nie jest w depresji. On po prostu nie widzi na tą chwilę rozwiązania tej sytuacji, czuje się przytłoczony i dlatego chce ze sobą skończyć. Gdyby tej osobie dać te pieniądze i spłacić dług, a inaczej mówiąc wyeliminować problem, on raczej poczuje się szczęśliwy i będzie żył dalej. W depresji tak nie ma - nawet gdyby podarować mi wille z basenem, nie będzie to miało żadnej wartości dla mnie, bo ja tam pójdę i dalej będę leżeć w łóżku. Moim problemem jest uczucie wyczerpania, wypalenia, anhedonia, apatia, męczliwość, brak sił witalnych nie bardzo widzę jak miałabym to wyeliminować terapią. Ta depresja to chyba bardziej jest uczucie, a one generują negatywne myśli. P.S. Dziś leci 3 tydzień brania cymbalty i coś zaczynam czuć jej działanie, mam takie motyle w brzuchu i napisałam długi post, normalnie raczej mam z tym problem.
-
Reiben, sprawdzone info, mój lekarz (także ordynator jednej z klinik), który jest jego dobrym znajomym powiedział, że tylko on to wykonuje, ma zgode jakiejś tam komisji na podawanie ketaminy w klinice w Poznaniu. Jeżeli zadziała, potem stosuje się leczenie podtrzymujące (podawanie co 2 tygodnie -1 miesiąc ketaminy co wykazało, że jest bardziej skuteczne niż jednorazowy wlew.
-
Kalebx3, brakuje Ci wiary. Mój znajomy, który choruje 12 lat na depresje miał ten wlew, więc jest to całkiem realne. Potrzebna jest dokumentacja, że wszystkie leki wypróbowane, kierują Cię do kliniki, podają i obserwują. Ja jeszcze nie wszystko spróbowałam, za jakiś rok będę próbować.
-
slow_down, mi lekarz sugerował lit, ale nie ma szans nie zgodzę się. Wiele zniosę, ale utraty moich długich włosów już nie. Tymbardziej, że na stablizatory na mnie nie działają. Kalebx3, 27 lat się leczysz. Przecież Ty bez problemu się załapiesz na wlew ketaminowy. Jedź do Poznania do prof. Janusza Rybakowskiego, tylko on się tym zajmuje.
-
To tak pewno bede zdychac gdzies do 2020
-
Zima, ty chyba nie bardzo rozumiesz o czym on pisze...
-
ja powiem tak: znajdowałam się w agonii, byłam dla siebie niebezpieczeństwem, więc podanie leków antydepresyjnych było nieuniknione. Ale jakbym znajdowała się w lekkiej lub umiarkowanej depresji to jednak próbowałabym własnymi siłami jeszcze z tym walczyć. Po kilku latach leczenia (ja nie odstawiałam leków) ta depresja jest coraz bardziej przewlekła, oporniejsza w leczeniu + spłycenie emocji, silna apatia i anhedonia. Czasem naprawdę czuje się jakby odebrano mi cząstkę człowieczeństwa, chciałabym tak naturalnie, spontanicznie się śmiać czy nawet złościć, być taka jak za nastolatka.
-
No a ja wiem o co mu chodzi. Tylko o tym się mało mówi. Taką książkę kiedyś widziałam: Nowe leki cesarza. Demaskowanie mitu antydepresantów, ale nie czytałam, może tam coś znajdziesz.
-
Możesz poprosić lekarza o piracetam może trochę pomóc na pamięć i koncentrację albo te rosyjskie wynalazki noopept, fenylopiracetam Odradzam stosowanie tego leku przed sesja, jego działanie zaczyna się po 2-3 tygodniach, a dalej stopniowo się rozkręca.. na początku brania Twój stan może się pogorszyć, więc takie eksperymenty raczej po sesji w ogóle zastanów się czy chcesz brać antydepy, bo możesz wdepnąć w gówno z którego ciężko Ci się będzie wydobyć... odstawianie leków do przyjemnych nie należy, szczególnie wenlafaksyna, pomyśl czy Twój stan jest na tyle zły żeby sięgać po antydepresanty, bo może terapia by wystarczyła, pozdro
-
a moklobemid, selegilina?
-
Czy gdzies mozna kupic te substancje? -- 24 sty 2015, 18:56 -- Miko84 czy masz informacje kiedy lek pojawi sie w Stanach
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
depresja24h odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
mogę Ci pocieszyć: przy wrozoście 172 cm ważyłam 47 kg (depresja) -
Słucham muzyki sprzed 10 lat, to byly czasy chciałabym powtórzyć
-
Wisnia80 skoro w temacie wenlafaksyny to po jej zażyciu stał się ów cud - zaczęłam wstawać z łózka, minęły myśli samobójcze, powróciła chęć do życia i pracy. Stało się to wszystko automatycznie i bez mojego udziału. Nie potrzebowałam żadnej długoletniej terapii... Niestety lek przestał działać i to jego największa wada...
-
Ja wcześniej kupiłam podróbę z Indii i przestałam to brać bo mi się zdawało, że to jednak nie to. Teraz przyjmuje już Cymbalte przepisana przez lekarza. Na 7 dni miałam wypisane 30 mg, a teraz jadę już 60 mg, od dwóch dni, więc na razie za krótko by powiedzieć jak się czuje. Cena 7 tabletek 30 mg: 27 ł, 28 tabletek 60 mg 131 zł (apteka niezapominajka) -- 21 sty 2015, 21:21 -- Skutki uboczne : póki co brak, nie ma walenia serducha i potliwości jak po wenlafaksynie
-
polac mu!
-
Jak porafisz przeczytać kilka książek w tydzień to ty żadnej depresji nie masz. A to, że nie masz o niej zielonego pojęcia udowodniłaś już kilka razy Pani "Weź się w garść" Uwierz nie jesteśmy takimi idiotami, że tego nie wiemy. Na początku poczytaj sobie dokładnie co to właściwie jest zanim zaczniesz się udzielać.
-
Pomóżcie - co na wypadanie włosów ze stresu
depresja24h odpowiedział(a) na Szubidka temat w Medycyna niekonwencjonalna
Ja stosuje teraz dermena szampon klorane szampon na bazie chininy plus do tego mgielka zestaw do wlosow wypadajacych tabletki merz -
Devnull, jakies 3 lata temu probowalam acodin bardziej z ciekawosci co w tym takiego ludzie widza. Wtedy akurat nie bralam lekow (bylam juz zdecydowana na samobojstwo) wzielam wtedy chyba 15 tabletek ale to zupelnie nie dla mnie. CHyba nie mam mentalnosci cpuna - rzeczywiscie mialam uczucie wyjscia z ciala, jak patrzylam na swoje nogi to mi sie zdawalo ze to nie moje, czulam istnienie duchowe ale nie fizyczne nie moglam utrzymac rownowagi i chodzic zataczalam sie. Caly czas w trakcie tej fazy myslalam aby to sie skonczylo dla mnie to bylo dziwne. Po tym jednym razie juz nie probowalam i nie ciagnelo mnie do tego. Probe samobojcza i tak podjelam wiec antydepresyjnie mi to chyba nie pomoglo. -- 12 sty 2015, 00:14 -- Jutro zamawiam ketamine do iniekcji Miejmy nadzieje, że dojdzie prawdziwa zobaczymy jak to działa
-
Dziękuje za odpowiedzi. W zasadzie to co zrobię jest zależne od mojego cierpienia, Kalebx w sumie niektóre leki to jakbym nie wiedziała, że są z apteki, a ktoś by je rozdrobnił i podał to ich działaniu też mogłabym uznać, że to jest trucizna (choćby ostatnia historia z Edronaxem, który dał mi w kość). Mam wkrótce wizytę antagonista NMDA jest też memantyna, ale wątpie aby mi to lekarz wypisał. Podejme temat elektrowstrząsów, ale też mi się zdaje, że doktor się nie zgodzi. Czuje się już bezsilna w walce z tym, nie wierze już że jakieś leki mi pomogą