Witam serdecznie
Choruje od 7 lat na depresję, na początku miała łagodny przebieg, 2 lata temu mocno się zaostrzyła, tak, że okres remisji był krótkotrwały. Depresja pojawia się u mnie bez żadnego wyraźnego powodu. Po prostu z dnia na dzień tracę energię życiową, przestaje wstawać z łóżka, tracę zainteresowanie życiem, ludźmi, nie mogę się skoncentrować, a w wyniku tego męczenia się pojawiają się myśli samobójcze. Z ich powodu byłam hospitalizowana 3-krotnie. Zauważyłam, że zaostrzenie choroby następuje w okresie jesienno-zimowym. Izoluje się od ludzi, a w ten czas zostaje mi tylko rodzina. Rodzina jest świadoma, że jest to choroba psychiczna, ale nie dostaje z ich strony żadnego wsparcia, wręcz przeciwnie wykańczają mnie i krzywdzą. W związku z chorobą i niemożnością normalnego funkcjonowania, postanowiłam iż wyjadę w nieco cieplejsze rejony. W Polsce nic mnie nie trzyma, nie mam żadnych zobowiązań. Problem polega na tym, że rodzina może nie zaakceptować mojej decyzji. Poruszyłam już ten temat z matką i mi powiedziała, że jakoś tu żyć będę. W mojej głowie jest istny paradoks, ponieważ rodzina stosuje wobec mnie przemoc psychiczną np. biorę obecnie wenlafaksynę 10-dzień, dałam matce ulotkę, iż mój stan ulegnie teraz pogorszeniu i zacznie się poprawiać po jakiś 2 tygodniach. I co? Wczoraj wieczorem źle się czułam, co powiedziałam matce, a jej coś odbiło i powiedziała "brat się wstydzi, że ma siostrę chorą psychicznie", gdzie ja jeszcze gorzej się poczułam, a od rana mnie wyzywa od leni. Ojciec mnie poniża i też nie szanuje, w tym roku zaczęłam studia, szły mi dobrze, wszystkie kolokwia pozaliczałam, aż przyszła ściana i część egz nie zaliczyłam ( podkreślam nie z powodu lenistwa!) trafiłam do szpitala, chciałam przesunąć te egzaminy na późniejszy termin, ewentualnie wziąć urlop dziekański. A stało się tak, że po powrocie do domu odebrałam skreślenie z listy studentów, bo studia nieopłacone, a jak ojcu wygarnęłam, to powiedział, że świrowi za studia płacić nie będzie. Obecnie chce opuścić dom rodzinny i układać sobie życie bez nich, ale boje się, że mi nie pozwolą, oni wolą żebym siedziała i oni będą mi dawać na jedzenie, będę musiała wysłuchiwać ich kłótni. Wyzywać mnie tak, ale pozwolić mi na wyjazd pewnie nie. Ja się obawiam natomiast,że z powodu ich nacisków zostanę i będę się dalej męczyć. Proszę o pomoc.