Skocz do zawartości
Nerwica.com

deader

Użytkownik
  • Postów

    4 886
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez deader

  1. deader

    Tablet

    To nie jest jedyny plus, no chyba że się nie jest książkomanem, dla mnie w tym urządzeniu mogłoby nie być nic oprócz adobe readera a i tak byłbym mega zadowolony Do łóżka to chyba i laptopa da się bez bólu przytargać, ale tablet można zabrać nawet do kibla
  2. deader

    Tablet

    Ani przez sekundę Czyta się na tym dużo lepiej niż z monitora, nie jestem w stanie poczytać ebooka na kompie dłużej jak kwadrans bo raz że oczy bolą a dwa że jest się skazanym na właściwie jedną pozycję, a z tabletem tak jak z książką można sobie dowolna jogę uprawiać aby odnaleźć najbardziej wygodne wygięcie ciała, czy to na krześle, czy to na podłodze Jeśli chodzi o wizualia to prędzej przeszkadza mi mały kąt widzenia , co przy książkach nie jest problemem, ale jak np. chcę sobie postawić tablet na stole i puścić film do przygotowywania obiadu, to najczęściej wybieram stand-up'y i filmy dokumentalne, bo odchylenie głowy o kilka centymetrów powoduje że nie widać co się dzieje na ekranie - a w przypadku wymienionych właściwie najważniejszy jest dźwięk.
  3. deader

    Samotność

    Myślę że kilkaset tysięcy, bo trzeba by było kupić maszyny, wynająć pomieszczenia i tak dalej. No i jakieś powiedzmy 20 milionów Euro w gotówce i nieoznakowanych banknotach żeby mnie przekonać do zabrania się do zakładania swojej własnej działalności
  4. deader

    Tablet

    Wypowiem się jako posiadacz 7-calowego tabletu. Po pierwsze, za 30-50 pln przerabia się tablet w laptopa, mianowicie dokupując etui z klawiaturą USB. To by było na tyle w kwestii "kijowo się na tym pisze". Posiada zaś zdecydowaną przewagę nad laptopem mianowicie zawsze można go wyjąć z etui i mieć wygodny, poręczny czytnik ebooków. I do tego też głównie stosuję mój egzemplarz. Używam go właściwie tylko w domu, do czytania książek i pod tym względem uważam że jest to idealne urządzenie. Jeśli masz zamiar używać tabletu tylko jako urządzenia "awaryjnego" do internetu, to jest to moim zdaniem bardzo sensowny zakup. Ja za swój zapłaciłem rok temu niecałe 250 zeta, więc nie wydaje się fortuny a zadanie spełnia. Oczywiście, są pewne wady - moja tanizna przy włączonym internecie wytrzymuje na baterii max 1,5 godziny więc do korzystania z netu przydaje się ładowarka w pobliżu. Ekran 7 cali jest całkiem OK jeśli chodzi o czytanie książek, choć do komiksów chętnie bym sobie sprawił 10 calowy. Do internetu "zastępczo" 7 cali też spisuje się OK. Niedługo zresztą będę sam sobie to coraz częściej udowadniał bo zaczyna się robić ciepło więc posiedzenia na balkonie z fajeczkiem, kawą i tabletem czas rozpocząć :) Natomiast jeśli na urządzeniu "awaryjnym" chcesz pisać pracę magisterską, trzepać wykresy w Excelu, katować się fejsbukiem itd. to faktycznie albo laptop albo tablet z wyższej półki cenowej. Co do internetu to mój ma wbudowane wi-fi co zdaje się zresztą być standardem w tabletach, modemy wewnętrzne i obsługa zewnętrznych to już kolejne dodatkowe koszta. Tyle że mi przykładowo w zupełności to wystarcza - jak mówiłem korzystam głównie w domu, a poza domem - zawsze można utworzyć sobie hot-spota z telefonu.
  5. deader

    Samotność

    To ja, to ja! Nie mam jeszcze AŻ TAK bo myślę że nie obraziłbym się jakby mi kobieta z zaskoczki zrobiła loda rano w sobotę (proszę się nie obrażać przypadkiem, to przecież męski ekwiwalent otrzymania kwiatka ) ale generalnie jestem w stanie zrozumieć takie podejście Ależ - czym byłoby takie życie? To wegetacja raczej by była... Takie pierdolenie nawet ma swoją nieco ładniejszą nazwę, nazywa się filozofia i nie wiem czy uwierzysz, ale nawet na uniwersytetach są zajęcia z pierdolenia o rzeczywistości
  6. deader

    Wkurza mnie:

    Palę od 15 prawie lat i tylko raz miałem słynne żółte paluchy, przez około tydzień, kiedy na tygodniowym wyjeździe nad morze za małolata paliliśmy ze znajomkami tylko "Caro" bo były i tanie i niepowodujące odruchu wymiotnego jak np. "Męskie". Więc mityczne "żółte paluchy" sądzę przechodzą do lamusa wraz z kaprawymi tanimi markami fajków. Teraz jak nawet śmieć pokroju "Fajrantów" musi kosztować tyle co inne (o ile to ścierwo w ogóle jeszcze produkują ) to i pewnie jakość podciągnęli. TAKKK! Ojj takkk! W naszej firmie jak bierzesz na siebie więcej obowiązków, to jedynym wymiernym tego efektem jest to... że więcej zapierdzielasz O podwyżce to nie słyszałem w naszych szeregach od dobrych 5 lat kiedy to sam osobiście dostąpiłem tego zaszczytu podniesienia stawki godzinowej o złotówkę. Biorąc to pod uwagę, oraz fakt że wszystko drożeje a pensja coś nie chce dostosować się do tego trendu - podejście "po najmniejszej linii oporu" wydaje się jedyną właściwą :) Co do powolnego zmieniania się świata - myślę że nie jest tak wcale wolniutko. Nie twierdzę że papierowe książki znikną z księgarń za 5 lat, ale za 30..? Wystarczy popatrzeć jak sprawa się ma w innych dziedzinach szeroko pojmowanej "sztuki konsumpcyjnej", czyli jeśli chodzi o filmy, muzykę i gry. Muzykę na płytach obecnie kupują już właściwie tylko ludzie po 50-ce którzy czasem szarpną się w kiosku na jakąś gazetę z dołączonymi przebojami Ich Troje, lub wariaty mojego pokroju kupujące winyle - płyta CD odchodzi do lamusa, kupowanie mp3 w sieci na zachodzie jest już standardem, u nas nieco mniej ze względu na barierę kulturowo-pieniężną; mówiąc po ludzku: nas jeszcze na to najzwyczajniej nie stać Filmy i gry? Podobnie. Jak kilka lat temu zaczynano ruszać z cyfrową dystrybucją gier i filmów, to wszyscy mówili że to nie przejdzie, że jak już się kupuje film czy grę to każdy woli mieć pudełko na półce. Cóż... Dziś mamy zarówno platformy cyfrowej dystrybucji filmów które radzą sobie bardzo dobrze, typu Netflix; mamy sklepy typu Steam na PC czy PSN i XBL na konsolach, ba, urządzenia chodzące pod Androidem w ogóle nie posiadają dystrybucji na tradycyjnych nośnikach... A człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę że tak naprawdę to może i czasem fajnie postawić sobie na półce jakiś film czy grę które się wyjątkowo wielbi, ale dla mniej epickich dzieł - wygrywa cyfra, bo nie trzeba d...y z fotela do sklepu ruszać, bo taniej często, bo mniej rzeczy do odkurzania... Plus, trzeba wziąć pod uwagę typ drukarni w której robię. My zajmujemy się drukiem cyfrowym, czyli niskonakładowym. Nie robimy książek dla dużych wydawnictw w nakładach rzędu dziesiątek tysię... no, dobra, po prostu tysięcy, nie wiem jaka książka się w Polsce ostatnio mogła sprzedać w nakładzie dziesiątków tysięcy, chyba tylko coś o papieżu albo o Smoleńsku mogłoby zmusić tylu rodaków do kupna tego przerażającego tworu znanego jako książka My robimy książki w nakładzie 100-500 egzemplarzy, zaopatrujemy lokalnych "artystów" którzy napiszą jakąś grafomańską poezję i chcą się pochwalić rodzinie - więc sumiennie wyskrobują, ciułają te kilkaset złotych żeby sobie wydać książkę w 50 egzemplarzach i porozdawać krewnym... No i jeśli chodzi o dochodowość, to sprawa wygląda (bardzo w przybliżeniu) tak: wyprodukowanie książki kosztuje nas 15 złotych, sprzedajemy po 20. Wyprodukowanie plakatu kosztuje nas 5 złotych, sprzedajemy po 30. Chyba nie trzeba matematyka żeby policzyć co bardziej się opłaca ;P Plus, plakaty robi się z 5 razy szybciej od książek...
  7. deader

    Wkurza mnie:

    Przez cały wczorajszy dzień byłem przekonany że mamy czwartek. Przychodzę dziś do pracy - i znowu jest kurrrfa czwartek!!!
  8. deader

    Wkurza mnie:

    Najlepsze jest to że - odpukać - robota na moim jednoosobowym dziale zawiera dość spory element opierdzielactwa (było nie było 75% czasu jaki spędzam na forum spędzam w pracy ) i w porównaniu do działów sąsiednich , gdzie chłopaki w kilku zapierdzielają jak roboty to ja mam prawie że leżenie na hamaku i sączenie drinków :) O czymś takim jak premia to krążą po firmie legendy, ponoć ktoś kiedyś dostał Problem z dochodowością działów wygląda tak że ja zajmuję się rzeczami o niskich kosztach własnych za to kosmicznych narzutach; ceny mam poustalane też mniej więcej 50% wyższe niż konkurencja. Nie wiem już sam czy ludzie walą do mnie dlatego że tak mnie lubią czy jestem faktycznie tak zajebisty w tym co robię wiem jedynie że szefu uparcie próbuje podnieść dochodowość innych działów kupując coraz to nowe maszyny, obniżając ceny itd - bez uprzedniego wywąchania rynku czy będzie zapotrzebowanie. Dla mnie sprawa jest prosta - sąsiednie działy będą się powoli kończyć. Oczywiście, nadal będą ludzie drukować pierdółki typu wizytówki, kilka ulotek czy zaproszenia ślubne. Ale szefu celuje w książki, kupuje maszyny które szybciej drukują, szybciej foliują okładki, szybciej kleją... A książki odchodzą do lamusa. Taka brutalna rzeczywistość. Książki przesiadają się na tablety i sam już dawno zamachałem białą flagą i przestałem kolekcjonować papierówki. Natomiast ja zajmuję się drukiem wielkoformatowym i jeszcze spoooro czasu minie zanim każda tablica informacyjna, każdy billboard - będzie ekranem LCD z możliwością natychmiastowej zmiany wyświetlanej reklamy. A już reklamowanie jakichś lokalnych imprez typu festyn w parku na który potrzeba 10 plakatów żeby poinformować całe miasto - w ogóle będzie bezsensowne elektronicznie. Zajmuję się też drukiem etykiet samoprzylepnych i też myślę że nieprędko doczekamy się perfum z wybudowanym wyświetlaczem pokazującym logo. No, generalnie - zajmuję się rzeczami które może nie mają perspektyw na rozwój w przyszłości, ale są pewne że jeszcze będą długo funkcjonować. Niestety, szef jest wierzący a ja jestem ateistą, na jakikolwiek plan ratujący firmę bym nie wpadł to on z zasady będzie "na nie" W sumie mi to zwisa, mógłby tylko odpieprzyć się od człowieka który przynosi mu największe zyski z całej firmy
  9. deader

    Wkurza mnie:

    Zwariuję!!! Dziś wpłata. Szef oznajmia mi że mój dział przynosi największe zyski. Nie wiąże się z tym żadna pieniężna premia, ale człowiek czuje się podbudowany po czymś takim, dostaje zastrzyku energii, aż rozgląda się czy by przypadkiem nie pomóc jakoś kolegom z innych działów, skoro mój jest taki zajebiście dochodowy, to żeby nie mieli gadane że się opieprzają... Po 15 minutach dostaję opierdziel za to że na chwilę stawiając rolkę papieru oparłem ją o ścianę - no a przecież tak się niszczy farba na ścianie. Dżizaskurrwajapierrdolę, czy tak się traktuje człowieka który przynosi firmie największe zyski?? Przypieprzając się o takie pierdoły? Fuck... Już mi się nie chce nikomu z niczym pomagać, niech se radzą sami.
  10. deader

    Samotność

    Raczej powiedziałbym że opierdzielanie laski za kratami to zuo Chociaż, hej, temat jest o samotności, sooo... [videoyoutube=7nNJTeaEKEA][/videoyoutube]
  11. deader

    Samotność

    No, muszę powiedzieć że... w tym temacie to nie rozpatrywłem nawet takiego typu rutyny... ...aczkolwiek przyznaję całkowicie rację Najgorsza jest sraczka na urlopie
  12. deader

    Samotność

    No i to jest właśnie cecha naszych dumnych 10% Bo dziewięćdziesiątprocentowcy najwyraźniej nie mają takich zahamowań, patrząc na liczbę rozwodów, popieprzonych zerwań, morderstw, przemocy domowej, współalkoholizmu i reszty tego typu rzeczy Kolejny przykład mojego odstawania od normy: maciey wspomina o tym że najgorsza jest rutyna - a ja UWIELBIAM rutynę. Rutyna jest czymś pewnym. Nie lubię niepewności. Nie mam w swoim zestawie wymagań czegoś w stylu: "moja kobieta ma mnie codziennie zaskakiwać". Fuck that, wystarczająco dużo rzeczy zaskakuje mnie w pracy czy w pieprzonym sklepie, i do tego mają dochodzić zaskakiwajki jeszcze w domu - jedynym "bezpiecznym" miejscu, w mojej twierdzy?? No, thanks. To jeden z powodów dla którego w 90% przypadków lądowałem we friendzone bo większość ludzi najbardziej lubi tą początkową ekscytację, nowość, itede... Tymczasem ja pierwsze miesiące znajomości wolę spędzić na poznawaniu tej drugiej osoby, zaprzyjaźnieniu się, dopiero po czasie mogę bowiem w mózgu zrobić sobie podsumowanie "za i przeciw" i zdecydować czy "to ma przyszłość". Tyle że z moich obserwacji wiekszość ludzi ma podejście totalnie odwrotne a postępowanie wedle ich schematu (znamy się tydzień i poszliśmy do łóżka = jesteśmy parą, yay) kończyło się u mnie zawsze szybkim bolesnym przypierdzieleniem o rzeczywistość I żeby nie było: ja zdaję sobie sprawę że to co ja postrzegam za swoje "wymagania" czy "oczekiwania" - wielu ludzi uzna za najzwyklejsze w świecie wady. Że jestem nudny, że wolę mieć jedną parę spodni ale pełno książek czy płyt, że mam posrane wymagania samemu będąc daleki od ideału... Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Tyle że to nie są moim zdaniem "złe rzeczy", nie mam takich bezczelnych wad jak "lubię przyłożyć babie jak se pochleję" czy "podaj mi browara i zapierdzielaj robić pranie"... Mam taki a nie inny zestaw cech charakteru, taki a nie inny styl życia - i największy challenge to znaleźć kogoś komu te cechy się będą podobać. Z tego względu trochę bezcelowym widzę dyskusje na temat "czego kobiety oczekują od mężczyzn" czy odwrotnie - bo ludzie jednak mają przeróżne preferencje. Dlatego też z pewnym zażenowaniem przyznaję się do tego że nie zawsze potrafię do tego tak racjonalnie podejść i zdarza mi się "polecieć" stereotypami :/ Ale to jest spoko, równowaga w przyrodzie musi być, ying i yang i tak dalej Nie leży mi zarówno bycie dresem spod bloku, jak i wilkiem z Wiejskiej Street - ale są momenty w życiu kiedy przydaje się na chwilę się którymś z nich stać No i też nie chcę przesadzać w drugą stronę - bo oprócz dzieł LaVey'a zdarza mi się czytać komiksy z Batmanem, trochę przeciwny niby biegun Ale - nadal! - jest to wszystko w moim pojęciu czymś wyższych lotów niż debilus pospolitus, który nie czyta ani jednego ani drugiego - bo "czytanie jest dla frajerów"
  13. deader

    Samotność

    No trochę coś w ten deseń, znaczna część ludzi zadowala się przeciętnością. Czy to jest coś złego? - cóż, to kwestia bardzo względna i nawet jeśli ja reaguję mimowolną pogardą i wewnęrznym wzdrygnięciem ze zgrozy jak mi ktoś opowiada że "oglądał wczoraj ze swoją dziewczyną Taniec z Gwiazdami i..." - to obiektywnie patrząc to oni są wygranymi, bo właśnie maja kogoś do oglądania debilizmów w tv i uznają to za fun time. Ja wiem, że może i mój wysublimowany gust (uchyla cylinder, poprawia monokl) jest w moim postrzeganiu bardziej wartościowy od znacznej części społeczeństwa, ale bez bicia się przyznaję: moja pogarda dla "szaraków" jest mocno wymieszana z zazdrością. Serio, czasem chciałbym być tępszy! Zamiast "Newsweeka" - kupować "Fakt", zamiast czytać sobie o przeróżnych nurtach filozoficznych - jarać się 22 kolesiami biegającymi za piłką; zamiast metalu słuchać disco a jako "dobrą zabawę" uważać przeimprezowanie nocy w jakimś klubie zamiast przegadania owej nocy o wyższości dzieł Poego nad Lovecraftem. Serio! Nie chcę zabrzmieć za bardzo narcystycznie, ale czasem autentycznie chciałbym być kimś bardziej przyziemnym, prostolinijnym itede, bo będąc taki jaki jestem staję czasem przed "problemami" typu: jak wykręcić się z imprezy firmowej? Bo mimo że wszystkich moich współpracowników lubię, to nie mam o czym z nimi tak naprawdę pogadać jak już mnie gdzieś wyciągną na piwo. Paradoksalnie wychodzę wtedy na głąba, bo siedzę w kącie i mało co mówię, bo gadki zawsze kręcą się wokół samochodów (jak, k*wa ludzie mogą się tym tak podniecać, do jasnej ciasnej?! ten jeździ i tamten jeździ, czy jest naprawdę ważne czy 100 km osiąga się w 10 czy w 11 sekund - zwłaszcza że to po prostu niebezpieczne??), sportu (chyba raz w życiu zaliczyłem relatywnie krótką ale faktycznie interesującą rozmowę o sporcie - mianowicie jak gadałem na zlocie o szachach z monk'iem - tyle że te ciągle przytaczane "90%" nie uznaje szachów za sport, coś czemu kibicuje się bez browara i wuwuzeli ne może być sportem przecież!), szefa (jakbysmy nie dość na niego psioczyli w pracy...) czy programów telewizyjnych / celebrytów o których zwyczajnie nie mam pojęcia bo tv nie oglądam, Faktu nie czytam... Podkreślę: nie chcę tu ogłaszać że ja jestem geniuszem a reszta ludzi to debile. Ja mogę co najwyżej tak myśleć Nie zmienia to faktu, że po prostu pod wieloma względami odstaję od "normy", mam inne zainteresowania, wyższe wymagania... Ględzę co prawda teraz o interakcji z ludźmi ogólnie, a nie o związkach, ale właśnie po to żeby dać pewien zarys. Bo jeśli chodzi o kobiety, to też odstaję od "90%". Nie wyobrażam sobie na przykład bycia z kimś kto nie zna angielskiego w stopniu przynajmniej bardzo dobrym. Dlaczego takie poryte wymaganie? Ano jestem miłośnikiem tego języka, uwielbiam wtrącać pojedyncze słowa czy całe cytaty po angielsku podczas rozmowy i zwyczajnie czułbym że zadaję się z kimś "tępszym". Nie wyobrażam sobie być z kimś kto woli psy od kotów. Nie wyobrażam sobie być z kobietą która w łóżku uznaje tylko dwie pozycje, z czego jedna to "nie dzisiaj, boli mnie głowa". Takich rzeczy zebrałoby się pierdyliard. No, cóż, po prostu - mam pewne wymagania i wolę już być sam niż męczyć się z panną która lata po klubach, kolekcjonuje buty, obsesyjnie upiera się przy urządzaniu remizowego wesela dla 100 osób, za opiniotwórcze czasopismo uznaje "Cosmopolitan" i katalg Avonu, termin "grecka tragedia" kojarzy jej się z przypaloną oliwką, a wieczorem nie possie mi kulek bo ksiadz mówi że to grzech... Czy mnie to czyni gorszym czy lepszym od innych to już nie mnie w sumie oceniać (a nawet jakbym się przy którejś wersji upierał to przecież reszta świata może to kompletnie olać i sama wydać o mnie opinię), chciałem tylko w sumie wytłumaczyć dogłębniej to że bezdyskusyjnie odstaję od tego co zwykło się nazywać "normalnością". Chcę też zaznaczyć, na wypadek gdyby ktoś mi zaczął próbować wytykać że powinienem przestać narzekać - że ja w żadnym wypadku nie narzekam Jak ktoś się uprze żeby przegrzebać poprzednie strony, to nigdzie nie znajdzie (jestem na 99,9999% pewien) żadnego narzekania na samotność z mojej strony :) Dawno już zdałem sobie sprawę z tego że w tej akurat kwestii będę miał dużo bardziej pod górkę niż "90%". I chyba właśnie każdy kto zagląda do tego tematu moze w jakimś stopniu te słowa do siebie odnieść. Z jakiegoś powodu (z jakiego? - to już nie jest przedmiotem dyskusji) jestem(/śmy) inny od większości ludzi. Mam inne wymagania od większości ludzi. Już samo to sprawia że znalezienie "tej jedynej" są utrudnione, a jak do równania dołożyć jeszcze kolejną zmienną, a mianowicie: ze "ta jedyna" której szukam najpewniej też nie należy do "90%" i ma swój własny zestaw wymagań, który niekoniecznie musi pokrywać się z moimi - to coraz jaśniejsze staje się że szanse na skończenie z samotnością mam mniejsze od większości populacji. To jest nastawienie godne "90%" więc i szansa na sukces jest Stety lub niestety - nie Kalebowi odpowiadałem, myślałem że cytat będzie wystarczającą podpowiedzią
  14. Może niech spróbują NIE odpuszczać. Było nie było panna wygląda na kleptomankę lub ćpunkę (no bo po co jej tyle kasy, chyba nie na czipsy...) więc psychologowie będą tylko doić kasę za sesje, terapie itd. a trzeba po prostu postawić pannę do pionu tradycyjnymi metodami. Pierdzenie o Szopenie, w moim domu wszyscy święci, nikt nie pije, nie pali, ani moi rodzice ani mój brat, więc ja "nadrabiałem" za nich wszystkich, radośnie chlejąc, ćpając i szlajając się po nocach.
  15. deader

    Samotność

    I tu się mylisz kolego Deader . Mianowicie nie każdy zainteresowany zainwestuje w ciemno 1000zł . Każdy się tłumaczy ,że mógłby kupic kota w worku , przewalic tyle kasy ( argumenty zawsze sie znajdą ) ,,, ale nikt ( niewielu ) sie zdecyduje , zaryzykuje i wie przynajmniej. Ja w to wierzę , duzo o tym słyszałem , wywiad z Typem w telewizji , nawet Tu jeden Kolo o tym pisał . Ja bym w to wszedł , poważnie, jakbym byl sam . Myslę ,że to nie jest przekręt . I nie pachnie to zaraz perfumami , bo ma to tyle wspólnego z perfumami i ich zapachem co kot domowy z Lwem . Zobaczyć znaczy uwierzyć Jeśli przy mnie, na moich oczach, na disko jednocześnie wypuszczono by takiego facia: ale spryskanego feromonami, oraz takiego facia: nawet spoconego i zionącego wódą - i to temu pierwszemu laski rzucałyby się do laski (badabumtss) to uznałbym za niepodważalny fakt że te feromony cuda czynią. Tymczasem pozostaję wysoce sceptyczny, tak jak odnośnie wszelkich kursów podrywu, tabletek na porost penisa czy mikstur miłosnych, zwłaszcza biorąc pod uwagę że te ostatnie sam wymyślałem pracując jako wróżka. Świat byłby po prostu zbyt piękny, gdyby takie proste rozwiązania były prawdziwe. Jeśli już to prędzej uwierzę w to że facet kupi sobie taki flakonik za tysiaka, spryska się nim, i PRZEKONANY o tym że to naprawdę działa - dokona swoistej "autohipnozy" i zacznie sam z siebie niejako odważniej zagadywać, podbijać itd. Po prostu efekt placebo tylko że w sprayu. Co do tego że to nie jest popularne bo nie każdy chce wydawać kupę kasy na kota w worku - gdyby to naprawdę działało, to gwarantuję że w którymś z numerów "Przeglądu sportowego", "Przeglądu samochodowego", "Wędkarza" czy "Niegrzecznych Zakonnic XIII" znalazłyby się pojedyncze próbki, tak jak czasem w babskich pismach można znaleźć próbnik z kilkoma kroplami perfum czy szamponu. Bo taką darmową próbkę to by każdy chyba nawet dla jaj wypróbował, a jakby się okazało że po użyciu nie da się spokojnie przejść ulicą bo każda kobieta chce cię zgwałcić - to tych feromonów sprzedawano by pewnie niewiele mniej od Coca-Coli, byłyby większym społecznym problemem niż narkomania i... Eh, książkę całą można by napisać rozwodząc się nad tym dlaczego to musi być ściema. To po prostu totalnie nielogiczne - czemu utrzymywać wysoką cenę produktu żeby na kupno decydowali się nieliczni, kiedy można ją obniżyć 10x a tym samym nagle zyskać 100x większą klientelę, ergo - natłuc na tym jeszcze więcej kasy..? Przecież to taki idealny materiał na uzależnienie klienta od sprzedawanego środka! Tyle wygrać!! Wytłumaczenie jest jedno - tylko nieliczni dadzą się nabrać, więc trzeba z nich doić jak najwięcej kasy, dodatkowo korzystając z psychologicznej zagrywki że im więcej zapłaciłeś za coś co ci nie jest potrzebne, to tym bardziej będziesz starał się zracjonalizować ten zakup i przekonać sam siebie o jego słuszności. Wiedzą o tym dobrze choćby producenci samochodów, czemu Jaguary są 10 x droższe od Toyot, czy są naprawdę 10 x lepsze..? Nope, chodzi o markę, chodzi o szpan, Jaguary nie są do jeżdżenia, są do pokazywania że stać cię na Jaguara.
  16. deader

    Samotność

    Muehehe zajebiste Wedle prawa Sturgeon'a mówiącego że 90% wszystkiego jest gówno warte - 90% ludzkości to debile którym wystarczają niskie standardy. Najwyraźniej zaliczamy się do tych 10% którzy mają nieco większe wymagania. Z nas zaś 90% ma te wymagania zbyt pojebane żeby dało się je wedle naszej wizji zaspokoić. Z pozostałych 10% - kolejne 90% mimo posiadania jakichś wymogów i to wymogów mieszczących się w granicach rozsądku, sama nie spełnia wymogów swojego potencjalnego wypatrzonego ideału. I tak dalej, i tak dalej - i w końcu ten odsetek staje się mikrokurwiście mały. I oto odpowiedź dlaczego szturm na Bastylię to małe piwo w porównaniu do znalezienia kogoś kto będzie odpowiadał nam, a komu przy okazji będziemy odpowiadali my, w sprzyjających okolicznościach (typu: nie dzieli nas 10 000 kilometrów) do tego jeszcze zanim zaczniemy przechodzić menopauzy i kuracje viagrowe Krótko mówiąc, w duchu Nonsensopedii: "znalezienie partnera nie jest takie trudne, ale tobie i tak się nie uda"
  17. Nawet jeśli to dowcip, to przezajebisty http://adobochronicles.com/2014/03/31/american-psychiatric-association-makes-it-official-selfie-a-mental-disorder/
  18. deader

    Samotność

    NA BANK. Jakby to było naprawdę skuteczne to całe tematy "Samotność" czy "Prawiczki" od dawna zionęłyby pustką i chyba tylko amfce by tam czasem wpadał. Chyba jedyne co mi przychodzi do głowy pod kątem skuteczności feromonów za tysiąc złotych to to, że kobieta mogłaby sobie pomyśleć: "Hmm, stać go na perfumy za tysiaka = biere póki wolny!!"
  19. Lepiej bierz bilet, sprzedaj za pół ceny i kup kilka browców żeby uczcić pozbycie się pijawki, bo: lepiej się tego ująć nie da.
  20. Heh czytałem sobie dzisiaj różnostki o animacji i zainteresowało mnie jak wyglądało pierwsze anime. W sensie, historycznie pierwsza pełnometrażówka. No i znalazłem Zapodaję jako ciekawostkę: [videoyoutube=9Ne-0e6P4jo][/videoyoutube]
  21. Zaraz, a jednoocy..? "Cecha dwuoczności" nie jest neutralna, kojarzy się z czymś ładnym, kompletnym, symetrycznym. Brzydka osoba może mieć dwoje oczu, będąc brzydką z innego względu - np. nie wiem, ma trzy garby czy coś. Natomiast osoba bez jednego oka z automatu wzbudza pewną odrazę, niepokój, zaburzenie symetrii - nawet jeśli reszta jej osoby jest bratem bliźniakiem Johnego Deppa...
×