Skocz do zawartości
Nerwica.com

deader

Użytkownik
  • Postów

    4 886
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez deader

  1. Z normalnych no to aseksualni mogą nie odczuwać. No tu jest haczyk - czy osoby aseksualne uważamy za normalne, czy nie I to jest kwestia mocno indywidualna. To tak jak z homoseksualizmem - u mnie się na przykład nie mieści sie on w kategorii "normalne". Mam brata geja i całkiem otwarcie śmiejemy się z tego że on jest "jakiś inny", więc nie chodzi tu o traktowanie tego jako obraźliwe. Tak samo ja jestem nienormalny bo jestem ateistą, a większość świata nie Chodzi mi o to by podejść do sprawy z pewnym dystansem i autoironią, nie ma co zaprzeczać że na tle reszty społeczeństwa co najmniej połowa forumowiczów może o sobie powiedzieć że jest nienormalna Wyjaśniłem mam nadzieję o co mi chodzi Żeby nie być gołosłownym, specjalnie zajrzałem do encyklopedii Jeszcze 5 minut temu bowiem, jak się okazało, miałem błędne pojmowanie definicji aseksualności, obecnie skorygowane Myślałem że chodzi o brak popędu, ale to ma jednak inną nazwę
  2. Przyszła mi do głowy jedna przyczyna: aseksualność - ale nie wiem czy to nie podchodzi pod zaburzenie psychiczne, w końcu kto normalny nie odczuwa potrzeby wsadzenia/wypełnienia?
  3. deader

    Wkurza mnie:

    Kurvica mnie łapie, noż czemu przyszło mi żyć na świecie pełnym debili? Jak można z nami stale współpracować od dobrych kilku lat i przy KAŻDYM zleceniu pytać czy cena jest netto czy brutto, nawet mimo kartki witającej klientów w drzwiach z informacją że WSZYSTKIE CENY SĄ PODAWANE NETTO? Czy ci idioci myślą że nas "złapią" i za którymś razem powiemy "brutto" i zaoszczędzą te kilka groszy?? Jak można przychodzić z projektem na banalny baner, tzn - z POMYSŁEM na projekt, prosić o doradzenie bo "pan się lepiej na tym zna, robił pan takie już dziesiątki razy" po czym kwestionować każdy najdrobniejszy element projektu, i odrzucać wszelkie sugestie typu czarna czcionka będzie prawie niewidoczna na czarno-zielonej trawie na grafice i z metra będzie nieczytelne. Nie, tak ma być. Kurrrrrwa to jak tak ma być to po ch.... się mnie o zdanie pytać?? Fucking idiots.
  4. Eh te nowoczesne pierdoły, człowiek rozeznać się nie może Singiel, samotny, stary kawaler - zwał jak zwał, chodzi mi o faceta który jest sam, mimo że próbował nie być i mu to nie wychodzi Ale nie definicja jest najważniejsza w tym rozważaniu. Ważniejsze są wnioski. Jak facet z nikim nie był - to źle, bo antyspołeczny prawiczek. Jak z kimś już był - też źle, bo jebaka i hulaka. Ja nie mówię że to złe podejście, rozumiem je w pewnym sensie, bo jest to matematyczne rozważanie "za" i "przeciw". Za to wydaje mi się to ciekawym podejściem w kontekście tego co mawia Candy, że miłość to nie tylko chłodna kalkulacja.
  5. Ośmieliłbym się polemizować, przynajmniej z częścią. Zolpidem wydaje się być właśnie - wybaczcie mój francuski - mocnym upierdalaczem. Na mnie nie działał nasennie nawet w dużych dawkach, ale może ja zaliczam się do tych na których leki słabiej działają - nie wiem czy to dlatego że takim organizmem obdarzyło mnie moje DNA czy po prostu lata tyrania narkotyków wszelakich porozpiździelało mnie od środka. Natomiast ludzie z umiarkowanymi zaburzeniami snu nie potrzebują chyba aż zolpidemu. Mój kumpel poprosił kiedyś o pomoc bo potrzebował czegoś na sen, jako że prochy były moim ssssskarbem to dałem mu same "cukierki" mianowicie 100 mg hydroksyzyny. Kolesia ścięło z nóg i połowę następnego dnia ponoć potykał się o własne nogi. Jeśli hydroksyzyna potrafi dać takie efekty ludziom z umiarkowanymi problemami ze snem, to po co przepisywać im coś co uzależnia?
  6. No co ja pomogę, jak nawet fotki mamy porobione pod pomnikiem
  7. Pozwolę sobie zaznaczyć że jednak single to nie prawiczki, więc zdobyć kobietę umieją - czyli owe zdolności społeczne posiadają, a i często gęsto dość dobrą samoocenę i niekoniecznie są zaburzeni. To wybór stylu życia, a nie nieporadność życiowa. Oczywiście po 30tce zaczyna się mieć pewne starokawalerskie zwyczaje i im dłużej zwlekasz ze związkiem tym trudniej będzie Ci ścierpieć, że ktoś się nagle wtrąca w Twoje życie, jak już kogoś znajdzie, jednak tu jest zdecydowanie duże rozgraniczenie. Sam je zauważyłeś Tak, ja pytałem szczerze ze względu na ciekawość twojego zdania o 30-letnich singlach, nie żeby się o coś wykłócać przypadkiem Jeden detal muszę jednak podkreślić: bo piszesz, że single to "wybór stylu życia". Nie powiem, bardzo było by mi na rękę takie podejście, ale zapewniam, że przez ostatnie co najmniej 15 lat jak najbardziej starałem się NIE BYĆ singlem, tylko jakoś bez sukcesów Sądzę że tu jest tak samo jak z prawiczkami, część jest z wyboru, zdecydowana większość - z konieczności. No i pojawia mi się niestety w głowie takie pytanie: jeśli dla kobiety 30 lat nie bycia w związku jest sygnałem alarmowym że facet może mieć niewykształcone umiejętności społeczne i nie jest najlepszym kandydatem do stałego związku, to czy w przypadku 30 lat wchodzenia z jednego związku w drugi nie jest podobnie sygnałem ostrzegawczym że może facet nie ma umiejętności zbudowania trwałej relacji, czegoś więcej niż kilka tygodni bzykania i ciao..? Oczywiście ewentualnym wytłumaczeniem jest że gość całe życie trafiał na kobiety-węże, ale głoszenie takich poglądów wiąże się z ryzykiem linczu przez feministki
  8. Wybacz ale dziś o banana przyprawiła mnie ta opowiastka Byłem bowiem całkiem przypadkiem w Świebodzinie po drodze na Woodstock kilka lat temu - jechaliśmy samochodem i kiedy zorientowaliśmy się po mapie że nadprogramowa wycieczka będzie nas kosztować max pół godziny dodatkowej jazy, od razu podjęliśmy decyzję o tym że musimy zobaczyć naszą narodową dumę na własne oczy Z ciekawostek: Jezus wie co dobre, bo jedna ręka wskazuje na Tesco a druga na zakład fryzjerski w mieście
  9. Jakby na to nie patrzeć - to drugie prowadzi do pierwszego więc bezsenność jest nadal problemem, czynniki ją wywołujące są jedynie różne w poszczególnych przypadkach. U ciebie to będzie strach przed nieprzespaną nocą, u mnie zaś bardziej strach przed trudnościami ze wstawaniem rano (jakbym był milionerem i nie musiał chodzić do pracy to zwisałoby mi o której godzinie chodzę spać czy o której wstaję) a wcześniej problemy z debilnymi myślami które atakowały mi mózg podczas zasypiania, a które nie miały nic wspólnego ze strachem dotyczącym przespanej (bądź nie) nocy. Niestety, trzeba trochę popróbować i pobłądzić. Trazodon miałem wypisany jako pierwszy lek na sen i działał odwrotnie niż miał, tzn. wcale mnie nie usypiał a jeszcze po kilka razy się wybudzałem w nocy. Mianseryna działała już dużo lepiej, zwłaszcza uzupełniona hydroksyzyną.
  10. deader

    Kącik gracza

    Tam chyba nie było figurek, tylko się w takie "podstawki" wtykało karty postaci http://tnij.org/bufxhxb
  11. deader

    Kącik gracza

    Jestem tak do tyłu w temacie że nie kojarzę tych skrótów GW = Games Workshop..? Chciałem kiedyś poszukać i kupić jakąś planszówkę z nazistowskich Niemiec Zło w namacalnej formie
  12. wieslawpas, prochy na sen biorę trochę ponad niż rok, od roku zaś mam już ustalony "stały zestaw" od lekarza. Jaki - to za chwilę, bo najpierw lekki "zarys sytuacji". Przez pierwsze 1-2 miesiące byłem bardzo niezadowolony z leków jakie mi przepisano, prze kolejne 4-6 miesięcy byłem lekko niezadowolony, kolejne 4-6 miesięcy byłem zadowolony, a teraz - zaczynam powoli schodzić z dawek. Przez pierwsze pół roku, kiedy byłem niezadowolony, eksperymentowałem trochę "na własną rękę". Przez kolejne pół roku kiedy już byłem zadowolony - z rzadka już tylko dorzucałem coś "od siebie". Ostatnio "od siebie" przestałem dorzucać w ogóle i jak pisałem, zaczynam wręcz zmniejszać to co mi się "należy". Piszę ogródkami, bo zamiast od razu zasypywać nazwami leków, chciałem dać zarys sytuacji i zmiany mojego nastawienia w czasie. Podany "timeline" jest odzwierciedeniem umownym, bo nie jestem w stanie teraz z dokłądnością większą niż 1-3 miesiące określić kolejnych etapów, ale dają pogląd na to jak zmieniało się moje nastawienie. Teraz konkrety odnośnie leków. Pierwszym prochem - był trazodon (Trittico CR), 75 mg. To dostałem po pierwszej wizycie u psychtry. Przemęczyłem się miesiąc do następnej - i od razu poprosiłem o zmianę bo raz że w ogóle nie pomagał mi zasypiać, a dwa - spało mi się po nim wręcz gorzej niż wcześniej bo jak już zdołałem zasnąć to zaczęły mi sie wybudzania w nocy. Poprosiłem o zmianę, bo tak mało mnie usypiało, że praktycznie codziennie popijałem je (jako ćpun i głąb) jakimś alkoholem, a miedzy innymi po to poszedłem do lekarza, żeby przestać "tankować". Czyli - pieerwszy miesiąc byłem bardzo niezadowolony, łykałem Trittico i chlałem do tego. Zmieniono mi więc lek na mianserynę (Miansec) 30 mg. Nadal słabo mnie usypiało, dalej zdarzało mi się popijać leki procentami, plus był taki że wybudzenia zniknęły. Drugi miesiąc więc byłem też niezadowolony, do leku którego mi przepisano dorzucałem alkohol oraz sporadycznie pierwszy lek który postanowiłem sam "właczyć" do leczenia czyli relanium zdobyte od kumpla. Relanium w połączeniu z mianseryną zdawało mi się że nawet działa, zwłaszcza jak popiłem kielichem wina (ćpun i głąb). Na kolejnej wizycie zasugerowałem że może bym dostał recepty na Relanium jako dodatek do "diety", ale usłyszałem że - ładniejszymi słowami oczywiście - jako ćpun i głąb ostatnią rzeczą jaką zobaczę jest recepta na jakiekolwiek benzodiazepiny bądź leki podobne jak zolpidem. Na skargi że dalej kiepsko mi się zasypia, babka powiedziała że może mi dołożyć coś na "wzmocnienie", ale nie powodujące uzależnienia. Dostałem recki na dość spore dawki prometazyny (Diphergan, 50 mg) i Hydroksyzyny (50 mg) jako wspomagacze do Miansecu. Od tamtej pory nie prosilem już ani razu o zmianę czy dokładanie któregoś z tych leków. Pierwszym powodem było to że wiedząc że nie dostanę nic bardziej "ubijającego" po prostu już nie próbowałem żadnych podchodów u lekarza; drugim to że w związku z powyższym zacząłem się sam zaopatrywać w "bonusowe" leki którymi próbowałem "polepszyć efekty"; trzecim - że przepisana mieszanka w gruncie rzeczy działała całkiem dobrze. Przez pierwsze pół roku dość często "uzupełniałem" na własną rękę (ćpun i głąb!) ustalone leki - od bezreceptowych jak Apap Noc po tabsy typu Onirex. Przetestowałem zolpidem, kwetiapinę, kilka różnych benzo - i w gruncie rzeczy nadal nie zasypiało mi się tak jak chciałem. Zolpidem na przykład w ogóle nie działał na mnie usypiająco mimo dawek rzędu 40 mg (true story). Kwetiapina mnie muliła. Benzo - nie chciałem się uzależniać plus też nie działały jakoś super usypiająco jak się na dłuższą metę okazało, nie tak jak chciałem. W pewnym momencie rozkminiłem sytuację i wyszło mi że co bym nie pomieszał, ile bym sie nie nałykał, to nie będę zasypiał tak jak chcę i koniec, muszę się z tym pogodzić. Było to mniej więcej pół roku temu. Od tamtej pory nie łykam wieczorem nic więcej niż mam przepisane. Trzy miesiące temu poprosiłem o zredukowanie mocniejszego "wspomagacza" (Dipherganu) o połowę. Od jakiegoś czasu wspomagacze zacząłem łykać w dni robocze, w weekendy śpiąc na samej mianserynie. Podkreślam te "tak jak chciałem" bo zrozumiałem niedawno że to było kluczem do rozgryzienia problemu. Mianowicie - ja chciałem czegoś totalnie udupiającego, jakiegoś leku który usypia jak na filmach: łyka się pigułę a po minucie pada się spać nawet jak jesteś w środku zmywania talerzy. I ty zdaje mi się też czegoś takiego oczekujesz bądź szukasz. Byłem (i nadal jestem) nocnym markiem, chodziłem późno spać a rano zasypiałem do roboty. Przyzwyczaiłem organizm do zasypiania około 2 w nocy, bo przez lata pracowałem na zmianie od 11 do 19 i w takim trybie żyjąc te godziny wydawały się sensowne. Tyle że w pewnym momencie moja zmiana została "przestawiona" w czasie i najpierw poproszono żebym przychodził na 10, po kilku miesiącach na 9, potem po kilku już ledwo tygodniach - żebym był na 8. To oznaczało że w relatywnie krótkim czasie musiałem przestawić się ze wstawania o 10 na wstawanie o 7, do tego w życiu osobistym przytrafił mi się naprawdę prze*ierdolony rok - w efekcie dotarłem w końcu pod gabinet psycha, bo już nie wyrabiałem i zaczynałem robić głupie rzeczy, a myślec o jeszcze głupszych. Babka od początku mi mówiła że ważna sprawą jest higiena snu, wyregulowanie zegara biologicznego, i te de - ja to jednym uchem wpuszczałem, drugim wypuszczałem bo chciałem tylko WIĘCEJ TABLETEK, omnomnom!!! Chciałem czegoś co usypiałoby mnie z miejsca, a nie że łykam, leżę ogladając film i nie zasypiam w trakcie. Usypiającej torpedy. Co z tego wyszło i jak się skończyło już wyżej opisałem, teraz czas na podsumowanie i wnioski. Sam jestem zdziwiony że coś takiego piszę, ale najwyraźniej otworzyły mi się trochę oczy ostatnimi czasy w tej kwestii. Mianowicie: te wszystkie rzeczy które słyszałem od lekarza okazały się nie "bzdurami", tylko sensownymi poradami. Moje eksperymenty z lekami na własną rękę - były głupie i pewnie niebezpieczne, w dodatku nie całkiem działające. Myślę że duzą rolę w początkowych rozczarowaniach odegrało to że miałem zafałszowany obraz leków nasennych przyswojony z filmów czy książek, a także nastawienie że całą "robotę" mają odwalić za mnie prochy. Kiedy zdałem sobie sprawę że nie ma sensu kombinować z coraz to innymi dodatkowymi lekami tylko zaakceptować sytuację - zaczęło się poprawiać. Narzuciłem sobie pewną dyscyplinę i nawyki, "opatentowałem" kilka pomocnych sposobów na różne rzeczy. Zacząłem na przykład brać prochy wcześniej niż wydawało mi się że potrzebuję - czyli jeśli chciałem zasnąc najpóźniej o 1, to nie łykałem o północy, tylko o 22 lub 23. Od dłuższego czasu trzymam się żelaznej godziny 22 i dzięki temu najczęściej bez problemu zasypiam najdalej o północy. Kolejna rzecz - najdalej godzinę po łyknięciu prochów staram się wskakiwać do łóżka, nawet jak za bardzo nie chce mi się spać. Przed ostatecznym zaciągnięciem kołdry przewietrzam pokój. "Opracowałem" najwygodniejszą pozycję spania i ułozenia rzeczy na łóżku. Muzyka nie pomaga mi zasnąć, za to filmy dokumentalne już owszem, dlatego praktycznie codziennie zostawiam włączonego kompa z ustawionym dość cicho jutubem i jakimś dokumentem odpalonym. Podobny rygor rano przy wstawaniu - postanowiłem że koniec z korzystaniem z telefonu po budziku żeby zadzwonić że się spóźnię i pospać kolejną godzinę. Koniec z 15 (tak!) budzikami ustawionymi co dwie, trzy minuty - ustawiam tylko dwa alarmy. Na telefonie budzik o 6:45, żeby się ocknąć mniej więcej i jeszcze chwilkę podrzemać, a na kompie o 7:05 ustawiony na cały regulator budzik w postaci jakiegoś ekstremalnego metalowego kawałka - tak że nie ma bata, po prostu jak głośniki zaczynają ryczeć to muszę wstać i wyłączyć, żeby mi obrazki nie pospadały i sąsiedzi mnie nie zagryźli. A jak już wstanę to nie ma opcji kładzenia się "na jeszcze 5 minutek" bo wiem że te 5 minutek kończy się po godzinie najczęściej, albo i lepiej. Od jakichś dwóch miesięcy najgorsze spóźnienie to godzina raz w tygodniu. W tym tygodniu - właśnie zdałem sobie sprawę - nie spóźniłem się ani razu a dziś byłem w robocie nawet godzinę wcześniej. Dla mnie to jest, sumując, całkiem fajny sukces. Przestałem żreć prochy jak szalony, nie uzależniłem się od żadnych leków które dorzuciłem sobie sam, uregulowałem sobie system spania, praktycznie zniwelowałem problemy ze wstawaniem, zaczynam powoli zmniejszać ilość leków które biorę. A kluczem do sukcesu była moim zdaniem zmiana nastawienia w sposobie myślenia o prochach które biorę. Dotarło, że mają mi pomóc zasypiać, a nie zasnąc za mnie. Jak będę siedział w klapkach przed telewizorem i szamał popcorn to nie usnę choćbym i całe pudło zolpidemu nosem wciągnął. A to daje niejako podwójną korzyść, bo po pierwsze - pomagam sobie z zasypianiem przez tworzenie odpowiednich warunków, a po drugie - i chyba nawet ważniejsze: zniknęło myślenie "kiedy to zacznie działać?? kiedy to chlolerstwo zacznie działać??". Bo teraz jak o tym myślę, to zdaję sobie sprawę że około roku temu oprócz problemów z którymi się zmagałem oprócz snu - zasnąć przeszkadzało mi także obsesyjne niemal myślenie o tym że leki nie działąją, nie usypiają. Piszę cały ten elaborat bo w pewnym sensie tym samym podsumowuję sobie swoje "osiagnięcia" w kwestii problemów ze snem, a poza tym może (kto wie) ci to da trochę inną perspektywę na twój problem. Bo wydaje mi się ze zmagałem się ze stanem podobnym do twojego. Pierwotnym zaś powodem było to że dostałeś mirtazepinę, która o ile się orientuję, jest podobna do mianseryny, którą biorę ja. Więc niejako wiem jak możesz się czuć, po tym jak łyknałeś samą mirtę i cię nie "ścięło" od razu. Ja tak miałem z miansą. Pomogło w wielkim skrócie - dołączenie wspomagaczy i zmiana nastawienia. Tobie pewnie będzie trudniej się przestawić, bo chyba sporo czasu łykałeś zolpidem, ale mimo wszystko - myślę że jeśli taki ćpak jak ja mógł sam postanowić żeby nie brnać w coraz wieksze dawki tylko isć w coraz mniejsze, to każdy może. A i tak na marginesie - praktycznie wyeliminowałem alkohol z diety Jakoś tak samo z siebie wyszło Jak wypiję sobie sześciopak małych Radlerów w weekend to nazywam to "rozpustą"
  13. deader

    Wkurza mnie:

    zmęczona_wszystkim, jak dla mnie jest różnica pomiędzy relacjami z eksperymentów z różnymi substancjami, a radosnym opisywaniu wciągania nieustannie tego samego. Tak jak różne jest dla mnie rekreacyjne próbowanie win z różnych rejonów świata i codzienne upadlanie się "Mocną Wiśnią".
  14. Może nie tyle "radość", co przyprawiło mnie to o radosny brechot: jutro ma być w firmie kontrola z urzędu skarbowego, więc dzisiaj szef latał do wszystkich pracowników upewniając się czy każdy wie ile zarabia wedle oficjalnej umowy
  15. deader

    ott

    Diagnoza = depresja. Zmiana awatara czy nicka jest dla mnie o tyle "przeszkadzająca" bo mimo wszystko ułatwiają identyfikację na forum - tylko tyle, nie jest to efekt żadnej nerwicy czy natręctwa Zmiana awatara bardziej mi "przeszkadza" niż nicka, bo jestem wzrokowcem.
  16. Menstruacja nudna, krew, flaki - widziałem to w setkach horrorów. Pierdzenie cipką - to jest dopiero temat tabu
  17. LOL najlepsze że mam taką samą zagadke Ostatnio więcej tak btw grałem na kompie, i podbudowałm trochę swoją kolekcję na steamie, i zauwazyłęm że po zagraniu w jakąś nową grę dostaję jakieś pierdoły w ekwipunku, które nie chu-chu nie wiem czym są, a najbardziej ciekawi mnie opcja "sprzedaj" koło nich. Z ciekawości raz w to wlazłem i okazało się ze te obrazki można sprzedawać; tyle że jak poprosiłem o zestawienie cen tych moich przedmiotów w ekwipunku to wyszło mi że najdrozsza chodzi po... 20 eurocentów. No i tu wielki znak zapytania - kto by się bawił w sprzedawanie takich pizdryków, i tym bardziej - kto, kurva jest takim idiotą żeby je kupować??? Ogólnie to - nie mam pojęcia, to dla mnie pzoostaje też zagadką, tak samo co oznacza status "chce sie wymienić" na steamowym "gg"
  18. Absinthe, ja wlazłem na krzywy ryj więc chyba można
  19. Wow, to musiało być zanim cynizm wrócił mi do normalnego poziomu No ale tak czy siak dobrze że się udało Do szatana czy do księdza? Diabli wiedzą No to powinno być jej całkiem dobrze i w ogóle powinna bekac piorunami, a nie - z wariatami siedzieć
  20. kupmitrumne, eee niemożliwe, szatan sprowadza same fajne rzeczy, te niby złe to katolicka propaganda To Bóg cię testuje, kobieto
  21. Yyy... gratulacje? Żeby było śmieszniej jak czytałem posta to akurat wyjmowałem śmieci z kieszeni i między innymi była tam zakoszona z pracy wizytówka jakiegoś ksiedza, zakoszona dla beki bo koles ma na wizytówce cytat: "Życie bez wystarczającej ilości pracy i działania narażone jest na różnorakie duchowe niebezpieczeństwa" Tak więc pracujcie, działajcie, bo szatan was dopadnie
  22. Pełen przekrój, od Bon Jovi po Cock and Ball Torture Ja mam na depresję przepisany.
×