
deader
Użytkownik-
Postów
4 886 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez deader
-
Najbardziej mnie wkurza że nietolerancja wobec "małżeństw" gejowskich jest u nas tak bardzo kojarzona z katolicyzmem - przykład powyżej. Ja jestem niewierzący, jestem bojującym antyteistą a na nazywanie związków gejowskich i lesbijskich "małżeństwami" nie godzę się z zupełnie niezwiązanych z wiarą powodów, mianowicie językowych. "Małżeństwo" ściśle określa związek mężczyzny z kobietą. I tak jak kanapka z serem jedzona wieczorem jest kolacją, to rano jest już śniadaniem, mimo że pozostaje w gruncie rzeczy tą samą kanapką. Związek między dwojgiem ludzi zawsze będzie związkiem, ale w przypadku mężczyzny i kobiety jest on nazywany małżeństwem, a w przypadku mężczyzny i mężczyzny bądź kobiety i kobiety - trzeba wymyslić nową nazwę. Bo małżeństwo to to nie jest, kropka.
-
deader, bardzo to chwalebne z Twojej strony, ze wspierałes swoja dziewczynę - ale z drugiej strony jaki ma sens związek z kimś, z kim się męczysz ? Jaki ma sens? Ano taki że jak się z kimś wiążesz, to na dobre i na złe. I nie mówię tu o kościelnych pierdołach. Po prostu, po ludzku, jak dla mnie związek jest na dobre i na złe i koniec. Nie może być tak, że z kimś jesteś kiedy wszystko jest cacy, a kiedy pojawia się problem to robisz "ops, nie, sory, spierdalam, radź sobie sam". Sens był w tym taki że miałem nadzieję że uda mi się jej pomóc, wyrwać z syfu, doprowadzić do stanu w jakim ją poznałem. Było blisko. Niestety nie udało się. Ale mogło się udać. I nie uważam tego czasu za stracony. Widzę że w dzisiejszych czasach ludzie już potrafią wiązać się tylko dla korzyści. Tylko dla jakichś płytkich powierzchownych zysków. Facet swojej dziewczynie nie może powiedzieć o swoich dołach, bo ta go uzna za niezaradnego i zostawi - co za kurewska paranoja!!! Przestaję się dziwić że jestem sam, już chyba jestem skazany na samotność bo znaleźć dziewczynę która nie myśli tylko o karierze i baunsowaniu po klubach wydaje mi się nierealne w dzisiejszych czasach.
-
Przepraszam za mój "francuski" oraz za ogólny wydźwięk tego co zaraz napiszę, ale co tam, lubię być szczery - straszna z niej nieczuła pizda. "Silna, zaradna, rozwija się zawodowo", kurwa, jakbym słyszał opisy mojej dawnej ex która zostawiła mnie w momencie mocnej depresji bo nie pasowałem do jej wyidealizowanego wyobrażenia mianowicie nie poszedłem na studia tylko do pracy a ona "nie wyobrażała sobie życia z kimś bez wyższego wyksztalcenia". Związek to nie instytucja charytatywna - właśnie wręcz przeciwnie, miłość powinna być bezinteresowna a nie wykalkulowana, wyliczona według tego "czy wybrany samiec zaspokoi potrzeby samicy". Z ostatnią dziewczyną z jaką byłem męczyłem się przez 3 lata jej narkotykowego uzależnienia, aż do jej smierci, momentami brakowało mi siły ale nigdy mi do głowy nie przyszło żeby ją zostawić bo jest "słaba". Wiesz co, ty faktycznie może lepiej zostaw tą... eh nawet nie mogę z czystym sumieniem napisać "kobietę" bez cudzysłowu... Związek jest właśnie po to żeby sobie wzajemnie pomagać, żeby razem stawiać czoło światu, zostawianie kogoś bo ma ciężki okres w życiu to największe chujostwo jakie można zrobić drugiemu człowiekowi. Jeśli masz siłę, to faktycznie, kopnij ją w dupę, poszukaj kogoś bez jakichś pojebanych ambicji. Przepraszam za wulgarną treść, ale piszę szczerze, od serca, a nienawidzę takich suk jaką opisałeś.
-
No właśnie, spidzior ma bardzo charakterystyczny smaczek.
-
Kalebx3, Wiem dobrze że to co dostawaliśmy od dilerów na bank nie było czystą amfą, każdy coś tam na każdym szczeblu dosypywał żeby coś zarobić, do nas trafiało najczęściaj mocno już strute ścierwo. Ale działanie właśnie było tak jak mówię, na kumpla ADHD'owca amfa wpływała spidująco, a ritalin hamująco. Co ciekawe ja ostatnio kombinowałem nad podobnym co ty eksperymentem tyle że w totalnie odwrotnej formie - tzn. czy dałoby się zdobyć metylofenidat i sprawdzić czy na mnie, człowieka bez ADHD zadziała jak spidzior, bo na wiki wyczytałem że działanie ma podobne. Ale zdobyć coś takiego trudno :/
-
Miałem kumpla z ADHD. On na codzień był jak naspidowany, a po fecie to już pełen odjazd. Po Ritalinie był za to spokojny. Niestety po dwóch tygodniach zażywania stwierdził że nie podoba mu się stan "normalności" i odstawił lek, co między innymi miało wpływ na zakończenie naszej znajomości bo człowiek który ciągle coś robi, gada, skacze, jest dla mnie strasznie irytujący Ale powracając z tego małego offtopu - ritalin zadziałał na niego uspokajająco a afa nie, więc... Czekam na twoj raport, Kalebx
-
Dobreee. Bo bieganie i jedzenie warzywek sprawi że ludzie przestaną mnie bez powodu wkurwiać samym swoim istnieniem, aha. To już wolę brać seronil do końca życia niż jak przez ostatnie lata żyć w ciągłej nienawiści do wszystkiego dookoła. Ja mam pogląd zupełnie odmienny od twojego - moim zdaniem zdecydowanie za dużo ludzi NIE bierze leków. Co ja bym dał za to żeby mój szef się wybrał do psychiatry i dostał jakiś antydepresant czy uspokojeniowiec, to jego codzienne zrzędzenie że jest kryzys i że to wszystko przez Żydów mnie dobija. To znaczy - dobijało bo od dłuższego czasu dzięki lekom mam na to wyjebane. Zaznaczam że nie mój szef jest powodem mojego leczenia, ale jest to miły "bonus". Skutków ubocznych u siebie negatywnych nie obserwuję, podejrzewam że bardziej mój organizm jest zatruwany kiedy jest codziennie wystawiony na spaliny w mieście, niż od leków.
-
Lubię poczytać jęczenie kiedy samemu jest mi źle, mam poczucie że nie jestem sam na świecie z problemami. Ale nieczęsto się wyżalam a tym rzadziej pocieszam. Kiepski ze mnie pocieszyciel bo nie lubię ściem a często mam wrażenie że pocieszanie to tak naprawdę ściemnianie. Jak umarła moja dziewczyna to zakazałem moim znajomym pocieszania mnie - bo mówienie że "będzie lepiej" nie sprawi wcale że będzie lepiej, sprawi tylko o tym ze będę myślał o tym że na razie jeszcze lepiej nie jest przez co wpadłbym w jeszcze większego doła. Więc jeśli nie mam dla kogoś konkrentej porady na problem to milczę, nie jestem człowiekiem praktykującym wirtualny "tulizm". Realny zresztą też nie za bardzo. Już od pocieszania wolę przyłaczyć się do jęczenia, to przynajmniej szczere jest
-
znudzona-ona, nic dodać, nic ująć - podzielam opinię. Dodałbym od siebie że warto samemu zaznajomić się z niektórymi sprawami, ja zanim nie poszedłem na pierwszą wizytę do psychiatry tez tak naprawe niewiele wiedziałem o lekach itp. Ale zacząłem systematycznie się dowiadywać, przekopywać wikipedię w poszukiwaniu informacji o różnych substancjach i ich działaniu, docierać do for - jak tutejsze - by móc samemu jeszcze sobie pomóc jak najlepiej. Tak więc - leki jak najbardziej, terapia czemu nie, wikipedia obowiązkowo. Powodzenia!
-
I nie są takie straszne jak się ogólnie uważa. Mi mój psychiatra na pierwszej wizycie wytknął pewną ciekawostkę, o której sam nigdy nie pomyślałem. Mianowicie - po początkowym nakreśleniu swojej sytuacji gdzie wspominałem między innymi o tym ze przez kilka lat reglarnie trachałem amfetaminę; pod koniec, kiedy wypisywał mi pierwsze lekarstwo, zagaiłem na temat xanaxu, który proponował mi mój kumpel na uspokojenie. Odmówiłem, bo po rzuceniu okiem w necie wyszło na to że to strasznie uzależnia, szkodzi itd; mój psych stwierdził że to częste a ciekawe zachowanie u ludzi: nie mają najmniejszych oporów przed wciąganiem narkotyków nieznnego pochodzenia a boją się leków które przeszły lata testów :) Coś w tym jest, nigdy na to tak nie patrzyłem. Generalnie "wśród pospólstwa" panuje przekonanie że antydepresanty to jakieś straszne zamulacze, że robią z człowieka zombie, kiedy jest przecież totalnie na odwrót, ja dzięki seronilowi zaczynam znowu cieszyć się zwyczajna codziennością, ludzie mnie nie wkurviają tak jak wcześniej, normalnie - odżyłem! Tak więc, OP, łykaj piguły bo dobre one są :)
-
3 tygodnie to raczej mało, ja dopiero teraz po prawie trzech miesiącach czuję efekt - i jest dobrze!
-
Witaj! Pierwsze pytanie które nasuwa mi się na myśl, to dlaczego nie możesz rozmawiać o swoich problemach z dziewczyną? Bo że z siostrą i matką to zrozumiem, ja swojej rodzinie też nie przyznaję się przez co przechodzę, nie wiedzą że jadę na lekach od początku roku. Dziewczyny co prawda nie mam, ale wszystkim moim znajomym z którymi utrzymuję bliższy kontakt "wysypałem" się ze swoich problemów. Jak żyła jeszcze moja dziewczyna to rozmawiałem z nią na wszystkie takie ciężkie tematy, dlaczego ty nie chcesz jej wpuścić do swojego świata?
-
Bo on fajny jest :) Płyta "Berserker" leciała
-
Piję gorącą czekoladę, słucham Garego Numana na moim szrotawym gramofonie i podziwiam efekty mojej pracy - jeden z moich pokoi zamieniłem w prawdziwą jaskinię nerda :) Czekam aż dotrze kumpel z którym mamy w planie przejść dziś "Contrę" :)
-
Korzystając z nieobecności szefa wydrukowałem sobie "na lewo" kilka wielkoformatowych plakatów - ozdobię finalnie growo-kinowy pokój zgodnie z zamierzeniami. Byleby złośliwie nie wrócił z delegacji przed 16, bo będę się musiał nagimnastykować żeby je chyłkiem wynieść... Jeszcze tylko żeby mi kurier zdążył przed końcem pracy lampki dowieźć to będzie cudnie. Po pracy szybko na wizytę do mojego psycha po piguły a wieczorem chyba sobie pozwolę butlę wina otworzyć. Dzień jak na razie wporzo :)
-
Akurat to nie do końca tak na szczęście - absolwenci szkół muzycznych przyznają że metal jest najbliższy muzyce klasycznej ze wszystkich gatunków muzyki popularnej.
-
Jak się bronić przed wyniszczającą platoniczną miłością?
deader odpowiedział(a) na niuhuru temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Przezabawna opinia Potrafimy być całkiem domyślni, po prostu decydujemy się nie drążyć pewnych tematów bez powodu. Inna sprawa, że podzielam wysnuty przez Lux24 wniosek - niuhuru, pogadaj z kolesiem otwarcie, żeby sobie samej wyjaśnić sytuację. Sytuacja, jak ją opisujesz, ma potencjał na tragiczne zakończenie, ale czasem lepsza taka tragedia - z którą jakoś się uporasz - niż trwanie "w zawieszeniu" przez kolejne lata. Wiem że to trudne, znam to z autopsji. Z tej samej autopsji wiem że drastyczne rozwiązania są czasem najlepsze. -
Wiecie co, może ja jestem jakiś nienormalny, ale u mnie disco polo nie "zaskakuje" nawet po alkoholu, trawie, czy jakiejkolwiek generalnie substancji, chyba nawet przeciwnie, jak "napruty" znajdę się w okolicy takich dźwięków to mnie kurwica strzela że to leci a ludzie się przy tym szajsie bawią Może to dlatego że moja muzyczna "dusza" to hartowany metal i tak prymitywne dźwięki mnie drażnią w każdym stanie świadomości. Chyba już łatwiej jest mi wytrzymać zagraniczne "disco", bo jest "muzycznie" jakby mniej... przaśne. Szczerze się cieszę że w pracy mamy tylko dwa radia: jedno w biurze, gdzie bywam nieczęsto i tam panuje podług gustów naszej sekretarki radio RMF czy coś w tym stylu; drugie zaś na piętrze w pomieszczeniach przeznaczonych do pracy i na szczęście w ekipie przeważają osoby o normalnym guście muzycznym więc leci Antyradio. A jako że w domu nie mam podłączonej TV, to mam ograniczony kontakt z omawianym tu "utworem". Na tyle ograniczony, że żeby sprawdzić jak to leci, musiałem luknąć na YT, bo nie pamiętałem nawet melodii, tylko wiedziałem że taki kawałek jest i ludzie się nim podniecają. Co bardzo, bardzo mnie w sumie cieszy
-
Dużo się seriali naoglądałem, wolę seriale od filmów. Obecnie katuję Breaking Bad i zastanawiam się czy sam dałbym radę "gotować"
-
Hm, a mieliście gotowe scenariusze czy spontanicznie musiałeś udawac napaloną wróżke ? Hehe a wiesz że raz faktycznie nawet chyba miałem takiego klienta który zaczął rozmowę od pytań o najbliższą przyszłość a po godzinie namawiał mnie na spotkanie żeby "zaliczyć wróżkę"? A tak ogólnie to nie, żadne ułożone scenariusze, dlatego właśnie zatrudniali ludzi a nie wysyłali wiadomości z automatu, żeby więcej kasy wyciągnąć od klientów. Trzeba się było wykazać niezłą pomysłowością, podstawową "wiedzą ezoteryczną" (miałem nawet, uomatko, kurs ze stawiania tarota...) a przede wszystkim wielką, ogromną, koszmarnie wykurwiście wielką cierpliwością i umiejętnością trzymania nerwów na wodzy. Bo jak dziennie do mnie pisało 100 pełnoletnich osób, które wierzyły że ktoś faktycznie może im przepowiedzieć przyszłość przez sms, to traciłem wiarę w ludzkość. Naprawdę, wytrzymałem w tej robocie 5 miesięcy po czym się zwolniłem, bo po każdej skończonej zmianie wychodziłem z budynku firmy, szedłem na przystanek autobusowy, i jak tylko widziałem kogoś kto pisze sms'a to myślałem że potencjalnie jest jednym z tych debili. Miałem poczucie że żyję wśród idiotów. Szczerze, to wolałem zmiany kiedy robiłem jako "Asia_19" bo prędzej zrozumiem że ktoś się łudzi że jakaś laska "poznana" przez "portal sms-owy" się z nim umówi, niż to że ktoś z całą powagą wysyła sms-a do "wróżki" i prosi o pomoc w podejmowaniu decyzji biznesowych (przysięgam - byli tacy). Tak, to była straszna robota. Ale nie powiem, były też momenty niezłych brechtów. W sumie moim ulubionym trikiem na zmianach jako "Asia_19" było umawianie moich "klientów" na "spotkanie" niedaleko mojego przystanku autobusowego, w pewnym dość rozpoznawalnym miejscu stolicy, na godzinę o której kończyłem zmianę. 10 minut po skończonej zmianie byłem na przystanku i z satysfakcją patrzyłem na czasem kilku nieufnie patrzących na siebie wzajemnie kolesi, drepczących z kwiatami albo innymi wymyślonymi podczas rozmowy znakami rozpoznawczymi, stukający sms'y zapewne o tresci "gdzie jestes, czekam juz"... Eh, pojebała mi ta praca w mózgu.
-
Zawsze mi się wydawało że takie przypadki właśnie kończą się zupełnie odmiennie - dwójka niezaradnych zaczyna się wzajemnie o siebie podpierać i właśnie nawzajem się motywować do ogólnego "ogarnięcia" się. Mam takie przykłady wśród znajomych...
-
Nieeee, ja siedziałem w biurze gdzie 40 podobnych mi desperatów na trzy zmiany po 8 godzin klepało w klawiatury komputerów, udając wróżki albo napalone 18-ki :)
-
Ile płacicie za wystąpienie najpierw powiedzcie :) BTW - OMG dopiero zaczaiłem co to za telewizja i że ja dla nich robiłem kiedyś Byłem "wróżem" Rodinem na sms
-
"Szynka po islamsku" ustawiła mi pozytywny nastrój na najbliższe kwadranse, dzięki
-
Wasze zdanie i opinia bardzo się dla mnie liczy.
deader odpowiedział(a) na KoneserRapu temat w Nerwica lękowa
Trochę się to wzajemnie wyklucza, nie sądzisz..?