
deader
Użytkownik-
Postów
4 886 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez deader
-
Dorzuciłbym jeszcze jedną: mieć myślących rodziców. Zostałem ateistą zanim nauczyłem się czytać bo mam ojca fizyka :) Dlatego nigdy nie karmiono mnie bajkami o stworzeniu świata w 7 dni, od razu poznawałem teorię wielkiego wybuchu itd. Dzięki tato!
-
No ale jak chcesz wymagać logiki od książki w której występuje płonący gadający krzaczek? o.O
-
Może tak być. Dla mnie dużo przyjemniejsze i łatwiejsze jest ruszyć głową nad jakimś nietypowym rozwiązaniem przez 10 minut niż przez 30 godzin odwalać łopatologiczną pracę. Szkoda tylko że niejednokrotnie wszystkim o tym mówiłem w pracy a nadal chwalą mnie za pierdoły
-
No też mam takie odczucie. W pracy generalnie robię dużo za dużo, tak sama z siebie Podświadomie czekam na pochwały ale jak już je dostanę to zazwyczaj twierdzę że przecież nie trzeba.... U mnie to nie całkiem tak. Raczej to są takie sytuacje, że przykładowo dostaję wylewną pochwałę za nieco podchwytliwe zlecenie którego wykonanie zabrało mi pół godziny (na przykład przygotowanie do druku pliku z bazą danych dla 40 tysięcy adresów), za to ani słowa pochwały za żmudne zlecenie którego wykonanie zabrało mi godzin 30 (zeskanowanie i przygotowanie do druku kilkunastu ksiażek w stanie śmietnikowym). Dla mnie to głupie bo to zlecenia drugiego typu są dla mnie katorgą.
-
Jedyne pochwały jakie czasem słyszę zdarzają się w pracy. I głupio się czuję je otrzymując, bo zawsze mam wrażenie że chwalą mnie za jakąś niewartą pochwały pierdołę, a nie zauważają i nie doceniają tego jak radzę sobie z zadaniami dużo trudniejszymi. Dotyczy to pochwał zarówno ze strony szefa jak i współpracowników. I nie wiem czy to oni są tak tępi że nie dostrzegają jak ciężkie są rzeczy które ja uważam za bardziej godne pochwalenia, czy to ja tak denominuję wartość tego za co mnie chwalą.
-
No, a ja po pierwsze że tak nie uważam, a po drugie chętnie bym się społecznie "cofnął". Do czasów w których sypianie z kim popadnie nie było przyjętą społecznie normą, do czasów gdy w sklepach z męskimi ubraniami znajdowały się męskie a nie damskie ubrania, do czasów gdy z każdego plakatu nie spoglądają na mnie cycki zachęcające do kupienia jakiegoś szajsu. Mówiąc krótko - do czasów nieco mniej barbarzyńskich. Nie musisz podzielać moich poglądów, nie namawiam do tego żebyś je przejmował, mam nadzieję że pokazałem że niektórzy tęsknią do bardziej tradycyjnego świata i nie jest to spowodowane jakimiś politycznymi czy religijnymi naleciałościami. Ot, taki ze mnie lubiący tradycję człowiek. I chodziło mi tylko o podpytanie czy jesteś w stanie uznać kogoś kto jest przeciwko różnorakim kwestiom homoseksualnym nie za homoFOBA..? Tak jak na przykład ja nie każdego człowieka religijnego od razu określam mianem "katola" czy każdego popierającego homoseksualistów za "lewaka"?
-
Wspomniałeś wcześniej o tym że podobnego jak ja argumentu używali przeciwnicy zezwalania kobietom na głosowanie. Wiem, że pogląd "kobiety nie powinny głosować" jest obecnie szykanowany i piętnowany jako szowinizm i faszyzm, ale zastanówmy się - dokąd nas ta zmiana jako społeczeństwo doprowadziła? "Odblokowała" kobiety też w innych sferach, i jak by na to nie patrzeć - obecnie łatwiej znaleźć chyba 20-letnią studentkę niż... mamę. Popatrz na to jaki mamy w naszym cywilizowanym, tolerancyjnym społeczeństwie przyrost naturalny - tak tragiczny, że niedługo muzułmanie nas zjedzą bo nasze kochane kobiety nie chcą rodzić dzieci. Odchodzimy od tradycyjnych zasad rządzących społeczeństwem, to są te zmiany o których mówię. I nie chcę w tym momencie namawiać do przywracania "starego porządku" - co się stało, to się nie odstanie. Ja raczej rad byłbym gdyby ludzie pomyśleli troche perspektywicznie i zastanowili się nad konsekwencjami jakie mogą w przyszłości przynieść obecne decyzje. Mam koleżankę która totalnie popiera całkowitą wolność - homoseksualne związki, otwarte związki, bezzwiązkowe związki (single zadowalający się okazjonalnym seksem z innymi singlami) - tyle że nie zastanawia się w ogóle nad tym jak to wpłynie na przyszły obraz społeczeństwa. Może zezwalając na coraz wiecej szykujemy sobie zgubę?
-
Gdzie choroby (albinizm, zespół Downa, szósty palec) a gdzie homoseksualizm? Nie jestem zacofańcem uważającym homoseksualizm za chorobę. Z drugiej strony, gdyby ktoś wpadł na pomysł żeby w jakiś sposób lansować "styl życia osób z zespołem Downa" (gdyby tylko cos takiego było!) to też byłbym przeciwny, bo... no, nie wiem doprawdy jak na to odpowiedzieć, bo nie spotkałem się nigdy z tego rodzaju aktywnoscią związaną z ludźmi z zespołem Downa co z homoseksualistami... Widziałem parady z hasłami "It's okay to be gay", ale nie widziałem ani jednej z hasłem "It's okay to have Down syndrome".
-
przyzwolenie a propagacja to dwie różne rzeczy. Z resztą ciężko propagować coś o czym nie decydujemy świadomie czyli orientacji seksualnej. To że będę widział gejów w tv, na paradach czy biorących ślub nie spowoduje tego że stanę się homoseksualny, to nie jest zaraźliwe choć niektórzy prawicowcy uważają inaczej. Wiem że to dwie różne rzeczy - obie mi nie odpowiadają. Co do dalszej części postu - nie całkiem mnie zrozumiałeś, albo świadomie chcesz wrzucić mnie do wora z szalejącymi prawicowcami. Mi nie przeszkadza to że sobie dwóch facetów mieszka razem, sypia razem. Ale na przykład przeszkadzałoby mi już gdyby taki układ zezwolono ukonstytuować prawnie i nazywać małżeństwem. I to nie dlatego, że ja się boję że od pojawienia się takich "małżeństw" sam nabiorę ochoty na kolegę z pracy. Chodzi raczej o to że jest to pewne odstępstwo od normy. Ostatnie dziesięciolecia upływają pod znakiem coraz większych odstępstw od tych norm i mi się to nie podoba. Nie mamy jeszcze możliwości stwierdzenia że takie zmiany nie wpłyną destrukcyjnie na społeczeństwo, bo za krótko mamy możliwość badania tych zmian, ale moim osądem kierują obawy mające nieco logiczniejsze podstawy niż irracjonalny strach przed "epidemią homoseksualizmu".
-
Ja mam brata geja. Sam jestem daleki od krzyczenia haseł w stylu "bij pedała". Jednocześnie jednak wcale nie podoba mi się pomysł przyzwolenia, przyklaśnięcia propagacji homoseksualnego stylu życia. Czy jestem homofobem? Ja się wcale nie "boję" homoseksualistów, mnie raczej niepokoją potencjalne zmiany społeczne mogące zajść w następstwie fali pewnych zmian których tolerancja homoseksualizmu jest częścią. "Odmienność budzi lęk" - to jest demagogiczne stwierdzenie, bo można go użyć w obie strony. Bo skoro budzi lęk, i to nie od wczoraj, to chyba jest to jakoś ewolucyjnie uzasadnione?
-
Jawnie jakbym swojego szefa słyszał, że za całe zło świata odpowiadają Żydzi i USA... :/
-
Dziękuję, skorzystam.
-
Bardzo interesująca teza. Masz coś na poparcie tego stwierdzenia czy mamy wierzyć na słowo?
-
Mobbing w pracy? Rzecz nieobca. Nie ze strony załogi, ekipę mamy zgraną, ale szef nas gnębi do potęgi. Od lat słyszymy narzekania że jest kryzys, że nie zarabiamy na nasze pensje i on musi do nas dokładać, co widząc jak sobie remontuje chałupę, kupuje nowy samochód i stawia saunę jest nieco irytujące. Gościu jest jawnie psychiczny i potrafi machnąć ręką jak ktoś zepsuje zlecenie za 1000 zeta za to pieprzyć jak nakręcony przez pół godziny kiedy ktoś zwali coś za 20 złotych. No i oczywiście wszystko musi być wykonywane DOKŁADNIE tak jak on sobie umyślił, nawet takie pierdoły jak odśnieżanie podjazdu pod firmą muszą być wykonywane według JEGO schematu (typu: nieważne że wygodniej jest odśnieżać w linii wschód/zachód bo śnieg wieje w oczy odśnieżając w linii północ/południe - ważne, że odsnieżając w linii północ/południe oszczędza się 2 minuty odśnieżania...). Facet jawnie nam mówi że pracujemy u niego tylko dlatego że niestety prace same się nie zrobią a on sam nie da rady wykonać pracy 8 osób. Koleś jest też skrajnym katolem i antysemitą, więc jego pogadanki o tym że całe zło na świecie to wina Żydów i gejów są na porządku dziennym. Ale... praca jest blisko i płaci relatywnie nieźle. Ma też, trzeba przyznać, momenty że daje się lubić. Ale przychodząc do pracy zawsze czujemy się jakbyśmy grali w rosyjską ruletkę - nigdy nie wiadomo co nas może danego dnia czekać, czy szefu będzie w nastroju euforycznym czy morderczym.
-
Nikt "online" ci nie zastąpi kontaktu w cztery oczy ze specjalistą który postawi diagnozę nie tylko po przedstawionych objawach ale też na podstawie obserwacji jak się zachowujesz itd.; ciężko się zebrać na wizytę bo to w pewnym sensie ostateczne potwierdzenie sobie że się jest "psychicznym" ale serio, warto.
-
Na Twoim miejscu rozważyłbym wizytę prywatną u psychiatry, czasem nie ma co żałować wydania pieniędzy bo zdrowie ważniejsze.
-
Ale są substancje które już po pierwszym zażyciu zmieniają Twoje życie o kilka stopni, co z tego że w samej substancji nie ma niczego złego jeżeli wszyscy wiedzą do czego służy. W samych skłonnościach do zabijania też nie ma niczego złego dopóki nie zacznie się zabijać? Ale ja nie mówię o takich substancjach co po pierwszym zażyciu wywracają na lewą stronę. Ja mówię o tym że dopóki czymś nie wpływasz negatywnie na swoje codzienne życie (i nie krzywdzisz tym innych, o czym nie wspominałem bo wydawało mi się oczywistością) to nie widzę problemu żeby to robić, i nieważne czy to jest palenie trawki czy chodzenie na dziwki czy skakanie ze spadochronem. Ty próbujesz demonizować.
-
Nie ma sprawy, szczerze mówiąc to bardziej chyba potrzebowałem to z siebie gdzieś wyrzucić niż żeby ktokolwiek się do tego jakkolwiek ustosunkowywał... W pewnym sensie podziwiam, patrząc na ten wątek dzisiaj sam się zastanawiam jak komukolwiek chciałoby się przebrnąć przez taką ścianę tekstu heh...
-
Wow chyba nigdzie w internecie nigdy mnie tak entuzjastycznie nie przywitano. Dziex ludzie :)
-
Przywitanie spóźnione, bo gdy zakładałem konto i pierwszy temat, to nie spodziewałem się że posiedzę tu dłużej niż kilka dni. Tymczasem... Okazało się że forum jest skarbnicą fachowej wiedzy, a użytkownicy są na poziomie. Przez kolejne tygodnie zdążyłem Was już trochę poznać i polubić. Zawsze starałem się nad sobą nie użalać, okazało się że jeszcze lepszą "terapią" niż popisanie o swoim problemie jest poczytanie o tym jak Wy mierzycie się ze swoimi. Za co jestem Wam wdzięczny bo od kilku tygodni to forum pomaga mi przetrwać kolejne dni. Coś o mnie? 29 lat, mieszkaniec podwarszawskiego zadupia. Trochę ponad rok temu owdowiały (jeśli można tak określić śmierć dziewczyny z którą nie podpisałem żadnego papierka w urzędzie ale spędziłem kilka lat). Stała praca, własne mieszkanie. I życie pełne stresu, pustki i denności. To w skrócie tyle - mam nadzieję że stopniowo coraz lepiej się poznamy. Pozdrawiam!
-
Fajnie to napisałeś ( cały swój post). Palenie codzienne to wielka nędza,ale sporadyczne( powiedzmy raz na miesiąc)?A jak któś wynosi z domu odkurzacz na sprzedaż bo nie ma hajsu,żeby zabakać to w ogóle brak słów(tylko współczuć takim ludziom i namawiać na konkretny odwyk) I choć to drugie( sporadyczne) to również nałóg ,ale czy aż tak wyniszczający jak co niektórzy twierdzą? W sensie tego ,że to uzależnienie ( u mnie) zapewne jest to złe ,ale nie przekraczam pewnych narzuconych sobie norm. Więc , jakbyś to widział Deader? Lub może kto inny? Dopóki nie wpływasz tym na swoje codzienne życie to moim zdaniem nie ma nic złego w żadnej substancji. Moim zdaniem trzeba rozróżnić dwa aspekty uzależnień: wyniszczanie psychiki i organizmu; mimo że zazwyczaj występują równocześnie to tyczą się dwóch różnych spraw. Pytasz czy trawa to nałóg tak wyniszczający jak co niektórzy twierdzą. Pytanie - w jakim aspekcie? Na pewno nie powoduje że tkanka zaczyna gnić żywcem jak u ładujących krokodyla. Ale za to bezsprzecznie degeneruje mózg. Więc od palenia zioła nie odpadną ci nogi, ale za to możesz osiągnąć punkt w którym nie będziesz miał siły chodzić do pracy lub wręcz pojawią się lęki które to uniemożliwią. A pracodawca prędzej zatrudni kogoś bez nogi niż kogoś kto do pracy nie przychodzi :) Myślę że na pytanie czy możesz palić możesz odpowiedzieć sobie tylko ty. Na pewno nie jestem jednym z tych ludzi którzy będą krzyczeć że trawa to zło i narzędzie szatana, bo po pierwsze sam paliłem a po drugie naprawdę sam tak nie uważam. Generalnie myślę że jest to jedna z bezpieczniejszych używek, ale trzeba mieć na uwadze że może mieć też negatywny wpływ na użytkownika.
-
10 lat paliłem MJ, z czego ostatnie 5 praktycznie codziennie, wypalałem 10g miesiecznie. Wpływa na życie na pewno inaczej niż choćby crack, ale jednak wpływa. Przestałem palić z dnia na dzień w ostatniego sylwestra. Nie powiem żeby przyszło mi to z jakąś wielką trudnością, nie siedziałem marząc całe dnie o tym żeby zapalić, teraz po trzech miesiacach abstynencji też nie odczuwam jakiejś potrzeby powrotu do palenia, wręcz przeciwnie. Więc głosy porównujące MJ do ciężkich substancji uważam za przesadzone. Jednocześnie, mimo względnie bezproblemowego z mojego punktu widzenia rzucenia jarania, za tak samo przesadzone uznaję głosy mówiące o zerowej szkodliwości marychy. Ostatnich kilku lat odmierzanych głównie kolejnymi skrętami po powrocie z pracy nikt mi nie zwróci. O wpływie na psychikę nie do końca chcę się wypowiadać bo te lata obfitowały też w mnogość innych beznadziejnych okoliczności i mój obecny stan to wypadkowa tego wszystkiego, natomiast definitywnie stwierdzam że palenie MJ ma w tym swój udział. Do tego osiedle z którego sie dwa lata temu wyprowadziłem przez lata dostarczało mi dowodów na to jak ludzie regularnie, non-stop palący - głupieją. Znałem kolesia który wynosił z domu sprzęty żeby mieć na zioło (wliczając takie egzotyki jak odkurzacz), dwóch innych ukradło z osiedlowego baru automat i w lesie gdzieś go rozbierali żeby miec na jaranie, chodzenie "na torby" było u nich normą... Tak więc i owszem, takie przypadki też się zdarzają. Wiadomo, że to margines, i że najczęsciej jednak zielarze się takich czynów nie dopuszczają, ja sam na swój nałóg zarabiałem całkowicie uczciwie i nie odwalałem po ziole krzywych akcji, ale... Skrajne postrzeganie tej substancji nie jest w porządku - w żadną stronę.
-
Ja mam pracę 8-16 i zapewniam że wieczorem bez problemu daje się znaleźć czas na piwo. Czasem aż za dużo :/
-
Jedne badania mówią to, a drugie tamto... Osobiście skłaniałbym się ku opinii że coś jest na rzeczy - z ludzi których znam ci zadowoleni z życią rekrutują się spośród tych hmm mniej skorych do refleksji nad życiem, a raczej nad najnowszym teledyskiem Dody czy kto tam jest teraz modny, a ci o większym potencjale inteligencji dostrzegający syf tego świata wykazują odstępstwa od zdrowia psychicznego.
-
O, właśnie czytam "Pętlę" :) Kupuj "Pierwszy krok w chmurach", pamiętam że mocno wpłynął na moje widzenie świata. Nie wiem tylko czy pozytywnie... A wczoraj skończyłem "Coś się stało" Hellera. Po raz któryś. To chyba najlepsza ksiażka świata według mnie. Gigantyczny monolog neurotycznego czterdziestolatka. Książka smutna, cieżka w czytaniu, ale jakże genialna. Przebija osławiony "Paragraf 22" moim skromnym zdaniem.